Wydarzenia


Ekipa forum
Veronica Black (budowa)
AutorWiadomość
Veronica Black (budowa) [odnośnik]20.10.24 17:35

Veronica Black

Data urodzenia: 12.06.1933
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania:Londyn, Grimmuald Place
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy:bogaty
Zawód: domorosły przyrodnik
Wzrost: 170 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: czarny
Kolor oczu: brązowy
Znaki szczególne:bardzo długie włosy, złotawe obwódki wokół intensywnie brązowych oczu, zamiłowanie do pastelowych kolorów, perfumy o wyraźnie kwiatowym zapachu, tik w postaci częstego poprawiania lub spoglądania na włosy.


Gdybym zaczęła swoją opowieść od słów, że urodziłam się po to, by stać się niewidzialną, uznałbyś to drogi czytelniku za kiepską metaforę życia kobiety z wyższych sfer. Jednak owa przeźroczystość nie wynikała z ograniczonych praw czy konwenansów społecznych. Jest to bowiem skutek urodzenia się z pewnym drobnym, lecz mocno wpływającym na życie defektem, jakim jest metamorfomagia. Wyobraź sobie drogi czytelniku sytuację, w której dwie damy z wrogo nastawionych do siebie rodzin wymieniają się uprzejmi uwagami z wyraźnie kąśliwym zabarwieniem. Jednak z nich w końcu osiąga wyraźną przewagę. Skąd ta pewność? Otóż włosy jej przeciwniczki raptownie przybrały wściekle pomarańczowy kolor. Zdradzając wszystkim, jak bardzo poczuła się dotknięta. Czy wyobrażacie sobie coś równie ośmieszającego? Zresztą zastanów się przez chwilę i odpowiedz na pytanie, czy zaufałbyś komuś, kto w twoim mniemaniu w mgnieniu oka przyjmie twarz twojego przyjaciela jak i wroga. Większość ludzie nie ma pojęcia ile wysiłku kosztuje utrzymania choćby najmniejszej świadomej przemiany. Gdy tylko przyszłam na świat, a wraz z pierwszym krzykiem czarne krótkie włoski przybrały barwę niebiesko fioletową, dla wszystkich zebranych stało się oczywiste, że moje życie będzie pełne równie uwłaczających i wstydliwych scen. Nie, stwierdzenie, że urodziłam się po to, by stać się niewidzialną jest błędne. Ja musiałam nauczyć się być niewidzialną tylko po to, żeby przetrwać.



Choć może to wywołać zdziwienie, moje imię spełnia wielkowiekową tradycję nazywania potomków rodu Black. Veronica to drobny kwiat o niebiesko filetowej barwie. To właśnie z nim skojarzyła się mojej matce drobna postać dziecka, które w końcu podano jej do utulenia. By wstępu zdało się zadość należy jeszcze wyjaśnić skąd wzięła się u mnie ta szczególna zdolność. Jak można się spodziewać, nosicielem odpowiedniego genu był mój ojciec. Fobos Black był tym kuzynem, którego nikt specjalnie nie lubił, ale czy tego chciał, czy nie musiał go szanować. Dzięki opanowaniu metamorfomagii na bardzo wysokim poziomie był kimś w rodzaju człowieka zajmującego się sprawami, o których nikt nie chce wiedzieć i o które nie wolno było pytać. Jeśli się zastanowisz drogi czytelniku i uważnie przeczytasz opasłe tomiszcza pełne rodowych historii, odkryjesz, że każda rodzina ma w swoim gronie takiego człowieka. Nie wszystko przecież można było powierzyć opłacanym ludziom. Tak naprawdę ufać można przecież tylko własnej krwi. Kazano mu się ożenić, zrobił to. Kazano mu spłodzić swojego sukcesora, zrobił to. Los jednak chciał, że zamiast chłopca, który był potrzebny rodzinie, pojawiłam się ja. Czy podejmowano kolejne próby? Nie sądzę. Dlaczego? O pewnych kwestiach nie należy publicznie rozprawiać.



Moje dzieciństwo można określi jednym słowem, samokontrola. Mogłabym napisać nie jedną książkę na temat różnych technik, mantr i ćwiczeń pozwalających okiełznać i kontrolować emocję. Z jednej strony wydaje się, że podobne słowa mogłyby paść z ust nie jednej arystokratki jednak większość moich rówieśniczek uczyła się „naszego” sposobu bycia głównie poprzez osmozę. Ja musiałam nauczyć się tego szybciej i przyswoić to lepiej niż inne. Dodatkowo do moich codziennych lekcji na bardzo wczesnym etapie dołączono transmutację, nad czym pieczę sprawował osobiście mój ojciec. Przyswojenie podstaw, systematyczne poszerzanie wiedzy i umiejętności miało mi pomóc zrozumieć co dzieję się z moim własnym ciałem i jak to kontrolować. Matka, która prawdopodobnie jako jedyna nie dostrzegała problemu, jakim były moje umiejętności sama warzywa dla mnie eliksir na uspokojenie i uczyła mnie jak ważyć go samodzielnie. To również ona pokazała mi ile spokoju i wytchnienia może przynieść kontakt z przyrodą. Jedynie otoczona florą i fauną na kilka chwil mogłam spokojnie odetchnąć i pozwolić by mój mały świat mienił się wszystkimi kolorami tęczy.



Do Slytherinu trafiłam, ponieważ o to poprosiłam. Tak po prostu. Założyłam, że lepsze jest zło znane od nieznanego. Czym przecież różnił się pokój wspólny Slytherinu od jednego z saloników w starej rodowej rezydencji? Obracanie się ciągle w tym samym towarzystwie pozwalało mi zachować wiele moich przyzwyczajeń i rutynowych zachowań. Byłam częścią tego świata przy jednoczesnym byciu ledwie zauważalną. W każdej grupie jest ta jedna osoba, której imię nie wszyscy pamiętają a mimo to zawsze jest gdzieś blisko. Do której przychodzi się po to, by móc się wygadać, bo przecież mało kto uśmiecha się w tak uspakajający sposób i nikt tak dobrotliwie nie kiwa głową ze zrozumienie, tak to właśnie była moja rola. Muszę przyznać, że nauczyło mnie to jak istotną rolę odgrywa zwracanie uwagi na szczegóły. Drobne zmiany w historii i nagle wszystko nabiera zupełnie nowego kontekstu. Warto również zwracać uwagę na zachowanie osoby naprzeciwko ciebie. Ton głosu, ruch ręką, łza kręcą się pod okiem i nagle wiesz, co ta druga osoba pragnie od ciebie usłyszeć. Bez zbędnego wysiłku stajesz się tą uroczą i dobrą istotką, która zawsze pomorze i poratuje miłym słowem. Ludzie nie są tak skomplikowani za jakich chcieliby się uważać. Miła Blackówna wydaje się aberracją, ale kim, że ja jestem, by kłócić się ze światem i jego opiniami. Zawsze liczyły się dla mnie tylko cztery przedmioty: transmutacja, zielarstwo, eliksiry i opieka nad magicznymi stworzeniami. W tym miejscu moja ambicja nieco kłóciła się z potrzebą zachowania możliwej anonimowości. Zresztą czy to miało jakieś znaczenie. Jasne było, że nigdy nie zostanę aurorem, magomedykim czy kimś równie istotnym. Ja mogłam się oddawać drobny pasjom w zaciszu własnego gabinetu, o ile nie stało to w sprzeczność z oczekiwaniami przyszłego męża. Oczywiście o ile kiedykolwiek miałbym go mieć.



Cały problem polegał na tym, że nikt nie zakładał, że ja kiedykolwiek wyjdę za mąż. Czasem dochodzi do sytuacji, w której za niemą zgodą całej rodziny dziewczyna zostaje skazana na staropanieństwo. Nie oznacza to, że w jakikolwiek sposób ograniczano moje szansa za zamążpójście. Wykształceniem i obyciem nie odstawałam w najmniejszym stopniu od moich rówieśniczek. Po prostu nikt nie oczekiwał, a część krewnych nawet nie wyobrażała sobie bym mogła przybrać inne nazwisko. Sama myśl, że w jakimś innym rodzie mogłaby się rozprzestrzenić zdolność metamorfomagii była skandaliczna. Bezpieczna za murami Grimmuald Place miałam czekać na decyzję nestora czy zostanę wydana za jednego z kuzynów, czy podstarzałych wujków.



Wojnę przetrwałam jak wszystko w swoim życiu. Ukrywając własne myśli i uczucia za potężnym murem. Nikt nie pytał o moją opinię, nikt nie oczekiwał po mnie konkretnych działań. Miałam być wierną i dumną córką swego rodu, odgrywałam tę rolę całe życie i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zawsze cicha i zawsze spokojna pojawiałam się tam, gdzie miałam się pojawić, mówiłam to co wszyscy pragnęli usłyszeć. Jedno co się zmieniło to fakt, że w moich włosach coraz częściej pojawiały się białe nitki świadczące o jednym, o strachu.
Dwudziesty piąty dzień moich urodzin spędziła ukryta w zamku Appleby u rodziny mojej matki. Nie protestowałam gdy zrozumiała, że matka szykuję mnie na towarzyszkę babki. Los, który często spotyka niezamężne damy. Skoro i tak do niczego się nie przydadzą mogą zajmować się kimś równie niepotrzebnym jak one same, seniorami. Swobodne spacery po Westmorland, gra na fortepianie, potężne rodowe szklarnie, wiedza, o której do tej pory mogłam jedynie pomarzyć. Los mógł przygotować dla mnie dużo gorszy scenariusz. W końcu do jednego z niewielkich okien starej twierdzy zapukała sowa z pospiesznie napisanym listem „Pakuj się! Wydają cię za mąż!”.





Patronus: -


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 0 Brak
Uroki: 0 Brak
Czarna magia: 0 Brak
Uzdrawianie: 0 Brak
Transmutacja: 0 5
Alchemia: 0 Brak
Sprawność: 0 Brak
Zwinność: 0 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
Historia Magii II10
OPMS I2
Zielarstwo II10
Spostrzegawczość I2
Kokieteria I2
Kłamstwo I2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rozpoznawalność I0
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie prozy)I½
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (wiedza)I½
Muzyka (fortepian)II7
Sztuka (wiedza)II7
Sztuka (rysunek)I½
WróżbiarstwoI½
AktywnośćWartośćWydane punkty
JeździectwoI½
Taniec balowyII7
Taniec klasycznyI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (metamorfomag)-15
Reszta: 0,5


Veronica Black
Veronica Black
Zawód : n/d
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
I'm not that nice
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Veronica Black (budowa)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach