Wydarzenia


Ekipa forum
Evelyn Despenser
AutorWiadomość
Evelyn Despenser [odnośnik]09.12.23 16:50
Odnajdziesz drogę, córko lasu, czeka cię smutek i ból, a także wiele prób. Doświadczysz zdrady i straty, jednak twe nogi nie zboczą z kursu.
DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w Szkocji, nieopodal wsi Balmaha

Moi rodzice...
zginęli z mugolskich rąk w trakcie poszukiwań mojego brata bliźniaka, gdy miałam niespełna dwadzieścia trzy lata.
Mój papa, Philip, zajmował się hodowlą aetonanów, idąc drogą przodków. Był człowiekiem nad wyraz wyrozumiałym, sprawiedliwym i sumiennym, kierując się dobrocią, której w takim stopniu nie odnalazłam w nikim innym. Niestety los pokarał go magiczną demencją, która ujawniła się w najmniej spodziewanym momencie i postępowała szybciej niż ktokolwiek się spodziewał.
Moja matka, Nora, pochodziła z rodziny Bellów i nigdy do końca nie odnalazła się w nowym nazwisku, z czasem popadając w skrajność swych przekonań. Podobno swego czasu była ambitną łamaczką klątw, choć bezpośrednio nigdy nie opowiedziała mi tej części swojej przeszłości. Była kobietą twardą, wymagającą i z czasem poczęła się zatracać we własnym szaleństwie, którego gorycz nie raz i nie dwa poznałam na własnej skórze.

Lubiłam się bawić...
głównie z bratem i kuzynem, ganiając się po okolicznych lasach, wspinając na gałęzie rosłych drzew z których niejednokrotnie przyszło mi spaść, czym przyprawiałam matkę o siwe włosy. Uwielbiałam zabawy w chowanego, przynajmniej do momentu, aż schowałam się tak dobrze, że dopiero po kilku długich godzinach odnalazł mnie przerażony ojciec. Zaś w przypadku domowych uziemień odnajdowałam radość w gargulkach, które uwielbiał mój brat, ewentualnie magicznych szachach w których mój ojciec nie miał sobie równych.

Wychowałam się wśród...
gór, lasów i jezior do których po dziś dzień moje serce rwie się najmocniej. Niemniej na co dzień miałam styczność z czarodziejami, którzy pracowali w naszej hodowli, bądź ją odwiedzali, jak i również z mugolami, którzy zamieszkiwali najbliższą wioskę oddaloną paręnaście kilometrów od naszego domu. Nikt, prócz mej matki oczywiście, nie szufladkował ludzi względem ich zdolności.

Uchodziłam za...
dziecko ściągające na siebie każde możliwe nieszczęście, począwszy od dzikich zwierząt zamieszkujących okoliczne lasy, przez wielokrotne złamania, po nagminne, nieświadome podpalenia własnego łóżka, podczas nocy w których nawiedzały mnie koszmary, budząc nieokiełznaną jeszcze magię.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1938 szczególnie pamiętam...
niezadowolenie mojej matki, gdy bez namysłu postanowiłam obronić chłopca, którego w księgarni gnębiły starsze dzieciaki. W akcie heroizmu porwałam się z motyką na słońce, nie mogąc przewidzieć, że do wszystkiego włączy się mój brat, stając w mej obronie z godną podziwu zapalczywością. Niestety przez ten wybryk ostatnie dni przed rozpoczęciem szkoły odpokutowaliśmy rygorystycznym szlabanem, a ja nabyłam parę dodatkowych siniaków.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
byłam niezwykle marudna, głównie z powodu rozstania się ze zwierzętami, a przede wszystkim z niuchaczem, którego oczywiście zabrałabym ze sobą, ba, prawie mi się to udało, ale drań akurat tego dnia ukradł ukochane perły mojej matki, a ta w akcie desperacji przeprowadziła akcję poszukiwawczą godną rasowego detektywa, finalnie odnajdując stworzenie w mojej walizce – swoją drogą z tej okazji wysłała mi do szkoły pierwszego wyjca.

Kiedy byłam mała, marzyłam o...
podróży dookoła świata, by na własne oczy zobaczyć wszystkie fascynujące miejsca o których naczytałam się w książkach, których zbiory do tej pory piętrzą się w moim domu.

DORASTANIE

Uczęszczałam do Hogwartu, odnajdując swe miejsce w Hufflepuffie w latach 1938-1945


W szkole byłam uczniem
przesadnie ambitnym, przykładającym ogromną wagę do nauki, a jednocześnie niepokornym, skłonnym do psot i przewinień, mniejszych lub większych i zdawać się mogło, że zawsze uzasadnionych wyższą koniecznością.

W szkole najbardziej interesowało mnie
korzystanie z beztroski i poczucia wolności, której tak brakowało mi w domu.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
opieka nad magicznymi stworzeniami, co nie jest niespodzianką z uwagi na otoczenie w którym się wychowałam. Brylowałam na zajęciach, wyróżniając się wiedzą i zdolnościami, ale nie było to dla mnie niczym wyjątkowym, godnym pochwały, czy satysfakcjonującym, wszak miałam naturalnie lepszy start w tej dziedzinie.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
eliksiry, bezapelacyjnie. Teoria była prosta, tak prosta, że wydawało mi się iż nie ma szans, by coś zepsuć, ale jak już przeszliśmy do praktyki... cóż, osiwiałam na dobry tydzień, a moje czoło było w kolorze wściekłej śliwki. O reszcie incydentów wolałabym nie wspominać, ale kto widział, ten wie.

W szkole trzymałam się z...
niewielkim, zaufanym gronem. Większość czasu poświęcałam nauce, to też prędko znalazłam osobę, która była jej oddana w równym stopniu, co ja, nawiązując specyficzną więź. W przypadku moich występków zawsze potrafiłam znaleźć partnera do zbrodni, o ile był mi on niezbędny do wykonania planowanej misji. Poza tym starałam się unikać swojego bliźniaka, więc każdy jego nieprzyjaciel automatycznie stawał się moim sojusznikiem.

W szkole byłam odbierana jako...
osoba wycofana i owiana tajemnicą. Niechętnie wychodziłam z własną inicjatywą, nie dzieliłam się wiedzą, nie proponowałam pomocy i nie zwykłam uczestniczyć w dormitoriowych spędach. Miałam własny świat, cele i potrzeby, które realizowałam w swoim zakresie, starając się przy tym jak najmniej wpływać na życie innych.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
trzymał się w sztywnych normach wyznaczonego przez szkołę statutu, ponieważ uwielbiałam naginać reguły pod własne potrzeby.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
osiągać własne cele, rzadko skupiając się na innych, o ile jawnie nie poprosili mnie o wsparcie. Jedynie akty przemocy - psychicznej, czy fizycznej - stanowiły dla mnie istny zapalnik do gwałtownej reakcji.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
przypominam sobie, że było ich więcej, niż mogłam się spodziewać i choć w pierwszych latach wyłgiwałam się na piękne oczy, tak w kolejnych już się na mnie poznano, do tego stopnia, że odsiadywałam również za niewinność, czego świetnym przykładem było obarczenie mnie winą o sabotowanie meczu quidditcha, ku mojemu wielkiemu oburzeniu, bo do tej pory uważam, że winnym był tu jedynie bufon, który ważył się drażnić lelka na ostatnich zajęciach i to podbite oko mu się po prostu należało.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
zaczynam twierdzić, że moja nadgorliwa matka wielbiła je słać dla swojej własnej satysfakcji, wszak nie było miesiąca w którym nie dostałabym co najmniej trzech, lekką ręką licząc. Szczęście w nieszczęściu, z czasem przyzwyczaiłam się do otrzymywania złowieszczych listów, podobnie jak większość osób, które towarzyszyły mi przy ich otwieraniu.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
nie zdarzało się to zbyt często, a przynajmniej dopóki nie przemyciłam ze sobą swojego niuchacza na trzecim roku, od tamtej pory regularnie spędzałam noce na poszukiwaniach mojego bandyty, odnajdując go najczęściej przy sztućcach, które już - ku zwierzęcej rozpaczy - nie mieściły się do wyładowanej po brzegi torby.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
nie zaglądałam tam nagminnie, choć jeśli istniała taka potrzeba - niezależnie, czy bezpośrednio moja, czy innego towarzysza przygód - włamywałam się dzielnie między przepastne regały. Do dziś nie wiem po co mi to było, tym bardziej, że choć wiele strzępków informacji udało mi się przeczytać, tak nic nie było szczególnie warte zapamiętania.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
przypominam sobie noce, gdy wychodziłam ukradkiem, by zajrzeć do magicznych stworzeń, a już szczególnie wspominam noc, podczas której poszłam odszukać rannego wozaka, jednak przemycenie go do dormitorium nie było najlepszym pomysłem. Drań nauczył nas wszystkie kląć do tego stopnia, że straciłyśmy przez to kilkanaście cennych punktów.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
niezliczoną ilość zwierząt przewijającą się przez naszą wspólną przestrzeń i zaskakująco nieskazitelny porządek w całym tym chaosie. Skoro sprowadzałam im na głowę niespodziewanych gości, to chociaż starałam się tę niedogodność wynagrodzić rutynowymi porządkami.

DOJRZAŁOŚĆ

Zajęłam się czynną pomocą w rodzinnej hodowli aetonanów, którą chcąc nie chcąc przejęłam wraz z całym rodzinnym dobytkiem na przełomie 1949/1950 r. Dodatkowo od grudnia 1949r. stałam się likantropem z winy brata bliźniaka, co pokrzyżowało mi szyki względem planów na przyszłość, zatrzymując mnie w miejscu na długie lata.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
ludzi wszelkiej maści, od własnych pomagierów, przez dostawców, kontrahentów, kupców, po tych, którzy szukają u mnie pomocy dla swoich stworzeń.

Odpoczywam...
co robię? Jeśli już jakimś cudem zdarzy mi się nie gonić za obowiązkami niemożliwymi do wykonania w trakcie zbyt krótkiej doby, spędzam czas na czytaniu książek przy szklance dobrego trunku, latem na ganku, zimą przed kominkiem, a niezależnie od pory roku - z kotem na kolanach i niuchaczem na ramieniu. W dawnych latach, gdy jeszcze nie uważałam większości obcych ludzi za idiotów, lubiłam chadzać na tańce, gdzie zresztą przyszło mi się nauczyć grać w kościanego pokera (i oszukiwać, ale tu akurat nie ma się czym chwalić).

Obracam się w towarzystwie...
możliwie najbardziej różnorodnym, ponieważ cenię ludzi, którzy stają na przekór trudnościom losu i z uporem pokonują wszystkie kłody rzucane pod nogi - a to oznacza dość szeroki potencjał osobistości. Nie skupiam się zaś na nawiązywaniu relacji międzyludzkich z których mogę czerpać jedynie uzysk i nic poza tym, traktuję je po prostu jako element mojej pracy, który wymaga ode mnie zachowania zgoła innego od tego, którym emanuję na co dzień i szczerze przyznaję, że tu moje zainteresowanie jest skrzętnie skleconą obłudą, która jak dotąd mnie nie zawiodła.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
nie są one zwrócone ku żadnej ze stron, wręcz uważam, że obie organizacje mają krew na rękach, różniąc się jedynie powierzchowną ideologią za którą ślepo podążają. Szanuję życie każdego człowieka, niezależnie od drzemiącej w nim krwi, czy nabytego z narodzinami pochodzenia. Działam zgodnie z tym, co czuję i póki nikt mnie nie niepokoi, nie wydaję piętnujących osądów.

Mieszkam...
tam, gdzie się wychowałam - na szkockim wzgórzu Conic Hill, w towarzystwie malowniczego jeziora Loch Lomond, w okolicach niewielkiej wioski Balmaha. Dom jest skromny, dostosowałam go pod siebie na tyle, na ile było to możliwe, i zwykle (o ile nie napadnie mnie nagły szał sprzątania) panuje tam chaos nieporządku, który wynika głównie z natłoku pracy, potrzeb okolicznościowych i przede wszystkim narzuconego sobie tempa.

Podziwiam...
nie ludzi, a naturę, wszak to ją odkrywam najdłużej i to ona wciąż potrafi mnie zaskakiwać. Jeśli zaś chodzi o osoby, to z pewnością podziwiałam własnego ojca, za jego dobroć, cierpliwość i oddanie względem rodziny, której poświęcał każdą wolną chwilę, niezależnie od poziomu zmęczenia po całym dniu wycieńczającej pracy, co doceniam jeszcze bardziej, odkąd sama zaczęłam nieść to brzemię na barkach.

Budzę niechęć wśród...
osób o wąskich horyzontach, a przede wszystkim tych, którym przeszkadza kobieta sprawująca stanowisko właściciela hodowli.

Sprawiam wrażenie...
apodyktycznej, silnej (i upartej) na tyle, by przenosić góry, nieufnej, chorobliwie chroniącej własną prywatność, niechętnej do czczych rozmów, pracowitej ponad normę.

Prowadzę się...
skromnie, po prostu. W swoim małym świecie mogę tworzyć pożary, tornada i tragizmy wszelakie, jednak one nigdy nie wychodzą poza strefę ziem na których przyszło mi żyć i poza grono, które zna mnie na co dzień. Mugolscy sąsiedzi z okolicznej wioski uznają mnie za dziwadło, próbując dopatrywać się we mnie czegoś, czego i tak ich umysły nie potrafiłyby pojąć, ale wioska, jak to wioska, rządzi się swoimi prawami i plotkami. Pilnuję się na tyle, by nie dać pożywki dla ludzkich hien żądnych plotek i wścibskich komentarzy.

Zwiedziłam...
z uwagi na charakter mojej pracy zwiedziłam znaczną ilość hodowli aetonanów, licząc niestety jedynie te do których można się najszybciej i najprościej dostać, dlatego też Szkocja, Anglia, Walia i Irlandia są jedynymi krajami, które przyszło mi odwiedzić.

POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.

Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
tak po prawdzie wszystko zależy od tego, kogo się zapyta - jedni powiedzą, że jestem wymagającą, wredną jędzą, inni, że niezniszczalną skałą, a jeszcze inni będą swoje bajki pisać.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałam...
mogli słyszeć o mojej hodowli, ewentualnie znać mój adres od kogoś, kto polecił mnie w kontekście wiedzy na temat magicznych stworzeń, w końcu nie raz i nie dwa przyjmowałam osobniki wymagające szczególnej opieki w wyniku poniesionych ran, czy krzywd na podłożu psychicznym.

W moim życiu pomawiano mnie o...
wszystko i nic tak po prawdzie. Ludzie lubią plotkować i jeżeli się uprą, to zawsze coś wymyślą. Byłam już niedołężną sierotą, umęczoną wdową, ba, niemagiczni nazywali mnie bestią z lasu, wiedźmą zjadającą niemowlęta, wróżką, clootie. Tak po prawdzie najwięcej wymyślnych rzeczy przypisywali mi z reguły Szkoci, nie dziwię się, nasze ludowe wierzenia starają się tłumaczyć mugolom wiele widziadeł.

DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Evelyn Despenser  Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Evelyn Despenser
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach