Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Vesny
AutorWiadomość
Sypialnia Vesny [odnośnik]19.03.24 21:55

Sypialnia Vesny

Sypialnia, chociaż jedno z mniejszych pomieszczeń w domu, emanuje niezwykłym ciepłem i przytulnością. Utrzymana w jasnych barwach, zachwyca swą delikatnością i subtelnym urokiem. Głównym elementem wyposażenia jest duże łóżko, które wypełnia większą część przestrzeni. Otoczone miękkimi poduszkami i kołdrami zapewnia komfortowy sen każdej nocy. W sypialni nie brakuje zieleni — liczne kwiaty w wazonach dodają uroku i życia temu skromnemu pomieszczeniu. Ich delikatne pąki i soczyste liście rozświetlają przestrzeń, tworząc atmosferę bliskości z naturą. Na jednym z końców pokoju znajduje się niewielka szafka z ułożonymi skrzętnie książkami i notatkami. To miejsce, gdzie właściciela spędza wiele godzin na czytaniu i nauce. Świadectwem tego są również liczne długopisy i notesy rozrzucone na blacie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Vesny Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Vesny [odnośnik]21.03.24 19:41
22 września
______________________________________________________________________________

Pragnęła, by każdej osobie wokół niej było dostatnio i spokojnie, zwłaszcza swojej matce i bratu. Fundament, na którym budowała swój dzień. Jednak głęboko w jej sercu iskrzył ogień, który nie pozwalał jej być obojętną na cierpienie innych. Nawet wtedy, gdy miała nadzieję na chwilę oddechu od codziennych trosk, jej uwaga skupiała się na potrzebach innych. Choć czasem ambicje jej ducha kłóciły się z ideą służby, zawsze była gotowa sięgnąć po pomoc, nawet wtedy, gdy nikt jej o to nie prosił. Spostrzegając w oczach drugiego człowieka ukrytą potrzebę, oddawała się bezinteresownie poszerzaniu własnych umiejętności, gotowa sprostać oczekiwaniom swej mentorki. Czasem zadawała sobie pytanie, czy nie poświęciła na te cele zbyt wiele. Jednak nigdy nie miała wątpliwości, że jej działania były słuszne. Nawet gdy jej brat uważał, że takie postępowanie jest objawem słabości, którą wmawiano jej od dziecka, Vesna nieustannie walczyła, zakładając rękawy i oddając się w wir pracy, gotowa pomóc innym nawet kosztem własnego komfortu.
Ciągłe przemieszczanie się pośród zakątków kraju sprawiało, odczucie chwilowego zmęczenia. Licho pragnienia rzucić wszelkie dobrodziejstwa ludzi i zniknąć, zaszyć się pośród nieznanego. Zyskała dobroć od niewielu ludzi, co napawało ją znacznym zdziwieniem, niosło nadzieję. Jednak mimo trudów podróży, zawsze znajdowała czas dla siebie. Gdy tylko postawiła stopy na tutejszych ziemiach razem z Niko, ich celem stało się uwolnienie matki z okowów, które sama nałożyła na siebie wiele lat temu. Matka przywdziała wdowią czerń po stracie męża i zamknęła się na świat i ludzi, żyjąc tylko wspomnieniem. W jej pustym życiu królowały sterty listów miłosnych, kilka zdjęć i wierszy, które kiedyś dla niej napisano. Te drobiazgi były jedynymi towarzyszami w jej samotności, a rodzeństwo pragnęło przywrócić jej radość życia i nadzieję na lepsze jutro. Mimo trudności i niebezpieczeństw udawało się nieść iskierkę nadziei dla matki. Uśmiechnęła się nikle pod nosem, czując ciepło w sercu, gdy oplatała się lekko przydużym płaszczem, aby uchronić się przed chłodem wrześniowych wieczorów. Miała okazję wyjść, a każda taka chwila była dla niej cenna. Odprowadzając matkę do niedalekiej miejscowości, gdzie poznała zielarkę równie samotną, jak ona, Vesna dostrzegała nić porozumienia i dobroci między nimi. Choć negatywną stroną takich wypraw był niepokój związany z ciemnością i poczucie zagrożenia w niebezpiecznych czasach. Jednak mimo wszystko, determinacja i miłość do matki sprawiały, że znajdowała siłę, by pokonywać trudności i dawać jej nadzieję na lepsze jutro. Świadomość, że przyszłość może być lepsza, malowana w barwach nadziei, napawały optymizmem.
- Na grzbiecie wiatru tańczę… Światło gwiazd mnie prowadzi… - Zanuciła cichutko w swojej rodzimej mowie, która brzmiała jak stary, pouczający szmer natury. Jej melodia rozbrzmiewała w harmonii z pięknem nieba wieczornego, które migotało nad nią jak wielki płótnem malarskim. Śpiewając, tworzyła swój własny spokój w sercu, aby przeciwdziałać burzliwym emocjom, które drżały w jej wnętrzu. Gdy spojrzała za siebie, zdała sobie sprawę, że szmer niewiedzy i niepewności dochodził z otaczającej ciemności. Umysł płatał jej figle, wprowadzając w stan niepokoju, który odczuwała na karku jako chłód, przenikający jej ciało. Przynajmniej próbowała, argumentując pośród rozszalałych myśli. Pomimo drżenia, postanowiła walczyć z wewnętrznymi demonami, dając upust swojej siły poprzez spokojny śpiew, który miał moc uspokojenia i nadziei. - Chyba oszalałam…
Popadanie w tarapaty było dla niej niczym chleb powszedni. Choć w dzień ludzie zdawali się ją kojarzyć i miło witali na ulicach, noce były zupełnie inną historią. Wtedy wychodziły na jaw najczarniejsze aspekty ludzkiego charakteru, a niektórzy szukali pretekstu do konfrontacji. Niejednokrotnie słyszała nieprzyjemne komentarze i musiała znosić drwiny, czasem nawet z towarzyszeniem nieprzyjemnych gwizdów. Piękno, które jej towarzyszyło, było zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, szczególnie gdy znajdowała się w samotności.
Słysząc gwizdy wychodzących z pobliskiego pubu podchmielonych mężczyzn, Vesna szybko skierowała się w ciemność uliczki, starając się uniknąć niebezpieczeństwa. Przyspieszyła kroku, licząc na to, że wkrótce znajdzie się na bezpiecznej głównej ulicy. Jednak jej błąd w ocenie kierunku spowodował, że wpadła na kogoś nieoczekiwanie, prawie powalając ich oboje na ziemię. W ostateczności chwili zaparła się o poszkodowanego jej wybryku, ciągnąc go za poły wierzchniego ubrania. Akompaniament cichego syku bólu dotarł do ucha, gdy sama ukazała grymas boleści zderzenia nosa z czyimś ciałem. Głupia; skarciła się w natręctwie własnej głupoty.
- Przepraszam… Moja wina! - przeprosiła zdawkowo, myląc panujące tutaj obyczaje i użytkowany język. Pragnęła tylko dostać się do mieszkania i nie wychodzić, cicho nadzieję mając, że to nikt z bliskich sąsiadów. - Nie chciałam - ponowiła, zdając sobie sprawę z nadal podtrzymywanego mężczyzny. Na pewno miała do czynienia właśnie z taką osobą, był dużo wyższy i mocniej zbudowany. Światło dochodzące z okolicznego domostwa okazało tragedię, jaką dojrzała na twarzy mężczyzny. Zaschnięta krew znajdowała się na połowie jego twarzy, komu podskoczył? Wykluczała swój współudział w tej masakrze, było to po prostu niemożliwe. - Przepraszam… Kto Panu uczynił taką krzywdę?
Rozejrzała się badawczo dookoła, jakby próbując odnaleźć źródło ich nieoczekiwanej kolizji. Okazało się, że byli sami na tej ciemnej uliczce, z wyjątkiem zdziczałego kota, który przemknął gdzieś w odmętach ulicznych. Vesna niepewnie podtrzymała mężczyznę za ramię, starając się zapobiec jego potencjalnemu upadkowi. Dostrzegła, że mężczyzna trzymał się za bok, co sugerowało, że cierpiał z powodu zderzenia.
- Potrzebuje Pan pomocy - stwierdziła jawnie, niż skłaniając się ku zadaniu taktownego pytania. Nie była żadną damą, przez co dbanie o maniery zbytnio ją nie interesowały. W jej osobistej codzienności pragnęła czuć się sobą.



Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Vesny A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2 https://www.morsmordre.net/t12541-vesna-krum#386987
Re: Sypialnia Vesny [odnośnik]28.03.24 18:25
Rozczarowanie rozlało się po każdej komórce zdewastowanego ciała, krążąc nieznośnie w krwioobiegu, wprost z obolałej głowy do skruszonego serca, paradoksalnie zwalniającego w podłym tempie z każdym kolejnym krokiem. A ich postawił już wiele, w zaciekłości godnej lepszej sprawy pozostawiając za plecami majak drewnianej chaty i zjawy dwojga przyjaciół. On naraził się niegościnnością, na powrót wciskając odnowiony kontakt w ramy zapalczywej wrogości, ona zaś po wszystkim obrała stronę przeciwnika, ze zdradliwą ostentacją manifestując kierunek dokonanego wyboru. Tyle właśnie mieli znaczyć, oboje do reszty już zepsuci tymi angielskimi naleciałościami, oboje najpewniej też zbyt dumni, by w najbliższej przyszłości wyciągnąć dłoń zgody w brzmieniu prostego przepraszam; są siebie warci, chciałby nakreślić ich rysem krytycznej oceny, choć istotnie nie byłby w stanie nigdy tego z siebie głośno wyrzucić. Wbrew ichniejszemu przekonaniu zdolny był dostrzec smugi własnych błędów, rozliczywszy się z popełnionych grzechów w zamglonym odbiciu zwierciadła; tak miało być najpewniej i teraz, gdy pierwszą złość rozpuści okoliczne powietrze, gdy zastane rany zdecydują się wreszcie zabliźnić, a pretensja rozejdzie się po nadszarpniętych stawach, przynajmniej na jakiś czas stając w okowach wygodnego zapomnienia. Aż do momentu kolejnej konfrontacji, w której pierwotny zamiar pokory znieść miała ponowna chęć dzierżenia w dłoni kontrolnej dominacji; aż do chwili następnego spotkania, podczas którego z ust na powrót wypełzną prowokujące wyrazy goryczy. Zasłużył sobie, konkretyzował bezgłosem myśli treść tej fatalnej perspektywy, ilekroć tylko krew znowu dochodziła do warg smakiem metalicznego rozrachunku. Przegrałem, dobijało się do świadomości echem zawstydzającej porażki; że znów okazał się tym słabszym, tym niewystarczającym ośrodkiem współdzielonej od lat rywalizacji.
Adrenalina odpuściła w końcu rozjątrzoną staturę, snującą się trochę nieskładnie po połaciach ciemnego lasu; mimowolnie zwolnił więc w dłużącym się marszu, choć na horyzoncie migały już światła inne od gwiezdnej kaskady i blasku miesiączka. Dotkliwy, silny ból pulsował całym torsem, jednoczesny trapił również nadwyrężone zatoki; od dawien dawna już nikt nie wystawił go na podobną próbę, w niefortunności całego przedsięwzięcia był jednak z dala od bezpieczeństwa domowego azylu. Maligna zdawała się rozproszyć odczuciem drażniącego dreszczu, w naprzemiennym uczuciu ciepła i zimna; pozostałości wódki najpewniej skutecznie uśmierzały przynajmniej część dręczących go teraz utrapień, chowając w kąt naturalną potrzebę odpoczynku i opieki. Ostatki rozsądku powstrzymywały go od spontaniczności, wyczerpująca się energia dawała się jednak we znaki, kąśliwie i dojmująco. Niewielkie miasteczko widniało potencjałem bezpieczniejszego od teleportacji powrotu, w nienormalnej natarczywości rozglądał się więc po pobliskich murach, w niemej potrzebie zniknięcia w jęzorach wyzwalającego ognia. Sfatygowany oparł się o ceglaną ścianę, natenczas dłoń machinalnie objęła lewy bok klatki, jakby gest ten odjąć miał niezidentyfikowaną dokuczliwość; obróciwszy się w leniwym zwrocie do tyłu, niespodziewanie napotkał obcy oddech, obcy stukot obcasów, obce wejrzenie ciemnych w obowiązującym mroku tęczówek. Co jednak pozostawało znajome, to dźwięki rodzimej mowy, odbijające się zwielokrotnieniem w tutejszym zaułku; halucynacja czy prawda?, próbował zrozumieć w pierwszych sekundach meliczności bułgarskiego języka, skupienie padło jednak na siarczysty potok dziewczęcych konstatacji.
To nic — wydusił w jawnym zmęczeniu, głoskami jednoczącymi ich w słowiańskim porozumieniu, tymże leciwym kłamstwem tuszując rzeczywisty obraz, który nijak dało się przecież przeoczyć. Spuchnięty nos, czerwonawe reminiscencje zaschniętej już nieco posoki, w końcu też i niepewność postawy zdradzały go oczywistą potrzebą uzdrowicielskiej interwencji. Pytanie o sprawcę puścił w niebyt, zdziczały kot na moment pochwycił bystrość męskiego umysłu, równowagę odjęła mu jednak desperacka mordęga, ulokowana gdzieś w okolicach żeber, potem też u szczytu ramienia.
Nie chcę pani kłopotać... — dodał wkrótce, już po angielsku, jeszcze nim pobladł nieznacznie i zgarnął z rozpalonego czoła niesforne kosmyki ciemnych włosów. W krótkiej, pożegnalnej obserwacji, zastałej na moment przed ostatecznym pozostawieniem jej w czarnej matni zaułka, rozpoznał wreszcie kanty młodzieńczego oblicza, wiedzione nierozpoznanym z początku skojarzeniem.
Vesna?

| obrażenia: złamana przegroda nosowa, pęknięta śledziona i złamane dolne żebro, uszkodzone oko, ukruszony ząb
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Vesny [odnośnik]22.04.24 12:59
Owa niespodziewana interakcja zepsuła delikatną równowagę, jaką starannie utrzymywała w tej nietypowej sytuacji. Słowa brzmiały jak echa przeszłości jakby wydobyte zza mglistych wspomnień i przyniesione do teraźniejszości. Czuła, że każdy dźwięk wypełniający przestrzeń był jak kamień wrzucany do spokojnego stawu, tworząc fale niepewności i zaniepokojenia. Jego obecność była niczym zagadka, której rozwiązanie wymykało się zasięgowi jej umysłu. Czy to zbieg okoliczności? Z trudem powstrzymywała wewnętrzne pytania, unikając rozwiązania tajemnicy tej nocy. Mimo wszystko, w głębi serca, wiedziała, że to nieprzypadkowe spotkanie wciągnie ją w wir wydarzeń, których konsekwencje mogą być nie do przewidzenia. Wszystko wokół wydawało się zatopione w mroku, tylko nieliczne światła oddechu nocnego świeciły w oddali. Czuła, jak pulsujące dźwięki otaczającej ich muzyki przenikały jej wnętrze, odsłaniając ukryte zakamarki jej duszy. A tu, w tej chwili, napotkała na postać z przeszłości, której obecność była równie zagadkowa, jak cisza między dźwiękami. Patrzyła na niego z wewnętrznym napięciem, próbując rozgryźć tę enigmatyczną sytuację. Jego spojrzenie odbijało się od jej własnych oczu, jakby próbując przeniknąć jej wewnętrzne tajemnice. Był jak zagadka, którą próbowała rozwiązać, ale im bardziej zagłębiała się w to spojrzenie, tym bardziej oddalała się od odpowiedzi.
Skąd znał jej imię? Pytanie targało nią niczym zawierucha wiatru, wzbudzając chłodne dreszcze na skórze. W tym zbłąkanym labiryncie, gdzie każdy zakręt krył niepewność, była jak dusza skazańca w obliczu osądu.
- Znamy się? - niepewnie posłużyła się obcą mową, podtrzymując mężczyznę z pomocą własnych sił. - Mało kto tak szybko zapamiętuje moje imię, sir. - badawczo, jakby pragnąc wybadać grunt, lawirowała między znajomą tonacją, wzrok przenosząc ponownie na jego rany. Spomiędzy odmętów pamięci, gdzieś twarz przed nią stojąca gromiła inne, jakby pragnąc utwierdzić ją w niewygodzie sytuacji. - Igor?
Jego obecność wzbudzała w niej skrzętnie ukryte wspomnienia, które jak niedostępne artefakty tkwiły w zakamarkach jej umysłu. To niezgrabne zderzenie z przeszłością, starała się unikać, oplątało ją jak pajęczyna z poprzednich dni. Wszystko zdawało się nierealną kwestią. Tak, możliwość, że ta postać, którą teraz widziała, mogła pojawiać się w tym odosobnionym miejscu, wydawała się niemożliwa. Wydźwięk absurdalności unosił się w powietrzu, mieszając się z dreszczem niepewności. Wiedziała, że musiała zachować ostrożność, nie ulegając pokusie wierzenia w przypadki. Jednak serce nakazywało działać, by pomóc potrzebującym. Mimo niebezpieczeństwa, które niosło za sobą jej łatwość poddaństwa nadziei.
- Proszę wybaczyć, pomyliłam pana z kimś - powzięła szczerość przeprosin, subtelnością uśmiechu maskując niewygody własnego roztargnienia. Postarała się oprzeć jego dominującą sylwetkę o pobliską ścianę, by odciążyć boleść ciała. - Trzeba pomagać każdemu - zauważyła, wyciągając skrytą w złożoności płaszcza chusteczkę, oczekując jakby pozwolenia. - niezależnie, jakie serce skrywa się w odmętach własnego ciała. Mogę? - rzuciła mu krótkie spojrzenie, badawcze, stając na palcach, by spojrzeń na nos poszkodowanego. - Pomogę, jednak trzeba będzie przenieść się w bezpieczniejsze miejsce, proszę.
Spojrzała na ranionego mężczyznę z wyrazem współczucia, czując wewnętrzną potrzebę ulżenia mu w cierpieniu. Choć wciąż uświadamiała sobie swoje ograniczenia jako początkująca w dziedzinie uzdrawiania, nie zniechęcało to jej do podjęcia wysiłku w niesieniu pomocy. W tym momencie nawet najmniejszy gest wsparcia mógł przynieść ulgę temu, kto znalazł się w potrzebie. Delikatnie oczyściła ranę, starając się nie pokazać swojego dyskomfortu wobec subtelności krzywizny na jego twarzy. Była tam, by pomóc, by zagoić rany i przynieść ulgę. Choć może nie posiadała wiedzy ani doświadczenia bardziej wprawionych, jej chęć do niesienia pomocy była niezachwiana.
- Złamany, potrzebuję lepszego miejsca na zaradzenie temu - zakomunikowała pewna siebie, próbując nakłonić biedaka do współpracy. Zgódź się, wołało jej spojrzenie, choć zapalczywie nie zamierzała odejść. - Oferuje schronienie i coś ciepłego do wypicia - wyciągnęła różdżkę na widok jego spojrzenia, nie gotując się do ataku. Liczyła na dobroć losu, który często drwił z niej. - Subsisto dolorem maxima - szepnęła, słysząc w oddali śmiechy upojonych alkoholem jednostek. Z przewagą liczebną, oboje nie mieli zbytnio szans, na swoistą interwencję. Westchnęła, widząc szybko znikające, nikłe światełko nadziei. Los nie zamierzał współpracować. - Proszę o zgodę, sir.

rzut na uzdrawianie, nieudane


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Vesny A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2 https://www.morsmordre.net/t12541-vesna-krum#386987
Re: Sypialnia Vesny [odnośnik]17.05.24 14:01
Odgłosy nocnej melodii słowika mieszały się w jedność z chaosem ulicznego rozgardiaszu, jakby znaleźli się na pograniczu natury i cywilizacji, miasteczka i lasu. On sam zdawał się też chyba obecnie zawisnąć w eterze licznych par kontrastów — powietrze raz to mdławo dusiło gardło, już zaraz okazując się kojącym objawem rześkości; obraz w jednej chwili rysował się niestabilnym majakiem, by wkrótce wyostrzyć się w nienormalnie klarownej wizji; wreszcie i ból przy stateczności nie domagał mu tak wcale znacząco, w dynamice ruchów zaś, jak te narastające weń emocje, pulsował tętniącą iskrą wzdłuż całego ciała, ogniskując się najmocniej tu i ówdzie. Najbardziej chyba pod lewym żebrem, gdzie serce biło nierównomiernym, szybkim rytmem, gdzie serce na moment zatrzymało się w żałosnym zwątpieniu. Zwykło się mawiać, że czas najtrafniej leczył rany, choćby i te najbardziej parszywe, choćby i te za wszelką cenę nie chcące się goić; tutaj bynajmniej nie zadziałał on jednak na ich korzyść, może i nawet poczynił większe jeszcze szkody, pogłębiając nieprzyjemnie brzydotę blizn od dawna już wyrytych na skórze. Poczęły piec i drażniąco o sobie przypominać, jak to zwyrodnienie szczęśliwie uśpione przed laty, niefortunnie obudzone w zastałych po wielu latach, zupełnie też przecież niespodziewanych, okolicznościach. Był głupcem, jakże naiwnie sądząc, że tą dolegliwość obydwaj zdołali już zwalczyć. Gorycz zdawała się jednak rozlewać jeszcze dalej, może i nawet do sedna samych kości, tak uparcie w końcu pokiereszowanych w dzisiejszym zetknięciu dwóch walczących temperamentów. Najpewniej żaden nie chciał opuszczać gardy i to miało ich zgubić.
Pierwsze zetknięcie, siła instynktu i przekaz skojarzeń, a w nich te urodziwe rysy twarzy, brzmiąca znajomo mowę, wreszcie też i łagodność usposobienia w niewidzianych od lat wspomnieniach dziewczynki, później — dorastającej już nastolatki. Ale gdzieś natychmiast, równolegle do pozostałości, pojawiło się zaprzeczenie, moment naturalnego w tej chwili zawahania, które i jego doraźnie zbiło z pantałyku. Oparłszy się plecami o chłodny mur otarł z czoła świadectwa wysiłku i wieczornej rosy, w zdziwieniu odnajdując bijący zeń gorąc; dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, zakrwawiony rękaw koszuli machinalnie powędrował zaś do poharatanego nosa, przyjmując na nowo strużkę obudzonej z powrotem rany. Pomyliłem ją z kimś?
Nie pomyliłaś — po dłuższym zastanowieniu zaprzeczył wreszcie cicho w bułgarskiej mowie, odciągając rękę od twarzy, jakby w geście pozwolenia dla jej sugestywnej ingerencji; majak niezrozumienia przemknął przez myśli, niechlubnie mieszając w ich potoku, bo choć wykazywała się znaczną łaskawością, nienormalnym byłoby korzystać z jej dobrodziejstwa. To on, jej parszywy i rodzony brat, doprowadził go do tego skraju; tak przynajmniej tłumaczył sobie zbieg tych wszystkich niefortunności, jak na razie cały ciężar win za zaistniałe okoliczności zrzucając na barki wroga. Nimi wszakże dla siebie byli, od teraz, od zawsze, już na zawsze? Bijąc się z myślami lustrował ją pobieżnie, jakby badawczo chciał w ten sposób poznać skryte głęboko intencje; nigdy jednak nie łączył ich bezpośrednio żaden konflikt, a i ona sama zdawała się nie nosić podobną urazą do brzmienia noszonego przezeń nazwiska. Być może Nikola nie zagłębiał się w szczegóły, być może najzwyczajniej nie tłumaczył przyczynowości ciągnącego się latami konfliktu, tak też jeszcze w szkolnych murach zwykli wymieniać się uśmiechem serdeczności, choć najpewniej nie było w nich znaczniejszego uznania. Ot, dwie znajome dusze, lawirujące gdzieś z dala, acz nienaznaczone goryczą, dobrze już mu znaną z jej braterskiej statury.
Tylko na chwilę — cicho zarzekł się echem słowiańskich wyrazów, zasłyszawszy uprzednio potok jej empatycznych propozycji; wyszeptane w napięciu zaklęcie na jakiś czas odjęło mu bolączki, ale dręcząca go maligna i zdewastowane ciało niegotowe były jeszcze do teleportacji. A dom, jakieś bezpieczne schronienie, były przecież daleko. — Odpocznę chwilę i... zniknę, obiecuję — wydusił naprędce, z nieco zamglonym spojrzeniem biorąc ją pod ramię, by za sobą pozostawić już to nikłe, migające światło latarenki, te alarmujące hałasy pijanych w sztorc, ten wąski zaułek niewielkiego miasteczka. I tak wystarczyło kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt kroków, sam nie wiedział już wszakże, jak długi był szlak prowadzący do jej skromnego mieszkania; i tak ból zaczął dosięgać go z powrotem, tuż u progu wejściowych drzwi, gdzie zachwiał się nieznacznie pod wpływem zwielokrotnionego osłabienia. Jakoś naturalne, albo po prostu zupełnie przezeń niekontrolowane, wydało mu się teraz paść tam, gdzie prowadziły kobiece dłonie — do sypialni, na skraj miękkiego łóżka; najsampierw usiadłszy niepewnie wydał z siebie tylko ciche westchnienie, a potem, potem już tylko przyznawał na głos, w niebezpośredniej prośbie:
Ja... mam chyba połamane żebro — wywnioskował na ostatkach rozsądku, całość kwitując machinalnym grymasem i niezależnym od niego drżeniem ciała. — Ale naprawdę nie chcę przeszkadzać, tylko... — urwał w połowie, szukając ostrości w rozlewających się niewyraźnie kantach jej twarzy. Chyba nie miał już nawet sił się tłumaczyć, nie teraz.
Odwdzięczę się.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Vesny [odnośnik]13.10.24 19:50
Nie powinieneś mówić…
Nie powinien był mówić, ani nawet próbować. W jego ciele drgał jeszcze ten bolesny, uporczywy żar, który nie pozwalał mu znaleźć spokoju. Upór – jak twarda skała, którą zawsze miał w sobie – teraz ćmił gdzieś głęboko, w każdej komórce.
Ona to widziała, jego ciche zmagania, które toczyły się bez dźwięku, jedynie w grymasie zaciskanych ust i nieobecnym spojrzeniu. Nie zadawała pytań, choć te kłębiły się w jej głowie, wirując jak niewypowiedziane obawy. Spoważniała, pozwalając, by ciężar niepewności zsunął się z jej ramion na chwilę. Nie mogła teraz zmuszać go do mówienia. Zbyt wiele było nieznanych, a niektóre pytania – te, które jeszcze chwilę temu paliły ją jak ogień – musiały zostać wstrzymane. Stan jego zdrowia był zagadką, a ona nie wiedziała, jak głęboko sięgały rany, których nie widziała. Była cierpliwa, ale jej cierpliwość nie była wynikiem bierności. To była świadoma decyzja, subtelny taniec między troską a kontrolą. Zdawała sobie sprawę, że nie mogą wrócić do dawnych, beztroskich dni bez zmierzenia się z nowymi barierami, które ich dzieliły. To, co ich wyróżniało – ta siła, która zrodziła się w nich przez lata osobnych dróg – wciąż tam była. Może inaczej wyrażona, bardziej dojrzała, ale obecna. Czekała w niej ta niewypowiedziana nadzieja, że nawet po tylu rozdrożach ich ścieżki znów się skrzyżowały z jakiegoś powodu. Prowadziła go w ciszy, przez ulice spowite cichym mrokiem, mijając ludzi, którzy nie zauważali ich obecności, jakby byli tylko cieniami pośród zgiełku świata. Słyszała jego ciężki oddech, czuła drżenie w jego dłoniach, ale nie pytała.
- Jesteś już bezpieczny, Igorze - Poparciem tego był głośny trzask drzwi, odgradzający ich od potencjału niebezpieczeństwa. Jedynym źródłem światła był ledwo tlący się ogień w kominku i głucha cisza, brak świadków równy był brakiem pytań. - Zajmę się tobą, nic nie mów - Cisza otuliła ich jak koc, choć napięcie wciąż wisiało w powietrzu, delikatne jak pajęczyna, która ledwie się trzyma. Gdy z trudem pomogła mu usiąść na krańcu łóżka, czuła, jak przez jej ciało przepływa ulga; to przynajmniej udało się zrobić. Na tym nie mogła poprzestać. Odrzuciła z ramion ciężar wierzchniego płaszcza z takim pośpiechem, jakby sam materiał parzył jej skórę. Ciepło, które otulało ją dotąd, zaczęło ustępować chłodowi praktycznego myślenia. Zostawiając za sobą chwilowe zawahanie, myśli natychmiast zaczęły układać się w logiczne szeregi, jeden za drugim – co teraz zrobić, jak zapewnić mu bezpieczeństwo, jak opatrzyć rany, które mogły być ukryte przed jej wzrokiem. Szybko przeniosła spojrzenie na jego twarz, próbując doszukać się oznak bólu czy zmęczenia. Jego zmęczone oczy były w połowie przymknięte, jakby wbrew woli starał się trzymać przytomność. - Żebro? - dopytała, najdelikatniej również jego ubrania się wyzbywając.
Z niebywałą ostrożnością zdjęła resztki ubrań, które nadal przylegały do jego torsu. Odsłoniła jego ciało, skrzywiła się mimowolnie na widok dużego krwiaka, ciemnego i rozlanego, który świadczył o tym, jak brutalne musiało być uderzenie. Bolało ją na samą myśl, że ktoś mógł zadać mu taką krzywdę, a widok obrażeń tylko to potwierdzał. Dotknęła go delikatnie, sprawdzając, czy ból nie promieniuje dalej, ale starała się unikać zadawania niepotrzebnego cierpienia. Pomogła się mu położyć, by zaraz dobyć najważniejszego atrybutu.
- Diagno haemo - szepnęła cicho, przybliżając koniec różdżki do najgorzej wyglądającego miejsca. Magia, z gracją i pewnością, zareagowała na jej wezwanie, jakby z przyjemnością odsłoniła przed nią bolesne prawdy. To uczucie pulsowania tuż pod żebrami zdawało się przybierać na sile, a jedno z nich, zniekształcone przez ból, wyraźnie dawało o sobie znać. - Odrobinę zaboli - ostrzegła, chociaż jemu mogło niezbyt zdać się do wagi sytuacji. - Feniterio - nastawianie kości bywało niezbyt przyjemną częścią leczenia.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Vesny A476ea18a35d8909d019bcbc5872b91a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2 https://www.morsmordre.net/t12541-vesna-krum#386987
Sypialnia Vesny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach