Wydarzenia


Ekipa forum
Gudrun Laerke Borgin
AutorWiadomość
Gudrun Laerke Borgin [odnośnik]09.06.24 18:14
I need something to be true
DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w Durham, w przedzień Yule.


Moi rodzice...
Ojciec - Vidar Borgin, doświadczony zaklinacz, patriarcha rodziny, sfrustrowany niespełniony pisarz i naukowiec, oraz matka - Calliope z domu Blythe, krawcowa, pianistka skazana na ciszę, sprzedany i roztrzaskany klejnot, mimo posłusznego podążania podług społecznych konwenansów ponieśli klęskę. Czysta krew nie uchroniła ani ich pierworodnego, Einara przed charłactwem, ani mnie, Gudrun przed plagą koszmarów.

Lubiłam się bawić...
Sama, w bezruchu, zawsze tymi samymi zabawkami, w tym samym miejscu. Dopiero wieczorami ośmielałam się na tyle, by dreptać za moimi zwidami i próbować je chwytać swoimi dziecięcymi, pulchnymi łapkami.

Wychowałam się w ciszy...
Nie pamiętam czasów, gdy chodziliśmy z rodzicami w gości, choć z wczesnego dzieciństwa pozostał we mnie lęk przed innymi dziećmi. Mój starszy brat zawsze znajdował sposób na wypaczenie i nasilenie moich omamów. Unikałam więc kuzynostwa jak ognia, za towarzystwo mając głównie (jak na jedynaczkę przystało) siebie, czujne spojrzenie rodziców, dziadków oraz korepetytorów. Wszyscy, bez wyjątków, byli czystokrwiści.

Uchodziłam za...
Dziecko posłuszne, choć tępe. Rzadko reagowałam na zawołania natychmiastowo, długo odpowiadałam na pytania, wahałam się nad najprostszymi zadaniami. Zlękniona i spięta łatwo się rozpraszałam nad wszystkim co nie było runicznymi traktatami lub norweskimi powieściami. Z nabytą łatą walczyłam jednak jeszcze przez lata.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1946 szczególnie pamiętam...
Stos zakurzonych, pozbawionych jakichkolwiek śladów użytkowania podręczników, które matka ściągnęła dla mnie ze strychu. Szorstką dłoń ojca, stanowiącą jedyny pewny punkt odniesienia w czystym chaosie ulicy. Chłód tamaryszkowego drewna i drżenie rdzenia ze strzępu całunu śmierciotuli. Mało co może się równać uczuciom towarzyszącym byciu wybranym przez różdżkę.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
Trzymałam się na uboczu, mocno ściskając różdżkę w jednej dłoni i ulubioną książkę w drugiej. Wszechobecna norweska mowa, przedłużająca się podróż, nowe twarze, obcy krajobraz… chciałam, żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Odliczałam godziny do zażycia eliksiru i marzyłam o powrocie do oswojonego oraz spamiętanego na wylot domu.

Kiedy byłam mała, marzyłam o...
Byciu główną bohaterką czytanych przeze mnie powieści. O podróżach do dalekich krain, rozwiązywaniu nierozwiązywalnych zagadek, ratowaniu księżniczek, zapuszczaniu się w najdziksze ostępy przyrody i najstarożytniejsze ruiny, o odkrywaniu i opisywaniu nieznanego. Były to marzenia nieśmiałe, snute na granicy jawy i snu, absurdalne, nawet wtedy.


DORASTANIE

Uczęszczałam do Durmstrangu od 1946 do 1953 roku.


W szkole byłam uczniem
Pilnym. Moje oceny może z początku tego nie reflektowały - potrzeba ciągłego upewniania się co do realności otoczenia, bariera językowa oraz brak obycia znacząco nadszarpywały moje siły - lecz od zawsze starałam się rozwiązywać wszystkie zadane prace od A do Z, robić skrupulatnie notatki oraz powtarzać materiał przed każdą lekcję i sprawdzianem. Nie wybijałam się z tłumu ani na lekcjach, ani na korytarzach, dopiero pod koniec edukacji znajdując sobie ścisłe grono znajomych.

W szkole najbardziej interesowała mnie
Wiedza. Moje interakcje z uczniami początkowo polegały jedynie na ich jednostronnym naśladowaniu (czy to ich wyrazów smutku i radości, czy to ich ruchów nad kominkiem w nadziei, że ten tym razem nie splunie mi w twarz) bądź śledzeniu gdy nie wiedziałam, w której sali mamy aktualnie lekcje. Poświęcałam się więc głównie spamiętywaniu lekcji oraz rozkładu pomieszczeń Durmstrangu, w nadziei, że któregoś dnia będę mogła po nim poruszać się z zamkniętymi oczyma, dokładniej jak w domu.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
Oczywiście starożytne runy. Były one jedynym znajomym punktem w tej nowej rzeczywistości. Ojciec uczył mnie ich rozpoznawania, nazywania oraz używania od najmłodszych lat, dzięki czemu miałam w tej dziedzinie przewagę nad rówieśników. Do końca edukacji dbałam o to, by nigdy tej przewagi nie stracić.
Obrona przed czarną magią była już większym zaskoczeniem. Stanowiła całkowite przeciwieństwo czarnej magii, którą moi przodkowie wykorzystywali do nakładania klątw od wieków, a mimo to z roku na roku czerpałam z niej coraz większą satysfakcję i koniec końców powiązałam z nią moją przyszłą karierę. Połączenie defensywnych czarów oraz przyprawiających czarodzieja o przyspieszone bicie serca pojedynków, chyba mi odpowiadało.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
Z początku wysiłek fizyczny - przy każdym biegu wypluwałam sobie płuca, zarówno z miotły jak i z koni ciągle spadałam, po sekundzie pływania moje nieistniejące mięśnie paliły żywym ogniem. Z czasem jednak moje ciało przywykło do wysiłku i powoli zaczęłam czerpać z niego przyjemność, a palme pierwszeństwa przejęły eliksiry, które mimo skrupulatnego trzymania się przepisu, zawsze w najlepszym przypadku były nieudana w najgorszym zaś wybuchały mi w twarz. Wściekła psioczyłam pod nosem na kociołki, najpewniej jednak zestresowana mieszałam to za szybko, to za wolno, a składniki - przez brak zaufania do własnych zmysłów i osądów w jakim kolorze bądź stanie wrzenia znajduje się eliksir - dodawałam zawsze z opóźnieniem.

W szkole trzymałam się z
Ścian, tłumu (zgarbiona, by przypadkiem nie wystawać ponad nim), najczęściej za tłumem. Przyzwyczajona do życia jedynaka nie umiałam zintegrować się z rówieśnikami, równocześnie jednak bałam się pozostać sama wśród niekończących się szkolnych korytarzów, a swój osąd na rzeczywistość głównie opierałam na podstawie reakcji ludzi dookoła. Szwendałam się więc za większymi grupkami, utrzymując bezpieczną odległość i powoli odkrywając Durmstrang. Znajomych, a później przyjaciół - choć to słowo chyba nigdy między nami nie padło - zdobywałam w ślimaczym tempie, zarazem jednak, już się przemógłwszy, błyskawicznie się do nich przywiązując.

W szkole byłam odbierana jako...
Cicho liczyłam na to, że nie jestem wogóle postrzegana i z grubsza mi się to chyba udawało. Byłam cichym dziwakiem-sztywniakiem, lecz nie na tyle cudacznym i biednym, by podniesiono na mnie rękę. Zwłaszcza po tym gdy już wyrosłam i dałam swój pierwszy popis pojedynkowych umiejętności. Nie szukająca specjalnie guza, nie bratająca się ani ze zbyt nisko, ani ze zbyt wysoko urodzonymi (bo zazwyczaj nie bratająca się z nikim) oraz z przeciętnymi ocenami z większości przedmiotów, nie zajmowałam głowy nauczycielom czy prefektom.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kogo...
Odrzucała moja nijakość i ciapowatość z pierwszych lat. Niepokoiła moja śledzenie badawcze, ukradkowe spojrzenia oraz naśladowanie ludzi za ich plecami. Kto liczył na prosty cel do znęcania się, bądź mój chłodny, obojętny ton odebrał jako zniewagę, otwartą wrogość bądź ubraną w sarkastyczne szatki złośliwość (niewykluczone, że rzeczywiście tym były, w życiu jednak bym się do tego nie przyznała). Możliwe też, że nadepnęłam ci na odcisk pod koniec edukacji, z zaskoczenia odbierając ci zwycięstwo w pojedynku, wyścigu pływackim bądź pochwałę od nauczyciela jednego z moich ulubionych przedmiotów.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
Powoli się usamodzielniać. Żarliwie zapamiętywałam rozkład sal, by nawet przy najgorszych i największych zwidach, móc dotrzeć na lekcje bez pomocy prefektów. Wkuwałam nowe słówka, by nie musieć opierać się na innych anglikach. Powtarzałam kolejne zaklęcia, tak by przypadkiem nie być zmuszoną do sięgnięcia po pomoc rodziców bądź nauczycieli. Nauka, której celem początkowo było jedynie uzyskanie aprobaty rodziców, prędko stała się moim kluczem ku wolności. Poprzez gromadzenie wiedzy i doszlifowywanie swoich umiejętności budowałam poczucie własnej wartości, z kolei dzięki wysiłkowi fizycznemu, ukochanym runom i melodycznym rymowankom odzyskiwałam kawałek po kawałku kontrolę nad własnymi nerwami.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
Nie przypominam sobie. Z całych sił, zwłaszcza na początku edukacji, starałam się nie zwracać na siebie uwagi i nie odstawać od tłumu choćby o włos. Skryta wśród ludzi czułam się bezpiecznie, nikt nie wytykał mnie palcami, nie świdrował wzrokiem jak rodzice w domu, ani nie wymagał podejmowania jakiejkolwiek inicjatywy. W imię utrzymania tej komfortowej pozycji, nie łamałam więc zasad i nie dawałam się wciągać w żadne bójki (poza inscenizowane w ramach lekcji pojedynki, oczywiście).

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
Nie. Moi rodzice zawsze cenili ciszę ponad ostentacyjne wrzaski. W trakcie wakacji mieli zresztą mnóstwo czasu, by dobitnie okazać swoje niezadowolenie moimi ocenami.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
Wątpię. Zapewne nie wiedziałam nawet gdzie się ona znajduje i zasmakowałam kradzionych przysmaków dopiero pod koniec edukacji, gdy już poznałam kogoś kto sam wybierał się nocne eskapady, a później dobrowolnie częstował mnie owocami swych kradzieży. Zwłaszcza, że ze względu na zażywany eliksir słodkiego snu, przesypiałam KAŻDĄ noc, bez wyjątków.
Za to z pewnością zdarzało mi się zakradać późnymi wieczorami (a co za tym idzie w trakcie ciszy nocnej) do sowiarni. Była ona wtedy najczęściej pusta, dzięki czemu mogłam odebrać swoje eliksiry bez obaw o wścibskie oczy i jeszcze bardziej wścibskie pytania.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
Niewykluczone. Spragniona wiedzy i świadoma istnienia ksiąg zakazanych, z których składała się większość borginowskiej biblioteczki, mogłam nieraz ulec pokusie bądź… potrzebie świętego spokoju, gdy zarówno dormitorium, pokój jak i moje ulubione, położone tuż pod zajętym przez nietoperze strychem okno okazywały się zajęte.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wagarować...
Nie, nie lubiłam opuszczać ścisłego i uporządkowanego harmonogramu lekcji. Drażniło mnie nawet najlżejsze wybicie z rutyny. Jeśli zaś już do tego doszło, to z pewnością nie wagarowałam sama.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
Ściśle zasunięte kotary, skrywające za sobą górę poduszek, książek, czasami po godzinie okazywało się, że też i mnie samą. Pedantycznie ułożone stosy notatek. Chłodne, badawcze spojrzenie. Przeciągające się nieobecności oraz kamienny sen.


DOJRZAŁOŚĆ

Prosto z Durmstrangu przeprowadziłam się do Kamienicy Pod Ramorami. Zatrudniłam się w Borgin&Burke gdzie pracowałam w księgowości, którą z czasem zaczęłam porzucać na rzecz klątwołąmactwa.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
Mieszkańców “Kamienicy Pod Ramorami”, staram się nie wchodzić im w drogę, mieszkamy jednak pod jednym dachem, więc często mijamy się na wczesnych śniadaniach i kolacjach, z rzadka też w przestrzeni wspólnej. Pracowników Borgin&Burke, niektórzy znają mnie od dzieciństwa, gdy nieśmiało podążałam za tatą niczym cień, innych to ja wprowadzałam w zasady rządzące sklepem. Przedewszystkim jednak klientów i pechowców wszelkiej maści.

Odpoczywam...
O dziwo w pracy. Różnorodne wyzwania w ramach stabilnej i bezpiecznej rutyny, pozwalają mi na chwilę oderwać się od rzeczywistości w ściśle kontrolowanych warunkach, a co za tym idzie - odpocząć. Pod tym względem najbardziej lubię wieloetapowe zdejmowanie klątw z przedmiotów, najlepiej w opustoszałej piwnicznej pracowni B&B. Z kolei czas wolny zazwyczaj spędzam wśród czterech ścian swojego pokoju w “Kamienicy Pod Ramorami”, rzadziej w bibliotekach i opuszczonych budynkach, przed czasami wojennego kryzysu w kawiarniach, prawie zawsze sama, z książką w ręku.

Obracam się w towarzystwie...
Klątwołamaczy i starych przyjaciół znajomych z Durmstrangu. W ramach pracy przystaje również z oprychami z Nokturnu, odpowiednio doinformowany czarodziejami i szlachtą.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
Wychowałam się w konserwatywnej, czystokrwistej rodzinie. Nigdy nie sprzeciwiłam się ich poglądom głośno i choć część konserwatywnych wierzeń podwarzyłam, po czym porzuciłam w trakcie dorastania, tak w te czystokrwiste nigdy nie zwątpiłam. Na żadnym etapie życia nie byłam zmuszona do zacieśniania więzów z mugolami czy szlamami i nigdy nie mieszałam się w sprawy większe ode mnie. Oczyszczenie Londynu przyjęłam ze strachem, przed gwałtowną zmianą, przed nowym, ale też ulgą. Wśród pustych, pozbawionych nieprzewidywalnych, głośnych i nie raz śmiertelnych, mugolskich wynalazków ulic odnajduje się o wiele łatwiej, zaś życie nieznajomych niespecjalnie leży mi na sercu. W pokrętny i skrzywiony sposób chyba pokrzepia mnie fakt, że istnieją ode mnie ludzie gorsi i słabsi.

Mieszkam...
W Kamienicy Pod Ramorami. Wprowadzenie się tam było moją pierwszą decyzją, po ukończeniu edukacji, a niewielki pokoik po przeszło pięciu latach stał się moją cichą, bezpieczną ostoją.

Podziwiam...
Oczywiście specjalistów ze swej dziedziny oraz wszelkich pasjonatów ściśle określonych dyscyplin. Nie jestem w nich może ślepo wpatrzona, otrzymują jednak mój szacunek oraz niepodzielną uwagę. Z kolei mój niemy, wymieszany z niedowierzaniem podziw przypada ludziom, którzy mimo przeciwnościom losu i wyrobieniu sobie przysłowiowego twardego tyłu, potrafią być wrażliwi. Niepokoi mnie to i onieśmiela zarazem.

Budzę niechęć wśród...
Tych, których odpycha mój chłód, monotonny ton głosu, czasami wychodząca na jaw nieznajomość zasad savoir-vivre’u, nazwisko, staropanieństwo lub których starannie wypracowane klątwy obróciłam w pył.

Sprawiam wrażenie...
Chłodnej, apatycznej i nieprzyjaznej. Dwa z tych trzech twierdzeń są prawdziwe.

Prowadzę się...
Poprawnie. Niektórzy krzywo patrzą na wiszące nade mną widmo staropanieństwa, niezależność finansową i chłodny stosunek do ludzi, jednak mimo mojego braku obycia i szczerego zauroczenia płcią piękną udało mi się jak dotąd uniknąć jakiegokolwiek skandalu.

Zwiedziłam...
mimo nauki za granicą niewiele, ot niewielki kawałek Durham, Londynu i Norwegii, w drodze do Durmstrangu. Skrycie, jednak marzę o zwiedzeniu Islandii i przeżyciu całego dnia pod gwiazdami.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, zazwyczaj (ku mojej uldze) wcale. Rezerwa jednak łagodząc podejście jednych, na innych działała niczym płachta na dwurożca.


Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
Profesjonalna, bezpośrednia, jak na swój brak doświadczenia i renomowanego mentora - zaskakująco skuteczna. Jestem niezwykle dumna z tej opinii i dokładam wszelkich starań, by nie uległa ona pogorszeniu.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
Mogli otrzymać trochę przejaskrawiony, lecz nadal nie odbiegający daleko od prawdy obraz mojej osoby. Wielu ludzi dodatkowo zawyża mój wzrost, odmładza mnie bądź postarza, uważa, że skrycie się z nich naśmiewam, brak ekspresji biorąc za afront, milczenie za złośliwość, a monotonną barwę głosu za ironię bądź sarkazm (którego przy znajomych z nokturnu, mogę rzeczywiście nadużywać). Inni jeszcze z racji na moje oddanie pracy klątwołamaczki oraz ścisłych godzin snu, uznają za służbistkę. Akurat tu, mylą się jedynie częściowo.

W moim życiu pomawiano mnie o...
paranie się czarną magią. O to jednak podejrzana jest połowa śmiertelnego nokturnu oraz wszyscy absolwenci Durmstrangu. W dzisiejszym Londynie na szczęście podobne pogłoski nie przysparzają czarodziejowi zbyt wiele problemów. Raz Pani Pappalardo oskarżyła mnie również o przemycanie chłopców do kamienicy pod jej nieuwagę. Wydaje mi się jednak, że od początku sama w to nie dowierzała i szybko wyjaśniłyśmy sobie sprawę.


DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12386-gudrun-laerke-borgin#381258 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Gudrun Laerke Borgin
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach