Archiwum
AutorWiadomość
Archiwum
Pomieszczenie znajduje się na końcu korytarza, po prawej stronie. Jest zaskakująco przestrzenne, mogące na początku zgubić nowych pracowników. Znajduje się w nim kilkanaście regałów sięgających aż po sufit, każde z nich posiada po kilka metalowych szuflad. W nich można znaleźć głównie ustawy, dyrektywy i umowy związane z prawem międzynarodowym. Posegregowane są one chronologicznie, a porządek jest pilnowany i wpajany nowych pracownikom. Pośrodku znajduje się kilka stołów, przy których można pracować i opracowywać notatki. Na suficie zawieszone są świecie, które zapewniają dostęp do światła. Jest to jedyne źródło światła, gdyż pomieszczenie pozbawione jest okien.
14.08.1958 r.
Cezura (łac. cięcie) - granica
Moment przełomowy w życiu jednostki, narodu, historii, kultury. Wyznacza koniec epoki i początek następnej. Upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego, sobór Trydencki czy inne wzniosłe wydarzenia, które nadały bieg czasu. Oczywiście, wszystkie były przykładami europejskiej historii, najprawdziwszy objaw europocentryzmu, którym skażony był każdy Angielski patriota.
Cezura, słowo nie opuszczało jego głowy. Tego byli świadkami, pewność wypełniała jego umysł i serce. Świadomość wielkości losów kroczyła przed nim, wybory, które podejmie wpisane zostaną do dziejów rodu. Zanim udał się dzisiaj do ministerstwa, odwiedził Surrey aby móc na żywo zobaczyć tragedie, która ich dotknęła. Oczy utrwaliły obraz śmierci, nos rozpoznał odrzucający zapach spalenizny. Nie było bezpiecznie by podchodził bliżej, nie dla panicza. Chciał jednak zobaczyć, zobaczyć i zapamiętać. Czasem zamykając się w swoich wielkich posiadłościach, odgradzając się od życia i innych ludzi, zapominali. W swych dostojnych gabinetach podejmowali decyzje o życiu i śmierci, nie wiedząc o czym tak naprawdę wyrokują, będąc tak daleko od zwyczajnego przedstawiciela społeczeństwa. Skamieniałe elity i ich zasady nigdy nie przyniosą rozwoju krajowi, lecz nie teraz był czas na wzniosłe propozycje. Trzeba było przetrwać i ratować, najprostsza i najtrudniejsze zadanie w jednym. W ministerstwie panowało zamieszanie, chaos, który tylko katastrofa na skale kraju mogła wywołać. Na korytarzach można było usłyszeć płacz i krzyk, tak niegodne miejsca, w którym się znajdowali i zarazem utrudniający pracę machiny instytucjonalnej, która od początku nie była gotowa na poradzenie sobie wydarzeniami sierpniowymi. Emocje utrudniały zadania, niszczyły rozsądek, który tak trudno było utrzymać w obecnych czasach. Wziął ostatni wdech i wyrzucił papierosa, jego przerwa dobiegła końca. Wrócił do archiwum, pokoju, który zazwyczaj był cichy, wręcz odrzucający swoim spokojem. Tego dnia jednak znajdywało się w nim kilka osób, zespołów operacyjnych, które próbowały poradzić sobie z serią listów, informacji i zapytań. Położył na stole kubki z kawą dla siebie i Efrema, małe wsparcie w fatalistycznej sytuacji. To sam Black rozkazał mu pomóc Yaxley’owi z zadaniami, kontaktami ze stroną kanadyjską i niemiecką, choć nie mówił w języku filozofii. Spodziewał się, że było to kolejna forma kary, zadośćuczynienia za fakt istnienia. Każda decyzja Blacka była dla niego rozważana w tym kategoriach. To oni odbierali listy i noty dyplomatyczne od tych ministerstw, otwierali kanał informacyjny wymiany wiadomości. Celem było zarazem dowiedzenie się jak najwięcej o sytuacji w tamtych krajach, jak również uzyskanie pomocy. Wsparcia, które pozwoli na wziąć Anglii krótki oddech, odciąży niewydolny system.
– Czy Niemcy odpisali, ile ofiar obecnie szacują? – zapytał, siadając po drugiej stronie biurka. Kalkulacje w obecnej sytuacji były śmieszne, ale pozwalały na wstępną ocenę rozmiarów tragedii, z którą muszą się zmierzyć. Wiadomo było, że Wyspy zostały najmocniej poszkodowane w wyniku wszelkich katastrof, które miały miejsce. Sięgnął po stos dokumentów, które przyniosła przed chwilą jedna z stażystek, nie pamiętał jej imienia. – Chodzą różne plotki o kolejnych ruchach ministra.
Jego wzrok ponownie skierowany był na szlachcica, badał i szukał jakiejkolwiek reakcji. Pierwszego dnia, gdy Efrem Yaxley wrócił z obczyzny i rozpoczął pracę w ministerstwie, Bartemius potrafił już wyrecytować jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Poznał jego zasługi na ziemi niemieckiej, zaszczyty, po które sięgnął i sukcesy, które towarzyszyły mu w emigranckiej przygodzie. Ten sam człowiek, o którym jego starsza siostra nie potrafiła przestać trajkotać, zapełniając dom jego imieniem tamtego lata. Jakże się cieszył, że niedługo potem jego losy ponownie związały się z częścią kontynentalną Europy. Znał opisowego Efrema, odczłowieczonego i wyidealizowanego. Teraz czas było poznać człowieka, zaraz po tym jak uratują Anglię.
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Wewnętrzne zagwostki Efrema, choć ukrywane przed otoczeniem, czasem odzwierciedlały zderzenie jego ambicji z rzeczywistością. Dążenie do doskonałości i ciągła walka o lepsze wzorce były motorem napędowym, ale jednocześnie przysparzały mu niemało trudności. Podczas stażu w Ministerstwie doświadczał korekt ze strony mentora, który niejednokrotnie musiał go zbesztać. Połykane stosy dokumentów i zużyte pióra były symbolem nie tylko pracowitości, lecz również czasem niemożności dostosowania się do wymagań. Niepokoiło pytanie, czy jego ambicje nie przekraczają granic, zanurzając go we frustracji związaną z niemożnością spełnienia własnych oczekiwań. Czasem walka o doskonałość w świetle polityki mogła przynieść więcej trudności niż oczekiwanych sukcesów. Ambicje były jakby zapisane w rodzinnej linii Malfoyów, słynącej z wielkich polityków i praktykującej sztukę zdobywania wpływów od średniowiecza. Mentor często przypominał mu zasady, cytując Accusare Nemo se debet. W młodym polityku odnajdywał pracoholizm, choć Efrem sam tego nie dostrzegał, widząc jedynie pragnienie doskonałych wyników. Dla niego każda pochwała była zaledwie krokiem w kierunku spełnienia wymagań i obrania właściwego kursu kariery. Nie zamierzał spoczywać na laurach, gotów do ciągłego doskonalenia się, jak nakazywała mu rodzina umiłowanej matki.
Wracając na rodzime ziemie, wyobraźnia młodego polityka, przedstawiała inny początek egzystowania w tym miejscu. Mimo śledzenia sytuacji na brytyjskich wyspach, z nieustannie nierozwiązanym konfliktem, serce jego zaskarbiło sobie problemy krajów germańskich i tamtejszej części Europy. Tam, pomimo nadmiaru pracy i odmiennych problemów, odkrył inny rytm życia, gdzie mógł osobiście podejmować decyzje i śledzić pomysłowość silnych przeciwników, zwłaszcza dumnej Rosji. Czuł się tam inaczej, podróżował, pracował swoim rytmem, co sprawiało, że powrót do Anglii oznaczał dla niego chwilowy spokój, a jednocześnie uświadomienie sobie katastrofy, której był świadkiem. Dzień trzynasty dość uporczywego w pogodę miesiąca zdawał się otworzyć mu oczy kolejny raz. Gdy on żył sobie wygodnie, pracując dla całkiem innego Ministerstwa, tutaj nie działo się zbyt dobrze. Znacząco. Zapragnął dać sobie w twarz, gdy negatywnym przekąsem reagował na listy rodziny. W mrocznych zakamarkach rodzinnego majątku Efrem pochłaniał się pracą, śledząc lawinę wiadomości z kraju i zagranicy. Dla każdego członka Magicznej Konferencji Czarodziejów istniała potrzeba zdobywania najnowszych informacji. Każda chwila, każda istotna kwestia miała znaczenie, ponieważ służyła pomocą dla licznych poszkodowanych. W obliczu wspólnej katastrofy podziały społeczne zdawały się tracić na znaczeniu, a wszyscy czuli się równi w obliczu nieprzewidywalnych sił natury.
- Dies ist die dritte Anfrage…- powiedział całkowicie nieświadomie, zbytnio nie dbając o komunikację z tymczasowym towarzystwem przy napływających dokumentach. Nie chciał nikogo jednak urazić, gdy zdawał się w czymś dostatecznie zając w pracy, bywał całkowicie odcięty od bodźców świata go otaczającego. Zmarszczył lekko czoło, analizując zawarte treści jednego z niedawno wykonanych zestawów statystyk. Choć były to początkowe liczby, już potrafiły wgnieść w krzesło każdego. Niezależnie od zajmowanego stanowiska, może oprócz Ministra. Jego krewny zdawał się gotowy na wszystkie ewentualności, był przecież Malfoy’em z krwi i kości. - Wybacz, zwyczajnie trzeba przywyknąć do moich manewrów poszczególnymi językami… Odpisali trzykrotnie, wprowadzając tym samym czynnie zmiany w ilości naliczanych strat ludzkich.
Tego dnia, z wielką precyzją skreślał rzędy liczb, dokonując niezbędnych korekt w dokumentacji. Każdy aspekt musiał być perfekcyjny, bez najmniejszych błędów, gdyż każda pomyłka zdawała się plamą na honorze polityka. On sam traktował nawet najmniejsze niedoskonałości jak potencjalne zagrożenie dla swojego renomy, czasem czytał jedną kwestię wielokrotnie, aby być pewnym jej poprawności.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu odłożył pióro na swoje miejsce, wyczuwając w powietrzu czyjeś ambitne spojrzenie. Obejrzał się badawczo po pomieszczeniu, sprawdzając z ukrycia, czy jego intuicja jest słuszna. Czyżby umysł zaczynał mu płatać figle? A może po prostu potrzebował krótkiego odpoczynku? Dopiero teraz zauważył swojego towarzysza niedoli, który nagle odwrócił wzrok do trzymanych w dłoniach kartek. Przyłapany na gorącym uczynku.
- Zapobiegawczo dodali informację, że będą na bieżąco nas informować o zmianach. Czyli nie możemy jeszcze zakładać domniemanych statystyk. Przynajmniej nie bawią się w kłamliwą propagandę, wojna dała komuś do myślenia — Podczas krótkiej przerwy rozpiął mankiety koszuli, lekko zakasując rękawy do łokci. Marynarka od dawna już wisiała na oparciu niewygodnego krzesła, pozostawiając jedynie szczątkowe poczucie komfortu podczas pracy. Rozluźnił ramiona, sięgając po przyniesione błogosławieństwo – kawę. Pierwszy raz od początku ich współpracy pozwolił sobie na dłuższe zerknięcie na jego osobę. Był ambitny, to musiał słusznie przyznać. Zasłyszał też zbędnych plotek, gdy dostał przedwcześnie na biurko informację, z kim przyjdzie mu współpracować. Przynajmniej nie trafił na marudzące jednostki albo niepotrafiące utrzymać zadowalającego porządku. Upił łyk ulubionego napoju, ponownie przepadając wzrokiem w odmętach otworzonego niedawno listu. Wyczekiwał szczątkowych informacji od dalekich krewnych, osobiste sprawy. - Plotki w polityce to nie tylko niegodne narzędzie, ale również plama na mętnym obliczu rzetelności. Jeśli już w coś tutaj trzeba wierzyć, zdaj się na interesujące fakty. Minister zdaje się być jedną z niewielu osób, które nie zdradzają tak łatwo swoich zamierzeń i manewrów w decyzjach.
Wracając na rodzime ziemie, wyobraźnia młodego polityka, przedstawiała inny początek egzystowania w tym miejscu. Mimo śledzenia sytuacji na brytyjskich wyspach, z nieustannie nierozwiązanym konfliktem, serce jego zaskarbiło sobie problemy krajów germańskich i tamtejszej części Europy. Tam, pomimo nadmiaru pracy i odmiennych problemów, odkrył inny rytm życia, gdzie mógł osobiście podejmować decyzje i śledzić pomysłowość silnych przeciwników, zwłaszcza dumnej Rosji. Czuł się tam inaczej, podróżował, pracował swoim rytmem, co sprawiało, że powrót do Anglii oznaczał dla niego chwilowy spokój, a jednocześnie uświadomienie sobie katastrofy, której był świadkiem. Dzień trzynasty dość uporczywego w pogodę miesiąca zdawał się otworzyć mu oczy kolejny raz. Gdy on żył sobie wygodnie, pracując dla całkiem innego Ministerstwa, tutaj nie działo się zbyt dobrze. Znacząco. Zapragnął dać sobie w twarz, gdy negatywnym przekąsem reagował na listy rodziny. W mrocznych zakamarkach rodzinnego majątku Efrem pochłaniał się pracą, śledząc lawinę wiadomości z kraju i zagranicy. Dla każdego członka Magicznej Konferencji Czarodziejów istniała potrzeba zdobywania najnowszych informacji. Każda chwila, każda istotna kwestia miała znaczenie, ponieważ służyła pomocą dla licznych poszkodowanych. W obliczu wspólnej katastrofy podziały społeczne zdawały się tracić na znaczeniu, a wszyscy czuli się równi w obliczu nieprzewidywalnych sił natury.
- Dies ist die dritte Anfrage…- powiedział całkowicie nieświadomie, zbytnio nie dbając o komunikację z tymczasowym towarzystwem przy napływających dokumentach. Nie chciał nikogo jednak urazić, gdy zdawał się w czymś dostatecznie zając w pracy, bywał całkowicie odcięty od bodźców świata go otaczającego. Zmarszczył lekko czoło, analizując zawarte treści jednego z niedawno wykonanych zestawów statystyk. Choć były to początkowe liczby, już potrafiły wgnieść w krzesło każdego. Niezależnie od zajmowanego stanowiska, może oprócz Ministra. Jego krewny zdawał się gotowy na wszystkie ewentualności, był przecież Malfoy’em z krwi i kości. - Wybacz, zwyczajnie trzeba przywyknąć do moich manewrów poszczególnymi językami… Odpisali trzykrotnie, wprowadzając tym samym czynnie zmiany w ilości naliczanych strat ludzkich.
Tego dnia, z wielką precyzją skreślał rzędy liczb, dokonując niezbędnych korekt w dokumentacji. Każdy aspekt musiał być perfekcyjny, bez najmniejszych błędów, gdyż każda pomyłka zdawała się plamą na honorze polityka. On sam traktował nawet najmniejsze niedoskonałości jak potencjalne zagrożenie dla swojego renomy, czasem czytał jedną kwestię wielokrotnie, aby być pewnym jej poprawności.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu odłożył pióro na swoje miejsce, wyczuwając w powietrzu czyjeś ambitne spojrzenie. Obejrzał się badawczo po pomieszczeniu, sprawdzając z ukrycia, czy jego intuicja jest słuszna. Czyżby umysł zaczynał mu płatać figle? A może po prostu potrzebował krótkiego odpoczynku? Dopiero teraz zauważył swojego towarzysza niedoli, który nagle odwrócił wzrok do trzymanych w dłoniach kartek. Przyłapany na gorącym uczynku.
- Zapobiegawczo dodali informację, że będą na bieżąco nas informować o zmianach. Czyli nie możemy jeszcze zakładać domniemanych statystyk. Przynajmniej nie bawią się w kłamliwą propagandę, wojna dała komuś do myślenia — Podczas krótkiej przerwy rozpiął mankiety koszuli, lekko zakasując rękawy do łokci. Marynarka od dawna już wisiała na oparciu niewygodnego krzesła, pozostawiając jedynie szczątkowe poczucie komfortu podczas pracy. Rozluźnił ramiona, sięgając po przyniesione błogosławieństwo – kawę. Pierwszy raz od początku ich współpracy pozwolił sobie na dłuższe zerknięcie na jego osobę. Był ambitny, to musiał słusznie przyznać. Zasłyszał też zbędnych plotek, gdy dostał przedwcześnie na biurko informację, z kim przyjdzie mu współpracować. Przynajmniej nie trafił na marudzące jednostki albo niepotrafiące utrzymać zadowalającego porządku. Upił łyk ulubionego napoju, ponownie przepadając wzrokiem w odmętach otworzonego niedawno listu. Wyczekiwał szczątkowych informacji od dalekich krewnych, osobiste sprawy. - Plotki w polityce to nie tylko niegodne narzędzie, ale również plama na mętnym obliczu rzetelności. Jeśli już w coś tutaj trzeba wierzyć, zdaj się na interesujące fakty. Minister zdaje się być jedną z niewielu osób, które nie zdradzają tak łatwo swoich zamierzeń i manewrów w decyzjach.
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Kariera polityka w pewnym sensie była najdostojniejszą formą prostytucji. Brzmiało to wyuzdanie, wulgarnie, jeśli miało się konkretne poglądy na ową profesje. W obydwu zawodach najistotniejszym elementem było sprzedanie się, swojego ciała i duszy, choć każda córa Koryntu opowie, że chroni się przed tym drugim. Uważał to za kłamstwo, które ukajało ich zgubione serca, bierna ochrona przed zbrzydleniem świata, w którym żyły. Polityk również uprawiał sztukę transakcji, w którym oferował swą pracę, poglądy i etos dla słodkiego smaku władzy, czasem dołączały przyzwoite powody zmiany państwa, lecz im lepiej poznawało się ministerialny światek tym mniej idealistów się w nim odnajdywało. W obliczu tragedii, która ich spotkała wielu opłakiwało stratę, utratę możliwości i los kraju. Równie wielu zastanawiało się, jak mogłoby wykorzystać katastrofę, podnieść swoje notowania i możliwie zaistnieć w przestrzeni publicznej. Artyzm zarządzania kryzysowego zawsze polegał na znalezieniu choć odrobiny dodatnich sukcesów, znalezienie szans gdzie wszyscy indziej widzieli tylko rozpacz. Smutną rzeczywistością pozostawało jednak, że choć wielka polityka zawsze wołała, to kryzys dużo więcej miał wspólnego z żmudną, urzędniczą pracą, która nigdy nie da poklasków, ale może uratować życie.
Bartemius zawsze chciał władzy, była to jego motywacja i zguba, jego przyszłość i droga do piekieł. Jego największa zaleta i słabość w jednym, gdyż jakże nie upraszczało to jego osoby? Jego motywacja była znana, od kiedy był małym dzieckiem wiedział czego chciał. Było w nim jednak jeszcze sporo z idealisty, utopisty wierzącego w zmiany systemu – wymieszana miłość do ojczyzny, własny perfekcjonizm i wpajane powinności o służbie, gdyż właśnie tak widział swoją rolę w rodzinie i w ministerstwie. Służba. Pytaniem pozostawało, który z tych biegunów będzie mu towarzyszyć w jego drodze, ile zdolny będzie poświęcić, by osiągnąć swoje cele. Podobne pytanie mógłby postawić przed Efremem Yexley’em. Crouch był całkiem dobry w analizowaniu ludzi, efekt uboczny wścibstwa i oportunizmu. Dawno zrozumiał, że stażysta z biurka obok niego – James Adams – zdolny był włożyć sztylet plecy im wszystkim, gdyby tylko mógłby dostać własny gabinet. Zupełnie niedostosowany przelicznik zysków i strat do obecnej rzeczywistości, mógł jednak docenić oddanie. Efrem nadal podlegał jeszcze ocenie, choć już dawno oszacowany był jako możliwy sojusznik, choć ich rodu nie posiadały zażyłych stosunków. Było to nowe terytorium, na szczęście Bartemius opanował sztukę sprzedawania siebie i swojej wizji do perfekcji.
Zignorował niemieckie słowa, niezrozumiałą składankę, która została mu zaoferowana. Pojmował zmęczenie umysłu, którego sięgało każdego obecnego w tym budynku. Pracowali, wymuszając na sobie tytaniczny wysiłek, lecz zdawało się, że koniec nie nadchodził. Zbyt wiele bólu, zniszczeń i geopolityki, która przyćmiewała każde cierpienia. Żadne państwo nie było organizacją charytatywną, ich pomoc również miała swoją cenę.
– Nie można odmówić im rzetelności – skomentował, opierając się łokciami o powierzchnie stołu. W dłoni dzierżył ratunek i osłodę – kubek kawy, która miała zwiastować nową energię lub przynajmniej nadzieje na przetrwanie. – Zdążyłeś ich dobrze poznać w czasie pobytu zagranicą?
Pojąć najczarniejsze otchłanie ich duszy? Zrozumieć motywacje, popędy i pragnienia? Jakie były cele polityczne Niemiec w Europie? Czy nadal wspomnienia wielkiej chwały mroczyły ich umysły czy porażka ostatecznie zniszczyła, to co kiedyś było cesarskie? Rola magicznych Niemiec równie mocno zmalała wraz z możliwościami ich mugolskich odpowiedników. Berlin był kiedyś miastem wolności artystycznej, a same Niemcy potęgą naukową. Wszystko to odeszło w zapomnienie, stary świat upadł. Grinderwald wykorzystał słabość każdej ze stron, ostatecznie stawiając sobie rewolucyjny pomnik.
– Może nic by na kłamstwie nie zyskali? I tak będą mieć mniejsze statystyki od nas – zasugerował neutralnie, zawsze doszukując się złudnych szans i dając własnej umysłowej maszynie pracować. Nie można zawsze kłamać, wtedy nie uwierzą w żadne słowo. Trzeba mieć talent do mieszania prawdy i kłamstwa, w odpowiednim stosunku, by nikt nigdy nie wątpił w szczerość. Najważniejsze było chronienie informacji fundamentalnych, stanowiących potencjalne zagrożenie dla państwa. Obserwował jak Yexley sięga po kubek kawy, delikatnie rezygnując ze swego ciągu pracowniczego. Tak jak się spodziewał, potrzeba było dodatkowego bodźca, by móc na chwilę odciągnąć go od dokumentów. Nigdy nie można było powiedzieć o Crouchu, że nie miał planu. Barty chciał wiedzieć, a nieliczni posiadali informacje, nie był nawet przekonany czy jego towarzysz mógł pochwalić się ową wiedzą.
– Mogą być jednak względnie użyteczne – stwierdził nie decydując się na rozwinięcie owej tezy. Były nawet bardzo pożyteczne, jeśli wiedziało się jak nimi operować. Zasiać ziarno wątpliwości, zniszczyć opinie i pogrzebać wszelkie nadzieje. Czasem wystarczy jedna kropla, by wywołać erozję Nie był jednak przekonany, że Efrem doceni jego kunszt w tej materii, nie zdawał się entuzjastą. – Ciężko jednak będzie zaplanować wyjazd do Stanów bez otwarcia kanałów dyplomatycznych. By pojechać do Waszyngtonu trzeba dostać zaproszenie, coś im zaoferować. Amerykanie jak nikt potrafią robić interesy, trzeba im to przyznać.
Wrócił do przeglądania dokumentów, choć był to w większości nonszalancki akt. Nie chciał zdradzić jak bardzo owy ruch go interesował, jak wielkie znaczenie miało to dla ich departamentu i kraju. Jeśli kariera polityka była prostytucją, geopolityka była zawodami robienia fellatio Amerykanom.
Bartemius zawsze chciał władzy, była to jego motywacja i zguba, jego przyszłość i droga do piekieł. Jego największa zaleta i słabość w jednym, gdyż jakże nie upraszczało to jego osoby? Jego motywacja była znana, od kiedy był małym dzieckiem wiedział czego chciał. Było w nim jednak jeszcze sporo z idealisty, utopisty wierzącego w zmiany systemu – wymieszana miłość do ojczyzny, własny perfekcjonizm i wpajane powinności o służbie, gdyż właśnie tak widział swoją rolę w rodzinie i w ministerstwie. Służba. Pytaniem pozostawało, który z tych biegunów będzie mu towarzyszyć w jego drodze, ile zdolny będzie poświęcić, by osiągnąć swoje cele. Podobne pytanie mógłby postawić przed Efremem Yexley’em. Crouch był całkiem dobry w analizowaniu ludzi, efekt uboczny wścibstwa i oportunizmu. Dawno zrozumiał, że stażysta z biurka obok niego – James Adams – zdolny był włożyć sztylet plecy im wszystkim, gdyby tylko mógłby dostać własny gabinet. Zupełnie niedostosowany przelicznik zysków i strat do obecnej rzeczywistości, mógł jednak docenić oddanie. Efrem nadal podlegał jeszcze ocenie, choć już dawno oszacowany był jako możliwy sojusznik, choć ich rodu nie posiadały zażyłych stosunków. Było to nowe terytorium, na szczęście Bartemius opanował sztukę sprzedawania siebie i swojej wizji do perfekcji.
Zignorował niemieckie słowa, niezrozumiałą składankę, która została mu zaoferowana. Pojmował zmęczenie umysłu, którego sięgało każdego obecnego w tym budynku. Pracowali, wymuszając na sobie tytaniczny wysiłek, lecz zdawało się, że koniec nie nadchodził. Zbyt wiele bólu, zniszczeń i geopolityki, która przyćmiewała każde cierpienia. Żadne państwo nie było organizacją charytatywną, ich pomoc również miała swoją cenę.
– Nie można odmówić im rzetelności – skomentował, opierając się łokciami o powierzchnie stołu. W dłoni dzierżył ratunek i osłodę – kubek kawy, która miała zwiastować nową energię lub przynajmniej nadzieje na przetrwanie. – Zdążyłeś ich dobrze poznać w czasie pobytu zagranicą?
Pojąć najczarniejsze otchłanie ich duszy? Zrozumieć motywacje, popędy i pragnienia? Jakie były cele polityczne Niemiec w Europie? Czy nadal wspomnienia wielkiej chwały mroczyły ich umysły czy porażka ostatecznie zniszczyła, to co kiedyś było cesarskie? Rola magicznych Niemiec równie mocno zmalała wraz z możliwościami ich mugolskich odpowiedników. Berlin był kiedyś miastem wolności artystycznej, a same Niemcy potęgą naukową. Wszystko to odeszło w zapomnienie, stary świat upadł. Grinderwald wykorzystał słabość każdej ze stron, ostatecznie stawiając sobie rewolucyjny pomnik.
– Może nic by na kłamstwie nie zyskali? I tak będą mieć mniejsze statystyki od nas – zasugerował neutralnie, zawsze doszukując się złudnych szans i dając własnej umysłowej maszynie pracować. Nie można zawsze kłamać, wtedy nie uwierzą w żadne słowo. Trzeba mieć talent do mieszania prawdy i kłamstwa, w odpowiednim stosunku, by nikt nigdy nie wątpił w szczerość. Najważniejsze było chronienie informacji fundamentalnych, stanowiących potencjalne zagrożenie dla państwa. Obserwował jak Yexley sięga po kubek kawy, delikatnie rezygnując ze swego ciągu pracowniczego. Tak jak się spodziewał, potrzeba było dodatkowego bodźca, by móc na chwilę odciągnąć go od dokumentów. Nigdy nie można było powiedzieć o Crouchu, że nie miał planu. Barty chciał wiedzieć, a nieliczni posiadali informacje, nie był nawet przekonany czy jego towarzysz mógł pochwalić się ową wiedzą.
– Mogą być jednak względnie użyteczne – stwierdził nie decydując się na rozwinięcie owej tezy. Były nawet bardzo pożyteczne, jeśli wiedziało się jak nimi operować. Zasiać ziarno wątpliwości, zniszczyć opinie i pogrzebać wszelkie nadzieje. Czasem wystarczy jedna kropla, by wywołać erozję Nie był jednak przekonany, że Efrem doceni jego kunszt w tej materii, nie zdawał się entuzjastą. – Ciężko jednak będzie zaplanować wyjazd do Stanów bez otwarcia kanałów dyplomatycznych. By pojechać do Waszyngtonu trzeba dostać zaproszenie, coś im zaoferować. Amerykanie jak nikt potrafią robić interesy, trzeba im to przyznać.
Wrócił do przeglądania dokumentów, choć był to w większości nonszalancki akt. Nie chciał zdradzić jak bardzo owy ruch go interesował, jak wielkie znaczenie miało to dla ich departamentu i kraju. Jeśli kariera polityka była prostytucją, geopolityka była zawodami robienia fellatio Amerykanom.
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Nijak reagował na słowa młodszego kolegi z departamentu. Reagował z pozornym spokojem, choć jego umysł pracował pełną parą. Słowa z listu kształtowały się w przekazie, który nie ujawniał tak znacznych negatywów, jakich się obawiał. Region zamieszkiwany przez jego dalekich krewnych wydawał się względnie bezpieczny, niezbyt dotknięty katastrofą, która ogarnęła innych. Mimo to nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju, które kiełkowało głęboko w jego wnętrzu. W tym nowym, niepewnym świecie, nawet najmniejsza informacja mogła kryć w sobie potencjalne niebezpieczeństwo. Odpowiedź na list mogła wymagać wnikliwego przemyślenia i planowania. Śmiało odłożył to na stosik prywatnych kwestii, które zamierzał powziąć do domowego zacisza posiadłości.
Przygoda w polityce była jak chodzenie po cienkim lodzie, a nawet najbardziej ostrożni mogli się poślizgnąć. Jeden błędny krok, uwierzenie w fałsz i uleganie manipulacjom słodkich słów było czymś, co przypominali na początku stażu w ministerstwie. Jego mentor zawsze podkreślał te ważne nauki, równocześnie wymagając precyzyjnych analiz dokumentów z archiwum czy starannego rozpatrywania listów. W świecie polityki, nieostrożność mogła prowadzić do upadku, a rozeznanie się w zakulisowych machinacjach było kluczowe. Rzeczywistość magicznych Niemiec i Stanów Zjednoczonych była jak porównanie zająca do lisa. Niemcy, mimo szybkiej odbudowy po wojnie i konfliktach wewnętrznych, starali się uspokoić tamtejszą połowę Europy, aby zapomniano o wcześniejszych krzywdach. Wiele osób zazdrościło im umiejętności architektów i ekonomicznych możliwości, a w tamtym okresie wielu patrzyło z podziwem na ich osiągnięcia. Jak mogli tak szybko podjąć kroki naprzód? Podobnie jak niemiecka machina naprawcza, Stany Zjednoczone, w magicznym kontekście, zachwycały swoim potencjałem i wszechstronnością. W tle jednak kryły się swoje problemy i konflikty. Obydwa kraje miały swoje miejsce w historii, ale każde z nich podążało własną ścieżką, pozostawiając tajemnice swoich decyzji i wyborów.
- Rzetelność w polityce, choć często przywdziewana jak płaszcz uczciwości, może stać się złudną manipulacją. Warto świadomie czytać między wierszami, gdy słowa stają się narzędziem w rękach ambicji— przeciął jakże słodką ciszę, atmosferę, którą uwielbiał podczas pracy pośród dokumentów. Negatyw wynikający z rodzinnych przyzwyczajeń i miłostek do czytania, przewracania stron pośród kart historii. Kultura osobista i zasady pracy nakazywały jednak kontynuować rozmowę, przekraczać granice różnych płaszczyzn. To właśnie dlatego istniała współpraca między doświadczonymi profesjonalistami a stażystami. Jeszcze cztery lata temu sam był na ich miejscu. Znał bóle i wymagania, jakie nakładał na nich przełożony, nie zazdrościł tej uciążliwości. Wspominając tamte czasy, dostrzegał, jak bardzo się od tego momentu zmienił, ale także zdawał sobie sprawę, że każdy musi przejść przez ten okres nauki i dostosowywania się do zawodu. - Czy zdążyłem? Niezbyt… Tamtejsza rzeczywistość pochłonęła mnie bardziej niż tutejsza.
Gdyby nie zobowiązania wobec rodziny w Anglii, prawdopodobnie przyjąłby posadę przy tamtejszym ambasadorze. Jego zaangażowanie w sprawy tamtejszych władz i rozwiązane problemy otwierały mu drzwi, które wystarczyłoby tylko otworzyć. Czuł pragnienie zatracenia się, zmiany dotychczasowej angielskiej tożsamości na tamtą, choć surową, bardziej zgodną z jego mentalnością i przekonaniami.
- Choć wykazują się rzetelnością, ambitnymi manewrami dla dobra innych nacji, każda zapomoga prędzej, czy później upomni się o zapłatę. Uśmiechnięci i szlachetni, zastraszającym tempie odbudowali wartości i znaczenie własnej gospodarki — zastanowił się na chwilę, zatrzymując wzrok na rozłożonych teczkach. Ponownie pochwycił tą najbliższej siebie. Sprytny lis, wnikliwie badający każdy ruch – cóż za śmiałość. Efrem uśmiechnął się przez moment pod nosem, ale równie szybko zastąpił go swoim zimnym usposobieniem. To idealne podejście psychologiczne z nutą manipulacji. Młodszy lord w przyszłości zdobędzie wyżyny władzy, a Efrem pozostanie mu przychylnie przyglądać się. Biło to od niego wręcz namacalnie, jednak, podnosząc kubek z przyniesioną kawą, postanowił odpowiedzieć na rzuconą mu zachętę do rozgrywki. - Czasem warto zagrywać gierki innych, ale zawsze pamiętaj, że inni też grają. To, co robią przed tobą, nie zawsze musi być tym, co robią za twoimi plecami. Zrozumienie ludzi i sytuacji to klucz do sukcesu. To wyniosłem z Niemieckich realiów, lordzie Crouch. Powziąłem klucz ich manewrów, jaki użytkują poza wzrokiem innych, ustawki.
Współpraca w badaniach nad magicznymi artefaktami, zgłębianiu tajników zaklęć czy też sztuce alchemii mogłaby być punktem wyjścia do budowy zaufania między obu społecznościami. Jednakże, aby otworzyć nowe kanały dyplomatyczne, konieczne byłoby zrozumienie i poszanowanie różnic kulturowych, politycznych i ideologicznych między tymi dwoma magicznymi społecznościami. Jednak Stany opowiedziały się przeciwko wspólnej polityce antymugolskiej, nie zgadzając się na ujawnienie świata mocniejszych jednostek, do jakiego przynależeli. Tak śmiałe posunięcie na jednym z kongresów wywołało ogromne poruszenie, pociągając za negatywną odmową wielu innych narodów. Efekt domino zadziałał z wielką siłą. Zdawał sobie sprawę, że istnieje delikatna granica pomiędzy współpracą a naruszeniem tajemnic magii. Dlatego też, rozwinięcie dialogu w sprawach naukowych i magicznych umiejętności mogłoby być dobrym punktem startowym, zanim podjęta zostanie próba nawiązania bardziej formalnych relacji dyplomatycznych. W końcu budowanie mostów między społecznościami magii wymaga czasu, cierpliwości i delikatnego podejścia, by uniknąć potencjalnych konfliktów. Nie zamierzał jednak interweniować w takie kwestie, zwyczajnie działał w innej części świata, gdzie poznał tamtejszą mentalność i funkcjonowanie.
- Jakie kroki byś powziął, by dostarczyć odpowiednich komponentów skłaniających do szerszej współpracy? Stany Zjednoczone to wybitny rozgrywający w obecnym świecie, a jednak mogą pragnąć wiele… - wprawił w ruch pióro, nakreślając odpowiedź dla jednego z austriackich polityków. Zamierzał przypomnieć o pewnych kwestiach, które niegdyś mu obiecano. - Nikt na kłamstwie nie zyska wiele, tym bardziej wspierając politykę na zawiłościach losowych. Co byłbyś gotów oddać, by zyskać jak najlepsze efekty dla swojej sprawy?
Przygoda w polityce była jak chodzenie po cienkim lodzie, a nawet najbardziej ostrożni mogli się poślizgnąć. Jeden błędny krok, uwierzenie w fałsz i uleganie manipulacjom słodkich słów było czymś, co przypominali na początku stażu w ministerstwie. Jego mentor zawsze podkreślał te ważne nauki, równocześnie wymagając precyzyjnych analiz dokumentów z archiwum czy starannego rozpatrywania listów. W świecie polityki, nieostrożność mogła prowadzić do upadku, a rozeznanie się w zakulisowych machinacjach było kluczowe. Rzeczywistość magicznych Niemiec i Stanów Zjednoczonych była jak porównanie zająca do lisa. Niemcy, mimo szybkiej odbudowy po wojnie i konfliktach wewnętrznych, starali się uspokoić tamtejszą połowę Europy, aby zapomniano o wcześniejszych krzywdach. Wiele osób zazdrościło im umiejętności architektów i ekonomicznych możliwości, a w tamtym okresie wielu patrzyło z podziwem na ich osiągnięcia. Jak mogli tak szybko podjąć kroki naprzód? Podobnie jak niemiecka machina naprawcza, Stany Zjednoczone, w magicznym kontekście, zachwycały swoim potencjałem i wszechstronnością. W tle jednak kryły się swoje problemy i konflikty. Obydwa kraje miały swoje miejsce w historii, ale każde z nich podążało własną ścieżką, pozostawiając tajemnice swoich decyzji i wyborów.
- Rzetelność w polityce, choć często przywdziewana jak płaszcz uczciwości, może stać się złudną manipulacją. Warto świadomie czytać między wierszami, gdy słowa stają się narzędziem w rękach ambicji— przeciął jakże słodką ciszę, atmosferę, którą uwielbiał podczas pracy pośród dokumentów. Negatyw wynikający z rodzinnych przyzwyczajeń i miłostek do czytania, przewracania stron pośród kart historii. Kultura osobista i zasady pracy nakazywały jednak kontynuować rozmowę, przekraczać granice różnych płaszczyzn. To właśnie dlatego istniała współpraca między doświadczonymi profesjonalistami a stażystami. Jeszcze cztery lata temu sam był na ich miejscu. Znał bóle i wymagania, jakie nakładał na nich przełożony, nie zazdrościł tej uciążliwości. Wspominając tamte czasy, dostrzegał, jak bardzo się od tego momentu zmienił, ale także zdawał sobie sprawę, że każdy musi przejść przez ten okres nauki i dostosowywania się do zawodu. - Czy zdążyłem? Niezbyt… Tamtejsza rzeczywistość pochłonęła mnie bardziej niż tutejsza.
Gdyby nie zobowiązania wobec rodziny w Anglii, prawdopodobnie przyjąłby posadę przy tamtejszym ambasadorze. Jego zaangażowanie w sprawy tamtejszych władz i rozwiązane problemy otwierały mu drzwi, które wystarczyłoby tylko otworzyć. Czuł pragnienie zatracenia się, zmiany dotychczasowej angielskiej tożsamości na tamtą, choć surową, bardziej zgodną z jego mentalnością i przekonaniami.
- Choć wykazują się rzetelnością, ambitnymi manewrami dla dobra innych nacji, każda zapomoga prędzej, czy później upomni się o zapłatę. Uśmiechnięci i szlachetni, zastraszającym tempie odbudowali wartości i znaczenie własnej gospodarki — zastanowił się na chwilę, zatrzymując wzrok na rozłożonych teczkach. Ponownie pochwycił tą najbliższej siebie. Sprytny lis, wnikliwie badający każdy ruch – cóż za śmiałość. Efrem uśmiechnął się przez moment pod nosem, ale równie szybko zastąpił go swoim zimnym usposobieniem. To idealne podejście psychologiczne z nutą manipulacji. Młodszy lord w przyszłości zdobędzie wyżyny władzy, a Efrem pozostanie mu przychylnie przyglądać się. Biło to od niego wręcz namacalnie, jednak, podnosząc kubek z przyniesioną kawą, postanowił odpowiedzieć na rzuconą mu zachętę do rozgrywki. - Czasem warto zagrywać gierki innych, ale zawsze pamiętaj, że inni też grają. To, co robią przed tobą, nie zawsze musi być tym, co robią za twoimi plecami. Zrozumienie ludzi i sytuacji to klucz do sukcesu. To wyniosłem z Niemieckich realiów, lordzie Crouch. Powziąłem klucz ich manewrów, jaki użytkują poza wzrokiem innych, ustawki.
Współpraca w badaniach nad magicznymi artefaktami, zgłębianiu tajników zaklęć czy też sztuce alchemii mogłaby być punktem wyjścia do budowy zaufania między obu społecznościami. Jednakże, aby otworzyć nowe kanały dyplomatyczne, konieczne byłoby zrozumienie i poszanowanie różnic kulturowych, politycznych i ideologicznych między tymi dwoma magicznymi społecznościami. Jednak Stany opowiedziały się przeciwko wspólnej polityce antymugolskiej, nie zgadzając się na ujawnienie świata mocniejszych jednostek, do jakiego przynależeli. Tak śmiałe posunięcie na jednym z kongresów wywołało ogromne poruszenie, pociągając za negatywną odmową wielu innych narodów. Efekt domino zadziałał z wielką siłą. Zdawał sobie sprawę, że istnieje delikatna granica pomiędzy współpracą a naruszeniem tajemnic magii. Dlatego też, rozwinięcie dialogu w sprawach naukowych i magicznych umiejętności mogłoby być dobrym punktem startowym, zanim podjęta zostanie próba nawiązania bardziej formalnych relacji dyplomatycznych. W końcu budowanie mostów między społecznościami magii wymaga czasu, cierpliwości i delikatnego podejścia, by uniknąć potencjalnych konfliktów. Nie zamierzał jednak interweniować w takie kwestie, zwyczajnie działał w innej części świata, gdzie poznał tamtejszą mentalność i funkcjonowanie.
- Jakie kroki byś powziął, by dostarczyć odpowiednich komponentów skłaniających do szerszej współpracy? Stany Zjednoczone to wybitny rozgrywający w obecnym świecie, a jednak mogą pragnąć wiele… - wprawił w ruch pióro, nakreślając odpowiedź dla jednego z austriackich polityków. Zamierzał przypomnieć o pewnych kwestiach, które niegdyś mu obiecano. - Nikt na kłamstwie nie zyska wiele, tym bardziej wspierając politykę na zawiłościach losowych. Co byłbyś gotów oddać, by zyskać jak najlepsze efekty dla swojej sprawy?
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Jaką lekcje powinien wyciągnąć z historii Niemiec młody polityk? O kosztach wojny dla państwa i społeczeństwa? O cenie przegranej, która zadecyduje o losie obywateli na następne stulecia? O tym jak wiodąca role mają politycy w decyzyjności i kontynuacji konfliktu? Błędy, które popełniają ulegają kulminacji, podążają za sobą i naprowadzają na kolejne. Może lepiej z uznaniem wspominać ich szybki rozwój, podniesienie się z upadku? Wszystko zależy od życzliwości opowiadającego, narratora, który zdradza swoje sekrety. Powziął kolejny list, równie prosty i oschły jak poprzednie, które utrzymał. Pisany angielszczyzna, pozbawiony zdobień i kolorów, pełniący funkcje informacyjna i odchodzący w zapomnienie. Zanotował nowe dane, wydłużając raport o kolejne widmo nieszczęścia. Na wydarzenia sierpniowe nikt nie miał wpływu, nikt nie mógł ich zapobiec. Wojna to zawsze wybór, przynajmniej jednej ze stron. To akt polityczny, zbrojna wersja symbolicznej niezgody. Nie była niczym winem jak prezentem polityków dla swiata, czasem koniecznym, czasem śmiercionośnym.
– Podejrzewałbyś ich o manipulacje tutaj? Taka rzecz zawsze daje pewne świadectwo o nadawcy – stwierdza, kontynuując swoje próby zrozumienie wizji Efrema Yexley’a. Daje mu mówić, wręcz zachęca do dzielenia się panorama jego idei. Dawno opanował sztukę konwersacji, w której własne słowo miało za zadanie wyciągnąć wiedze od rozmówcy. Otwierać kanały dyskusji, promować otwartość swobodnej wypowiedzi. Zarazem świadom był, ze ma przed sobą trudnego kompana – osobę, która przyjęła podobne nauki, co on sam i dodatkowo posiada naturalne inkantacje do milczenia. Wyzwanie jednak nigdy nie odrzucało go, wręcz ekscytowała go zawiłość zadania.
– Odbudowali je za pomoc Amerykanów, a może lepiej powiedzieć, zaciągając u nich dług. Jak sam mówisz, każda zapomoga upomni się o zapłatę – zgodził się z Efremem, rozumiejąc, lecz zarazem odwracając jego poglądy. Słychać było w głosie szlachcica uznanie dla niemieckich wysiłków, możliwości i wytrwałości. Lata spędzone na kontynencie odcisnęły swoje piętno na efremowej myśli. – Pomimo odbudowy, przegrywając wojnę ostatecznie stracili szanse na bycie mocarstwem i nigdy nie będą mogli już samodzielnie nadgonić straconych możliwości i wpływów. Z cesarzy stali się poddanymi, niezależnie jak bardzo chcą o tym zapomnieć.
Podzielony kraj, okupowany przez obce siły i upokarzająca bezradność. Tylko pogodzenie się z własnym losem i winą pozostało ich elitom. To były te silne Niemcy? Po to była ta wojna? Teraz można podziwiać, że byli zdolni się podnieść dzięki pomocy anglosaskich pieniędzy, lecz był to akt laski dla nich. Równie dobrze można było zostawić ich skomlących i nic nie mogliby zdziałać. Oczywiście, było to również podyktowane chęcią stworzenia nowego ładu w Europie. Pokoju, który przetrwa dłużej niż poprzedni i zapewni wzrost całemu kontynentowi. Może powinni byli ich pozbawić tych przywilejów, zastanawiał się czy rozsądne było nagradzać porażki. Czyż nie lepiej było pozostawić w degeneracji w celu lekcji? Szybkiej formy edukacji o nierozpoczynaniu wojen, które się następnie przegrywa. Nie zapewniłoby to jednak pokoju, stworzyłoby nienawiść i zawiść. Niemcy były zbyt istotne, położone w samym sercu Europy.
Również sięgnął po kubek z kawa, pozwalając sobie przemyśleć swoje następne słowa. Ostatecznie zdecydował się na rzadki akt szczerości duszy, zwodniczy uśmiech wkroczył na jego usta.
– Prawdę mówiąc, zawsze przewiduje, że inni grają. To poczciwość pozostaje dla mnie zagadką – zdradził, pozwalając palcom na leniwie otulenie rodzinnych sygnetów. Może było to okrucieństwo wychowania, może wada charakteru lub wczesna eskpozycja na zepsucia świata – zawsze spodziewał się po ludziach najgorszego. Może był to objaw zepsucia własnej duszy, może zdrowy rozsądek. Nie można było sobie pozwolić na idealistyczne, wręcz utopijne wizje dobra w ludziach i ich działaniu. Taka naiwność może równie wiele kosztować, co głupota. Żadne nie było oznaką polityka sukcesu, a tym bardziej męża stanu.
– Tu zaczynają się problemy, gdyż co właściwie możemy zaoferować? Po latach wojny, zniszczeń i tragedii? Widzę tylko jedna interesująca propozycje – niektórzy uważają, ze niewypowiedziane słowa nie istnieją, nie mają znaczenia. Nieprawda, nawet ta krótka pauza miała swoją role. Musiał być świadom tego, co mogą sobie zażyczyć. Każdy miał, przynajmniej tak przewidywał, ale wielu obrażało się na sama możliwość. – Zapewne mają swoją wizje Anglii, role jaką oni chcieliby, aby pełniła. Jak potulne, małe zwierzątko, które czasem popełnia głupoty.
Zadecydują za nich, to ich głos się będzie liczył. Pomogą, ale to oni będą dyktować na jakich warunkach i w jaki sposób. Ostatecznie oddanie suwerenności, poddanie się ich dyktatowi. Jak mogą w inny sposób pilnować swojej inwestycji?
– Podejrzewałbyś ich o manipulacje tutaj? Taka rzecz zawsze daje pewne świadectwo o nadawcy – stwierdza, kontynuując swoje próby zrozumienie wizji Efrema Yexley’a. Daje mu mówić, wręcz zachęca do dzielenia się panorama jego idei. Dawno opanował sztukę konwersacji, w której własne słowo miało za zadanie wyciągnąć wiedze od rozmówcy. Otwierać kanały dyskusji, promować otwartość swobodnej wypowiedzi. Zarazem świadom był, ze ma przed sobą trudnego kompana – osobę, która przyjęła podobne nauki, co on sam i dodatkowo posiada naturalne inkantacje do milczenia. Wyzwanie jednak nigdy nie odrzucało go, wręcz ekscytowała go zawiłość zadania.
– Odbudowali je za pomoc Amerykanów, a może lepiej powiedzieć, zaciągając u nich dług. Jak sam mówisz, każda zapomoga upomni się o zapłatę – zgodził się z Efremem, rozumiejąc, lecz zarazem odwracając jego poglądy. Słychać było w głosie szlachcica uznanie dla niemieckich wysiłków, możliwości i wytrwałości. Lata spędzone na kontynencie odcisnęły swoje piętno na efremowej myśli. – Pomimo odbudowy, przegrywając wojnę ostatecznie stracili szanse na bycie mocarstwem i nigdy nie będą mogli już samodzielnie nadgonić straconych możliwości i wpływów. Z cesarzy stali się poddanymi, niezależnie jak bardzo chcą o tym zapomnieć.
Podzielony kraj, okupowany przez obce siły i upokarzająca bezradność. Tylko pogodzenie się z własnym losem i winą pozostało ich elitom. To były te silne Niemcy? Po to była ta wojna? Teraz można podziwiać, że byli zdolni się podnieść dzięki pomocy anglosaskich pieniędzy, lecz był to akt laski dla nich. Równie dobrze można było zostawić ich skomlących i nic nie mogliby zdziałać. Oczywiście, było to również podyktowane chęcią stworzenia nowego ładu w Europie. Pokoju, który przetrwa dłużej niż poprzedni i zapewni wzrost całemu kontynentowi. Może powinni byli ich pozbawić tych przywilejów, zastanawiał się czy rozsądne było nagradzać porażki. Czyż nie lepiej było pozostawić w degeneracji w celu lekcji? Szybkiej formy edukacji o nierozpoczynaniu wojen, które się następnie przegrywa. Nie zapewniłoby to jednak pokoju, stworzyłoby nienawiść i zawiść. Niemcy były zbyt istotne, położone w samym sercu Europy.
Również sięgnął po kubek z kawa, pozwalając sobie przemyśleć swoje następne słowa. Ostatecznie zdecydował się na rzadki akt szczerości duszy, zwodniczy uśmiech wkroczył na jego usta.
– Prawdę mówiąc, zawsze przewiduje, że inni grają. To poczciwość pozostaje dla mnie zagadką – zdradził, pozwalając palcom na leniwie otulenie rodzinnych sygnetów. Może było to okrucieństwo wychowania, może wada charakteru lub wczesna eskpozycja na zepsucia świata – zawsze spodziewał się po ludziach najgorszego. Może był to objaw zepsucia własnej duszy, może zdrowy rozsądek. Nie można było sobie pozwolić na idealistyczne, wręcz utopijne wizje dobra w ludziach i ich działaniu. Taka naiwność może równie wiele kosztować, co głupota. Żadne nie było oznaką polityka sukcesu, a tym bardziej męża stanu.
– Tu zaczynają się problemy, gdyż co właściwie możemy zaoferować? Po latach wojny, zniszczeń i tragedii? Widzę tylko jedna interesująca propozycje – niektórzy uważają, ze niewypowiedziane słowa nie istnieją, nie mają znaczenia. Nieprawda, nawet ta krótka pauza miała swoją role. Musiał być świadom tego, co mogą sobie zażyczyć. Każdy miał, przynajmniej tak przewidywał, ale wielu obrażało się na sama możliwość. – Zapewne mają swoją wizje Anglii, role jaką oni chcieliby, aby pełniła. Jak potulne, małe zwierzątko, które czasem popełnia głupoty.
Zadecydują za nich, to ich głos się będzie liczył. Pomogą, ale to oni będą dyktować na jakich warunkach i w jaki sposób. Ostatecznie oddanie suwerenności, poddanie się ich dyktatowi. Jak mogą w inny sposób pilnować swojej inwestycji?
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Doświadczenie nabyte pośród trudów stażu otworzyło mu oczy na rzeczywistość politycznych intryg i manipulacji, które były nieodłączną częścią międzynarodowych stosunków. Miał okazję zobaczyć, jak jego mentor, pozbawiony skrupułów, posuwał się do najbardziej podstępnych działań, aby osiągnąć swoje cele. Choć sam szybko popełnił błędy, jego ojciec, doświadczony w politycznych machinacjach, udzielił mu cennych wskazówek. Zrozumiał, że manipulacja to narzędzie, które daje przewagę, umożliwiając kontrolę nad sytuacją i ramy czasowe do realizacji celów. Stał się świadomy, że ignorowanie brudnych zatargów to byłoby działanie nierozsądne, a nie zastosowanie się do nich byłoby głupotą. Manipulacja i kamuflaż własnych intencji stały się dla niego naturalnymi umiejętnościami, które doskonalił przez lata praktyki. Nie musiał się zbytnio starać, by stosować je w praktyce, lecz musiał być bardzo ostrożny, aby nie wzbudzić kontrowersji swoimi działaniami. Przez lata zgłębiał dwie odmienne płaszczyzny polityki różnych krajów, wyciągając wnioski i próbując znaleźć sposoby na ich złączenie. Celem było wprowadzenie jedności przekonań, które mogłyby przynieść niezbędny pokój i stabilizację, czego tak bardzo potrzebowali wszyscy. Choć zdawał sobie sprawę, że ta stabilizacja mogła być jedynie złudna, nadal wierzył, że poprzez manipulację i dyplomację można osiągnąć pewną harmonię w świecie pełnym niepewności i konfliktów.
- Wykluczam manipulację w tak istotnych statystykach - głupotą wszak było zamykać oczy tym, z którymi przyszło im współpracować. Europa potrzebowała wspólnych działań, by zrozumieć co właściwie odczuli na własnych ciałach. Składając na ołtarzu ofiarnym życia niewinnych, choć nikt potencjalnie nie zawinił. - Przejaw despoty i obłudy, by afiszować się bzdurnym kłamstwem, niewybaczalne połączenie - jednak każdy łapał się deski ratunku, nic go już nie zdziwiło. - Za kilka długich lat, może odbudują znaczenie, bądź zaufanie. Nie zamierzam oceniać, jedynie byłem swoistym wysłannikiem angielskim w tamtejszej rzeczywistości. Zbyt wielkie ego, połechtane przeszłością, na którym wspierają okaz własnej wielkości.
Społeczność międzynarodowa musiała stawić czoła nowej rzeczywistości, gdzie każdy kraj musiał dać z siebie wszystko, by poradzić sobie z niszczycielskim spustoszeniem. Anglia poniosła szczególnie dotkliwe straty, przekraczając nawet zniszczenia na kontynencie. Teraz gdy pierwszy szok opadnie, zawiłości polityczne i konflikty zaczną się rozwijać, prowadząc do chaosu i dezorientacji. Poszukiwanie winnych, penetrowanie struktur innych krajów - to wszystko miało doprowadzić do dalszego wzrostu napięcia. W tym zamieszaniu, stażyści i aktywni dyplomaci znajdowali się na pierwszej linii frontu. Musieli sprostać wyzwaniom, próbując uspokoić nastroje słowami i obietnicami, które często nie miały oparcia w rzeczywistości. Większość z ich wysiłków mijała się z celem, gdy ich propozycje były odrzucane już na samym początku, bez możliwości dyskusji i zrozumienia ich szerszego kontekstu. Iście rasowy burdel.
- Cesarstwo i ich rasa panów to przeszłość, wielokrotnie mówiono, by nie zapędzano się do przodu z dumą - większość nie słuchała, zresztą tak samo, jak tutejsze struktury władzy. W tym arystokracja wlepiająca pośród mieszkańców hrabstw narzucone anegdoty. - Nie zamierzam szerzyć poglądu poddańczej Anglii, mamy znaczenie i będziemy trzymać się piedestału - to tylko kwestia czasu. Zasięgnął do kolejnych dokumentów, zaś trzask drzwi za jego plecami utwierdził go w przekonaniu. Kolejna zjawa stażysty pozostawiła stos kwestii, o które poprosił, nim rozpoczął nagonkę informacji. Tak wiele do przeanalizowania, więcej do odpisania. - Poddaństwo należy się im, gdy z łatwością oddali się złej sprawie. Dobrze jednak prawisz, utrzymują się przestarzałych zapewnień, rzucanych im niegdyś pod nogi. Doskonale, dodatkowy atut do naszego rozegrania.
Bez wsparcia finansowego innych krajów, trudno było nawet pomyśleć o odbudowie zrujnowanych obszarów. Wielu ludzi znalazło się w sytuacji zniewolenia, gdy silniejsze państwa narzucały swoją wolę, wprowadzając dyktaturę i kontrolując sytuację. Pytanie jednak brzmiało: czy istniały inne sposoby działania? Może nie, gdyż priorytetem było dobro mieszkańców dotkniętych obszarów. Konieczne było wiele zmian, aby przywrócić normalność i zapewnić ludziom szansę na lepsze życie.
- Pozostaje też zdrada i koalicja z innymi - przecież nadal zdawali się być skreśleni pośród wielu, nawet krajów ościennych. Zburzyli fundament zaufania, zniszczyli historie łączące tamten świat. - Co o tym sądzisz? - powziął na chwilę zamyślone spojrzenie na towarzysza niedoli, doszukując się czegoś. Nic konkretnego, jawnie lubił znać zdanie innych. Mądrych trzeba było słuchać. - Oddadzą się innym, czy jednak pozostaną wierni? Skłonią się na rzut większych ilości możliwości i złota w worku?
- Wykluczam manipulację w tak istotnych statystykach - głupotą wszak było zamykać oczy tym, z którymi przyszło im współpracować. Europa potrzebowała wspólnych działań, by zrozumieć co właściwie odczuli na własnych ciałach. Składając na ołtarzu ofiarnym życia niewinnych, choć nikt potencjalnie nie zawinił. - Przejaw despoty i obłudy, by afiszować się bzdurnym kłamstwem, niewybaczalne połączenie - jednak każdy łapał się deski ratunku, nic go już nie zdziwiło. - Za kilka długich lat, może odbudują znaczenie, bądź zaufanie. Nie zamierzam oceniać, jedynie byłem swoistym wysłannikiem angielskim w tamtejszej rzeczywistości. Zbyt wielkie ego, połechtane przeszłością, na którym wspierają okaz własnej wielkości.
Społeczność międzynarodowa musiała stawić czoła nowej rzeczywistości, gdzie każdy kraj musiał dać z siebie wszystko, by poradzić sobie z niszczycielskim spustoszeniem. Anglia poniosła szczególnie dotkliwe straty, przekraczając nawet zniszczenia na kontynencie. Teraz gdy pierwszy szok opadnie, zawiłości polityczne i konflikty zaczną się rozwijać, prowadząc do chaosu i dezorientacji. Poszukiwanie winnych, penetrowanie struktur innych krajów - to wszystko miało doprowadzić do dalszego wzrostu napięcia. W tym zamieszaniu, stażyści i aktywni dyplomaci znajdowali się na pierwszej linii frontu. Musieli sprostać wyzwaniom, próbując uspokoić nastroje słowami i obietnicami, które często nie miały oparcia w rzeczywistości. Większość z ich wysiłków mijała się z celem, gdy ich propozycje były odrzucane już na samym początku, bez możliwości dyskusji i zrozumienia ich szerszego kontekstu. Iście rasowy burdel.
- Cesarstwo i ich rasa panów to przeszłość, wielokrotnie mówiono, by nie zapędzano się do przodu z dumą - większość nie słuchała, zresztą tak samo, jak tutejsze struktury władzy. W tym arystokracja wlepiająca pośród mieszkańców hrabstw narzucone anegdoty. - Nie zamierzam szerzyć poglądu poddańczej Anglii, mamy znaczenie i będziemy trzymać się piedestału - to tylko kwestia czasu. Zasięgnął do kolejnych dokumentów, zaś trzask drzwi za jego plecami utwierdził go w przekonaniu. Kolejna zjawa stażysty pozostawiła stos kwestii, o które poprosił, nim rozpoczął nagonkę informacji. Tak wiele do przeanalizowania, więcej do odpisania. - Poddaństwo należy się im, gdy z łatwością oddali się złej sprawie. Dobrze jednak prawisz, utrzymują się przestarzałych zapewnień, rzucanych im niegdyś pod nogi. Doskonale, dodatkowy atut do naszego rozegrania.
Bez wsparcia finansowego innych krajów, trudno było nawet pomyśleć o odbudowie zrujnowanych obszarów. Wielu ludzi znalazło się w sytuacji zniewolenia, gdy silniejsze państwa narzucały swoją wolę, wprowadzając dyktaturę i kontrolując sytuację. Pytanie jednak brzmiało: czy istniały inne sposoby działania? Może nie, gdyż priorytetem było dobro mieszkańców dotkniętych obszarów. Konieczne było wiele zmian, aby przywrócić normalność i zapewnić ludziom szansę na lepsze życie.
- Pozostaje też zdrada i koalicja z innymi - przecież nadal zdawali się być skreśleni pośród wielu, nawet krajów ościennych. Zburzyli fundament zaufania, zniszczyli historie łączące tamten świat. - Co o tym sądzisz? - powziął na chwilę zamyślone spojrzenie na towarzysza niedoli, doszukując się czegoś. Nic konkretnego, jawnie lubił znać zdanie innych. Mądrych trzeba było słuchać. - Oddadzą się innym, czy jednak pozostaną wierni? Skłonią się na rzut większych ilości możliwości i złota w worku?
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Czym był patriotyzm? Niewdzięczną miłością do skrawka ziemi? Obłudnym pragnieniem przynależności do grupy, z którą dzieliło się język, historie i kulturę? Czy płacenie podatków sprawiało z człowieka patriotę, choć była to czynność narzucona przez twardą władzę? Był Londyńczykiem, Anglikiem, Brytyjczykiem. Był Crouchem, szlachcicem, czarodziejem. Ile procent z siebie oddawał każdemu temu bytowi? Ile poświęcał z siebie, by nadać sobie te tytuły? Bez nich, pozostałby tylko Bartemius czyli prawie nikt. Kochać ojczyznę, jakże prosto to brzmiało. Czy gotowy byłby za nią umrzeć? Oczywiście, że nie. Nie należał do tych, którzy posiadali naturę ofiary. Kraj tworzyli ludzie z umiłowaniem do ziemi, którą władali. Sławetna większość decyduje kto może nadać sobie tytuł, przynależeć do tego kręgu. Ostracyzm istniał od zawsze, pozbawienie praw do nazwy i partycypacji w społeczeństwie. Czy gdyby zdecydowano, że Bartemius nie jest Anglikiem, czy przestałby nim być? Nie należeli do najbardziej otwartych społeczeństw, w pewnym momencie historii każdego mogło to spotkać.
– Pozostaje mi się z tobą zgodzić – stwierdził przekładając kolejną stronę. Oczywiście, że mogli kłamać. Liczby, czysta statystyka, stanowiła tylko pewien obraz sytuacji. Można chcieć wygranej lub przegranej, a liczby mogą to podarować. Żaden temat nie był wystarczająco ważny, by odrzucić taką możliwość. Zwłaszcza w tak niestabilnym państwie jakim była współczesne Niemcy. Wystarczyło mieć wyjątkowo ambitną jednostkę, która chciała się wykazać, by kłamstwo zostało zasiane.
Odchylił się delikatnie na krześle, przyjmując zrelaksowaną postawę, ale biła od niego ciekawość. Nie ukrywał swego pragnienia wiedzy.
– Gdyby to była Twoja decyzja, zaufałbyś im kiedykolwiek jeszcze? – zapytał samemu zastanawiając się nad tym pytaniem. Czy można kiedykolwiek całkowicie przebaczyć agresorowi? Zwłaszcza temu, który był twoim wrogiem przez wieki i który zmienia się tylko z powodu porażki i woli zwycięzców. Można jednak założyć, że jest to wystarczający czynnik do przyszłego sojuszu, zwłaszcza jeśli podkreśli się wolę pokoju. Wojna domowa uświadomiła wszystkim o kosztach konfliktu i cenie zgody. Czy można jednak zapomnieć o dawnych krzywdach? Nie dotyczyło to tylko państw, ale również ludzi. Czy przebaczenie jest możliwe? Morderca przepraszający matkę za śmierć jej syna, czy on zasługuje na dalsze życie? Łaskę, możliwość kontynuowania żywota wśród pobratymców? Które zbrodnie są warte przebaczenia, a które wprowadzają erozję w społeczeństwie? Zawsze w prawie skupiał się głównie międzynarodowych zawiłościach, lecz prawo karne i szeroko pojęta penologia była mu bliska. Zbrodnia i kara, dwie wydarzenia na jednej osi. Zależne od siebie, wpływające na siebie. Otrząsnął się z delikatnej zadumy, gdy stażysta położył przed nim kolejny plik dokumentów. To musiał być Alfred, tylko on posiadała tak charakterystycznie rudawe włosy. Poświęcił kilka minut na uszeregowanie ich w odpowiedniej kolejności, nadając im sensu i logiki.
– Byle król nie okazał się nagi – rzuca cicho, nadal przeglądając nowe dokumenty. Znaczenie Wielkiej Brytanii było najsłabsze od wieków. Wpływało na to nie tylko ich słabości, ale również potęga Stanów Zjednoczonych. Uwydatniała one wszelkie wady, z którymi przyszło im żyć. Jego zbliżający się wyjazd za ocean pozwoli mu zrozumieć jak do tego doszło. Może wtedy pojmie jak ich kuzyni, mówiący tym samym językiem, wyznający te same wartości byli potęgą, a Anglia była w środku wojny domowej.
– Jeśli się na to zdecydują, nie będzie już dla nich szans – odpowiada patrząc wprost na Efrema. Mówił cicho, dostępnie tylko dla ich uszu. – Przegrają, a wtedy nie będzie ani przebaczenia, ani litości.
Sami wybiorą swoją drogę i sami zdecydują o swoim końcu. Świat nie był pokojowym miejscem, jeśli zdradzasz zasługujesz na karę. Zwłaszcza jeśli zdradzasz ich, cała reszta była nieważna.
– Pozostaje mi się z tobą zgodzić – stwierdził przekładając kolejną stronę. Oczywiście, że mogli kłamać. Liczby, czysta statystyka, stanowiła tylko pewien obraz sytuacji. Można chcieć wygranej lub przegranej, a liczby mogą to podarować. Żaden temat nie był wystarczająco ważny, by odrzucić taką możliwość. Zwłaszcza w tak niestabilnym państwie jakim była współczesne Niemcy. Wystarczyło mieć wyjątkowo ambitną jednostkę, która chciała się wykazać, by kłamstwo zostało zasiane.
Odchylił się delikatnie na krześle, przyjmując zrelaksowaną postawę, ale biła od niego ciekawość. Nie ukrywał swego pragnienia wiedzy.
– Gdyby to była Twoja decyzja, zaufałbyś im kiedykolwiek jeszcze? – zapytał samemu zastanawiając się nad tym pytaniem. Czy można kiedykolwiek całkowicie przebaczyć agresorowi? Zwłaszcza temu, który był twoim wrogiem przez wieki i który zmienia się tylko z powodu porażki i woli zwycięzców. Można jednak założyć, że jest to wystarczający czynnik do przyszłego sojuszu, zwłaszcza jeśli podkreśli się wolę pokoju. Wojna domowa uświadomiła wszystkim o kosztach konfliktu i cenie zgody. Czy można jednak zapomnieć o dawnych krzywdach? Nie dotyczyło to tylko państw, ale również ludzi. Czy przebaczenie jest możliwe? Morderca przepraszający matkę za śmierć jej syna, czy on zasługuje na dalsze życie? Łaskę, możliwość kontynuowania żywota wśród pobratymców? Które zbrodnie są warte przebaczenia, a które wprowadzają erozję w społeczeństwie? Zawsze w prawie skupiał się głównie międzynarodowych zawiłościach, lecz prawo karne i szeroko pojęta penologia była mu bliska. Zbrodnia i kara, dwie wydarzenia na jednej osi. Zależne od siebie, wpływające na siebie. Otrząsnął się z delikatnej zadumy, gdy stażysta położył przed nim kolejny plik dokumentów. To musiał być Alfred, tylko on posiadała tak charakterystycznie rudawe włosy. Poświęcił kilka minut na uszeregowanie ich w odpowiedniej kolejności, nadając im sensu i logiki.
– Byle król nie okazał się nagi – rzuca cicho, nadal przeglądając nowe dokumenty. Znaczenie Wielkiej Brytanii było najsłabsze od wieków. Wpływało na to nie tylko ich słabości, ale również potęga Stanów Zjednoczonych. Uwydatniała one wszelkie wady, z którymi przyszło im żyć. Jego zbliżający się wyjazd za ocean pozwoli mu zrozumieć jak do tego doszło. Może wtedy pojmie jak ich kuzyni, mówiący tym samym językiem, wyznający te same wartości byli potęgą, a Anglia była w środku wojny domowej.
– Jeśli się na to zdecydują, nie będzie już dla nich szans – odpowiada patrząc wprost na Efrema. Mówił cicho, dostępnie tylko dla ich uszu. – Przegrają, a wtedy nie będzie ani przebaczenia, ani litości.
Sami wybiorą swoją drogę i sami zdecydują o swoim końcu. Świat nie był pokojowym miejscem, jeśli zdradzasz zasługujesz na karę. Zwłaszcza jeśli zdradzasz ich, cała reszta była nieważna.
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Polityka i szczerość to dwie siły, które w swoim splocie tworzą niemal nieuchwytną iluzję. Niczym dwa konie zaprzężone do tego samego wozu, ciągną go w różnych kierunkach, próbując przechytrzyć się nawzajem. W sytuacji kryzysu, gdy każde spojrzenie skażone jest nieufnością, ten zwodniczy taniec staje się szczególnie niebezpieczny. Chaos, który wyrasta z takiej dychotomii, rośnie jak złośliwy chwast, zapuszczając swoje korzenie głęboko w tkankę społeczeństw. Kraje, zderzające się ze ścianą nieprzewidywalnych wydarzeń, mogą polegać jedynie na własnych siłach, na wewnętrznej mobilizacji, na desperackiej próbie przetrwania w obliczu nadciągającej burzy.
Kiedy jednak kurz opadnie, a pierwsze ciosy zostaną zadane, na jaw wychodzi prawdziwy koszt takiej gry. Straty, choć liczone w życiu ludzkim i zasobach, mają też inną, mniej uchwytną wartość – to utrata zaufania, które w kryzysie stało się towarem deficytowym. W atmosferze rozłamu, gdzie narody spoglądają na siebie z podejrzliwością, szczerość staje się luksusem dostępnym jedynie dla naiwnych. W międzynarodowym teatrze, gdy role odgrywane są na oczach całego świata, politycy z obydwu stron sceny szepczą do siebie puste frazesy, jakby próbując pocieszyć samego siebie, że sytuacja nie jest aż tak zła, jak się wydaje. Lecz w głębi serca każdy z nich wie, że te słowa to tylko opium dla mas, łagodzenie bólu, który nigdy nie zniknie całkowicie. W rzeczywistości to właśnie te półsłówka, te drobne oszustwa i fałszywe obietnice tworzą nowy porządek, nową erę, w której zaufanie jest walutą znacznie bardziej wartościową niż złoto, a szczerość – jedynie wspomnieniem z minionych czasów. Kiedy świat ponownie staje na krawędzi rozłamu, każde słowo i każdy gest ważą więcej niż kiedykolwiek wcześniej. To w tej atmosferze, w której każdy ruch może przeważyć szalę na stronę katastrofy lub odnowienia, polityka przestaje być jedynie grą strategiczną. Staje się walką o przetrwanie – nie tylko narodu, ale i samej idei cywilizowanej wspólnoty. A szczerość, choć niezbędna do odbudowy zaufania, pozostaje jedynie marzeniem, odległym niczym blask gwiazd na nocnym niebie. W tym mroku, gdzie każdy krok staje się ruchem na niepewnym gruncie, jedynym pewnikiem pozostaje świadomość, że gdy minie czas wojny, a pokój stanie się możliwy, przyjdzie pora na rozliczenie strat. Jednak w tym nowym, zimnym świecie, nie wszystkie rany będą mogły się zagoić.
- Nigdy nie zaufałem, grałem jak reszta dygnitarzy - Polityczna scena, w której przyszło mu działać, przypominała mroczny teatr, gdzie kulisy kryły więcej, niż pokazywała scena. W każdym geście, w każdym słowie czaiła się zdrada. Ufać tamtejszej stronie byłoby szaleństwem – to lekcja, którą przyswoił niemal zbyt dobrze. Uczył się grać jak oni, doskonaląc się w sztuce zakładania maski. Każda sytuacja wymagała innego oblicza, innej twarzy, którą musiał przywdziać, by przechytrzyć przeciwników. Grał na dwóch frontach, balansując na cienkiej granicy, by zyskać jak najwięcej dla Brytyjskiej frakcji. Nic nie mogło być pozostawione przypadkowi, żaden ruch nie mógł być wykonany bez przemyślenia. Wiedział, że w tym świecie liczy się tylko jedno – korzyść, którą można zdobyć dla siebie i swojego obozu. I choć niektórzy nazwaliby to cynizmem, on nazywał to przetrwaniem. - Tylko głupcy ufają, a przecież to my zyskujemy najwięcej, godnie reprezentując naszą myśl, prawda?
Spojrzał przelotnie na towarzysza niedoli w pracy, przenikliwym spojrzeniem oceniając młodego lorda, który z zapałem obserwował czasem jego samego. Wstrzymał się na chwilę od pisania kolejnej noty, czekającej na natychmiastowe wysłanie. W biurze panowała cicha, napięta atmosfera, która wręcz nasączała powietrze niewypowiedzianymi ambicjami i ukrytymi celami.
Zauważył, że młodszy kolega, z zapałem godnym podziwu, śledzi najmniejszy aspekt ich pracy, każdy ruch pióra, jakby w tych drobnych czynnościach kryła się tajemnica zdobycia władzy i wpływów. Ambicja wręcz ściekała z bacznego spojrzenia stażysty. Pragnął wiedzy, jakby była kluczem do przyszłej potęgi, drzwiami do wyższych sfer, gdzie władza czekała na tych, którzy wiedzieli, jak ją zdobyć i utrzymać. On sam był świadomy tej gry, zbyt dobrze rozumiał, że za każdym ambitnym spojrzeniem kryło się coś więcej – głód, który pchał młodych ludzi do walki o miejsce na szczycie, o wpływy i władzę, o pozycję, która dawała kontrolę nad losem innych. Uśmiechnął się pod nosem, cicho, niemal niewidocznie, z nutą cynizmu, który nabył przez lata spędzone w cieniu wielkich decyzji.
- Przebywając na obczyźnie, zasłyszałem pewnie ciekawostki z dziejących się tutaj podziałów… - odparł, składając równo kolejny pergamin stosownie, by przekazać go w ręce szefa. - Dwa wielkie rody Londynu nie kiwnęły palcem, a teraz gdy stosowna ręka prowadzi miastem, nastał należyty spokój - Mimo pokusy, by rozpętać cichą batalię rozmów, zdawał się nie odbiegać od dalszych czynności. Kontynuował pisanie, ale w głowie już układał plan – jak i kiedy wykorzystać tego młodego entuzjastę. Może go przetestować? Przekonać się, jak daleko był gotów się posunąć, by zdobyć to, czego pragnął? - Czym to było spowodowane, że dwa rody zamknęły się na trzy spusty i nic nie zrobiły? Zbytnio nieśpieszno im, by skierować wzrok po najwyższe stanowiska władzy, wypalenie ambicji przodków?
Kiedy jednak kurz opadnie, a pierwsze ciosy zostaną zadane, na jaw wychodzi prawdziwy koszt takiej gry. Straty, choć liczone w życiu ludzkim i zasobach, mają też inną, mniej uchwytną wartość – to utrata zaufania, które w kryzysie stało się towarem deficytowym. W atmosferze rozłamu, gdzie narody spoglądają na siebie z podejrzliwością, szczerość staje się luksusem dostępnym jedynie dla naiwnych. W międzynarodowym teatrze, gdy role odgrywane są na oczach całego świata, politycy z obydwu stron sceny szepczą do siebie puste frazesy, jakby próbując pocieszyć samego siebie, że sytuacja nie jest aż tak zła, jak się wydaje. Lecz w głębi serca każdy z nich wie, że te słowa to tylko opium dla mas, łagodzenie bólu, który nigdy nie zniknie całkowicie. W rzeczywistości to właśnie te półsłówka, te drobne oszustwa i fałszywe obietnice tworzą nowy porządek, nową erę, w której zaufanie jest walutą znacznie bardziej wartościową niż złoto, a szczerość – jedynie wspomnieniem z minionych czasów. Kiedy świat ponownie staje na krawędzi rozłamu, każde słowo i każdy gest ważą więcej niż kiedykolwiek wcześniej. To w tej atmosferze, w której każdy ruch może przeważyć szalę na stronę katastrofy lub odnowienia, polityka przestaje być jedynie grą strategiczną. Staje się walką o przetrwanie – nie tylko narodu, ale i samej idei cywilizowanej wspólnoty. A szczerość, choć niezbędna do odbudowy zaufania, pozostaje jedynie marzeniem, odległym niczym blask gwiazd na nocnym niebie. W tym mroku, gdzie każdy krok staje się ruchem na niepewnym gruncie, jedynym pewnikiem pozostaje świadomość, że gdy minie czas wojny, a pokój stanie się możliwy, przyjdzie pora na rozliczenie strat. Jednak w tym nowym, zimnym świecie, nie wszystkie rany będą mogły się zagoić.
- Nigdy nie zaufałem, grałem jak reszta dygnitarzy - Polityczna scena, w której przyszło mu działać, przypominała mroczny teatr, gdzie kulisy kryły więcej, niż pokazywała scena. W każdym geście, w każdym słowie czaiła się zdrada. Ufać tamtejszej stronie byłoby szaleństwem – to lekcja, którą przyswoił niemal zbyt dobrze. Uczył się grać jak oni, doskonaląc się w sztuce zakładania maski. Każda sytuacja wymagała innego oblicza, innej twarzy, którą musiał przywdziać, by przechytrzyć przeciwników. Grał na dwóch frontach, balansując na cienkiej granicy, by zyskać jak najwięcej dla Brytyjskiej frakcji. Nic nie mogło być pozostawione przypadkowi, żaden ruch nie mógł być wykonany bez przemyślenia. Wiedział, że w tym świecie liczy się tylko jedno – korzyść, którą można zdobyć dla siebie i swojego obozu. I choć niektórzy nazwaliby to cynizmem, on nazywał to przetrwaniem. - Tylko głupcy ufają, a przecież to my zyskujemy najwięcej, godnie reprezentując naszą myśl, prawda?
Spojrzał przelotnie na towarzysza niedoli w pracy, przenikliwym spojrzeniem oceniając młodego lorda, który z zapałem obserwował czasem jego samego. Wstrzymał się na chwilę od pisania kolejnej noty, czekającej na natychmiastowe wysłanie. W biurze panowała cicha, napięta atmosfera, która wręcz nasączała powietrze niewypowiedzianymi ambicjami i ukrytymi celami.
Zauważył, że młodszy kolega, z zapałem godnym podziwu, śledzi najmniejszy aspekt ich pracy, każdy ruch pióra, jakby w tych drobnych czynnościach kryła się tajemnica zdobycia władzy i wpływów. Ambicja wręcz ściekała z bacznego spojrzenia stażysty. Pragnął wiedzy, jakby była kluczem do przyszłej potęgi, drzwiami do wyższych sfer, gdzie władza czekała na tych, którzy wiedzieli, jak ją zdobyć i utrzymać. On sam był świadomy tej gry, zbyt dobrze rozumiał, że za każdym ambitnym spojrzeniem kryło się coś więcej – głód, który pchał młodych ludzi do walki o miejsce na szczycie, o wpływy i władzę, o pozycję, która dawała kontrolę nad losem innych. Uśmiechnął się pod nosem, cicho, niemal niewidocznie, z nutą cynizmu, który nabył przez lata spędzone w cieniu wielkich decyzji.
- Przebywając na obczyźnie, zasłyszałem pewnie ciekawostki z dziejących się tutaj podziałów… - odparł, składając równo kolejny pergamin stosownie, by przekazać go w ręce szefa. - Dwa wielkie rody Londynu nie kiwnęły palcem, a teraz gdy stosowna ręka prowadzi miastem, nastał należyty spokój - Mimo pokusy, by rozpętać cichą batalię rozmów, zdawał się nie odbiegać od dalszych czynności. Kontynuował pisanie, ale w głowie już układał plan – jak i kiedy wykorzystać tego młodego entuzjastę. Może go przetestować? Przekonać się, jak daleko był gotów się posunąć, by zdobyć to, czego pragnął? - Czym to było spowodowane, że dwa rody zamknęły się na trzy spusty i nic nie zrobiły? Zbytnio nieśpieszno im, by skierować wzrok po najwyższe stanowiska władzy, wypalenie ambicji przodków?
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zaufanie wydawało się tak odległe, wręcz niemożliwą do zrealizowania wizją chorego człowieka. Jak w obliczu końca świata można ufać? Liderom, sąsiadom czy nawet wierzę, że będzie lepiej? Wszystko to zawodziło, a stanowiło podstawę zdrowej tkanki społecznej. Nawet na poziomie najwyższym poświadczającym o relacjach międzynarodowych. Nie ufało się zagranicznym państwom, gdyż przecież czekały tylko na ich upadek i zebranie błogich plonów zwycięzców. Każdy konkurent stawał się wrogiem, każdy był przeciwko nim. Twierdza była oblężona i tylko oni mieli przecież rację. Tylko oni mówili prawdę i wszyscy inni się mylili, powszechnie kłamali lub był to zwykły objaw ich głupoty. Między pychą a asertywnością kroczyły tabuny polityków, którzy zachwycali się utopią samodzielnej wyspy. Jak zawsze trudno było odnaleźć złoty środek, gdyż nie było możliwości, by wszyscy inni zignorowali dzieje na angielskiej ziemi. Mogli przecież zawsze liczyć na Amerykanów, nieprawdaż? Przecież to ich była kolonia, wręcz przebrani Anglicy. Pomoc jednak kosztowała, trzeba będzie przełknąć nieprzyjemną prawdę o słabości. Raz stworzona klatka wydawała się wręcz niemożliwa do otworzenia, pozostaje cieszyć się, że wszystko co znajduje się poza nią również ich nie dopadnie.
Zaufanie jednak nie dotyczyło tylko spraw najwyższych, pisanych wielkimi literami na notach dyplomatycznych. Niepokój wkraczał do domów, zasilał niespokojne serca i budził wątpliwości. Zaufanie to wiara jednostki w dobre intencje innych podmiotów, że nie zostaną skrzywdzone ani oszukane. Wojna narzuca ograniczone zaufanie z samej podstawy swojej brutalności. Niepewni stają się przyjaciele, druhowie i kochankowie, każdy z nich może zdradzić. Podobne odczucia zaczynają nękać wiarę w instytucje. To wszystko może prowadzić do najgorszego koszmaru każdego polityka, męża stanu i pacyfistycznych marzycieli: bunt. Nawet wypowiedzenie tego słowa ma w sobie pewną siłę, dosłownie wyrzuca się powietrze z ust, gdy wydobywa się z niechętnej krtani. Niezależnie czy nazwie się to protestem, rebelią czy rewolucją – pozostaje ona najgroźniejszym narzędziem ludu, który trzeba likwidować w samym zarodku, gdy tylko ta światła myśl wypełni dusze stracone w bitwie idei. Są dwie drogi, które zmniejszą szanse na pucz. Jedną jest twardość prawa, siła, którą wykorzystuje się do jego wprowadzenia oraz nieodzowność kary, w przypadku jego złamania. To terror, dyscyplina i surowość, z którą będzie traktować się populacje. Druga opcja to dobrobyt. Świadomość, że każda rewolucja spowoduje stratę, zabierze poziom życie, do którego przyzwyczaili swe ciała (który im się przecież należy!). Piramida Maslowa jasno wskazuje, na które aspekty powinien być kładziony nacisk. Wszystko to wydawało się oczywiste w teorii, lecz zarazem było wyjątkowo trudne do pełnej realizacji. Tłum nie zawsze był logiczny, aparat państwowy nie zawsze funkcjonował. Co gorsza, czasem nawet miał rację i z prawdą walczyć było trudno.
– Pozostaje więc pytanie czy oni ufali tobie? Może jednak byli głupcami? – zasugerował, dochodząc do zrozumienia, że jego własne myślenie o zaufaniu prowadziło do absurdu, zataczającego się koła. Nie mogą ufać, nie dzielą się prawdą, druga strona robi to samo. Tworzą nowe kłamstwo, niezrozumiały bałagan, lecz zarazem pełni przekonania, że inni robią to samo. Historia jednak uczyła, że Niemcy jedno mówią, a drugie robią i był to prawdziwy opis większości narodów (nieliczny jednak w tak spektakularny sposób odczuwali jarzmo porażki). Czy można było po takim biegi wydarzeń pokładać w kimś ufność? Wydawało się to naiwne, niemożliwe i dziecinnie zgubne. Czy opcja zadośćuczynienia w ogóle istniała? Jakże niefortunne pytanie dla dyplomaty w czasie wojny. Wziął ostatni łyk kawy, zauważył, że zostali już prawie sami na stanowisku. Kolejni pracownicy kończyli swoje zadania, zostawiali kolejne listy i notatki na jutro. W cichej sali pytanie Efrema wydźwięczyło głośno, niby neutralnie, a prawie jak krzyk. Odchylił się delikatnie w krześle, lekki uśmiech udekorował jego twarz. Czyż nie mieli wyjątkowo przyjemnej rozmowy, intelektualnej zabawy? Tak niszczyć atmosferę pokoju, tak niedyplomatycznie poruszać tak pełną goryczy kwestie na końcu. Była w tym niemiecka bezpośredniość, nie odnajdywał angielskiej klasy.
– Ty to nazywasz spokojem, a ja stworzeniem nowego konfliktu, który będzie z nami przez najbliższe kilkadziesiąt lat, może krócej – odparł nie spuszczając wzroku z Yexley’a, który metodycznie układał dokumenty. Nie nazwałby obecnego oblicza Londynu lepszym, bogatszym i spokojniejszym od tego, co proponowali Crouchowie. Wręcz przeciwnie, zniszczone było przez wojnę i brak inwestycji. – Bardzo upraszczasz tą historię. To opowieść o karze, dziedzictwie i wizji nowego świata. W innym czasie i miejscu możemy o tym porozmawiać, opowiesz mi co ptaszki zagranicą powiadają.
Nie było to odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Nie gdy ich szefem był Black, a na szczycie samego ministerstwa osoba, która była twarzą tej decyzji. Zbyt wiele ścian miało uszy, zbyt wiele nieufności w samym Crouchu, by pominąć ten aspekt. Przecież nie byli głupcami, nie ufali, że słowa zostaną tylko między nimi?
zt <3
Zaufanie jednak nie dotyczyło tylko spraw najwyższych, pisanych wielkimi literami na notach dyplomatycznych. Niepokój wkraczał do domów, zasilał niespokojne serca i budził wątpliwości. Zaufanie to wiara jednostki w dobre intencje innych podmiotów, że nie zostaną skrzywdzone ani oszukane. Wojna narzuca ograniczone zaufanie z samej podstawy swojej brutalności. Niepewni stają się przyjaciele, druhowie i kochankowie, każdy z nich może zdradzić. Podobne odczucia zaczynają nękać wiarę w instytucje. To wszystko może prowadzić do najgorszego koszmaru każdego polityka, męża stanu i pacyfistycznych marzycieli: bunt. Nawet wypowiedzenie tego słowa ma w sobie pewną siłę, dosłownie wyrzuca się powietrze z ust, gdy wydobywa się z niechętnej krtani. Niezależnie czy nazwie się to protestem, rebelią czy rewolucją – pozostaje ona najgroźniejszym narzędziem ludu, który trzeba likwidować w samym zarodku, gdy tylko ta światła myśl wypełni dusze stracone w bitwie idei. Są dwie drogi, które zmniejszą szanse na pucz. Jedną jest twardość prawa, siła, którą wykorzystuje się do jego wprowadzenia oraz nieodzowność kary, w przypadku jego złamania. To terror, dyscyplina i surowość, z którą będzie traktować się populacje. Druga opcja to dobrobyt. Świadomość, że każda rewolucja spowoduje stratę, zabierze poziom życie, do którego przyzwyczaili swe ciała (który im się przecież należy!). Piramida Maslowa jasno wskazuje, na które aspekty powinien być kładziony nacisk. Wszystko to wydawało się oczywiste w teorii, lecz zarazem było wyjątkowo trudne do pełnej realizacji. Tłum nie zawsze był logiczny, aparat państwowy nie zawsze funkcjonował. Co gorsza, czasem nawet miał rację i z prawdą walczyć było trudno.
– Pozostaje więc pytanie czy oni ufali tobie? Może jednak byli głupcami? – zasugerował, dochodząc do zrozumienia, że jego własne myślenie o zaufaniu prowadziło do absurdu, zataczającego się koła. Nie mogą ufać, nie dzielą się prawdą, druga strona robi to samo. Tworzą nowe kłamstwo, niezrozumiały bałagan, lecz zarazem pełni przekonania, że inni robią to samo. Historia jednak uczyła, że Niemcy jedno mówią, a drugie robią i był to prawdziwy opis większości narodów (nieliczny jednak w tak spektakularny sposób odczuwali jarzmo porażki). Czy można było po takim biegi wydarzeń pokładać w kimś ufność? Wydawało się to naiwne, niemożliwe i dziecinnie zgubne. Czy opcja zadośćuczynienia w ogóle istniała? Jakże niefortunne pytanie dla dyplomaty w czasie wojny. Wziął ostatni łyk kawy, zauważył, że zostali już prawie sami na stanowisku. Kolejni pracownicy kończyli swoje zadania, zostawiali kolejne listy i notatki na jutro. W cichej sali pytanie Efrema wydźwięczyło głośno, niby neutralnie, a prawie jak krzyk. Odchylił się delikatnie w krześle, lekki uśmiech udekorował jego twarz. Czyż nie mieli wyjątkowo przyjemnej rozmowy, intelektualnej zabawy? Tak niszczyć atmosferę pokoju, tak niedyplomatycznie poruszać tak pełną goryczy kwestie na końcu. Była w tym niemiecka bezpośredniość, nie odnajdywał angielskiej klasy.
– Ty to nazywasz spokojem, a ja stworzeniem nowego konfliktu, który będzie z nami przez najbliższe kilkadziesiąt lat, może krócej – odparł nie spuszczając wzroku z Yexley’a, który metodycznie układał dokumenty. Nie nazwałby obecnego oblicza Londynu lepszym, bogatszym i spokojniejszym od tego, co proponowali Crouchowie. Wręcz przeciwnie, zniszczone było przez wojnę i brak inwestycji. – Bardzo upraszczasz tą historię. To opowieść o karze, dziedzictwie i wizji nowego świata. W innym czasie i miejscu możemy o tym porozmawiać, opowiesz mi co ptaszki zagranicą powiadają.
Nie było to odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Nie gdy ich szefem był Black, a na szczycie samego ministerstwa osoba, która była twarzą tej decyzji. Zbyt wiele ścian miało uszy, zbyt wiele nieufności w samym Crouchu, by pominąć ten aspekt. Przecież nie byli głupcami, nie ufali, że słowa zostaną tylko między nimi?
zt <3
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Wśród zawiłych politycznych intryg, gdzie każdy krok musiał być wykonany z wyrachowaną precyzją, tylko ci, którzy wytrwali i niezłomni, mieli szansę wspiąć się ponad przeciętność. Było to pole bitwy, na którym liczyła się siła charakteru, umiejętność wzniesienia się ponad personalne przepychanki, wybudowanie trwałego piedestału zdolności i wpływów. Aby osiągnąć coś więcej, niż pozwalały na to normy, trzeba było zakopać głęboko wszelkie niedoskonałości i przewinienia, pozostawiając je za sobą, niczym zbędne bagaże. Kierował się zasadą, iż to, czego nie ujrzą oczy, nie poruszy serca — mądrość była niezawodnym przewodnikiem w świecie, gdzie emocje były przeszkodą, a nie atutem. Przesądy i plotki, które nieustannie krążyły wokół jego osoby, były dla niego jedynie szumem, nieistotnymi odgłosami tła. Nie zaprzątał sobie nimi głowy; miał swoje cele, a sens życia widział w spełnianiu obowiązków, pozostawiając za sobą błahe, trywialne dyskusje, w które inni zdawali się angażować z niezrozumiałym dla niego zapałem. Obserwując z dystansu ich niefrasobliwość, utwierdzał się jedynie w przekonaniu, że jego droga była słuszna. W tym systemie, gdzie zasady pisane były przez najtwardszych, odnajdywał swoją przewagę w koncentracji na działaniu, nie na gadaniu. Jego obojętność na małostkowość sprawiała, że wzrastał ponad tymi, którzy gubili się w pozorach i pogłoskach. Zbudował swą pozycję z determinacji i trzeźwego umysłu, podczas gdy inni tracili czas na analizę najnowszych doniesień i oskarżeń. To właśnie dzięki tej nieustępliwości i chłodnej precyzji oddalał od siebie drobne przeszkody, jak płotki stojące na drodze, i wyprzedzał tych, którzy uwikłani w otoczkę zewnętrznych opinii, nie dostrzegali szerszego obrazu.
- Zaufanie w dzisiejszych czasach jest warte tyle, co złamany knut - pochwały i słowa uznania z ust innych bywały jedynie maskami skrywającymi ich ukryte motywy, fałszywe nuty rozbrzmiewające w przestrzeni politycznych rozgrywek. Często zdawało mu się, że wszelkie okazywane mu uznanie było jedynie środkiem do celu – przypominającą ozdobny, acz pusty gest. - Podejrzliwość zawsze będzie pewnym wyznacznikiem, tym bardziej w naszej dziedzinie.
Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy, ledwie dostrzegalny, niczym rozbłysk światła na gładkiej powierzchni lodu. Był to ułamek sekundy, chwila, w której emocja przebiła się przez mroźną maskę. A potem wszystko powróciło do chłodnej obojętności, do spraw niecierpiących zwłoki, do celów, które miały priorytet nad chwilowym kaprysem ciekawości. W tej krótkiej odsłonie zdawał się jednak kryć cały wyraz jego wewnętrznej gry, przelotny, zimny triumf.
- Zbyt krótko tu jestem, by cokolwiek stwierdzić… Jedynie dostrzegam głupotę tutejszych manewrów - ujął cicho swoje zdanie, bo tutejsze realia były dalekie od stabilnych. W pięknie uformowanej odpowiedzi pobrzmiewała nuta kontrolowanej satysfakcji, przemykając przez kolejne słowa jak iskra. Był to efekt ambiwalencji, misternie wyważony i wyrafinowany, wskazujący na niewzruszone mistrzostwo w budowaniu własnej narracji. Ciekawość, w pierwszej chwili żywa i czujna, niemal natychmiast przygasła, gdy emocje zostały ujarzmione i zamknięte w pełnym samokontroli umyśle. Spodziewał się, może nawet pragnął, by odpowiedź uderzyła z większą siłą – by sprowokowała wyraźniejszy, bardziej gwałtowny efekt, może choć cień zamieszania. - Być może upraszczam, choć czasem wystarczy chłodny fakt, by dostrzec w nim prawdę. - oboje nie byli ślepcami, mknący ku iluzji świetlanej przyszłości. To mógł śmiało stwierdzić, gdy po ledwie skinieniu głowy pozostał sam, z przyjemnością oddając się dalszej pracy.
| zt
- Zaufanie w dzisiejszych czasach jest warte tyle, co złamany knut - pochwały i słowa uznania z ust innych bywały jedynie maskami skrywającymi ich ukryte motywy, fałszywe nuty rozbrzmiewające w przestrzeni politycznych rozgrywek. Często zdawało mu się, że wszelkie okazywane mu uznanie było jedynie środkiem do celu – przypominającą ozdobny, acz pusty gest. - Podejrzliwość zawsze będzie pewnym wyznacznikiem, tym bardziej w naszej dziedzinie.
Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy, ledwie dostrzegalny, niczym rozbłysk światła na gładkiej powierzchni lodu. Był to ułamek sekundy, chwila, w której emocja przebiła się przez mroźną maskę. A potem wszystko powróciło do chłodnej obojętności, do spraw niecierpiących zwłoki, do celów, które miały priorytet nad chwilowym kaprysem ciekawości. W tej krótkiej odsłonie zdawał się jednak kryć cały wyraz jego wewnętrznej gry, przelotny, zimny triumf.
- Zbyt krótko tu jestem, by cokolwiek stwierdzić… Jedynie dostrzegam głupotę tutejszych manewrów - ujął cicho swoje zdanie, bo tutejsze realia były dalekie od stabilnych. W pięknie uformowanej odpowiedzi pobrzmiewała nuta kontrolowanej satysfakcji, przemykając przez kolejne słowa jak iskra. Był to efekt ambiwalencji, misternie wyważony i wyrafinowany, wskazujący na niewzruszone mistrzostwo w budowaniu własnej narracji. Ciekawość, w pierwszej chwili żywa i czujna, niemal natychmiast przygasła, gdy emocje zostały ujarzmione i zamknięte w pełnym samokontroli umyśle. Spodziewał się, może nawet pragnął, by odpowiedź uderzyła z większą siłą – by sprowokowała wyraźniejszy, bardziej gwałtowny efekt, może choć cień zamieszania. - Być może upraszczam, choć czasem wystarczy chłodny fakt, by dostrzec w nim prawdę. - oboje nie byli ślepcami, mknący ku iluzji świetlanej przyszłości. To mógł śmiało stwierdzić, gdy po ledwie skinieniu głowy pozostał sam, z przyjemnością oddając się dalszej pracy.
| zt
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Archiwum
Szybka odpowiedź