Wydarzenia


Ekipa forum
Rosemary Sprout
AutorWiadomość
Rosemary Sprout [odnośnik]15.11.24 22:47
she preferred most of all
to live with flowers and music


DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w Bridford, niewielkim miasteczku położonym w centralnym Devon, a moim domem jest Wiśniowy Sad, wielopokoleniowe schronienie Sproutów.

Moi rodzice...
Mój tata, jak daleko tylko sięgam pamięcią do moich dziecięcych lat, warzył eliksiry, przyrządzał maści i dbał o alchemiczne zaopatrzenie Szpitala św. Munga, natomiast mama do dziś jest specjalistką w dziedzinie roślinnych ingrediencji i zielarką, a w wolnych chwilach dba o domowe ognisko i własny, przydomowy ogród i sad.

Lubiłam się bawić...
Może nie jest to popularne wśród dzieci, ale ja doskonale bawiłam się w towarzystwie członków mojej rodziny - matula zabierała mnie do ogrodu, gdzie razem dbałyśmy o całe życie, które tam rosło, a ja wcale nie traktowałam tego jak obowiązek, a czystą przyjemność; to tata nauczył mnie grać na pianinie, pokazał mi muzykę, którą pokochałam całym sercem. Dookoła nas nie mieszkało zbyt wiele rodzin z dziećmi, więc właściwie dopiero pojawienie się moich młodszych sióstr i kuzynostwa sprawiło, że zaczęłam lgnąć do sylwetek innych niż rodzicieli - pokazałam im, jak gra się w łapki i jak zagrać na klawiaturze pianina "Mary ma baranka"; nauczyłam skakać przez zaczarowane sznurki i bujałam na huśtawce, którą kiedyś zawiesił nam na starym dębie dziadek. Towarzystwo innych dzieci doceniłam, gdy rozpoczęła się moja nauka w Hogwarcie.

Wychowałam się wśród...
Środowisko, w którym się wychowałam, było nieco hermetyczne - wychowałam się w rodzinnym domu, w otoczeniu najbliższej rodziny i jej przyjaciół, w maleńkim, czarodziejskim miasteczku. Do momentu, aż nie osiągnęłam nastoletniego wieku i mama zaczęła zabierać mnie do dalej położonego miasta, mugole byli tylko bohaterami opowiadanych przez nią historii. Zawsze przedstawiała ich jako ludzi takich samych jak my, po prostu nie posiadających w swoich dłoniach magii - potrafili naprawić zegar bez użycia różdżki, jeździli blaszanymi smokami i sami, własnymi rękami, myli naczynia po obiedzie!

Uchodziłam za...
Niezwykle grzeczną i przykładną dziewczynkę. Niosłam brzemię najstarszej siostry i pierworodnej córki dumnie, noszę go takim wciąż, choć zdaję sobie sprawę z tego, że wiele mnie przez to ominęło. Niczego mi nie brakowało, łącznie z pieniędzmi, nie doświadczyłam krzywdy ani przemożnego strachu, a jednak żyjąc pod kloszem dachu rodzinnego domu separowałam się od tego, co proponował świat dookoła. Być może właśnie to nauczyło mnie naiwności i łatwowierności - to, co znamy, niewiele musi różnić się od tego, czego poznać jeszcze nie mieliśmy okazji, prawda?

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1942 szczególnie pamiętam...
Pestkę, moją pierwszą i jak na razie jedyną sowę, którą wybrała mama, kiedy razem z tatą czekaliśmy u Ollivandera na tę doskonale dopasowaną do mojej dłoni różdżkę - drewno z krzewu dzikiej poziomki okazało się tak ciepłe i jakby miękkie, choć różdżka świsnęła cicho, kiedy machnęłam nią, by sprawdzić, czy to faktycznie ta jedyna.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły... jak się zachowywałem? jak się czułem? z kim spędziłem ten czas?
Odrobinę bałam się innych dzieci, bo całe swoje dzieciństwo spędziłam wśród rodziny, zawsze akceptowana, zawsze chwalona i gładzona po rdzawych lokach. Tamtego dnia byłam w pociągu sama... choć tylko przez chwilę. Mój urok i śliczny uśmiech prędko zapewniły mi sympatię ze strony rówieśników. Zwróciłam na siebie uwagę chłopców, dziewczynki szybko dowiedziały się, że potrafię pięknie śpiewać i zapragnęły być blisko mnie. To uczucie było uzależniające, ale zgubne. Niestety o tym przekonałam się zdecydowanie za późno.

Kiedy byłam mała, marzyłam o...
Wyhodowaniu największej na świecie marchwi. Teraz to marzenie wydaje mi się absurdalne, ale dzieci doskonale wiedzą, czego chcą. Ja więc pragnęłam ogromnej marchwi, bo te z naszego ogrodu zawsze miały małe korzenie i trzeba było po nie jeździć na rynek do pobliskiego miasta, a nic tak bardzo nie smuciło mamy Sprout jak właśnie kupowanie warzyw, zamiast cieszenie się z owoców własnej pracy. Prócz tego marzyło mi się zawsze zostać znaną i kochaną przez publiczność śpiewaczką, przykładem oczywiście świeciła wtedy Celestyna Warbeck.


DORASTANIE

Uczęszczałem do Hogwartu, gdzie Tiara Przydziału oddała mnie pod skrzydła Puchonów (1942 - 1949).

W szkole byłem uczniem
Wybiórczo pilnym. W głowie przede wszystkim byli mi moi szkolni przyjaciele, skupiałam się tylko na tym, co mnie odpowiednio mocno zaciekawiło.

W szkole najbardziej interesowało mnie
Swoją duszę oddałam Żabiemu Chórowi, natomiast serce najprzystojniejszym i najzdolniejszym chłopcom i najbliższym przyjaciółkom. Lśniłam w towarzystwie, łaknęłam uwagi i wielbiących spojrzeń. Wolałam na lekcjach plotkować, niż słuchać wykładu - z wyjątkiem zielarstwa i transmutacji, bo te zagarniały całe moje skupienie.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
Zielarstwo zawsze było na pierwszym miejscu. Rodzinnie mamy rękę do roślin, od zawsze mnie fascynowały. Później pojawiła się transmutacja - przyciągnęła mnie swoją złożonością i pięknem, jaki potrafiła sprawić magia, jeśli tylko odpowiednio ją ukierunkować.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
Uroki. Nie podobały mi się, wzbraniałam się przed używaniem czarów przeciwko drugiemu czarodziejowi, człowiekowi, nawet jeśli te czary zdawały się być niewinne. Co innego patrzeć na zdolnych chłopców prezentujących swoje zdolności i wiedzę na pojedynkowym podium...

W szkole trzymałam się z...
Byłam szkolną gwiazdką i trzymałam się z dzieciakami, które lubiły być blisko mnie - z tymi przystojnymi chłopcami i ślicznymi dziewczynkami ze wszystkich roczników. Oczywiście miała grono najbliższych przyjaciół, którzy, miałam nadzieję, nie lubili mnie tylko ze względu na to, że byłam śliczną solistką w Żabim Chórze. Pragnęłam otaczać się bezpieczeństwem, które podobne towarzystwo mi dawało - nikt mnie nie wyśmiewał za rdzawe loki i piegi, żaden Ślizgon nie rzucił we mnie niepochlebnym słowem, bo wiedział, że ktoś zaraz skoczy w mojej obronie. Z zewnątrz mogłam wydawać się próżna, ale w rzeczywistości miałam dobre serce.

W szkole byłam odbierana jako...
Dla mniej popularnych uczniów na pewno byłam tą rudą z zadartym nosem, dla tego wąskiego grona popularnych - prześliczną, uzdolnioną młodą damą o oczach jak szmaragdy. W głębi serca ciągnęło mnie do dzieci, które gdzieś w oddali czytały książki na błoniach; do tych, które grały w gargulki gdzieś na dziecińcu; z fascynacją uciekałam wzrokiem ku tym, które kolejny raz układały na szachownicy magiczne figurki. Mimo to wybierałam za każdym razem plotki o chłopcach, którzy rzucili którejś z nas niewinny uśmiech, o paznokciach kolorowanych czaro-lakierem, który zmieniał kolor w zależności od humoru, o nowych szatach i plamach po babeczkach dyniowych. Wybierałam, bo jakaś część mnie od zawsze uciekała ku uwadze skierowanej na mnie, na uwielbieniu. Wolałam żyć w kolorowej bańce, bo dzięki niej czułam się bezpiecznie i tylko to się liczyło.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
Kto zazdrościł - głosu, urody, towarzystwa. Pod tym cieniutkim płaszczem popularności tak naprawdę dawałam się lubić, przecież nigdy też nie odmówiłam nikomu pomocy, ale dziś wiem, że z wierzchu mogłam wydawać się zarozumiała i głupiutka.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
Swoim urokiem zjednałam sobie prędko nauczycieli, więc znajomi wysyłali mnie, jeśli tylko na horyzoncie pojawiały się problemy - przełożenie eseju z astronomii na za tydzień? Nie ma sprawy. Wyłganie się od szlabanu, kiedy profesor alchemii nakrył nas na warzeniu eliksirów w damskiej łazience? Spróbowałam, udało się. Z premedytacją, choć dość niechętnie, używałam podobnych sztuczek tylko w szkole. W dorosłym życiu również się przydały, choć na społy z umiejętnościami, bez uroku osobistego idącego w parze ze śpiewem i wprawnym graniem na pianinie, nie dostałabym swojej pierwszej pracy w rozgłośni radiowej.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
Szlabanów mogłam być jedynie blisko, ale nigdy żadnego nie dostałam. Swój czas wolny uwielbiałam spędzać w szklarniach, przy roślinach, którym śpiewałam tak, jak to razem z matulą robiłyśmy w domu.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
Nigdy nie dostałam wyjca, zwłaszcza w szkole. Nie dawałam rodzicom powodów, żeby mi je wysyłali.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
Wtedy akurat ja ubezpieczałam tyły, rozglądając się po korytarzu, czy czasami ktoś nie postanowił mi i przyjaciółce przeszkodzić w nocnych łowach. Musiałyśmy wtedy z jakiegoś powodu nie dotrzeć na kolację... W każdym razie niewiele z tego wyszło, bo zdołała podkraść ze stołu tylko jedną babeczkę cynamonową. Rozkoszowałyśmy się nią w pełni we własnym dormitorium.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
Nigdy, nie ciągnęło mnie do książek aż tak.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
Również nigdy - jak tylko usłyszałam, że w lesie są pająki, kategorycznie odmówiłam jakichkolwiek wyjść, nawet jeśli oznaczało to nazwanie mnie nudziarą. Cóż, to nie ja zostałam tamtego wieczoru wtedy nakryta i to nie ja musiałam spędzać kolejnego miesiąc szlabanu na sprzątaniu zagrody hipogryfów.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
Pewnie moje poranne i wieczorne nucenie piosenek, które niemal codziennie przerabialiśmy na próbach chóru. I chyba widok małego wazoniku (byłam z siebie taka dumna, kiedy transmutowałam go z glinianego uszka od kubka) z kwiatami zebranymi z kwitnących błoni.


DOJRZAŁOŚĆ

Moja dorosłość rozpoczęła się dla mnie złamanym sercem i goryczą samotności - szkolna miłość była tylko na chwilę, a szkolne przyjaźnie w większości nie przetrwały. Krótko po Hogwarcie rozwoziłam po angielskich aptekach ingrediencje z naszego ogrodu, ale w 1950 roku udało mi się już dostać pracę w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej stacjonującej w Hogsmeade, gdzie swoim głosem cieszyłam słuchaczy aż do roku 1957, kiedy z rozporządzenia Ministra Magii rozgłośnia została zamknięta. Od 1958 roku pracuję w Ptasim Radiu, gdzie moje audycje, muzyczne i dziennikarskie, docierają do węższego grona odbiorców. Wspieram różdżką i głosem, działania Zakonu Feniksa i Podziemnego Ministerstwa Magii.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
Przeważnie dzielnych i doskonale wyedukowanych specjalistów z różnych dziedzin z Podziemnego Ministerstwa Magii. Po porannej audycji informacyjnej przychodzi czas na rozmawianie o aktualnych tematach, o sposobach niesienia pomocy poszkodowanym przez wojenny chaos, o tym, jak dołączyć do walki i jak ją wesprzeć swoimi umiejętnościami. Spotykam więc aurorów, alchemików, uzdrowicieli, polityków, żołnierzy. Każdy z nich ma coś do przekazania - fragment siebie i swojej historii.

Odpoczywam...
W samotności. W ogrodowym zaciszu. Sama wśród wiśniowych drzewek naszego sadu. Przy pianinie - również sama. W muzyce, w kwiatach, wśród świeżo zieleniejących się koron naszych drzew. Na huśtawce, która rosła razem ze mną; którą dziadek powiesił na najsilniejszych gałęzi naszego starego dębu.

Obracam się w towarzystwie...
Aktualnie głównie osób uczestniczących w codziennym życiu Podziemnego Ministerstwa Magii i najbliższych współpracowników Ptasiego Radia. Pragnę też utrzymywać kontakt z przyjaciółmi, spędzać z nimi czas i sprawdzać czy wszystko u nich w porządku, sycąc tym wiecznie zamartwiającą się głowę. Chcę być też blisko rodziny - rodziców, sióstr i kuzynostwa - to oni są tym, co odżywia korzenie mojej duszy.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
Płynąca w żyłach empatia i altruizm związały moje życie z Zakonem Feniksa -nie tylko zresztą moje, mój tato również działa na rzecz organizacji, wciąż dokładając starań, by ministerialne zapasy leczniczych dekoktów czy bojowych mikstur nie wyczerpały się, dopóki trwają działania wojenne. Chęć niesienia pomocy przychodzi mi naturalnie, czyjś ból wzmaga we mnie strach o kruche życie, więc robię, co mogę, żeby zapewnić ofiarom schronienie w złym dla nich czasie. Wiśniowy Sad otwarty jest dla ofiar, zapewnia im nocleg i posiłek, jeśli tylko może.

Mieszkam...
Niestety wciąż z rodzicami. Z całego serca pragnę mieć męża, swoją własną rodzinę, ale szczęście mi w tej dziedzinie jeszcze nie dopisało. Nie przelewa nam się, ale wspólnie zawsze znajdujemy sposób, żeby mieć, co jeść i co na siebie włożyć. Pomagam rodzicom finansowo, nie jest to dla mnie żadną ujmą.

Podziwiam...
Wszystkich tych, którzy walczą i oddają swoje życie na wojenną szalę. Podziwiam kobiety mądrze wychowujące swoje dzieci. Podziwiam mężów dbających o swoje rodziny. Podziwiam młodsze pokolenie, którym przyszło przeżyć tak trudne czasy i nie porzucić po drodze swoich marzeń.
I Celestynę Warbeck, oczywiście. Kiedyś zaśpiewam „Kociołek pełen gorącej miłości” jak ona...

Budzę niechęć wśród...
Może wśród popleczników aktualnej władzy? Nie tej szlachetnej, która prowadzona jest ręką sir Longbottoma. W ich teorii czystokrwiści czarodzieje powinni opowiedzieć się przeciwko mugolom i mugolakom, ja natomiast im pomagam, bo oburza i rozbudza płomienny gniew w moim sercu myśl, że ktokolwiek mógłby zaszkodzić innemu człowiekowi w imię swoich poglądów. W dodatku, patrząc znów na perspektywę drugiej strony, rozpowiadam w Ptasim Radiu propagandę, więc gdyby dowiedziano się o odbiornikach, moje życie mogłoby być zagrożone. Boję się, ale nie cofnę się przed walką - swoim głosem czy trzymaną w dłoni różdżką - żeb przynieść nam lepsze jutro.

Sprawiam wrażenie...
Otwartej. Pewnej siebie. Utalentowanej. Pogodnej. Pełnej ciepła. Kochającej. Szczerej. Mam nadzieję. To krew płynąca w moich żyłach. To ramiona matki oplatające mnie, chroniące, gdy byłam dzieckiem. Silna dłoń ojca prowadząca swoją córkę po nierównym murku. To ta sama miłość, którą potem przelewałam na moje siostry, na przyjaciół. Na wszystkich dookoła. Choć wciąż nie na swojego ukochanego.

Prowadzę się...
Obyczajnie. Jako najstarsza córka, pierworodna, nie chcę zawieść rodziców, pozostawić skazę na rodzie, na nazwisku. Będąc młodszą dziewczyną, łaknęłam uwagi, spojrzeń zawieszonych na sylwetce, na zadbanych włosach. Dziś chcę, żeby inni mieli o mnie dobre zdania - to dobra dziewczyna, łagodna i kochająca, pracująca w godnym zawodzie, nie kusząca mężczyzn swoimi walorami tylko po to, żeby uwieść i zostawić. Istnieje szansa, że ten piękny obrazek psuje moje staropanieństwo i to mrozi mnie aż do szpiku kości.

Zwiedziłem...
Pracowałam w Hogsmeade i zdołałam zwiedzić kawałek Szkocji, choć niewielki - nie jestem fanem długich i wyczerpujących podróż, wolę rozpalony kominek i kubek gorącej herbaty w domowym zaciszu. Marzy mi się zobaczyć kawałek Irlandii, odkryć malowniczy widok, ale sama myśl pakowania sią i organizowania wycieczki odpycha mnie od podjęcia tego planu.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciała, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem. Dziś przeważa opinia o mnie jako o starej pannie, co zdaje się przyćmiewać resztę zalet.

Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
Obowiązkowa. Punktualna. Zaangażowana. Posiadająca miły dla ucha głos. Pozytywnie nastawiona. Odnajdująca światło tam, gdzie zaległ już mrok. Uzdolniona muzycznie - śpiewam, gram na pianinie i mówię dla niemal całej Anglii, niosąc melodią nadzieję i spokój.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
Prawdopodobnie może rozpoznać mnie każdy, kto słuchał poprzedniej Magicznej Rozłośni Radiowej i ma możliwość słuchać aktualnie Ptasiego Radia - mój głos jest dość rozpoznawalny, choć dla nieuważnych może brzmieć jak każdy inny. Na przełomie 195

W moim życiu pomawiano mnie o...
na przełomie 1955 i 1956 roku nastały dla Magicznej Rozgłośni Radiowej ciężkie czasy. Musieliśmy podawać wiadomości z Ministerstwa Magii, które coraz mocniej zaczynały przypominać bajkopisarstwo i tuszowanie krwawej prawdy, niż fakty. Sądzę, że mogłam być pomawiana o przystawanie z poglądami ówczesnej władzy. W rzeczywistości byłam od tego tak daleka, jak być mogłam, a późniejsze zamknięcie rozgłośni tylko to udowodniło. Dobrze czuję się w Ptasim Radiu, gdzie mile widziana jest tylko prawda. Odkąd w nim pracuję, nie sądzę, bym mogła być na językach ludzi. Chyba że rozmawiają o nowym spisie starych panien, który mógł powstać w najbliższym Kole Gospodyń Wiejskich...

DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...


nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
Rosemary Sprout
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12268-rosemary-sprout#377422 https://www.morsmordre.net/t12354-pestka https://www.morsmordre.net/t12536-rosemary-sprout#386593 https://www.morsmordre.net/f472-devon-wisniowy-sad-dom-sproutow https://www.morsmordre.net/t12373-szuflada-romy#380862 https://www.morsmordre.net/t12361-rosemary-sprout#379855
Rosemary Sprout
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach