Wydarzenia


Ekipa forum
Everett Sykes
AutorWiadomość
Everett Sykes [odnośnik]04.03.24 18:49
you hate my bad behavior
you cut my loosened tongue


DZIECIŃSTWO

Urodziłem się w głuszy Lancashire, w Anglii

Moi rodzice...
pasują do siebie jak ulał.
Matka była – i wciąż jest – artystyczną, żywą duszą, która próbowała chyba każdej możliwej formy wyrazu; to dzięki niej nasz dom rodzinny pękał w szwach od kolorowych, ekstrawaganckich gości, którzy prowadzili późnonocne dyskusje dotyczące nauki, filozofii, przyszłości czarodziejskiej nacji. Mimo nieuchronnego upływu lat wciąć porusza się z niebywałą gracją, kąpie się w płatkach kwiatów, a do tego jest niekwestionowaną mistrzynią szarlotki.
Nasz ojciec był badaczem, pasjonatem historii i magicznych stworzeń; dużo jeździł po świecie, to z kolei sprawiało, że często chowaliśmy się sami, wolni i dzicy. Gdy tylko mógł, gdy bywał w domu, zasiadał w swoim fotelu i raczył nas opowieściami z dalekich krajów. Zaszczepił mi w sercu pragnienie wyściubienia nosa poza Lancashire, poza Anglię. Obecnie, z wiadomych względów, spędza większość czasu w rodzinnych stronach.

Lubiłem się bawić...
opodal rodzinnego domu, w leśnych ostępach. Czasem pod niezbyt uważną opieką starszego rodzeństwa, czasem w pojedynkę. Zwiedzałem okolicę, zapoznawałem się z zamieszkującymi ją stworzeniami, później również miałem oko na młodszą Jade i brałem udział w rodzinnych rozgrywkach Quidditcha.

Wychowałem się wśród...
czarodziejów, w towarzystwie rodzeństwa, kuzynostwa, wujków, cioć, spraszanych do domu gości z kręgów naukowych i artystycznych. Ale też wśród drzew i zwierząt, w ciszy i spokoju, na łonie natury.

Uchodziłem za...
nieświadomie problematyczne dziecko. Regularnie znikałem z domu bez słowa, nie rozumiejąc, że matka może dostać od tego zawału. Z takich wędrówek potrafiłem wracać bogatszy o nowych przyjaciół – raz przyniosłem wiewiórkę ze zwichniętą łapą, a raz przerażonego nieśmiałka – fakt ten jednak nie spotykał się z dezaprobatą rodziców. Oprócz tego byłem raczej spokojny, obserwowałem przepychanki starszego rodzeństwa z pewnego dystansu, nie mając ani siły, ani ambicji, by stawać z nimi w szranki.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1936 szczególnie pamiętam...
Magiczną menażerię – z jednej strony podziwiałem zebrane w niej okazy, a z drugiej – chciałem je wszystkie uwolnić. Do tego sklep miotlarski, bo już wtedy marzyłem o dostaniu się do szkolnej drużyny Quidditcha.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
trzymałem się innych pierwszorocznych. Starsze rodzeństwo opuściło już mury Hogwartu, a młodsza siostra jeszcze musiała poczekać na swoją kolej. Nie bałem się jednak, raczej towarzyszyła mi ekscytacja. Próbowałem podnieść na duchu tych, którzy niemalże umierali ze strachu, wyrwani z zupełnie innych realiów, nienawykli do czekoladowych żab, pohukujących w klatkach sów i tym podobnych atrakcji.
Powinienem wyruszyć do szkoły rok wcześniej, tak przynajmniej uważałem, lecz jesienne urodziny skazywały mnie na rok opóźnienia.

Kiedy byłem mały, marzyłem o...
dalekich podróżach, lataniu na smoku, po prostu lataniu.


DORASTANIE

Uczęszczałem do Hogwartu, Hufflepuffu w latach 1936-43

W szkole byłem uczniem
przeciętnym. Wybiórczo leniwym, zaangażowanym jedynie w te zajęcia, które wzbudzały moje zainteresowanie, przysypiającym podczas innych. Pomocnym, szczerym, bezpośrednim, a przez to nazywanym niekiedy pozbawionym taktu i ogłady. Więcej czasu spędzałem włócząc się po błoniach, trenując Quidditcha czy zakradając się do Zakazanego Lasu niż ślęcząc z nosem w książkach. W dużej mierze bazowałem na intuicji, szczęściu, sprycie.

W szkole najbardziej interesowało mnie
zwiedzanie zakamarków zamku, włóczenie się po okolicy, nawiązywanie przyjaźni – które, miałem nadzieję, pielęgnować przez resztę życia – obcowanie z magicznymi stworzeniami oraz trenowanie Quidditcha.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
opieka nad magicznymi stworzeniami. Z wiadomych względów; kochałem, kocham, zwierzęta i chciałem dowiedzieć się o nich wszystkiego. Zależnie od dnia tygodnia i humoru mógłbym również odpowiedzieć, że starożytne runy. Może za sprawą krewniaków, którzy zajmowali się łamaniem klątw, i którzy wiele o tym opowiadali – a może dzięki nieśmiało kiełkującej w mej piersi fascynacji ukrytymi znaczeniami, wzajemnymi zależnościami, drzemiącą w nich mocą.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
transmutacja. Może to moja wina, a może wykładowcy, ale nie mogłem odnaleźć w tej dziedzinie niczego naprawdę fascynującego, czegoś, co pobudziłoby wyobraźnię, w ten sposób zachęcając do uważnego śledzenia instrukcji i ruchów różdżki.

W szkole trzymałem się z...
innymi Puchonami, z graczami Quidditcha, z moim kuzynem, Jaydenem, a później także młodszą siostrą, Jade. Obracałem się wśród wielu uczniów, zahaczałem o liczne środowiska, jednak ścisłe więzi łączyły mnie tylko z kilkoma innymi osobami.

W szkole byłem odbierany jako...
otwarty, wygadany, zabawny (a przynajmniej lubię tak myśleć) i pomocny. Lecz przecież wiele zależy od punktu widzenia. Jedni doceniali we mnie szczerość i bezpośredniość, inni nazywali nieokrzesanym i pozbawionym manier. Moja ambicja przejawiała się tylko na boisku do Quidditcha.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
był przewrażliwiony na punkcie zasad, denerwował go fakt, że tracę punkty kolejnymi szlabanami, nie rozumiał, dlaczego rozmawiam z czarodziejami mugolskiego pochodzenia.

Wykorzystywałem w szkole swoje mocne strony, żeby...
pomagać przyjaciołom, imponować dziewczynom, rozwijać swe pasje i osiągać własne cele. Na przykład próbować wywinąć się od kolejnej kary czy dodatkowej pracy domowej.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałem szlaban...
to mam problem z ustaleniem, jak wiele ich było. Kilka razy łapano mnie na nocnych spacerach po zamku czy podkradaniu się do Zakazanego Lasu, raz na pewno szorowałem puchary za niewinność, bo przecież stanięcie w obronie atakowanego kolegi to niewinność, nawet jeśli agresor skończył z kilkoma siniakami i rozwalonym nosem. Kiedyś dostaliśmy również grupową karę za przepychankę ze ślizgońską drużyną Quidditcha.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
to zdarzyło się tak, choć dalej nie wiem, co było tego powodem. Jakaś dziewczyna, bodajże Mary, postanowiła wysłać mi wyjca w imieniu swojej zrozpaczonej przyjaciółki, której rzekomo złamałem serce. A przecież nic takiego nie pamiętam.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
to uśmiech sam wykwita mi na ustach. Oczywiście, że bywałem w szkolnej kuchni, jak chyba każdy Puchon; nasz Pokój Wspólny znajdował się zaraz obok, zaś skrzaty uwielbiały nas gościć i nigdy nie pozwalały nam odejść z pustymi rękami.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
to nie przypominam sobie takiej sytuacji. Łamałem wiele zasad, jednak nigdy nie ciągnęło mnie do zakazanych działów szkolnej biblioteki. Czego miałbym tam szukać?

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
zdecydowanie zdarzało mi się podejmować takie próby, bo organizowane przez grono pedagogiczne wycieczki do Hogsmeade zdarzały się zbyt rzadko, zwykle jednak wystarczała mi bliskość jeziora, lasu.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
artystyczny bałagan – to chyba jedyny rodzaj artyzmu, który odziedziczyłem po matce – i nocne rzężenie. Może również czasem nie dawałem im zasnąć, bo gadałem o różnych rzeczach. Ogólnie jednak starałem się być dobrym współlokatorem, chaos dotykał głównie mojego kufra, nie zaś przestrzeni wspólnej, a po oberwaniu poduszką zwykle przestawałem chrapać, przynajmniej na jakiś czas.


DOJRZAŁOŚĆ

Zająłem się łapaniem pierwszych, niezbyt wymagających prac związanych z magicznymi stworzeniami, by wieczorami zgłębiać tajniki tworzenia talizmanów; stan ten potrwał do 46 roku. Wtedy też decydowałem się na wyjazd do Norwegii, gdzie kontynuowałem naukę, sprzedawałem pierwsze talizmany, a także zarabiałem rzeźbiąc w drewnie i kości. W 1950 roku zahaczyłem o Anglię, lecz ledwie na chwilę; dwa kolejne lata spędziłem na Islandii, pracując przy hodowli hipogryfów i szlifując umiejętności związane z wytwórstwem amuletów. W 1952 roku wróciłem w rodzinne strony na dobre, od tamtej pory zarabiając na życie pracą z magicznymi stworzeniami – głównie stałym wsparciem hodowli Despenserów – oraz wykonywaniem talizmanów.

Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
interesantów i dostawców bywających w Szkocji, na terenie hodowli Despenserów; sprzedawców ingrediencji, zielarzy i alchemików; a także tych, którzy dowiedzieli się o mej działalności i zechcieli zamówić u mnie naznaczoną runami ozdobę.

Odpoczywam...
zwykle na łonie natury, spędzając czas na pieszych wędrówkach, taplaniu się w jeziorach, zabawach z synem oraz spotykając się z rodziną. Rzeźbiąc w drewnie i grając na flecie. Czasem jednak muszę poszukiwać wytchnienia w mieście, wśród świateł i hałasów, w gnieździe rozpusty, na przykład zahaczając o pokazy burleski i kopcąc skręta z diablim zielem.

Obracam się w towarzystwie...
bardzo zróżnicowanym. W miarę możliwości ograniczam kontakt z fanatycznymi wyznawcami tej czy innej idei, nie mam jednak problemu, by wyściubić nos poza swoją grupę przyjaciół i znajomych, nawiązać nowy kontakt, albo przynajmniej spróbować go nawiązać. W związku z wytwórstwem talizmanów kontaktują się ze mną czarodzieje różnych klas i stanów.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
to nie stoję po żadnej ze stron. Nie jestem zwolennikiem oceniania innych przez pryzmat ich przodków, rodowodu, drzewa genealogicznego, więc o ile ideologicznie bliżej by mi było do rebelii, tak nie akceptuję środków, po które sięgają przedstawiciele obu ugrupowań. Wzajemnie się wybijamy, rozumiemy tylko i wyłącznie język agresji, zamiast wspólnie szukać sposobu na ochronę naszego dziedzictwa.

Mieszkam...
w Gawrze, chacie skrytej wśród leśnych ostępów Lancashire. Zostałem wychowany w miłości do tych ziem, skoro więc już wróciłem na łono ojczyzny, nie rozważałem nawet wyprowadzki do innej części Anglii.

Podziwiam...
moją najstarszą siostrę za dokonanie niemożliwego, czym zasłużyła sobie na kartę z czekoladowych żab. Syna, za pogodę ducha i nieposkromioną wyobraźnię. I przyjaciółki, za wytrwałe dążenie do celu i siłę do wstania z kolan.

Budzę niechęć wśród...
tych, którzy cenią sobie dobre maniery albo za bardzo interesują się życiem innych. Mam ponad trzydziestkę na karku, sześcioletniego syna, nigdy nie byłem żonaty. Dla niektórych jest to synonim upadku obyczajów.

Sprawiam wrażenie...
otwartego, przystępnego, niegroźnego. Taką przynajmniej mam nadzieję. Noszę się przeciętnie, raczej wygodnie, jedynie od wielkiego dzwonu wciskając się w szatę wyjściową. Nie powinienem więc ani onieśmielać strojem, ani zachowaniem.

Prowadzę się...
po swojemu. Nie możemy narzekać, niczego nam raczej z synem nie brakuje, a jednocześnie nie opływamy w bogactwa. Żyjemy stosunkowo skromnie, w głuszy, wolni od potencjalnie wścibskich sąsiadów. Jednocześnie nie przejmuję się tym, co ktoś może powiedzieć, więc jeśli moje pojawienie się z Jarvisem publicznie zostanie skomentowane w taki czy inny sposób, trudno. Jeśli ktoś zacznie snuć spekulacje na temat mojego stanu cywilnego lub tożsamości matki chłopca, nie mój problem.

Zwiedziłem...
znaczną część Norwegii, przemierzając ją w towarzystwie kobiety fatalnej, której imienia wolałbym nie wspominać. Spędziliśmy kilka długich lat podróżując po dalekiej północy, wiodąc tułaczy tryb życia, nigdzie nie zagrzewając miejsca na dłużej. Wierzyłem, że odnajdę spełnienie, szczęście, poza granicami ojczyzny; że spojrzę na swoje życie z innej perspektywy, gdy poznam odmienne obyczaje i tradycje. Później również wyjechałem na Islandię, poznając uroki tego kraju na własną rękę. Od powrotu do Anglii nie wyściubiałem nosa poza Wyspy.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.

Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
godnym zaufania, wiernym przyjacielem, a także oddanym ojcem. Upartym osłem, z tendencją do obracania wszystkiego w żart. Ostatnio może nie aż tak pogodnym, w pewnym stopniu przytłoczonym piętrzącymi się trudnościami i rzucanymi pod nogi kłodami. Chociaż, jak zwykle, zależy od tego, kogo spytać.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
mogli dowiedzieć się, że potrafię wykonywać talizmany, również te bardziej skomplikowane oraz że mam miękkie serce do zwierząt. Mogli również słyszeć, że jestem samotnym ojcem. Bratem Jocundy Sykes, tej Jocundy Sykes, która przeleciała na miotle nad Atlantykiem a także Jade Sykes, niesłusznie oskarżonej o zabójstwo swego męża. Sam jednak nie dokonałem niczego wybitnego, albo też szokującego, co mogłoby zapisać się w pamięci ogółu czarodziejskiej społeczności na dłużej.

W moim życiu pomawiano mnie o...
naprawdę różne rzeczy, wielu z nich nawet nie pamiętam. W szkole mówiono, że jestem bawidamkiem (no nie wiem, nie wydaje mi się), teraz zaś, że jestem starym, niechętnym do stabilizacji kawalerem, więc zapewne jest coś ze mną nie tak, tylko nie do końca wiadomo, co dokładnie (zupełnie jakby małżeństwo miało być wyznacznikiem normalności). Niektórzy mówią, że gdy bawię w Londynie, zdarza mi się prowokować bójki (no może i zdarza, ze złamanym nosem i obitymi żebrami czasem łatwiej poczuć, że wciąż się żyje).

DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...


I'd like to feel at home again
Drowning peaceful through your hands
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Everett Sykes
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach