Sypialnia Xaviera
AutorWiadomość
Sypialnia Xaviera
Sypialnia znajduje się w zachodniej części zamku, a jej duże okna z ciemnymi, ciężkimi zasłonami wychodzą na rozległe ogrody posiadłości. Pomieszczenie jest ciemne, przeważnie panuje w nim półmrok. Najwięcej miejsca zajmuje duże łóżko, które ustawione jest naprzeciwko dużego kominka. Na ścianach wiszą obrazy oraz gobeliny, a na prawo od łóżka znajduje się posłanie dla psa. W pokoju znajdują się również dwa regały zapełnione książkami oraz obszerna szafa wypełniona ubraniami właściciela. Xavier nie spędza tutaj więcej czasu niż ten, który poświecą na odpoczynek.
14.08 nad ranem
W żadnym wypadku nie spodziewał się, że ten wieczór tak się skończy. Planował spędzić spokojnie czas na jarmarku, skosztować lokalnych potraw, które w latach młodości tak uwielbiał, porozmawiać z mieszkańcami, dać im do zrozumienia, że włodarze tych ziem mają ich na uwadze i ważny jest dla nich ich dobrobyt. Nawet jeśli miał to być czas beztroski, to jako lord musiał mieć zawsze na uwadze, że inni na niego patrzą, oceniają i zawsze gadają. Jednak mimo wszystko miał zamiar spędzić ten czas starając się rozluźnić się najbardziej jak to możliwe.
Wystarczyła chwila by to wszystko szlag trafił. Jeden błysk, jeden podmuch aby miasteczko pogrążyło się w chaosie, a ludzie stracili swoje życia. Nie mógł tego przewidzieć, nie ważne jak bardzo zachodził w głowę, jak bardzo teraz zawładnęły nim wyrzuty sumienia, wiedział, że nie było możliwości by cokolwiek zrobił aby temu zapobiec. Z resztą co mógłby zrobić? Był jeden, w pojedynkę nie dałby rady za dużo zdziałać. Co nie zmieniało faktu, że z pewnością gdyby wiedział, starałby się coś zrobić.
Teraz jednak nie był w stanie zrobić nic. Kiedy wrócił do domu od razu poszedł do swojej sypialni. Nie chciał aby ktokolwiek widział go w takim stanie. Ból był obezwładniający, a krew cieknąca z jego ust już całkowicie zalała koszulę i marynarkę. O mało nie osunął się na ziemię kiedy przekroczył próg swojego pokoju. Ostatkami sił nakreślił szybko list, po czym skierował się do łazienki, po drodze zrzucając z siebie zakrwawioną marynarkę. Spojrzawszy w lustro doszedł do wniosku, że wygląda jak wilk, który właśnie zanurzył zębiska w swojej ofierze. Krew ciekła z usta po brodzie, przez szyję na tors. Biała koszula stała się czerwona. Nie znał się na magi leczniczej, ale nawet jakby się znał, nie było opcji by cokolwiek zrobił. Nie był w stanie się odezwać, poruszanie ustami i w ogóle głową powodowało kolejną fale bólu. Zawsze wydawało mu się, że jego próg bólu jest wysoki, ale rany szarpane jamy ustnej dostarczyły mu bólu jakiego jeszcze nie czuł. Każdy mięsień twarzy palił go żywym ogniem.
Sięgnął po ręcznik i przyłożył go sobie do ust. To był jego jedyny pomysł na zatamowanie krwawienia. Miał nadzieję, że dostanie szybka odpowiedź na swój list. Podejrzewał, że może być zajęta, zwłaszcza teraz kiedy niebo waliło im się na głowie.
Kiedy wrócił do sypialni, nadal z ręcznikiem przy twarzy po prostu położył się na łóżku. Nie pozostało mu nic innego jak czekać, bo na nic innego tak naprawdę nie miał też siły.
W żadnym wypadku nie spodziewał się, że ten wieczór tak się skończy. Planował spędzić spokojnie czas na jarmarku, skosztować lokalnych potraw, które w latach młodości tak uwielbiał, porozmawiać z mieszkańcami, dać im do zrozumienia, że włodarze tych ziem mają ich na uwadze i ważny jest dla nich ich dobrobyt. Nawet jeśli miał to być czas beztroski, to jako lord musiał mieć zawsze na uwadze, że inni na niego patrzą, oceniają i zawsze gadają. Jednak mimo wszystko miał zamiar spędzić ten czas starając się rozluźnić się najbardziej jak to możliwe.
Wystarczyła chwila by to wszystko szlag trafił. Jeden błysk, jeden podmuch aby miasteczko pogrążyło się w chaosie, a ludzie stracili swoje życia. Nie mógł tego przewidzieć, nie ważne jak bardzo zachodził w głowę, jak bardzo teraz zawładnęły nim wyrzuty sumienia, wiedział, że nie było możliwości by cokolwiek zrobił aby temu zapobiec. Z resztą co mógłby zrobić? Był jeden, w pojedynkę nie dałby rady za dużo zdziałać. Co nie zmieniało faktu, że z pewnością gdyby wiedział, starałby się coś zrobić.
Teraz jednak nie był w stanie zrobić nic. Kiedy wrócił do domu od razu poszedł do swojej sypialni. Nie chciał aby ktokolwiek widział go w takim stanie. Ból był obezwładniający, a krew cieknąca z jego ust już całkowicie zalała koszulę i marynarkę. O mało nie osunął się na ziemię kiedy przekroczył próg swojego pokoju. Ostatkami sił nakreślił szybko list, po czym skierował się do łazienki, po drodze zrzucając z siebie zakrwawioną marynarkę. Spojrzawszy w lustro doszedł do wniosku, że wygląda jak wilk, który właśnie zanurzył zębiska w swojej ofierze. Krew ciekła z usta po brodzie, przez szyję na tors. Biała koszula stała się czerwona. Nie znał się na magi leczniczej, ale nawet jakby się znał, nie było opcji by cokolwiek zrobił. Nie był w stanie się odezwać, poruszanie ustami i w ogóle głową powodowało kolejną fale bólu. Zawsze wydawało mu się, że jego próg bólu jest wysoki, ale rany szarpane jamy ustnej dostarczyły mu bólu jakiego jeszcze nie czuł. Każdy mięsień twarzy palił go żywym ogniem.
Sięgnął po ręcznik i przyłożył go sobie do ust. To był jego jedyny pomysł na zatamowanie krwawienia. Miał nadzieję, że dostanie szybka odpowiedź na swój list. Podejrzewał, że może być zajęta, zwłaszcza teraz kiedy niebo waliło im się na głowie.
Kiedy wrócił do sypialni, nadal z ręcznikiem przy twarzy po prostu położył się na łóżku. Nie pozostało mu nic innego jak czekać, bo na nic innego tak naprawdę nie miał też siły.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Nigdy wcześniej nie była świadkiem czegoś tak przerażającego. Niebo, dotychczas spokojne, zdawało się pękać, jakby samo istnienie traciło swą równowagę. Kometa, która od tygodni wisiała na horyzoncie, cicha i majestatyczna, teraz oderwała się od firmamentu. Jej rozżarzone ciało płonęło gniewem, a ślad ognistego ogona przeciął ciemność nocy, prowadząc ją wprost ku ziemi. Żywioły poddały się jej władzy – wiatr wył z wściekłością, ogień tańczył na wzgórzach, ziemia drżała, jakby próbując ostrzec przed nadciągającym zniszczeniem, a wody rzeki wzbierały niespokojnie, gotowe zatopić wszystko, co napotkają.
Durham pogrążyło się w chaosie. Ludzie krzyczeli, biegali w panice, szukając schronienia tam, gdzie go nie było. Budynki drżały w posadach, a powietrze wypełnił nieznośny gwar – echo setek głosów, które modliły się, płakały lub przeklinały swój los. Jej dom stał na skraju miasta, w miejscu, gdzie pola zaczynały ustępować zabudowaniom. Krzyki niosły się przez przestrzeń, docierając do niej z przejmującą wyrazistością. Były jak fale uderzające o skały – nie do zatrzymania, coraz bardziej narastające. Wiedziała, że tym wszystkim ludziom należała się pomoc i pragnęła ją im dać choć wiedziała, że nie ma wystarczająco siły i umiejętności by odsunąć cierpienie wszystkich na bok. Wybiegła z domu w popłochu, ale poszukujących wsparcia nie trzeba było daleko szukać. Minuty a może godziny zajęło jej trwanie przy najbardziej zranionych. Wróciła do domu zaledwie na chwilę po zapas eliksirów i wtedy zauważyła sowę siedzącą na jej parapecie. Przeczytała w pośpiechu list i przeklęła siarczyście pod nosem. Jak mogła się rozdwoić? Nie mogła odmówić Xavierowi pomocy, nie chciała jej odmówić. Musiał wytrzymać jeszcze chwile.
Zaniosła eliksiry do miasteczka i teleportowała się wprost przed bramy posiadłości lorda Burke. Sługa pokierował ją do sypialni zapewne wiedząc już, że jego panu przydarzyło się coś złego. Antonia pchnęła drzwi i dostrzegła mężczyznę leżącego na łóżku. Pokryta krwią koszula była wyznacznikiem jego cierpienia. Rozszczepienie niosło ze sobą śmierć – widziała to niejednokrotnie. – Xavierze – zaczęła dając mu znać o swojej obecności. Podeszła bliżej. – Usiądź. Krew nie może w takiej ilości spływać do gardła – poinstruowała wchodząc w tryb skupienia. Liczyły się tylko jego obrażenia. – Zaczniemy od czegoś co cię uspokoi, pozwoli mi pracować, zniweluje trochę ból. Zatamuje też krwotok, ale może to trochę potrwać. – dodała, kiedy mężczyzna ukazał jej swoje rany. - Paxo maxima. Fosilio. Subsisto dolorem maxima. – rzuciła manewrując przy tym różdżką w taki sposób by zaklęcia wywarły najlepszy i najszybszy efekt.
Durham pogrążyło się w chaosie. Ludzie krzyczeli, biegali w panice, szukając schronienia tam, gdzie go nie było. Budynki drżały w posadach, a powietrze wypełnił nieznośny gwar – echo setek głosów, które modliły się, płakały lub przeklinały swój los. Jej dom stał na skraju miasta, w miejscu, gdzie pola zaczynały ustępować zabudowaniom. Krzyki niosły się przez przestrzeń, docierając do niej z przejmującą wyrazistością. Były jak fale uderzające o skały – nie do zatrzymania, coraz bardziej narastające. Wiedziała, że tym wszystkim ludziom należała się pomoc i pragnęła ją im dać choć wiedziała, że nie ma wystarczająco siły i umiejętności by odsunąć cierpienie wszystkich na bok. Wybiegła z domu w popłochu, ale poszukujących wsparcia nie trzeba było daleko szukać. Minuty a może godziny zajęło jej trwanie przy najbardziej zranionych. Wróciła do domu zaledwie na chwilę po zapas eliksirów i wtedy zauważyła sowę siedzącą na jej parapecie. Przeczytała w pośpiechu list i przeklęła siarczyście pod nosem. Jak mogła się rozdwoić? Nie mogła odmówić Xavierowi pomocy, nie chciała jej odmówić. Musiał wytrzymać jeszcze chwile.
Zaniosła eliksiry do miasteczka i teleportowała się wprost przed bramy posiadłości lorda Burke. Sługa pokierował ją do sypialni zapewne wiedząc już, że jego panu przydarzyło się coś złego. Antonia pchnęła drzwi i dostrzegła mężczyznę leżącego na łóżku. Pokryta krwią koszula była wyznacznikiem jego cierpienia. Rozszczepienie niosło ze sobą śmierć – widziała to niejednokrotnie. – Xavierze – zaczęła dając mu znać o swojej obecności. Podeszła bliżej. – Usiądź. Krew nie może w takiej ilości spływać do gardła – poinstruowała wchodząc w tryb skupienia. Liczyły się tylko jego obrażenia. – Zaczniemy od czegoś co cię uspokoi, pozwoli mi pracować, zniweluje trochę ból. Zatamuje też krwotok, ale może to trochę potrwać. – dodała, kiedy mężczyzna ukazał jej swoje rany. - Paxo maxima. Fosilio. Subsisto dolorem maxima. – rzuciła manewrując przy tym różdżką w taki sposób by zaklęcia wywarły najlepszy i najszybszy efekt.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k100' : 22
--------------------------------
#3 'k100' : 87
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k100' : 22
--------------------------------
#3 'k100' : 87
Sypialnia Xaviera
Szybka odpowiedź