Wydarzenia


Ekipa forum
Fearghas Travers
AutorWiadomość
Fearghas Travers [odnośnik]28.09.24 23:19

Fearghas Aodh Travers

Data urodzenia: 17 IV 1929
Nazwisko matki: Lestrange
Miejsce zamieszkania: Corbenic Castle, Norfolk
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: morski podróżnik i handlarz, starszy oficer Czarnego Wichru
Wzrost: 177 cm
Waga: 81 kg
Kolor włosów: jasnobrązowy
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: niewielka blizna pod prawym okiem, blizna nad lewym łukiem brwiowym, blizny na palcach lewej dłoni od chybionych dźgnięć nożem między palcami, kilka tatuaży – na prawym przedramieniu celtycki triskelion i rodowa dewiza, na lewym ramieniu symbol gwiazdy polarnej, róża wiatrów i sztylet, na knykciach prawej dłoni litery układające się w słowo hold, na knykciach lewej litery tworzące słowo fast.


Fergie Little Rascal

Ponoć w dniu narodzin swoim krzykiem zatrząsł caluteńkim zamczyskiem. Tak zwykła mu mówić kochana rodzicielka, bo jakoś tego zdarzenia nie zapamiętał, tak samo jak klapsa od akuszerki, który wrzask wywołał. I od tego krzyku, uznanego za dowód przyszłego wigoru i ognistego temperamentu, nadano mu imiona Fearghas Aodh.
Kiedy usłyszał o tym po raz pierwszy, poczuł niemałą dumę, wszak to oznaczało, że od samego początku był równie głośny co ojciec i starszy brat. Ba, tak głośny jak każdy Travers, bo nawet nie wypada żeby było inaczej! Lubił chwalić się tym faktem, czasem dopowiadając szczegóły o wybitych siłą jego gardzieli szybach lub rozbitych w drzazgi meblach. To była wspaniała anegdotka o jego pierwszym heroicznym czynie, póki nie podrósł na tyle, aby zrozumieć wielką wagę tego krzyku. Gdyby wtedy ledwie zakwilił i okazał słabość, to przepadłby całkowicie. Tamtego kwietniowego dnia albo uśmiechnęło się do niego szczęście, albo sam coś wyczuł jakimś wyostrzonym zmysłem, którego nie spotkano wcześniej w historii ludzkości i nie spotka już nigdy u żadnego innego noworodka.

Z urodzenia przypadła mu rola drugiego syna i ten tytuł ma bardzo słodko-gorzkie brzmienie, kiedy jest się wychowywanym w oparciu o konserwatywne wartości znamienitego rodu. Cóż, drugi syn nie jest niezbędny jak ten pierwszy, ale zawsze lepiej go mieć, tak na wszelki wypadek. Nie trzeba w drugiego syna przelewać wielkich ambicji, tego akurat lepiej unikać, jednak trzeba wbić mu do głowy twarde zasady, aby czasem nie wylazł przed szereg i nie przyniósł rodzinie wstydu. Mały Fergie miał szczęście w tym nieszczęściu bycia drugim synem, że urodził się Traversem. Jeśli zasada starszeństwa pozostawała żywa w rodzie hołdującym morskim tradycjom, to jak kolosalne znaczenie musiała mieć w innych czystokrwistych rodzinach?
Ewentualne obawy rodzicieli o wzajemne relacje braci nie miały prawa się ziścić – niewielka różnica wieku uczyniła ich świetnymi kompanami do wspólnej zabawy, w której towarzyszyli im także kuzyni. Od kiedy Fergie nauczył się dobrze chodzić, zawsze w pierwszej kolejności szukał brata, niejednokrotnie wymykając się w tym celu swoim opiekunkom. To właśnie złość na jedną z piastunek, która zabroniła wybiec mu w samej bieliźnie z pokoju w celu poszukiwań, stała się katalizatorem do manifestacji magii u trzylatka. Zamknięte mu tuż przed nosem drzwi wybuchły, a siła tego wybuchu powaliła także upartą niańkę. Ku jego niezadowoleniu i tak musiano go w końcu ubrać, aby uczcić w rodzinnym gronie przebudzenie jego magicznego potencjału.

Manannan dość naturalnie stał się dla niego wzorem do naśladowania. Był większy, szybszy, sprytniejszy, bardziej pojętny i zdążył poznać wszystkie zakamarki wybrzeża i poszczególnych okrętów. Nawet świniowstręt u brata stał się powodem do większego podziwu, bo to przecież taka wielka oznaka szlachectwa, którą los nie obdarza wszystkich z wyższych sfer. Choć nie porównywano ich do siebie, to Fergie podskórnie czuł, że może być mniej utalentowany od brata, gdy dni dzieciństwa przestała mu wypełniać wyłącznie dobra zabawa. Kolejni guwernerzy tłumaczyli zasady etykiety i salonowe niuanse, pokazywali kroki taneczne, zapisy nutowe. Łatwiej było znosić zajęcia skoncentrowane na aktywności fizycznej – jazda konna, machanie szpadą i unoszenie się na miotle nie było monotonne czy skomplikowane. Największym wyzwaniem stało się poznawanie podstaw transmutacji. Fergie nie miał odwagi podzielić się z kimkolwiek swoją największą obawą, że w tej dziedzinie być może będzie najmniej pojętnym spośród wszystkich Traversów. Trudno było mu spamiętać teorię bez mylenia niektórych pojęć, choć w zaciszu sypialni na nowo sporządzał własne notki, próbując zrozumieć udzielone mu lekcje. Wpadł w popłoch, kiedy rodzina zaczęła żyć szykowaniem szkolnej wyprawki dla Manannana. Widmo rozłąki było niczym wobec strasznej myśli, że pod nieobecność utalentowanego brata wszystkie jego niedociągnięcia staną się widoczne gołym okiem.
Po wyjeździe brata do Hogwartu strach stopniowo pomogła mu przezwyciężyć postać małej siostrzyczki. Musiał przyznać, że z początku niezbyt interesował się Imogen. Długo mówiono o niej szeptem, bardzo cicho podkreślano jaka jest delikatna. Fergie trzymał dystans; nigdy nie dopuszczano go do kruchych rzeczy i dobrze pamiętał każdą karę otrzymaną za zniszczenie czegoś cennego. To tęsknota za bratem pchnęła go w stronę siostry, ale również słowa drogiej matki, która podpowiedziała mu, że powinien zaopiekować się Imogen, skoro Manann zawsze opiekował się nim. Jak przystało na starszego brata szurał kolanami przy raczkującym maleństwu, pomagał stawiać jej pierwsze kroki i podawał każdą rzecz, jaką tylko wskazała drobną rączką. Przynosił jej kwiatki, muszelki, wykradzione ze szkatułek kuzynek pierścionki. Czasem śpiewał kołysanki, snuł opowieści o morskich podróżach ojca, niczym mantrę powtarzał pewne słowa, zwłaszcza te brzydkie, aby młoda uczyła się od niego rzeczy ważnych już od najmłodszych lat. Każda wizyta składana siostrze była doskonałym przerywnikiem pomiędzy coraz bardziej wymagającymi zajęciami.


Fergus The Boisterous

I na niego przyszła pora, aby udał się do Hogwartu. Ciężko było pożegnać się z tym, co było mu już dobrze znane, jednak rozpoczęcie edukacji było dla niego przede wszystkim szansą, aby lepiej zrozumieć transmutację poprzez praktykę. Wiele z obaw nawet nie zdążyło się na dobre rozgościć w jego głowie, co zawdzięczał szkolnym opowieściom brata. Manann ostrzegł go, że tęsknota za widokiem morza i spacerami wzdłuż wybrzeża będzie momentami trudna do opanowania, ale chwilę później mówił już o ruchomych schodach robiących psikusy, chętnych do rozmów duchach, ukrytych przejściach i komnatach, jeziorze nieopodal zamku oraz pokoju wspólnym Slytherinu. Wyobrażenie wszystkich wielkich poszukiwań w szkolnych murach było niemniej ekscytujące co perspektywa posiadania własnej różdżki i samodzielnego rzucania zaklęć.
Tiara Przydziału umieściła go w Slytherinie; innej możliwości po prostu nie było. W tym właśnie momencie mały Fergie poczuł, że przeistoczył się w Fergusa. Szybko nawiązał dobry kontakt z rówieśnikami ze wspólnego domu, pozwalając im zdrabniać swoje imię. Wszystkim dał się poznać jako głośny i ruchliwy lekkoduch, więc rzadko był zapraszany do wspólnej nauki i sam do biblioteki kierował się w ostateczności. Nie przepadał za bezczynnym siedzeniem w szkolnych ławkach, szczególną udrękę cierpiał na lekcjach historii magii, na których uczniowie musieli wsłuchiwać się w ospały głos profesora ducha. Zdecydowanie bardziej upodobał sobie te przedmioty, gdzie obecne było praktyczne podejście do nauki, szczególnie polubił obronę przed czarną magią, zaklęcia oraz transmutację. Przed pierwszymi zajęciami z magii przemiany było w nim dużo niepewności, jednak szybko okazało się, że wypadał bardzo dobrze na tle całego rocznika i zamierzał dołożyć wszelkich starań, aby taki stan rzeczy utrzymać do samego końca swojej edukacji. Do żadnego przedmiotu nie przykładał się tak jak do transmutacji, a jego przeciętne wyniki w innych dziedzinach były traktowane z przymrużeniem oka, póki nie wpływały na reputację rodu.

Dzięki ostrzeżeniom brata wiedział jak poruszać się po zamku, jak zachowywać w pewnych sytuacjach oraz na kogo szczególnie uważać spośród uczniów i kadry pedagogicznej. Po lekcjach lubił badać z równie ciekawskim kolegami szkolne korytarze w poszukiwaniu tych tajnych przejść, o których zdążył się nasłuchać od brata, kuzynów, a nawet wujków. Zdarzało się, że czasem wracali do pokoju wspólnego po rozpoczęciu pory nocnej, jednak Fergus nie potrafił brać na poważnie wizji ewentualnych szlabanów, jeśli nie miały one nic wspólnego z karami cielesnymi. Za spóźnienie się do łóżka mógł co najwyżej czyścić kociołki albo polerować nagrody ze szkolnych gablot. Poczucie bycia bezkarnym stopniowo zaczęło w nim rosnąć, wręcz zakorzeniać się w duszy, gdy nikt nie próbował go dyscyplinować. Jako pierwszoroczniak nie wdawał się w bójki, lecz nie ukrywał swojego stosunku do szlam. Dopiero na drugim roku nauki zaczął uczestniczyć w przepychankach. Jeśli kolegom Ślizgonom zależało na eskalacji awantury, zwłaszcza z Gryfonami, to przybiegali do niego i dawali mu znać gdzie powinien się udać. Czasem walnął kogoś w nos, kogoś innego nastraszył zaklęciem, ale nie wszystkie potyczki były ujawniane prefektom czy nauczycielom, jakby po wszystkich stronach barykady istniała niewypowiedziana umowa, że drobne utarczki to coś naturalnego.
Po otwarciu Komnaty Tajemnic jeszcze śmielej głosił wraz z innymi, że wyższość czystej krwi jest czymś oczywistym, dzięki czemu czuł rosnącą między Ślizgonami solidarność. Kiedy inne domy nie kryły się ze swoją podejrzliwością i jednoczyły przeciwko nim, z jeszcze większą skrupulatnością pilnowali swoich słabych ogniw, choć niekoniecznie leżało to w ich naturze. Wzajemne urazy powstałe między uczniami uczestniczącymi w zdarzenia po otwarciu Komnaty miały być pielęgnowane przez kolejne lata. Któryś z personalnych konfliktów musiał skończyć się tragedią, nawet jeśli Fergus potrafił całkowicie o takowych zapominać na czas wakacji. Wakacje poświęcał rodzinie, szczególnie siostrze, zawsze się dziwiąc jak szybko rośnie i zarazem martwiąc jak przy tym pięknieje. Doskonale wiedział jacy są dojrzewający chłopcy, bo sam w chaotycznej grupie nastolatków bywał najgorszy. Póki mógł, zrywał dla niej kwiaty, zbierał muszelki i tytułował księżniczką, siebie stawiając w roli rycerza.

W ogromne kłopoty wpadł na szóstym roku nauki, ewidentnie dlatego, że w szkolnych murach nie trzymał już nad nim pieczy starszy brat, co po pierwszym sabacie oddawał się morskim przygodom. To był główny powód, przez który Fergus czuł wzmożoną frustrację i w wielu momentach reagował nadmierną agresją. Znów został w tyle. Różnica wieku między nim a bratem była niewielka, raptem dwa lata, a jednak Manann w dorosłość wkraczał sam, z dumnie uniesionym czołem przecierał szlak. Pozostawał lepszy na tak wielu polach i to nie tylko z racji starszeństwa, przez co w cały ten pieczołowicie budowany od dzieciństwa podziw nagle w wieku nastoletnim wkradła się zawiść. Był pilniejszy w nauce, wykazywał większy talent do transmutacji, z upływem czasu obaj przekonali się, że Fergie nigdy nie zrówna się z nim choćby wzrostem i zostanie na zawsze o te kilka centymetrów niższy. Myśl o byciu kimś zbędnym bolała, więc widok panoszących się szlam po ledwie zakończonej mugolskiej wojnie jeszcze bardziej irytował.
Był z dwoma kolegami w wieży zachodniej i właściwie mieli po wysłaniu listów opuścić sowiarnię, kiedy za ich plecami pojawili się dwaj Gryfoni. Zaczęło się od słownej zaczepki, któryś ze Ślizgonów powiedział coś o cenie szkolnego pergaminu, że biedota może wysyłać listy do mugolskiej hołoty dzięki datkom czystokrwistych rodzin. Padła kąśliwa odpowiedź, kolejna obelga, każdy trzymał w dłoni swoją różdżkę. W końcu padło imię Manannana, szyderczo przekręcone, wraz z sugestią, że bez brata obok Fergus przestał mieć niewyparzoną gębę, bo dusi się własnymi jajami. Travers rzucił zaklęcie jako pierwszy, w powietrzu rozszedł się świst kolejnych, następnych, lecz najbardziej zajadły był on, potomek Króla Rybaka. W jednego z Gryfonów trafiło zaklęcie, niewiadomo które i czyje, ale trafiło. Chłopak został odepchnięty siłą czaru na skraj schodów i już nie odzyskał równowagi; spadł, runął, stoczył się z krzykiem, a na samym dole kamiennych schodów roztrzaskał głowę już głucho, tam barwiąc kamienne podłoże krwią. Na całe szczęście oddychał, choć Fergus po raz pierwszy w swoim życiu zamarł w bezruchu, niezdolny do rzucenia się gwałtownie naprzód, aby samemu sprawdzić czy chłopak rzeczywiście nie umarł.
Dzięki interwencji szanowanych przedstawicieli szlacheckich rodów cały incydent uznano za nieszczęśliwy wypadek, lecz większy w tym udział miały pieniądze, którymi przekupiono rodzinę poszkodowanego. Fergus nie był zdziwiony krzykami ojca i wymierzonym mu policzkiem, sam czuł do siebie obrzydzenie na myśl, że przez niego galeony Traversów trafiły w mugolskie ręce, gdy tak naprawdę w pierwszej kolejności żadne szlamowate ścierwo nie powinno było trafić w progi Hogwartu. Do końca nauki trzymał głowę nisko, nie ingerował w ostrą rywalizację między domami, tłamsząc chęć zemsty. Skupił się na nauce transmutacji oraz starożytnych runach, które wybrał jako przedmiot dodatkowy na trzecim roku, wiedziony potrzebą sprawdzania wielu zatopionych skarbów pod kątem obecności klątw. Na egzaminach końcowych z tych dwóch przedmiotów otrzymał ocenę powyżej oczekiwań, resztę zdał z wynikiem zadowalający.


Fearghas The Unsinkable

Powrót do domu na stałe po siedmiu latach nauki był zderzeniem z nową rzeczywistością. Stał się dorosłym i w pełni wykształconym czarodziejem, jednak nie czuł, aby był brany na poważnie. Jeden błąd kładł się cieniem na jego reputacji, dlatego przyrzekł sobie, że któregoś dnia zmaże z siebie hańbę i w ten sposób udowodni ojcu swoją wartość. Przeżył swój pierwszy sabat bez większych kontrowersji, wyłącznie dlatego, że brat i kuzyni przećwiczyli go w piciu na umór, więc podczas balu znał już swoją granicę upojenia, jakiej przekraczać nie mógł pod żadnym pozorem. Jak najbardziej kulturalnie przetańczył kilka utworów do samego końca z różnymi debiutantkami, żadnej nie prosząc na parkiet dwukrotnie celem uniknięcia plotek o rychłych zaręczynach, odbył kilka rozmów o muzyce i winie, a po odbębnieniu tych obowiązkowych ceremoniałów przegadał z krewnymi resztę nocy, omawiając potencjalne kierunki swoich morskich wojaży.
Swoją przygodę z morzem zaczął pod pieczą wuja, który daleki był od szukania na siłę zaginionych skarbów. Takie padło polecenie ze strony ojca, które zapieczętowało słowo samego nestora. Marzenie o wypłynięciu w pierwszy rejs wspólnie z bratem nie miało się ziścić, jednak Fergus przyjął to z godnością, doskonale rozumiejąc, że ich narwany duet na statku mógłby wywołać jakąś awanturę. Postanowił, że nabierze jak najwięcej wprawy nim wyruszy gdziekolwiek z Manannanem, aby się przed nim nie zbłaźnić, a wizja bycia podkomendnym wobec innego krewnego czyniła go spokojniejszym i łagodziła zawód.
Kapitan Czarnego Wichru, wuj Odhran, skupiał się na potencjalnych zyskach jakie mogło przynieść cumowanie w poszczególnych portach, a jego oczkiem w głowie było pilnowanie załadunku i rozładunku statku. Wszystko miało swoją wartość, każdą rzecz można było kupić taniej i sprzedać drożej, nawet członkowie załogi byli poddawani milczącej wycenie przed wybyciem na otwarte morze. Fergus miał za zadanie trwać przy boku wuja i wszystko obserwować, lecz tak naprawdę zaczął od najprostszych zadań. Nie otrzymał taryfy ulgowej z racji noszonego nazwiska, przeciwnie, miał szorować pokład lepiej niż ktokolwiek inny, z czego wyniósł tylko tyle (a może aż tyle), że na wzburzonych wodach jego życie ostatecznie zależy od statku, więc ma go szanować na równi z własną matką. Obierał ziemniaki pod czujnym okiem kucharza, przenosił ładunki z innymi pokładowymi, dbał o omasztowanie, a w międzyczasie, w chwilach rzekomego wytchnienia, otrzymywał dodatkowe nauki od wuja w jego kapitańskiej kajucie. Te prywatne audiencje były najbardziej pouczające, bo tyczyły się aktualizacji map i locji, tajników nawigacji, ale również dokładnych rozrachunków, gdy po opuszczeniu portu za każdym razem wpisywał dane wszystkich transakcji do księgi skupów i sprzedaży towarów. Osobny dziennik dotyczył kosztów utrzymania statku i był świętością, do której dostęp uzyskał po wielu długich miesiącach wytężonej pracy, wydatków na zaopatrzenie pilnując co do knuta. Palec wuja dokładnie wskazywał co i gdzie ma wpisać, potem zapiski stawiane przez Fergusa śledziło już tylko czujne spojrzenie kapitana.

Czarny Wicher najczęściej pojawiał się na wodach Morza Północnego, przy kanale La Manche, na Morzu Celtyckim, a potem za cel obierał Zatokę Baskijską. Jeśli wuj Odhran decydował się płynąć dalej, musiał za tym stać wielki biznes warty jego czasu. Zdarzało się, że wówczas statek przemierzał cały Ocean Atlantycki dobijając do Stanów Zjednoczonych, potem wpływał do Zatoki Meksykańskiej lub na wody Morza Karaibskiego. Innymi razy opływali afrykański kontynent, bądź przez wpłynięcie przez Cieśninę Gibraltarską obierali za cel Morze Śródziemne.
Kilka pierwszych opłynięć Morza Północnego sprawiło, że Fergus zmężniał w dość krótkim czasie. Dowodem zmiany był nie tylko zapuszczony zarost i tężyzna fizyczna, ale także nabyte umiejętności. Praca przy żaglach wzmocniła jego ramiona i łydki, stopniowo ciało młodzieńca nabrało dojrzalszych rysów. Szczególnie matka dostrzegała tę zmianę, gdy powracał do domu z coraz szerszym uśmiechem. Dobry rok zapominał o upokorzeniu z lat szkolnych; dzięki morskiej bryzie odzyskał spokój ducha i ujrzał swą przyszłość w kształcie fal. Wuj musiał także zauważyć tą przemianę i nabrać do niego zaufania, bo już nie trzymał go kurczowo przy swoim boku, gdy reszta załogi szukała rozrywek w portowych lokalach. Jeśli na statku wymagano od Fergusa ślepego posłuszeństwa, tak na lądzie, szczególnie tym pozostającym z dala od brytyjskiej socjety, mógł sobie pozwalać na wszelkie wybryki, byleby nie skończyły się czyimś kalectwem lub morderstwem. Stoczył więc mnóstwo bójek, często stając za bardziej spitym członkiem załogi. Zgrał tysiąc talii kart, raz tracąc, za drugim razem zyskując galeony. Próbował najróżniejszych ryb, rumów i kobiecych ust (smak niektórych był gorszy od kiszonych śledzi, inny bardziej upajający od najmocniejszych trunków). Od tych wszystkich atrakcji nabawił się dziwnego nawyku – pod wpływem alkoholu zaczął swoje zapędy gasić skokiem do wody. W upalne lato czy w lodowatą zimę, w angielskim Cromer czy hiszpańskim A Coruna, zawsze dawał nura i momentalnie powracał do jako takiej trzeźwości umysłu. Śmiano się z niego, że częściej ląduje za burtą niż stoi na niej obiema nogami, ale przynajmniej zaczął pływać doskonale.
Z bratem jednoczył się w rodzimych portach, wymieniając co ciekawszymi historiami z żeglugi. Manann był bardziej zakochany w samym morzu, jego nieodkrytych zakamarkach i ciepłych prądach, z kolei Fergus pozostawał przede wszystkim zauroczony wszczynanymi przez siebie burdami i nie przeszkadzał mu regularnie odczuwany chłód Morza Północnego. Szanował kapitańską rangę brata, kierował Szaloną Selmą podług własnej woli i w poszukiwaniu chwały, ale po raz pierwszy nie czuł pośpiechu do ruszenia w jego ślady, ten jeden sukces postrzegając jako brzemię zbyt wielkiej odpowiedzialności. Nigdy nie próbował ograbić brata z wielkich marzeń, choć sam zaczął preferować rzeczowe podejście wuja Odhrana do morskich podróży. Być może utracony przez starszego brata palec był pierwszym zwiastunem tragicznych zdarzeń. Fergus ponownie rozbudził w sobie potrzebę odnowienia i poszerzenia wiedzy o tajnikach zdejmowania klątw, nie ignorując omenu całkowicie, jednak szybko pożałował, że nie potraktował go z większą powagą.

Był przekonany, że musiał z Norwegii przytargać za sobą jakąś paskudną klątwę, gdy szukał ksiąg z nowymi zapisami runicznymi, ponieważ nigdy w swoim życiu nie doświadczył takiej kumulacji nieszczęść jak po jednym ze swoich powrotów. Imogen nie tylko nie wyszła mu na powitanie, ale nie chciała widzieć żadnego z przywiezionych prezentów. Matka oznajmiła, że połowę wakacji przesiedziała w czterech ścianach, odmawiając przy tym składania jakichkolwiek wyjaśnień. Łudził się, że może to tylko kwestia trudów nastoletniego wieku, może nieodwzajemnione uczucie (połamałby nogi gnojkowi co ośmieliłby się złamać jej serce, ale połamałby jeszcze ręce, gdyby jej naobiecywał jakąś wspólną ucieczkę z domu w imię miłości). Kiedy przez kolejne kilka dni nie otworzyła mu drzwi, zaczął czuć w kościach, że to nie są zwykłe dąsy młodej szlachcianki. Nie był pewien jak przekonać siostrzyczkę do rozmowy, co mógłby dla niej zrobić, kiedy na kobiecych sprawach w ogóle się nie znał, a wuj Odhran nalegał, aby wypłynęli jak najszybciej i przy tym napomknął o możliwości awansowania go do rangi starszego oficera. Poddał się zbyt szybko, morze odciągnęło jego uwagę od Imogen, która ostatecznie musiała wyjść z pokoju, aby powrócić do Hogwartu.
Kilka następnych powrotów do domu nie tylko nie pomogło mu ustalić co wpłynęło na zmianę w zachowaniu siostry, lecz naraziło go na kolejne zmartwienia. Manannan przepadł jak kamień w wodę. Zdarzało się, że nie dawał żadnych wieści, jednak przedłużające się milczenie brata w końcu stało się nienaturalne i przerażające. Chciał przekonać wuja do wyruszenia na poszukiwania, w akcie desperacji zagroził mu przejęciem statku siłą, jednak głosem rozsądku okazała się matka. Ubłagała go, aby zlitował się nad nią, nie narażał jej na strach o kolejnego syna i trzymał się blisko kraju w niepewnych czasach. Wuj z ojcem podjęli decyzję, że przez pewien czas Czarny Wicher nie będzie wypływał dalej poza Morze Północne i Morze Celtyckie. Na poszukiwania wysłano zdolnych w tej materii kuzynów, pozostawiając ponownie Fergusa w rozgoryczeniu i bezradności. Skapitulował, pragnąc wierzyć, że brat to zrozumie i mu przebaczy, gdy tylko wróci do domu. Dla złagodzenia własnych wyrzutów sumienia próbował umocnić więź z Imogen, jednak w jej oczach czaił się chłód, który mu mówił, że zawiódł ją jako starszy brat. Czegoś nie dopilnował, tylko czego? Chciał poznać odpowiedź i zarazem obawiał się tego jak trudna będzie. Oczekiwał na powrót brata, ale nie był pewien jak ten zareaguje na wieść, że nie uczynił nic, aby go znaleźć.

Wzburzone morza były niczym wobec kolejnych wstrząsów na brytyjskiej scenie politycznej. Fergus swoją wiedzę o polityce czerpał od ojca, który przedstawiał mu wszystko skrótowo, w czarno-białych barwach, więc nie było miejsca na gdybania czy wątpliwości. W rytm fal odcinał się od problemów, zatracał w kolejnych burdach, agresją odreagowywał wszelki stres. Z drugiej strony trzymał pion, jak najbardziej należycie wypełniał obowiązki starszego oficera, nie chcąc zawieść wuja, który dał mu szansę stać się Traversem pełną gębą. W którymś momencie całkowicie przejął sprawy związane z transportowanymi ładunkami, skrupulatnie pilnując wartości upłynnianych towarów.
Koło fortuny zakręciło się błyskawicznie, zatrważająco błyskawicznie. Manann znalazł drogę powrotną do domu i wszystko obrało odpowiedni kurs. Cały ród opowiedział się po stronie Czarnego Pana, Manannan ożenił się z siostrą samego nestora Rosierów, a Imogen ostrożnie powróciła do ludzi. I tylko Fergus w tym wszystkim pozostawał na swoim miejscu, dryfując swobodnie, chyba czekając na wicher co dmuchnie w jego żagle. To właśnie brat nadał mu kierunek, gdy napomknął o potrzebie aktywniejszego wsparcia sprawy Rycerzy Walpurgii. Choć morze wciąż wzywało go słodkim szumem fal, nie mógł zapomnieć o powinnościach względem rodu, o którego chwałę należało zadbać także na lądzie pogrążonym w wojennej zawierusze. Może stanie się tym okrętem wielkiej armady, co choć w jednej bitwie zada kluczowy cios szlamolubnemu wrogowi.
Rodzina upomniała się, aby wypełnił jeszcze jeden ze swych szlachetnych obowiązków, choć przez dobrą dekadę grzecznie go pomijano i on sam się nie wychylał, gdy zaczynano temat umacniania sojuszy poprzez zawiązywanie węzłów małżeńskich. W pierwszej kolejności to pierworodnemu należał się przywilej najbardziej lukratywnego ożenku, zaś drugi syn czekał w kolejce, póki go nie wywołano. Skoro sam Manann nie mógł bronić się dłużej przed nieuniknionym, to młodszy z braci również musiał poddać się nestorskim zamysłom. Pozostało mu wierzyć, że nie trafi mu się cherlawa małżonka, której marzenia o idealnym dla niej wybranku rozbiją się o niego właśnie, tak jak sztormowe fale pozostają bezradne wobec wysokich klifów.

Fergie wyrósł.
Fergus się wyszumiał.
Fearghas miał spisać kolejny rozdział swego życia.




Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 +2 (różdżka)
Uroki: 0 Brak
Czarna magia: 2 +2 (różdżka)
Uzdrawianie: 0 Brak
Transmutacja: 7 +1 (różdżka)
Alchemia: 0 Brak
Sprawność: 23Brak
Zwinność: 11 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
trytońskiI1
francuskiI1
hiszpańskiI1
norweskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
AstronomiaI2
GeomancjaI2
Historia magiiI2
KłamstwoI2
PerswazjaI2
ONMSI2
SpostrzegawczośćI2
Starożytne runyII10
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI5
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rozpoznawalność I0
Rycerze Walpurgii -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (wiedza)I½
Muzyka (śpiew)I½
Muzyka (harmonijka)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
JeździectwoI½
Latanie na miotleI½
PływanieII7
QuidditchI½
SzermierkaI½
Taniec balowyI½
Walka wręczII7
ŻeglarstwoIII25
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Czarodziejskie oczkoI½
DartI½
Magiczny pokerI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0
Reszta: 0

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Fearghas Travers dnia 13.10.24 23:28, w całości zmieniany 6 razy
Fearghas Travers
Fearghas Travers
Zawód : korsarz
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
fergalicious definition make the girls go loco
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +1
CZARNA MAGIA : 2 +2
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 23
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Fearghas Travers [odnośnik]14.10.24 10:44

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fearghas Travers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fearghas Travers [odnośnik]14.10.24 10:44


KOMPONENTYlista komponentów

BIEGŁOŚCIhistoria PB

HISTORIA ROZWOJU[08.10.24] Rozwój początkowy -550 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fearghas Travers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Fearghas Travers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach