Wydarzenia


Ekipa forum
Przed domkiem
AutorWiadomość
Przed domkiem [odnośnik]11.02.24 17:58

Przed domkiem

Charakterystyczny domek z okrągłym dachem otoczony jest małym płotkiem z równie niewielką bramką, przez którą należy przejść, aby dostać się na teren niewielkiej posiadłości. Za tym małym płotkiem znajduje się pasmo zieleni, jest to głównie trochę zapuszczona trawa oraz jakieś drzewa i krzewy. Nie znajdzie się tutaj zbyt dużej ilości kwiatów, chyba że są to rośliny dziko rosnące. Aby wejść do domku, należy dostać się na ganek, który znajduje się na poziomie ziemi. Widać, że domek jest dwupiętrowy, ale powierzchnię zajmuje niezbyt dużą. Na wejście wychodzi okienko, domownicy więc zawsze wiedzą, kto przychodzi w odwiedziny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed domkiem Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przed domkiem [odnośnik]11.02.24 20:15
| 17 sierpnia 1958 roku

Gdy Leo pojawił się wraz z żoną w Dolinie Godryka, wiedział już, że to nie tylko okolice jego domu zostały zniszczone przez spadające komety. Gdy leciał na miotle do najbliższego miejsca, gdzie mogli się schronić, z trudem unikali kul ognia lecących w ich kierunku. Całe szczęście, że dotarli na miejsce cali i zdrowi. I mniej więcej w czasie, kiedy ziemia w końcu przestała trząść się pod nogami za każdym razem, gdy coś w nią uderzyło. Minęło tak naprawdę dwa dni od tego feralnego wydarzenia, ale żadne z nich nie chciało, na razie, wracać do Dorset, ponieważ bali się tego, co tam zastaną. Leo wiedział, że mieszkali na tyle blisko brzegu, że fala, która nadeszła zmiotła ich mały domek z powierzchni ziemi. Gdzieś tam oczywiście łudził się, że jest inaczej. Ale bardzo nie chciał się zawieść. Chciał trzymać w sobie tę nadzieję jeszcze przynajmniej przez parę dni.
I żeby o tym nie myśleć, zajął się ogarnianiem spraw wokół domku, w którym mieli mieszkać. Ta mała chałupka stała taka pusta już od jakiegoś czasu. Należała do ich dalszej rodziny, ich, czyli jego i żony. Właściciele uciekli, zostawiając posiadłość i zapewniając, że jeśli tylko Leo wraz z rodziną będą potrzebowali dodatkowego schronienia – mogą skorzystać z tego miejsca. I skorzystali.
Somerset nie zostało potraktowane łagodnie, gdzie się okiem nie spojrzało tam wszędzie pożar, krater lub jakieś inne rumowisko wywołane uderzeniem, trzęsieniem czy uciekaniem czarodziejów. Wokół domu Leo wcale nie było lepiej. Kilka budynków dalej palił się dach, jak by się poszło za dom w stronę pobliskiego lasu, to widać było duży krater i połamane drzewa. Trzeba było trochę ogarnąć okolicę, a przynajmniej tę najbliższą. Na przykład tę szopę, co stała niegdyś obok domku.
Szopa była kiedyś miejscem do przechowywania narzędzi, zapasów żywności czy innych szpargałów, które nie mieściły się w budynku lub nie miały tam swojego miejsca. Spadła na nią jednak dość duża gałąź, która siłą samego uderzenia tę niewielką szopę roztrzaskała na kawałki. Dookoła leżało pełno kawałków starego drewna, narzędzia ogrodnicze, które straciły swój kształt. Nawet wiadro na wodę, niestety już z dziurawym denkiem. I tak sobie Leo tam sprzątał i sprzątał, siekierą rozłupał kawałki gałęzi i odłożył je na bok. Trzeba będzie je położyć w suchym miejscu, aby wyschły do zimy – będą całkiem dobrym opałem do kominka. Wyciągał jakieś resztki jedzenia, które niestety straciły już swoją przydatność i wątpił, że uda się coś z tego jeszcze wykorzystać. Próbował powyciągać narzędzia ogrodnicze, a przynajmniej te, które się jeszcze do czegoś nadawały. Kto wie, może jego żona zechce zająć się ogródkiem, no i na wiosnę mogliby coś posadzić, może warzywa? I nawet zaczął nucić jakąś mugolską piosenkę o marchewce, która jakimś dziwnym trafem mu się przypomniała i mógłby przysiąc, że uczył się jej od babki, gdy był jeszcze dzieckiem, gdy tuż obok jego płotu przeszła młoda dziewczyna.
Leo szybko wytrzepał dłonie o spodnie, gdyby miał kapelusz na głowie, to pewnie by go zdjął i skłonił się lekko kobiecie.
- Dzień dobry, halo! Dzień dobry! – zawołał do niej, witając ją szerokim uśmiechem. – Dzień dobry, czy pani tu mieszka?
Zostawił na chwilę tę szopę, przy której i tak było jeszcze pełno roboty i zrobił kilka kroków w stronę drogi, na której stała dziewczyna. Była bardzo młoda, przy tym niezwykle piękna. Blond włosy, jasne oczy. Na Merlina, dobrze, że teraz nie widziała go jego żona. Bo by przyszła i pewnie dałaby mu w łeb. Wpatrywał się w kobietę jak zaczarowany. Oczywiście jego żona była dla niego najpiękniejsza, ale nie mógł nic na to poradzić. W tej pannie było to coś.
- Przepraszam, jesteśmy tu od niedawna. Ja i moja żona, oczywiście. Ale po tych wydarzeniach źle się poczuła, jest w domu. Dostała gorączki – zacisnął usta. – Jeszcze tutaj nikogo nie znamy.


Ostatnio zmieniony przez Leo Winkley dnia 11.02.24 22:32, w całości zmieniany 1 raz
Leo Winkley
Leo Winkley
Zawód : Były reporter Proroka Codziennego
Wiek : 31
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12254-kafel#377140 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f464-somerset-dolina-godryka-domek-z-okraglym-dachem https://www.morsmordre.net/t12255-szuflada-leo#377144 https://www.morsmordre.net/t12256-leo-winkley#377145
Re: Przed domkiem [odnośnik]11.02.24 22:05
Widok pooranej meteorytami Doliny sprawiał jej ból - jakby coś wyciągnęło brudne, smoliste łapska po czystość jej dzieciństwa i rozdarło ją na strzępy, a potem zdeptało to, co jeszcze z niej pozostało. Znajome fragmenty krajobrazów przerodziły się w ogarniętą smutkiem ruinę, tkanka miasteczka pokryła się otwartymi ranami, które wszyscy sąsiedzi próbowali zabliźnić wspólną pracą swoich dłoni i magią różdżek. Nie istniało rozgraniczenie na tych lubianych i nielubianych, nie było mowy o odmawianiu pomocy ze względu na zamierzchłe konflikty lub świeże niesnaski, bo każdy musiał zdawać sobie sprawę z tego, że odesłanie kogoś z kwitkiem oznaczałoby, że następną osobą odesłaną z kwitkiem może być on sam.
Celine czuła na dłoniach fantomową obecność pyłu, choć wiedziała, że po trzykrotnym ich obmyciu pod wiązką wody nie powinno pozostać na jej skórze ani jedno zbłąkane ziarenko. Tego dnia pomagała w uprzątnięciu wraku po doszczętnie zniszczonym gospodarstwie, na którym państwo Hallowie trudnili się wypasem owiec; powietrze zdawało się wciąż gryźć tam płuca swądem dymu, a widok zniszczonej, zbrukanej przeszłości niesamowicie ją przygnębił. Istniały takie domy, których nie należało zmieniać - stateczne, stare, obleczone rozdziałami historii wpisanymi w każdą cegłę czy belkę drewna, domy, które zasługiwały na szacunek, domy jak ten należący do Hallów. Żałowała każdej zniszczonej trzynastego sierpnia budowli, ale kiedy ona przyszła na świat, mijane niemal dzień w dzień gospodarstwo już od dawna stało na tej ziemi, wrośnięte w nią fundamentem jak kręg w kręgosłup. Zagłębiona w myślach, nie dosłyszała melodii o marchewce ani pierwszych nawoływań nieznanego głosu, zrobiła to dopiero gdy ten stał się donośniejszy i zdołał utorować sobie drogę do jej uwagi; przystanęła, obracając się w kierunku obcej twarzy.
Dość młodo wyglądający mężczyzna o dłuższych włosach i tęczówkach w kolorze ciepłego drewna zdawał się uśmiechać całym sobą. Pomimo żądnych krwi gwiazd jego oczy migotały wewnętrznym blaskiem, odzwierciedlając grymas ułożony na jego ustach, i przez moment półwila zazdrościła mu tego, że wyglądał w tym tak szczerze. Była również pewna, że nigdy wcześniej go nie widziała - nie mając co prawda pamięci do imion, ale do twarzy: jak najbardziej.
- Tu? Nie - odparła bezmyślnie, wciąż zdekoncentrowana uznała, że pytał, czy mieszkała w domu, z którego ogrodu do niej zagadnął, ale to przecież nierozsądne, wiedziałby chyba, kto u niego mieszka... Zresztą po chwili dotarło do niej, jak głupie założenie przecięło jej skołtunione rozważania, i natychmiast się zarumieniła, walcząc z przemożną potrzebą pacnięcia się w czoło otwartą dłonią. - To znaczy - tak, mieszkam w Dolinie, tak - odchrząknęła i posłała mu przepraszający uśmiech. Znacznie bledszy od wyrazu jego twarzy, przygaszony, noszący w sobie okruchy świeżego wspomnienia zniszczeń, węgla i ludzkiego cierpienia. Jakie pierwsze wrażenie mogła teraz sobą sprawić? Nie chciała sobie tego wyobrażać, a aby zatrzeć niesmak - przede wszystkim własny podobnym popisem - postąpiła o krok w kierunku drewnianego ogrodzenia. Nie wyglądało na zbyt solidne, właściwie miała wrażenie, że zdmuchnąłby je pojedynczy oddech wiatru, ale zwrócenie na to uwagi raczej nie poprawiłoby jej notowań. - Och - wyrwało się jej cicho, zmartwienie przecięło mięśnie mimiczne. - Jest w stanie chodzić? Przeszłaby kawałek? Niedaleko jest Leśna Lecznica i jeśli pana żona jest chora, tam w Dolinie otrzyma najlepszą pomoc - zasugerowała. Znała ten dom, kojarzyła jego poprzednich właścicieli i ciekawiło ją, co sprawiło, że Leo z małżonką trafili akurat tutaj, ale pohamowała własny głód wiadomości - mogli być przecież rodziną dawnych lokatorów, przyjaciółmi, parą, której udzielono schronienia w chwili najsroższej potrzeby, półwili nic do tego. - Mogę też podbiec do lecznicy i sprawdzić, czy nie mają wolnej pary rąk, by kogoś przysłać do pana żony. Teraz może być o to trudno, po tym wszystkim... Ale warto zapytać - zdobyła się na kolejny uśmiech, choć jej radość wydawała się zaśniedziała, wyblakła i niepewna.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Przed domkiem [odnośnik]15.02.24 19:35
Lekko, mimowolnie, przechylił głowę. Tu? Powtórzył za nią w myślach i uśmiech na dosłownie na sekundę ustąpił zdziwieniu, ale kiedy panna poprawiła się i przytaknęła, że faktycznie mieszka w Dolinie Godryka, to i uśmiech powrócił na twarz Leo. Kobieta była pierwszą osobą, którą udało mu się poznać. Dotychczas wszyscy byli zajęci sami sobą albo pomocom innym, a on wraz z żoną przez pierwszy dzień nie specjalnie wysuwali nos spoza domu. Może dlatego, że się bali? Może dlatego, że oboje musieli odchorować ten cały stres, który ich spotkał? Leo pozbierał się przy tym dość szybko, natomiast jego żonę trzymało trochę dłużej. I faktycznie zaczynał się powoli martwić, ale kobieta jak to kobieta, nawet w ciężkiej gorączce była w stanie go pogonić i wysłać do roboty. W końcu podczas pracy mniej się myśli. Na tym jej zależało? Pech chciał, że nim się Leo właściwie zabrał do tej roboty, to pojawiła się ta kobieta i jego myśli wróciły.
- Tak, jest w stanie chodzić – i on zrobił krok do przodu. Oparł się o płot, ale gdy ten się zachwiał, szybko zrezygnował z pozycji. – Sama mnie pogoniła, żebym się zajął tą szopą – spojrzał w stronę zniszczonego obiektu – czy też tym, co po niej zostało. Ale faktycznie, gorączkę ma, też miałem, jak tu przylecieliśmy. Na miotle, długa droga, może się przeziębiła?
Było to przecież bardzo prawdopodobne. Jego męskie ciało mogło sobie sprawnie poradzić z choróbskiem, które ich dorwało, ale ona? Z zainteresowaniem spojrzał w stronę, którą pokazywała kobieta.
- Leśna lecznica? – powtórzył. – Dziękuję, za tę informację. Moja żona jest bardzo uparta, no, ale postaram się ją przekonać, że kolejny dzień gorączki nie jest zdrowy i powinien zobaczyć ją jakiś uzdrowiciel. Oh, gdzie moje maniery! Pani mi tu pomocą, wiedzą służy, a ja się nawet nie przedstawiłem!
Szybko otarł dłoń o spodnie, zostawiając na nich lekki ślad, i wyciągnął ją w jej kierunku. Liczył na to, że chwyci ją i przywitają się należycie. Powinien od tego zacząć, zapomniał się. To chyba pod wpływem czaru, który zmusił go do wbicia spojrzenia w kobietę i przez który nie był w stanie teraz tego spojrzenia oderwać, a przynajmniej nie na zbyt długo.
- Leo Winkley. Interesuje się pani Quidditchem może? Reporter Proroka Codziennego, do usług. Znaczy były, szlag go trafił, i już nim nie jestem. Ale dobry byłem, na pewno pani czytała moje reportaże. Może kojarzy pani artykuł o wspomagaczach mioteł, o które używanie byli podejrzewani zawodnicy Strzał z Appleby? Niezła afera, cała zmyślona! Ale co ja będę pani opowiadać, na pewno pani słyszała! Tak właściwie, to długo tu Pani mieszka? Dolina wygląda, jakby nieźle oberwała – zauważył. – Nie mam co prawda porównania z innymi miastami, nie wiem, czy są miejsca, które zostały uszkodzone jeszcze bardziej – lekko wzruszył ramionami. – Nie miałem wczoraj sił, kompletnie wykończyła mnie podróż, a też bym pomógł. Było jakieś zamieszanie, ludzie biegali w jedną i w drugą stronę, widziałem z okna… Coś się działo? Aż mi głupio, ponieważ siły mam sporo, mogłem się przydać.
Rozgadał się. Cóż, jak ktoś pozwolił Leo mówić, to zdarzało się, że buzia mu się nie zamykała. Skakał z tematu na temat, tak jak teraz, ale jak zwykle miał strasznie dużo do powiedzenia. Tak jak teraz, wyczuł ten moment, kiedy mógł zacząć nawijać i póki kobieta nie zacznie mu odpowiadać, albo nie przerwie w połowie zdania, to mógłby tak długo.
- Na Merlina, przepraszam, pani jest pewnie zajęta, a ja tu o podróży opowiadam – zaśmiał się przepraszająco.
Leo Winkley
Leo Winkley
Zawód : Były reporter Proroka Codziennego
Wiek : 31
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12254-kafel#377140 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f464-somerset-dolina-godryka-domek-z-okraglym-dachem https://www.morsmordre.net/t12255-szuflada-leo#377144 https://www.morsmordre.net/t12256-leo-winkley#377145
Przed domkiem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach