Wydarzenia


Ekipa forum
Maeve Clearwater
AutorWiadomość
Maeve Clearwater [odnośnik]16.05.24 12:28
I am half agony, half hope

DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w Londynie, w Anglii

Moi rodzice...
pozostali wierni tradycyjnemu podziałowi ról. Matka, artystka z domu Pomfrey, zajmowała się mną i moim rodzeństwem – dwoma starszymi braćmi – na pełen etat. Z kolei ojciec ściśle współpracował z Ministerstwem Magii, a dokładniej Departamentem Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, które oferowało nie tylko stabilną pracę, ale i spełnienie naukowych ambicji. Obecnie oboje przebywają w Rumunii, z dala od wojennej zawieruchy, gdzie wysłałam ich zaraz po Bezksiężycowej Nocy. Niedawno matka zapadła na tajemniczą chorobę, której objawy przypominają chorobę układu nerwowego zwaną mandragorą, a wobec której uzdrowiciele pozostają bezsilni.

Lubiłam się bawić...
sama, korzystając z otrzymanych od rodzicielki artykułów plastycznych czy ofiarowywanych przez ojca książek; czerpałam przyjemność z przesiadywania w przydomowym ogrodzie i przenoszenia na papier ujrzanych w nim cudów. Czasem jednak spędzałam czas z braćmi, o ile akurat mieli nastrój na znoszenie towarzystwa młodszej siostry i nie próbowali mi dokuczać; łatwiej było znaleźć wspólny język później, gdy różnica wieku przestała jawić się jako przepaść.

Wychowałam się wśród...
czarodziei, choć niektórzy z naszych sąsiadów byli niemagami – wszak w tamtych czasach Londyn zamieszkiwali głównie mugole – musieliśmy więc przestrzegać niezliczonych środków bezpieczeństwa, by nie złamać Kodeksu Tajności. Więcej wolności mogliśmy zasmakować podczas wizyt u dalszej rodziny od strony matki, na szkockich bezludziach, gdzie miotlarskie popisy moich braci nie miały komu rzucić się w oczy.

Uchodziłam za...
pojętne dziecko o wybujałej wyobraźni, do tego względnie spokojne, wycofane, z pewnością cichsze od Caleba i Kaia, które niezbyt dobrze odnajdywało się w większych grupach. Czasem jednak, gdy moja cierpliwość zostawała wystawiona na próbę – jak wtedy, gdy objawiły się moje moce – potrafiłam wybuchnąć. Zwykle uchodziło mi to jednak na sucho, taka to zaleta bycia jedyną, do tego długo wyczekiwaną córką.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1941 szczególnie pamiętam...
osławione Esy i Floresy oraz sklep z artykułami piśmienniczymi, Scribbulus. Co prawda oba te miejsca widziałam już wcześniej, gdy do swej pierwszej podróży przygotowywali się starsi Clearwaterowie, ale dopiero kiedy nadeszła moja kolej, mogłam tam spędzić tyle czasu, ile tylko chciałam. Rodzice, traktujący mnie niczym oczko w głowie, pozwolili mi na zakup kilku dodatkowych książek i pięknego morskiego tuszu, który miał stać się ozdobą moich notatek.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
byłam podekscytowana, ale przede wszystkim przerażona otaczającymi mnie zewsząd nowymi twarzami. Nie miałam w sobie śmiałości, która pozwoliłaby mi nawiązać znajomość z innymi pierwszorocznymi, zamiast tego wybrałam bezpieczeństwo towarzystwa najstarszego brata, Caleba. Nawet jeśli zirytowało go moje zachowanie, nie dał tego po sobie poznać; podejrzewam jednak, że czuł się za mnie odpowiedzialny i jego gryfońskie serce nie dopuszczało do siebie możliwości, by przegonić mnie z przedziału.

Kiedy byłem mała, marzyłam o...
osiąganiu naukowych szczytów, ładnym domu z ogródkiem oraz o tym, żeby metamorfomagia przestała objawiać się w najmniej odpowiednich momentach.

DORASTANIE

Uczęszczałam do Hogwartu, Ravenclawu w latach 1941-48

W szkole byłam uczniem
pilnym i obowiązkowym; nawet jeśli nie miałam drygu do jakiegoś przedmiotu, starałam się nadrobić wytężoną pracą. Znaczną część wolnego czasu spędzałam w szkolnej bibliotece, wykonując wszelkie zlecane eseje na czas. Zdarzało mi się jednak rozproszyć i odpłynąć myślami, wtedy zwykle zaczynałam szkicować na marginesach.

W szkole najbardziej interesowało mnie
uczęszczanie na zajęcia, nauka, zgłębianie wiedzy. Na późniejszych latach – uczestnictwo w klubie pojedynków oraz regularna praca nad wymykającą się spod kontroli metamorfomagią pod okiem nauczyciela Transmutacji. Ale też plotki. Zwykle trzymałam się z boku, próbując nie zwracać na siebie uwagi; wolałam obserwować niż brać w czymś udział. To zaś sprawiło, że większość wzlotów i upadków typowych dla okresu adolescencji poznawałam z opowieści innych. I byłam głodna nowinek.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
zaklęcia i uroki. Dość prędko polubiłam się z magią ofensywną, do dziś jest ona moją mocną stroną.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
sama nie wiem, jeśli naprawdę musiałabym już wybierać, padłoby pewnie na eliksiry.

W szkole trzymałam się z...
niewielkim gronem uczniów, z którymi albo uczęszczałam na te same zajęcia, albo łączyły nas barwy Roweny Ravenclaw. Nie byłam szczególnie śmiała, bardziej komfortowo czułam się w towarzystwie znanych mi osób, którym mogłam ufać.

W szkole byłam odbierana jako...
zamknięta w sobie, pewnie również oczytana i ambitna, do pewnego wieku również wścibska (na szczęście pod koniec nauki w Hogwarcie nabrałam już więcej taktu). Zależało mi na dobrych ocenach, przez długi czas wierzyłam, że po ukończeniu szkoły pójdę w ślady ojca, zaś kiedy już plan ten został wywrócony do góry nogami i uwaga skierowana w stronę Wiedźmiej Straży, pragnienie osiągnięcia jak najlepszych wyników tylko się wzmocniło; z uwagi na dający o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach dar metamorfomagii nie lubiłam znajdować się w centrum uwagi, bo zwykle kojarzyła mi się ona z czymś negatywnym; a nadmierne zainteresowanie życiem innych, cóż, to raczej po prostu skutek uboczny usilnego trzymania się z boku.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
otrzymał ode mnie szlaban, kiedy już zostałam mianowana prefektem; stosowanie się do zasad, reguł, było dla mnie niezwykle istotne. Albo kto uznał, że jestem wścibska, albo po prostu dziwna ze względu na moje niekontrolowane zmiany wyglądu.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
rozwijać się w kierunkach, które uznawałam za najistotniejsze dla dostatnia się na wymarzony kurs, to przede wszystkim; zależało mi na poszerzaniu swej wiedzy, pracy nad kontrolą siebie i swojego ciała, coraz lepszym przenoszeniu tego, co widzę, na papier. Nie stroniłam od pomocy innym, lecz zwykle oferowałam ją tym, których znałam bliżej; do innych podchodziłam podejrzliwie i nieufnie.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
to dochodzę do wniosku, że prędzej spaliłabym się ze wstydu.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
to nie przypominam sobie takiej sytuacji.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
to wzdycham cicho. Z perspektywy czasu nie wydaje się to niczym okropnym, lecz za czasów szkoły dość ściśle trzymałam się szkolnego regulaminu i – na ile mogłam, już jako prefekt – pilnowałam, by stosowali się do niego również inni.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
to nigdy bym sobie na to nie pozwoliła; w końcu nie bez powodu zostały zamknięte, a dostęp do trzymanych w nich książek ograniczony.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
i znów – nic z tego. Przechadzałam się jedynie po błoniach, zwykle z jakąś opasłą książką pod pachą albo kolejnym notatnikiem pełniącym również rolę szkicownika. Nigdy nie ciągnęło mnie do Zakazanego Lasu, zaś do Hogsmeade udawałam się tylko wtedy, gdy grono pedagogiczne oferowało nam taką możliwość.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
palące się do późna światło, niemalże pedantyczny porządek, przynajmniej w mojej części pokoju, sesje wspólnego plecenia sobie warkoczy oraz to, że zyskiwałam przy bliższym poznaniu, kiedy odkładałam obawy na bok i zaczynałam mówić.

DOJRZAŁOŚĆ

Zaraz po ukończeniu szkoły, czyli w 1948 roku, dostałam się na kurs na wiedźmiego strażnika; od tamtej pory ściśle związałam swe losy z Ministerstwem Magii i jego jednostką wywiadowczą, gdzie po latach wytężonych wysiłków zostałam pełnoprawnym strażnikiem. Po rozłamie Ministerstwa, które dokonało się wiosną 1957 roku, przez chwilę łapałam się różnych zajęć; po ustrukturyzowaniu się podziemia zostałam częścią wydziału Demimozów.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
innych członków podziemnego Ministerstwa Magii, mieszkańców Plymouth, ale też – najróżniejszych czarodziejów, którzy mogą posiadać istotne dla mnie informacje. Istnieje szansa, że mieliśmy ze sobą do czynienia, ale nawet o tym nie wiesz, bo przybrałam na ten czas zupełnie inną twarz.

Odpoczywam...
niezwykle rzadko, bo i czasy mamy takie, że ciągle jest coś do zrobienia, a i prywatne niepowodzenia pchają mnie w kierunku pracoholizmu. Kiedy jednak zdarzy mi się znaleźć chwilę dla siebie, albo zwyczajnie dopuszczę już do siebie myśl, że nie mogę pracować dalej, o ile nie chcę popełnić głupiego błędu powodowanego zmęczeniem, można mnie znaleźć w Plymouth, w okolicy Ministerstwa, albo na organizowanych – na przekór niedawnej tragedii – potańcówkach. Spaceruję, próbuję wrócić do szkicowania i zmusić się do rozmawiania z innymi czarodziejami.

Obracam się w towarzystwie...
związanym z podziemiem oraz Zakonem Feniksa. Z uwagi jednak na pełniony zawód, pojawiam się w najróżniejszych miejscach i miewam do czynienia z najróżniejszymi czarodziejami. Od szlachciców, przez przedstawicieli klasy średniej, na oprychach kończąc.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
od czerwca 1956 roku jestem związana z Zakonem Feniksa, a im dłużej trwa wojna, im więcej okropieństw widziałam i doświadczyłam, tym radykalniejsze stają się moje poglądy; większość osób, które znam i którym ufam, wie o moim powiązaniu z Zakonem.

Mieszkam...
we Wrzosowej Przystani, wraz z przyjaciółką i jej rodziną. Nie chcę nadużywać ich gościnności, jest to jedynie stan przejściowy. Bez ich pomocy zostałabym bez dachu nad głową, wszak deszcz komet odebrał mi niemalże wszystko, co dawało nadzieję na przyszłość – w tym odnawiany powoli dom w Devon.

Podziwiam...
tych, którzy pozostają wierni swoim ideałom i wciąż walczą. Kobiety, które podążyły swoimi ścieżkami, wbrew opinii społeczeństwa.

Budzę niechęć wśród...
tych, którzy brzydzą się szpiegostwem, Zakonem Feniksa albo uważają, że czarownica w moim wieku powinna być zamężna, z gromadką dzieci uczepioną spódnicy.

Sprawiam wrażenie...
chronicznie zmęczonej. Niepozornej, zachowawczej, względnie cichej, takiej, która ostrożnie dobiera słowa, lecz tak naprawdę wiele zależy od sytuacji. Nie boję się odezwać, wyrazić swojego zdania, czy brać na siebie ciężar dowodzenia, o ile uważam, że w danej sytuacji ma to sens. Nastoletnie lęki i obawy odeszły w niepamięć, wciąż jednak najlepiej czuję się w cieniu, skąd mogę dokonywać uważnej obserwacji otoczenia.

Prowadzę się...
dość obyczajnie, przynajmniej moim zdaniem. Dla innych moje postępowanie może być jednak nie do pomyślenia, wszak przez krótki czas pomieszkiwałam wraz z narzeczonym pod jednym dachem – o tym jednak wiedzą tylko nieliczni. Innych może razić fakt, że jestem starą panną. Nigdy nie byłam częścią żadnego publicznego skandalu.

Zwiedziłam...
większość angielskich hrabstw, choć nie wiem, czy "zwiedziłam" jest tu adekwatnym określeniem. Tam, gdzie bywałam i bywam, pojawiam się głównie z powodów zawodowych. W ostatnich miesiącach odbyłam również dwie podróże do Rumunii, gdzie obecnie przebywają moi rodzice, z uwagi na pogarszający się stan zdrowia matki.

POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.

Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
godna zaufania, profesjonalna, wymagająca, wnikliwa, obowiązkowa, wszak już niejednokrotnie dowiodłam swego oddania sprawie, ale też empatyczna, przygaszona. Ostatnie zdarzenia odcisnęły na mnie piętno, co nie zawsze udaje mi się ukryć.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
o ile obracają się w tych samych kręgach, zapewne wiedzą, że jestem oddana wydziałowi Demimozów oraz zaangażowania w działania rebelii, oraz że obie te sprawy traktuję niezwykle poważnie. Są jednak i tacy, którzy znają mnie pod innymi imionami, trudno mi powiedzieć, jakie historie mogą snuć na temat tych przykrywek.

W moim życiu pomawiano mnie o...
bycie konfliktową, zadzieranie nosa. Wynikało to jednak głównie z faktu, że od zawsze nie mogłam pogodzić się z pobłażliwością innych pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, którzy spoglądali na mnie z góry albo nie traktowali poważnie z uwagi na płeć.


DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Maeve Clearwater
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach