Harrison Vaillant
AutorWiadomość
Urodziłem się w Wilton na ziemiach Anglii.
Moi rodzice...
Lubiłem się bawić...
Wychowałem się wśród...
Uchodziłem za...
Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1931
szczególnie pamiętam...
W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
Kiedy byłem mały, marzyłem o...
dbali o każdy detal mojego wychowania i — jak na ludzi z dobrych rodzin przystało — świecili przykładem obycia oraz zakorzenienia w tradycji. Ich status pozwolił im na dostatnie życie, w wyniku czego niczego mi nigdy nie brakowało. Cesaire był jednym z czołowych pracowników magicznej policji i moim autorytetem, aż do majowych anomalii, w których stracił życie. Béatrice spędzała dnie na pilnowaniu swojego niewydarzonego syna i jak na wzorową panią domu przystało, dbała o każdy jego detal. Po śmierci ojca została wysłana przeze mnie do rodziny pod Paryżem, gdzie wciąż przebywa. Na pewno pisze do mnie listy, ale zawierucha wojenna uniemożliwia częstą komunikację.
Lubiłem się bawić...
wszędzie i ze wszystkimi, chociaż lubiłem też samodzielne wyprawy. Gdy rodzice nie widzieli, uciekałem przed domowymi naukami, woląc chodzić po drzewach czy poznawać nowe zakamarki rodzinnego miasteczka. Marzyłem wtedy o wyrwaniu się do wielkiego świata, a aktualnie los znów sprowadził mnie w te same rejony.
Wychowałem się wśród...
czarodziei z tradycjami. Wilton jest miasteczkiem Malfoyów, gdzie zdecydowanie doceniałem dbanie o historię i staroangielską architekturę. Bycie dzieckiem z magicznej rodziny było więc czymś, czego nie musiałem się wstydzić, a mugole stanowili marginalną grupę sąsiedztwa. Przed drastycznymi podziałami nawet mi to odpowiadało i nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad ich rolą w moim życiu.
Uchodziłem za...
zdolnego, acz leniwego łobuza, który wolał chodzić własnymi ścieżkami. Umiałem się zachować, gdy tego wymagała sytuacja, szczególnie gdy w grę wchodziły uroczyste spotkania w domu, chociaż i wówczas lubiłem co jakiś czas pociągnąć za spódnicę córkę współpracownika ojca czy nadepnąć na szatę głupiemu kuzynowi.
Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1931
szczególnie pamiętam...
ilość książek, które musiałem nieść. Nieszczególnie mnie to ekscytowało, chociaż szybko przestało mnie to martwić, gdy dostałem gigantyczną ropuchę. Napoleon z racji bycia ropuchą nie wzbudzał specjalnej sympatii innych, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Miał w sobie pewien wdzięk.
W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
zaczepiałem, kogo popadnie, dzięki czemu w samym Hogwarcie już na starcie miałem grupę znajomych. Znałem też już kilka osób ze starszych roczników, bo byli dziećmi ludzi z otoczenia rodziców, a że nie miałem specjalnie oporów czy wstydu przed innymi dzieciakami, z łatwością to wykorzystywałem. I wyglądałem na ciekawszego w oczach rówieśników.
Kiedy byłem mały, marzyłem o...
zwiedzaniu świata. Nie chciałem granic, a rozmyślanie o dalekich krajach, gdzie nie postał jeszcze żaden człowiek, pobudzały wyobraźnię. Trzeba przyznać, że to we mnie pozostało — eksplorowanie i chęć do sięgania dalej, jednak aktualna rzeczywistość zatrzymała się właśnie tak. Na aktualnej rzeczywistości.
Uczęszczałem do Hogwartu, gdzie przydzielono mnie do Slytherinu w latach 1931-1938.
W szkole byłem uczniem
W szkole najbardziej interesowało mnie
Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
W szkole trzymałem się z...
W szkole byłem odbierany jako...
W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
Wykorzystywałem w szkole swoje mocne strony, żeby...
Kiedy pomyślę, że kiedyś odrabiałem szlaban...
Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
Kiedy pomyślę, że zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
Kiedy pomyślę, że zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
zdolnym, acz leniwym. Stanowiłem kwintesencję tych słów, które rzucane były w moją stronę przez nauczycieli niemal na każdym kroku. Gdy nie czułem motywacji, oblewałem każde zadanie, ale w momencie zmiany nastawienia, uczenie się dzień przed egzaminem wystarczyło, by otrzymać jeden z najwyższych wyników w grupie. Trzeba przyznać, że bardziej interesowały mnie uczennice od ocen.
W szkole najbardziej interesowało mnie
zdobywanie nowych relacji i bycie w centrum zainteresowania. Byłem dość popularnym dzieckiem, z dobrze sytuowanej rodziny, ze śliczną twarzą, a ze znajomościami w starszych rocznikach stawałem się już w ogóle atrakcyjniejszy w oczach rówieśników. Do tego posiadałem wrodzoną łatwość w kontaktach z ludźmi, a brak barier zezwalał mi na bezpardonowe sięganie dalej.
Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
zdecydowanie obrona przed czarną magią i zaklęcia. Wiązały w sobie wiele cech, jakie mogłem wykorzystać i które pasowały pod moją osobowość. I znajdowały się w centrum zainteresowania większości uczniów — bycie najlepszym w czymś popularnym nie mogło mnie ominąć.
Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
latanie na miotle. I na tym zakończmy.
W szkole trzymałem się z...
uczniami z różnych grup wiekowych. Głównie kręciłem się wśród tych bardziej popularnych dzieciaków, samemu kochając być w centrum zainteresowania. Chociaż nie ograniczałem znajomości, lubiąc mieć wielu znajomych, dlatego można było mnie spotkać wśród starszaków, jak i tych trzymających się na uboczu. W końcu zawsze gdzie poszedłem, coś się działo.
W szkole byłem odbierany jako...
złoty chłopiec z pięknym uśmiechem i odpowiedzią na wszystko. Ciężko było mnie zbić z tropu lub zawstydzić, dlatego dość łatwo nawiązywałem znajomości, jak i zdobywałem wrogów. Widywano mnie często z najładniejszymi dziewczynami, więc jeśli taką byłaś w szkole, zapewne się poznaliśmy. Nie znaczy, że zapamiętałem Twoje imię.
W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
irytował się faktem mojej osobowości. Jak na typowego ślizgona przystało, lubiłem mieć rację i ciężko było wygrać ze mną pojedynek na argumenty.
Wykorzystywałem w szkole swoje mocne strony, żeby...
wymigać się od kłopotów i postawić na swoim. Nie na wszystkich działał mój czar, ale warto było. Gdy chodziło o naukę, nie było nic lepszego, jak brylowanie w świecie pochwał. Gdy już do czegoś przysiadłem.
Kiedy pomyślę, że kiedyś odrabiałem szlaban...
to myślę, że nie było to nic okropnego. Cokolwiek musiałem odpracować, nie żałuję. W końcu czym była kara, jeśli można było zrobić coś zakazanego? Od tego są zasady, żeby co jakiś czas je złamać. Zresztą... Nie wszystkie moje wybryki wyszły na światło dzienne.
Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
to wydaje się to niewykorzystaną okazją. Ojciec nie był dramaturgiem, a matka jako powściągliwa pani domu nie wyciągała domowych spraw na światło dzienne. W jakiś sposób jednak doceniałem ich podejście, bo nie wygłupiali się poprzez to na oczach innych, zachowując odpowiednią renomę. Nie to, co ja.
Kiedy pomyślę, że zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
to zrobiłbym to ponownie. Hogwart nocami miał w sobie zdecydowanie więcej czaru aniżeli za dnia. Do tego skrzaty znały najwięcej tajemnic zamku, a słuchanie o ukrytych przejściach czy zakamarkach było jak woda na młyn mojego ciekawskiego umysłu.
Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
to wzruszam ramionami. Nigdy nie widziałem sensu, aby zaczytywać się w książkach, a tym bardziej próbować je wykradać.
Kiedy pomyślę, że zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
to tylko z dziewczynami albo żeby wygrać zakład. To były czasy...
Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
mnie rozwalonego na najlepszym z foteli, jakie były w lochach. Wszyscy wiedzieli, że to miejsce było po prostu moje i nikt inny tam nie siadał. Do tego zawsze wianuszek znajomych miał do mnie dostęp.
Zająłem się kursem do magicznej policji, w której po roku stałem się pełnoprawnym funckjonariuszem. W 1948 wysłano mnie do francuskiego Ministerstwa Magii, gdzie zostałem do 1953. Odszedłem jednak po Bezksiężycowej Nocy.
Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
Odpoczywam...
Obracam się w towarzystwie...
Jeśli chodzi o moje poglądy...
Mieszkam...
Podziwiam...
Budzę niechęć wśród...
Sprawiam wrażenie...
Prowadzę się...
Zwiedziłem...
no, ludzi.
Odpoczywam...
w towarzystwie kolejnego papierosa i kolejnej pięknej kobiety.
Obracam się w towarzystwie...
lub właściwie to towarzystwo obraca się wokół mnie. Lubię jednak co jakiś czas samotność. Nigdy nie przeszkadzało mi przebywanie samemu ze sobą.
Jeśli chodzi o moje poglądy...
to ciężko je nazwać poglądami typowego Feniksa. Nie jestem promugolski, ale też nie jestem im przeciwny. Dołączyłem do rebelii, bo uważam, że sprawiedliwość w postępowaniu wobec drugiego człowieka jest fundamentalnym aspektem istnienia. Zresztą zawsze lubiłem łamać zasady.
Mieszkam...
nie chcę o tym mówić.
Podziwiam...
kobiety, które pomimo warunków wojennych wciąż potrafią zadbać o siebie.
Budzę niechęć wśród...
wielu. Rywalizujący koledzy zdecydowanie nie patrzą na mnie przychylnie. Moja umiejętność zdobywania zaufania sprawia, że niektórzy obecni członkowie rebelii patrzą z zazdrością lub wrogością. Szczególnie ci, którzy próbują, ale nie potrafią osiągnąć podobnego statusu w grupie, mogą czuć się pomijani lub niedoceniani. Zresztą... Ktoś już mi powiedział, że jestem kimś, kto łatwo się wspina, kosztem innych. Patrząc dalej, to dokonywane przeze mnie akty sabotażu i działania wymierzone w interesy zwolenników czystej krwi są na pewno dla nich nie tylko irytujące, ale też zagrażają ich wpływom. Kto jeszcze... Pragmatycy i osoby o bardziej moralistycznym podejściu – jako człowiek zdolny do cynicznych i pragmatycznych wyborów, mogę z łatwością być źle odbierany przez tych, którzy mają bardziej idealistyczne podejście do walki. Czerpanie satysfakcji z działań sabotażowych czy bezwzględne podejście do pewnych sytuacji, jak oszukiwanie czy manipulowanie ludźmi, może budzić ich etyczne zastrzeżenia. Na pewno jeszcze kogoś pominąłem.
Sprawiam wrażenie...
człowieka o dwóch twarzach. Potrafię być szarmancki i czarujący, ale też wyrachowany i bezwzględny, co może tworzyć aurę nieufności wśród tych, którzy bardziej cenią otwartość i jednoznaczność w działaniach. Nie można jednak odmówić mi pewności siebie.
Prowadzę się...
wobec własnych zasad.
Zwiedziłem...
większą część Europy. Głównie podczas mojego pięcioletniego pobytu we Francji, gdzie jako osoba dwujęzyczna miałem przewagę nad większością współpracowników.
W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.
Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
W moim życiu pomawiano mnie o...
mój przełożony napisał w raporcie, że jestem z jednej strony odważny i skuteczny, z drugiej – nieprzewidywalny i skłonny do egoizmu. Ma rację, ale tak naprawdę sumie nie interesuje mnie, co myślą inni. Podlegam własnemu osądowi. Nie mam sobie nic do zarzucenia i wiem, że dobrze wykonuję swoje obowiązki. Nie znaczy, że nie jestem łasy na komplementy.
Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
mają swoje zdanie.
W moim życiu pomawiano mnie o...
wiele. Większość jednak to prawda.
Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry
Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...
Harrison Vaillant
Zawód : dawny policjant, hipogryf
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I’m not a joiner. I never have been. But I’m willing to do it now. So pull your head from your ass and let’s both live to fight another day.
OPCM : 15 +5
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Harrison Vaillant
Szybka odpowiedź