Olgierd Brand
Nazwisko matki:Dunwall
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: półkrwi
Wzrost: 160 cm
Waga: 74 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: grubasek
10 cali, dość giętka, dąb czerwony, oko lunaballi
Gryffindor
skunks
nie mieszczę się w hulahop
pieczone ziemniaczki, zapach nowej książki
całą rodzinką idziemy na mecz Rudolfa (+mam dziewczyne, która też z nami idzie!)
książki, wynalazki, kibicowanie rodzeństwu i kulinaria
Sokoły z Heidelbergu
nauka, pracowanie nad wynalazkami, wymyślanie nowych przezwisk dla znajomych
lubi piosenki, które śpiewa mu mama; kiedyś będzie fanem numer jeden Beatlesów, potem Stonesów, a potem Wham
jared gilman
Wyszedłem na świat, kiedy wszyscy już byli na zewnątrz. Moja mama Emily, mój ojciec Fridtjof (jak dobrze, że zwracam się do niego per Tato, a nie imieniem!), mój brat Fryburg, moja siostra Elizabeth i mój brat Rudolf. Spora rodzina! Jako najmłodszy nigdy nie czułem się jak najgorszy, bo nikt w mojej rodzinie nie traktuje drugiego źle. Nie miałem specjalnie dużo znajomych, bo jak udowodnią za kilkanaście lat amerykańscy naukowcy, trzy to idealna liczba. Wypełnia wszelkie potrzeby człowieka. Ja z rodzeństwem odkryliśmy to pewnego dnia, tuż przed pójściem do Hogwartu. Jeżeli ktokolwiek miałby wtrącić się w nasze szeregi, to na pewno nie musiałby martwić sie o powodzenie. I tak nie ma szans z magiczną trójką.
Pierwsze okulary włożyli mi na nos, kiedy miałem pięć lat. Wróciłem z wielkiej wyprawy do ogrodu i zamiast trzymać w rękach ślimaka, trzymałem jadowitego ślimaka. Matka zachodziła płaczem, bo nie sposób było jej wytłumaczyć, że nie rozróżniam wzorków na muszelce zwierzątka. Ponieważ dotykałem rękoma oczu, wada się pogłębiła. Okulary dostałem w przeciągu tygodnia i powiem wam, wtedy mój świat się zmienił diametralnie!
Nagle okazało sie, że wszystko jest piękne. Że rzeczy mogą być wyraźne i pełne blasku, a wewnętrzne słońce rozświetla każdy obiekt. Szybko przywykłem do piękna zewnętrznego i najważniejsze wkrótce zaczęło być dla mnie to co znajdowało się w książkach. Tak na prawdę, okulary okazały mi się być potrzebne właśnie do czynności czytania. Dzięki tej czynności mogłem zdobywać wiedzę, uczyć się i przekształcać ją wedle własnych trybików!
Wiadomość o Szkole Magii i Czarodziejstwa przyszła miesiąc przed rozpoczęciem roku szkolnego. Ja byłem przygotowany do pójścia dalej tokiem mugolskim, od lipca czytałem wszystkie lektury i rozwiązywałem zadania, dlatego wiadomość ta wcale mnie nie ucieszyła. Przez całą drogę na ulicę Pokątną, pytałem Rudolfa i ojca, czy w szkole będą sprawdzali czy przeczytałem taką i taką lekturę? Bo przecież pół wakacji myślałem nad zagadką Tajemniczego Ogrodu, dlaczego ktoś miałby teraz zabrać mi możliwość kontynuowania tych dociekań? Prawdą jest, że Hogwart nie był zagadką, wiedziałem, że kiedyś najprawdopodobniej się tam znajdę. Mój ojciec nie ukrywał, że jest czarodziejem, zresztą przyłapaliśmy go kiedyś na tym jak nie zmywał, tylko machał patykiem, a sprzątanie samo sie robiło w czasie kiedy on sobie czytał gazetę i nucił coś pod nosem. Od tamtego czasu pokazywał mi i Frytkowi i Elisabeth wszystkie ciekawostki życia czarodziejskiego. Mama zajmowała się tym, żebyśmy nie zapomnieli,że mugole także mają ciekawostki. Generalnie uważałem, że oba światy są ciekawe, bo dla mnie one tworzyły jeden świat.
Szkoła była... świetna! Przedmioty pewnie nie takie interesujące jak matematyka czy literatura, ale mogę się pochwalić, że szło mi tak dobrze, że wkrótce zostałem tym uczniem, którego odpowiedzi punktują dla domu! Trafiłem do tego samego co Elka i Frytek. Na samym początku uważaliśmy, że to najnormalniejsze, że dostaniemy wspólny pokój, jakież więc było nasze zdziwienie, kiedy Lizzi dostała łóżko w części dziewczyńskiej. Pamiętam, jak przez pierwszy miesiąc chodziła skrzywiona i opowiadała nam z jakimi idiotkami mieszka. One podobno tam płakały non stop za rodzicami i każda miała po lalce na pocieszenie. Na szczęście moja siostra nie była taka głupia. Ale ja też nie miałem wcale łatwo! Mojego brata polubili na prawdę szybko, dostał najfajniejsze łóżko. Ja dostałem takie sobie, ale przynajmniej nie było najgorsze. Zamieniłem się z tym, co dostał najgorsze, jak przegrał ze mną w 10 pytań. Nikt ze mną w to nie wygrał jeszcze! Ale faktem jest, że to on dostał się do drużyny i był na tyle dobry, że w końcu za cenę bycia jego bratem rodzonym, zacząłem mu pisać wypracowania. Później to samo miałem z Freją, której było mi żal, że nie może mieszkać z nami w pokoju. Do dziś jest mi jej żal, chociaż teraz zamieniłbym się z nią, chociażby po to, żeby zrobić eksperyment i odpowiedzieć na największe pytanie tego świata: O CZYM ROZMAWIAJĄ DZIEWCZYNY?
Ogólnie, nie podoba mi się Hogwart. Wolałbym u mamy siedzieć na obiadkach, a wieczorem rozmawiać z ojcem o ważnych sprawach, a po południu bawić się w wynalazcę, a po obiedzie szaleć z rodzeństwem na miotłach. Lubię się uczyć, no, ale szkoła to nie tylko nauka! Mój starszy brat Rudolf dostaje jeden list na tydzień z listą zażaleń, które mu spisuję, co mi się nie podoba w Hogwarcie. I tak od pierwszego dnia w szkole!
Uwaga, ciekawostka dla wszystkich potencjalnych narzeczonych: Uczestniczyłem w najdłuższym meczu Quiddicha, który trwał cały tydzień i przeszedł do historii! Mówię, że uczestniczyłem, bo podczas tego tygodnia nie zszedłem nawet na kwadrans z widowni! No może z dwa razy, ale to bez wiedzy, bo mnie po prostu zanieśli do namiotu, żebym tam spał. To bardzo nieeleganckie z ich strony, bo chciałem być żywy i dlatego dostarczałem energi organizmowi i wcinałem przekąski, ale jak mnie zmroczył sen, to co miałem począć? Jak za drugim razem obudziłem się w namiocie, to wróciłem na stadion taki zdenerwowany, że Elka z koloru mojej twarzy się nabija do dziś! Przywiązałem się do krzesła i nawet jak spałem, to oglądałem. Rudolf był ze mnie dumny!
Różdżka
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.