Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]09.08.24 8:14

Ogrody

Południowa część zamkowych terenów przeznaczona została na ogrody. Te, utrzymane początkowo we francuskim stylu, z równo zaprojektowanymi alejkami i pełne symetrii, zostały dość szybko przemianowane na styl angielski z jego swobodą i brakiem sztuczności. Pozostałością po francuskich początkach jest jedynie ciągnący się przez kilkadziesiąt metrów różany bindaż. Po wyjściu z tego kolorowego tunelu trafia się zaś do pełnego zielonego chaosu nieba, w którym dominują połacie łąk i traw, niesymetrycznie posadzone klomby kolorowych kwiatów i spacerowe alejki między nimi, małe sadzawki z mostkami, ławeczki, ale i przede wszystkim pnące się wysoko krzewy i drzewa tworzące gdzieniegdzie urocze zakamarki odsłonięte od ciekawskich oczu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]09.08.24 10:35
13 listopada

Trzynaście dni zajęło mi dojście do siebie po tym, jak w chwili nagłego olśnienia wypaliłem – bo trudno to było nazwać wypowiedzeniem – magiczną inkantację, która miała mnie złączyć na zawsze ze swoim przeznaczeniem. Po powrocie do Anglii kompletnie nie miałem głowy do niczego, poza roztrząsaniem i rozmyślaniem nad tym, co mnie czeka, więc nie od razu zauważyłem, że mój pamiątkowy Bardzo Ważny Sentymentalnie Kaktus usechł, prezentując ponure brązowe końcówki i smętną postawę. Nie byłem ekspertem, ale miałem szczerą nadzieję, że była to jednak jakaś kaktusowa choroba, a nie że przypadkowo dosłownie usechł z tęsknoty za mną. Z zielarstwa pamiętałem co prawda, że niezwykle ciężko jest zasuszyć kaktusa i na pewno nie wystarczą do tego dwa tygodnie bez wody... ale jeśli on sam się zasusza?! Jeśli sam podejmuje tę tragiczną decyzję i postanawia pożegnać się ze światem? Tego żaden znany mi podręcznik nie potrafił wyjaśnić, sięgnąłem więc po ciężkie działa i wezwałem na pomoc specjalistów.
Konkretniej rzecz ujmując, kazałem komuś ze służby wezwać specjalistę w zakresie roślin, jako że nasz ogrodnik dziwnym trafem gdzieś wsiąknął. Nie widziałem go w sumie tak długo, że nawet nie byłem pewny, czy wciąż mamy ogrodnika; odkąd deszcz meteorytów nieco przeorał zamkowy ogród, rzadko do niego zaglądałem, nie chcąc plugawić swoich oczu zniszczeniami. Bradford twierdził, że większość została już doprowadzona do względnego ładu, ale mnie rzadko kiedy zadowalała większość, unikałem więc chodzenia na zewnątrz jak tylko mogłem. Możliwe więc, że ogrodnika trafił szlag tak samo jak moje klomby z hortensjami.
W oczekiwaniu na przybycie posiłków nie ustawałem jednak w wysiłkach reanimacji mojej drogiej roślinki. Była ważną pamiątką, Bardzo Ważną Sentymentalnie Pamiątką i choć mało kto znał mój kaktusowy sekret, byłem gotowy zaryzykować wykryciem, byleby tylko uratować swojego zielonego przyjaciela. W pewnej księdze o rytuałach Ameryki Północnej wyczytałem, że w czasach suszy praktykowano tam pewne obrzędy mające na celu przywołanie deszczu. Zerknąłem na wysuszone liście swojego kaktusa, na brązowawe końcówki smętnie zwisające z doniczki i powyginane pod dziwnymi kątami igiełki, po czym błyskawicznie podjąłem decyzję.
Oczywiście nie mogłem wykonać tańca deszczu w rezydencji – wytłumaczenie, czemu w sali balowej pada byłoby trochę ponad moje możliwości – zabrałem więc doniczkę i wyszedłem do ogrodu, gdzie jesienna atmosfera sprzyjała ciszy i samotności. Postawiwszy kaktusa w najbardziej odległym zakątku, przeczytałem jeszcze raz opis rytuału i ruchów, po czym ściągnąłem koszulę, buty i skarpetki i samych spodniach stanąłem na środku malutkiej polanki.
Było cholernie zimno. Listopadowy wiatr dawał mi we znaki, nie miałem więc na co czekać i stać jak kołek; zacząłem się ruszać, wykonując ruchy opisane w księdze i nucąc pod nosem słowa, których kompletnie nie rozumiałem, ale których wyuczyłem się na pamięć. Zamknąłem oczy, powtarzając sobie, że taniec to taniec; balowy czy deszczu miał przynosić radość, cieszyłem się więc każdym kolejnym krokiem, starając się nie podglądać, czy nad kaktusem nie zawisła jakaś mała deszczowa chmurka.
- Woooooo! - zawołałem po raz kolejny, wymachując rękami w kierunku nieba i ziemi, jakbym rzeczywiście chciał wyciągnąć deszcz z obłoków. - Wuuuuu, ooooo! - tupnąłem kilka razy i pochyliłem się w ukłonie niebu, zamierając na kilka sekund, by ponownie rozpocząć taniec. Nie było wcale tak źle; na bale się nie nadawało, ale za to jaka rozgrzewka dla mięśni.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.24 0:24
Hep!
Słyszała wcześniej o czkwawkach teleportacyjnych, a chociaż uznawała je za całkiem poważną przypadłość, nie znane jej było jakieś solidne lekarstwo. Niesolidne też, więc trzeba było liczyć na miłosierdzie magii, która nie postanowi przenieść cię na środek jeziora (zwłaszcza, jeżeli nie umiało się zbytnio pływać), ani, w tych czasach zwłaszcza, w miejsce osoby która najchętniej zobaczyłaby cię zakopanego w ziemi. Mimo wszystko, nie spodziewała się, że w tym momencie sama padnie ofiarą czegoś takiego.
Ale przyszło jak zawsze nagle i niespodziewanie, i wraz z czknięciem świat zawirował, kuchnia zmieniła się w pasma rozmazanych kolorów (głównie brązy i ciemne zielenie, rozmazujące się i zlewające się razem) które szybko zmieniały się w inne kształty i dopiero po chwili mogła dostrzec, gdzie musiała się znaleźć. Najważniejsze to teraz było zachować spokój i nie poddawać się panice. Czy miała ze sobą różdżkę? Tak, znajdowała się w kieszeni jej sukienki. Czy wiedziała, gdzie się znajdowała? Szybki rzut na okoliczne rośliny upewnił jej, że chociaż była w niesamowicie pięknym ogrodzie, zadbanym w niesamowity sposób, a jednocześnie widocznie bogatszym. Nie miała jednak pojęcia, gdzie dokładnie, poza tym, że ewidentnie miejsce było utrzymane przez kogoś, kto miał na to fundusze.
Zastanawiała się krótki moment, co dokładnie powinna zrobić – mogła przeczekać sytuację, licząc na to, że wyjątkowo nikt nie postanowi tego dnia przejść się tą akurat ścieżką. Czkawka prędzej czy później musiała ją zabrać, więc na pewno nie miała tu zostać na więcej niż parę godzin (chociaż miała nadzieję, że jednak mniej). Z drugiej strony, wykrycie jej tutaj mogło sprawić, że wyglądałaby jak włamywać, a tego na pewno nie chciała. Po chwili wewnętrznej debaty postanowiła przemóc się i spróbować odnaleźć właściciela tego miejsca, serdecznie przepraszając go za swoje najście, może też wytłumaczyć sytuację.
Kiedy jednak zrobiła parę kroków, dobiegło ja…wołanie? Zawodzenie? Opisać tego nie umiała, a przynajmniej nie w sposób, który komukolwiek wytłumaczyłby, co właściwie dzieje się. Ostrożnie wyjrzała, zerkając na, cóż, półnagiego mężczyznę który obecnie chyba wywoływał demony. Albo modlił się do kaktusa. Albo wył do jakiś dziwnych bogów. Możliwości było naprawdę sporo, ale może też po prostu coś się stało i nie wypadało się śmiać, a raczej zapytać, czy wszystko w porządku. Chrząknęła więc, średnio głośno, tak aby mężczyzna nie zdziwił się jej najściem i zrobiła drobny krok w jego kierunku, miejsce trzymając na widoku.
- Przepraszam, nie chciałam się tu pojawić, ale przyniosła mnie tu czkawka teleportacyjna i…wszystko w porządku? – Miała nadzieję, że nie brzmiała zbyt wymagająco, albo jakby była bardzo dziwnie, ale próbowała pokazać że nie pojawiła się tu jako niebezpieczeństwo. Mężczyzna mógł próbować wyjść z pozycji kogoś agresywnego. Chyba nie był w pełni przytomny.
Camellia Sprout
Camellia Sprout
Zawód : ziołoleczniczka, twórczyni kadzideł
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Look deep into nature, and then you will understand everything better.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 5 +2
UZDRAWIANIE : 7 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t12371-camellia-sprout https://www.morsmordre.net/t12374-aksamitka#380868 https://www.morsmordre.net/t12375-camellia-sprout#380871 https://www.morsmordre.net/f472-devon-wisniowy-sad-dom-sproutow
Re: Ogrody [odnośnik]18.08.24 12:47
Pierwsze minuty mojego rytualnego tańca deszczu nie przyniosły żadnych rezultatów. Nawet bez otwierania oczu czułem, że w pogodzie nic się nie zmieniło, ani tym bardziej na moją skórę nie spadły żadne krople deszczu. Mimo to nie ustawałem w tanecznych ruchach, wydając z siebie przeciągłe odgłosy, doskonale wierząc, że kropla drąży skałę. A mój kaktus wart był poświęcania mu czasu w rozpaczliwym geście jakiejkolwiek reanimacji.
Wyciągnąłem ręce nad rośliną, kumulując wszystkie swoje myśli na pragnieniu przywołania deszczu, bosymi stopami depcząc trawę dookoła. Smętnie zwisające pojedyncze kolce nie wydawały się jednak ani trochę zesztywnieć, więc jeszcze bardziej zintensyfikowałem swoje wysiłki, wołając do nieba o deszcz i zawzięcie tupiąc nogami.
A potem przywołałem sobie dziewczynę. I to rudą. Hektor byłby przeszczęśliwy.
Zatrzymałem się w miejscu, w pierwszym odruchu po prostu stojąc i gapiąc się na niespodziewanego gościa, który jakby nigdy nic pojawił się w moim ogrodzie i patrzył na moje ciało. I choć z tych dwóch rzeczy tylko jedna była mi niemiła - musiałem wspomnieć też Bradowi o konieczności poprawienia zaklęć ochronnych, bo najwyraźniej deszcz meteorytów nieco nakruszył teleportacyjne zabezpieczenia – to mimo wszystko odczuwałem pewien niepokój. Ten cholerny indiański rytuał nie działał!
- Dzień dobry – przywitałem się, odzyskując po paru sekundach trzeźwość umysłu na tyle, by dostrzec pozorne przejawy jej bezpiecznych zamiarów. Nie miała we mnie wycelowanej różdżki, a same dłonie trzymała widoczne, jednak i tak nie spuszczałem z niej wzroku. - Wszystko w jak najlepszym porządku, dziękuję za troskę – zapewniłem ją, rzucając szybkie spojrzenie w stronę mojej koszuli, która leżała sobie nieopodal na trawie. Nie, to nie był dobry moment na kompletowanie garderoby, gdy wciąż nie wiedziałem, z kim mam do czynienia. - Odprawiam pewien... roślinny rytuał – dodałem tonem wyjaśnienia, chcąc nieco zatuszować tę żenującą i wstydliwą sytuację. Widząc jej spojrzenie doszedłem jednak do szybkiego wnioski, że moje zapewnienia wcale jej nie przekonały.
- A panienka to kto? - zmrużyłem nieco oczy, pomny doświadczeń sprzed miesiąca, gdy dziewczę w wieku do niej podobnym zaplątało się na moje ziemie w opuszczonej mugolskiej wiosce. Wytłumaczenie teleportacyjnej czkawki wydawało się sensowne, poza tym posiadłość mojego rodu to nie mugolska wioska, niemniej... - Wolno mi chyba poznać imię osoby, która zaszczyciła tak niespodziewanie swoją obecnością rodowe ogrody Parkinsonów? - włożyłem w to pytanie nuty uprzejmości i zaciekawienia, skupiając wzrok na dziewczynie.
Stała na tyle daleko, że ciężko było mi dokładnie wyczytać jej emocje, niewątpliwie jednak pod względem wyglądu mogłem się jej przyjrzeć bardzo dokładnie. Niższa ode mnie i szczupłej budowy ciała, z tymi rudymi włosami wyglądałaby jak jedna z tych wiecznie bujających w obłokach nastolatek, gdyby nie fakt, że zdawała się mieć nieco więcej lat niż świeżo upieczona absolwentka Hogwartu.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach