Kamienice mieszkalne
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kamienice mieszkalne
Kamienice mieszkalne piętrzące się wzdłuż odłogi ulicy Pokątnej, niezwykle malownicze, posiadające swój magiczny urok. Dzięki doskonałej lokalizacji mieszkania do wynajęcia są niewielkie, ale przy tym stosunkowo drogie - każdy chce rezydować jak najbliżej najruchliwszej magicznej ulicy. O poranku i w godzinach powrotu z pracy widać tutaj większą ilość czarodziejów i czarownic powracających do domów; w pozostałe godziny jest tutaj spokojniej, tylko czasami można natknąć się na dzieci bawiące się różdżkami z patyków.
Kiwam głową na znak, że nie ma problemu, a wszystkie potrzebne rzeczy mam w torbie, która zdołała je pomieścić tylko ze względu na swoje magiczne właściwości. I ja zaczynam po kolei wypakowywać farby oraz pędzle, układając je w rzędach na podłodze. Z dołu zerkam na Gwen, jak macha różdżką, a meble tańczą wokół mnie, robiąc nam więcej miejsca przy ścianie, która już niebawem zapełni się barwnym kwieciem.
- Ogród - kiwam głową w odpowiedzi na jej pytanie, po czym powoli wstaję z kucka, podnosząc się do pionu i otrzepuję ręce. Zerkam na Gwen - Ooo, no to pokaż co tam masz, też mam kilka pomysłów w szkicowniku i kilka wstępnych szablonów - które przygotowałem wcześniej dla ułatwienia i żeby nie tracić czasu na to teraz, chociaż przy pomocy magii stworzenie podobnego zajmowało raptem chwilę. Drapię się po potylicy - Ogólnie pan Blishwick dał nam wolną rękę, więc możemy improwizować w obrębie motywów ogrodowych, ale chciałbym zrobić to raczej w nieco bardziej... klasycznym klimacie, no wiesz, to jednak człowiek starej daty - śmieję się, chociaż niektóre z moich projektów i tak miały w sobie sporo wrażeniowości, szczególnie w partiach tła, zręcznie przeplatającej się z nieco bardziej szczegółowymi rozwiązaniami na pierwszym planie. Wyciągam z torby spory szkicownik i przerzucam kilka kartek w poszukiwaniu konkretnych malunków, a kiedy wreszcie je znajduję, przesuwam dłonią po złączeniu stron i układam zeszyt na jednej z szafek - Myślałem o czymś takim - zerkam na Gwen, pokazując jej niewielkie akwarelki, chaotycznie rozrzucone na powierzchni dwóch stron - ogród utrzymany był w konwencji secesyjnej, gdzie umiłowanie klasycznego piękna, łączyło się z duchem nowoczesności, barwy były żywe, aczkolwiek nie na tyle by męczyć starcze oczy, zaś linie, dosyć wyraźne, układały się miękko w łodygi, źdźbła traw, pojedyncze liście, płatki kwiatów oraz niewyraźne, skryte między nimi środki. Kilka motyli miało przysiąść na niektórych i to ich skrzydła wydawały się najbardziej szczegółowe. Marszczę lekko brwi, po czym macham na pannę Grey ręką, żeby pokazywała swoje, bo może nam się uda to jakoś ładnie połączyć i wyjdzie wtedy lepiej niż perfekcyjnie.
- Ogród - kiwam głową w odpowiedzi na jej pytanie, po czym powoli wstaję z kucka, podnosząc się do pionu i otrzepuję ręce. Zerkam na Gwen - Ooo, no to pokaż co tam masz, też mam kilka pomysłów w szkicowniku i kilka wstępnych szablonów - które przygotowałem wcześniej dla ułatwienia i żeby nie tracić czasu na to teraz, chociaż przy pomocy magii stworzenie podobnego zajmowało raptem chwilę. Drapię się po potylicy - Ogólnie pan Blishwick dał nam wolną rękę, więc możemy improwizować w obrębie motywów ogrodowych, ale chciałbym zrobić to raczej w nieco bardziej... klasycznym klimacie, no wiesz, to jednak człowiek starej daty - śmieję się, chociaż niektóre z moich projektów i tak miały w sobie sporo wrażeniowości, szczególnie w partiach tła, zręcznie przeplatającej się z nieco bardziej szczegółowymi rozwiązaniami na pierwszym planie. Wyciągam z torby spory szkicownik i przerzucam kilka kartek w poszukiwaniu konkretnych malunków, a kiedy wreszcie je znajduję, przesuwam dłonią po złączeniu stron i układam zeszyt na jednej z szafek - Myślałem o czymś takim - zerkam na Gwen, pokazując jej niewielkie akwarelki, chaotycznie rozrzucone na powierzchni dwóch stron - ogród utrzymany był w konwencji secesyjnej, gdzie umiłowanie klasycznego piękna, łączyło się z duchem nowoczesności, barwy były żywe, aczkolwiek nie na tyle by męczyć starcze oczy, zaś linie, dosyć wyraźne, układały się miękko w łodygi, źdźbła traw, pojedyncze liście, płatki kwiatów oraz niewyraźne, skryte między nimi środki. Kilka motyli miało przysiąść na niektórych i to ich skrzydła wydawały się najbardziej szczegółowe. Marszczę lekko brwi, po czym macham na pannę Grey ręką, żeby pokazywała swoje, bo może nam się uda to jakoś ładnie połączyć i wyjdzie wtedy lepiej niż perfekcyjnie.
Skinęła głową. Wśród szkiców miała coś, co do tematu ogrodu powinno być odpowiednie. Słuchała Johnatana, a następnie chwyciła swój zeszyt. Najpierw jednak Bojczuk zaczął pokazywać jej swoje pomysły. Gwen obserwowała jego prace z zaangażowaniem, a gdy pokazał jej swój „docelowy” pomysł, dziewczyna natychmiast się ożywiła.
– Cudowne! – stwierdziła. – Ale zobacz, moglibyśmy połączyć to z tym…
Zaczęła kartkować swój szkicownik, aby po chwili otworzyć go na stronie, na której namalowała ogród, który przemieniał się w murowaną ścianę, zza której wyglądał dumnie unoszący łeb jednorożec.
– On mógłby spacerować po ogrodzie… a ta ściana… wtedy całość będzie wyglądała jakby po prostu pojawiła się w pomieszczeniu tak… wiesz… naturalnie. I właściwie skupiłabym się na jak najmocniejszym realizmie. Niech pan Blishwick ma wrażenie, że naprawdę przebywa w ogrodzie! – zaproponowała. – Można byłoby nawet tak go zaczarować, by pachniał kwieciem… o ile będzie chciał. Co ty na to? – spytała. Oczy dziewczyny błyszczały z ekscytacji.
Rozpuszczone włosy dziewczyny opadły na czoło, toteż Gwen odgarnęła je z twarzy. Zwykle związywała je do pracy, jednak przez wczorajszy incydent wolała tego nie robić. Dziura pozbawiona owłosienia wciąż ziała nieprzyjemnie i panna Grey nie chciała się nią szczycić. Johnatan mógł jednak przez ułamek sekundy dojrzeć dziwny, pusty placek, którego niewątpliwie wcześniej na głowie malarki nie było.
Nie spowiadała mu się z tego. Być może wtedy zaproponowałby inny termin malowania fresku, a naprawdę wolała się odciąć od tamtego dnia. Ostatniego w Muzeum Brytyjskim, który jednocześnie okazał się najgorszym dniem w pracy w całej karierze Gwen. Napaść Wrońskiego, a potem rozszczepienie spowodowane niewprawną teleportacją naprawdę nie były przyjemne. Tak samo, jak wizyta w Mungu, w którym znów była skazana na tą niemiłą, blond włosą uzdrowicielkę. Takiego pecha mogła mieć tylko ona!
Przebywanie z Johnatanem i wspólna, twórcza praca działały na Gwen zdecydowanie kojąco. Tu nic jej nie groziło, a nawet jeśli, nie była sama. Bojczuk na pewno by jej pomógł, czyż nie? Chociaż chyba nie powinna nigdy liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Obiecała sobie w duchu, że już nigdy więcej nie zaatakuje na czyiś napad tak emocjonalnie. Przecież prawie go pokonała! Miała Wrońskiego przed sobą, leżącego na ziemi, wystarczyło rzucić jakiś zniewalający go czar i wezwać kogoś z magicznej policji. Mężczyzna jednak wywołał w niej taki strach, jak nikt wcześniej i dziś nie potrafiła sobie tego wybaczyć.
Gdy wykonali pracę, zebrali wszystkie swoje rzeczy i rozeszli się w swoje strony.
| zt x2
– Cudowne! – stwierdziła. – Ale zobacz, moglibyśmy połączyć to z tym…
Zaczęła kartkować swój szkicownik, aby po chwili otworzyć go na stronie, na której namalowała ogród, który przemieniał się w murowaną ścianę, zza której wyglądał dumnie unoszący łeb jednorożec.
– On mógłby spacerować po ogrodzie… a ta ściana… wtedy całość będzie wyglądała jakby po prostu pojawiła się w pomieszczeniu tak… wiesz… naturalnie. I właściwie skupiłabym się na jak najmocniejszym realizmie. Niech pan Blishwick ma wrażenie, że naprawdę przebywa w ogrodzie! – zaproponowała. – Można byłoby nawet tak go zaczarować, by pachniał kwieciem… o ile będzie chciał. Co ty na to? – spytała. Oczy dziewczyny błyszczały z ekscytacji.
Rozpuszczone włosy dziewczyny opadły na czoło, toteż Gwen odgarnęła je z twarzy. Zwykle związywała je do pracy, jednak przez wczorajszy incydent wolała tego nie robić. Dziura pozbawiona owłosienia wciąż ziała nieprzyjemnie i panna Grey nie chciała się nią szczycić. Johnatan mógł jednak przez ułamek sekundy dojrzeć dziwny, pusty placek, którego niewątpliwie wcześniej na głowie malarki nie było.
Nie spowiadała mu się z tego. Być może wtedy zaproponowałby inny termin malowania fresku, a naprawdę wolała się odciąć od tamtego dnia. Ostatniego w Muzeum Brytyjskim, który jednocześnie okazał się najgorszym dniem w pracy w całej karierze Gwen. Napaść Wrońskiego, a potem rozszczepienie spowodowane niewprawną teleportacją naprawdę nie były przyjemne. Tak samo, jak wizyta w Mungu, w którym znów była skazana na tą niemiłą, blond włosą uzdrowicielkę. Takiego pecha mogła mieć tylko ona!
Przebywanie z Johnatanem i wspólna, twórcza praca działały na Gwen zdecydowanie kojąco. Tu nic jej nie groziło, a nawet jeśli, nie była sama. Bojczuk na pewno by jej pomógł, czyż nie? Chociaż chyba nie powinna nigdy liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Obiecała sobie w duchu, że już nigdy więcej nie zaatakuje na czyiś napad tak emocjonalnie. Przecież prawie go pokonała! Miała Wrońskiego przed sobą, leżącego na ziemi, wystarczyło rzucić jakiś zniewalający go czar i wezwać kogoś z magicznej policji. Mężczyzna jednak wywołał w niej taki strach, jak nikt wcześniej i dziś nie potrafiła sobie tego wybaczyć.
Gdy wykonali pracę, zebrali wszystkie swoje rzeczy i rozeszli się w swoje strony.
| zt x2
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 08.10.20 17:53, w całości zmieniany 1 raz
6 lipca
Znalezienie na Pokątnej odpowiedniego lokalu z niewygórowaną ceną wcale nie było łatwe - z pomocą przyszli jednak zaufani przyjaciele spoufaleni z handlarskim gronem. Niektórzy z nich do domów nie powracali aż do późnych, nocnych godzin - i dobrze. Mieszkania stały puste, chętne powitać odrobinę życia tchniętą w cztery ściany w nadprogramowej, popołudniowej porze, gdy słońce wciąż grzało pośród lipcowych dni. Takim też sposobem Wren uiściła symboliczną opłatę za możliwość wykorzystania na swój użytek dość pokaźnych rozmiarów salonu znajomego, tworząc w nim plac swoistej rewolucji. Jednym i drugim zaklęciem meble podsunęła wprost do samych ścian, oczyściła podłogę odpowiednią inkantacją i upewniła się, że niewprawione do planowanych ruchów stopy nie będą się ślizgać zbytecznie na wypolerowanych panelach. I z nimi ostatecznie sobie poradziła, nawet już zmachana, gdy zegar wybijał konkretną godzinę zwiastującą nadejście nauczycielki. Orientalnej, leciwej choć diabelnie utalentowanej, o odpowiednim dla nowicjusza temperamencie; surowy charakter pozwalał zaufać jej umiejętnościom, przejść do roli, którą Wren uwielbiała jeszcze z czasów szkolnych. Uczniaka zachwyconego autorytetem. Może kobieta była i niepozorna, niska i filigranowa, ale gdy tylko zademonstrowała Changównie swoje popisowe umiejętności, o negocjacjach ceny nie było mowy. Szczęka opadła do samej podłogi, była kupiona; bez zająknięcia nabyła wszystko na pełnej konkretnych wytycznych liście nowej mentorki i z takim ekwipunkiem pojawiła się w chwilowo wynajętym mieszkaniu, upewniając się teraz, że niczego jej nie brakowało.
Na stole przesuniętym pod wiodące na wręcz nieistniejący balkon okno ustawiła kilka dzbanków ze schłodzoną wodą, obok nich szklanki, niepewna, czy orientalnej mistrzyni nie winna ugościć równie orientalną herbatą... Ale na to było już za późno. Poza tym - podobnych napojów z pewnością miała w brud i więcej, po cóż zatem czarownica miałaby zaprzątać sobie głowę przyrządzaniem czegoś, co kobieta znała na pamięć? Gdzieś z boku postawiła także ciasteczka, w ostatniej chwili dochodząc do wniosku, że to chyba dość idiotyczny pomysł. Nie będą przecież zajadać się łakociami w trakcie pierwszego w jej życiu treningu. Ale kultura była kulturą - poczęstunek pozostawiła zatem na miejscu i przebrała się szybko w przeznaczone do gimnastycznych ćwiczeń odzienie, ze sporej torby wydobywając nabyte na nadmorskim targu wachlarze. Były spore choć lekkie, podobno oryginalne, zwieńczone długim płatem materiału o barwie akwamaryny przechodzącej w krystaliczną biel. Były urocze. Wydawało jej się, że niegdyś w rzeczach babci widziała podobne wytwory chińskiej sztuki, ale wspomnienie było zbyt mgliste, by powiedziało jej cokolwiek pewnego. Przyjrzała im się przez chwilę - pozwoliła dłoni zapoznać się z aksamitną fakturą, po czym niemal podskoczyła gdy ciszę przeciął dzwonek do drzwi.
- Co za punktualność, madame - powitała czarnowłosą kobietę uchyliwszy przed nią drzwi i przepuszczając ją w nich. - Fūrén - poprawiła się prędko, skorzystała ze słówka zapamiętanego z dziaduniowych instrukcji podstaw języka, z dezaprobatą dla własnego zagubienia, zakłopotania kręcąc głową o głęboko zmarszczonych brwiach. Rzadko, właściwie prawie nigdy ktoś onieśmielał ją w podobnym stopniu. Odczuwany respekt kojarzył się jej z dawno zmarłą babką. - Proszę do środka, do salonu. Wszystko jest już przygotowane, czeka tylko na panią. Zgodnie z instrukcją przyniosłam też gramofon - poinformowała ją prędko, konkretem próbując zakamuflować swoje zagubienie.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Ostatnio zmieniony przez Wren Chang dnia 04.10.20 23:47, w całości zmieniany 1 raz
Nie zwykła dawać lekcji. Zadufane w sobie, angielskie damulki porównywały jej sztukę do zwykłych ćwiczeń. Pozbawionych tradycji, znaczenia oraz piękna wygibasów uwłaczających tysiącletnim tradycjom rodzinnych stron starszej czarownicy. I tę kobietę miała odwołać z kwitkiem, szybko jednak przekonała się, że w niczym nie przypomina poprzednich, niedoszłych uczennic. Równie orientalna co ona, wyraźnie zainteresowana całym spektrum tańca wachlarzy.
W wyznaczonym dniu zjawiła się więc pod kamienicami na Pokątnej, nie do końca przekonana, jeśli chodzi o miejsce spotkania. Postanowiła zawierzyć jednak dziewczynie. Przeplecione siwizną, ciemne włosy spływały swobodnie po jej plecach, biała szata swobodnie okrywała starszą sylwetkę, z gracją wspinającą się po kolejnych schodach. Zaciekawiona oczekiwała na otworzenie drzwi, by dziewczę powitać delikatnym uniesieniem kącików ust oraz tradycyjnym ukłonem. Niewielkie, drobne elementy przypominające ukochaną ojczyznę.
- Nie lubię marnowania czasu, panno Chang. - Odpowiedziała, odczuwając dziwne ukłucie, gdy przyszło jej rozmawiać z kimś wywodzącym się z rodzinnych stron w innym języku niż ten ojczysty. Nie wszystkie latorośle jednak chciały zgłębiać swoje korzenie.
Niewielka torba spoczęła na jednej z komód, a nauczycielka tańca uważnie rozejrzała się po przygotowanym pomieszczeniu. Wyraz zamyślenia pojawił się na poznaczonej kilkoma zmarszczkami twarzy.
- Nie jest źle, następnym razem jednak postaraj się o lustra. Musisz mieć możliwość obserwowania swojej postawy, gestów oraz sylwetki podczas tańca. Bez tego nie zauważysz wszystkich błędów i będziesz je utrwalać. - Poinstruowała obserwując uczennicę ciemnym, ciepłym spojrzeniem. Nie wiedziała, nie mogła wiedzieć gdyż najwidoczniej nie pobierała nigdy podobnych lekcji. Musiała jednak mieć ten czynnik na uwadze, jeśli chciała posiąść tajniki tańca.
- Zacznijmy od wachlarzy. Najlepiej tańczy się z tymi, które możesz swobodnie rozkładać oraz składać. - Zaczęła, wyjmując z torby swoje wachlarze. Starannie złożone w kolorze intensywnej czerwieni przechodzącej w soczystą żółć. Ostrożnie rozłożyła wachlarz ujmując go odpowiednio w dłoń. - Trzymasz je w ten sposób. Palce winny być proste, operujesz nim nadgarstkiem. - Wyjaśniła dokładnie prezentując ułożenie swojej dłoni oraz palców, po chwili obracając nadgarstek, by panna Chang mogła dokładnie zapoznać się z odpowiednią postawą.
- Twoja kolej. - Poleciła, chcąc zobaczyć jak dziewczę pochwyci wachlarz. Nikt nie mówił, że początki będą przełomowe. Na piękno tańca składały się wszystkie detale oraz najmniejsze gesty, których dziewczyna musiała się nauczyć.
W wyznaczonym dniu zjawiła się więc pod kamienicami na Pokątnej, nie do końca przekonana, jeśli chodzi o miejsce spotkania. Postanowiła zawierzyć jednak dziewczynie. Przeplecione siwizną, ciemne włosy spływały swobodnie po jej plecach, biała szata swobodnie okrywała starszą sylwetkę, z gracją wspinającą się po kolejnych schodach. Zaciekawiona oczekiwała na otworzenie drzwi, by dziewczę powitać delikatnym uniesieniem kącików ust oraz tradycyjnym ukłonem. Niewielkie, drobne elementy przypominające ukochaną ojczyznę.
- Nie lubię marnowania czasu, panno Chang. - Odpowiedziała, odczuwając dziwne ukłucie, gdy przyszło jej rozmawiać z kimś wywodzącym się z rodzinnych stron w innym języku niż ten ojczysty. Nie wszystkie latorośle jednak chciały zgłębiać swoje korzenie.
Niewielka torba spoczęła na jednej z komód, a nauczycielka tańca uważnie rozejrzała się po przygotowanym pomieszczeniu. Wyraz zamyślenia pojawił się na poznaczonej kilkoma zmarszczkami twarzy.
- Nie jest źle, następnym razem jednak postaraj się o lustra. Musisz mieć możliwość obserwowania swojej postawy, gestów oraz sylwetki podczas tańca. Bez tego nie zauważysz wszystkich błędów i będziesz je utrwalać. - Poinstruowała obserwując uczennicę ciemnym, ciepłym spojrzeniem. Nie wiedziała, nie mogła wiedzieć gdyż najwidoczniej nie pobierała nigdy podobnych lekcji. Musiała jednak mieć ten czynnik na uwadze, jeśli chciała posiąść tajniki tańca.
- Zacznijmy od wachlarzy. Najlepiej tańczy się z tymi, które możesz swobodnie rozkładać oraz składać. - Zaczęła, wyjmując z torby swoje wachlarze. Starannie złożone w kolorze intensywnej czerwieni przechodzącej w soczystą żółć. Ostrożnie rozłożyła wachlarz ujmując go odpowiednio w dłoń. - Trzymasz je w ten sposób. Palce winny być proste, operujesz nim nadgarstkiem. - Wyjaśniła dokładnie prezentując ułożenie swojej dłoni oraz palców, po chwili obracając nadgarstek, by panna Chang mogła dokładnie zapoznać się z odpowiednią postawą.
- Twoja kolej. - Poleciła, chcąc zobaczyć jak dziewczę pochwyci wachlarz. Nikt nie mówił, że początki będą przełomowe. Na piękno tańca składały się wszystkie detale oraz najmniejsze gesty, których dziewczyna musiała się nauczyć.
I show not your face but your heart's desire
Mei Ling nie udzielała lekcji, a ona o tych lekcjach nie śmiała nawet śnić - zazwyczaj do wysiłku fizycznego podchodząc niczym do ognia piekielnego. Potrafił trawić mięśnie i pozostawiać je bolesnymi przez długie dni, a to wystarczyło, by zniechęcić Chang przed jakąkolwiek próbą. Dopiero widok egzotycznych tancerek lawirujących wokół aksamitnego materiału trenów wachlarzy sprawił, że zapragnęła umieć podobnie. Tak samo - nie, to z pewnością wymagało lat treningu, lecz rozpalona pięknem pasja podpowiadała, że była w stanie wykrzesać z siebie choćby namiastkę pierwszych kroków potrzebnych do tanecznego zaawansowania. Jeśli los dopisze a pani Ling nie okaże się nią zbytecznie rozczarowana, może pewnego dnia...
- Oczywiście - skwitowała machinalnie i trochę niezręcznie odpowiedziała podobnym ukłonem, jednak zdecydowanie mniej wypracowanym, mniej eleganckim. Zarówno babcia, jak i dziadek próbowali wpoić jej konieczną do tego grację, ale od tamtych dni minęło tyle długich lat. Dlatego też Wren zmarszczyła brwi odrobinę głębiej, rozczarowana własnymi brakami, i ruszyła prędko za starszą kobietą przemierzającą korytarz wprost do salonu. Zatrzymała się dopiero w jego drzwiach, z uwagą rejestrując jej zastrzeżenia. Nie było ich wiele, miały za to sporo sensu - i Wren szybko umyśliła rozwiązanie. - Proszę zaczekać, qíngfù, coś na to poradzę - poprosiła, tytułując ją chińskim, pełnym szacunku zwrotem (wszakże odrobiła lekcje przed tym spotkaniem!) i zniknęła ponownie za framugą, by po chwili lewitującym obiekty zaklęciem przywieść do pomieszczenia duże, sypialniane lustro. - Gemino - zaintonowała gdy sięgający ponad połowy ściany obiekt osiadł bezpiecznie na ziemi, po czym dotknęła go nader delikatnie, ostrożnie, i kolejnym szybkim zaklęciem przesunęła na bok, tym samym raz za razem wypełniając salon lustrami, jakich wymagała jej mistrzyni. Najwyżej później obróci je w pył, zamiast tłumaczyć właścicielowi mieszkania, czemu salon pokrył się gamą zwierciadeł. Przezornie przerwała także działanie gemino, by w trakcie zajęć nie okazało się ono zgubne, po czym odłożyła różdżkę na torbę skrywającą jej prawidłowe ubranie, prostując plecy i tym samym sygnalizując gotowość do rozpoczęcia pierwszego treningu.
Wachlarze należące do pani Ling z pewnością robiły większe wrażenie, niż jej własne - były typowo orientalne, bez dwóch zdań pochodzące z rodzimych Chin, najwyższej klasy; Wren prędko dobyła swoich, w jej oczach wcale nie mniej urokliwych, po czym powtórzyła pokazane przez nauczycielkę gesty, ucząc się rozkładać i składać wachlarze w sposób kontrolowany. Musiała posiąść umiejętność panowania nad roztaczanym przez drewno materiałem. Sprawiać, by falował zgodnie z jej wyobraźnią, jej komendą, by robiły to pięknie, a to wcale nie należało do zadań tak łatwych, jak mogło jej się to pierwotnie wydawać. Na wyraźny sygnał Mei, Wren w skupieniu zaprezentowała jej swoją technikę. Bliską i pokrewną wobec tego co pokazała mistrzyni, ale jeszcze nie tak płynną. To przyjdzie z czasem. Zgodnie z podstawowym założeniem operowała jednak nadgarstkiem, to w nim kumulując najwięcej energii i uwagi - szczególnie przy jego obrotach, do których po chwili przeszły. Chang musiała posiąść podstawy. Zrozumieć z czego wynikała mistrzowska technika wypraktykowana przez tancerki z jej zapomnianej ojczyzny.
- W ten sposób? - spytała po dłuższej chwili, niepewna, wykrzesując z siebie całe pokłady gracji, by jak najpiękniej obrócić trzymającą wachlarz rękę, również sam jej nadgarstek. Płachta delikatnego materiału powiodła za jej ruchem.
- Oczywiście - skwitowała machinalnie i trochę niezręcznie odpowiedziała podobnym ukłonem, jednak zdecydowanie mniej wypracowanym, mniej eleganckim. Zarówno babcia, jak i dziadek próbowali wpoić jej konieczną do tego grację, ale od tamtych dni minęło tyle długich lat. Dlatego też Wren zmarszczyła brwi odrobinę głębiej, rozczarowana własnymi brakami, i ruszyła prędko za starszą kobietą przemierzającą korytarz wprost do salonu. Zatrzymała się dopiero w jego drzwiach, z uwagą rejestrując jej zastrzeżenia. Nie było ich wiele, miały za to sporo sensu - i Wren szybko umyśliła rozwiązanie. - Proszę zaczekać, qíngfù, coś na to poradzę - poprosiła, tytułując ją chińskim, pełnym szacunku zwrotem (wszakże odrobiła lekcje przed tym spotkaniem!) i zniknęła ponownie za framugą, by po chwili lewitującym obiekty zaklęciem przywieść do pomieszczenia duże, sypialniane lustro. - Gemino - zaintonowała gdy sięgający ponad połowy ściany obiekt osiadł bezpiecznie na ziemi, po czym dotknęła go nader delikatnie, ostrożnie, i kolejnym szybkim zaklęciem przesunęła na bok, tym samym raz za razem wypełniając salon lustrami, jakich wymagała jej mistrzyni. Najwyżej później obróci je w pył, zamiast tłumaczyć właścicielowi mieszkania, czemu salon pokrył się gamą zwierciadeł. Przezornie przerwała także działanie gemino, by w trakcie zajęć nie okazało się ono zgubne, po czym odłożyła różdżkę na torbę skrywającą jej prawidłowe ubranie, prostując plecy i tym samym sygnalizując gotowość do rozpoczęcia pierwszego treningu.
Wachlarze należące do pani Ling z pewnością robiły większe wrażenie, niż jej własne - były typowo orientalne, bez dwóch zdań pochodzące z rodzimych Chin, najwyższej klasy; Wren prędko dobyła swoich, w jej oczach wcale nie mniej urokliwych, po czym powtórzyła pokazane przez nauczycielkę gesty, ucząc się rozkładać i składać wachlarze w sposób kontrolowany. Musiała posiąść umiejętność panowania nad roztaczanym przez drewno materiałem. Sprawiać, by falował zgodnie z jej wyobraźnią, jej komendą, by robiły to pięknie, a to wcale nie należało do zadań tak łatwych, jak mogło jej się to pierwotnie wydawać. Na wyraźny sygnał Mei, Wren w skupieniu zaprezentowała jej swoją technikę. Bliską i pokrewną wobec tego co pokazała mistrzyni, ale jeszcze nie tak płynną. To przyjdzie z czasem. Zgodnie z podstawowym założeniem operowała jednak nadgarstkiem, to w nim kumulując najwięcej energii i uwagi - szczególnie przy jego obrotach, do których po chwili przeszły. Chang musiała posiąść podstawy. Zrozumieć z czego wynikała mistrzowska technika wypraktykowana przez tancerki z jej zapomnianej ojczyzny.
- W ten sposób? - spytała po dłuższej chwili, niepewna, wykrzesując z siebie całe pokłady gracji, by jak najpiękniej obrócić trzymającą wachlarz rękę, również sam jej nadgarstek. Płachta delikatnego materiału powiodła za jej ruchem.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Gracja przyjdzie z czasem. Mięśnie panny Chang zdawały się odrobinę niewystarczająco rozciągnięte, zapewne zastałe z powodu sztywnych, prostych ruchów codzienności. Nabycie odpowiedniej gracji wymagało praktyki, przyzwyczajenia mięśni do lekkiego, płynnego ruchu. Mei Ling wiedziała, że nie każdy był w stanie tak się poruszać - w swym życiu widywała nawet gibkie, zwinne akrobatki którym krokom brakowało odpowiedniej lekkości. Sztuka trudna, lecz nie niemożliwa do osiągnięcia.
Zadowolenie przemknęło przez twarz starszej czarownicy, gdy dziewczę wróciło do pomieszczenia w towarzystwie luster. Dobrze. Bardzo dobrze. Niczego nie ceniła tak, jak chęci do nauki, sumienności oraz samozaparcia. Bez tych cech, zdobycie umiejętności tańca wachlarzy wydawało się jej niemożliwe. Sama Mei Ling rozpoczęła naukę już jako dziecko, w niewielkiej wsi w Chinach ucząc się ruchów do babek i ciotek. Później praktykowała sama. Przez długie godziny spędzone przed lustrem, w niewielkim mieszkanku jednej z londyńskich dzielnic.
Uważnie przyglądała się ruchom dziewczyny. Ciemne spojrzenie skupiało się na jej dłoniach. Układzie placów, nadgarstka, ruchów mięśni… Jej twarz jednak nie zdradzała żadnych emocji. Pochwały z ust Mei Ling padały niezwykle rzadko, aby je uzyskać należało wykazać się czymś wybitnym.
A gdy pytanie padło z jej ust, delikatna dłoń czarownicy poprawiła jeden z palców Wren przesuwając go delikatnie, ledwie o kilka niewielkich milimetrów.
- Chwyt masz dobry, lecz twym ruchom brakuje płynności. To przyjdzie jednak z czasem. Musisz ćwiczyć. Sumiennie oraz regularnie. - Odpowiedziała, po czym ponownie wyciągnęła swoją dłoń. Gestem zaprosiła pannę Chang by stanęła naprzeciwko lustra, tuż koło niej jedynie w niewielkim, zapewniającym im bezpieczeństwo odstępie. Tylko tak się nauczy - mogąc obserwować własne ruchy, wyłapując błędy i niezgodności z ruchami mentorki.
- Twoje ruchy muszą być płynne, delikatne oraz subtelne, jakbyś chciała zawołać kochanka do alkowy. - Zaczęła, pokazując jeden z podstawowych ruchów. Jej ręka z gracją zatoczyła niewielkie kółko by wykonać charakterystyczny gest dłonią. Pewna magia wypływała z jej płynnych ruchów, zdających się być nienadszarpniętymi przez czas, który z pewnością dorwał już starszą nauczycielkę. Nawet w tym prostym ruchu przypominała piękną, subtelną łabędzicę przeciągającą się gdzieś pośród tafli jeziora.
Nauczycielka powtórzyła ruch jeszcze jeden raz, by bystre spojrzenie dziewczęcia mogło wyłapać wszelkie detale, niewielkie drobnostki które mogła przegapić za pierwszym razem, nawet jeśli przykładała dużą uwagę do ukazywanych przez nią ruchów.
- Powtórz ten ruch. - Proste polecenie, któremu towarzyszyło utkwienie czarnych tęczówek w postaci dziewczyny. Czy miała potencjał? Cóż, niedługo miały się o tym przekonać.
Zadowolenie przemknęło przez twarz starszej czarownicy, gdy dziewczę wróciło do pomieszczenia w towarzystwie luster. Dobrze. Bardzo dobrze. Niczego nie ceniła tak, jak chęci do nauki, sumienności oraz samozaparcia. Bez tych cech, zdobycie umiejętności tańca wachlarzy wydawało się jej niemożliwe. Sama Mei Ling rozpoczęła naukę już jako dziecko, w niewielkiej wsi w Chinach ucząc się ruchów do babek i ciotek. Później praktykowała sama. Przez długie godziny spędzone przed lustrem, w niewielkim mieszkanku jednej z londyńskich dzielnic.
Uważnie przyglądała się ruchom dziewczyny. Ciemne spojrzenie skupiało się na jej dłoniach. Układzie placów, nadgarstka, ruchów mięśni… Jej twarz jednak nie zdradzała żadnych emocji. Pochwały z ust Mei Ling padały niezwykle rzadko, aby je uzyskać należało wykazać się czymś wybitnym.
A gdy pytanie padło z jej ust, delikatna dłoń czarownicy poprawiła jeden z palców Wren przesuwając go delikatnie, ledwie o kilka niewielkich milimetrów.
- Chwyt masz dobry, lecz twym ruchom brakuje płynności. To przyjdzie jednak z czasem. Musisz ćwiczyć. Sumiennie oraz regularnie. - Odpowiedziała, po czym ponownie wyciągnęła swoją dłoń. Gestem zaprosiła pannę Chang by stanęła naprzeciwko lustra, tuż koło niej jedynie w niewielkim, zapewniającym im bezpieczeństwo odstępie. Tylko tak się nauczy - mogąc obserwować własne ruchy, wyłapując błędy i niezgodności z ruchami mentorki.
- Twoje ruchy muszą być płynne, delikatne oraz subtelne, jakbyś chciała zawołać kochanka do alkowy. - Zaczęła, pokazując jeden z podstawowych ruchów. Jej ręka z gracją zatoczyła niewielkie kółko by wykonać charakterystyczny gest dłonią. Pewna magia wypływała z jej płynnych ruchów, zdających się być nienadszarpniętymi przez czas, który z pewnością dorwał już starszą nauczycielkę. Nawet w tym prostym ruchu przypominała piękną, subtelną łabędzicę przeciągającą się gdzieś pośród tafli jeziora.
Nauczycielka powtórzyła ruch jeszcze jeden raz, by bystre spojrzenie dziewczęcia mogło wyłapać wszelkie detale, niewielkie drobnostki które mogła przegapić za pierwszym razem, nawet jeśli przykładała dużą uwagę do ukazywanych przez nią ruchów.
- Powtórz ten ruch. - Proste polecenie, któremu towarzyszyło utkwienie czarnych tęczówek w postaci dziewczyny. Czy miała potencjał? Cóż, niedługo miały się o tym przekonać.
I show not your face but your heart's desire
Na całe szczęście ciało rozciągnęła odpowiednio wcześniej. Ciepło osiadło w mięśniach, pozwoliło jej działać płynniej niż zwykle, podczas gdy głowę nawiedzały wyobrażenia zamierzchłych czasów. Wyobrażenia pięknych konkubin cesarskich urzekających swym tańcem najpotężniejszego w imperium mężczyznę, zdolnych cały świat pchnąć na kolana łabędzim gestem. Podobną łatwość dostrzegała w ruchach Mei. Były czarujące, nawet te pierwsze i podstawowe, pełne nieznanej jej gracji, która z pewnością musiała pochodzić od chińskich bóstw sprawujących nad nią pieczę - i z dekad ciężkiej pracy. Wren podążała wzrokiem za jej nauką, prędko dostosowywała swój uchwyt, próbowała raz jeszcze, a potem znów i znów, dopóki odbicie w lustrze przestało być tak koślawą karykaturą młodej kobiety. Z zapałem kiwnęła głową, słysząc przykaz regularnych ćwiczeń; zamierzała odnieść się do niego sumiennie, dostrzegła dziś bowiem jak wybrakowane były jej mięśnie. Potrzebowały orzeźwienia. Intensywnego, długiego, pięknego.
- Nie mam w tym doświadczenia - przebąknęła odruchowo, zanim zdążyła ugryźć się w język. Mężczyznę winno się do łóżka wołać delikatnie? Subtelnie? Nigdy nie przeszło jej to przez myśl, Wren polegać mogła zatem wyłącznie na sile wyobraźni - kolejny raz. Przed oczy przywołała konkubiny wdzięcznie lawirujące w rytm muzyki Księcia Lanling w walce, spróbowała wczuć się w ich role, na moment przenieść się do innej epoki. Wzrok skośnych oczu zogniskował się na kolejnej figurze prezentowanej przez Mei; powtórzyła ją później, najpierw nieporadnie, lecz zagryzła zęby i zanim jakikolwiek komentarz padł od mentorki, ponowiła próbę. Kilkukrotnie. Ręka zataczała subtelne koła, materiał rozwartego wachlarza - najpierw jednego, choć docelowo pragnęła wykorzystać oba z nich - gonił ją z kolei niczym falujący na wietrze materiał sukienki chińskiej piękności. Pierwszy raz coś zaskoczyło w głowie skrytej pod czarną, spiętą czupryną: myśl, że odziana w gimnastyczny, przylegający strój sylwetka poruszyła się nawet zwinnie, choć okupiła to niezliczonymi praktykami jednego gestu.
Gdy po kilkudziesięciu minutach do ruchu ręką doszła także podstawowa koordynacja nogi, sprawa ponownie okazała się trudniejsza niż Chang przypuszczała. Umieszczona w gramofonie płyta otuliła mieszkanie przyjemnymi, orientalnymi dźwiękami, które pomogły zrozumieć jej naturę wymaganej przez Ling gracji i zmysłowości; zarumienione od wysiłku policzki nadęły się nieco gdy podczas piruetu wachlarz wypadł jej z dłoni. Czarownica schyliła się poń prędko i spojrzała na nauczycielkę.
- Czy nie jestem przypadkiem beznadziejnym? Proszę mówić otwarcie, qíngfù - westchnęła, w oczekiwaniu na odpowiedź kobiety jeszcze raz próbując trudniejszego kroku. Tym razem taneczny przyrząd nie wylądował na ciemnych panelach - Wren była w stanie dość zwinnie obrócić się wokół własnej osi i zafalować odpowiednio płachtą materiału, tak, by ta szybko przecięła powietrze, a całość połączyła z następną figurą. Uniosła się na palcach dominującej, prawej nogi, wyciągając ciało i lewą rękę ku górze. Lewa noga zgięła się w kolanie i zawisła w powietrzu, natomiast prawa dłoń - pozwoliła materiałowi wachlarza wypchnąć się do przodu, by mógł później łagodnie opaść na podłogę. Odetchnęła głęboko - nie w zmęczeniu, ale w szoku, że coś w końcu jej się udało. Czarne oczy natychmiast pomknęły do Mei Ling.
- Nie mam w tym doświadczenia - przebąknęła odruchowo, zanim zdążyła ugryźć się w język. Mężczyznę winno się do łóżka wołać delikatnie? Subtelnie? Nigdy nie przeszło jej to przez myśl, Wren polegać mogła zatem wyłącznie na sile wyobraźni - kolejny raz. Przed oczy przywołała konkubiny wdzięcznie lawirujące w rytm muzyki Księcia Lanling w walce, spróbowała wczuć się w ich role, na moment przenieść się do innej epoki. Wzrok skośnych oczu zogniskował się na kolejnej figurze prezentowanej przez Mei; powtórzyła ją później, najpierw nieporadnie, lecz zagryzła zęby i zanim jakikolwiek komentarz padł od mentorki, ponowiła próbę. Kilkukrotnie. Ręka zataczała subtelne koła, materiał rozwartego wachlarza - najpierw jednego, choć docelowo pragnęła wykorzystać oba z nich - gonił ją z kolei niczym falujący na wietrze materiał sukienki chińskiej piękności. Pierwszy raz coś zaskoczyło w głowie skrytej pod czarną, spiętą czupryną: myśl, że odziana w gimnastyczny, przylegający strój sylwetka poruszyła się nawet zwinnie, choć okupiła to niezliczonymi praktykami jednego gestu.
Gdy po kilkudziesięciu minutach do ruchu ręką doszła także podstawowa koordynacja nogi, sprawa ponownie okazała się trudniejsza niż Chang przypuszczała. Umieszczona w gramofonie płyta otuliła mieszkanie przyjemnymi, orientalnymi dźwiękami, które pomogły zrozumieć jej naturę wymaganej przez Ling gracji i zmysłowości; zarumienione od wysiłku policzki nadęły się nieco gdy podczas piruetu wachlarz wypadł jej z dłoni. Czarownica schyliła się poń prędko i spojrzała na nauczycielkę.
- Czy nie jestem przypadkiem beznadziejnym? Proszę mówić otwarcie, qíngfù - westchnęła, w oczekiwaniu na odpowiedź kobiety jeszcze raz próbując trudniejszego kroku. Tym razem taneczny przyrząd nie wylądował na ciemnych panelach - Wren była w stanie dość zwinnie obrócić się wokół własnej osi i zafalować odpowiednio płachtą materiału, tak, by ta szybko przecięła powietrze, a całość połączyła z następną figurą. Uniosła się na palcach dominującej, prawej nogi, wyciągając ciało i lewą rękę ku górze. Lewa noga zgięła się w kolanie i zawisła w powietrzu, natomiast prawa dłoń - pozwoliła materiałowi wachlarza wypchnąć się do przodu, by mógł później łagodnie opaść na podłogę. Odetchnęła głęboko - nie w zmęczeniu, ale w szoku, że coś w końcu jej się udało. Czarne oczy natychmiast pomknęły do Mei Ling.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Pobłażliwe spojrzenie ciemnych oczu utkwiło w postaci panny Chang. Słowa, jakie padły z jej ust nie były zaskoczeniem dla Mei. Dziewczę było młode, a wychowana w konserwatywnej kulturze czarownica nie zdziwiłaby się, gdyby jej rodzina nie wybrała jeszcze dla niej odpowiedniego męża. Na angielskiej ziemi ciężko było o odnalezienie mężczyzny z ich stron, o odpowiednim statusie oraz moralności.
- Musisz być subtelna, zmysłowa oraz tajemnicza. Doświadczenie w tej materii nie gra większej roli, drogie dziecko. Mężczyźni zwykli posługiwać się wzrokiem, poruszaj się tak, jakbyś chciała przykuć wszystkie spojrzenia obietnicą tajemnicy. - Wyjaśniła spokojnym, mentorskim tonem niczym matka ucząca swą córkę. Bo czy nie powinnością starszych kobiet było przekazywanie tej subtelnej, tajemniczej wiedzy kolejnym pokoleniom? Mężczyźni byli głowami rodzin, to jednak w gestii kobiet było odpowiednie przekręcanie nimi, niczym piękna, łabędzia szyja. Ta wiedza, miała również znaczenie w tym tańcu, mimo iż nikt, otwarcie by tego nie przyznał.
Mei Ling rozpoczęła lekcję. Przyniesiona przez nią płyta znalazła miejsce w gramofonie, a orientalne, subtelne melodie wypełniły niewielkie mieszkanie. Starsza czarownica dokładnie pokazywała pannie Chang kolejne kroki, uważnie obserwując ruchy uczennicy. Poprawiała gesty, z którymi sobie nie radziła. Tłumaczyła kolejne ruchy rozkładając je na czynniki pierwsze. Cierpliwie prezentowała jeden ruch kilkukrotnie, kilkukrotnie poprawiając ruchy dziewczyny. Wiedziała, że do opanowania techniki potrzeba lat długich ćwiczeń, podobało jej się jednak podejście Wren. Nie poddawała się. Poprawiała jeden ruch po kilkanaście razy, aż w końcu udawało jej się opanować jego podstawy. Na drugi wachlarz oraz bardziej zaawansowane ruchy jeszcze przyjdzie pora, podczas jednego treningu nie dało się osiągnąć mistrzostwa.
Kąciki ust Mei Ling powędrowały odrobinę ku górze, gdy wachlarz wypadł jej z dłoni. Takie rzeczy będą się dzić jeszcze przez kilka, kolejnych lekcji.
- Widziałam gorsze przypadki, dziecko. W kilka godzin nie dojdziesz do perfekcji. Musisz ćwiczyć, pamiętać moje słowa oraz przykładać się do nauki. Za kilka lekcji podstawy nie będą już takie straszne. - Wyjaśniła, bacznie przyglądając się poczynaniom dziewczyny. Obserwowała przybraną przez nią pozę, wyłapując błędy. - Stopę puść swobodnie, za bardzo napinasz jej mięśnie. Nie zapominaj o płynności oraz delikatności ruchów. - Poinstruowała ją, prezentując poprawną postawę. Na uczy się, na pewno. Potrzeba jedynie odpowiedniej ilości czasu.
- Napij się i będziemy kontynuować. Od początku, zaprezentujesz mi wszystko, czego dziś się nauczyłaś. - Wydała kolejne polecenie, samej podchodząc do stoliku by napić się zimnej wody. Nie mogły przecież odwodnić się podczas treningu.
A po tym nadszedł czas na powtórkę.
- Musisz być subtelna, zmysłowa oraz tajemnicza. Doświadczenie w tej materii nie gra większej roli, drogie dziecko. Mężczyźni zwykli posługiwać się wzrokiem, poruszaj się tak, jakbyś chciała przykuć wszystkie spojrzenia obietnicą tajemnicy. - Wyjaśniła spokojnym, mentorskim tonem niczym matka ucząca swą córkę. Bo czy nie powinnością starszych kobiet było przekazywanie tej subtelnej, tajemniczej wiedzy kolejnym pokoleniom? Mężczyźni byli głowami rodzin, to jednak w gestii kobiet było odpowiednie przekręcanie nimi, niczym piękna, łabędzia szyja. Ta wiedza, miała również znaczenie w tym tańcu, mimo iż nikt, otwarcie by tego nie przyznał.
Mei Ling rozpoczęła lekcję. Przyniesiona przez nią płyta znalazła miejsce w gramofonie, a orientalne, subtelne melodie wypełniły niewielkie mieszkanie. Starsza czarownica dokładnie pokazywała pannie Chang kolejne kroki, uważnie obserwując ruchy uczennicy. Poprawiała gesty, z którymi sobie nie radziła. Tłumaczyła kolejne ruchy rozkładając je na czynniki pierwsze. Cierpliwie prezentowała jeden ruch kilkukrotnie, kilkukrotnie poprawiając ruchy dziewczyny. Wiedziała, że do opanowania techniki potrzeba lat długich ćwiczeń, podobało jej się jednak podejście Wren. Nie poddawała się. Poprawiała jeden ruch po kilkanaście razy, aż w końcu udawało jej się opanować jego podstawy. Na drugi wachlarz oraz bardziej zaawansowane ruchy jeszcze przyjdzie pora, podczas jednego treningu nie dało się osiągnąć mistrzostwa.
Kąciki ust Mei Ling powędrowały odrobinę ku górze, gdy wachlarz wypadł jej z dłoni. Takie rzeczy będą się dzić jeszcze przez kilka, kolejnych lekcji.
- Widziałam gorsze przypadki, dziecko. W kilka godzin nie dojdziesz do perfekcji. Musisz ćwiczyć, pamiętać moje słowa oraz przykładać się do nauki. Za kilka lekcji podstawy nie będą już takie straszne. - Wyjaśniła, bacznie przyglądając się poczynaniom dziewczyny. Obserwowała przybraną przez nią pozę, wyłapując błędy. - Stopę puść swobodnie, za bardzo napinasz jej mięśnie. Nie zapominaj o płynności oraz delikatności ruchów. - Poinstruowała ją, prezentując poprawną postawę. Na uczy się, na pewno. Potrzeba jedynie odpowiedniej ilości czasu.
- Napij się i będziemy kontynuować. Od początku, zaprezentujesz mi wszystko, czego dziś się nauczyłaś. - Wydała kolejne polecenie, samej podchodząc do stoliku by napić się zimnej wody. Nie mogły przecież odwodnić się podczas treningu.
A po tym nadszedł czas na powtórkę.
I show not your face but your heart's desire
Im trudniejsze figury - choć wciąż początkujące - przyszło jej wykonywać, tym bardziej dostrzegała niedoskonałość swojego ciała. Zaniedbanie. Mięśnie, nawet rozciągnięte, nie były w stanie zaoferować odpowiedniej elastyczności, sprawiały, że niektóre ruchy wciąż wykonywała kanciasto, mimo upływających minut w nieznanym dotąd wysiłku przypominających wieczność. Ale nie poddawała się. Nawet jeśli wachlarz z łomotem upadł na podłogę i wykrzywił się w pewnym miejscu, Wren naprawiała go prędkim zaklęciem i powracała do ćwiczeń, nie chcąc swoim podejściem sprawić, by Mei Ling nigdy więcej nie zgodziła się na powtórzenie nauki. Bo musiała się zgodzić. Jej wskazówki były niczym jedwab; niczym matczyna dłoń prowadząca ją przez meandry nieodkrytego jeszcze świata, ukazująca jego zachwycające zakątki.
- Qíngfù, czy to prawda, że kobiety takie jak Wu Mei Niang, Diaochan czy Yang Yuhuan, Guifei - na moment zaczerpnęła głębszego oddechu, niechętnie przyglądając się już czerwonej od wysiłku twarzy widocznej w lustrze - były w stanie tym pięknem, tajemnicą i zmysłowością doprowadzić do upadku dynastii? - W ostatnim czasie sięgnęła po rodzinne pamiątki skryte na tonącym w kurzu poddaszu, przedmioty i dokumenty zgromadzone z dawnego domu jej dziadków, uczące ją nie tyle podstaw języka chińskiego, ale także związanej z ową kulturą historii. Przypowieści, legend, faktów. Niektóre mieszały się ze sobą, szczególnie te zamierzchłe, złożone do snu w odległych epokach, których historia nie zapisała na swych kartach zbyt dokładnie. Czarownica nie spodziewała się, by taniec z wachlarzami zapewnił jej podobne predyspozycje. Nie była zniewalającą z nóg pięknością, nie była kobietą delikatną, a dokoła siłą rzeczy brakowało cesarzy, którym mogłaby zawrócić w głowie - ale temat wydawał się dość fascynujący. Tym bardziej w akompaniamencie chińskich dźwięków dobiegających z gramofonu.
Kiwnęła głową, łaskawe słowa Mei przyjmując do wiadomości bez zniechęcenia. Gdzieś na końcu tunelu tliła się nadzieja, droga do niej musiała być jednak powolna i spokojna, by organizm nie zbuntował się przeciwko niej z dnia na dzień, wyczerpany.
- To znaczy, że mogę liczyć na następną lekcję? - spytała spokojnie choć dość niepewnie, wiedziała przecież, że namówienie Ling na pierwszą z nich graniczyło już z cudem. Co dopiero na kolejne? - Przygotowałam tylko wodę, ale jeśli życzy sobie pani herbaty, na pewno coś znajdę - przerwa była wskazana, dla niej zdecydowanie bardziej niż dla Mei, a różniło je przecież tyle lat. Wstyd. Najpierw nalała przyjemnie chłodnego napoju do szklanki zaoferowanej mistrzyni, potem napiła się sama, odnajdując wybawienie w przelewanej przez gardło cieczy. Ale nie był to jeszcze koniec - Wren odetchnęła chwilę, po czym przeciągnęła się i w pełnym zdeterminowaniu odczekała na początek dobiegającej z płyty melodii, by powtórzyć zaprezentowany wcześniej przez Azjatkę układ. Prosty, dla zaawansowanych tancerek z pewnością banalny, ale dla niej stanowiący wyzwanie. I tym razem nie upuściła wachlarza. Przykładała uwagę do napięcia mięśni, do gibkości ruchów, do tego, by łagodna kurtyna materiału owiewała ją z gracją. A na koniec zaprezentowała ostatnią ze wskazanych figur, zwróciwszy uwagę, by nie napiąć do przesady łydki i stopy. Zastygła tak potem - w oczekiwaniu na wyrok.
- Qíngfù, czy to prawda, że kobiety takie jak Wu Mei Niang, Diaochan czy Yang Yuhuan, Guifei - na moment zaczerpnęła głębszego oddechu, niechętnie przyglądając się już czerwonej od wysiłku twarzy widocznej w lustrze - były w stanie tym pięknem, tajemnicą i zmysłowością doprowadzić do upadku dynastii? - W ostatnim czasie sięgnęła po rodzinne pamiątki skryte na tonącym w kurzu poddaszu, przedmioty i dokumenty zgromadzone z dawnego domu jej dziadków, uczące ją nie tyle podstaw języka chińskiego, ale także związanej z ową kulturą historii. Przypowieści, legend, faktów. Niektóre mieszały się ze sobą, szczególnie te zamierzchłe, złożone do snu w odległych epokach, których historia nie zapisała na swych kartach zbyt dokładnie. Czarownica nie spodziewała się, by taniec z wachlarzami zapewnił jej podobne predyspozycje. Nie była zniewalającą z nóg pięknością, nie była kobietą delikatną, a dokoła siłą rzeczy brakowało cesarzy, którym mogłaby zawrócić w głowie - ale temat wydawał się dość fascynujący. Tym bardziej w akompaniamencie chińskich dźwięków dobiegających z gramofonu.
Kiwnęła głową, łaskawe słowa Mei przyjmując do wiadomości bez zniechęcenia. Gdzieś na końcu tunelu tliła się nadzieja, droga do niej musiała być jednak powolna i spokojna, by organizm nie zbuntował się przeciwko niej z dnia na dzień, wyczerpany.
- To znaczy, że mogę liczyć na następną lekcję? - spytała spokojnie choć dość niepewnie, wiedziała przecież, że namówienie Ling na pierwszą z nich graniczyło już z cudem. Co dopiero na kolejne? - Przygotowałam tylko wodę, ale jeśli życzy sobie pani herbaty, na pewno coś znajdę - przerwa była wskazana, dla niej zdecydowanie bardziej niż dla Mei, a różniło je przecież tyle lat. Wstyd. Najpierw nalała przyjemnie chłodnego napoju do szklanki zaoferowanej mistrzyni, potem napiła się sama, odnajdując wybawienie w przelewanej przez gardło cieczy. Ale nie był to jeszcze koniec - Wren odetchnęła chwilę, po czym przeciągnęła się i w pełnym zdeterminowaniu odczekała na początek dobiegającej z płyty melodii, by powtórzyć zaprezentowany wcześniej przez Azjatkę układ. Prosty, dla zaawansowanych tancerek z pewnością banalny, ale dla niej stanowiący wyzwanie. I tym razem nie upuściła wachlarza. Przykładała uwagę do napięcia mięśni, do gibkości ruchów, do tego, by łagodna kurtyna materiału owiewała ją z gracją. A na koniec zaprezentowała ostatnią ze wskazanych figur, zwróciwszy uwagę, by nie napiąć do przesady łydki i stopy. Zastygła tak potem - w oczekiwaniu na wyrok.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Uśmiech zamajaczył na czerwonych ustach starszej czarownicy. Czyżby tradycja była jej znana? Ciemne spojrzenie z zaciekawieniem przyjrzało się podobnym jej rysom, a niewielkie światełko nadziei zapaliło się w jej głowie. Obawiała się, że kolejne pokolenia zapomną o tradycji; wyprą ze świadomości prawdy oraz nauki płynące z dawnych opowieści grzebiąc pamięć o przodkach oraz dziejach ojczyzny. Ciepło pojawiło się gdzieś, w kobiecym sercu przelewając szalę niechęci do nauki na korzyść panny Chang.
- W każdej legendzie kryje się ziarno prawdy, dziecko. Mężczyźni jednak nie są skorzy do przyznawania kobietom miejsca w dziejach. - Odpowiedziała niejasno, zachęcając dziewczynę do poszukiwania odpowiedzi. Wczytania w stare opowieści, wysnucia odpowiednich wniosków. Nie każdą prawdę otrzymywało się podaną na srebrnej tacy. Niektóre prawdy przypominały nieznany wielu taniec - potrzeba było odpowiedniej ilości wysiłku oraz zaangażowania, aby do nich dotrzeć. A Mei Ling nie miała zamiaru niczego ułatwiać, chcąc sprawdzić inteligencję dziewczyny.
A lekcja trwała. Wstęga wachlarza wirowała wokół gibkiego ciała starszej czarownicy gdy pokazywała kolejne ruchy Wren, czarne spojrzenie uważnie wypatrywało popełnianych przez nią błędów, by móc od razu je skorygować.
- To się okaże. - Odpowiedziała na pytanie, dotyczące dalszych lekcji. W środku siebie czuła odpowiedź, jakiej miała udzielić, nie chciała jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Chciała zobaczyć, jak dobrze dziewczyna zapamiętała przekazane jej ruchy. - Woda wystarczy. - Odpowiedziała, wsuwając pasmo siwych włosów za ucho. Ujęła zimną szklankę by unieść ją do ust. Kilka łyków zimnego płynu spłynęło przez jej gardło, po czym czarownica ponownie uruchomiła gramofon, puszczając melodię kolejny raz.
Czarne spojrzenie utkwiło w postaci młodszej kobiety, gdy ta ponownie wykonała zaprezentowany przez panią Ling. Widziała poprawę w jej postawie. Widziała skupienie na jej twarzy, zaangażowanie oraz napięcie w mięśniach. Nie spieszyła się. Powoli obeszła pannę Chang, dokładnie przyglądając się pozycji, w jakiej zakończyła przedstawianie kroków.
- Lepiej, musisz popracować nad subtelnością oraz płynnością ruchów. W ostatnich dwóch ruchach poruszasz przedramieniem, a nie nadgarstkiem. - Wyjawiła wszystkie, zauważone błędy po czym w milczeniu zwinęła ogon swego wachlarza, wyjęła z gramofonu płytę i wszystkie swoje rzeczy schowała do niewielkiej torby, z którą przyszła w to miejsce.
- Za tydzień, o tej samej porze. Nie zapomnij o ćwiczeniach. - Odpowiedziała, unosząc usta w ciepłym uśmiechu. Do kolejnych lekcji Mei Ling nie trzeba było namawiać. Chciała uczyć tę młodą kobietę. Kto wie, może przyjdzie jej również przemycić odpowiednią dozę tradycji oraz starych opowieści? Nie robiła sobie nadziei, było to jednak przyjemną wizją. Starsza czarownica skłoniła się w tradycyjnym geście, by opuścić niewielkie mieszkanko jednej z kamienic.
| Zt. dla lusterka
- W każdej legendzie kryje się ziarno prawdy, dziecko. Mężczyźni jednak nie są skorzy do przyznawania kobietom miejsca w dziejach. - Odpowiedziała niejasno, zachęcając dziewczynę do poszukiwania odpowiedzi. Wczytania w stare opowieści, wysnucia odpowiednich wniosków. Nie każdą prawdę otrzymywało się podaną na srebrnej tacy. Niektóre prawdy przypominały nieznany wielu taniec - potrzeba było odpowiedniej ilości wysiłku oraz zaangażowania, aby do nich dotrzeć. A Mei Ling nie miała zamiaru niczego ułatwiać, chcąc sprawdzić inteligencję dziewczyny.
A lekcja trwała. Wstęga wachlarza wirowała wokół gibkiego ciała starszej czarownicy gdy pokazywała kolejne ruchy Wren, czarne spojrzenie uważnie wypatrywało popełnianych przez nią błędów, by móc od razu je skorygować.
- To się okaże. - Odpowiedziała na pytanie, dotyczące dalszych lekcji. W środku siebie czuła odpowiedź, jakiej miała udzielić, nie chciała jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Chciała zobaczyć, jak dobrze dziewczyna zapamiętała przekazane jej ruchy. - Woda wystarczy. - Odpowiedziała, wsuwając pasmo siwych włosów za ucho. Ujęła zimną szklankę by unieść ją do ust. Kilka łyków zimnego płynu spłynęło przez jej gardło, po czym czarownica ponownie uruchomiła gramofon, puszczając melodię kolejny raz.
Czarne spojrzenie utkwiło w postaci młodszej kobiety, gdy ta ponownie wykonała zaprezentowany przez panią Ling. Widziała poprawę w jej postawie. Widziała skupienie na jej twarzy, zaangażowanie oraz napięcie w mięśniach. Nie spieszyła się. Powoli obeszła pannę Chang, dokładnie przyglądając się pozycji, w jakiej zakończyła przedstawianie kroków.
- Lepiej, musisz popracować nad subtelnością oraz płynnością ruchów. W ostatnich dwóch ruchach poruszasz przedramieniem, a nie nadgarstkiem. - Wyjawiła wszystkie, zauważone błędy po czym w milczeniu zwinęła ogon swego wachlarza, wyjęła z gramofonu płytę i wszystkie swoje rzeczy schowała do niewielkiej torby, z którą przyszła w to miejsce.
- Za tydzień, o tej samej porze. Nie zapomnij o ćwiczeniach. - Odpowiedziała, unosząc usta w ciepłym uśmiechu. Do kolejnych lekcji Mei Ling nie trzeba było namawiać. Chciała uczyć tę młodą kobietę. Kto wie, może przyjdzie jej również przemycić odpowiednią dozę tradycji oraz starych opowieści? Nie robiła sobie nadziei, było to jednak przyjemną wizją. Starsza czarownica skłoniła się w tradycyjnym geście, by opuścić niewielkie mieszkanko jednej z kamienic.
| Zt. dla lusterka
I show not your face but your heart's desire
To się okaże. Na nic innego liczyć nie mogła, nie teraz, gdy do spełnienia miała najważniejsze zadanie: udowodnić Mei, że w nieznanej dotąd dziedzinie nie była kompletną niedorajdą, przypadkiem skrajnie rozczarowującym. Że w swej zajadłej determinacji potrafiła się uczyć, zapamiętywać, korygować wszelkie wyłapane niedoskonałości na bieżąco, zamiast pozwolić im rozkwitnąć do kolorowych, zatrutych pąków roztaczających dokoła pył niepoprawnych zwyczajów. Gdy pierwszy przyswojony układ dobiegł końca, Wren odetchnęła głęboko, zmęczona; lekcja trwała długo, sowicie ponad godzinę, a dotychczas najwyższym z jej fizycznych osiągnięć było podtrzymywanie mugolek na swym pozornie bezpiecznym ramieniu i wodzenie ich za nos do miejsc dalekich od domu. Dziś przeszła poważną próbę. I choć czuła się wyczerpana - nie poddała się, nie zeszła od razu z palców i nie rozluźniła ciała, zamiast tego zastygając w ostatniej pozie i przyglądając się odbiciu w lustrze, gdy pani Ling obchodziła ją niczym surowy profesor oceniający krytycznie pierwsze popisy podczas zajęć uroków. W porównaniu - w dzieciństwie to prymarne zetknięcie z prawdziwą magią wspominała o wiele łagodniej.
Ciche och pełne zrozumienia wyrwało się spomiędzy warg na zaoferowaną uwagę, czarownica kiwnęła głową i powolnym, dokładnym ruchem powtórzyła niedoskonały gest, poprawiając go wedle wskazówki. Nie chciała przecież zakończyć lekcji na przykładzie własnej, fizycznej ułomności; dopiero potem pozwoliła sobie opaść na równe stopy i przeciągnąć się leniwie. Mei szykowała się do wyjścia - a gdy po raz kolejny zaoferowała tradycyjny ich kulturze ukłon, Wren odpowiedziała odpowiednio. Mniej już niepewnie, mniej nieporadnie, z uśmiechem, odprowadziwszy kobietę do drzwi.
- Bardzo dziękuję, qíngfù. Będę ćwiczyć - przyrzekła solennie i z cichym skrzypnięciem zamknęła drzwi za plecami starszej mistrzyni, na moment oparłszy plecy o drewno. Mimo zmęczenia wiedziała, że po wyczerpującym treningu finalnie należało rozciągnąć i wynagrodzić mięśnie, a na dodatek musiała jeszcze samo mieszkanie doprowadzić do poprzedniego stanu. Pozbyć się zalegających w salonie luster - może zakamuflować je w mało dostrzegalnym miejscu, pomniejszyć, schować do szafki? - i samą siebie przyrównać ponownie do człowieka, niźli czerwonej, zmęczonej kreatury. Całość tego założenia zajęła jej mniej więcej następną godzinę; w nieznanym sobie odruchu lenistwa przez większą część czasu, po ostatnim rozgrzaniu ciała, przeleżała na deskach podłogi i po prostu oddychała głęboko, zadowolona.
zt <3
Ciche och pełne zrozumienia wyrwało się spomiędzy warg na zaoferowaną uwagę, czarownica kiwnęła głową i powolnym, dokładnym ruchem powtórzyła niedoskonały gest, poprawiając go wedle wskazówki. Nie chciała przecież zakończyć lekcji na przykładzie własnej, fizycznej ułomności; dopiero potem pozwoliła sobie opaść na równe stopy i przeciągnąć się leniwie. Mei szykowała się do wyjścia - a gdy po raz kolejny zaoferowała tradycyjny ich kulturze ukłon, Wren odpowiedziała odpowiednio. Mniej już niepewnie, mniej nieporadnie, z uśmiechem, odprowadziwszy kobietę do drzwi.
- Bardzo dziękuję, qíngfù. Będę ćwiczyć - przyrzekła solennie i z cichym skrzypnięciem zamknęła drzwi za plecami starszej mistrzyni, na moment oparłszy plecy o drewno. Mimo zmęczenia wiedziała, że po wyczerpującym treningu finalnie należało rozciągnąć i wynagrodzić mięśnie, a na dodatek musiała jeszcze samo mieszkanie doprowadzić do poprzedniego stanu. Pozbyć się zalegających w salonie luster - może zakamuflować je w mało dostrzegalnym miejscu, pomniejszyć, schować do szafki? - i samą siebie przyrównać ponownie do człowieka, niźli czerwonej, zmęczonej kreatury. Całość tego założenia zajęła jej mniej więcej następną godzinę; w nieznanym sobie odruchu lenistwa przez większą część czasu, po ostatnim rozgrzaniu ciała, przeleżała na deskach podłogi i po prostu oddychała głęboko, zadowolona.
zt <3
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
15 września
Znajomość z Mei Ling rozkwitała dynamicznie. Mistrzyni okazała się nie tylko wytrwałą i cierpliwą nauczycielką tańca, ale głęboka, pełna szacunku miłość do orientalnej kultury kraju pochodzenia pozwoliła jej polecić Wren pewnego dobrego znajomego również przebywającego w Wielkiej Brytanii, który był w stanie przyuczyć ją podstaw posługiwania się ichnim językiem. Wiele słów i wyrażeń znała z samodzielnej nauki, ale bez praktyki i osłuchania kaleczyła ich wymowę - czarownica zdecydowała się podjąć zatem kolejne lekcje. Powoli, krok po kroku poznawała świat, do którego w dzieciństwie pragnęli zaprosić ją dziadkowie. Ich starania ukróciła wówczas matka, później - ich własna śmierć, która na wiele lat położyła kres wszelkiej ciekawości. Ostatnio ta narodziła się jednak na nowo. I Wren korzystała z niej pełną piersią; zazwyczaj lekcje języka chińskiego pod okiem Yang Chuntao umawiała na półtorej godziny przed tymi z Mei Ling. Skrupulatnie podchodziła do każdego spotkania, najpierw wypruwając sobie lingwistyczne żyły, a później robiąc to samo w formie fizycznej. Z tygodnia na tydzień stawała się coraz lepsza; nic zatem dziwnego, że zapragnęła więcej, co dwa tygodnie organizując spotkania dwukrotnie w ciągu siedmiu dni. Była na to gotowa; taniec pokazał, że nie warto zaniedbywać swego ciała, czarownica zdecydowała się zatem odpowiednio wysypiać i żywić, by nie stracić sił. Odzyskała werwę. Rześkość. A przy tym dynamikę ruchów dotychczas odrobinę zatraconą.
Tego dnia lekcja z Chuntao dobiegła końca, podziękowała zatem mężczyźnie w średnim wieku, swemu nauczycielowi, i pokłoniła się po uprzednim - dyskretnym - wręczeniu mu wypłaty. Mei Ling uczyła, że kwestie finansowe winno się załatwiać marginesowo.
- Qíngfù - zdumiała się Wren po otwarciu drzwi do wynajmowanego mieszkania; chciała wypuścić nimi chińskiego instruktora, jednak zanim zdążyła to zrobić, w wejściu dostrzegła punktualnie zjawiającą się sylwetkę starszej kobiety. Najwyraźniej Ling nie miała nawet momentu, by zapukać. - Zapraszam, właśnie skończyliśmy z Yang laoshī. Wszystko jest już gotowe - zapewniła miękko, salon zawsze doprowadzała do odpowiedniego stanu jeszcze przed rozpoczęciem każdej z dwóch zaplanowanych na dany dzień lekcji, by później oszczędzić czasu. Chuntao pokłonił się elegancko przed starą znajomą, pozwolił jej wejść do środka jako pierwszej, a potem skłonił się jeszcze przed Chang, zanim wyszedł z mieszkania. Azjatka odwzajemniła jego gest, ten sam kierując w stronę Mei; tyle pokłonów, to aż dziwne, że od podobnych praktyk jak do tej pory nie rozbolały jej plecy. - Sporo ćwiczyłam od naszej ostatniej lekcji, wydaje mi się, że dziś jest tym dniem - zapowiedziała solennie; tym dniem, dniem, w którym uda jej się od początku do końca wytańczyć polecony układ bez zająknięcia błędu, bez nalotu stricte początkujących niedoskonałości.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Tygodnie mijały, kolejne lekcje miały miejsce, a pani Ling coraz mocniej upewniała się w fakcie, iż nie popełniła błędu przystając na udzielenie lekcji pannie Chang. Z początku była sceptycznie nastawiona do całego przedsięwzięcia, jednak już pierwsza lekcja jaką odbyły, zaczęła zmienić postrzeganie pani Ling. Dziewczyna przykładała się do zajęć, była chętna aby nie tylko nauczyć się tańca, ale i zagłębić się w tradycje oraz legendy ich przodków, ciesząc starcze serce nauczycielki. Przez te kilkanaście spotkań Mei Ling zdążyła nawet odrobinę polubić dziewczynę, tą specyficzną sympatią surowego nauczyciela do ucznia. Widząc jej zaangażowanie, z chęcią wskazała jej odpowiedniego nauczyciela ojczystego języka, nie rozumiejąc, jak rodzice mogli nie przekazać jej takiej wiedzy. Nie wnikała jednak w rodzinne koligacje, uważając to za stanowcze naruszenie relacji, jaka winna je łączyć.
Nie zwykła się spóźniać, uważając punktualność za jedną, ze swoich największych cnót. Nie zdążyła jednak unieść wątłej dłoni do drzwi, aby subtelnie w nie zapukać. Wrota otworzyły się ukazując Wren w towarzystwie nauczyciela języka chińskiego, będącego przyjacielem Mei. Starsza kobieta ukłoniła się wpierw dawnemu przyjacielowi, posyłając mu delikatny uśmiech oraz pełne ciepła spojrzenie. Następnie ukłoniła się delikatnie dziewczynie, by wejść do środka mieszkania. Nie było czasu na uprzejme rozmowy, lekcje przecież nie mogły czekać.
Podążyła korytarzem do znanego już salonu, odłożyła niewielką torbę tam, gdzie zawsze zwykła ją kłaść. Smukłe palce wyciągnęły z miękkiego materiału płytę z muzyką, która zwykła towarzyszyć im podczas lekcji. Subtelną, orientalną, pełną brzmień instrumentów, które w Anglii nie były szerzej znane. Ciemne spojrzenie powędrowało to twarzy panny Chang.
- Cieszy mnie, że ćwiczyłaś. - Odpowiedziała spokojnie, doskonale wiedząc, że jeśli dziewczyna kłamie, prawda bardzo szybko odnajdzie drogę na powierzchnię, jak z resztą często bywało. W kwestii tańca nie dało się kłamać, brak odpowiedniej praktyki bardzo szybko stawał się widoczny... Wystarczyło kilka, czasem kilkanaście pierwszych ruchów, by zauważyć brak systematyczności w ćwiczeniach.
- W takim zatańcz dla mnie układ, jaki ostatnio ćwiczyłyśmy. - Poprosiła z odrobiną ciekawości w głosie. Ćwiczyły już od dłuższego czasu, starsza czarownica wiedziała, że ten dzień niebawem nadejdzie. Mei Ling podeszła do gramofonu, aby umieścić w nim, odrobinę już nadgryzioną przez czas płytę. Delikatnie ułożyła igłę gramofonową na płycie, po czym delikatnym ruchem różdżki uruchomiła urządzenie. Starsza nauczycielka zasiadła w fotelu stojącym obok, by stworzyć iluzję niewielkiego występu. Uważne, ciemne tęczówki utkwiło w postaci Wren. Chciała ją obserwować podczas tańca, wodzić spojrzeniem za całą postacią w poszukiwaniu możliwych błędów.
Dlasza część lekcji, zależała od tego, jak dziewczynie wyjdzie układ.
Nie zwykła się spóźniać, uważając punktualność za jedną, ze swoich największych cnót. Nie zdążyła jednak unieść wątłej dłoni do drzwi, aby subtelnie w nie zapukać. Wrota otworzyły się ukazując Wren w towarzystwie nauczyciela języka chińskiego, będącego przyjacielem Mei. Starsza kobieta ukłoniła się wpierw dawnemu przyjacielowi, posyłając mu delikatny uśmiech oraz pełne ciepła spojrzenie. Następnie ukłoniła się delikatnie dziewczynie, by wejść do środka mieszkania. Nie było czasu na uprzejme rozmowy, lekcje przecież nie mogły czekać.
Podążyła korytarzem do znanego już salonu, odłożyła niewielką torbę tam, gdzie zawsze zwykła ją kłaść. Smukłe palce wyciągnęły z miękkiego materiału płytę z muzyką, która zwykła towarzyszyć im podczas lekcji. Subtelną, orientalną, pełną brzmień instrumentów, które w Anglii nie były szerzej znane. Ciemne spojrzenie powędrowało to twarzy panny Chang.
- Cieszy mnie, że ćwiczyłaś. - Odpowiedziała spokojnie, doskonale wiedząc, że jeśli dziewczyna kłamie, prawda bardzo szybko odnajdzie drogę na powierzchnię, jak z resztą często bywało. W kwestii tańca nie dało się kłamać, brak odpowiedniej praktyki bardzo szybko stawał się widoczny... Wystarczyło kilka, czasem kilkanaście pierwszych ruchów, by zauważyć brak systematyczności w ćwiczeniach.
- W takim zatańcz dla mnie układ, jaki ostatnio ćwiczyłyśmy. - Poprosiła z odrobiną ciekawości w głosie. Ćwiczyły już od dłuższego czasu, starsza czarownica wiedziała, że ten dzień niebawem nadejdzie. Mei Ling podeszła do gramofonu, aby umieścić w nim, odrobinę już nadgryzioną przez czas płytę. Delikatnie ułożyła igłę gramofonową na płycie, po czym delikatnym ruchem różdżki uruchomiła urządzenie. Starsza nauczycielka zasiadła w fotelu stojącym obok, by stworzyć iluzję niewielkiego występu. Uważne, ciemne tęczówki utkwiło w postaci Wren. Chciała ją obserwować podczas tańca, wodzić spojrzeniem za całą postacią w poszukiwaniu możliwych błędów.
Dlasza część lekcji, zależała od tego, jak dziewczynie wyjdzie układ.
I show not your face but your heart's desire
Wren miała świadomość, że, gdyby tylko mogła, matka zdarłaby z jej twarzy jakiekolwiek przejawy orientalnej urody. W jej młodzieńczym sercu Yong Chang wygrał osobowością, nie zaś wyglądem, nie przynależnością do kultury, której nie rozumiała, nie znała, nie doceniała, której przejawy tępiła na każdym kroku w swym domu rodzinnym; to dlatego spotkania wnuczki z dziadkami mężczyzna organizował w tajemnicy przed swoją coraz bardziej znerwicowaną, nieznośną małżonką. Zapewniał córce przynajmniej namiastkę zrozumienia skąd pochodzili jej przodkowie, jednocześnie balansując na cienkiej krawędzi między kłamstwem a pożarciem przez rozwścieczonego smoka. Czy Euclid zdawała sobie sprawę z tego, że często przypominała płomiennym usposobieniem najpotężniejsze ze stworzeń uwikłanych w chińskie legendy?
Nauczyciel języka ukłonił się nisko przed Mei Ling, a czarownica miała wrażenie, że dostrzegła wątły rumieniec wkradający się na jego podstarzałe policzki. Już od dłuższego czasu podejrzewała w jego oczach niekoleżeńską percepcję kobiety, nie śmiała jednak zwrócić na to uwagi głośno; każdy z jej mentorów niezwykle cenił sobie swą prywatność, granice, jakie ta ustalała, a ich przekroczenie mogło okazać się okrutną obrazą. Wren zachowała zatem tę myśl dla siebie, wprowadzając Mei do dobrze im obu znanego salonu. Lustra stały już pod ścianą a większość mebli znikła już z pomieszczenia, razem ze stołem i parą krzeseł, na których jeszcze chwilę temu dziewczyna praktykowała lekcję chińskiego. Pozyskane z tej okazji dokumenty i książki zalegały nieopodal torby z jej rzeczami. Znajdowały się tam także jej normalne, codzienne ubrania; teraz miała na sobie czarny strój do ćwiczeń okraszony prawie przezroczystym, lawendowym kardiganem sięgającym kolan. Podczas tańca dodawał jej wizualnej gracji; współgrał wręcz idealnie z materiałem opadającym delikatną, zwiewną kaskadą z wachlarza. Wren kiwnęła głową na polecenie kobiety i wykonała odpowiednią rozgrzewkę, rozciągając mięśnie przed przystąpieniem do prawidłowej części zadania; nie miała czasu zrobić tego wcześniej zważywszy na lekcje z Chuntao, ale doszła już do pewnej wprawy, także nie zajęło jej to zbyt długo.
I potem zaczęła. Wykonywała taniec, jakiego nauczyła ją Mei Ling, z pełnym poświęceniem; choć kondycja wciąż zdawała się kuleć i czarownica męczyła się dość szybko, to nie przeszkadzało jej zaprezentować spektrum figur. Tańczyła z jednym wachlarzem, gdy go składała, przypominał miecz w dłoni wojownika przemierzającego pole bitwy, lawirującego wśród duchów poległych; broniła się przed nimi, z innymi tańczyła ujmująco, wachlarzem raz po raz wykonując ruchy, które kiedyś zaprezentował jej też Claude. Te szermiercze pchnięcia do celu. Dbała przy tym o odpowiedni wyraz twarzy - przejęty, zmysłowy, eteryczny, delikatny, a także przepełniony siłą emocji, gdy wymagał tego głębszy dźwięk melodii. Na końcu wojownik umierał; padał na ziemię, krwawił w nią, dołączał do swych braci. Padła i ona. W sposób kontrolowany, pełen gracji, sensualny. I zastygła w bezruchu, oddychając ciężko, z nimbem kilku czarnych kosmyków wyswobodzonych z uplecionego wcześniej koku. Czekała. Na ocenę, na surowe wytknięcie błędów - bo Mei Ling nigdy nie oferowała owacji.
Nauczyciel języka ukłonił się nisko przed Mei Ling, a czarownica miała wrażenie, że dostrzegła wątły rumieniec wkradający się na jego podstarzałe policzki. Już od dłuższego czasu podejrzewała w jego oczach niekoleżeńską percepcję kobiety, nie śmiała jednak zwrócić na to uwagi głośno; każdy z jej mentorów niezwykle cenił sobie swą prywatność, granice, jakie ta ustalała, a ich przekroczenie mogło okazać się okrutną obrazą. Wren zachowała zatem tę myśl dla siebie, wprowadzając Mei do dobrze im obu znanego salonu. Lustra stały już pod ścianą a większość mebli znikła już z pomieszczenia, razem ze stołem i parą krzeseł, na których jeszcze chwilę temu dziewczyna praktykowała lekcję chińskiego. Pozyskane z tej okazji dokumenty i książki zalegały nieopodal torby z jej rzeczami. Znajdowały się tam także jej normalne, codzienne ubrania; teraz miała na sobie czarny strój do ćwiczeń okraszony prawie przezroczystym, lawendowym kardiganem sięgającym kolan. Podczas tańca dodawał jej wizualnej gracji; współgrał wręcz idealnie z materiałem opadającym delikatną, zwiewną kaskadą z wachlarza. Wren kiwnęła głową na polecenie kobiety i wykonała odpowiednią rozgrzewkę, rozciągając mięśnie przed przystąpieniem do prawidłowej części zadania; nie miała czasu zrobić tego wcześniej zważywszy na lekcje z Chuntao, ale doszła już do pewnej wprawy, także nie zajęło jej to zbyt długo.
I potem zaczęła. Wykonywała taniec, jakiego nauczyła ją Mei Ling, z pełnym poświęceniem; choć kondycja wciąż zdawała się kuleć i czarownica męczyła się dość szybko, to nie przeszkadzało jej zaprezentować spektrum figur. Tańczyła z jednym wachlarzem, gdy go składała, przypominał miecz w dłoni wojownika przemierzającego pole bitwy, lawirującego wśród duchów poległych; broniła się przed nimi, z innymi tańczyła ujmująco, wachlarzem raz po raz wykonując ruchy, które kiedyś zaprezentował jej też Claude. Te szermiercze pchnięcia do celu. Dbała przy tym o odpowiedni wyraz twarzy - przejęty, zmysłowy, eteryczny, delikatny, a także przepełniony siłą emocji, gdy wymagał tego głębszy dźwięk melodii. Na końcu wojownik umierał; padał na ziemię, krwawił w nią, dołączał do swych braci. Padła i ona. W sposób kontrolowany, pełen gracji, sensualny. I zastygła w bezruchu, oddychając ciężko, z nimbem kilku czarnych kosmyków wyswobodzonych z uplecionego wcześniej koku. Czekała. Na ocenę, na surowe wytknięcie błędów - bo Mei Ling nigdy nie oferowała owacji.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wypytywanie o prywatne życie Mei Ling z pewnością nie byłoby odpowiednim posunięciem. Starsza kobieta ceniła sobie prywatność, zwłaszcza w takich tematach. Towarzystwo nauczyciela chińskiego było przyjemne, zwłaszcza po tragicznej śmierci jej męża podczas ostatnich, magicznych anomalii. Dawny przyjaciel pozwalał zagłuszyć jej samotność oraz uczucie niedopasowania do społeczeństwa, mimo iż nigdy nie przekroczyli tej subtelnej granicy przyjaźni dwóch, starszych osób.
Nie to jednak było teraz istotne, a osoba jej uczennicy będącej pewną, iż opanowała skrupulatnie ćwiczony od tygodni układ, jaki Mei Ling zaprezentowała jej na pierwszych lekcjach. Ciemne tęczówki nauczycielki utkwiły w postaci tańczącej dziewczyny. Uważnie śledząc każdy, nawet najmniejszy ruch dziewczyny w poszukiwaniu chociażby najmniejszych błędów, jakie mogła wykonać. W trzy miesiące nie dało się osiągnąć mistrzostwa, niezależnie od ilości godzin, jakie spędziło się na ćwiczeniu danej sztuki.
Gdzieś w połowie układy brwi kobiety zmarszczyły się, po za tym elementem jednak, jej twarz pozostawała obojętna. Nie zdradzała swoich emocji, czekając, aż dziewczyna zakończy układ. Poprawiła się, to akurat było widać na pierwszy rzut oka. Jej ruchy były płynniejsze, ciało bardziej gibkie chociaż do perfekcji nadal pozostawało jej wiele. Ruchy dziewczyny zdawały się pewniejsze, a popełniane błędy niewielkie, wręcz kosmetyczne. Mei Ling była zadowolona z postępów, jakie wykonała jej uczennica. Starsza czarownica widziała, że dziewczyna włożyła wiele pracy w opanowanie przekazywanych jej nauk.
Gdy muzyka ucichła, a dziewczyna zatrzymała się, pani Ling wstała z fotela, uważnie się jej przyglądając.
- Gdy unosisz nogę w górę, bezwiednie zaciskasz palce stóp gdy powinny być wyprostowane. - Wypowiedziała uwagę, nie zwykła do obfitych pochwał. - Musisz zacząć się rozciągać. Regularnie pracować nad wzmocnieniem mięśni oraz ich możliwościami. Pokażę Ci kilka ćwiczeń, które będziesz powtarzać codziennie przed snem, bez nich trudniejsze figury będą sprawiały Ci duże problemy. - Dodała, ostrożnie podchodząc do swojej torby, aby wyciągnąć płomienny wachlarz. - W Twoich ruchach widać więcej wojownika, niż subtelnej tancerki. Opowiedziałaś ładną historię, lecz miałam wrażenie, że opowiada ją wojownik, a nie tancerka. - Zaczęła lekcję, spoglądając ciemnym spojrzeniem na dziewczynę. Nie zdziwiłaby się, gdyby Wren umiała walczyć. Czasy były ciężkie, a kobiety również powinny wiedzieć, jak się bronić. Jednak w tańcu winna o tym zapomnieć. - Patrz. - Poleciła, a pani Ling na sucho, bez muzyki wykonała kilka figur, których wykonanie najbardziej ją raziło. Jej ruchy nie różniły się jednak wiele od ruchów uczennicy, były jednak subtelniejsze, okraszone delikatnymi gestami starczych dłoni, nadających działaniom lekkość oraz odpowiednią kobiecość. - W tańcu nawet wojownik winien zapominać o krwawej sztuce i stawać się tancerzem, Wren. - Odpowiedziała, kolejne słowa na chwilę pomijając. A gdy skończyła prezentację, starsza kobieta powróciła do fotela, by zatopić się w miękkim oparciu.
- Jeszcze raz. Tym razem chcę zobaczyć tancerkę. - Poleciła, splatając dłonie na piersi. Bez tego, nie mogły przejść dalej.
Nie to jednak było teraz istotne, a osoba jej uczennicy będącej pewną, iż opanowała skrupulatnie ćwiczony od tygodni układ, jaki Mei Ling zaprezentowała jej na pierwszych lekcjach. Ciemne tęczówki nauczycielki utkwiły w postaci tańczącej dziewczyny. Uważnie śledząc każdy, nawet najmniejszy ruch dziewczyny w poszukiwaniu chociażby najmniejszych błędów, jakie mogła wykonać. W trzy miesiące nie dało się osiągnąć mistrzostwa, niezależnie od ilości godzin, jakie spędziło się na ćwiczeniu danej sztuki.
Gdzieś w połowie układy brwi kobiety zmarszczyły się, po za tym elementem jednak, jej twarz pozostawała obojętna. Nie zdradzała swoich emocji, czekając, aż dziewczyna zakończy układ. Poprawiła się, to akurat było widać na pierwszy rzut oka. Jej ruchy były płynniejsze, ciało bardziej gibkie chociaż do perfekcji nadal pozostawało jej wiele. Ruchy dziewczyny zdawały się pewniejsze, a popełniane błędy niewielkie, wręcz kosmetyczne. Mei Ling była zadowolona z postępów, jakie wykonała jej uczennica. Starsza czarownica widziała, że dziewczyna włożyła wiele pracy w opanowanie przekazywanych jej nauk.
Gdy muzyka ucichła, a dziewczyna zatrzymała się, pani Ling wstała z fotela, uważnie się jej przyglądając.
- Gdy unosisz nogę w górę, bezwiednie zaciskasz palce stóp gdy powinny być wyprostowane. - Wypowiedziała uwagę, nie zwykła do obfitych pochwał. - Musisz zacząć się rozciągać. Regularnie pracować nad wzmocnieniem mięśni oraz ich możliwościami. Pokażę Ci kilka ćwiczeń, które będziesz powtarzać codziennie przed snem, bez nich trudniejsze figury będą sprawiały Ci duże problemy. - Dodała, ostrożnie podchodząc do swojej torby, aby wyciągnąć płomienny wachlarz. - W Twoich ruchach widać więcej wojownika, niż subtelnej tancerki. Opowiedziałaś ładną historię, lecz miałam wrażenie, że opowiada ją wojownik, a nie tancerka. - Zaczęła lekcję, spoglądając ciemnym spojrzeniem na dziewczynę. Nie zdziwiłaby się, gdyby Wren umiała walczyć. Czasy były ciężkie, a kobiety również powinny wiedzieć, jak się bronić. Jednak w tańcu winna o tym zapomnieć. - Patrz. - Poleciła, a pani Ling na sucho, bez muzyki wykonała kilka figur, których wykonanie najbardziej ją raziło. Jej ruchy nie różniły się jednak wiele od ruchów uczennicy, były jednak subtelniejsze, okraszone delikatnymi gestami starczych dłoni, nadających działaniom lekkość oraz odpowiednią kobiecość. - W tańcu nawet wojownik winien zapominać o krwawej sztuce i stawać się tancerzem, Wren. - Odpowiedziała, kolejne słowa na chwilę pomijając. A gdy skończyła prezentację, starsza kobieta powróciła do fotela, by zatopić się w miękkim oparciu.
- Jeszcze raz. Tym razem chcę zobaczyć tancerkę. - Poleciła, splatając dłonie na piersi. Bez tego, nie mogły przejść dalej.
I show not your face but your heart's desire
Kamienice mieszkalne
Szybka odpowiedź