Część biurowa
AutorWiadomość
Część biurowa
Duże pomieszczenie, w którym znajduje się seria identycznych biurek, ułożonych w dwóch rzędach. Pomiędzy nimi znajduje się przestrzeń do swobodnego poruszania się. Każde biurko ma przydzielonego właściciela, najczęściej są to stażyści departamentu. W pomieszczeniu znajdują się duże, prostokątne okna, które zapewniają dostęp do naturalnego światła. Po zmroku zapalają się świece zawieszone pod sufitem, wyjątkowo przydatne, gdyż godziny pracy departamentu pozostają długie i często sięgają godzin nocnych. Przy ścianach znajdują się regały z książkami, głównie związane z prawem oraz ekonomią.
18.09.1958
Ciche westchnięcie, na tyle pozwoli zmęczonemu organizmowi. Cichy krzyk frustracji, który tylko on będzie mógł poprawnie zinterpretować. Życie stażysty nie należało do godnych blasku, raczej skupione było na pokornej pracy dla dobra wielu. Stażysta, jak na najmłodszego pracownika przystało, wykonywał najmniej ciekawe, ubogie w rozrywkę i wyzwanie zadania. Nigdy do jego obowiązków nie należało przygotowywanie kawy, nigdy nie pozwolił się do tej posady zrzucić, ale byli tacy, którzy nie mogli uciec przed tym obowiązkiem. Helena pomimo rocznego stażu w Ministerstwie, nadal odpowiedzialna była za poranną kawę, choć niejednokrotnie wyróżniała się sprawnością umysłu i bystrością do wyszukiwania najmniejszych szczegółów. Gdy jednak zostaniesz zaciągnięty do pozycji serwującego, poddańczo wykonującego rozkazy – ciężko z tego uciec. Rozciągnął się, wyciągając wysoko w górę ręce. Zaraz jednak wrócił do kartki pergaminu, która na niego czekała. Na jego biurku rozłożone były książki, nawet więcej leżało obok biurka czekając na swoją kolej. Gdy dwa dni temu Johnson kazał przygotować mu szeroki raport na temat sytuacji prawnej piwa kremowego, ograniczeń i ekonomicznych aspektów, wiedział, że czeka go ciężkie kilka dni. Piwo kremowe było sławnym, powszechnie dostępnym trunkiem w Wielkiej Brytanii. Cena rynkowa wynosiła dwa sykle, a większość produkcji była krajowa. Z powodu wojny niektórzy producenci musieli ograniczyć produkcję przez zamknięcie browarów, niedobór pracowników również negatywnie wpływał na produkcje. Przed wojną był to jeden z najsławniejszych specjałów z Wielkiej Brytanii i był eksportowany na cały świat. Wszystkie raporty, które tworzył zawsze dzieliły się na sytuacje przed i po. Przed, gdy prawo i porządek stanowiły normalność, a siła brytyjskiej gospodarki pozwalała zarządzać cenami i żądać odpowiednich pieniędzy. Była to część historyczna pracy, czasem nostalgiczna, lecz akurat sentymenty rzadko przemawiały do jego serca. Pokazywała to co utracili i do czego powinni ponownie dążyć, lecz też pozwalała zrozumieć czemu tak pozytywne dla nich umowy dwustronne z państwami istniały. Następnie skupił się prawnej sytuacji alkoholi niskoprocentowych, regulacjach, które pozwalały temu segmentowi gospodarki kwitnąć. Tyle stracone w chaosie, tyle zapomniane w odmętach szaleństwa. Teraz pozostała do opracowania o wiele trudniejsza część, ta która mówi, gdzie byli obecnie. Jak wiele browarów pracowało? Jak dużo produkowali piwa kremowego w ciągu roku? Czy istniała szansa na poprawę sytuacji? Odpowiedzi na te pytania nie znajdzie w książkach, gazetach czy notatkach. Będzie musiał udać się bezpośrednio do tych, których sprawa dotyczy i na własne oczy przekonać się, gdzie obecnie stoją. Miał jeszcze kilka dni, delegacja z Irlandii zapowiedziała się na początku następnego tygodnia. Zamknął książkę, gdy zobaczył, że Helen zmierza w jego kierunku.
– Zabini jest w swoim biurze. Przeczytał twoją prośbę, ale chce z Tobą porozmawiać na ten temat – przekazała mu spokojnie i wolno, zawsze mówiła jakby miała dużo czasu. Zbytnio akcentowała głoski, jakby jeździła palcami po szybie. – Nie patrz tak na mnie, nie zabija się posłańca.
Z tym musiał się zgodzić. Miał nadzieje, że jego prośba przejdzie bez żadnych dodatkowych problemów. Nie był nawet pewien, po co był Igorowi ten dokumenty, choć sprowokował go do kilku ciekawskich myśli. Chciał zadać mu więcej pytań, lecz pozbawiony był czasu i możliwości. W czasie ich podróży do Stanów Zjednoczonych miał zamiar wypytać go na temat przewozu trupa z Francji do Anglii. Ostatnimi czasy to raczej podróże w drugą stronę cieszyły się popularnością, lecz czego nie robi się dla przyjaźni i korzyści. Powstał z siedzenia, poświęcając chwilę na wyprostowanie koszuli i udał się od razu do gabinetu Zabiniego. Był jednym z bardziej kompetentnych dyplomatów w departamencie, zajmował się stosunkami z Francją współpracując z Blackiem od ponad dekady. Był jednym z jego najbliższych ludzi, Black nie ufał nikomu równie mocno, co jemu. Bartemius nigdy nie odczuł z jego strony wyczucia wzgardy lub prób zahamowania jego osoby, lecz zawsze świadom był, gdzie leży jego lojalność. Wierność, która pozwalała mu na awanse na samą górę i jedynie Black miał większą władzę w ich departamencie. Gdy tylko przekroczył próg gabinetu, Beatrice uprzedziła jego słowa.
– Czeka na ciebie w gabinecie – nie spojrzała na niego, jej wzrok skupiony był na kilku listach obecnych na biurku. Drzwi były uchylone, więc przedostał się do środka, by zastać czekającego na niego mężczyznę. Zabini zawsze górował wzrostem, na kolacjach biznesowych zawsze z tęsknotą opowiadał o utraconej szansie na karierze w Quidditchu. Był doskonałym pałkarzem, powiadał z wzruszeniem ledwo powstrzymanym w gardle. Barczysty, zawsze gotowy do żartów – będąc w jego towarzystwie szybko można było zapomnieć o tym jak dobrym i niebezpiecznym politykiem był. Milczał przez chwilę, zapewne chcą wywołać w nim poczucie niepewności, lecz Bartemius nauczył się ignorować ową taktykę, gdy miał osiem lat i jego ojciec kolejny raz miał swoje momenty, gdy próbował zbudować swoją pozycje w domostwie.
– Podpisałem Twoją prośbę, wszystko wydaje się w porządku – rozpoczął wskazując na kartkę pergaminu, która czekała na niego na stolę. Następnie wskazał na jeden z wolnych foteli, co oznaczało, że wizyta nie będzie krótka. Wykonał polecenie, lecz nie pozwolił ciału się rozprężyć. Cały czas zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia, nie można było mu ufać. – Ostatnimi czasy pracowałeś z ciekawymi osobami - Sallow, Scorsone. Czyżbyś chciał nas opuścić?
Bartemius uśmiechnął się delikatnie, czyż nie ucieszyłoby to Blacka, gdyby zniknął mu on z oczu? Była tylko jedna pozycja godna opuszczenia tego departamentu, a tam jeszcze nie dotarł. Krok po kroku miał zamiar tam dotrzeć, lecz nie był to jeszcze czas.
– Pragnę uspokoić, nigdzie się nie wybieram. Pracuję z tymi, którzy mnie potrzebują. Wiele nauczyłem się w czasie tych dni, inne spojrzenia na nasze ministerstwo – odpowiedział cały czas pozostawiając na twarzy ten krnąbrny uśmiech. Był ciekaw czy owa odpowiedź zasmuci jego szefa, lecz nie przyjdzie mu nigdy poznać prawdziwości jego myśli. Zabini na pewno przekaże jego słowa, w końcu dyplomaci uwielbiali rozmawiać. W tym momencie pokiwał tylko głową, może nawet jego samego usatysfakcjonowała jego odpowiedź.
– Dzisiaj wieczorem spotykam się z kilkoma dyplomatami ze Stanów. Słyszałem, że niedługo się tam wybierasz. Dobrze byłoby dla ciebie poznać kilka kontaktów przed podróżą, mogliby Ci wielce pomóc – zasugerował opierając się łokciami o blat stołu. Przyglądał mu się z zaciekawieniem, może pewnym wyzwaniem. Crouch nie miał zamiaru ignorować takiej okazji, zwłaszcza, że jednym z celów jego wyjazdu do Stanów było zaciągnięcie kontaktów z osobistościami za Oceanu, które umożliwiłyby współprace. Nestor jego rodu już od dawna uważał, że właśnie w Stanach jest przyszłość i trzeba inwestować w relacje atlantyckie. W momentach niepewności opłaca się mieć przyjaciół z tej samej strefy kulturowej, prawdziwych Anglosasów. Było to również dobre miejsce do inwestowania i szukania inwestorów, złoty wiek nadchodził za oceanem.
– Będę zaszczycony możliwością uczestniczenia w kolacji – słowa opuścił jego usta wręcz automatycznie, wyuczona formułka, która wpajana było mu od dzieciństwa. Crouchowie byli drapieżnikami, gdy wyczuli możliwość i szanse zawsze z niej korzystali. Zrozumiał, że to był koniec jego wizyty. Czekało na niego piwo kremowe i przepisy. Wstając rozmyślał już, że powinien umówić się na spotkanie z przedstawicielami browarów, aby móc wypytać ich o troski, które kłębią ich myśli. Gdy wychodził sekretarka ponownie nie zwróciła na niego uwagi, zapewne przygotowania do wieczornej kolacji spoczywały na jej osobie. Gdy usiadł do biurka wszystko pozostało niezmienione. Książki cierpliwie czekały na ponownie otwarcie, pióro wręcz zachęcało do wzięcia w dłoń. Spojrzał na zegarek, miał jeszcze dwie godziny nim będzie musiał oporządzić się do kolacji. Napisał szybki list do Hypatii, by powiadomić ją, że dzisiejsze spotkanie organizacyjne będzie odwołane. Następna sowa poszła do Daviesa, który był jednym ze znamienitszych browarników w kraju. Jeśli ktoś miał informacje, jak wygląda obecnie sytuacja to on był jedną z nielicznych osób, która je posiadała. Załatwiając wszystko, pozostało mu tylko skupienie się na prawie i piwie. Czyż nie było to rozkoszne połączenie?
zt– Zabini jest w swoim biurze. Przeczytał twoją prośbę, ale chce z Tobą porozmawiać na ten temat – przekazała mu spokojnie i wolno, zawsze mówiła jakby miała dużo czasu. Zbytnio akcentowała głoski, jakby jeździła palcami po szybie. – Nie patrz tak na mnie, nie zabija się posłańca.
Z tym musiał się zgodzić. Miał nadzieje, że jego prośba przejdzie bez żadnych dodatkowych problemów. Nie był nawet pewien, po co był Igorowi ten dokumenty, choć sprowokował go do kilku ciekawskich myśli. Chciał zadać mu więcej pytań, lecz pozbawiony był czasu i możliwości. W czasie ich podróży do Stanów Zjednoczonych miał zamiar wypytać go na temat przewozu trupa z Francji do Anglii. Ostatnimi czasy to raczej podróże w drugą stronę cieszyły się popularnością, lecz czego nie robi się dla przyjaźni i korzyści. Powstał z siedzenia, poświęcając chwilę na wyprostowanie koszuli i udał się od razu do gabinetu Zabiniego. Był jednym z bardziej kompetentnych dyplomatów w departamencie, zajmował się stosunkami z Francją współpracując z Blackiem od ponad dekady. Był jednym z jego najbliższych ludzi, Black nie ufał nikomu równie mocno, co jemu. Bartemius nigdy nie odczuł z jego strony wyczucia wzgardy lub prób zahamowania jego osoby, lecz zawsze świadom był, gdzie leży jego lojalność. Wierność, która pozwalała mu na awanse na samą górę i jedynie Black miał większą władzę w ich departamencie. Gdy tylko przekroczył próg gabinetu, Beatrice uprzedziła jego słowa.
– Czeka na ciebie w gabinecie – nie spojrzała na niego, jej wzrok skupiony był na kilku listach obecnych na biurku. Drzwi były uchylone, więc przedostał się do środka, by zastać czekającego na niego mężczyznę. Zabini zawsze górował wzrostem, na kolacjach biznesowych zawsze z tęsknotą opowiadał o utraconej szansie na karierze w Quidditchu. Był doskonałym pałkarzem, powiadał z wzruszeniem ledwo powstrzymanym w gardle. Barczysty, zawsze gotowy do żartów – będąc w jego towarzystwie szybko można było zapomnieć o tym jak dobrym i niebezpiecznym politykiem był. Milczał przez chwilę, zapewne chcą wywołać w nim poczucie niepewności, lecz Bartemius nauczył się ignorować ową taktykę, gdy miał osiem lat i jego ojciec kolejny raz miał swoje momenty, gdy próbował zbudować swoją pozycje w domostwie.
– Podpisałem Twoją prośbę, wszystko wydaje się w porządku – rozpoczął wskazując na kartkę pergaminu, która czekała na niego na stolę. Następnie wskazał na jeden z wolnych foteli, co oznaczało, że wizyta nie będzie krótka. Wykonał polecenie, lecz nie pozwolił ciału się rozprężyć. Cały czas zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia, nie można było mu ufać. – Ostatnimi czasy pracowałeś z ciekawymi osobami - Sallow, Scorsone. Czyżbyś chciał nas opuścić?
Bartemius uśmiechnął się delikatnie, czyż nie ucieszyłoby to Blacka, gdyby zniknął mu on z oczu? Była tylko jedna pozycja godna opuszczenia tego departamentu, a tam jeszcze nie dotarł. Krok po kroku miał zamiar tam dotrzeć, lecz nie był to jeszcze czas.
– Pragnę uspokoić, nigdzie się nie wybieram. Pracuję z tymi, którzy mnie potrzebują. Wiele nauczyłem się w czasie tych dni, inne spojrzenia na nasze ministerstwo – odpowiedział cały czas pozostawiając na twarzy ten krnąbrny uśmiech. Był ciekaw czy owa odpowiedź zasmuci jego szefa, lecz nie przyjdzie mu nigdy poznać prawdziwości jego myśli. Zabini na pewno przekaże jego słowa, w końcu dyplomaci uwielbiali rozmawiać. W tym momencie pokiwał tylko głową, może nawet jego samego usatysfakcjonowała jego odpowiedź.
– Dzisiaj wieczorem spotykam się z kilkoma dyplomatami ze Stanów. Słyszałem, że niedługo się tam wybierasz. Dobrze byłoby dla ciebie poznać kilka kontaktów przed podróżą, mogliby Ci wielce pomóc – zasugerował opierając się łokciami o blat stołu. Przyglądał mu się z zaciekawieniem, może pewnym wyzwaniem. Crouch nie miał zamiaru ignorować takiej okazji, zwłaszcza, że jednym z celów jego wyjazdu do Stanów było zaciągnięcie kontaktów z osobistościami za Oceanu, które umożliwiłyby współprace. Nestor jego rodu już od dawna uważał, że właśnie w Stanach jest przyszłość i trzeba inwestować w relacje atlantyckie. W momentach niepewności opłaca się mieć przyjaciół z tej samej strefy kulturowej, prawdziwych Anglosasów. Było to również dobre miejsce do inwestowania i szukania inwestorów, złoty wiek nadchodził za oceanem.
– Będę zaszczycony możliwością uczestniczenia w kolacji – słowa opuścił jego usta wręcz automatycznie, wyuczona formułka, która wpajana było mu od dzieciństwa. Crouchowie byli drapieżnikami, gdy wyczuli możliwość i szanse zawsze z niej korzystali. Zrozumiał, że to był koniec jego wizyty. Czekało na niego piwo kremowe i przepisy. Wstając rozmyślał już, że powinien umówić się na spotkanie z przedstawicielami browarów, aby móc wypytać ich o troski, które kłębią ich myśli. Gdy wychodził sekretarka ponownie nie zwróciła na niego uwagi, zapewne przygotowania do wieczornej kolacji spoczywały na jej osobie. Gdy usiadł do biurka wszystko pozostało niezmienione. Książki cierpliwie czekały na ponownie otwarcie, pióro wręcz zachęcało do wzięcia w dłoń. Spojrzał na zegarek, miał jeszcze dwie godziny nim będzie musiał oporządzić się do kolacji. Napisał szybki list do Hypatii, by powiadomić ją, że dzisiejsze spotkanie organizacyjne będzie odwołane. Następna sowa poszła do Daviesa, który był jednym ze znamienitszych browarników w kraju. Jeśli ktoś miał informacje, jak wygląda obecnie sytuacja to on był jedną z nielicznych osób, która je posiadała. Załatwiając wszystko, pozostało mu tylko skupienie się na prawie i piwie. Czyż nie było to rozkoszne połączenie?
1228 słów
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Część biurowa
Szybka odpowiedź