Wydarzenia


Ekipa forum
Cybil Burke WIP
AutorWiadomość
Cybil Burke WIP [odnośnik]16.11.24 15:38

Cybil Burke

Data urodzenia: 31.01.1936
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Durham, Durham Castle
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: była asysta na wyprawie archeologicznej, dama
Wzrost: 173 centymetry
Waga: 55 kilogramów
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: blizny po poparzeniach na przedramionach


Zima trzydziestego szóstego roku dała się we znaki całej Szkocji. Grube wały śniegu osadzone na wysokich kamiennych murach zamku zdawały się z każdą nocą jedynie piąć się bardziej w górę. Zimne, arktyczne wiatry z całych sił jakby chciały porwać dachówki posiadłości rodowej lordów Durham, gdy tak nieprzyjazny świat powitał właśnie nową wiedźmę.
Cienkie i jasne kosmyki na zawsze miały odcisnąć piętno Malfoy'ów na jej głowie, choć ciemne oczy po ojcu sprawiły, że była w swojej aparycji istną mieszanką tych dwóch rodzin.
Cybil od małego nie umiała usiedzieć w miejscu. Jak każdy z młodych Burke'ów poznawała powoli sztukę latania na miotle, jeździectwa, a potem także zaczynała uczyć się sztuki cięcia floretem. Dużo czasu spędzała na ponurych błoniach zamku czasem z kuzynką, czasem ze służbą lub guwenantem i może dlatego trudno było jej przez tyle lat zrozumieć, czemu jej własna matka cechuje się taką apatią i letargiem. Rzadko wychodziła poza zamkowe mury, szybko się męczyła i nie mogła nadążyć za małą Cybil, chociaż ze smutnym uśmiechem oglądała ją przez okna swojej komnaty, gdy ta akurat bawiła się na widocznym dla niej ogrodzie. Może gdyby wcześniej wyjaśniono jej czym cechuje się Syndrom Grauguss'a, to przeznaczyłaby więcej swoich beztroskich, dziecięcych chwil na kontakcie z rodzicielką. Cybil bowiem nie zdawała sobie sprawy, jak mało zostało im wspólnych rozmów, czy posiłków, czego miała żałować już w swoich nastoletnich latach. Jej matka była doświadczoną przez życie czarownicą, a świadomość szybkiej śmierci zmuszała ją do niecodziennych i wyjątkowych przemyśleń. Wszystkie zostawiła po sobie w swoim dzienniku, który trafił w późniejszych latach trafił w ręce jej córki i mimo że nie znała swojej matki tak dobrze, jak by chciała, mogła poznać ją przez jej wieloletnie, filozoficzne przemyślenia, gdy dorosła na tyle, że mogła je zrozumieć.
Ojciec Cybil natomiast był żywy, lecz nieobecny. Jako archeolog specjalizujący się w zależnościach między żyłami magii a miejscami kultu starożytnych cywilizacji, nieustannie był w trasie, a wracał do posiadłości przeważnie na święta i sabat. Gdyby nie fakt, że posiadał jedno dziecko, które kochał nieco bardziej niż pracę, prawdopodobnie jego nieobecności byłyby kilkuletnie, jak miało to w zwyczaju przed jej narodzinami. Mimo dzielącego ich dystansu robił wszystko, żeby utrzymywać z dziewczynką nawet listowny kontakt. Pocztę często czytała jej służba, która też pisała jej odpowiedzi, nim Cybil pojęła sztukę pióra.
Wraz z wiekiem dziewczynka stawała się coraz bardziej stonowana, choć wciąż w wolnym czasie nie potrafiła odmówić sobie czy to ukochanych przejażdżek na miotle nad zamkiem, czy rundki wokół rodowych ziem na swoim ulubionym koniu, ale nie robiła już tego tak brawurowo, jak miała to w zwyczaju. W walce na florety nie była już tak agresywna, często czekała na potknięcie się swojego przeciwnika w ataku - powoli poznawała czym jest cierpliwość. Spełniała oczekiwania co do zasad dobrego wychowania, utrzymywała idealnie prezentującą się postawę, choć wcześniej miała tendencję do garbienia się i ładnie się uśmiechała oraz przyzwoicie kłaniała, gdy zamek odwiedzali inni arystokraci. Rozumiała mimo młodego wieku, do jakiej roli jest szkolona i mimo że wolała mieć w tym większy wybór, gryzła się w język w momentach niezadowolenia.
Chłonęła też jak gąbka tezy o wyższości jej krwi, naturalnie wykształcając pogardę do osób pochodzenia mugolskiego, jak i do samych mugoli. Wartości te miały zostać z nią do teraźniejszości.



Przed rozpoczęciem nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa nie można było powiedzieć, że Cybil ciągnęło do książek. Ba! Nawet w trakcie jej szkolnej kariery zdawało się widzieć ją nieczęsto w szkolnej bibliotece, jak już to najczęściej przed egzaminami. Zawsze mówiła , że z presją czasu uczy jej się najlepiej. Było w tym trochę prawdy, ale w reszcie była to zwykła wymówka. Gdy już widziano ją z jakimś podręcznikiem, ten przeważnie dotyczył przeszłości świata, jego historii i run, ku zdziwieniu jej Ślizgońskich braci i sióstr, którzy nie spodziewali się, że takie tematy mogą interesować nastoletnią Burke. Cybil miała talent we krwi do uczenia się tych dziedzin, dlatego przychodziło jej to z taką łatwością i zdobywała wysokie oceny z tychże tematów. Dodatkową motywacją do nauki było to, że chciała utrzymywać jeszcze lepszy kontakt już z jedynym rodzicem, którego posiadała. Rozmowy o codziennym życiu były zazwyczaj krótkie i pozbawione większego sensu, ale te o zawodzie jej ojca mogły ciągnąć się w nieskończoność, gdy akurat mieli okazję się ze sobą spotkać. Młoda Burke korzystała z okazji i po wcześniejszym dokształceniu się, mogła zadawać coraz to bardziej szczegółowe pytania oraz wyciągać nawet proste wnioski z opowieści ojca, ku jego dumie i zadowoleniu.
W Hogwarcie Cybil pokochała również grę w Quidditcha. Na miotle nauczyła latać się już za młodu, więc nie miała większych problemów w lekcjach latania, a w latach późniejszych jej talent został nawet zauważony przez zieloną drużynę tegoż sportu. Niestety nie na takim poziomie, na jaki sama zainteresowana liczyła. Na czwartym roku zaczęła tam karierę pałkarza, ale rezerwowego. Jej szlachetne pochodzenie połączone z przypisaną jej przy narodzinach płcią, miało być w tym wypadku wadą. Mało kto chciał wierzyć, że szlachcianka dobrze poradzi sobie na prawdziwym meczu, mało kto chciał też spróbować odbić w jej stronę tłuczka. Takie działanie miałoby przecież swoje konsekwencje. Grała więc tylko na treningach, zajmując akurat wolną pozycję pałkarza, a jak często cztery te wakaty były pełne, to obserwowała smutno grę z trybun.
Na piątym roku Cybil poniekąd liczyła na dostanie wyróżnienia w postaci wybrania ją na prefekta. Uczyła się przecież przyzwoicie, pochodziła z dobrej rodziny, do tego była w rezerwie szkolnej drużynie Quidditcha, ale nie została nawet wzięta pod uwagę. Kadra profesorska bowiem miała na uwadzę niemałą ilość incydentów z młodą Burke w roli głównej. Zdarzało jej się bowiem dręczyć młodszych uczniów niemagicznego pochodzenia. W szczególności na cel obierać miała sobie młodszych puchonów, choć nie była to reguła i zastraszeniem lub znęcaniem doprowadzać do sytuacji, w których to wyręczała się nimi. Ich kosztem zwiększała sobie własną ilość wolnego czasu. Lubiła gdy się bali, lubiła gdy przez zaciśnięte zęby akceptowali wyższość jej krwi. Takie zachowanie przyciągało uwagę innych, najczęściej starszych od poszkodowanych gryfonów, czy puchonów, którzy nie zostawiali takich sytuacji samych sobie i wybierali samosąd. Parę razy doszło nawet do sprzeczek, które kończyły się nawet polaniem krwi z nosa i siniakami obu ze stron i nie zawsze było to na skutek czarów, a knykci i szarpanin. To właśnie wtedy miały jej się przydać domowe nauki szermierki, które nauczyły ją zwinności i szybkiego myślenia w sytuacjach, gdy skakała jej adrenalina.  Oczywiście też nie raz i nie dwa trafiała przez takie zachowanie na szkolne szlabany, które mimo wszystko dalej uważa za niesprawidliwe, a w czasach nauki głośno mówiła wręcz o faworyzowaniu gorszej części uczniów. Był to też główny powód, przez który zdarzało jej się dostawać wyjce od wujostwa i ojca.
Dopiero na szóstym roku szczęście się do niej uśmiechnęło. Cudem była jedynym graczem rezerwowym, który mógł wejść w tej sytuacji kryzysowej na boisko. Jej pierwszy prawdziwy mecz zapamiętać miała do końca swojego życia. Brak jej było takiej prawdziwej praktyki, ale dobrze opanowane latanie na miotle i podstawowa wiedza były wystarczające, żeby przyzwoicie zaprezentować się na swoim debiucie na tyle, że do końca siódmego roku miała miejsce w stałej kadrze ślizgonów na meczach. Nie przeszło to koło nosa jej rodzinie, która nie kryła swojej dezaprobaty w działaniach dziewczyny. Niewinna gra na treningach miała nie być tym samym, co prawdziwa, czasem wręcz brutalna gra, co nie przystało młodej szlachciance. Był to chyba jedyny wyjec, którego spaliła machnięciem różdżki, zanim ten skończył swój wywód. Według Cybil w Hogwarcie nie było przecież podziału na damy i niedamy, a taką grą mogła zdobyć więcej respektu wśród przyszłej arystokracji, niżeli wstydu.
Dodatkowo była sporadycznym gościem na spotkaniach klubu pojedynków. Cybil miała widoczne braki w swojej ofensywie. Ataki, które miały wydostawać się z jej różdzki, często były albo nieudane, albo nie trafione. Nie można było powiedzieć tego o obronie, która była na wysokim poziomie w porównaniu do jej rówieśników. Tarcze przez nią wyczarowywane były silne, zapewniające jej zwycięstwo poprzez zmęczenie drugiej strony platformy.
Na ostatnich latach swojej nauki, były momentem, gdy Grinderwald został dyrektorem szkoły. Liznęła wtedy tematu Czarnej Magii, co w rzeczywistości pozwoliło jej się jeszcze bardziej dokształcić w praktyce obrony przed nią. Poznała wtedy, jak wiele form mogła ona przyjąć i jak wiele można było nią stracić, ale też osiągnąć.
Dziewczyna oczywiście została w Hogwarcie po zdaniu SUMów. W swojej specjalizacji wybrała wymaganych przez rodzinę pięć przedmiotów, do których w miarę możliwości starannie się przykładała. Transmutacja, Obrona przed Ciemnymi Mocami, Starożytne Runy, Historia Magii oraz Zaklęcia i uroki miały stać się tym, co spędzało jej sen z powiek podczas wymagającej nauki do egzaminów końcowych. Z OWUTEMów najlepiej poszła jej Historia Magii, z której zdobyła ocenę Wybitną. Resztę przedmiotów zdała Powyżej Oczekiwań i jedynie Transmutację zdobił skrót Z, ale nie przeszkadzało jej to tak bardzo, jak jej bliskim, którzy naturalnie mieli większe oczekiwania.
Szczęśliwie w czerwcu roku 1954 Cybil już na zawsze opuściła mury Hogwartu, zapisując się w jego historii jako pałkarz drużyny ślizgonów.



Pierwsze lato po ukończeniu szkoły było dla młodej Burke trudne. Była uwięziona w letargu, bez większego celu w swojego życiu. Wszystko się zmieniło wraz z powrotem jej ojca z odmętów radzieckiej Rosji. Był na tropie czegoś ważnego, jeszcze niepoznanego przez współczesnych czarowników. Przyjechał na kilka tygodni tylko i wyłącznie po to, aby się pożegnać i dalej realizować swoje marzenia na wykopaliskach. Uznał bowiem, że dorosła już córka wytrzyma jego kilkuletnią nieobecność. Wtedy Cybil wpadła na pomysł, którego wykonanie miało być ciężkie - chciała wyruszyć z nim, żeby kontynuować naukę w praktyce, bo żmudne czekanie na zamążpójście miało wyssać z niej resztę witalnych sił i chęci do życia. Pomijając fakt, że nawet nie było potencjalnego kandydata na horyzoncie. Na początku zajmowała sobie wolne chwili przebywaniem na ulicy Śmiertelnego Nokturnu w rodzinnym sklepie albo palarnii opium, ale z czasem miała wrażenie, że nie było już dla niej tam nic ciekawego i nudziła się w tych miejscach tak samo, jak próbami błyszczenia na salonach. Sam pomysł wyjazdu młodej arystokratki do dzikich terenów granicznych Europy i Azji był nadto kontrowersyjny, ale z nadzieją i chęciami rozpoczęła tę z góry przegraną decyzję.
Nigdy w życiu Cybil tak się nie nagimnastykowała z argumentacją swojego stanowiska. Prawdą było to, że jako szlachcianka nie bała się fizycznej aktywności, miała wiedzę na temat historii magii, starożytnych run i stawiała pierwsze kroki w geomancji, co gdyby była mężczyzną, byłoby silną podstawą do wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu. Błagała nieustannie ojca kilka dni, żeby tylko ten pozwolił jej pojechać nawet na kilka miesięcy, co spotykało się ze srogą odmową. Dopiero argument mówiący o tym, że jak zostanie wkrótce wydana za innego szlachcica, to już nigdy w życiu nie będzie mieć okazji przeżyć podobnego doświadczenia, a mimo wszystko jej rodzic cenił możliwość edukacji córki na bardzo wysokim poziomie. Uderzyło go to na tyle, że zgodził się, żeby pojechała z nim na rok w formie asysty jego wyprawy, pozwalając jej dalej kształcić się ku jego boku. Cybil koniec końców była pod jego opieką, ale decyzja ta wzbudziła kontrowersje nie tylko w rodzinie Burke, ale też u Malfoy'ów.
Dzięki temu w jej życiu pojawił się nowy cel, cel jej ojca, który szczęśliwie miał jej zająć głowę na kolejne miesiące.



W październiku roku 1954 znalazła się w Jaketerynburgu zgodnie z obietnicą jej ojca. Wyprawa archeologiczna, której miała być częścią dotyczyła terenów podgórskich Uralu i cywilizacji, które je zamieszkiwały. Według teorii jej ojca na terenie tego górskiego pasma miało istnieć wiele potężnych żył magii, wokół których prawdopodobnie osiedlały się dawne plemiona, a co za tym idzie - mogli żyć tam pradawni czarodzieje, którzy zostawić mogli po sobie starożytne artefakty.
Po opuszczeniu radzieckiego miasta, musiała przyzwyczaić się do polowych warunków. Magiczne namioty mimo że i tak były w miarę przyzwoite jeśli chodziło o luksus, to i tak dużo brakowało im do standardu, które znała z Durham. Mimo wszystko narzekała na wszystko wyłącznie w myślach, żeby ojciec nie pożałował decyzji zabrania jej ze sobą.
Nie narzekała natomiast na widoki, o których nawet nie śniła. Góry i bezkresne, zielone pola były zupełnie inne, niż te obecne w Szkocji. Bardziej zielone, mniej mokre, wolne od nieustannych kryzysów i przyszłej wojny.
Uczyła się pilnie przy boku ojca. Badała ziemię, wykrywała żyły magii, a nawet sporadycznie ojciec uczył ją, jak manipulować zawartą w nich energią wedle własnej woli. Chodziła po wysokich górach, latała na miotle w miejscach, o jakich nie śniła, badała groty tak piękne, że wydawały się być tylko jej marzeniem. Była też pod opieką innych obecnych na tejże wyprawie osób. One również tłumaczyły, pokazywały i wspominały jej rzeczy, które miały wpłynąć na nią wiedzę bardziej niż siedem lat nauki w Szkole Magii.
 



Rok miał minąć szybciej, niż Cybil się zdawało. Długie wędrówki, odkopywanie śladów epoki i szukanie śladów magicznych żył skutecznie zajęły jej głowę na prawie dwanaście długich miesięcy. Nie chciała, żeby to się kończyło, ale była wdzięczna za podarowaną jej szansę. Mało z wyżej urodzonych kobiet miało mieć taką szansę.
Kilka tygodni przed jej planowanym powrotem nastąpił przełom. Natrafili na swego rodzaju nietypowe miejsce, ukryte głęboko w leśnej kniei przy podnóżu gór. Coś, co przypominać miało jakieś miejsce kultu, kryptę bez ciała, zbudowane było na potężnej magicznej żyle. Było tam trochę cennych reliktów, ale każdemu brakowało magicznego charakteru i w większości były to rzeczy jedynie ozdobne. Kamienne ściany tejże jaskini kiedyś musiały być niemalże całe pokryte runicznym pismem. Czas i erozja jednak zabrały ze sobą większość materiału, nad którym wyprawa jej ojca mogła myśleć. Zaczęła się wielka burza mózgów, która trwała przez następny tydzień. Wspólnie próbowali pracować na skąpych resztkach tego, co zostawili po sobie twórcy tego zapomnianego miejsca. Udało się raczej wywnioskować niewiele, ale ojciec Cybil uważał, że to jest trop czegoś niezwykłego. Wspólnie udało się ustalić im tylko jedną z teorii na podstawie tego, co wywnioskowali z tych zniszczonych, zapisanych ścian - na północny-wschód od tego miejsca, mogło być więcej takich miejsc. W skrócie mówiąc, jeżeli mieli szukać i badać dalej, powinni przenieść się na Sybir.
Ojciec Cybil był przepełniony ambicją jak nigdy. Motywował każdego do ruszenia z nim w podróż na mroźne tereny Rosji. Mógł przysiąść nawet na własne życie, że znajdą tam coś, co przynieść miało tejże wyprawie wieczną chwałę. Gdyby przynajmniej jeden z obecnych tam archeologów myślał trzeźwo, pewnie uznałby, że Sir Durke postradał zmysły. Wszyscy jednak zachłysnęli się tym samym, co szlachcic i w wysokich moralach tylko mu przytaknęli. Nawet Cybil, o której powrocie na Wyspy Brytyjskie nie było teraz mowy. Jej ojciec chciał, a nawet oczekiwał, że będzie świadkiem jego odkryć, że pomożę mu w osiągnięciu tego marzenia, które zaczynało być też jej marzeniem. Ale gdzie mieli zacząć szukać dokładnie? Syberia przecież była niesprzyjająca i wielka, ale nikt nie mógł odpowiedzieć na to pytanie. Zabrali ze sobą kosztowności i ruszyli w dalszą podróż.



Na terenach mroźnej Rosji znaleźli się już na wiosnę. W porównaniu do okolic Uralu, tutaj nie było żadnego większego miasta, a jedynie bezkresne pustkowia tundry, iglastych lasów i nieliczne rdzenne plemiona niemagicznych, z którymi trudno było się porozumieć. Mimo wszystko szukali dalej, nie poddawali się, mając taki cel przed sobą, który dawał im siłę do dalszej, ciężkiej podróży. Ta czasami odbywała się nawet pieszo, po trudnych terenach, gdy atmosferyczne warunki uniemożliwiały podróże na miotłach. Wszechobecny mróz, wilgoć i pustka miały dołożyć cegiełkę do ukształtowania charakteru młodej czarownicy.
Dziewczyna szybko mogła odnieść wrażenie, że wraz z jej przybyciem w te tereny, coś się zmieniło, coś co trudne było do opisania. Żaliła się ojcu, że na Syberii zaczął prześladować ją pech. Ten miał pojawiać się w najbardziej niespodziewanych momentach, wyraźnie utrudniując jej życie, ale ta została zbyta śmiechem i żartami na temat rdzenia jej różdżki.
Cybil uczyła się dalej pod okiem całej wyprawy. Zgłębiała dalej tajniki geomancji, starożytnych run, ale także Czarnej Magii. Ciemne moce miały mieć swoje zastosowania szczególnie w afretaktach, które można było znaleźć w takich zapomnianych miejscach, jakich szukali. Uczestnicy wyprawy mieli szerokie pojęcie teoretyczne na temat tej plugawej dziedziny, a sam Ojciec młodej Burke też nie miał żadnych hamulców przed praktykowaniem jej, szczególnie w momentach kryzysowych i niebezpiecznych dla niego. Nie widział też żadnych przeciwskazań przez które jego córka mogła nauczyć się tej dziedziny, jeśli tylko mogłaby jej kiedyś uratować życie lub pomóc w jakkolwiek inny sposób.



Wyprawa się przedłużała o kolejne lata. Podążali w różne strony, ścieżkami wyznaczonymi przez wodę, której nie widać. Czasami podczas śnieżyc, czasami podczas letnich ulew. Przez bagna, przez torf do kolan, nawet przez pastwiska reniferów. Wszystkie okazały się być błędnymi tropami. Co prawda trafiali czasami na coś, co mogło przypominać miejsce, w którym ponad tysiąc lat temu znajdowała się jakaś osada, ale żadne większe jej ślady do zbadania nie przetrwały próby czasu. Przeważnie były to ruiny, których studiowanie w tak niesprzyjających warunkach miały być jedynie stratą czasu.
Wtedy też po raz pierwszy Cybil zaznała czegoś, od czego arystokraci mieli być wolni. Głód odwiedził ją po raz pierwszy, gdy złe warunki atmosferyczne opóźniły ich drogę powrotną po zapasy do większej osady. Było ich za dużo, patrząc na realia w jakich przyszło im żyć. Przez hałas, który naturalnie produkowali swoją liczebnością, odstraszali od siebie całą okoliczną zwierzynę. Magia coraz częściej zawodziła, teleportacja tutaj nie działa, a organizm nie regenerował się w takich warunkach przy tak dużym wysiłku.
Gdy wreszcie udało im się dotrzeć do czegoś, co nazwać można było cywilizacją, liczebność wyprawy zmalała. Czarownicy po prostu zaczęli odchodzić w obawię o własne zdrowie, czasem też życie, aż została ich nieduża garstka sześciu osób, która po krótkim czasie znowu wyruszyła na dziką tundrę, spędzając tam czas z krótkimi przerwami do jesieni 1958 roku.  



Lato na Syberii właśnie się skończyło, gdy pierwszy raz, idąc śladem magicznych żył, natrafili na pierwszy od dawna trop, który nie był mylny. Pod koniec października po tak długim czasie przeczesywania mroźnych terenów północnej Rosji na przełom. Coś, co przypominać miało kopiec, kryło z pomocą ochronnej magii kryptę. Wszyscy wspólnie zdjęli ochraniające ją z zewnątrz czary, żeby ukazało im się zapieczętowane kamienną płytą wejście do środka. Co próbowano w nim ukryć? Gęsia skórka na ich skórze pojawiła się w reakcji ich ciała na bijącą ze środka zapomnianego miejsca dziką magię. Ostrożnie usunęli na bok odgradzającą ich od wejścia przeszkodę, żeby ukazać wnętrze ich celu. Komnata ta wyglądała niemalże identycznie jak ta, którą odkryli kilka lat wcześniej w środkowym Uralu, choć była o wiele lepiej zachowana. Ściany tutaj również zapisane były w starych runach, tylko te można było odczytać w całości. Gdzie niegdzie obecne były artefakty i prawdopodobnie również i pod tym miejscem znajdowała się potężna żyła magii, ale nikt nie zdążył nawet spróbować jej zbadać, gdy ojciec Burke zachłysnął się samym widokiem i bez większego zastanowienia postawił pierwsze kroki, wchodząc do środka. Do niego dołączył jeden z obecnych mężczyzn i miała to zrobić sama Cybil, gdyby w ostatnim momencie się nie zatrzymała zaalarmowana widokiem przed nią.
Ojciec dziewczyny zahwiał się, gdy uśmiech zszedł mu z twarzy. Pustym spojrzeniem zwrócił się w stronę swojej córki, która stała jeszcze na granicy wejścia do środku. Chciał coś powiedzieć, jego wargi poruszyły się nieznacznie, ale zamiast dźwięku, jego usta opuściła fala karmazynowej posoki. Sekundy potem archeolog, który do niego dołączył, również odczuł efekty miejscowej klątwy Kręgu, którą aktywowali swoją obecnością. Mężczyzna stracił równowagę, a upadając zahaczył barkiem o zawieszony na ścianie naszyjnik jakby z brązu. Mała iskra z tego starego artefaktu poprzedziła wręcz nagły wybuch ognia. Wszystko działo się tak szybko, że sama Cybil skamieniała w przerażeniu, nie zdążając nawet wyciągnąć różdżki. Płomień, który poruszał się jak bicz, objął swoim działaniem całą kryptę, żeby jak uderzeniem węża, skierować swój cel na stojącą przed jej wejściem dziewczynę. Cybil próbowała obronić się magią, czuła jak magia zbiera się w różdżce, ale nic się nie wydarzyło. W ostatnim momencie odruchowo osłoniła twarz ścisło ramionami, a ogień przepalił momentalnie długie rękawy jej ciepłej szaty. Gładka i blada skóra po prostu zaczęła się topić, pochłaniając cały nadmiar tego ciepła. Impakt tego ognistego uderzenia wytrącił ją z równowagi i już na ziemi nie czuła bólu. Po prostu patrzyła, jak pożoga zabiera marzenie jej ojca i jego samego pod ziemię, gdy kopiec po prostu zaczął się zapadać.  



Marsz żałobny młodej Burke odbył się w kolei transsyberyjskiej. Zgodnie z prawem miała znaleźć się teraz pod opieką nestora rodu, więc wracała do domu samotnie, w rozpaczy i bólu, a podróżując w przedziale pierwszej klasy, nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, jak dużą walkę z czasem toczyła. Przez ostatnie dwa lata miała ograniczony kontakt z Durham. Przeważnie jej ojciec wysyłał listy, w których mówił że żyją i kłamał, że mają się dobrze, ale domyślała się, że nie wszystkie mogły dotrzeć do celu. Wiedziała tylko, że nie dzieje się za najlepiej, ale nie wiedziała, że sytuacja w całym kraju jest aż tak tragiczna. Ku jej zdziwieniu Londyn został oczyszczony z mugoli, a Wielka Brytania do końca listopada miała zamknąć swoje granice. Nie wiedziała, czy zdąży na czas do świstoklika w Paryżu, ale miała nadzieję, że w najgorszym przypadku, rodzina ze strony Malfoy'ów pomoże jej przekroczyć kanał La Manche drogą morską. Jej dalszy wuj był przecież Ministrem Magii, więc zakładała, że jeżeli wydał on decyzję o całkowitym zablokowaniu wjazdów i wyjazdów z kraju, to miał też możliwości, żeby takie ustanowienie naruszyć. W Anglii dalej poradziłaby sobie już sama, a przynajmniej tak zakładała, bo rosyjska bańka mydlana, w której żyła, miała dopiero prysnąć.
Znowu znalazła się w życiu bez większego celu. Wiedziała, że prawdopodobnie czekają ją ponowne próby zabłyśnięcia w towarzystwie i aranżowany ślub. Zanim jednak miało do tego dojść, nie chciała znowu utknąć w niszczącej ją apatii. Postanowiła więc, że po jej powrocie zacznie działać na rzecz rodziny. Wierzyła, że wizja świata Lorda Voldemorta miała być tą, w której jej nazwisko wygra najwięcej, dlatego brała pod uwagę dołączenie do Rycerzy Walpurgii, o których jeszcze do teraz miała wiedzieć niewiele.


Patronus: -


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 15 +2 za różdżkę
Uroki: 5 +2 za różdżkę
Czarna magia: 3 +1 za różdżkę
Uzdrawianie: 0 Brak
Transmutacja: 5 Brak
Alchemia: 1 Brak
Sprawność: 11 Brak
Zwinność: 5 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
język rosyjskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
GeomancjaIII25
Historia MagiiII10
Starożytne RunyII10
SpostrzegawczośćI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Wytrzymałość psychicznaI5
PechI2
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rozpoznawalność I0
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Konstrukcje magiczneI½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleII7
QuidditchI½
Jazda konnaI½
SzermierkaI½
GrotołaztwoI½
WspinaczkaI½
Poruszanie się po trudnym terenieI½
Walka wręczI½
Taniec balowyI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak genetyki-0
Reszta: ½
Cybil Burke
Cybil Burke
Zawód : n/d
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Cybil Burke WIP
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach