Pracownia
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Pracownia
Choć należy przede wszystkim do ojca Yany, również ona często z niej korzysta, ilekroć coś tworzy. Znajdują się tu różne komponenty do talizmanów i biżuterii, odczynniki alchemiczne, a także inne ingrediencje, ponieważ pomieszczenie nadaje się również do warzenia eliksirów. Znajduje się na parterze, na spokojnych tyłach domu, dzięki czemu łatwo tu o ciszę i skupienie.
| początek sierpnia
Pracownia jak zwykle była cicha i spokojna, przesiąknięta wonią rozmaitych odczynników oraz surowców alchemicznych. Yana po raz pierwszy znalazła się tu jeszcze za młodszych lat; ojciec słusznie uznał, że zapoznanie jej ze swoim światem będzie miało zbawienną moc powściągnięcia najmłodszej latorośli i skupienia jej uwagi na czymś innym niż zabawy z braćmi i irytowanie matki. W każde letnie wakacje, kiedy wracała z Hogwartu do domu, często przyglądała się pracy ojca, ucząc się od niego. Vincent Blythe kontynuował to, na czym Blythe’owie od wieków znali się najlepiej, był więc uznanym wytwórcą biżuterii i talizmanów, o bogatej wiedzy i ilości klientów wystarczającej, by zarobić na utrzymanie rodziny na przyzwoitym poziomie.
Choć jako nieletnia nie mogła czarować, mogła obserwować, słuchać i podawać różne rzeczy. Po osiągnięciu wieku pełnoletniości mogła zacząć sama uczyć się tworzyć talizmany oraz biżuterię już w praktyce, choć nie od razu zdecydowała się jednoznacznie z tym związać, próbując najpierw kursu alchemicznego, a potem, bardzo krótko, kursu na klątwołamacza – choć żadnego nie ukończyła. Zdobyta tam wiedza nie poszła jednak na marne, bo do tworzenia talizmanów przydawały się zarówno umiejętności alchemiczne, jak i runiczne. Z wiedzy zdobytej od ojca, w Hogwarcie, na kursach oraz z własnej nauki z ksiąg cegiełka po cegiełce budowała swoje umiejętności, choć zdawała sobie sprawę, że miną lata, nim dorówna ojcu, który bądź co bądź zaczął tworzyć w czasach, kiedy jej nie było jeszcze w ogóle na świecie.
Nie zrażała się jednak tym, że nauka była mozolna i długotrwała. Ostatecznie nie musiała utrzymywać się w pełni samodzielnie, nadal była pod opieką ojca i mogła pozwolić sobie na to, żeby się uczyć i doskonalić, z każdą kolejną sztuką biżuterii lub talizmanem, z każdą przeczytaną księgą wiedząc coraz więcej. Nawet popełnianie błędów czegoś uczyło, a nie dało się ich uniknąć w procesie nauki, bo wciąż daleko było jej do poziomu mistrzostwa.
Ojciec miał swoich stałych klientów, czasem pojawiali się i nowi. Yana z reguły tworzyła dla swoich znajomych, ale gdy ojciec miał dużo zleceń, prosił ją, żeby mu pomogła i wykonała prostsze zamówienia nie wymagające wysoce zaawansowanej wiedzy, której jeszcze nie posiadła. Nie odmawiała, tym bardziej że w ostatnich tygodniach, które upłynęły od mającej miejsce w czerwcu śmierci jej starszego brata, Fabiana, potrzebowała odskoczni od trudnych emocji i ponurych myśli, i zamykała się w pracowni częściej niż kiedykolwiek. Tworzenie, czy to talizmanu, czy sztuki biżuterii nie posiadającej dodatkowych funkcji poza ozdobną, wymagało pełnego skupienia, co sprzyjało odpychaniu od siebie wszystkiego, co niewygodne, trudne lub przykre.
Tego dnia ojciec opuścił dom, by osobiście dostarczyć wykonany przez siebie przedmiot do jakiegoś ważnego klienta, Yana miała więc pracownię tylko dla siebie. Doskonale wiedziała, co gdzie się znajduje, każdy przedmiot, każdy komponent miał swoje miejsce; w przeciwieństwie do swojego pokoju, gdzie często panował rozgardiasz, tutaj zawsze starała się pilnować porządku.
Dzięki ojcu dość dobrze znała się na surowcach ziemskich, to on już przed laty nauczył ją rozpoznawać skały, minerały czy metale. Rzemiosło, któremu się oddawali, wymagało wszechstronnej wiedzy, bo oprócz znajomości surowców musiała mieć wiedzę alchemiczną, a także znać runy. Niestety nie miała jeszcze na tyle zaawansowanej wiedzy w tej materii, by tworzyć trudniejsze talizmany wymagające wyższej znajomości run, jednak runa dziesiątej muzy jak najbardziej była w jej zasięgu.
Miała ją wykonać na zamówienie dla dawnej znajomej z lat szkolnych, która była młodą, dopiero próbującą zaistnieć artystką i poszukiwała czegoś, co wzmocni jej talenty i uzdolnienia, i pomoże zabłysnąć. Talizman miał jednocześnie pełnić funkcję ozdobną i oprócz właściwości magicznych być dekoracyjną błyskotką. Nie stanowiło to dla Yany wielkiego problemu, bo potrafiła tworzyć biżuterię ozdobną i zawsze starała się, żeby jej talizmany nie były przypadkowymi, niechlujnymi zlepkami baz i serc, a miały jakiś wygląd i mogły stanowić ozdobę.
Najpierw zaczęła od znalezienia receptury, a później odpowiednich materiałów. Talizman musiał zawierać w sobie labradoryt i cynk, jednak pozostałe składniki mogła dobrać według uznania. Czasem eksperymentowała z komponentami, które nie były narzucone recepturą, testując które surowce lepiej współgrały z tym, co stanowiło trzon danego talizmanu, zarówno jeśli chodzi o walory estetyczne, jak i magię danego tworu. Tym razem do labradorytu i cynku postanowiła dobrać apatyt oraz pióra memortka, a jako odczynnik – wyciąg z wroniego oka.
Za pomocą odpowiednich narzędzi starannie i precyzyjnie obrobiła i oszlifowała kamienie. Trochę to trwało, ponieważ starała się zrobić to dokładnie. Odtwarzała czynności, których nauczył ją ojciec. Kiedy kamienie były już gotowe, alchemiczną magią i korzystając z odczynnika musiała stopić ze sobą bazy tak, by nie stanowiły luźnych elementów, a jedną całość. Wpasowała w nią także obrobiony apatyt, wokół którego równomiernie i schludnie rozmieściła małe piórka z brzuszka i grzbietu memortka, które koliście ułożone miały stanowić błękitną obwódkę. Przez cały czas musiała pracować bardzo uważnie i precyzyjnie, by uniknąć błędów, zarówno tych poważniejszych mogących mieć wpływ na magię talizmanu, jak i tych mniej poważnych, które może nie zmienią właściwości, ale zniszczą estetyczny zamysł całości. A jej znajoma, jako artystyczna dusza, na pewno o wiele bardziej doceni ładny talizman, który będzie mogła nosić jako piękną ozdobę, niż brzydki zlepek, który ze wstydem będzie kryć pod ubraniem. Yana nie chciała być wiązana z czymś, co jest brzydkie i niedokładne. Dlatego też nie pracowała po łebkach, była gotowa poświęcić nawet i kilka godzin, żeby dobrze dopracować wszystkie detale i szczegóły. Nie spieszyła się z łączeniem elementów, poświęcając każdej czynności tyle czasu, ile było potrzebne, żeby wszystko łączyło się w harmonijną całość, posiadającą zarówno pożądane działanie wzmacniające talent osoby, która go nałoży, jak i estetykę.
Postanowiła wykonać talizman w formie naszyjnika, który będzie można nosić na łańcuszku na szyi. Nie był on duży, w całości miał średnicę mniej więcej czterech, pięciu centymetrów. Nim składniki zastygły starannie wyryła odpowiednie runy, które miały napełnić je energią i uzupełnić naturalne moce scalonych ze sobą komponentów. Także to zrobiła schludnie, by całość pozostawała estetyczna i dekoracyjna – nie tylko talizman, ale i naszyjnik w jednym. Żeby jednak nie było od razu widać, że jest to talizman magiczny i żeby nikt później nie zarzucił posiadaczce owego artefaktu tego, że oszukuje, wspomagając talent runiczną magią, starała się zakamuflować runy i dlatego umieściła je na odwrocie. Musiała jeszcze ostrożnie przytwierdzić uchwyt, przez który będzie można przeciągnąć łańcuszek, aby zawiesić talizman na szyi.
Całość zajęła jej kilka godzin, kiedy kończyła, był już wieczór. Wiedziała też, że musi pozostawić talizman na całą noc w blasku księżyca; całe szczęście latem noce często bywały bezchmurne, więc nie było z tym problemu. Położyła talizman na parapecie okiennym w takim miejscu, żeby przedmiot mógł zostać skąpany przez księżycowe światło, które uzupełni naturalną moc surowców oraz run. Dobry talizman wymagał dbałości o wiele elementów, co zawsze podkreślał jej ojciec kiedy ją uczył, i Yana każdorazowo musiała o nich pamiętać, aby tworzone przez nią przedmioty posiadały właściwą im moc i nie były bezużyteczne, albo, co gorsza, nie wykazywały działań niepożądanych.
Zostawiła talizman na parapecie i zabrała się za uprzątnięcie blatu, przy którym pracowała z pyłu pozostałego po szlifowaniu kamieni oraz z innych odpadów, które powstawały podczas procesu tworzenia. Później udała się do swojego pokoju, zamierzając do talizmanu wrócić nazajutrz. Tak też zrobiła; powróciła do pracowni następnego dnia i uważnie obejrzała swoje dzieło. Skoro wszystko było już gotowe, mogła zatem wysłać list do przyszłej właścicielki talizmanu i umówić się na spotkanie w celu przekazania go oraz zapłaty za swoją pracę. Miała nadzieję, że jej znajoma artystyczna dusza odnajdzie w talizmanie z runą dziesiątej muzy użytek i że owa błyskotka pomoże jej wydobyć ze swojego talentu to, co było w nim najlepsze i dzięki temu osiągnie sukces, którego tak pragnęła. Yana nigdy nie miała talentu do malowania czy gry na instrumentach (potrafiła grać co najwyżej na nerwach), ale sztuka tworzenia talizmanów i biżuterii była czymś, co przemawiało do niej o wiele bardziej i w czym radziła sobie znacznie lepiej niż w sztukach pięknych. Ale rozumiała że różni ludzie mieli różne zdolności, ona robiła użytek ze swoich, pielęgnowała je, a przy okazji zarabiała na swoje drobne wydatki, dzięki czemu nie musiała każdorazowo prosić ojca o pieniądze, gdy chciała sobie coś kupić.
Przekazanie talizmanu potoczyło się pomyślnie; Yana spotkała się z koleżanką-artystką i dokonały transakcji, wskutek czego artystyczna dusza weszła w posiadanie magicznego talizmanu, a panna Blythe stosownej do wykonanego zlecenia sumy monet. Na koniec Yana poinstruowała ją odnośnie magii talizmanu i jego użytkowania, a także życzyła jej udanego tworzenia. Później mogła wrócić do domu i do swoich zajęć.
| zt.
Pracownia jak zwykle była cicha i spokojna, przesiąknięta wonią rozmaitych odczynników oraz surowców alchemicznych. Yana po raz pierwszy znalazła się tu jeszcze za młodszych lat; ojciec słusznie uznał, że zapoznanie jej ze swoim światem będzie miało zbawienną moc powściągnięcia najmłodszej latorośli i skupienia jej uwagi na czymś innym niż zabawy z braćmi i irytowanie matki. W każde letnie wakacje, kiedy wracała z Hogwartu do domu, często przyglądała się pracy ojca, ucząc się od niego. Vincent Blythe kontynuował to, na czym Blythe’owie od wieków znali się najlepiej, był więc uznanym wytwórcą biżuterii i talizmanów, o bogatej wiedzy i ilości klientów wystarczającej, by zarobić na utrzymanie rodziny na przyzwoitym poziomie.
Choć jako nieletnia nie mogła czarować, mogła obserwować, słuchać i podawać różne rzeczy. Po osiągnięciu wieku pełnoletniości mogła zacząć sama uczyć się tworzyć talizmany oraz biżuterię już w praktyce, choć nie od razu zdecydowała się jednoznacznie z tym związać, próbując najpierw kursu alchemicznego, a potem, bardzo krótko, kursu na klątwołamacza – choć żadnego nie ukończyła. Zdobyta tam wiedza nie poszła jednak na marne, bo do tworzenia talizmanów przydawały się zarówno umiejętności alchemiczne, jak i runiczne. Z wiedzy zdobytej od ojca, w Hogwarcie, na kursach oraz z własnej nauki z ksiąg cegiełka po cegiełce budowała swoje umiejętności, choć zdawała sobie sprawę, że miną lata, nim dorówna ojcu, który bądź co bądź zaczął tworzyć w czasach, kiedy jej nie było jeszcze w ogóle na świecie.
Nie zrażała się jednak tym, że nauka była mozolna i długotrwała. Ostatecznie nie musiała utrzymywać się w pełni samodzielnie, nadal była pod opieką ojca i mogła pozwolić sobie na to, żeby się uczyć i doskonalić, z każdą kolejną sztuką biżuterii lub talizmanem, z każdą przeczytaną księgą wiedząc coraz więcej. Nawet popełnianie błędów czegoś uczyło, a nie dało się ich uniknąć w procesie nauki, bo wciąż daleko było jej do poziomu mistrzostwa.
Ojciec miał swoich stałych klientów, czasem pojawiali się i nowi. Yana z reguły tworzyła dla swoich znajomych, ale gdy ojciec miał dużo zleceń, prosił ją, żeby mu pomogła i wykonała prostsze zamówienia nie wymagające wysoce zaawansowanej wiedzy, której jeszcze nie posiadła. Nie odmawiała, tym bardziej że w ostatnich tygodniach, które upłynęły od mającej miejsce w czerwcu śmierci jej starszego brata, Fabiana, potrzebowała odskoczni od trudnych emocji i ponurych myśli, i zamykała się w pracowni częściej niż kiedykolwiek. Tworzenie, czy to talizmanu, czy sztuki biżuterii nie posiadającej dodatkowych funkcji poza ozdobną, wymagało pełnego skupienia, co sprzyjało odpychaniu od siebie wszystkiego, co niewygodne, trudne lub przykre.
Tego dnia ojciec opuścił dom, by osobiście dostarczyć wykonany przez siebie przedmiot do jakiegoś ważnego klienta, Yana miała więc pracownię tylko dla siebie. Doskonale wiedziała, co gdzie się znajduje, każdy przedmiot, każdy komponent miał swoje miejsce; w przeciwieństwie do swojego pokoju, gdzie często panował rozgardiasz, tutaj zawsze starała się pilnować porządku.
Dzięki ojcu dość dobrze znała się na surowcach ziemskich, to on już przed laty nauczył ją rozpoznawać skały, minerały czy metale. Rzemiosło, któremu się oddawali, wymagało wszechstronnej wiedzy, bo oprócz znajomości surowców musiała mieć wiedzę alchemiczną, a także znać runy. Niestety nie miała jeszcze na tyle zaawansowanej wiedzy w tej materii, by tworzyć trudniejsze talizmany wymagające wyższej znajomości run, jednak runa dziesiątej muzy jak najbardziej była w jej zasięgu.
Miała ją wykonać na zamówienie dla dawnej znajomej z lat szkolnych, która była młodą, dopiero próbującą zaistnieć artystką i poszukiwała czegoś, co wzmocni jej talenty i uzdolnienia, i pomoże zabłysnąć. Talizman miał jednocześnie pełnić funkcję ozdobną i oprócz właściwości magicznych być dekoracyjną błyskotką. Nie stanowiło to dla Yany wielkiego problemu, bo potrafiła tworzyć biżuterię ozdobną i zawsze starała się, żeby jej talizmany nie były przypadkowymi, niechlujnymi zlepkami baz i serc, a miały jakiś wygląd i mogły stanowić ozdobę.
Najpierw zaczęła od znalezienia receptury, a później odpowiednich materiałów. Talizman musiał zawierać w sobie labradoryt i cynk, jednak pozostałe składniki mogła dobrać według uznania. Czasem eksperymentowała z komponentami, które nie były narzucone recepturą, testując które surowce lepiej współgrały z tym, co stanowiło trzon danego talizmanu, zarówno jeśli chodzi o walory estetyczne, jak i magię danego tworu. Tym razem do labradorytu i cynku postanowiła dobrać apatyt oraz pióra memortka, a jako odczynnik – wyciąg z wroniego oka.
Za pomocą odpowiednich narzędzi starannie i precyzyjnie obrobiła i oszlifowała kamienie. Trochę to trwało, ponieważ starała się zrobić to dokładnie. Odtwarzała czynności, których nauczył ją ojciec. Kiedy kamienie były już gotowe, alchemiczną magią i korzystając z odczynnika musiała stopić ze sobą bazy tak, by nie stanowiły luźnych elementów, a jedną całość. Wpasowała w nią także obrobiony apatyt, wokół którego równomiernie i schludnie rozmieściła małe piórka z brzuszka i grzbietu memortka, które koliście ułożone miały stanowić błękitną obwódkę. Przez cały czas musiała pracować bardzo uważnie i precyzyjnie, by uniknąć błędów, zarówno tych poważniejszych mogących mieć wpływ na magię talizmanu, jak i tych mniej poważnych, które może nie zmienią właściwości, ale zniszczą estetyczny zamysł całości. A jej znajoma, jako artystyczna dusza, na pewno o wiele bardziej doceni ładny talizman, który będzie mogła nosić jako piękną ozdobę, niż brzydki zlepek, który ze wstydem będzie kryć pod ubraniem. Yana nie chciała być wiązana z czymś, co jest brzydkie i niedokładne. Dlatego też nie pracowała po łebkach, była gotowa poświęcić nawet i kilka godzin, żeby dobrze dopracować wszystkie detale i szczegóły. Nie spieszyła się z łączeniem elementów, poświęcając każdej czynności tyle czasu, ile było potrzebne, żeby wszystko łączyło się w harmonijną całość, posiadającą zarówno pożądane działanie wzmacniające talent osoby, która go nałoży, jak i estetykę.
Postanowiła wykonać talizman w formie naszyjnika, który będzie można nosić na łańcuszku na szyi. Nie był on duży, w całości miał średnicę mniej więcej czterech, pięciu centymetrów. Nim składniki zastygły starannie wyryła odpowiednie runy, które miały napełnić je energią i uzupełnić naturalne moce scalonych ze sobą komponentów. Także to zrobiła schludnie, by całość pozostawała estetyczna i dekoracyjna – nie tylko talizman, ale i naszyjnik w jednym. Żeby jednak nie było od razu widać, że jest to talizman magiczny i żeby nikt później nie zarzucił posiadaczce owego artefaktu tego, że oszukuje, wspomagając talent runiczną magią, starała się zakamuflować runy i dlatego umieściła je na odwrocie. Musiała jeszcze ostrożnie przytwierdzić uchwyt, przez który będzie można przeciągnąć łańcuszek, aby zawiesić talizman na szyi.
Całość zajęła jej kilka godzin, kiedy kończyła, był już wieczór. Wiedziała też, że musi pozostawić talizman na całą noc w blasku księżyca; całe szczęście latem noce często bywały bezchmurne, więc nie było z tym problemu. Położyła talizman na parapecie okiennym w takim miejscu, żeby przedmiot mógł zostać skąpany przez księżycowe światło, które uzupełni naturalną moc surowców oraz run. Dobry talizman wymagał dbałości o wiele elementów, co zawsze podkreślał jej ojciec kiedy ją uczył, i Yana każdorazowo musiała o nich pamiętać, aby tworzone przez nią przedmioty posiadały właściwą im moc i nie były bezużyteczne, albo, co gorsza, nie wykazywały działań niepożądanych.
Zostawiła talizman na parapecie i zabrała się za uprzątnięcie blatu, przy którym pracowała z pyłu pozostałego po szlifowaniu kamieni oraz z innych odpadów, które powstawały podczas procesu tworzenia. Później udała się do swojego pokoju, zamierzając do talizmanu wrócić nazajutrz. Tak też zrobiła; powróciła do pracowni następnego dnia i uważnie obejrzała swoje dzieło. Skoro wszystko było już gotowe, mogła zatem wysłać list do przyszłej właścicielki talizmanu i umówić się na spotkanie w celu przekazania go oraz zapłaty za swoją pracę. Miała nadzieję, że jej znajoma artystyczna dusza odnajdzie w talizmanie z runą dziesiątej muzy użytek i że owa błyskotka pomoże jej wydobyć ze swojego talentu to, co było w nim najlepsze i dzięki temu osiągnie sukces, którego tak pragnęła. Yana nigdy nie miała talentu do malowania czy gry na instrumentach (potrafiła grać co najwyżej na nerwach), ale sztuka tworzenia talizmanów i biżuterii była czymś, co przemawiało do niej o wiele bardziej i w czym radziła sobie znacznie lepiej niż w sztukach pięknych. Ale rozumiała że różni ludzie mieli różne zdolności, ona robiła użytek ze swoich, pielęgnowała je, a przy okazji zarabiała na swoje drobne wydatki, dzięki czemu nie musiała każdorazowo prosić ojca o pieniądze, gdy chciała sobie coś kupić.
Przekazanie talizmanu potoczyło się pomyślnie; Yana spotkała się z koleżanką-artystką i dokonały transakcji, wskutek czego artystyczna dusza weszła w posiadanie magicznego talizmanu, a panna Blythe stosownej do wykonanego zlecenia sumy monet. Na koniec Yana poinstruowała ją odnośnie magii talizmanu i jego użytkowania, a także życzyła jej udanego tworzenia. Później mogła wrócić do domu i do swoich zajęć.
| zt.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
|7 września
Plan dnia ostatnimi czasy był dość obciążający, jak i ciasny. Kolejna katastrofa zachwiała naturalnym porządkiem i tak wzburzonej magii. Sama myśl o tym sprawiała, że zmarszczka między brwiami się pognębiała. Stawiało ją to w dość wyzywającej sytuacji. Prowadziła w końcu swoją własną działalność, lecz wciąż była mało znanym numerologiem i w zasadzie przeciętną geomantką. Zapotrzebowanie było jednak większe niż ilość świadczących usług czarodziei. Trudno było odmawiać zleceń, kiedy widziało się niepokój w spojrzeniu klienta wraz z determinacją w postawie. Nie wspominając o zapłacie. Trochę wstyd było przed sobą przyznać, lecz ten ostatni element sprawiał, że brała na siebie więcej zobowiązań niż zazwyczaj. Zbliżała się w końcu zima. Niechętnie zastanawiała się również nad przeprowadzką. Życie w odosobnieniu nie było już tak bezpieczne, jak jeszcze pięć lat temu. Uśmiechnęła się subtelnie do własnej myśli tym samym ją przerywając.
Zapukała do drzwi przed sobą strzepując zbłąkany listek z wierzchu popielatej szaty. Wystawał z pod niej kołnierzyk białej koszuli zapięty pod szyją. Miała na sobie też czarną spódnicę do połowy łydki. Wystawała spod niej para równie ciemnych trzewików. Dopełnieniem ubioru był skromny oliwkowy kapelusz z krótkim, cętkowanym bażancim piórkiem. Schludny, elegancki ubiór sprawiał, że wyglądała profesjonalnie. Lubiła to poczucie.
- Och, Yana... - Nie spodziewała się, że młoda czarownica jej otworzy drzwi, lecz w ogóle jej to nie zraziło. Czasem tak było. Życzliwy uśmiech Riany kontrastował z ciemnymi cieniami pod oczami - Mogę wejść? Byłam umówiona na dziś z twoim ojcem. Mam do odebrania dwie broszki i bransoletkę oraz nowe zamówienie do omówienia. - wyjaśniła spokojnie. Podczas tego krótkiego monologu, względnie dyskretnie podwinęła rękaw na lewym ramieniu by sprawdzić godzinę. Nie spóźniła się. Nie żeby jej się to zdarzyło, lecz tak właściwie czuła, że potrzebowała wydłużyć dobę do kolejne dziesięć lub piętnaście godzin by czuła się swobodniej.
Plan dnia ostatnimi czasy był dość obciążający, jak i ciasny. Kolejna katastrofa zachwiała naturalnym porządkiem i tak wzburzonej magii. Sama myśl o tym sprawiała, że zmarszczka między brwiami się pognębiała. Stawiało ją to w dość wyzywającej sytuacji. Prowadziła w końcu swoją własną działalność, lecz wciąż była mało znanym numerologiem i w zasadzie przeciętną geomantką. Zapotrzebowanie było jednak większe niż ilość świadczących usług czarodziei. Trudno było odmawiać zleceń, kiedy widziało się niepokój w spojrzeniu klienta wraz z determinacją w postawie. Nie wspominając o zapłacie. Trochę wstyd było przed sobą przyznać, lecz ten ostatni element sprawiał, że brała na siebie więcej zobowiązań niż zazwyczaj. Zbliżała się w końcu zima. Niechętnie zastanawiała się również nad przeprowadzką. Życie w odosobnieniu nie było już tak bezpieczne, jak jeszcze pięć lat temu. Uśmiechnęła się subtelnie do własnej myśli tym samym ją przerywając.
Zapukała do drzwi przed sobą strzepując zbłąkany listek z wierzchu popielatej szaty. Wystawał z pod niej kołnierzyk białej koszuli zapięty pod szyją. Miała na sobie też czarną spódnicę do połowy łydki. Wystawała spod niej para równie ciemnych trzewików. Dopełnieniem ubioru był skromny oliwkowy kapelusz z krótkim, cętkowanym bażancim piórkiem. Schludny, elegancki ubiór sprawiał, że wyglądała profesjonalnie. Lubiła to poczucie.
- Och, Yana... - Nie spodziewała się, że młoda czarownica jej otworzy drzwi, lecz w ogóle jej to nie zraziło. Czasem tak było. Życzliwy uśmiech Riany kontrastował z ciemnymi cieniami pod oczami - Mogę wejść? Byłam umówiona na dziś z twoim ojcem. Mam do odebrania dwie broszki i bransoletkę oraz nowe zamówienie do omówienia. - wyjaśniła spokojnie. Podczas tego krótkiego monologu, względnie dyskretnie podwinęła rękaw na lewym ramieniu by sprawdzić godzinę. Nie spóźniła się. Nie żeby jej się to zdarzyło, lecz tak właściwie czuła, że potrzebowała wydłużyć dobę do kolejne dziesięć lub piętnaście godzin by czuła się swobodniej.
Początek września upłynął Yanie względnie spokojnie; na pewno spokojniej niż połowa sierpnia. W odniesieniu do tego, co wydarzyło się wieczorem trzynastego sierpnia, to prawie wszystko inne mogło uchodzić za spokojniejsze. W sierpniu rodzinę Blythe dotknęła jednak posucha, z powodu kryzysu spowodowanego wiadomymi wydarzeniami niektóre towary nie były tak łatwo dostępne jak kiedyś. Ale nie mogła narzekać. Ona i jej najbliżsi przeżyli, to było najważniejsze, a z innymi problemami można było sobie jakoś poradzić.
Wciąż wytrwale pod okiem ojca, ale także i samotnie, zgłębiała wiedzę z dziedzin niezbędnych do tworzenia talizmanów i biżuterii. Nieraz do późnych godzin zdarzało jej się ślęczeć nad księgami poświęconymi alchemii czy runom; parę razy zdarzyło jej się nawet nad nimi usnąć i po jakimś czasie budziła się z policzkiem na stronicy księgi. Z ojcem uczyła się więcej praktyki, obserwując jego pracę i pomagając mu, a także tworząc własne małe dzieła, czasem jedynie ozdobne, a czasem stanowiące talizman.
Ale nauka i wytwórstwo nie były jedynymi rzeczami, które pochłaniały jej myśli. Wciąż często wracała myślami do sierpniowych wydarzeń, próbując zrozumieć ich przyczyny, a także do wydarzeń jeszcze wcześniejszych, konkretnie do czerwca, kiedy to zginął jej brat. Coś w tajemniczych okolicznościach śmierci Fabiana nie dawało jej spokoju i czuła, po prostu czuła, że musi spróbować dotrzeć do prawdy, że nie pogodzi się w pełni ze swoją stratą, póki nie dowie się, co dokładnie się wydarzyło i dlaczego.
Kiedy usłyszała pukanie, oderwała się od swojego aktualnego zajęcia; akurat miała zabrać się za obróbkę kamienia do pierścienia, który miała zamiar stworzyć, ale przypomniała sobie, że ojciec mówił jej, że mogą mieć dzisiaj gościa. Poprawiła niesforne włosy i podążyła ku drzwiom. Po chwili uchyliła je, upewniając się, czy znajduje się za nimi właściwa osoba. Zlustrowała kobietę bystrym spojrzeniem ciemnych oczu; była całkiem ładna, choć można było odnieść wrażenie, że nieco mizerna. Może za dużo czasu spędzała w zamkniętych pomieszczeniach?
- Witaj – odezwała się; Riana była dawną koleżanką szkolną jej zmarłej siostry, ponadto jako naukowczyni czasem zamawiała u jej ojca drobne sztuki biżuterii do zaklinania w świstokliki. Yana widziała ją już nie raz. – Jasne, choć ojca akurat nie ma. Musiał udać się do handlarza, by pozyskać nowe komponenty niezbędne nam do dalszej pracy, lecz uprzedził mnie, że możesz się dzisiaj pojawić. – W końcu minerały, metale ani inne niezbędne elementy biżuterii i talizmanów nie materializowały się w pracowni same, trzeba było je najpierw kupić. Ojciec miał swoich dostawców, choć w obecnych czasach niekiedy trzeba było poczekać dłużej na sprowadzenie czegoś, a i dostawcy czasem lubili kaprysić i podnosić ceny. – Ale zrobiliśmy to, czego potrzebowałaś. Chodźmy do pracowni, zaraz to znajdę…
Yana jako uczennica ojca często wykonywała niektóre ze zleceń, zwłaszcza jeśli akurat Vincent Blythe był zajęty czymś trudniejszym, co jeszcze wykraczało ponad jej możliwości. Ale o ile nie wszystkie talizmany mogła wykonywać, bo nie znała jeszcze najbardziej zaawansowanych run, tak z biżuterią nie będącą talizmanem było prościej, i zrobienie broszki czy bransoletki nie stanowiło dla niej problemu. Prawdę mówiąc, to ona zrobiła te rzeczy dla Riany, bo ojciec w ostatnich dniach kończył tworzenie misternego, ozdobnego naszyjnika mającego być darem jego wysoko urodzonego klienta dla narzeczonej. A klienci z bogatych i zamożnych rodzin zawsze mieli dla ojca Yany najwyższy priorytet, bo na nich mógł najwięcej zarobić i najwięcej zyskać na ich zadowoleniu. Przez lata był on głównym żywicielem rodziny, utrzymującym żonę i czwórkę dzieci, i musiał zapewnić im wszystkim życie na godnym poziomie, adekwatnym dla klasy średniej i dla dobrej, konserwatywnej rodziny czystej krwi. Korzystał z renomy rodziny Blythe od wieków znanej z talentów jubilerskich, ale także z własnego długoletniego doświadczenia i umiejętności, z których mogła czerpać Yana, ucząc się od niego.
Wciąż wytrwale pod okiem ojca, ale także i samotnie, zgłębiała wiedzę z dziedzin niezbędnych do tworzenia talizmanów i biżuterii. Nieraz do późnych godzin zdarzało jej się ślęczeć nad księgami poświęconymi alchemii czy runom; parę razy zdarzyło jej się nawet nad nimi usnąć i po jakimś czasie budziła się z policzkiem na stronicy księgi. Z ojcem uczyła się więcej praktyki, obserwując jego pracę i pomagając mu, a także tworząc własne małe dzieła, czasem jedynie ozdobne, a czasem stanowiące talizman.
Ale nauka i wytwórstwo nie były jedynymi rzeczami, które pochłaniały jej myśli. Wciąż często wracała myślami do sierpniowych wydarzeń, próbując zrozumieć ich przyczyny, a także do wydarzeń jeszcze wcześniejszych, konkretnie do czerwca, kiedy to zginął jej brat. Coś w tajemniczych okolicznościach śmierci Fabiana nie dawało jej spokoju i czuła, po prostu czuła, że musi spróbować dotrzeć do prawdy, że nie pogodzi się w pełni ze swoją stratą, póki nie dowie się, co dokładnie się wydarzyło i dlaczego.
Kiedy usłyszała pukanie, oderwała się od swojego aktualnego zajęcia; akurat miała zabrać się za obróbkę kamienia do pierścienia, który miała zamiar stworzyć, ale przypomniała sobie, że ojciec mówił jej, że mogą mieć dzisiaj gościa. Poprawiła niesforne włosy i podążyła ku drzwiom. Po chwili uchyliła je, upewniając się, czy znajduje się za nimi właściwa osoba. Zlustrowała kobietę bystrym spojrzeniem ciemnych oczu; była całkiem ładna, choć można było odnieść wrażenie, że nieco mizerna. Może za dużo czasu spędzała w zamkniętych pomieszczeniach?
- Witaj – odezwała się; Riana była dawną koleżanką szkolną jej zmarłej siostry, ponadto jako naukowczyni czasem zamawiała u jej ojca drobne sztuki biżuterii do zaklinania w świstokliki. Yana widziała ją już nie raz. – Jasne, choć ojca akurat nie ma. Musiał udać się do handlarza, by pozyskać nowe komponenty niezbędne nam do dalszej pracy, lecz uprzedził mnie, że możesz się dzisiaj pojawić. – W końcu minerały, metale ani inne niezbędne elementy biżuterii i talizmanów nie materializowały się w pracowni same, trzeba było je najpierw kupić. Ojciec miał swoich dostawców, choć w obecnych czasach niekiedy trzeba było poczekać dłużej na sprowadzenie czegoś, a i dostawcy czasem lubili kaprysić i podnosić ceny. – Ale zrobiliśmy to, czego potrzebowałaś. Chodźmy do pracowni, zaraz to znajdę…
Yana jako uczennica ojca często wykonywała niektóre ze zleceń, zwłaszcza jeśli akurat Vincent Blythe był zajęty czymś trudniejszym, co jeszcze wykraczało ponad jej możliwości. Ale o ile nie wszystkie talizmany mogła wykonywać, bo nie znała jeszcze najbardziej zaawansowanych run, tak z biżuterią nie będącą talizmanem było prościej, i zrobienie broszki czy bransoletki nie stanowiło dla niej problemu. Prawdę mówiąc, to ona zrobiła te rzeczy dla Riany, bo ojciec w ostatnich dniach kończył tworzenie misternego, ozdobnego naszyjnika mającego być darem jego wysoko urodzonego klienta dla narzeczonej. A klienci z bogatych i zamożnych rodzin zawsze mieli dla ojca Yany najwyższy priorytet, bo na nich mógł najwięcej zarobić i najwięcej zyskać na ich zadowoleniu. Przez lata był on głównym żywicielem rodziny, utrzymującym żonę i czwórkę dzieci, i musiał zapewnić im wszystkim życie na godnym poziomie, adekwatnym dla klasy średniej i dla dobrej, konserwatywnej rodziny czystej krwi. Korzystał z renomy rodziny Blythe od wieków znanej z talentów jubilerskich, ale także z własnego długoletniego doświadczenia i umiejętności, z których mogła czerpać Yana, ucząc się od niego.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Skinęła głowa w geście zrozumienia. Dłonią zsunęła z głowy nakrycie odsłaniając ciasny koczek. Odłożyła je na wieszak w przedpokoju. Następnie podążyła za czarownicą. Mieszanina alchemicznych zapachów podrapała ją w czuły nos niosąc ze sobą coś nostalgicznego. Nie poddała się jednak temu wrażeniu skupiając się na pracy. Przystanęła przy blacie w miejscu, gdzie przeważnie prezentowano jej finalny wyrób do oceny. Nigdy nie miała zastrzeżeń. W końcu nie prosiła o nic nadzwyczajnego. Nawet, jeżeli klienci oczekiwali dziwności lub czegoś oszałamiającego to nie było tak, że wszystko mogło stać się świstoklikiem. Często musiała upraszczać cudze fanaberie ze zwykłej funkcjonalności i konieczności. Głupio byłoby się rozszczepić z powodu pazerności, prawda?
- Rozumiem. Wiadomo kiedy wróci? Nie ukrywam, że nie mogę sobie dziś pozwolić na oczekiwanie. Przez wzgląd na ostatnie magiczne perturbacje mam dość napięty grafik. - była tym trochę zaniepokojona. Dzień się w końcu jeszcze nie kończył i miała jeszcze zaplanowane zobowiązania - Chyba, że prócz wydania mogłabyś również przyjąć ode mnie projekty? Mam sporządzone wyszczególnienie. Nie jest to nic ponadto co zazwyczaj. Mogłabym to z tobą umówić, a jakby później okazało się, że coś wymagałoby dodatkowego doprecyzowania to możecie posłać mi sowę. Ewentualnie jutro będę w okolicy więc jakby była potrzeba czegoś omówienia twarzą w twarz to mogłabym zajść - Zdarzało się przecież, że tak załatwiali sprawy. Nie często, lecz bywały sytuacje, gdzie nie zawsze udawało im się zgrać w czasie lub wydarzyły się nieprzewidziane okoliczności powodujące iż się mijali z Vincentem. Wiedziała, że nie była priorytetem, lecz wcale jej to nie przeszkadzało. Nie miała zastrzeżeń co do współpracy. Ceniła sobie jakość wykonanych usług oraz słowność. Tak właściwie wiedziała, że szczęście sprawiło, że w pewien sposób była splątana z tą rodziną. Czy mogła uważać to za pewien spadek po Elii...? Było to nieco przygnębiające. Nie minęło długo od jej śmierci.
- Rozumiem. Wiadomo kiedy wróci? Nie ukrywam, że nie mogę sobie dziś pozwolić na oczekiwanie. Przez wzgląd na ostatnie magiczne perturbacje mam dość napięty grafik. - była tym trochę zaniepokojona. Dzień się w końcu jeszcze nie kończył i miała jeszcze zaplanowane zobowiązania - Chyba, że prócz wydania mogłabyś również przyjąć ode mnie projekty? Mam sporządzone wyszczególnienie. Nie jest to nic ponadto co zazwyczaj. Mogłabym to z tobą umówić, a jakby później okazało się, że coś wymagałoby dodatkowego doprecyzowania to możecie posłać mi sowę. Ewentualnie jutro będę w okolicy więc jakby była potrzeba czegoś omówienia twarzą w twarz to mogłabym zajść - Zdarzało się przecież, że tak załatwiali sprawy. Nie często, lecz bywały sytuacje, gdzie nie zawsze udawało im się zgrać w czasie lub wydarzyły się nieprzewidziane okoliczności powodujące iż się mijali z Vincentem. Wiedziała, że nie była priorytetem, lecz wcale jej to nie przeszkadzało. Nie miała zastrzeżeń co do współpracy. Ceniła sobie jakość wykonanych usług oraz słowność. Tak właściwie wiedziała, że szczęście sprawiło, że w pewien sposób była splątana z tą rodziną. Czy mogła uważać to za pewien spadek po Elii...? Było to nieco przygnębiające. Nie minęło długo od jej śmierci.
Yana przekroczyła próg pracowni pierwsza. Zazwyczaj właśnie tu jej ojciec załatwiał sprawy związane ze swoim wytwórstwem, Yana postępowała podobnie, choć kiedy żyła jej matka, czasem zapraszała niektórych stałych klientów ojca na herbatkę i stawała na głowie, by pokazać im się z jak najlepszej strony. Davina Blythe zawsze lubiła pozować na kogoś lepszego i ważniejszego niż była w rzeczywistości, i czuła się w swoim żywiole, kiedy mogła rozmawiać z kimś ważnym. Mniej zamożni klienci nie mogli liczyć z jej strony na takie zainteresowanie jak ci, którzy posiadali wyższy status bądź stanowisko.
Jednak Yana nigdy nie była zbyt podobna do swojej matki, to Elia była jej młodszą kopią. To Elia zawsze była tą bardziej udaną siostrą, wpisującą się w matczyne oczekiwania co do joty, a Yana była nie tak. I matka nigdy nie chwaliła się nią tak chętnie jak Elią, bo Yana ani nie umiała na niczym ładnie grać, ani malować, ani śpiewać czy tańczyć, nie była śliczną blondwłosą laleczką, zaś jej niemożliwe do ujarzmienia loki wołały o pomstę do samego Merlina, podobnie jak stan jej kolan i sukienek w dzieciństwie, bo najmłodsza Blythe wolała być jak jej bracia a nie jak siostra. W dzieciństwie wyglądała też niezgrabnie i była zbyt wysoka i chuda jak na swój wiek, i jeszcze te włosy, które spędzały matce sen z powiek, a nijak nie umiała sprawić, żeby opadały grzecznymi falami na plecy zamiast sterczeć wokół głowy jakby właśnie zsiadła z miotły. I dom też wyglądał nie tak kiedy zabrakło głównej strażniczki domowego ogniska. Gdyby nie to, że co kilka dni przychodziła ciotka ogarnąć porządki i ugotować zapas jedzenia na kilka dni, to Yana i jej ojciec pewnikiem nie dość, że utonęliby w bałaganie, to jeszcze potruliby się tym, co Yana próbowałaby ugotować. Na szczęście ciotka nudziła się samotnie i litościwie pomagała panu Blythe i jego najmłodszej latorośli, której umysł zaprzątało wszystko tylko nie gospodarność.
- Nie jestem pewna, może za godzinę, a może za kilka, zależy jak długo zejdzie mu u handlarza – rzekła. Z tego co mówił ojciec, negocjacje z tym konkretnym dostawcą potrafiły się przeciągać. – Ale przecież ja mogę przyjąć zamówienie za niego – dodała po chwili. Jeśli nie było to nic bardzo wydziwionego, ojciec wcale nie był potrzebny. Yana raczej wątpiła, żeby Riana chciała zamówić coś bardzo skomplikowanego, w końcu świstoklików nie robiło się z talizmanów, a z biżuterii nie posiadającej w sobie dodatkowych magicznych właściwości, i to, że Yana nie potrafiła jeszcze robić talizmanów będących nośnikami zaawansowanych run, nie powinno być tutaj przeszkodą.
Podeszła do szafki, w której zawsze były przechowywane już wykonane zamówienia, każde opakowane w papier czytelnie opisany imieniem i nazwiskiem zamawiającej osoby. Yana odnalazła paczuszkę podpisaną nazwiskiem Vane i położyła ją na blacie.
- Są tutaj, możesz zajrzeć, sprawdzić czy wszystko się zgadza – powiedziała, przesuwając paczuszkę ku kobiecie. – Prawdę mówiąc, te robiłam ja. Ojciec miał ostatnio kilka czasochłonnych zleceń, a nie chcieliśmy, byś musiała długo czekać. Często mu pomagam i wykonuję niektóre rzeczy za niego, to element mojej praktyki i nauki jako wytwórcy – wyjaśniła. Radziła sobie z tym coraz lepiej, a broszki i bransoleta nie były przecież szczególnie trudne i nie trzeba było mistrzowskich umiejętności ani przeszło trzydziestu lat doświadczenia, żeby je zrobić. – Mam nadzieję, że spełniają swoje funkcje jako przyszłe nośniki świstoklików. Starałam się, żeby były jak najbardziej zgodne z detalami zamówienia.
Yana niestety nie umiała tak zaawansowanej numerologii, żeby stworzyć świstoklik, potrafiła je co najwyżej aktywować. Może i jej przydałby się taki świstoklik, żeby w razie zagrożenia mogła uciec. Gdyby Elia tamtego feralnego dnia miała pod ręką świstoklik, może zdołałaby umknąć mugolom, którzy otoczyli jej dom. Myśląc o siostrze, jej spojrzenie bezwiednie uciekło ku wiszącej na jednej ze ścian ruchomej fotografii Elii, ślicznej i jasnowłosej niczym matka za młodu, w momencie wykonania zdjęcia jeszcze nie wiedzącej, jak parszywy spotka ją koniec. Zaraz jednak znów wróciła spojrzeniem do Riany, ciekawa co powie na temat wykonanej przez Yanę biżuterii.
Jednak Yana nigdy nie była zbyt podobna do swojej matki, to Elia była jej młodszą kopią. To Elia zawsze była tą bardziej udaną siostrą, wpisującą się w matczyne oczekiwania co do joty, a Yana była nie tak. I matka nigdy nie chwaliła się nią tak chętnie jak Elią, bo Yana ani nie umiała na niczym ładnie grać, ani malować, ani śpiewać czy tańczyć, nie była śliczną blondwłosą laleczką, zaś jej niemożliwe do ujarzmienia loki wołały o pomstę do samego Merlina, podobnie jak stan jej kolan i sukienek w dzieciństwie, bo najmłodsza Blythe wolała być jak jej bracia a nie jak siostra. W dzieciństwie wyglądała też niezgrabnie i była zbyt wysoka i chuda jak na swój wiek, i jeszcze te włosy, które spędzały matce sen z powiek, a nijak nie umiała sprawić, żeby opadały grzecznymi falami na plecy zamiast sterczeć wokół głowy jakby właśnie zsiadła z miotły. I dom też wyglądał nie tak kiedy zabrakło głównej strażniczki domowego ogniska. Gdyby nie to, że co kilka dni przychodziła ciotka ogarnąć porządki i ugotować zapas jedzenia na kilka dni, to Yana i jej ojciec pewnikiem nie dość, że utonęliby w bałaganie, to jeszcze potruliby się tym, co Yana próbowałaby ugotować. Na szczęście ciotka nudziła się samotnie i litościwie pomagała panu Blythe i jego najmłodszej latorośli, której umysł zaprzątało wszystko tylko nie gospodarność.
- Nie jestem pewna, może za godzinę, a może za kilka, zależy jak długo zejdzie mu u handlarza – rzekła. Z tego co mówił ojciec, negocjacje z tym konkretnym dostawcą potrafiły się przeciągać. – Ale przecież ja mogę przyjąć zamówienie za niego – dodała po chwili. Jeśli nie było to nic bardzo wydziwionego, ojciec wcale nie był potrzebny. Yana raczej wątpiła, żeby Riana chciała zamówić coś bardzo skomplikowanego, w końcu świstoklików nie robiło się z talizmanów, a z biżuterii nie posiadającej w sobie dodatkowych magicznych właściwości, i to, że Yana nie potrafiła jeszcze robić talizmanów będących nośnikami zaawansowanych run, nie powinno być tutaj przeszkodą.
Podeszła do szafki, w której zawsze były przechowywane już wykonane zamówienia, każde opakowane w papier czytelnie opisany imieniem i nazwiskiem zamawiającej osoby. Yana odnalazła paczuszkę podpisaną nazwiskiem Vane i położyła ją na blacie.
- Są tutaj, możesz zajrzeć, sprawdzić czy wszystko się zgadza – powiedziała, przesuwając paczuszkę ku kobiecie. – Prawdę mówiąc, te robiłam ja. Ojciec miał ostatnio kilka czasochłonnych zleceń, a nie chcieliśmy, byś musiała długo czekać. Często mu pomagam i wykonuję niektóre rzeczy za niego, to element mojej praktyki i nauki jako wytwórcy – wyjaśniła. Radziła sobie z tym coraz lepiej, a broszki i bransoleta nie były przecież szczególnie trudne i nie trzeba było mistrzowskich umiejętności ani przeszło trzydziestu lat doświadczenia, żeby je zrobić. – Mam nadzieję, że spełniają swoje funkcje jako przyszłe nośniki świstoklików. Starałam się, żeby były jak najbardziej zgodne z detalami zamówienia.
Yana niestety nie umiała tak zaawansowanej numerologii, żeby stworzyć świstoklik, potrafiła je co najwyżej aktywować. Może i jej przydałby się taki świstoklik, żeby w razie zagrożenia mogła uciec. Gdyby Elia tamtego feralnego dnia miała pod ręką świstoklik, może zdołałaby umknąć mugolom, którzy otoczyli jej dom. Myśląc o siostrze, jej spojrzenie bezwiednie uciekło ku wiszącej na jednej ze ścian ruchomej fotografii Elii, ślicznej i jasnowłosej niczym matka za młodu, w momencie wykonania zdjęcia jeszcze nie wiedzącej, jak parszywy spotka ją koniec. Zaraz jednak znów wróciła spojrzeniem do Riany, ciekawa co powie na temat wykonanej przez Yanę biżuterii.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Kiedy usłyszała o tym, jak długo czarodziejowi zajmie wykonywanie sprawunków spochmurniała kalkulując w głowie kwestię reorganizacji całego dnia i być może kolejnego również. Dlatego podniosło ją na duchu, że Yana przyjmie jej zamówienie. Z ulgą skinęła głową i podążyła za czarownica do pracowni. Zsunęła z ramienia długie skórzane ramiączko aktówki, która do tej pory zwisała przy biodrze. Postawiła ją na blacie obok okazanego zamówienia i wyciągnęła z niej parę czarnych, materiałowych rękawiczek. Zawsze je nakładała przed dotknięciem biżuterii. Robiła też to na tyle swobodnie oraz naturalnie, że nikt nie zadawał pytań uważając to za jej dziwactwo lub doszukując się w tej manierze nadmiernej dbałości o produkt bądź jakiejś numerologicznej sztuczki. Co bardziej ciekawskie spojrzenia zaś ignorowała pozostawiając obserwatorów z ich własnymi myślami.
- Naprawdę...? - przeniosła spojrzenie z malachitowej broszki na młodą czarownicę. Dla swojego rodzeństwa, zwłaszcza tego najmłodszego, była praktycznie matką. Wielokrotnie słyszała podobne wyznania będąc obdarowywana bukietem, kubkiem kawy lub rysunkiem. "Ja to zrobiłam". Uśmiechnęła się miękko. W naturalny sposób rozczuliło ją usłyszenie czegoś przywołującego nostalgiczne wspomnienie przeszłości nawet pomimo iż ton Yany był czysto informujący i nie było w nim dziecinnego zabiegania o pochwałę. - Dobra robota - udzieliła mimo wszystko uznania - Złote zdobienie wokół jest bardzo staranne. Pomimo gęstego ułożenia nachodzących na siebie linii jestem wstanie wyraźnie wskazać figury wplecione w powtarzalny wzór. Bardzo dobrze - uzupełniła. Nie chciała by aprobata brzmiała pusto. Następnie spakowała wyroby do swojej aktówki, schowała również rękawiczki i wyciągnęła kartkę pergaminu rozkładając je na blacie.
- Przejdziemy teraz do drugiej części... Potrzebuję dwóch pierścieni. Jeden dla kobiety, rozmiar 15 o szerokości, a drugi dla mężczyzny, rozmiar 20. Będą nieco nietypowe. Pierwszy ma być w całości z jadeitu, a jego zewnętrzna, jak i wewnętrzna krawędź powinna być srebrna, zaś drugi z Lapis Lazuli z analogicznym srebrnym zdobieniem. Podstawą mają być więc kamienie półszlachetne, a metal szlachetny ma być uzupełnieniem - para czarodziei początkowo chciała by było odwrotnie, lecz im bardziej neutralny magicznie przedmiot, a więc mający w sobie najmniej kamieni lub metali szlachetnych, tym lepiej pod kątem potencjalnego zaklęcia go w świstoklik. Riana przesunęła palcem po kanciastych, technicznych rysunkach sporządzonych za pomocą cyrkla i linijki, przy których widniały smukłe strzałki z szczegółami rozmiarów - Do tego bransoletka z kości słoniowej. Średnica 2.7 cala, szeroka na cal. Powinna być rzeźbiona w różany wzór. Pierwotnie klient chciał by kwiaty w centrum bransolety był brylantowy, jednak kamień szlachetny o takiej wielkości za bardzo destabilizowałby magię. Potrzebny będzie zamiennik w postaci kamienia półszlachetnego o białej barwie lub przechodzący w lekki róż, a przy tym będący na tyle rzadki by mógł zadowolić człowieka lubującego się w brylantach... - czarownica postukała palcem w centralny szkic róży znajdujący się w centrum nieistniejącej jeszcze bransoletki - Jesteś wstanie coś zaproponować...?
- Naprawdę...? - przeniosła spojrzenie z malachitowej broszki na młodą czarownicę. Dla swojego rodzeństwa, zwłaszcza tego najmłodszego, była praktycznie matką. Wielokrotnie słyszała podobne wyznania będąc obdarowywana bukietem, kubkiem kawy lub rysunkiem. "Ja to zrobiłam". Uśmiechnęła się miękko. W naturalny sposób rozczuliło ją usłyszenie czegoś przywołującego nostalgiczne wspomnienie przeszłości nawet pomimo iż ton Yany był czysto informujący i nie było w nim dziecinnego zabiegania o pochwałę. - Dobra robota - udzieliła mimo wszystko uznania - Złote zdobienie wokół jest bardzo staranne. Pomimo gęstego ułożenia nachodzących na siebie linii jestem wstanie wyraźnie wskazać figury wplecione w powtarzalny wzór. Bardzo dobrze - uzupełniła. Nie chciała by aprobata brzmiała pusto. Następnie spakowała wyroby do swojej aktówki, schowała również rękawiczki i wyciągnęła kartkę pergaminu rozkładając je na blacie.
- Przejdziemy teraz do drugiej części... Potrzebuję dwóch pierścieni. Jeden dla kobiety, rozmiar 15 o szerokości, a drugi dla mężczyzny, rozmiar 20. Będą nieco nietypowe. Pierwszy ma być w całości z jadeitu, a jego zewnętrzna, jak i wewnętrzna krawędź powinna być srebrna, zaś drugi z Lapis Lazuli z analogicznym srebrnym zdobieniem. Podstawą mają być więc kamienie półszlachetne, a metal szlachetny ma być uzupełnieniem - para czarodziei początkowo chciała by było odwrotnie, lecz im bardziej neutralny magicznie przedmiot, a więc mający w sobie najmniej kamieni lub metali szlachetnych, tym lepiej pod kątem potencjalnego zaklęcia go w świstoklik. Riana przesunęła palcem po kanciastych, technicznych rysunkach sporządzonych za pomocą cyrkla i linijki, przy których widniały smukłe strzałki z szczegółami rozmiarów - Do tego bransoletka z kości słoniowej. Średnica 2.7 cala, szeroka na cal. Powinna być rzeźbiona w różany wzór. Pierwotnie klient chciał by kwiaty w centrum bransolety był brylantowy, jednak kamień szlachetny o takiej wielkości za bardzo destabilizowałby magię. Potrzebny będzie zamiennik w postaci kamienia półszlachetnego o białej barwie lub przechodzący w lekki róż, a przy tym będący na tyle rzadki by mógł zadowolić człowieka lubującego się w brylantach... - czarownica postukała palcem w centralny szkic róży znajdujący się w centrum nieistniejącej jeszcze bransoletki - Jesteś wstanie coś zaproponować...?
Yana pobierała nauki u ojca już od dawna, nawet w czasach, kiedy jeszcze nie myślała, że zajmie się tym na poważniej. W toku swojego życia miała różne pomysły na swoją przyszłość i jej wizje regularnie ulegały zmianom, w latach nastoletnich należała do osób wyjątkowo niezdecydowanych, pragnących uchwycić za ogon kilka srok naraz. Zawsze jednak lubiła patrzeć na to, jak jej ojciec tworzy małe cuda w swojej pracowni, aż w końcu, po porzuceniu kursu na alchemika i na klątwołamacza które nie do końca jej wypaliły, postanowiła na poważne zająć się właśnie tym, co większość Blythe’ów przed nią. Miała ten komfort, że nie musiała samodzielnie się utrzymywać, a wciąż mogła liczyć na ojcowskie wsparcie, zarówno w kwestiach materialnych, jak i swojej nauki.
Przyglądała się poczynaniom kobiety, rozumiejąc że pewnie chce wszystko dokładnie obejrzeć. Słysząc pochwałę skinęła głową. Była dumna z tego, że szło jej coraz lepiej, że ojciec nie musiał wstydzić się za jej dzieła ani bać się, że źle wpłyną na jego reputację, dlatego powierzał jej część zamówień, ufając że wykona je należycie, zresztą i tak zawsze mógł ocenić efekt końcowy. Pozwalał jej jednak na dużą samodzielność, wiedząc, że nic nie uczy tak dobrze, jak własne błędy, i że nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi.
- Bardzo mnie to cieszy. Zawsze staram się poświęcać swoim wytworom maksimum uwagi i precyzji – zapewniła. Kiedy robiła biżuterię lub talizman, jej wrodzona niecierpliwość musiała odejść na bok, zawsze podchodziła do każdej wykonywanej rzeczy z uwagą i starannością, poświęcając tyle czasu, ile było potrzebne żeby zadbać o detale, a z biegiem czasu z pewnością dojdzie do jeszcze większej biegłości w tym. Może kiedyś, za ileś lat, doścignie ojca? O ile oczywiście w międzyczasie nie znajdzie czegoś innego, co porwie ją bardziej. Planowanie przyszłości na wiele lat do przodu było bez sensu w przypadku tak zmiennej osoby, a w dodatku to, co spotkało jej matkę, siostrę i brata, pokazywało jak przewrotny bywał los i nikt nie mógł wiedzieć, ile jeszcze czasu mu zostało.
Była zadowolona z tego, że wyroby zostały zaaprobowane i przyjęte, wyraziła zatem gotowość do przyjęcia zamówienia na kolejne. Wyciągnęła notatnik i pióro, by spisać wszystkie istotne informacje, aby móc do nich w każdej chwili wrócić, i żeby miał w nie wgląd także jej ojciec. Notowała starannie wszystkie wytyczne, kiwając w międzyczasie głową na znak aprobaty i zrozumienia.
- Pierścienie nie powinny być trudne do wykonania, choć trudniejsza będzie sama obróbka kamienia, który nie jest tak plastyczny i łatwy do formowania jak metal, ale z pomocą magii można i z takiego materiału coś stworzyć – rzekła. Będzie to na pewno jakieś wyzwanie, ale na pewno nie coś niemożliwego do zrobienia. Potem zanotowała szczegóły dotyczące bransolety. – Brylanty musiałyby też mocno podnieść cenę – zauważyła. Nie tak łatwo było pozyskać dobrej jakości surowiec, był on zatem drogi i nie każdego było na to stać. – Taka bransoleta i tak nie będzie tania, nawet jeśli użyjemy innego kamienia. Ojciec będzie też musiał sprowadzić kość słoniową. – Ale pewnie zamawiał ją ktoś, kto nie był biedny. Dla Yany liczyło się głównie to, żeby ona i jej ojciec otrzymali należytą zapłatę i nie musieli dokładać ze swojej kieszeni. Za odpowiednie pieniądze mogli wykonać naprawdę wiele rzeczy z rozmaitych surowców. – Coś na tyle rzadkiego, żeby zadowolić kogoś o zapewne wybrednym guście… Może spinele o odpowiedniej barwie? – zaproponowała. W takiej barwie przychodził jej jeszcze do głowy kwarc różowy, ale on mógłby zostać uznany za zbyt pospolity, dlatego nie zaproponowała go, choć była skrycie ciekawa, kim był klient Riany. Yana, choć potrafiła tworzyć biżuterię, nigdy nie nosiła na sobie drogocennych błyskotek, i jeśli decydowała się założyć jakieś pierścionki lub naszyjnik, zazwyczaj były one srebrne, czasem z jakimś kamieniem, ale na pewno nie były to brylanty ani inne wyjątkowo cenne minerały, na które mogli pozwalać sobie przedstawiciele klasy wyższej, ale niekoniecznie klasa średnia. – Naprawdę ktoś chce świstoklik stworzony z takiej biżuterii? – zdziwiła się. Zawsze wydawało jej się, że na ogół świstokliki były tworzone z o wiele bardziej pospolitych i nierzucających się w oczy przedmiotów. – Tak przy okazji, może sama też powinnam pomyśleć o jakimś świstokliku dla siebie. Musiałabym tylko zdobyć odpowiedni materiał do jego wykonania.
Powinna dbać o swoje bezpieczeństwo. Tamta feralna noc wyraźnie jej to uzmysłowiła, podobnie jak to, co spotkało Elię. Teleportacja w końcu nie zawsze była możliwa. Jej siostra tamtego dnia zapewne była zbyt przerażona, by się teleportować, poza tym z pewnością nigdy nie zostawiłaby swojego dziecka na pastwę losu, a jej mały synek przecież teleportować się nie potrafił. Świstoklik mógłby ich uratować, gdyby go wtedy mieli.
Przyglądała się poczynaniom kobiety, rozumiejąc że pewnie chce wszystko dokładnie obejrzeć. Słysząc pochwałę skinęła głową. Była dumna z tego, że szło jej coraz lepiej, że ojciec nie musiał wstydzić się za jej dzieła ani bać się, że źle wpłyną na jego reputację, dlatego powierzał jej część zamówień, ufając że wykona je należycie, zresztą i tak zawsze mógł ocenić efekt końcowy. Pozwalał jej jednak na dużą samodzielność, wiedząc, że nic nie uczy tak dobrze, jak własne błędy, i że nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi.
- Bardzo mnie to cieszy. Zawsze staram się poświęcać swoim wytworom maksimum uwagi i precyzji – zapewniła. Kiedy robiła biżuterię lub talizman, jej wrodzona niecierpliwość musiała odejść na bok, zawsze podchodziła do każdej wykonywanej rzeczy z uwagą i starannością, poświęcając tyle czasu, ile było potrzebne żeby zadbać o detale, a z biegiem czasu z pewnością dojdzie do jeszcze większej biegłości w tym. Może kiedyś, za ileś lat, doścignie ojca? O ile oczywiście w międzyczasie nie znajdzie czegoś innego, co porwie ją bardziej. Planowanie przyszłości na wiele lat do przodu było bez sensu w przypadku tak zmiennej osoby, a w dodatku to, co spotkało jej matkę, siostrę i brata, pokazywało jak przewrotny bywał los i nikt nie mógł wiedzieć, ile jeszcze czasu mu zostało.
Była zadowolona z tego, że wyroby zostały zaaprobowane i przyjęte, wyraziła zatem gotowość do przyjęcia zamówienia na kolejne. Wyciągnęła notatnik i pióro, by spisać wszystkie istotne informacje, aby móc do nich w każdej chwili wrócić, i żeby miał w nie wgląd także jej ojciec. Notowała starannie wszystkie wytyczne, kiwając w międzyczasie głową na znak aprobaty i zrozumienia.
- Pierścienie nie powinny być trudne do wykonania, choć trudniejsza będzie sama obróbka kamienia, który nie jest tak plastyczny i łatwy do formowania jak metal, ale z pomocą magii można i z takiego materiału coś stworzyć – rzekła. Będzie to na pewno jakieś wyzwanie, ale na pewno nie coś niemożliwego do zrobienia. Potem zanotowała szczegóły dotyczące bransolety. – Brylanty musiałyby też mocno podnieść cenę – zauważyła. Nie tak łatwo było pozyskać dobrej jakości surowiec, był on zatem drogi i nie każdego było na to stać. – Taka bransoleta i tak nie będzie tania, nawet jeśli użyjemy innego kamienia. Ojciec będzie też musiał sprowadzić kość słoniową. – Ale pewnie zamawiał ją ktoś, kto nie był biedny. Dla Yany liczyło się głównie to, żeby ona i jej ojciec otrzymali należytą zapłatę i nie musieli dokładać ze swojej kieszeni. Za odpowiednie pieniądze mogli wykonać naprawdę wiele rzeczy z rozmaitych surowców. – Coś na tyle rzadkiego, żeby zadowolić kogoś o zapewne wybrednym guście… Może spinele o odpowiedniej barwie? – zaproponowała. W takiej barwie przychodził jej jeszcze do głowy kwarc różowy, ale on mógłby zostać uznany za zbyt pospolity, dlatego nie zaproponowała go, choć była skrycie ciekawa, kim był klient Riany. Yana, choć potrafiła tworzyć biżuterię, nigdy nie nosiła na sobie drogocennych błyskotek, i jeśli decydowała się założyć jakieś pierścionki lub naszyjnik, zazwyczaj były one srebrne, czasem z jakimś kamieniem, ale na pewno nie były to brylanty ani inne wyjątkowo cenne minerały, na które mogli pozwalać sobie przedstawiciele klasy wyższej, ale niekoniecznie klasa średnia. – Naprawdę ktoś chce świstoklik stworzony z takiej biżuterii? – zdziwiła się. Zawsze wydawało jej się, że na ogół świstokliki były tworzone z o wiele bardziej pospolitych i nierzucających się w oczy przedmiotów. – Tak przy okazji, może sama też powinnam pomyśleć o jakimś świstokliku dla siebie. Musiałabym tylko zdobyć odpowiedni materiał do jego wykonania.
Powinna dbać o swoje bezpieczeństwo. Tamta feralna noc wyraźnie jej to uzmysłowiła, podobnie jak to, co spotkało Elię. Teleportacja w końcu nie zawsze była możliwa. Jej siostra tamtego dnia zapewne była zbyt przerażona, by się teleportować, poza tym z pewnością nigdy nie zostawiłaby swojego dziecka na pastwę losu, a jej mały synek przecież teleportować się nie potrafił. Świstoklik mógłby ich uratować, gdyby go wtedy mieli.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Przeważnie nie składała wymyślnych zamówień. Miała w zwyczaju i tak upraszczać fanaberie swoich klientów. Nie ze wszystkiego dało się zrobić świstoklik, a biżuteria była najtrudniejszym przedmiotem do pracy pod tym kątem. Kamienie szlachetne, tak jak i metale miały duży potencjał magiczny, który wpływał na przepływ magii. Do tego świstokliki robi się z przedmiotów. W biżuterii zaś trudno było nieraz wyznaczyć "przedmiot" przez wzgląd na wiele niejednorodnych elementów składających się na nią.
- Ma być to prezent rocznicowy dla małżonki klienta - wyjaśniła słysząc komentarz o bransoletce. Darczyńca nie zamierzał oszczędzać. Było go też na to stać - Spinele? Brzmi egzotycznie - nie znała się tak dobrze na minerałach i kamieniach. Ufała w ocenie pod tym kątem profesjonalistom - Jeżeli jest zbliżone do brylantu to myślę, że warto spróbować. Tylko jeżeli musicie zamówić to wszystko to przed tym sporządźcie wycenę wraz z estymowanym czasem realizacji i wyślijcie do mnie sową. Potwierdzę z klientem szczegóły i zaczniecie nad nią pracę dopiero wtedy gdy dam wam odpowiedź wraz z zaliczką - skoro nie mieli wszystkich surowców pod ręką to mogło wydłużyć czas realizacji, a to zaś mogło nie koniecznie spodobać się klientowi. Dodatkowo człowiek ten był dość wybredny. Chciała mieć pewność, że zaproponowany substytut drogocennego kamienia otrzyma aprobatę.
Słysząc pytanie o to, czy faktycznie ktoś chciał mieć taki świstoklik uśmiechnęła się cierpiętniczo i wymownie przemilczała resztę. Jej nastawienie jednak kompletnie się zmieniło, kiedy młoda czarownica na głos zaczęła myśleć nad własnymi potrzebami - Jeżeli się namyślisz to daj mi znać. Współpracujemy na tyle długo, że chętnie w ramach dobrych relacji mogłabym ci stworzyć jakiś. Tylko jeżeli myślisz o zaklinaniu biżuterii pamiętaj, że im mniej w niej kamieni i metali szlachetnych tym lepiej. Najlepiej jeżeli całość byłaby wykonana z kamienia półszlachetnego. Warto się też zastanowić, czy miałaby służyć tylko tobie, czy też miałaby być na tyle silna by mogła przenieść dodatkowych czarodziejów - w tym drugim przypadku powinna być łatwa w dotknięciu jej przez innych. Osobiście zalecałbym jednak zaklęcie przedmiotu innego od biżuterii.
- Ma być to prezent rocznicowy dla małżonki klienta - wyjaśniła słysząc komentarz o bransoletce. Darczyńca nie zamierzał oszczędzać. Było go też na to stać - Spinele? Brzmi egzotycznie - nie znała się tak dobrze na minerałach i kamieniach. Ufała w ocenie pod tym kątem profesjonalistom - Jeżeli jest zbliżone do brylantu to myślę, że warto spróbować. Tylko jeżeli musicie zamówić to wszystko to przed tym sporządźcie wycenę wraz z estymowanym czasem realizacji i wyślijcie do mnie sową. Potwierdzę z klientem szczegóły i zaczniecie nad nią pracę dopiero wtedy gdy dam wam odpowiedź wraz z zaliczką - skoro nie mieli wszystkich surowców pod ręką to mogło wydłużyć czas realizacji, a to zaś mogło nie koniecznie spodobać się klientowi. Dodatkowo człowiek ten był dość wybredny. Chciała mieć pewność, że zaproponowany substytut drogocennego kamienia otrzyma aprobatę.
Słysząc pytanie o to, czy faktycznie ktoś chciał mieć taki świstoklik uśmiechnęła się cierpiętniczo i wymownie przemilczała resztę. Jej nastawienie jednak kompletnie się zmieniło, kiedy młoda czarownica na głos zaczęła myśleć nad własnymi potrzebami - Jeżeli się namyślisz to daj mi znać. Współpracujemy na tyle długo, że chętnie w ramach dobrych relacji mogłabym ci stworzyć jakiś. Tylko jeżeli myślisz o zaklinaniu biżuterii pamiętaj, że im mniej w niej kamieni i metali szlachetnych tym lepiej. Najlepiej jeżeli całość byłaby wykonana z kamienia półszlachetnego. Warto się też zastanowić, czy miałaby służyć tylko tobie, czy też miałaby być na tyle silna by mogła przenieść dodatkowych czarodziejów - w tym drugim przypadku powinna być łatwa w dotknięciu jej przez innych. Osobiście zalecałbym jednak zaklęcie przedmiotu innego od biżuterii.
Yana zdawała sobie sprawę, że niektórzy klienci przychodzący do jej ojca też mieli dziwne fanaberie, zwłaszcza ci o zasobniejszych sakiewkach, choć nie tylko. W przypadku tych drugich także trzeba było upraszczać zamówienia, ponieważ inaczej koszty wykroczyłyby poza możliwości. Ale mogła zauważyć, że po tym, jak w lipcu zanotowali wzrost zamówień, tak po Nocy Tysiąca Gwiazd klientów nie było prawie wcale, poza kilkoma stałymi i mogącymi sobie pozwolić na fanaberie pokroju biżuterii czy talizmanów nawet w tak niefortunnym dla większości społeczeństwa momencie. Ale spora część ludzi miała teraz pilniejsze problemy i wydatki, dlatego całą drugą połowę sierpnia pracownia Blythe’ów świeciła pustkami w stosunku do tego, co było w lipcu, czy wcześniejszych miesiącach, i pojawiło się może kilka zleceń. Ale tygodnie mijały, nadszedł wrzesień, i Yana oraz jej ojciec mieli nadzieję, że kiedy ludzie poukładają swoje sprawy, to znowu zaczną zamawiać więcej. W sierpniu i im nie wiodło się najlepiej, bo choć uniknęli najgorszych skutków deszczu meteorytów, to pojawiły się problemy ze zdobyciem niektórych rodzajów żywności. Wrzesień niósł nadzieję na poprawę.
- Rozumiem – pokiwała głową. Zdawała sobie sprawę, że wiele kobiet uwielbiało drogocenne błyskotki, i że zazwyczaj klienci ojca zamawiali rozmaite pierścionki, naszyjniki, broszki czy bransolety właśnie dla swoich żon, narzeczonych czy córek. – Nie jestem jeszcze pewna, czy użyjemy właśnie ich, to była na razie luźna propozycja. Może ojciec znajdzie coś jeszcze bardziej odpowiedniego. Nie wiem, jakie surowce nabędzie u handlarza – dodała po chwili. Spinele były tylko luźną propozycją, ale ostateczny dobór zależał od tego, co w ogóle uda się nabyć, a w obecnym okresie nie było to takie oczywiste, że u handlarzy znajdzie się dokładnie to, czego by się chciało. W końcu wiele minerałów było sprowadzanych z zagranicy, nie wszystko dało się pozyskać w kraju, a nawet jeśli się udawało, mogła to być inna forma kolorystyczna niż ta pożądana przez klienta. – Tak czy inaczej, przekażę ojcu wszystkie szczegóły, on zajmie się wyceną i wyśle list, i wtedy podejmiecie decyzję, czy odpowiadają wam takie warunki – dodała po chwili. Yana nie znała się na sprawach finansowo-ekonomicznych, była po prostu adeptem sztuki wytwórstwa biżuterii i talizmanów, ale jej ojciec posiadał w tej materii większą wiedzę, i to on zawsze określał koszty niezależnie od tego, czy daną błyskotkę wykonywał on, czy Yana. I wiadomo, że wszystko trwało, zwłaszcza jeśli coś trzeba było specjalnie sprowadzić. Obecne czasy nie sprzyjały łatwej dostępności surowców.
- Raczej nie planowałam robić go z biżuterii, a z czegoś bardziej zwyczajnego – rzekła odnośnie świstoklika. – Ale muszę najpierw wybrać odpowiedni przedmiot, coś trwałego, ale jednocześnie niewielkiego i łatwego do noszenia przy sobie. Muszę nad tym jeszcze pomyśleć. I surowiec niezbędny do jego stworzenia… Jeśli miałby to być świstoklik dla mnie, lub dla mnie i ojca, to wystarczyłby księżycowy pył? – spytała.
- Rozumiem – pokiwała głową. Zdawała sobie sprawę, że wiele kobiet uwielbiało drogocenne błyskotki, i że zazwyczaj klienci ojca zamawiali rozmaite pierścionki, naszyjniki, broszki czy bransolety właśnie dla swoich żon, narzeczonych czy córek. – Nie jestem jeszcze pewna, czy użyjemy właśnie ich, to była na razie luźna propozycja. Może ojciec znajdzie coś jeszcze bardziej odpowiedniego. Nie wiem, jakie surowce nabędzie u handlarza – dodała po chwili. Spinele były tylko luźną propozycją, ale ostateczny dobór zależał od tego, co w ogóle uda się nabyć, a w obecnym okresie nie było to takie oczywiste, że u handlarzy znajdzie się dokładnie to, czego by się chciało. W końcu wiele minerałów było sprowadzanych z zagranicy, nie wszystko dało się pozyskać w kraju, a nawet jeśli się udawało, mogła to być inna forma kolorystyczna niż ta pożądana przez klienta. – Tak czy inaczej, przekażę ojcu wszystkie szczegóły, on zajmie się wyceną i wyśle list, i wtedy podejmiecie decyzję, czy odpowiadają wam takie warunki – dodała po chwili. Yana nie znała się na sprawach finansowo-ekonomicznych, była po prostu adeptem sztuki wytwórstwa biżuterii i talizmanów, ale jej ojciec posiadał w tej materii większą wiedzę, i to on zawsze określał koszty niezależnie od tego, czy daną błyskotkę wykonywał on, czy Yana. I wiadomo, że wszystko trwało, zwłaszcza jeśli coś trzeba było specjalnie sprowadzić. Obecne czasy nie sprzyjały łatwej dostępności surowców.
- Raczej nie planowałam robić go z biżuterii, a z czegoś bardziej zwyczajnego – rzekła odnośnie świstoklika. – Ale muszę najpierw wybrać odpowiedni przedmiot, coś trwałego, ale jednocześnie niewielkiego i łatwego do noszenia przy sobie. Muszę nad tym jeszcze pomyśleć. I surowiec niezbędny do jego stworzenia… Jeśli miałby to być świstoklik dla mnie, lub dla mnie i ojca, to wystarczyłby księżycowy pył? – spytała.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Rozumiem - Riana pokiwała głową układając myśli i planując - Myślę więc, że najlepiej będzie jak pozostaniemy zatem w kontakcie. Skonsultuj projekt z ojcem, prześlijcie później korespondencyjnie do mnie możliwe zamienniki wraz z kosztorysem oraz czasem realizacji. Jeżeli uda mi się porozumieć z klientem dam wam znać. W najgorszym możliwym przypadku będzie można rozważyć okazanie mu próbek materiałów, jeżeli nie będzie zdecydowany...Na razie nie rozważajmy tego jednak. Może uda mi się go przekonać by zaoszczędzić nam wszystkim czasu - nie do końca zdawała sobie sprawę, że Blythowie mieli go ostatnio w nadmiarze. Jednak dla niej samej każda godzina była cenna. Zamiast poświęcać kolejne 3-4 godziny na niezdecydowanego klienta mogła przygotować kilku więcej potrzebujących. Zmarszczyła nos łapiąc się na tym, że prawdopodobnie za bardzo próbowała optymalizować ostatnio swoją codzienność.
Spakowała przygotowaną biżuterię do odbioru. Zaczęła wówczas ściągać rękawiczki ze smukłych palców pozostając jednak w roli twórcy świetlików, kiedy to w naturalny sposób zaczęła doradzać Yanie. Mimo wszystko liczyła na to, że będzie z ojcem bezpieczna. Jeżeli mogła do tego przyłożyć różdżkę by mieć co do tego większa pewność nie chciała się powstrzymywać.
- Osobiście polecam kapelusz lub zdobną chustę. Znam klientki, które potrafią taką apaszkę zgrabnie wpleść w element garderoby lub fryzury niezależnie od pory roku. Zbliża się też zima więc szalik też mógłby być całkiem rozsądny. Nie musi być to element garderoby, jednak należy wziąć pod uwagę mimo wszystko funkcjonalność - powinien być wygodny w chwyceniu w nagłej sytuacji nie tylko przez właściciela świstoklika, lecz również osoby obok- ubrania były zaś wygodne we chwyceniu i noszeniu przy sobie w przeciwieństwie do drobnych figurek lub biżuterii - I tak, księżycowy pył byłby wystarczający - przyznała dopinając swoją skórzaną aktówkę kliknięciem pozostawiając drugą cześć opłaty za odebraną biżuterię na blacie w lnianym mieszku przewiązanym rzemykiem. Wskazała na niego stukając obok niego paznokciem.
- Reszta opłaty zgodnie z umową. Z mojej strony w zasadzie to tyle. Nie będę zabierała ci więcej czasu. Dziękuję za współpracę i pozostańmy w kontakcie- uśmiechnęła się lekko ubierając nakrycie głowy, a następnie dając się odprowadzić. Na odchodne skinęła głową w geście pożegnania i ruszyła w drogę.
|zt
Spakowała przygotowaną biżuterię do odbioru. Zaczęła wówczas ściągać rękawiczki ze smukłych palców pozostając jednak w roli twórcy świetlików, kiedy to w naturalny sposób zaczęła doradzać Yanie. Mimo wszystko liczyła na to, że będzie z ojcem bezpieczna. Jeżeli mogła do tego przyłożyć różdżkę by mieć co do tego większa pewność nie chciała się powstrzymywać.
- Osobiście polecam kapelusz lub zdobną chustę. Znam klientki, które potrafią taką apaszkę zgrabnie wpleść w element garderoby lub fryzury niezależnie od pory roku. Zbliża się też zima więc szalik też mógłby być całkiem rozsądny. Nie musi być to element garderoby, jednak należy wziąć pod uwagę mimo wszystko funkcjonalność - powinien być wygodny w chwyceniu w nagłej sytuacji nie tylko przez właściciela świstoklika, lecz również osoby obok- ubrania były zaś wygodne we chwyceniu i noszeniu przy sobie w przeciwieństwie do drobnych figurek lub biżuterii - I tak, księżycowy pył byłby wystarczający - przyznała dopinając swoją skórzaną aktówkę kliknięciem pozostawiając drugą cześć opłaty za odebraną biżuterię na blacie w lnianym mieszku przewiązanym rzemykiem. Wskazała na niego stukając obok niego paznokciem.
- Reszta opłaty zgodnie z umową. Z mojej strony w zasadzie to tyle. Nie będę zabierała ci więcej czasu. Dziękuję za współpracę i pozostańmy w kontakcie- uśmiechnęła się lekko ubierając nakrycie głowy, a następnie dając się odprowadzić. Na odchodne skinęła głową w geście pożegnania i ruszyła w drogę.
|zt
Yana także pokiwała głową.
- Tak będzie najlepiej. Gdy ojciec wróci, przekażę mu szczegóły i z pewnością będzie mógł ocenić możliwe koszty zamówienia, a także czas jego realizacji – rzekła; Yana póki co była osobą która wykonuje łatwiejsze zlecenia w ramach swojej nauki i rozwoju umiejętności, ale otoczką związaną ze sprawami ekonomicznymi zajmował się ojciec. On też najczęściej zamawiał komponenty, zwłaszcza te rzadsze i trudniej dostępne, bo z zakupem prostszych i dostępnych w sklepie na Pokątnej mogła czasem zająć się i sama Yana. Ale co tu dużo mówić, mężczyznom było w życiu łatwiej pod wieloma względami, budzili większy respekt i autorytet niż kobiety, zwłaszcza tak młode jak Yana, i mogli łatwiej załatwiać różne sprawy w ich patriarchalnym świecie. Rzadziej też próbowano ich oszukać i zwieść, tym bardziej że ojciec miał już swoje sprawdzone dojścia i kontakty. Yana wolała zajmować się tym, na czym się znała, czyli tworzeniem biżuterii i talizmanów, a nie użeraniem się z handlarzami i sprawdzaniem, czy aby na pewno jej nie oszukali z jakością surowca czy zawyżoną ceną. – Kiedy ustali szczegóły, któreś z nas wyśle list i wtedy będzie można myśleć nad dalszym etapem realizacji.
Możliwe, że Yana będzie mieć swój udział w finalnym wykonywaniu którejś z błyskotek. Ale najpierw należało zdobyć te surowce, których akurat nie mieli pod ręką, a także upewnić się, czy klient zaakceptuje cenę i będzie gotów zapłacić tyle, ile zażyczy sobie jej ojciec. Blythe’owie nie byli instytucją charytatywną, nie mieli w zwyczaju dokładać do interesu, ich wyroby nie należały do najtańszych, ale były dobrej jakości. A jeśli klient życzył sobie takich komponentów jak kość słoniowa czy drogie kamienie, musiał liczyć się z tym, że błyskotka będzie mieć swoją cenę.
- Nad świstoklikiem muszę jeszcze pomyśleć, przejrzeć swoje szpargały i wybrać coś odpowiedniego – odezwała się gdy temat zszedł na świstokliki. Musiała przejrzeć swój pokój w poszukiwaniu czegoś, co byłoby trwałe, ale jednocześnie podręczne i możliwe do noszenia przy sobie. Świstoklik lepiej było mieć niż nie mieć, biorąc pod uwagę czasy w jakich przyszło im żyć. Musiała też zdobyć księżycowy pył, ale z tym nie powinno być takiego problemu jak z niektórymi rzadszymi surowcami. Zakładając że po wydarzeniach sprzed paru tygodni ludzie pragnący zdobyć świstokliki nie ogołocili sklepów i handlarzy z całych zapasów.
- Ja również dziękuję i w razie czego spodziewaj się naszej sowy – powiedziała, odprowadzając kobietę z powrotem do drzwi. A kiedy parę godzin później do domu wrócił ojciec, opowiedziała mu o wizycie panny Vane i o kolejnym złożonym przez nią zamówieniu.
| zt.
- Tak będzie najlepiej. Gdy ojciec wróci, przekażę mu szczegóły i z pewnością będzie mógł ocenić możliwe koszty zamówienia, a także czas jego realizacji – rzekła; Yana póki co była osobą która wykonuje łatwiejsze zlecenia w ramach swojej nauki i rozwoju umiejętności, ale otoczką związaną ze sprawami ekonomicznymi zajmował się ojciec. On też najczęściej zamawiał komponenty, zwłaszcza te rzadsze i trudniej dostępne, bo z zakupem prostszych i dostępnych w sklepie na Pokątnej mogła czasem zająć się i sama Yana. Ale co tu dużo mówić, mężczyznom było w życiu łatwiej pod wieloma względami, budzili większy respekt i autorytet niż kobiety, zwłaszcza tak młode jak Yana, i mogli łatwiej załatwiać różne sprawy w ich patriarchalnym świecie. Rzadziej też próbowano ich oszukać i zwieść, tym bardziej że ojciec miał już swoje sprawdzone dojścia i kontakty. Yana wolała zajmować się tym, na czym się znała, czyli tworzeniem biżuterii i talizmanów, a nie użeraniem się z handlarzami i sprawdzaniem, czy aby na pewno jej nie oszukali z jakością surowca czy zawyżoną ceną. – Kiedy ustali szczegóły, któreś z nas wyśle list i wtedy będzie można myśleć nad dalszym etapem realizacji.
Możliwe, że Yana będzie mieć swój udział w finalnym wykonywaniu którejś z błyskotek. Ale najpierw należało zdobyć te surowce, których akurat nie mieli pod ręką, a także upewnić się, czy klient zaakceptuje cenę i będzie gotów zapłacić tyle, ile zażyczy sobie jej ojciec. Blythe’owie nie byli instytucją charytatywną, nie mieli w zwyczaju dokładać do interesu, ich wyroby nie należały do najtańszych, ale były dobrej jakości. A jeśli klient życzył sobie takich komponentów jak kość słoniowa czy drogie kamienie, musiał liczyć się z tym, że błyskotka będzie mieć swoją cenę.
- Nad świstoklikiem muszę jeszcze pomyśleć, przejrzeć swoje szpargały i wybrać coś odpowiedniego – odezwała się gdy temat zszedł na świstokliki. Musiała przejrzeć swój pokój w poszukiwaniu czegoś, co byłoby trwałe, ale jednocześnie podręczne i możliwe do noszenia przy sobie. Świstoklik lepiej było mieć niż nie mieć, biorąc pod uwagę czasy w jakich przyszło im żyć. Musiała też zdobyć księżycowy pył, ale z tym nie powinno być takiego problemu jak z niektórymi rzadszymi surowcami. Zakładając że po wydarzeniach sprzed paru tygodni ludzie pragnący zdobyć świstokliki nie ogołocili sklepów i handlarzy z całych zapasów.
- Ja również dziękuję i w razie czego spodziewaj się naszej sowy – powiedziała, odprowadzając kobietę z powrotem do drzwi. A kiedy parę godzin później do domu wrócił ojciec, opowiedziała mu o wizycie panny Vane i o kolejnym złożonym przez nią zamówieniu.
| zt.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
| 26 września
Hep!
Budziła się z bólem. Żołądek wydawał się ściskać, za każdym razem, gdy czkniecie umykało z warg. Skóra cierpła, a do tego włosy, zdawały się wyjątkowo mocno, żyć własnym życiem, nie dając się ułożyć, elektryzując, jakby w powietrzu szumiała zbliżająca się burza. Aisha nie miała pojęcia, skąd brały się dolegliwości, albo - złośliwość losu, który rzucał jej pod nogi karty, których nie rozumiała. Gdyby była tu babka, być może umiałby wywróżyć, zajrzeć do kuli i ostrzec. A tak, młodziutka czarownica nie przewidywała, jak długi i pełen wrażeń dzień miał ją czekać.
Nie próbowała tknąć nawet kociołka i eliksirów, po fiasku z mikrym posiłkiem, jaki przygotowała. Zimna woda z krótkiej kąpieli w rzece, miała pomóc jej oczyścić nie tylko ciało, ale i opisywany jakiś czas wcześniej - pył. I chociaż na wspomnienie nocy oczyszczenia, wciąż łapała się na wspinającym po skórze gorącu, wiedziała, ze sam proces był pomocny. A woda, czysta, rzeczna miała właściwości drogocenne. Warzenie eliksirów nauczyło ją wiele. Z wciąż wilgotnymi włosami, pojawiła się w domu. Ściągnęła buty i boso, w biegu, z koszulą białą i spódnicą w barwie ciemnego fioletu, ruszyła na górę. Nim pokonała połowę schodów, krótkie szarpniecie przy pępku zmusiło ją do zatrzymania. Ze spazmem urwanego oddechu, zakryła usta, próbując nieskutecznie powstrzymać czknięcie. I dokładnie w tym samym momencie, ból brzucha wrócił, a Aisha poczuła jak powietrze pęcznieje od magii i wszystko zasysa się, rozmywając rzeczywistość w teleportacyjnym rzucie.
Upadła na podłogę. Drewnianą. Kręciło jej się w głowie, gdy próbowała wesprzeć się dłońmi i unieść ciało do pionu. W oczach jej się mieniło, ale panującego półmroku pomieszczenia, nie rozpoznawała. Doszła jej za to woń...ziół? Skóry? Zamrugała, unosząc w końcu spłoszone spojrzenie, lokując je dokładnie na sylwetkę zanurzoną w drugim końcu pomieszczenia. Nie było możliwości, że nie została dostrzeżona. Wciągnęła powietrze, w panice, próbując się najpierw wycofać, rozumiejąc, że za plecami ma ścianę - To nie ja, proszę ...pani - wydusiła w końcu, z jakiegoś nawyku, tytułując nieznajomą panią, przyzwyczajona, zapobiegawczo, że łatwiej w ten sposób było zjednać sobie obcych, wrażliwych raczej na inność czarodziei. I nawet jeśli gdzieś już miała przyjemność spotkać dziewczynę, nie potrafiła przywołać w pamięci twarzy. Wydawało jej się nawet, ze zapamiętałaby ją, gdyby było inaczej. To jednak rzucało niepewność na decyzję - jak zachować się miała. Uciekać przed potencjalną krzywdą, czy prosić o pomoc przyjazną duszę? Z jakąś ulgą stwierdziła, że naprawdę ma przed sobą - młodą kobietę. Dużo od niej wyższą, z burzą ślicznych loków i spojrzeniem zielonego refleksu, równie odległym, co zaskoczonym - Naprawdę nie wiem, jak się tu znalazłam - dodała, czujnie rozglądając się w około, szukając wyjścia, podpowiedzi, czegoś, co w razie nieprzychylnej konieczności, pozwoli jej umknąć kłopotom.
Hep!
Budziła się z bólem. Żołądek wydawał się ściskać, za każdym razem, gdy czkniecie umykało z warg. Skóra cierpła, a do tego włosy, zdawały się wyjątkowo mocno, żyć własnym życiem, nie dając się ułożyć, elektryzując, jakby w powietrzu szumiała zbliżająca się burza. Aisha nie miała pojęcia, skąd brały się dolegliwości, albo - złośliwość losu, który rzucał jej pod nogi karty, których nie rozumiała. Gdyby była tu babka, być może umiałby wywróżyć, zajrzeć do kuli i ostrzec. A tak, młodziutka czarownica nie przewidywała, jak długi i pełen wrażeń dzień miał ją czekać.
Nie próbowała tknąć nawet kociołka i eliksirów, po fiasku z mikrym posiłkiem, jaki przygotowała. Zimna woda z krótkiej kąpieli w rzece, miała pomóc jej oczyścić nie tylko ciało, ale i opisywany jakiś czas wcześniej - pył. I chociaż na wspomnienie nocy oczyszczenia, wciąż łapała się na wspinającym po skórze gorącu, wiedziała, ze sam proces był pomocny. A woda, czysta, rzeczna miała właściwości drogocenne. Warzenie eliksirów nauczyło ją wiele. Z wciąż wilgotnymi włosami, pojawiła się w domu. Ściągnęła buty i boso, w biegu, z koszulą białą i spódnicą w barwie ciemnego fioletu, ruszyła na górę. Nim pokonała połowę schodów, krótkie szarpniecie przy pępku zmusiło ją do zatrzymania. Ze spazmem urwanego oddechu, zakryła usta, próbując nieskutecznie powstrzymać czknięcie. I dokładnie w tym samym momencie, ból brzucha wrócił, a Aisha poczuła jak powietrze pęcznieje od magii i wszystko zasysa się, rozmywając rzeczywistość w teleportacyjnym rzucie.
Upadła na podłogę. Drewnianą. Kręciło jej się w głowie, gdy próbowała wesprzeć się dłońmi i unieść ciało do pionu. W oczach jej się mieniło, ale panującego półmroku pomieszczenia, nie rozpoznawała. Doszła jej za to woń...ziół? Skóry? Zamrugała, unosząc w końcu spłoszone spojrzenie, lokując je dokładnie na sylwetkę zanurzoną w drugim końcu pomieszczenia. Nie było możliwości, że nie została dostrzeżona. Wciągnęła powietrze, w panice, próbując się najpierw wycofać, rozumiejąc, że za plecami ma ścianę - To nie ja, proszę ...pani - wydusiła w końcu, z jakiegoś nawyku, tytułując nieznajomą panią, przyzwyczajona, zapobiegawczo, że łatwiej w ten sposób było zjednać sobie obcych, wrażliwych raczej na inność czarodziei. I nawet jeśli gdzieś już miała przyjemność spotkać dziewczynę, nie potrafiła przywołać w pamięci twarzy. Wydawało jej się nawet, ze zapamiętałaby ją, gdyby było inaczej. To jednak rzucało niepewność na decyzję - jak zachować się miała. Uciekać przed potencjalną krzywdą, czy prosić o pomoc przyjazną duszę? Z jakąś ulgą stwierdziła, że naprawdę ma przed sobą - młodą kobietę. Dużo od niej wyższą, z burzą ślicznych loków i spojrzeniem zielonego refleksu, równie odległym, co zaskoczonym - Naprawdę nie wiem, jak się tu znalazłam - dodała, czujnie rozglądając się w około, szukając wyjścia, podpowiedzi, czegoś, co w razie nieprzychylnej konieczności, pozwoli jej umknąć kłopotom.
...światło zbudź,
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 18
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
But don’t make a sound
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była w pracowni. Spędzała tu ostatnimi czasy wiele chwil. Nawet kiedy nie pomagała ojcu w wykonywaniu żadnych zleceń ani nie tworzyła czegoś dla kogoś z własnych znajomych, i tak była tu codziennym gościem. W końcu nie rozwinie umiejętności bez wszechstronnej nauki obejmującej różne dziedziny. Nie tylko tworzyła biżuterię i talizmany, ale także nie mogła zapominać o teorii, i w tym celu wertowała runiczne manuskrypty i alchemiczne księgi, oraz mieszała w kociołku, tworząc eliksiry. Skupienie na tym pomagało jej nie myśleć tak często o nieszczęściach ostatnich miesięcy, a trochę tego było. Jej życie wcale nie było takie kolorowe, a rodzina kurczyła się w zastraszającym tempie.
Nie spodziewała się nagłego gościa. Akurat ślęczała nad alchemiczną księgą, zapoznając się z kolejnymi recepturami i próbując wyszukać takie, które mogą jej się przydać, kiedy do rzeczywistości przywrócił ją nagły hałas w drugim końcu pracowni. Nie była przyzwyczajona do hałasów w tym pomieszczeniu, gdyż pracownia zawsze była miejscem skąpanym w ciszy i sprzyjającym skupieniu, nawet w czasach, kiedy ona i jej rodzeństwo byli dziećmi; zawsze gdy ojciec wpuszczał ją do swojego królestwa kiedy była dzieckiem, uderzała ją aura ciszy i spokoju, które tu panowały. Hałas musiał mieć zatem konkretną przyczynę i dostrzegła ją od razu w sylwetce młodej dziewczyny, która jakby znikąd zmaterializowała się w pomieszczeniu.
W pierwszej chwili poczuła niepokój, a jej serce zaczęło bić szybciej. Odruchowo poderwała się z krzesła i wstała. Nigdy nie należała do lękliwych i trzęsących się na każdy dźwięk, ale cała sytuacja była dla niej nagła i zaskakująca. Ojciec zapewniał zawsze, że starał się zabezpieczyć dom przed niepożądaną aportacją intruzów, do tej pory nie pamiętała tego typu incydentów, aby ktoś obcy nagle pojawił się wewnątrz. A w tych czasach należało zachować daleko posuniętą ostrożność. Dziewczyna jednak wydawała się przerażona i równie zaskoczona jak ona sama, zupełnie jakby rzeczywiście nie wiedziała, gdzie właśnie się znalazła. Yana obserwowała ją uważnie, próbując ocenić ewentualne zagrożenie i zareagować gdyby było to konieczne. Dziewczyna była drobna, młodziutka i naprawdę śliczna, wyglądała jakby dopiero niedawno opuściła mury Hogwartu, ale żyli w świecie magii, gdzie istniały takie rzeczy jak eliksir wielosokowy czy metamorfomagia, więc nawet najbardziej niewinny wygląd nie gwarantował niczego. Ale miała nadzieję, że to nie jest żaden opryszek pod wielosokowym, a rzeczywiście jakaś przypadkowa i niegroźna młódka.
- Kim jesteś? – zapytała więc, chcąc się dowiedzieć, kim była nieznajoma. - Teleportowałaś się? – spytała po chwili, zastanawiając się, jak udało jej się tu aportować. Ale czasem przecież zdarzało się, że przy niedostatecznym skupieniu można było wylądować gdzieś indziej niż się chciało. – Nic ci nie zrobię, tylko spokojnie – dodała, aby ją uspokoić. Dopiero po chwili dostrzegła, że dziewczyna była boso; kto normalny podróżuje bez butów? Przeniosła spojrzenie na jej twarz i mogła przysiąc, że gdzieś już ją kiedyś widziała, ale próbowała sobie przypomnieć, gdzie dokładnie. I na wszelki wypadek miała w zasięgu dłoni różdżkę, choć miała nadzieję, że nieznajoma nie zrobi niczego głupiego i że różdżka nie będzie potrzebna.
Nie spodziewała się nagłego gościa. Akurat ślęczała nad alchemiczną księgą, zapoznając się z kolejnymi recepturami i próbując wyszukać takie, które mogą jej się przydać, kiedy do rzeczywistości przywrócił ją nagły hałas w drugim końcu pracowni. Nie była przyzwyczajona do hałasów w tym pomieszczeniu, gdyż pracownia zawsze była miejscem skąpanym w ciszy i sprzyjającym skupieniu, nawet w czasach, kiedy ona i jej rodzeństwo byli dziećmi; zawsze gdy ojciec wpuszczał ją do swojego królestwa kiedy była dzieckiem, uderzała ją aura ciszy i spokoju, które tu panowały. Hałas musiał mieć zatem konkretną przyczynę i dostrzegła ją od razu w sylwetce młodej dziewczyny, która jakby znikąd zmaterializowała się w pomieszczeniu.
W pierwszej chwili poczuła niepokój, a jej serce zaczęło bić szybciej. Odruchowo poderwała się z krzesła i wstała. Nigdy nie należała do lękliwych i trzęsących się na każdy dźwięk, ale cała sytuacja była dla niej nagła i zaskakująca. Ojciec zapewniał zawsze, że starał się zabezpieczyć dom przed niepożądaną aportacją intruzów, do tej pory nie pamiętała tego typu incydentów, aby ktoś obcy nagle pojawił się wewnątrz. A w tych czasach należało zachować daleko posuniętą ostrożność. Dziewczyna jednak wydawała się przerażona i równie zaskoczona jak ona sama, zupełnie jakby rzeczywiście nie wiedziała, gdzie właśnie się znalazła. Yana obserwowała ją uważnie, próbując ocenić ewentualne zagrożenie i zareagować gdyby było to konieczne. Dziewczyna była drobna, młodziutka i naprawdę śliczna, wyglądała jakby dopiero niedawno opuściła mury Hogwartu, ale żyli w świecie magii, gdzie istniały takie rzeczy jak eliksir wielosokowy czy metamorfomagia, więc nawet najbardziej niewinny wygląd nie gwarantował niczego. Ale miała nadzieję, że to nie jest żaden opryszek pod wielosokowym, a rzeczywiście jakaś przypadkowa i niegroźna młódka.
- Kim jesteś? – zapytała więc, chcąc się dowiedzieć, kim była nieznajoma. - Teleportowałaś się? – spytała po chwili, zastanawiając się, jak udało jej się tu aportować. Ale czasem przecież zdarzało się, że przy niedostatecznym skupieniu można było wylądować gdzieś indziej niż się chciało. – Nic ci nie zrobię, tylko spokojnie – dodała, aby ją uspokoić. Dopiero po chwili dostrzegła, że dziewczyna była boso; kto normalny podróżuje bez butów? Przeniosła spojrzenie na jej twarz i mogła przysiąc, że gdzieś już ją kiedyś widziała, ale próbowała sobie przypomnieć, gdzie dokładnie. I na wszelki wypadek miała w zasięgu dłoni różdżkę, choć miała nadzieję, że nieznajoma nie zrobi niczego głupiego i że różdżka nie będzie potrzebna.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nie korzystała tak często z dobrodziejstw teleportacji - nie dlatego, ze nie potrafiła. Naprawdę wolała poruszać się samej. Miała świadomość, jakim cudem była sama magia i możliwości, które wraz z talentem otrzymała, ale, nie potrafiła pozbyć się nawyku czucia otoczenia. Często chodziła boso, kochała naturę i środki, które dawała by poruszać się w przestrzeni. Przyzwyczajona do podróży z taborem, gdzie czuło się wiatr, nawet podczas snu. Teleportacja jednak była konieczna i pozwalała szybko znaleźć się w odległych miejscach, które dla mugoli były przecież tajemnicą. Ale - zawsze działała świadomie. Nigdy nie zdążyła jej się tak nieoczekiwane, magicznie przeniesienie. I generowało to panikę, widoczną w ciemnych źrenicach, śledzących nieznajomą, w dłoniach, które w pośpiechu próbowały znaleźć różdżkę i w szumiącym rytmem bijącego zbyt szybko serca.
Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po dziewczynie, ale spokój z jakim przyjęła obecność obcej czarownicy, działała kojąco. Myliła się czy nie, nie wyglądała na kogoś, kto chciałby ja skrzywdzić. A nasłuchała się wystarczająco o paskudnych zapędach czystokrwistych czarodziejów, zdążyła przeczytać informacje w gazecie i nasłuchać się plotek, by wiedzieć, jak postrzegana była ona - obca. Podczarodziej. Wciąż wycofana, o wiele zwinniej, niż przy upadku, podniosła się do pionu. Trzymała dystans, nie chcąc niepotrzebnie narażać - ich obu na nieporozumienie. na pierwsze pytanie, tylko otworzyła usta, z których umknęło tylko westchnienie, bez splątanego na języku imienia.
- Nie... tak!, nie wiem...? - odezwała się zamiast tego, a kończąc, znowu musiała zasłonić usta, czując ciśnienie czknięcia. Ciało drgnęło mimowolnie, ale finalnie kiwnęła wolno głową w potwierdzeniu, że ufa zapewnieniu - Naprawdę znalazłam się tu przypadkiem. Byłam... byłam u siebie - mówiła dalej wciąż ostrożnie, czujnie poprawiając mimowolnie zwinięty materiał długiej spódnicy - dziwnie się dziś czułam i... nie wiem czemu mnie tu teleportowało - obróciła się przy tym na boki, czując wciąż wilgoć rozpuszczonych włosów. Zrobiło jej się chłodno. Przygryzła wargę, zastanawiając się, co zrobić - jestem Aisha - zdradziła w końcu, oddychała płycej, nadal niespokojna o nieoczekiwaność zajścia i zamiary niewiele od niej starszej dziewczyny - a pani kim jest? I czy mogę wiedzieć, gdzie właściwie jestem? - od tego zależało, właściwie wszystko. W pomieszczeniu rozpoznawała znajome elementy wyposażenia alchemicznego, ale też obce narzędzia i błyszczące fragmenty kamieni. Wszystko wydawało się pełne dostatku, tak różne od otaczających ją zazwyczaj okoliczności. Sam wrzesień był wyjątkowo nędzny i ciężko było nawet o jeden ciepły posiłek w ciągu dnia.
Zdusiła jednak w zarodku, jakiekolwiek pomysły o uszczknięciu odrobiny z dostrzeżonych zasobów. Kradła tylko, gdy nie miała innego wyboru i przede wszystkim, polegała na bracie, samej pilnując by cokolwiek z przyniesionych produktów, można było przygotować. Albo zachować na dłużej. Teraz, gdy mieli jeszcze małe dzieciątko, wymagające stałej opieki, próbowała wyręczać Eve w innych obowiązkach. Jakoś - się trzymali. I w całej okazałości wszystkich ostatnich wydarzeń nie przewidywała, że los szykował jej więcej, pełnych wrażeń atrakcji. A nawet jeśli niepokój wciąż wybijał przyśpieszony rytm pulsu, nie umiała stwierdzić, czy wszystko - było takie złe.
- Pani jest alchemikiem? - zapytała w końcu z ciekawością, bo część pracowni, w której się znalazła, zdecydowanie dedykowana była pracy z eliksirami. A wewnętrzne zamiłowanie, mimowolnie błysnęło w spojrzeniu młodziutkiej cyganki.
Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po dziewczynie, ale spokój z jakim przyjęła obecność obcej czarownicy, działała kojąco. Myliła się czy nie, nie wyglądała na kogoś, kto chciałby ja skrzywdzić. A nasłuchała się wystarczająco o paskudnych zapędach czystokrwistych czarodziejów, zdążyła przeczytać informacje w gazecie i nasłuchać się plotek, by wiedzieć, jak postrzegana była ona - obca. Podczarodziej. Wciąż wycofana, o wiele zwinniej, niż przy upadku, podniosła się do pionu. Trzymała dystans, nie chcąc niepotrzebnie narażać - ich obu na nieporozumienie. na pierwsze pytanie, tylko otworzyła usta, z których umknęło tylko westchnienie, bez splątanego na języku imienia.
- Nie... tak!, nie wiem...? - odezwała się zamiast tego, a kończąc, znowu musiała zasłonić usta, czując ciśnienie czknięcia. Ciało drgnęło mimowolnie, ale finalnie kiwnęła wolno głową w potwierdzeniu, że ufa zapewnieniu - Naprawdę znalazłam się tu przypadkiem. Byłam... byłam u siebie - mówiła dalej wciąż ostrożnie, czujnie poprawiając mimowolnie zwinięty materiał długiej spódnicy - dziwnie się dziś czułam i... nie wiem czemu mnie tu teleportowało - obróciła się przy tym na boki, czując wciąż wilgoć rozpuszczonych włosów. Zrobiło jej się chłodno. Przygryzła wargę, zastanawiając się, co zrobić - jestem Aisha - zdradziła w końcu, oddychała płycej, nadal niespokojna o nieoczekiwaność zajścia i zamiary niewiele od niej starszej dziewczyny - a pani kim jest? I czy mogę wiedzieć, gdzie właściwie jestem? - od tego zależało, właściwie wszystko. W pomieszczeniu rozpoznawała znajome elementy wyposażenia alchemicznego, ale też obce narzędzia i błyszczące fragmenty kamieni. Wszystko wydawało się pełne dostatku, tak różne od otaczających ją zazwyczaj okoliczności. Sam wrzesień był wyjątkowo nędzny i ciężko było nawet o jeden ciepły posiłek w ciągu dnia.
Zdusiła jednak w zarodku, jakiekolwiek pomysły o uszczknięciu odrobiny z dostrzeżonych zasobów. Kradła tylko, gdy nie miała innego wyboru i przede wszystkim, polegała na bracie, samej pilnując by cokolwiek z przyniesionych produktów, można było przygotować. Albo zachować na dłużej. Teraz, gdy mieli jeszcze małe dzieciątko, wymagające stałej opieki, próbowała wyręczać Eve w innych obowiązkach. Jakoś - się trzymali. I w całej okazałości wszystkich ostatnich wydarzeń nie przewidywała, że los szykował jej więcej, pełnych wrażeń atrakcji. A nawet jeśli niepokój wciąż wybijał przyśpieszony rytm pulsu, nie umiała stwierdzić, czy wszystko - było takie złe.
- Pani jest alchemikiem? - zapytała w końcu z ciekawością, bo część pracowni, w której się znalazła, zdecydowanie dedykowana była pracy z eliksirami. A wewnętrzne zamiłowanie, mimowolnie błysnęło w spojrzeniu młodziutkiej cyganki.
...światło zbudź,
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 18
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
But don’t make a sound
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pracownia
Szybka odpowiedź