Salonik
AutorWiadomość
Salonik
Salon to niewątpliwie jedno z najurokliwszych pomieszczeń w całym domu. Jasne, przestronne wnętrze przepełnione jest naturalnym światłem dziennym, które rozświetla każdy kąt. Serce salonu stanowi imponujący, odnowiony kominek umieszczony centralnie, który dodaje nie tylko uroku, ale także ciepła i atmosfery do tego miejsca. To właśnie przy kominku gromadzą się domownicy podczas zimowych wieczorów, ciesząc się ciepłem płomieni i rozmawiając o trudach nowej codzienności. Wokół kominka ustawione są wygodne fotele i kanapa, zachęcające do relaksu i spędzania czasu w gronie najbliższych. Salon pełni funkcję nie tylko miejsca wypoczynku, ale także spotkań rodzinnych oraz towarzyskich.
| 8 października?
Po dniu spędzonym w Londynie chciała wrócić do domu. Spotkała się ze znajomą, przy okazji zahaczyła o parę sklepów na Pokątnej, i to właśnie stamtąd, z jednego z lokali który oferował możliwość skorzystania z kominka, zamierzała wrócić do siebie. W Londynie nie można było się swobodnie teleportować, rozumiała środki ostrożności przeciwko wnikaniu jednostek niepożądanych, ale niewątpliwie trochę utrudniało to przemieszczanie. Ale i tak było już lepiej niż w połowie sierpnia, wciąż miała w pamięci to, jak wyglądało miasto bezpośrednio po Nocy Tysiąca Gwiazd. Było więc lepiej. Na ulicach nie leżały ciała, większość dziur w ulicach i budynkach została względnie połatana, przynajmniej w tych miejscach w których była, i nie musiała się już obawiać, że wleci w jakąś dziurę w ziemi jeśli nie będzie uważnie patrzeć pod nogi. Ministerstwo zapewne dbało o stolicę w pierwszej kolejności, dzięki czemu czuła się tam względnie bezpiecznie. Ale wspomnienia tamtej feralnej nocy nie były łatwe ani przyjemne.
Podeszła do kominka i wrzuciła proszek Fiuu do płomieni, co zabarwiło je na zielony kolor. Wskoczyła w nie, mówiąc nazwę swojego domu, ale dym zadrapał ją w gardle i zaczęła się krztusić, przez co być może wypowiedziała adres trochę niewyraźnie…
W każdym razie, po krótkim wirowaniu w zielonych płomieniach, nagle poczuła, jak szybko wylatuje do przodu i w ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie ręce, bo inaczej zaryłaby twarzą o podłogę. I tak wylądowała na ziemi na leżąco, wyciągnięta jak długa, a burza poskręcanych loków przysłoniła jej oczy, przez co nie od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Dopiero kiedy odrzuciła loki do tyłu zauważyła, że wnętrze, w którym była, zdecydowanie nie wyglądało na salon w jej rodzinnym domu, ani na żadne inne pomieszczenie, które mogło jej być znajome. Nie wiedziała, gdzie była, ale szybko domyśliła się, że kominek spłatał jej figla. Może był zepsuty? Albo to proszek, którego użyczono jej w lokalu, był zwietrzały? Pamiętała czas, kiedy z siecią Fiuu działy się różne naprawdę dziwne rzeczy, ale myślała, że zostało to już ogarnięte i naprawione.
Pomieszczenie wydawało się schludne i zadbane, bez wątpienia ktoś tutaj mieszkał i lada chwila mógł tu wpaść zaalarmowany hałasem, który z pewnością było słychać w całym domu. Narobiła trochę rumoru wypadając z kominka i lądując na podłodze. Miała ochotę zakląć cicho pod nosem, ale zaczęła gramolić się z ziemi, zastanawiając się, jak wytłumaczyć się gospodarzowi tego domu ze swojego najścia. Oby to nie był ktoś, kto najpierw rzuca zaklęcia, a dopiero potem zadaje pytania…
Po dniu spędzonym w Londynie chciała wrócić do domu. Spotkała się ze znajomą, przy okazji zahaczyła o parę sklepów na Pokątnej, i to właśnie stamtąd, z jednego z lokali który oferował możliwość skorzystania z kominka, zamierzała wrócić do siebie. W Londynie nie można było się swobodnie teleportować, rozumiała środki ostrożności przeciwko wnikaniu jednostek niepożądanych, ale niewątpliwie trochę utrudniało to przemieszczanie. Ale i tak było już lepiej niż w połowie sierpnia, wciąż miała w pamięci to, jak wyglądało miasto bezpośrednio po Nocy Tysiąca Gwiazd. Było więc lepiej. Na ulicach nie leżały ciała, większość dziur w ulicach i budynkach została względnie połatana, przynajmniej w tych miejscach w których była, i nie musiała się już obawiać, że wleci w jakąś dziurę w ziemi jeśli nie będzie uważnie patrzeć pod nogi. Ministerstwo zapewne dbało o stolicę w pierwszej kolejności, dzięki czemu czuła się tam względnie bezpiecznie. Ale wspomnienia tamtej feralnej nocy nie były łatwe ani przyjemne.
Podeszła do kominka i wrzuciła proszek Fiuu do płomieni, co zabarwiło je na zielony kolor. Wskoczyła w nie, mówiąc nazwę swojego domu, ale dym zadrapał ją w gardle i zaczęła się krztusić, przez co być może wypowiedziała adres trochę niewyraźnie…
W każdym razie, po krótkim wirowaniu w zielonych płomieniach, nagle poczuła, jak szybko wylatuje do przodu i w ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie ręce, bo inaczej zaryłaby twarzą o podłogę. I tak wylądowała na ziemi na leżąco, wyciągnięta jak długa, a burza poskręcanych loków przysłoniła jej oczy, przez co nie od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Dopiero kiedy odrzuciła loki do tyłu zauważyła, że wnętrze, w którym była, zdecydowanie nie wyglądało na salon w jej rodzinnym domu, ani na żadne inne pomieszczenie, które mogło jej być znajome. Nie wiedziała, gdzie była, ale szybko domyśliła się, że kominek spłatał jej figla. Może był zepsuty? Albo to proszek, którego użyczono jej w lokalu, był zwietrzały? Pamiętała czas, kiedy z siecią Fiuu działy się różne naprawdę dziwne rzeczy, ale myślała, że zostało to już ogarnięte i naprawione.
Pomieszczenie wydawało się schludne i zadbane, bez wątpienia ktoś tutaj mieszkał i lada chwila mógł tu wpaść zaalarmowany hałasem, który z pewnością było słychać w całym domu. Narobiła trochę rumoru wypadając z kominka i lądując na podłodze. Miała ochotę zakląć cicho pod nosem, ale zaczęła gramolić się z ziemi, zastanawiając się, jak wytłumaczyć się gospodarzowi tego domu ze swojego najścia. Oby to nie był ktoś, kto najpierw rzuca zaklęcia, a dopiero potem zadaje pytania…
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Dawno nie miała okazji przebywać dłużej w domowym zaciszu, które dzieliła z matulą. Mieszkanko, skryte pośród małej uliczki, otulone zapachem ziół, zdawało się oazą spokoju, do której wracała po długim okresie niepewności i zamętu. Pracy i nauki w dalszym ciągu ukochanej dziedziny. Choć rodzeństwo zamartwiało się o stan Sofiji i usposobienie, kobieta zdawała się powoli wracać na odpowiedni trakt. Każdego dnia coraz bardziej przypominała tę radosną, pełną życia osobę, którą była przed laty. Wychodziła częściej, czerpiąc radość z kontaktów z niewielką społecznością. Była ceniona za swoje umiejętności zielarskie, nabyte przez lata cierpliwego studiowania natury i jej darów. Ludzie z okolicy przychodzili do niej po porady i leki, a ona z radością dzieliła się swoją wiedzą, widząc w tym sens i cel swojego istnienia. Gdy wróciła do domu, jej serce wypełniała ciepła radość. Dzień powrotu uczyniła szczególnym, zabierając się za porządki z energią, której dawno w sobie nie czuła. Jej śpiew, śmiały i radosny, wypełniał przestrzeń, odbijając się echem od ścian domu. Subtelne pląsy towarzyszyły każdemu ruchowi, jakby ciało samo pamiętało rytm dawnych tańców, które kiedyś były dla niej codziennością.
Porządki stawały się swego rodzaju rytuałem, który pozwalał jej oczyścić nie tylko przestrzeń wokół, ale i myśli. Z każdym przetarciem mebla, z każdym ruchem miotełki, czuła, jak znika ciężar przeżyć opada, ustępując miejsca nadziei i nowym możliwościom. Przebiegała po kątach z czułością, jakby każdy przedmiot miał swoją historię, swoje wspomnienia, które teraz odżywały na nowo. Mimo że większość pamiątek strawił podłożony tamtego wieczoru ogień, gdy zniknęli pośród leśnej drogi.
Pozostając sama w czterech, bezpiecznych ścianach, szybko przepadła w bezkresie własnego świata, pełnym podrygów artystycznych. Dłonie zgrabnie poruszały się po kwiecistych wzorach, delikatnie wyzbywając wazonów z zasuszonego kwiecia. Przepadła, nie słysząc nagłego łomotu z salonowego zacisza. Nagle, niespodziewany dźwięk przerwał jej myśli. Pisk zaskoczenia wyrwał się z jej ust, gdy stanęła niczym słup soli w wejściu. Serce przyspieszyło, a wazon, który dotąd trzymała, wyślizgnął się z dłoni, rozbijając się z trzaskiem na podłodze. Wstrząśnięta, wpatrywała się w obcą kobietę, która wdarła się do jej zacisza, jej miejsca schronienia.
- Kim jesteś?! - zapytała, przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. Kobieta w salonie wyglądała na nie mniej zaskoczoną, co tylko dodawało surrealizmu całej sytuacji. Chciała sięgnąć po swój nieodłączny atrybut, cenny przedmiot, który zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Oczami gorączkowo przeszukiwała pomieszczenie, jednak ku jej przerażeniu, dostrzegła różdżkę na blacie stolika, kilka kroków od niej. I ona śmiała zwać się absolwentką Durmstrangu? - Nie ma tutaj nic drogocennego, co można ukraść. - Przeklęła w myślach swoją nieuwagę, której teraz przyjdzie jej żałować. Czując, jak niepewność przejmuje kontrolę nad jej ciałem, wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Przecież nie mogła pozwolić, by panika wzięła nad nią górę. Musiała zachować zimną krew, znaleźć sposób, by opanować sytuację. Podeszła krok bliżej, drugi i trzeci, by cokolwiek pochwycić w dłonie. - Odpowiadaj!
Porządki stawały się swego rodzaju rytuałem, który pozwalał jej oczyścić nie tylko przestrzeń wokół, ale i myśli. Z każdym przetarciem mebla, z każdym ruchem miotełki, czuła, jak znika ciężar przeżyć opada, ustępując miejsca nadziei i nowym możliwościom. Przebiegała po kątach z czułością, jakby każdy przedmiot miał swoją historię, swoje wspomnienia, które teraz odżywały na nowo. Mimo że większość pamiątek strawił podłożony tamtego wieczoru ogień, gdy zniknęli pośród leśnej drogi.
Pozostając sama w czterech, bezpiecznych ścianach, szybko przepadła w bezkresie własnego świata, pełnym podrygów artystycznych. Dłonie zgrabnie poruszały się po kwiecistych wzorach, delikatnie wyzbywając wazonów z zasuszonego kwiecia. Przepadła, nie słysząc nagłego łomotu z salonowego zacisza. Nagle, niespodziewany dźwięk przerwał jej myśli. Pisk zaskoczenia wyrwał się z jej ust, gdy stanęła niczym słup soli w wejściu. Serce przyspieszyło, a wazon, który dotąd trzymała, wyślizgnął się z dłoni, rozbijając się z trzaskiem na podłodze. Wstrząśnięta, wpatrywała się w obcą kobietę, która wdarła się do jej zacisza, jej miejsca schronienia.
- Kim jesteś?! - zapytała, przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. Kobieta w salonie wyglądała na nie mniej zaskoczoną, co tylko dodawało surrealizmu całej sytuacji. Chciała sięgnąć po swój nieodłączny atrybut, cenny przedmiot, który zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Oczami gorączkowo przeszukiwała pomieszczenie, jednak ku jej przerażeniu, dostrzegła różdżkę na blacie stolika, kilka kroków od niej. I ona śmiała zwać się absolwentką Durmstrangu? - Nie ma tutaj nic drogocennego, co można ukraść. - Przeklęła w myślach swoją nieuwagę, której teraz przyjdzie jej żałować. Czując, jak niepewność przejmuje kontrolę nad jej ciałem, wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Przecież nie mogła pozwolić, by panika wzięła nad nią górę. Musiała zachować zimną krew, znaleźć sposób, by opanować sytuację. Podeszła krok bliżej, drugi i trzeci, by cokolwiek pochwycić w dłonie. - Odpowiadaj!
Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, imigrantka
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Zdecydowanie nie planowała pojawiania się w obcym miejscu. Zawsze zdawała sobie sprawę, że pojawianie się w cudzym domu bez wcześniejszego uprzedzenia, czy to za pomocą teleportacji, czy kominka, jest równie nieuprzejme jak wywalenie drzwi kopniakiem, więc nie miała co liczyć na miłą reakcję. Zwłaszcza, że nie znała tego pomieszczenia, a więc najprawdopodobniej trafiła do kogoś obcego. Tym gorzej, bo komuś znajomemu łatwiej byłoby się wytłumaczyć i zostać zrozumianym. Magiczne sposoby przemieszczania ułatwiały życie, ale nie były niezawodne i zdarzały się sporadyczne przypadki, że trafiało się gdzieś indziej, niż się planowało. Zwłaszcza przy korzystaniu z kominków. Sieć Fiuu była wygodna, ale czasem dochodziło do sytuacji, że wypadło się ze złego kominka. Więcej o tym słyszała niż przeżywała na własnej skórze, ale sam fakt. Znajdowała się w niezręcznej sytuacji i musiała szybko pomyśleć, jak się z tego wyplątać. Tym bardziej że czasy były jakie były, a czarodzieje byli podzieleni jak nigdy, a więc zapewne każdy był podejrzliwy wobec nieznajomych. Zwłaszcza takich, którzy nagle pojawiali się w czyimś domu, a więc najbardziej swojskiej i bezpiecznej przestrzeni osobistej.
Chwilę po tym jak podniosła się z podłogi i odrzuciła z twarzy gęste, ciemne kędziory, do pomieszczenia wpadła młoda dziewczyna o jasnych włosach. Na pierwszy rzut oka była w podobnym wieku do Yany i równie jak ona wysoka. I Yana wcale nie dziwiła się jej reakcji, widocznemu w ruchach i gestach przestrachowi. Sama pewnie zareagowałaby podobnie. Tym bardziej, że jej też jakiś czas temu przydarzyła się sytuacja z osobą po czkawce teleportacyjnej pojawiającej się w jej domu.
- Nie zamierzam niczego ukraść! – zapewniła szybko; jej głos był odrobinę zdyszany. – Wypadłam ze złego kominka, pojawiłam się tutaj zupełnym przypadkiem!
Wyprostowała się, leciutko unosząc przed sobą otwarte dłonie, by pokazać swoje pokojowe zamiary. Była porządną, normalną obywatelką. Żadną złodziejką ani innym mętem społecznym. Miała czyste sumienie, tylko po prostu pecha podczas przemieszczania się. Była jednak gotowa sięgnąć po różdżkę, gdyby dziewczyna zaatakowała ją pierwsza, ale widziała jej popłoch, a była na tyle spostrzegawcza, że dostrzegła różdżkę leżącą na blacie stolika, być może należała właśnie do dziewczyny, która czuła się w domowej przestrzeni na tyle pewnie, że nie nosiła jej stale przy sobie. I gdyby zamiast Yany wypadł z kominka ktoś znacznie gorszy, to mogłoby ją drogo kosztować. Żyli w trudnych czasach, więc ludzi o złych zamiarach nie brakowało. Ale szczęśliwie dla nieznajomej, Yana nie zamierzała jej ani krzywdzić, ani okradać. Sama też nie mogła się czuć całkowicie bezpiecznie, bo takie sytuacje były stresujące nie tylko dla tych, w których domu się ktoś pojawiał, ale i dla pojawiającej się osoby, jeśli pojawiła się wbrew swojej woli i bez złych zamiarów, a tak było w przypadku Yany. Gdyby pojawiła się w domu kogoś niebezpiecznego, mogłoby się to dla niej kiepsko skończyć.
- Naprawdę nie miałam zamiaru pojawiać się w twoim domu. Nawet nie wiem, gdzie jestem, chciałam przenieść się z Pokątnej do swojego domu, a kominek wypluł mnie tutaj – odezwała się już ciszej, nadal bacznie obserwując dziewczynę bystrymi, ciemnymi oczami. Wydawało jej się, że nigdy wcześniej jej nie widziała, a więc nie była w stanie określić tym bardziej, kim dziewczyna była, jej pochodzenia ani czy znajdowały się po tej samej stronie barykady.
Chwilę po tym jak podniosła się z podłogi i odrzuciła z twarzy gęste, ciemne kędziory, do pomieszczenia wpadła młoda dziewczyna o jasnych włosach. Na pierwszy rzut oka była w podobnym wieku do Yany i równie jak ona wysoka. I Yana wcale nie dziwiła się jej reakcji, widocznemu w ruchach i gestach przestrachowi. Sama pewnie zareagowałaby podobnie. Tym bardziej, że jej też jakiś czas temu przydarzyła się sytuacja z osobą po czkawce teleportacyjnej pojawiającej się w jej domu.
- Nie zamierzam niczego ukraść! – zapewniła szybko; jej głos był odrobinę zdyszany. – Wypadłam ze złego kominka, pojawiłam się tutaj zupełnym przypadkiem!
Wyprostowała się, leciutko unosząc przed sobą otwarte dłonie, by pokazać swoje pokojowe zamiary. Była porządną, normalną obywatelką. Żadną złodziejką ani innym mętem społecznym. Miała czyste sumienie, tylko po prostu pecha podczas przemieszczania się. Była jednak gotowa sięgnąć po różdżkę, gdyby dziewczyna zaatakowała ją pierwsza, ale widziała jej popłoch, a była na tyle spostrzegawcza, że dostrzegła różdżkę leżącą na blacie stolika, być może należała właśnie do dziewczyny, która czuła się w domowej przestrzeni na tyle pewnie, że nie nosiła jej stale przy sobie. I gdyby zamiast Yany wypadł z kominka ktoś znacznie gorszy, to mogłoby ją drogo kosztować. Żyli w trudnych czasach, więc ludzi o złych zamiarach nie brakowało. Ale szczęśliwie dla nieznajomej, Yana nie zamierzała jej ani krzywdzić, ani okradać. Sama też nie mogła się czuć całkowicie bezpiecznie, bo takie sytuacje były stresujące nie tylko dla tych, w których domu się ktoś pojawiał, ale i dla pojawiającej się osoby, jeśli pojawiła się wbrew swojej woli i bez złych zamiarów, a tak było w przypadku Yany. Gdyby pojawiła się w domu kogoś niebezpiecznego, mogłoby się to dla niej kiepsko skończyć.
- Naprawdę nie miałam zamiaru pojawiać się w twoim domu. Nawet nie wiem, gdzie jestem, chciałam przenieść się z Pokątnej do swojego domu, a kominek wypluł mnie tutaj – odezwała się już ciszej, nadal bacznie obserwując dziewczynę bystrymi, ciemnymi oczami. Wydawało jej się, że nigdy wcześniej jej nie widziała, a więc nie była w stanie określić tym bardziej, kim dziewczyna była, jej pochodzenia ani czy znajdowały się po tej samej stronie barykady.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Salonik
Szybka odpowiedź