Maisie Hope Moore
Nazwisko matki: Howell
Miejsce zamieszkania: Menażeria Woolmanów, Plymouth
Czystość krwi: mugolska
Status majątkowy: ubogi
Zawód: początkująca krawcowa, pasjonatka stworzeń wszelakich
Wzrost: 164 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: jasny brąz
Kolor oczu: bliżej nieokreślony kolor stanowiący połączenie zieleni, niebieskiego i szarości
Znaki szczególne: długie włosy często zaplecione w warkocz, delikatne piegi na nosie i policzkach, bardzo szczupła sylwetka
10 cali, lilak i sierść przyczajacza
Hufflepuff (nie ukończyła pełnej nauki)
Czasem zmienia się w martwe ciała bliskich, a czasem w sylwetkę niebezpiecznego czarodzieja z wyciągniętą w jej stronę różdżką
Letnie owoce, polne kwiaty, zapach lasu, morza, świeżych tkanin, czekolady
Ona żyjąca w bezpiecznym świecie, w którym mugolacy nie są prześladowani, otoczona swoją rodziną znowu w komplecie
Stworzenia magiczne i niemagiczne, krawiectwo, transmutacja, rysunek, latanie
Aktualnie żadnej
Trochę latanie, czasem wspinaczka po drzewach w ślad za jakimś ciekawym okazem fauny, a tak to szycie
Zależy od nastroju
Olga Kulibaba
Przyszła na świat pewnego lipcowego poranka w Kornwalii. Jej rodzice, John oraz Marybeth Moore, posiadali niewielkie gospodarstwo w małej nadmorskiej wiosce, w którym na własny użytek hodowali zwierzęta oraz warzywa i owoce. Byli prostymi, zwyczajnymi ludźmi wsi, a w dodatku – oboje byli mugolami. Choć była między nimi spora różnica wieku, wynosząca około dwunastu lat, łączyło ich szczere uczucie. Wraz z nimi zamieszkiwała jeszcze babcia Maisie i jej niewiele starszego braciszka, która skrywała pewien sekret – jaki, tego dziewczynka miała dowiedzieć się dopiero za kilka lat.
Żyli jednak dość skromnie i w domu nigdy się nie przelewało, z tego powodu Maisie zawsze była chudym, patykowatym i drobnym dzieckiem ubranym w znoszone sukienczyny i mogła tylko pomarzyć o zabawkach innych niż te, które z drewna strugał dla niej ojciec lub ze szmatek zszywała babcia. Narodziny Maisie przypadły na burzliwe czasy mugolskiej wojny, była jednak zbyt mała, żeby to pamiętać. Pomimo biedy Moore’owie byli jednak kochającą się i zżytą rodziną, niestety wkrótce później los nie był dla nich zbyt łaskawy. Kiedy Maisie miała około czterech lat, jej starszy brat pewnego dnia zaginął podczas zabawy w pobliskim lesie, i choć rodzice, babcia oraz okoliczni wieśniacy poszukiwali go długimi godzinami, nie udało im się znaleźć żadnego śladu po nim poza jego ulubioną wystruganą z drewna figurką leżącą na ściółce. Maisie nie pamiętała dobrze tego incydentu, bo była na to zbyt mała, ale to wtedy mama stała się bardzo nieobecna, spędzała całe dnie mamrocząc do siebie i patrząc w przestrzeń, a mniej więcej półtora roku po zaginięciu syna zachorowała i zmarła.
Maisie wciąż niewiele rozumiała, ale bardzo przeżyła utratę matki. To właśnie wtedy po raz pierwszy ukazały się jej magiczne zdolności. Tuż po pogrzebie rodzicielki stęskniona za jej bliskością i zapachem chciała wejść do jej pokoju, który okazał się zamknięty, ale nagle, w niewyjaśniony sposób, znalazła się w środku i nijak nie potrafiła wytłumaczyć znajdującego ją parę godzin później ojcu, jak udało jej się tam dostać. Może zostałoby to zbagatelizowane, ale kilka dni później miał miejsce kolejny incydent, kiedy Maisie, uciekając przed goniącą ją wielką gęsią, na oczach ojca zaczęła lewitować, bezpiecznie unosząc się poza zasięg dzioba zawziętego ptaszyska.
Osobą, która jako pierwsza zrozumiała magiczność Maisie, była jej babcia, jak się okazywało, charłaczka, która wybrała życie wśród mugoli, ale posiadała pewne pojęcie o istnieniu świata magii, którego częścią nie dane jej było być. Magia przeskoczyła jednak pokolenia i przebudziła się w jej wnuczce, która jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co czeka ją w przyszłości. Póki co była przede wszystkim dzieckiem, mieszkającym z ojcem, który podłamał się po śmierci żony oraz wcześniejszym zaginięciu syna i skupił się na pracy w gospodarstwie, oraz z babką, która odtąd wzięła na siebie główny ciężar wychowywania dziewczynki.
Życie Maisie, mimo miłości i troski ze strony najbliższych, którzy starali się wynagrodzić jej brak mamy, nie było jednak pasmem nieustannej sielanki i zabawy. Na miarę swojego wieku i możliwości musiała pomagać w gospodarstwie, karmiąc zwierzęta, zbierając jajka z kurzych i kaczych gniazd czy pomagając babci w oporządzaniu ich jedynej mlecznej krowy. Jednak dziewczynka od małego kochała wszelakie zwierzęta i miała do nich rękę, a jej ulubionym towarzyszem był leniwy, bury kocur. Kiedy nie musiała w niczym pomagać, bawiła się z kotem, wspinała się po drzewach, uczyła się jeździć na poczciwej szkapie wraz z dziećmi mieszkających w pobliżu mugoli, pływała razem z nimi w morzu i zbierała muszelki na plaży, a latem podjadała owoce wprost z krzaków. Nie ominęła jej też nauka w mugolskiej wiejskiej szkole, za którą nie przepadała szczególnie, ale znalazła tam kilku kolejnych towarzyszy zabaw, choć niektóre dzieciaki postrzegały ją jako dziwaczkę z powodu rozmaitych drobnych incydentów, które czasem się wokół niej działy.
Pomimo nieszczęść, które naznaczyły jej dzieciństwo, Maisie w gruncie rzeczy była szczęśliwym i pogodnym dzieckiem potrafiącym cieszyć się nawet z małych rzeczy. Aż do jedenastego roku życia kornwalijska wieś była całym jej światem, który opuszczała tylko przy okazji wizyt u krewnych mieszkających w innych miejscach.
Zmieniło się to dopiero w dzień jej jedenastych urodzin, kiedy to do ich skromnej chaty przybył dziwny pan w długim płaszczu przypominającym suknię. Choć babcia już wcześniej uświadomiła ją, że jest czarownicą, a także że w innych gałęziach rodziny Moore czarodziejów jest więcej, a nawet że byli nimi niektórzy jej kuzynowie, to ten dzień stanowił formalne potwierdzenie. Była magiczna, została przyjęta do Hogwartu, w którym miała pojawić się pierwszego września. Choć jej ojciec był prostym mugolem, zaakceptował jej naturę, choć był pełen obaw przed nadchodzącym rozstaniem na długie miesiące.
W sierpniu czekała ją wyprawa na Pokątną, dokąd zabrał ją i jej babcię wysłannik z Hogwartu. Była to pierwsza w krótkim życiu Maisie wizyta w Londynie, który zapierał dech w piersiach i wydawał się jakiś milion razy większy niż mała wioska, nieopodal której mieszkali. Także na Pokątnej nieustannie rozglądała się dookoła, momentami żałując, że nie ma ośmiu oczu dookoła głowy jak pająk, żeby lepiej chłonąć niesamowite widoki. Niestety z racji tego, że była tylko ubogą mugolaczką bez skrytki w Gringottcie, zarówno jej szaty, jak i podręczniki pochodziły z drugiej ręki, i jedynym nowiutkim przedmiotem w jej posiadaniu była różdżka. Próbowanie kolejnych różdżek było niezwykle ekscytujące, ale pan Ollivander co chwila zabierał je z jej trzęsących się z przejęcia rąk, aż w końcu chyba znalazła tę właściwą, wykonaną z lilaka i z rdzeniem z sierści przyczajacza, choć Maisie nie wiedziała jeszcze wtedy, czym ów przyczajacz jest. Pozwolono jej także wybrać sobie jedno zwierzę, które będzie mogła zabrać do Hogwartu i zdecydowała się na sowę, choć kiedy weszła do Magicznej Menażerii, to gdyby tylko mogła, to najchętniej wykupiłaby wszystkie zwierzęta, bo na widok tylu niesamowitych okazów fauny aż zaświeciły jej się oczy i była podniecona chyba nawet bardziej niż podczas kupowania różdżki.
Reszta wakacji upłynęła jej pod znakiem pełnego ekscytacji oczekiwania na wrzesień. I choć babcia schowała przed nią różdżkę, to wciąż mogła zapoznawać się ze swoją sową i przeglądać podręczniki, których treść póki co wydawała jej się jeszcze niezbyt zrozumiała, skoro świat magii był dla niej czymś nowym. W głębi duszy bała się, że będzie mocno odstawać od magicznych rówieśników, dlatego wieczorami ślęczała przy świecy nad książkami, starając się być choć odrobinkę mniej ignorantką nim nadejdzie pierwszy września.
I w końcu ten dzień nadszedł. 1 września 1951 roku Maisie znalazła się w Ekspresie Hogwart, i to właśnie tam po raz pierwszy zderzyła się z uprzedzeniami, kiedy szukając sobie miejsca nieopatrznie wybrała przedział pełen jej rówieśników, pochodzących najpewniej z na wskroś magicznych rodzin. Bardzo szybko domyślili się, że była mugolaczką – i to od nich po raz pierwszy usłyszała określenie szlama, które miało jej towarzyszyć już do końca edukacji, choć tego dnia nie wiedziała jeszcze, czym jest ta cała szlama, ale po samym sposobie wypowiedzenia tego określenia domyślała się, że nie jest to nic miłego.
Na szczęście później znalazła bardziej przyjazny przydział i spędziła resztę podróży w znacznie milszym towarzystwie, by wieczorem wziąć udział w podróży przez jezioro, skąd pierwszy raz zobaczyła Hogwart w całej okazałości i zrobiło to na niej równie wielkie wrażenie jak pierwsza podróż do Londynu, a może nawet i większe. Dla niej, prostej dziewczynki z małej wioski, ta budowla była największą konstrukcją jaką widziała w życiu i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zamczysko z szeroko rozdziawioną buzią. Zastanawiała się jednak, jak miała wyglądać Ceremonia Przydziału, o której szeptali inni uczniowie; niemili czarodzieje z początków podróży straszyli ją wcześniej, że będzie musiała pokonać górskiego trolla i trochę się bała, że co, jeśli rzeczywiście będzie musiała to zrobić? Nawet nie umiała jeszcze rzucić żadnego zaklęcia! Co jeśli odeślą ją do domu, bo uznają, że jednak jej miejsce jest wśród mugoli?
Lecz okazało się, że wystarczy po prostu przymierzyć jakąś starą czapkę! Kolejni uczniowie zakładali ją na głowy, aż w końcu przyszła kolej i na nią. „Moore, Maisie!”, krzyknęła jakaś poważnie wyglądająca czarownica w długiej szacie, a Maisie na drżących nogach ruszyła ku stołkowi. Jasnobrązowy warkocz podskakiwał na jej chudych plecach odzianych w czarną szatę, ale udało jej się nie potknąć. Po chwili czerń czapki opadła na jej głowę aż po same oczy, a w myślach usłyszała przenikliwy głosik zastanawiający się, gdzie ją umieścić, aż w końcu werdykt Tiary obwieścił… „Hufflepuff!”, a Maisie na trzęsących się nogach ruszyła w stronę tego stołu, przy którym uczniowie zaczęli głośno klaskać.
I tak zaczęła się jej przygoda z Hogwartem.
Uczniowie Hufflepuffu przyjęli ją życzliwie, nie dając jej odczuć że jest kimś gorszym dlatego, że pochodzi z mugolskiej rodziny. Kilka nowych koleżanek i kolegów chętnie wprowadziło ją w magiczne realia, odpowiadając na pytania, których miała mnóstwo. Jednak mimo ich życzliwości i tak czuła, że odstaje, że jej ubrania i szaty, a także używane podręczniki wyraźnie mówiły o tym, że nie tylko była szlamą, ale na dodatek pochodziła z ubogiej rodziny ze wsi, co zaczęło rodzić w jej głowie pierwsze w życiu kompleksy i czasem zastanawiała się, czy aby na pewno pasowała do tego świata, który był wspaniały, ale… obcy. A może to ona była obca?
Starała się jednak przykładać do lekcji, gdzie okazało się, że ci dumni czarodzieje z dziada pradziada wcale nie byli od niej znacznie lepsi. Maisie może nie została prymuską, ale nie była też najgorsza, może poza eliksirami, w których radziła sobie wyjątkowo kiepsko. Od początku polubiła jednak transmutację, która wydała jej się naprawdę niesamowita. Jej sympatię skradły także lekcje latania – okazało się, że spodobało jej się uczucie latania na miotle, i ku swojemu zaskoczeniu, mimo mugolskiego pochodzenia radziła sobie z tym całkiem nieźle i zaczęła skrycie marzyć o własnej miotle, choć była pewna, że jej ojca i babci nie będzie stać nawet na najbardziej podstawowy model. Podobał jej się też sam Hogwart, choć przez pierwsze tygodnie często się gubiła w zawiłościach zamkowych korytarzy, zawsze jednak odkrywała coś nowego i fascynującego podczas tych wędrówek.
Szybko nauczyła się też, uczniów którego domu musiała unikać. Na szczęście z pomocą przychodził jej niepozorny wygląd. Maisie była przeciętnego wzrostu i miała pospolity kolor włosów, w dodatku była drobna i potrafiła poruszać się w taki sposób, żeby nie rzucać się w oczy. Przez pierwsze lata swojej nauki dopracowała ginięcie w tłumie do perfekcji, bo był to najlepszy sposób na uniknięcie zaczepek ze strony Ślizgonów.
Na trzecim roku doszły nowe przedmioty i była wprost zachwycona opieką nad magicznymi stworzeniami, która momentalnie stała się jej ulubionym przedmiotem obok transmutacji. Maisie już od dziecka uwielbiała zwierzęta i dobrze sobie z nimi radziła, więc na lekcjach chłonęła nową wiedzę z wielkim zainteresowaniem, ucząc się, jak obchodzić się z magicznymi stworzeniami. Między lekcjami często szkicowała je na luźnych pergaminach, i nad wezgłowiem jej łóżka można było znaleźć coraz więcej rysunków magicznych zwierząt, z biegiem czasu coraz bardziej dopracowanych. Trzeci rok był też momentem kiedy dołączyła do drużyny Hufflepuffu w roli ścigającej, bo w drużynie akurat zwolniło się miejsce, a przecież uwielbiała latać, niestety nadal musiała korzystać z jednej ze szkolnych mioteł, ponieważ jej rodziny nie było stać na to, by mogła mieć własną, ale sprytem i zwinnością nadrabiała niedoskonałości nie pierwszej nowości sprzętu i jakoś sobie radziła.
Po każdym roku szkolnym wracała na letnie wakacje do domu. Niestety jej ojciec coraz bardziej podupadał na zdrowiu, babcia mówiła, że miał chore serce; jako mugol nie był tak wytrzymały i długowieczny jak czarodzieje, w dodatku nigdy nie pogodził się w pełni ze zniknięciem syna i śmiercią żony. Także babcia nie miała tyle sił co kiedyś. Maisie była coraz starsza i coraz więcej mogła pomagać w gospodarstwie, choć jako nieletnia, nie mogła używać do tego magii i pozostawały jej własne dłonie, i kiedy jej szkolni koledzy odpoczywali, ona musiała pracować przy zwierzętach i w warzywniaku, żeby wraz z tatą i babcią mieć co jeść. Ponadto babka zaczęła uczyć ją szyć. Choć była charłaczką, miała prawdziwy talent do szycia, a Maisie także chciała się tego nauczyć, choćby po to, by umieć samodzielnie nadawać wyświechtanym sukienczynom odrobiny świeżości. Dzięki nabytym umiejętnościom coraz zręczniej radziła sobie z przeszywaniem i cerowaniem gotowych ubrań, a z czasem nauczyła się także szyć nowe, dzięki czemu nie wyglądała już tak biednie i licho jak wcześniej. Kiedy wróciła do szkoły na piąty rok, miała już w kufrze kilka samodzielnie uszytych sukienek, spódnic i bluzek, co pozwoliło jej zyskać odrobinę pewności siebie i nie musiała już wstydzić się tak mocno jak kiedyś, kiedy wiecznie nosiła wyświechtane, znoszone rzeczy i była obiektem drwin nie tylko jako szlama, ale jeszcze wieśniaczka i biedota, bo te określenia także regularnie jej towarzyszyły. Choć była z natury skromna, wciąż pozostawała dorastającą dziewczyną, która chciała ładnie wyglądać i nie odstawać tak mocno od koleżanek.
Niestety im była starsza, tym bardziej zauważalnie pogarszała się też sytuacja w świecie magii. Hogwart już wcześniej stał się mniej przyjazny dla potomków mugoli, odkąd nastały czasy Grindelwalda i Maisie musiała dokładać wszelkich starań, żeby się nie wychylać i nie podpadać, ale później wcale nie było lepiej. Rok 1956 przyniósł niebezpieczne anomalie, które wywróciły rzeczywistość Maisie do góry nogami. To właśnie w tym feralnym roku otrzymała z domu list zawiadamiający o śmierci ojca, którego serce w końcu nie wytrzymało, i w wieku zaledwie szesnastu lat została sierotą.
W obliczu tego wszystkiego, co się działo, nikogo nie obchodziły jej plany i marzenia. Nie miało znaczenia to, że pragnęła w przyszłości pracować przy magicznych stworzeniach, może w jakimś rezerwacie. Chciała opiekować się magicznymi stworzeniami, ale na drodze do jej marzeń i planów stanęły niespokojne czasy, w jakich przyszło jej dorastać. Tych przy władzy nie obchodziły jej talenty, predyspozycje i ambicje, liczyło się tylko to, że jej krew była mugolska, brudna, szlamowata, a ją i jej podobnych uważano za niegodnych studiowania magii czy używania jej, a nawet bycia częścią magicznego społeczeństwa. Choć nadal miała znajomych i przyjaciół wśród Puchonów, Gryfonów i niektórych Krukonów, wśród uczniów którzy nie uważali że to krew determinuje wartość osoby, to nawet ona pojmowała, że u władzy byli raczej ci, dla których krew ma znaczenie, i że szkolne zaczepki i wyzwiska miały być jej najmniejszym zmartwieniem.
Jej młodość i lata nauki przypadły chyba na najgorsze możliwe czasy. Nie udało jej się nawet skończyć Hogwartu, przerwała edukację już po sumach, ponieważ z racji mugolskiej krwi niebezpieczeństwo było zbyt wielkie. Niedługo później nastąpiła Bezksiężycowa Noc, która utwierdziła ją w przekonaniu, że postąpiła słusznie, nie powracając do szkoły. Choć spędziła w Hogwarcie wiele pięknych chwil i niezmiernie żałowała, że nie mogła odbyć pełnej nauki, zdawała sobie sprawę, że gdyby wróciła, jej życie byłoby zagrożone i że jeśli chciała przetrwać, musiała przekreślić swoje marzenia i plany, których zresztą, jako szlamie, i tak nie pozwolono by jej zrealizować. Poza tym musiała opiekować się coraz starszą i podupadającą na zdrowiu babcią, która została zupełnie sama w gospodarstwie.
Pozostała w Kornwalii, na ziemiach strzeżonych przez sojusz prawych, tolerancyjnych rodów i tam doczekała swoich siedemnastych urodzin, po których mogła wreszcie używać magii. Rzecz jasna nie zarejestrowała różdżki; po Bezksiężycowej Nocy nigdy więcej nie odwiedziła Londynu. Wciąż mieszkała z babcią i żeby się utrzymać, razem trudniły się szyciem a także przygotowywaniem prostych wyrobów spożywczych takich jak sery, dżemy czy ciasta. Gdy była pełnoletnia, mogła rozpocząć naukę magicznego szycia i oprócz zwykłych, niemagicznych ubrań tworzyć także szaty posiadające dodatkowe właściwości. Przez to, że nie ukończyła Hogwartu, a jedynie pięć klas i miała zdane tylko sumy, wielu rzeczy musiała uczyć się samodzielnie lub z pomocą przyjaciół. Nie porzuciła sympatii do transmutacji, która nieraz pomagała jej w szyciu oraz w innych czynnościach dnia codziennego. Skrycie marzyła o zostaniu w przyszłości animagiem, ale zdawała sobie sprawę, że długa droga i wiele nauki przed nią. Nadal w miarę możliwości starała się też zgłębiać wiedzę o magicznych i nie tylko zwierzętach. Ze względu na niebezpieczeństwa otaczającego świata musiała też podszlifować podstawy obrony przed czarną magią, choć miała nadzieję, że nigdy nie znajdzie się w sytuacji, kiedy od realnego zagrożenia będzie oddzielać ją tylko własna różdżka. Do przemieszczania po okolicy najczęściej używała miotły, podstawowego modelu nabytego za starannie odkładane pieniądze zarobione na szyciu. Latanie relaksowało ją i w powietrzu czuła się dobrze, zupełnie jakby wszystkie troski pozostały na ziemi. Wolała zawsze mieć ją gdzieś blisko, żeby móc w każdej chwili uciec, sypiała też z różdżką pod poduszką.
Rok 1958 także spędziła na Półwyspie Kornwalijskim, unikając reszty kraju, w której dominowały nastroje antymugolskie. Mimo okoliczności próbowała prowadzić możliwie jak najbardziej normalne życie, chwytając się każdej dobrej chwili. Choć tęskniła za rodzicami, w głębi duszy cieszyła się, że nie doczekali tych okropnych czasów, że nie musieli żyć w lęku, jaki każdego dnia był jej udziałem, a jako mugole, byliby jeszcze bardziej zagrożeni i bezbronni. Musiała dorosnąć znacznie szybciej niż większość rówieśników i choć miała tylko osiemnaście lat, czasem czuła się, jakby miała o wiele więcej. Okres zawieszenia broni przyniósł namiastkę normalności i spokoju, i żałowała, że to nie mogło trwać wiecznie, niestety koniec Festiwalu Lata przyniósł kolejną tragedię. Noc Tysiąca Gwiazd spowodowała mnóstwo zniszczeń w kraju i nie ominęła także rodzinnej wioski Maisie. Jej babcia niestety nie przeżyła, podobnie jak większość zwierząt w obejściu, zaś pozostałe rozbiegły się po okolicy. Maisie uratowała co zdołała z ruin rodzinnego domu i wyruszyła do Plymouth, gdzie wynajęła pokoik w Menażerii Woolmanów i musiała podjąć próbę poukładania na nowo swojego rozsypanego na kawałki życia. Musisz być silna, Maisie Hope, powtarzała jej zawsze babka i Maisie starała się wziąć sobie te słowa do serca. Kiedy była dzieckiem dopiero poznającym magiczny świat wydawało jej się, że magia potrafi rozwiązać każdy problem, ale teraz, u progu dorosłości, zdawała sobie sprawę, że to tak nie działa, że nawet magia nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Ale musiała być silna i przetrwać to, co zrzucał na jej barki nieubłagany los.
Wciąż nie powiedziała ostatniego słowa.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | 0 |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 11 | +8 (różdżka, muszla) |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 11 | 0 |
Zwinność: | 15 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
ONMS | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | I | 2 |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Sztuka (rysunek) | I | 0.5 |
Sztuka (wiedza) | I | 0.5 |
Krawiectwo | II | 7 |
Haft | I | 0.5 |
Gotowanie | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Quidditch | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec współczesny | I | 0.5 |
Jeździectwo | I | 0.5 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 20 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Maisie Moore dnia 22.03.24 14:16, w całości zmieniany 4 razy
Life seems so very frightening"
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: William Moore
[24.03.24] Zdobycie Osiągnięcia: Dusza Towarzystwa; + 100 PD
[06.04.24] Wykonywanie zawodu I (sierpień-listopad); +15 PD
[21.06.24] Zdobycie Osiągnięcia: Złoty Myśliciel I; + 30 PD
[05.08.24] Zdobycie Osiągnięć: Złoty Myśliciel II, Dojrzały Mors; + 60 PD
[20.11.24] Wsiąkiewka sierpień-listopad (12 wątków): +120 PD, + 2 PB