Caradog Cecil Blishwick
Nazwisko matki: Sprout
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka, Lawendowy Zakątek
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: poeta, dziennikarz
Wzrost: 174
Waga: 63
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: raz szaroniebieskie, raz szarozielone
Znaki szczególne: arkusze pergaminu wetknięte w kieszenie, poplamione atramentem fragmenty papieru zapisane pojedynczymi słowami
16 cali Brezylka Włos trzminorka
Ravenclaw
rodzice, siostra i brat jako poplecznicy Czarnego Pana
lawenda, mięta, melisa, tymianek
on i cała rodzina, beztroska, tak jak w dzieciństwie
czytanie, gra w karty
Zjednoczeni
spacery, latanie na miotle, pisanie
każdej muzyki, uzależnionej od nastroju
Freddy Carter
A my przespaliśmy zaszyci w milczenie,
kiedy świat podzielił się na lepszych,
na gorszych, na ludzi i na ich cienie.
Przywdzialiśmy maski obojętności,
udając, że nie każda krew jest czerwona,
aż maski powoli wrosły nam w kości.
Zarosły bielmem na naszych oczach.
Urodził się, jak każdy, w akompaniamencie bólu i płaczu, w dżdżysty poranek 22 stycznia 1937 roku, w walijskiej chatce na skraju wrzosowiska. To tam stawiał swoje pierwsze kroki, wypowiadał pierwsze słowa i słuchał bajek czytanych mu przez ojca. Co zrozumiałe, niewiele zapamiętał z tego okresu, a większości wspomnień z dzieciństwa towarzyszyła już inna sceneria, dusznych pokoi ceglanej kamienicy przy Cheyne Walk w Londynie. Powietrze pachniało w nim lawendą i mieszaniną ziół, których aromat unosił się za jego matką zamiast perfum.
Był środkowym dzieckiem, ale jego starszy brat i młodsza siostra skupiali na sobie znacznie mniejszą uwagę rodziców. Caradog chorował bowiem często i zazwyczaj ciężko. Leki na skrzacią grypę nie opuszczały nigdy jego stolika nocnego i przynajmniej jeden tydzień w miesiącu spędzał przykuty gorączką do łóżka. W tym czasie pochłaniał więc książki. Najpierw dzięki bratu, który przekradał się do jego pokoju, żeby dotrzymać choremu towarzystwa, a następnie sam, kiedy czytał na tyle sprawnie by nie potrzebować zewnętrznego lektora. Przed pierwszym użyciem magii, przeczytał całą domową biblioteczkę.
Jego ojciec był uznanym prawnikiem, szybko pnącym się po szczeblach kariery w Ministerstwie, aż do samego Wizegamontu. W domu bywał niewiele, w przeciwieństwie do matki, która pomiędzy zajmowaniem się dziećmi i szklarnią, warzyła eliksiry lecznicze i ziołowe wywary dla chorowitego syna.
Pierwsze użycie magii spotkało Caradoga podczas zabawy z rodzeństwem na ogródku, kiedy to piłka, której nie zdążył złapać, zawisła na chwilę nad ziemią. Żeby uczcić objawienie się talentu magicznego, cała rodzina udała się do Esów i Floresów, w któych każdy mógł wybrać sobie po książce. Caradog przeczytał je wszystkie jeszcze przed upływem miesiąca. Wraz z pojawieniem się magii, skończyły się także jego problemy zdrowotne. Częste choroby pozostawiły po sobie jednak piętno, młody Blishwick był chuderlawy i mniejszy od swoich rówieśników. O czym przekonał się przekraczając próg Hogwartu.
a niebo roniło łzy z kamienia,
my trwaliśmy przy starych kłamstwach,
świat pozostawiając na łasce cienia.
Zostawiliśmy bezbronnych śmierci,
która sięga po coraz to więcej,
po zagubione jak we mgle dzieci,
co niezgrabnie wyciągają naprzód ręce.
To w szkole po raz pierwszy zetknął się z nienaturalnym dla niego wówczas podziałem na dzieci mugoli i dzieci czarodziejów. To prawda, nie znał nigdy wcześniej ludzi wywodzących się ze świata niemagicznych, ale też nie widział szczególnej różnicy między jednymi a drugimi. Popełniali te same błędy ucząc się korzystania z różdżek, bawiły ich te same rzeczy, równie mocno ekscytowała ich perspektywa gry w Quidditcha.
Ze swoimi wątpliwościami, Caradog zwrócił się do brata, który, pomimo przynależności do innego domu, w początkowych miesiącach Hogwartu był mu najlepszym przewodnikiem. W obliczu niezmierzonych wspaniałości, które potrafiła zapewnić szkoła magii i czarodziejstwa, mierzenie innych przez pryzmat krwi wydawało się wówczas mało istotne.
Caradog odnalazł się wśród Krukonów bez większych problemów. Przeczytał podręczniki z każdego przedmiotu jeszcze przed początkiem semestru, a wolne chwile zwykł przesiadywać w bibliotece, której książki pożerał łapczywie.
Szkoła była też jednak czasem pierwszych przyjaźni, kosztowania tego, co ciekawe i tego, co zdecydowanie nie było dla niego. Jego koledzy, często bardziej nastawieni na aktywność fizyczną niż on, dbali o to by nie zakurzył się w czytelni, zmuszając go do wprowadzenia odrobiny ruchu i rozrywki do dość statycznego dotychczas życia. Caradog nie mógł narzekać.
Szybko także poznano się na jego talencie literackim i lekkości w znajdowaniu właściwych słów do opisywania nawet skomplikowanych rzeczy. Swoje pierwsze teksty i próby wierszy wysłał Prorokowi Codziennemu jeszcze będąc w Hogwarcie. W wieku szesnastu lat pochwalić mógł się pierwszym, opublikowanym w gazecie, w sekcji kultura sonetem. Pod namową kolegów, przekonujących go do przywdziania przydomka literackiego i brzmienia dumniej, podpisał go jako Caradog Cecil Blishwick. Od tamtej pory oba jego imiona, w towarzystwie nazwiska miały naznaczyć jego karierę początkującego poety.
Mijają sceny tragedii i akt gna za aktem.
Ukryci w naszej cichej monotonii,
sprzedaliśmy dusze za kataraktę.
A mój duch od zawsze pragnął wolności.
Jak gryf szybować marzył w przestworzach!
W słońcu się pławić, uciekać ciemności.
Kroczyć po życiach, nie po ich końcach.
Wraz z dojrzewaniem, dostrzegał coraz więcej zależności rządzących światem. Czuł niesmak słysząc jak do ludzi, których uważał za przyjaciół, arystokratyczne elity odzywały się jak do szlamu przyklejonego do ich butów. Udawał, że nie widział pogardliwych spojrzeń i wykrzywionych ust, kiedy przechodzili razem korytarzami. Nie słuchał rozważań o czystej krwi, nie wdawał się w dyskusje, głęboko wierząc, że jeśli zignoruje to wszystko dostatecznie długo, to zniknie. Ale wtedy do Hogwartu zawitał Grindelwald i istniejące już wcześniej napięcia pomiędzy uczniami zaczęły narastać. Świat zmieniał się na jego oczach, a beztroski okres dzieciństwa wymykał mu się przez palce szybciej niż by tego chciał. Oba te doświadczenia na dobre pozwoliły rozgościć się w jego sercu nostalgii i łaknieniu sprawiedliwości. Pewnie wszystkie te cechy, wraz z zaangażowaniem nagrodzonym odczytywaniem jego wierszy na apelach, doprowadziło go wreszcie do przypięcia do piersi odznaki perfekta. Była to rola zaskakująca i nauczyła Caradoga jednego, nie nadawał się do pilnowania porządku. Miał światłe idee, znał wystarczająco wielu filozofów by nazwać nawet większość istniejących systemów wartości. Był jednak beznadziejny we wprowadzaniu ich w życie. A może raczej, fakt, że nie potrafił tego zrobić, wpędzał go w niekończącą się spiralę frustracji. Nie przeszkodziło mu to jednak skończyć szkoły ze świetnymi wynikami i wkroczyć w dorosłość, kiedy cała Wielka Brytania zdawała się szykować do nadchodzącej katastrofy.
Ta miała nadejść niebawem, tymczasem Caradog został zmuszony do stanięcia za barem w Dziurawym Kotle. Okazało się, że wiersze, nawet te piękne, nie wystarczają na utrzymanie się przy życiu. Ojciec namawiał go na staż w Ministerstwie Magii, pójście w jego ślady, wykorzystanie swoich ponadprzeciętnych wyników w nauce do rozwinięcia kariery w największej i najbardziej poważanej instytucji świata czarodziejów. Ale Caradog nie chciał o tym słyszeć. Był wolnym duchem i dał temu wyraz zarówno odrzucając propozycję ojca, jak i pisząc całą serię ód i hymnów.
Niestrudzone wysyłanie kolejnych próbek poezji zaowocowało stałą obecnością Caradoga Cecila Blishwicka w kolumnie kultura. Regularnie umieszczał w niej swoje wiersze, z czasem dostając wreszcie pracę w redakcji Proroka Codziennego, w którym pisał recenzje książek, polecenia pozycji literackich, które warto znać, czy nawet krótkie eseje z zakresu literatury. We wszystkich tych zadaniach spełniał się zaskakująco dobrze, szczególnie jak na niepewny front ideologiczny ówczesnej gazety. Kultura jednak, nawet pod nadzorem cenzury, pozostawiała szerokie pole do manewru tym, którzy wiedzieli jak je wykorzystać. Caradog z radością, nawet jeśli pewnym niesmakiem, poświęcił się nowej pracy, szmatkę do wycierania kufli na dobre zostawiając za sobą.
Przeminął Grindelwald i świat zdawał się na chwilę uspokoić. Każdy jednak włos Caradoga stawał na baczność w oczekiwaniu na kolejny koniec świata. To nie była cisza przed burzą, bo nawałnica nigdy do końca nie ucichła, ale nadludzka wrażliwość młodego poety kazała spodziewać mu się najgorszego. I nie powstrzymał jego czarnych myśli wydany wreszcie pierwszy tomik poezji, który na zawsze pozwolił odcisnąć swoje drobne piętno młodemu artyście nowej fali - Caradogowi Cecilowi Blishwickowi. Rozpoznawalność przyniosła za sobą także zlecenia i wiersze na zamówienie, które choć w jego odczuciu nie miały w sobie dość duszy, nadrabiały ją galeonami. W poszukiwaniu weny przeniósł się w spokojniejsze miejsce, do domu dziadków, którzy obiecali udostępnić mu wolny pokój, wcześniej wynajmowany innym, młodym czarodziejom. Cecil mógł liczyć na preferencyjny czynsz. I tak zamieszkał w Lawendowym Zakątku, w Dolinie Godryka. I chociaż niepokój nigdy do końca go nie opuścił, życie rzeczywiście zdawało się być tam lepsze. Późniejsi badacze literatury z pewnością zauważyliby zmianę w jego poezji, która straciła nieco ze swego mroku i nieuchronności wobec tragedii.
Ta jednak i tak miała w końcu nastąpić. Prześladowania mugoli, mugolaków, wojna, dojście do władzy Czarnego Pana i jego popleczników. Nigdy wcześniej Prorok Codzienny nie był tak ważny. Caragod rzucił się w wir pracy. Przygotowując już nie tylko rubrykę kulturalną, ale także redagując nowe wiadomości, broszury, ulotki, ukrywając tajne przesłania pomiędzy linijkami niepozornego tekstu i pisząc już nie w imię estetyki, a ku pokrzepieniu serc tych, którzy odważyli się na bardziej bezpośrednią walkę. Zagrzewał do boju, a także do niego wzywał. Część swojej nowej, rebelianckiej i kontrowersyjnej poezji wydając pod pseudonimem - Albus Phoenix. Jego wiersze zaliczały coraz to bardziej radykalny zwrot, nawołując wręcz do całkowitego zerwania z ideą izolacji od mugoli i zbudowania nowego porządku na świecie, bez kodeksu tajności, bez ukrywania się, bez podziałów. Zamiast nich wszyscy mieli być równi. Czarodzieje, mugole, gobliny, skrzaty. W trakcie wojny redakcje konspiracyjnych gazet mają pełne ręce roboty. Caradog nie miał więc problemu z przepychaniem kolejnych, radykalnych, poetycznych manifestów jako listów od wiernego czytelnika, Albusa Phoenixa. Nikt nie kwestionował tożsamości anonimowego poety, pozwalając Caradogowi na wypuszczanie w świat swoich myśli, przy jednoczesnym zachowaniu przynajmniej odrobiny bezpieczeństwa. Brat, siostra, rodzice, przyjaciele, wszyscy kazali mu się trzymać z daleka od gorączki wojennej. Pisz wiersze - mówili - twoja poezja znaczy więcej niż kolejna złamana w walce różdżka. Tylko że dla Caradoga to wciąż było za mało. On chciał więcej. Nie chciał chować się za pseudonimami i za własnym piórem, w bezpiecznym zaciszu swojego pachnącego lawendą domu. Chciał walczyć. Więc kiedy kolejne doniesienia o okrucieństwach Rycerzy Walpurgii docierały do jego uszu, kiedy opisywał kolejne trasy ucieczki dla tych, których krew była niedostatecznie błękitna, pęczniejący w nim bunt zaczął wreszcie przelewać czarę goryczy. I ignorując wszystkich chcących utrzymać go przy życiu, zwrócił się do Podziemnego Ministerstwa Magii, zgłaszając swoją gotowość do dołączenia do Oddziału Operacyjnego “Hipogryf”. Narastająca przez lata w sercu Caradoga wściekłość, kazała mu wreszcie zamienić pióro na różdżkę w nierównej walce o jedyną sprawę, która miała mieć jakiekolwiek znaczenie w jego życiu. Wolność.
Obudźcie się, zdejmijcie z oczu bielmo.
Stańcie na szczytach ciszą zniszczonych,
ruszcie ze mną na przeciw cieniom!
Ostatni raz niech zadrży świat.
Tamizą niech płynie mój bystry gniew.
Zdejmijcie maski! Oto ja, sędzia wasz i kat.
Przybyłem sprawdzać jak czerwona jest krew.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 15 | +1 (różdżka) |
Uroki: | 10 | +7 (różdżka, muszla porcelanki) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 5 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | 0 |
Zwinność: | 5 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
Kłamstwo | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 (+3) |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | I | 3 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | I | 0.5 |
Literatura (wiedza) | II | 7 |
Sztuka (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Poezja - tworzenie | III | 25 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec współczesny | I | 0.5 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 (+0) |
Reszta: 0 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Caradog Blishwick dnia 03.09.24 14:33, w całości zmieniany 1 raz
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[26.08.24] Sierpień-listopad
[20.08.24] [G] Zakupy: wróżkowy pył (5 sztuk); -25 PM
[02.09.24] Zdobycie osiągnięcia Dusza Towarzystwa +100 PD
[04.09.24] [G] Zakupy: włosie mantykory; -125 PM
[18.09.24] Zakupy: muszla porcelanki; -150 PD
[13.11.24] Wydarzenie: Gdy Śmierć mówi dobranoc; +150 PD