Kuchnia z jadalnią
AutorWiadomość
Kuchnia z jadalnią
Kuchnia stanowi najstarszą część mieszkania, zachowując swój oryginalny urok, który czeka na swoje odświeżenie. Mimo to, jest sercem domu, miejscem, gdzie najczęściej toczy się życie rodziny. Przy wejściu do pomieszczenia wita przytulne światło wpadające przez stare, uchylone okno. Widoczne na ścianach ślady długich lat gotowania, ale to właśnie one dodają kuchni swoistego uroku i charakteru. Z każdego kąta unosi się cudowny zapach domowych wypieków, które pieką się w starym, kutej żelaznej piekarniku. Aromat dań miesza się z zapachem świeżych ziół wiszących pod sufitem na starych, drewnianych belkach. Na drewnianym stole, już trochę znoszonym przez lata, rozłożone są składniki do kolejnego domowego obiadu, które czekają na swoją kolej. Pomieszczenie emanuje atmosferą ciepła i wspólnoty, a każdy szczegół opowiada historię życia, miłości i codzienności mieszkańców tego domu.
| 08.08.1958
Nic nie było doskonałe, wszelkie trudności sprawiały, że czara goryczy przelana była w niemal każdym kroku. Reflektowała nawet najmniejsze potknięcie poprzez przegryzanie poranionej wargi, starając się składać słowa w sensowne zdania. Nauka języka angielskiego była dla Vesny nieustanną walką. Każde zdobyte słowo, każde poprawne zdanie stanowiło dla niej ogromne zwycięstwo. Wraz z postępami w nauce, napotykała coraz więcej trudności. Światła triumfu mieszały się z cieniem upokorzenia, kiedy słyszała ciche roześmiane głosy i widziała wzrok wytykający palcem, świadczący o niezrozumieniu i niechęci miejscowej społeczności. Tamtego dnia, pełna ambicji i chęci poznawania nowego, ruszyła w nieznane u boku brata. Była podekscytowana myślą o odkrywaniu nowych miejsc, kultur i ludzi. Jednak zamiast radości i fascynacji, otrzymała boleść i rozczarowanie. Podróż ta stała się dla niej symbolem upokorzenia i odrzucenia. To, co miało być okazją do nauki i poznania, zamieniło się w bolesną lekcję o bezsilności i nietolerancji. Poczucie osamotnienia i niesprawiedliwości gnało ją do przodu, ale zarazem ciągnęło w dół, przytłaczając ciężarem obojętności i pogardy, która płonęła w oczach tych, którzy uważali się za lepszych od niej.
Z każdym dniem coraz bardziej zacierały się granice między nią a światem zewnętrznym. Pomimo licznych okazji do nawiązania kontaktu z innymi ludźmi, zamykała się coraz bardziej w czterech ścianach tutejszego mieszkania. Stawała się rezydentką własnego małego królestwa, gdzie rządziła tylko ona sama. Nawet gdy matka, być może intuicyjnie, próbowała ją wyciągnąć na zewnątrz, znajdowała wymówki, aby pozostać w domu. Zajmowała się aranżacją wnętrz, przebudową starych mebli i dekoracjami, starając się nadać pomieszczeniom świeżości i nowego, bardziej przyjaznego wyglądu. To było jej schronienie, jej bezpieczna przystań, w której mogła ukryć się przed światem, który wydawał się jej coraz bardziej wrogi. Przekształcenie mieszkania było też próbą znalezienia ukojenia w zmianie, w przekształceniu rzeczywistości na swoje potrzeby. Choć od zewnątrz wydawała się mocną i niezależną kobietą, w środku drżała z niepewności i samotności, podobnie jak kiedyś, gdy była kruchą laleczką zamykaną w pudełku. Do czasu, gdy na progu domu pojawił się jej starszy brat, tubylec, który przyniósł ze sobą szereg zmian, niszcząc złudzenie spokoju, które Vesna próbowała utrzymać od czasu opuszczenia szkolnych murów.
- Wyjdź - ponowiła ukochane przez siebie słowo, gdy przegrała starcie pod drzwiami. - Wchodzisz z butami w moje życie, które sam uczyniłeś bagnem - nie szczędziła delikatności, jaką ukazywała pośród codzienności. Gdy wypełniała niedawno podjęte obowiązki. Musiała zarabiać, by nie odczuwać powinności względem własnego brata, który miewał jeszcze więcej tajemnic. - Wyjdź, zamknij się w kuźni i nie wymagaj.
Odczuła napięcie w powietrzu, gdy brat wtargnął do jej przestrzeni, niosąc ze sobą obcy dla niej język i kulturę. Zerknęła na niego, widząc karykaturę uśmiechu, która wydawała się być jedynie pozorem. To spojrzenie, pełne wymogów i oczekiwań, sprawiło, że czuła się jakby stała na straconej pozycji, zmuszona do spełnienia wszystkich tych niezrozumiałych standardów. Nie mogła oprzeć się ujrzeniu zmian w jego wyglądzie. Warkocze zniknęły, ukazując włosy związane w zwyczajny kitek. Świeżo wygolone boki sugerowały, że powrócił właśnie z niebezpiecznej eskapady, pełen niedokładności i niepewności. Dostrzegła drobne zarysowania, brzytwa zbyt mocno dociśnięta zdradzała jego negatywy. Znowu zadusił swoje emocje pośród zwyczajnej codzienności, ranią się nieumyślnie. Czuła, jak na jej twarzy pojawia się zaniepokojenie. Co znów zrobiłeś, braciszku? To pytanie było jedynie powierzchownym wyrazem jej obaw, które drzemały głęboko w jej sercu.
- Mówiłam, byś zostawił to mnie… - mruknęła niezrozumiale, hamując natłok wiązanki pouczeń. Tak jej nie posłucha, machając zdawkowo dłonią. - Ranisz się, matuli dostarczasz niepokoju - stanowczo wsparła ciało o stół, zaprzestając wiązania ziół w zgrabne wiązki do suszenia. - Nikola!
Gdy uderzyła pięścią w stół, odgłos tego kontaktu z twardym drewnem rozbrzmiał w jej umyśle jak echo przypominające o tłumionych emocjach. Niechęć i frustracja rozpalały się w niej, ale zaciśnięte zęby i biała pięść na stole miały ukryć jej wewnętrzny gniew. Patrząc na brata, który pozostał obojętny na jej gest, poczuła, jakby dotknęła dna bezsilności. Była przyzwyczajona do jego nieobecności emocjonalnej, do tego, jak zawsze trzymał dystans od jej trudności. Zamknęła na moment oczy, starając się odgonić łzy i ukryć swoje wewnętrzne zmagania. Chciała być tak spokojna i stanowcza jak on, być skałą, na którą wszyscy mogą się oprzeć. Czasami, wbrew sobie, czuła się tak samo krucha, jak rozbita naczynia, które próbowała naprawić.
Nic nie było doskonałe, wszelkie trudności sprawiały, że czara goryczy przelana była w niemal każdym kroku. Reflektowała nawet najmniejsze potknięcie poprzez przegryzanie poranionej wargi, starając się składać słowa w sensowne zdania. Nauka języka angielskiego była dla Vesny nieustanną walką. Każde zdobyte słowo, każde poprawne zdanie stanowiło dla niej ogromne zwycięstwo. Wraz z postępami w nauce, napotykała coraz więcej trudności. Światła triumfu mieszały się z cieniem upokorzenia, kiedy słyszała ciche roześmiane głosy i widziała wzrok wytykający palcem, świadczący o niezrozumieniu i niechęci miejscowej społeczności. Tamtego dnia, pełna ambicji i chęci poznawania nowego, ruszyła w nieznane u boku brata. Była podekscytowana myślą o odkrywaniu nowych miejsc, kultur i ludzi. Jednak zamiast radości i fascynacji, otrzymała boleść i rozczarowanie. Podróż ta stała się dla niej symbolem upokorzenia i odrzucenia. To, co miało być okazją do nauki i poznania, zamieniło się w bolesną lekcję o bezsilności i nietolerancji. Poczucie osamotnienia i niesprawiedliwości gnało ją do przodu, ale zarazem ciągnęło w dół, przytłaczając ciężarem obojętności i pogardy, która płonęła w oczach tych, którzy uważali się za lepszych od niej.
Z każdym dniem coraz bardziej zacierały się granice między nią a światem zewnętrznym. Pomimo licznych okazji do nawiązania kontaktu z innymi ludźmi, zamykała się coraz bardziej w czterech ścianach tutejszego mieszkania. Stawała się rezydentką własnego małego królestwa, gdzie rządziła tylko ona sama. Nawet gdy matka, być może intuicyjnie, próbowała ją wyciągnąć na zewnątrz, znajdowała wymówki, aby pozostać w domu. Zajmowała się aranżacją wnętrz, przebudową starych mebli i dekoracjami, starając się nadać pomieszczeniom świeżości i nowego, bardziej przyjaznego wyglądu. To było jej schronienie, jej bezpieczna przystań, w której mogła ukryć się przed światem, który wydawał się jej coraz bardziej wrogi. Przekształcenie mieszkania było też próbą znalezienia ukojenia w zmianie, w przekształceniu rzeczywistości na swoje potrzeby. Choć od zewnątrz wydawała się mocną i niezależną kobietą, w środku drżała z niepewności i samotności, podobnie jak kiedyś, gdy była kruchą laleczką zamykaną w pudełku. Do czasu, gdy na progu domu pojawił się jej starszy brat, tubylec, który przyniósł ze sobą szereg zmian, niszcząc złudzenie spokoju, które Vesna próbowała utrzymać od czasu opuszczenia szkolnych murów.
- Wyjdź - ponowiła ukochane przez siebie słowo, gdy przegrała starcie pod drzwiami. - Wchodzisz z butami w moje życie, które sam uczyniłeś bagnem - nie szczędziła delikatności, jaką ukazywała pośród codzienności. Gdy wypełniała niedawno podjęte obowiązki. Musiała zarabiać, by nie odczuwać powinności względem własnego brata, który miewał jeszcze więcej tajemnic. - Wyjdź, zamknij się w kuźni i nie wymagaj.
Odczuła napięcie w powietrzu, gdy brat wtargnął do jej przestrzeni, niosąc ze sobą obcy dla niej język i kulturę. Zerknęła na niego, widząc karykaturę uśmiechu, która wydawała się być jedynie pozorem. To spojrzenie, pełne wymogów i oczekiwań, sprawiło, że czuła się jakby stała na straconej pozycji, zmuszona do spełnienia wszystkich tych niezrozumiałych standardów. Nie mogła oprzeć się ujrzeniu zmian w jego wyglądzie. Warkocze zniknęły, ukazując włosy związane w zwyczajny kitek. Świeżo wygolone boki sugerowały, że powrócił właśnie z niebezpiecznej eskapady, pełen niedokładności i niepewności. Dostrzegła drobne zarysowania, brzytwa zbyt mocno dociśnięta zdradzała jego negatywy. Znowu zadusił swoje emocje pośród zwyczajnej codzienności, ranią się nieumyślnie. Czuła, jak na jej twarzy pojawia się zaniepokojenie. Co znów zrobiłeś, braciszku? To pytanie było jedynie powierzchownym wyrazem jej obaw, które drzemały głęboko w jej sercu.
- Mówiłam, byś zostawił to mnie… - mruknęła niezrozumiale, hamując natłok wiązanki pouczeń. Tak jej nie posłucha, machając zdawkowo dłonią. - Ranisz się, matuli dostarczasz niepokoju - stanowczo wsparła ciało o stół, zaprzestając wiązania ziół w zgrabne wiązki do suszenia. - Nikola!
Gdy uderzyła pięścią w stół, odgłos tego kontaktu z twardym drewnem rozbrzmiał w jej umyśle jak echo przypominające o tłumionych emocjach. Niechęć i frustracja rozpalały się w niej, ale zaciśnięte zęby i biała pięść na stole miały ukryć jej wewnętrzny gniew. Patrząc na brata, który pozostał obojętny na jej gest, poczuła, jakby dotknęła dna bezsilności. Była przyzwyczajona do jego nieobecności emocjonalnej, do tego, jak zawsze trzymał dystans od jej trudności. Zamknęła na moment oczy, starając się odgonić łzy i ukryć swoje wewnętrzne zmagania. Chciała być tak spokojna i stanowcza jak on, być skałą, na którą wszyscy mogą się oprzeć. Czasami, wbrew sobie, czuła się tak samo krucha, jak rozbita naczynia, które próbowała naprawić.
Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Piękny był jej pierwszy uśmiech, gdy spoglądał z ramion ojca na kołyskę tamtego kwietniowego dnia. Gdy pierwsze drzewa w dolinie przywdziewały kwieciste palto dostojeństwa, triumfując nad zimową zawieruchą, ona przybyła na świat. Wtedy dziwnie pomarszczona, czerwona, acz nie zawodziła niemiłosiernie. Po czasie stała się dla niego piękna, gdy utkwiła w nim spojrzenie noworodka, marszcząc usta na kształt dziwnego grymasu. Tamten dzień wyrył się w jego pamięci, pośród akompaniamentu pouczeń ojca. Twoje oczko w głowie, opiekuj się, broń przed całym światem. Świat wydawał się wtedy przesiąknięty czymś niezrozumiałym, gdy słońce przemykało przez liście, tworząc kalejdoskop świateł i cieni na jej maleńkiej twarzy. Niczym sama natura celebrowała jej narodziny, wznosząc hymny z szumu wiatru i śpiewu ptaków. Z biegiem lat ich relacja rosła i kwitła, niczym drzewa, które wtedy widzieli. Każde wspólne doświadczenie, każdy śmiech i każda łza, były jak kolejne pierścienie w pniu drzewa, świadectwa wspólnego życia. Jednak teraz, gdy spoglądał na nią wśród ludzi, czuł ciężar niezrozumienia i oddalenia. Czuł się jak dryfujący statek, oddalający się od swojego portu, widząc jej uśmiech z przeszłości tylko w pamięci. Jej obecne zachowanie było dla niego zagadką, jakby była obcą osobą, a nie tą samą istotą, którą pamiętał z dzieciństwa. Każdy ruch, który wykonywała, każdy gest, przypominał mu o tym, jak wiele się zmieniło. Nie potrafił zrozumieć, kiedy i dlaczego ich ścieżki zaczęły się rozchodzić. Była teraz pełna życia, śmiało podejmowała decyzje, a on stał z boku, obserwując ją z mieszaniną podziwu i smutku.
Często myślał o tamtym dniu, gdy jako chłopiec patrzył na nią po raz pierwszy. Zastanawiał się, czy wiedziała, jak wiele dla niego znaczyła od tamtej chwili. Czy zdawała sobie sprawę, że była jego światem, nawet jeśli czasem trudno było mu to wyrazić słowami? Pragnął, by ich relacja była taka jak kiedyś – prosta, bezwarunkowa, pełna zaufania. Chciał, by zrozumiała, że mimo wszystko, mimo wszystkich różnic i nieporozumień, ona była i zawsze będzie dla niego ważna.
- Chcę słyszeć angielski - upomniał kolejny to raz, gdy miał należytą uwagę zdobytą podstępem. Nigdy się nie nauczy, stawiając na swoje wyśnione scenariusze. - Nie unoś się, zwyczajnie utracisz na urodzie - nie wiedziała, ile musiał poświęcić, by zapewnić im godne życie. Ile nieprzespanych nocy przeżył przez ostatnie miesiące, gdy przybył tutaj razem z nimi. Nigdy się nie nauczysz. Nie przejął się zbytnio lawiną emocji zasłyszanych, dobitnie zadająca dotkliwe rany w jego serce i duszę. Miała prawo ranić, przyniósł jej cierpienia i bólu, zmuszając do porzucenia ojczyzny. Wypruwał sobie żyły i nerwy, by pilnować jej rozchwianej ambicji i chęci czynów. Słowa, choć ostre jak sztylety, były dla niego przewidywalne. Znał ją dobrze, wiedział, jak wielka była jej duma i jak głęboko mogła zranić. Równie głupia, co jego sama. - Powściągnij język, denerwujesz mnie rzucanym oszczerstwem.
Zawsze będę wracał cały. Dla ciebie, dla matuli, dla ostatków naszej rodziny. Mantra, coś, czego trzymał się kurczowo w każdej chwili niepewności. Nie zbaczał na rany i boleści, które naznaczały jego ciało, ani na wyniosłość wzburzonych emocji wewnątrz, gdy w kuźni wykonywał zlecenia, jakby każde uderzenie młota miało w sobie coś oczyszczającego. Metal krzyczał pod jego dłońmi, formowany w kształty, które miały przynieść korzyść innym. Jego życie wypełniał dźwięk rytmicznego stukania młota, zapach rozgrzanego żelaza i widok iskier rozbłyskujących w ciemności kuźni. Każdy dzień był podobny do poprzedniego, a jednak każdy miał w sobie coś wyjątkowego – drobny moment, który sprawiał, że warto było przetrwać. Czasem był to błysk w oku młodszej siostry, gdy przychodziła z kolejną historią do opowiedzenia, czasem ciche westchnienie matuli, gdy rzucał na stół upolowaną zwierzynę.
- Opiekuję się wami - odłożył spożywaną dotąd kromkę lichego chleba, który miał jeszcze z wczorajszej wędrówki. Zimne spojrzenie powiodło do jej oblicza, nakazując ciszę. - Zapewniam wszystko, gdy Tobie zachciało się rządów! - nie daj się ponieść złości. - Nie potrzebuję opieki, pragnę, byście obie przeżyły ten syf! Zrozum nareszcie, w Bułgarii nie było dla nas miejsca, nie po moich błędach! Nasz dom przepadł, dziedzictwo przodków za to ruszyło w świat, żyj!
Często myślał o tamtym dniu, gdy jako chłopiec patrzył na nią po raz pierwszy. Zastanawiał się, czy wiedziała, jak wiele dla niego znaczyła od tamtej chwili. Czy zdawała sobie sprawę, że była jego światem, nawet jeśli czasem trudno było mu to wyrazić słowami? Pragnął, by ich relacja była taka jak kiedyś – prosta, bezwarunkowa, pełna zaufania. Chciał, by zrozumiała, że mimo wszystko, mimo wszystkich różnic i nieporozumień, ona była i zawsze będzie dla niego ważna.
- Chcę słyszeć angielski - upomniał kolejny to raz, gdy miał należytą uwagę zdobytą podstępem. Nigdy się nie nauczy, stawiając na swoje wyśnione scenariusze. - Nie unoś się, zwyczajnie utracisz na urodzie - nie wiedziała, ile musiał poświęcić, by zapewnić im godne życie. Ile nieprzespanych nocy przeżył przez ostatnie miesiące, gdy przybył tutaj razem z nimi. Nigdy się nie nauczysz. Nie przejął się zbytnio lawiną emocji zasłyszanych, dobitnie zadająca dotkliwe rany w jego serce i duszę. Miała prawo ranić, przyniósł jej cierpienia i bólu, zmuszając do porzucenia ojczyzny. Wypruwał sobie żyły i nerwy, by pilnować jej rozchwianej ambicji i chęci czynów. Słowa, choć ostre jak sztylety, były dla niego przewidywalne. Znał ją dobrze, wiedział, jak wielka była jej duma i jak głęboko mogła zranić. Równie głupia, co jego sama. - Powściągnij język, denerwujesz mnie rzucanym oszczerstwem.
Zawsze będę wracał cały. Dla ciebie, dla matuli, dla ostatków naszej rodziny. Mantra, coś, czego trzymał się kurczowo w każdej chwili niepewności. Nie zbaczał na rany i boleści, które naznaczały jego ciało, ani na wyniosłość wzburzonych emocji wewnątrz, gdy w kuźni wykonywał zlecenia, jakby każde uderzenie młota miało w sobie coś oczyszczającego. Metal krzyczał pod jego dłońmi, formowany w kształty, które miały przynieść korzyść innym. Jego życie wypełniał dźwięk rytmicznego stukania młota, zapach rozgrzanego żelaza i widok iskier rozbłyskujących w ciemności kuźni. Każdy dzień był podobny do poprzedniego, a jednak każdy miał w sobie coś wyjątkowego – drobny moment, który sprawiał, że warto było przetrwać. Czasem był to błysk w oku młodszej siostry, gdy przychodziła z kolejną historią do opowiedzenia, czasem ciche westchnienie matuli, gdy rzucał na stół upolowaną zwierzynę.
- Opiekuję się wami - odłożył spożywaną dotąd kromkę lichego chleba, który miał jeszcze z wczorajszej wędrówki. Zimne spojrzenie powiodło do jej oblicza, nakazując ciszę. - Zapewniam wszystko, gdy Tobie zachciało się rządów! - nie daj się ponieść złości. - Nie potrzebuję opieki, pragnę, byście obie przeżyły ten syf! Zrozum nareszcie, w Bułgarii nie było dla nas miejsca, nie po moich błędach! Nasz dom przepadł, dziedzictwo przodków za to ruszyło w świat, żyj!
For the blacksmith, nothing escapes; from iron, they shape not only the edge
But also destiny.
But also destiny.
Nikola Krum
Zawód : Adept u mistrza magikowalstwa, raczkujący wytwórca magimetalurgii, opryszek
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Siła jest jak wiatr, niewidoczna, ale czujesz ją w każdym ruchu.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Kuchnia z jadalnią
Szybka odpowiedź