Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki w głębi sali
AutorWiadomość
Stoliki w głębi sali [odnośnik]10.09.15 1:45
First topic message reminder :

Stoliki w głębi sali

★★
Stoliki dla gości, przy których najtrudniej o miejsce wieczorami, gdy pomieszczenie wypełniają śmiechy, dźwięki rozmów, szelest stronic gazet, książek. Dziurawy Kocioł jest idealnym miejscem, by spotkać się ze znajomymi po pracy, bez obawy o spotkanie z jakimś uważnym mugolem.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]24.06.18 12:32
Parsknął pod nosem widząc zaskoczenie na jego twarzy, kiedy to okazało się, że Anthony w żaden sposób nie zamierzał walczyć z jego chęciami choć te zdecydowanie pobrzmiewały naiwnie nie będąc przemyślanymi. Jednak może to dobrze miało mu zrobić. Pokazać Nokturn, zweryfikować zdanie na jego temat. Niezaprzeczalnie Anthony widział również korzyść w umiejętnościach magicznych młodego. Nie zamierzał odmawiać sobie z ich skorzystania kiedy pchały mu się do ręki. Jeśli też pójdzie coś nie tak, będzie mógł czuć się mniej winny. W końcu nie namawiał, prawda?
Kiwnął głową potakująco, gdy ten sparafrazował to co było istotne w tej rozmowie: ani cza, ani miejsce. Dokładnie. Anthony ujął uzupełniony przez barmana kufel upijając jego zawartość.
- Poszedłem na kurs...? - Rzucił zdawkowo, żartobliwie chociaż naprawdę duża część osób które znał wcale go nie widziały w mundurze i tak mu właśnie mówiła. Najbardziej to tę decyzję przeżywała matka będąca zdecydowanie nadopiekuńczą. Wciąż taką była pomimo iż jej dziecko dobiegało trzydziestki. Odsunął te myśli jednak dalej czując się zmieni mało komfortowo. Zaczął wertować we wspomnieniach dni spędzone na treningach, kartkowaniu ksiąg, wykładach. Szukał obiektywnie zabawnych historii i... nie było ich za wiele. Przynajmniej w jego osądzie. Był Krukonem, tym gościem co połknął miotłę. Nie mogło ich być więc wiele. Tak właściwie pierwsze co przyszło mu do głowy co podchodziło pod hasłami "odwalić" i "najgłupsze" to afera za sprawą której zmuszony był opuścić Londyn. Nie była to jednak historia dla każdego. A na pewno już mogąca być anegdotą do piwa - Może nie jest to historia z kursu, jednak jedna z tych świeżych, dość ironicznych. Akcja miała miejsce z początkiem maja. Udaremniłem porwanie, a przynajmniej usiłowałem. Przez anomalie, żadne moje zaklęcie się nie powiodło i koniec końców ofiara, która była półwillą musiała nie dość że siebie, to również i mnie ratować. To była jedna z tych akcji po której zakończeniu intensywnie zastanawiasz się nad powodami dla którymi będziesz musiał przekonywać przełożonego, że jednak z jakiegoś powodu wciąż cie trzyma w biurze - tak, noc przed konfrontacją z Bones była wyjątkowo twórcza dla Skamander.a


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]24.06.18 14:02
Bertie w gruncie rzeczy spodziewał się więcej, choć opowieść Skamandera szczególnie go nie zdziwiła. Ostatecznie kiedy człowiek uczy się czarowania dzieją się różne rzeczy, magia lubi płatać figle, lubiła jeszcze zanim świat oszalał i ogarnęły go anomalie. Dawniej z resztą te figle były znacznie lżejsze, przynajmniej zazwyczaj. To jednak nie ważne, wysłuchał opowieści i uśmiechnął się pod nosem, choć wyobrażał sobie że Skamanderowi mogło nie być do śmiechu.
Choć Bott i tak był pewien, że MUSIAŁO dziać się więcej. Tylko tak jak Botty są półmózgami, tak Skamanderowie mają w genach nadmiar powagi, w końcu w naturze nic nie ginie i wszystko musi się wyrównywać. Nie naciskał jednak, bo i po co, a zamiast tego skupił się na znacznie ciekawszym elemencie tej historii - półwilli. Sam Bott znał jedną i choć nic głębszego go z nią nie łączyło, wiedział jak niesamowite są to istoty.
- Chociaż zostawiłeś sobie kontakt do tej półwili? - cóż, może nie zrobił najlepszego wrażenia, ale czy od razu trzeba? Może nadrobić to z czasem, a spotkanie z kimś takim to nie byle co!
- Te anomalie bywają dzikie. Mnie w pracy napadły ciasteczka, w sensie mamy takie kąsające. Umiarkowanie kąsające żeby nie zrobiły krzywdy, tylko że jakimś dziwnym trafem stały się dość krwiożercze i zaczęły na mnie dosłownie polować. Na szczęście nie zdaję raportów swojej szefowej. - ostatnie podsumował z szerokim uśmiechem. No dobra, w jego wypadku było łatwiej. Od tego że jemu przydarzy się coś głupiego nikomu nie stanie się krzywda. No, nie powinna. On nie broni w pracy ludzi, z nikim nie walczy, a krwiożercze ciasteczka nadal można zadeptać, lub - jak on to zrobił (choć w gruncie rzeczy przypadkiem) - zmienić w stado królików aż się nie uspokoją.
- To musiała być jakaś zemsta od losu albo klątwa ciotki która ostatnio wróżyła mi cukrzycę. - podsumował, choć akurat cioteczka Tilda niewiele o wróżeniu wie. Bott potrzebuje cukru, to wszystko! A że jest przy okazji dobry w wytwarzaniu go to nic już go chyba nie uratuje.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]29.06.18 19:53
Tak, zdecydowanie Anthony nie należał do grupy tych szalonych osób mających równie pokręcone historie co oni sami. Było o to zdecydowanie za trudno biorąc pod uwagę jak cała jego osoba mocno trzymała się ziemi. Może nawet był już do niej przytwierdzony na stałe, kto wie.
- To była część procedury. Nie miałem wyboru - musiałem. Taka praca - fakt ten w tym momencie wydał mu się całkiem zabawny z uśmiechem na ustach upił więc z kufla piwa by zaraz całkiem na poważnie przestrzec czarodzieja - Tak bardziej na poważnie to jak zdarzy ci się kiedyś być przy willi to uważaj. To mimo wszystko po części, a nawet w połowie, magiczne istoty. Nagłaśniane są przypadki w których to one są krzywdzone, lecz również same potrafią siać niemałe spustoszenie. Słyszałeś pewnie o willich inferiusach? Mało osób zgłasza podobne incydenty - sam Anthony nie był pewien, jakby postąpił jakby stał się ofiarą. Do tego myśl, że mógłby zostać pozbawiony samoświadomości napawał go niepokojem, a nawet lękiem. Mimo to obcował z Solene zmuszając się do ogromnego wysiłku. Kobieta bez wątpienia była ofiarą. Co do tego nie było wątpliwości. Jednak skrywała coś jeszcze. Anthony dobrze pamiętał strach w jej oczach gdy jako auror zjawił się pod jej drzwiami. Nie tak spoglądają ofiary na stróży porządku. Dowie się jednak co skrywa Solene Baudelaire.
- Zawsze mnie zastanawiało: zęby takich ciastek, jak je się gryzie to jaką mają fakturę? Są bardziej jak zwykłe kruche ciastko? - sam nigdy nie próbował podobnych dziwności. Był bardzo wybredny. Rzadko kiedy zabierał się za jedzenie słodyczy składających się z czegoś ponad ciasta, cukru pudru oraz pianki. Nie znaczyło to, że nie był ciekawy tego, jak teoretycznie smakują inne rzeczy.
- Masz w rodzinie jasnowidza? - zmarszczył czoło i uniósł brwi w zaskoczeniu. To robiło wrażenie. Sam znał jednego i do tego była to osoba szlachetnego stanu.
Rozmowa kleiła się wartko. Wszystko jednak co trwa to się kończy i nie inaczej było w tym przypadku. Panowie w godzinach późno nocnych rozeszli się w swoje strony.

|zt x2


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]21.08.18 16:44
To niezwykłe zrządzenie losu zaprowadziło ją tego sierpniowego wieczoru do Dziurawego Kotła. Jak lipiec zachwycał niemalże wszystkich pogodą rozpieszczając Londyn promieniami słońca, tak już sierpień przypomniał, że to co dobre szybko się kończy. Lucinda odzwyczaiła się od brania parasola do ręki przy każdym wyjściu z domu, odzwyczaiła się od wilgoci i przemoczonych ubrań. Łatwo jest zostawić przykre zwyczaje widząc słońce za oknem. Życie bez teleportacji było o wiele trudniejsze niż można było sobie to wcześniej wyobrazić. Czarodzieje byli przyzwyczajeni do wygód jakie dawała im magia i nikt przecież nie mógł ich za to winić. Chociaż wcześniej jej myśli spychały tę niedogodność na dalszy plan to ten ulewny wieczór przypomniał jej jak ciężko żyło się… zwyczajnie.
Wracała właśnie do swojego mieszkania przez zbyt tłumnie odwiedzającą Pokątną. Wydawać by się mogło, że to wszystko co wydarzyło się w ostatnich miesiącach sprawi, że ulice opustoszeją, ale wcale tak się nie stało. Tutaj zawsze było gwarnie. Ludzie przechadzali się starymi uliczkami zabijając czas, robiąc zakupy lub szukając przygód. Podniesione głosy sprzedawców zachęcających do zrobienia interesu życia naprawdę kusiły i może gdyby nie mieszkała tutaj już tyle lat i nie znała każdego niemal od podszewki to by uległa. Uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl, bo ile jest takich Pokątnych na świecie, na których już zdążyła wykupić niemal całe stoiska wierząc, że to naprawdę uśmiech losu?
Lucinda lubiła obserwować. Ludzie, miejsca, sytuacje. Podchodziła do tego w sposób niesamowicie indywidualny chcąc zobaczyć jak najwięcej. To była ta sfera ciekawości, której oddawała się bez reszty. Spoglądała na przechodzących obok niej czarodziei czując jak coś wisi w powietrzu. Prawdopodobnie już od dawna zapowiadali deszcz, ale Lucinda nie miała w zwyczaju słuchać takich rzeczy. Na jej nieszczęście prognozy spełniły się idealnie. Zaalarmowała ją mała kropla, która jednak z dużą siłą w nią uderzyła. Kiedy tylko spojrzała w niebo burza rozpętała się na dobre. Pierwsza błyskawica przecięła niebo przynosząc ze sobą oberwanie chmury. Szlachcianka na ślepo wbiegła do pierwszego lepszego sklepu zakrywając twarz dłońmi.
Sklep nie był sklepem a Dziurawym Kotłem. Mieszkała tu wystarczająco długo by poznać wnętrze jednego z najpopularniejszych pubów w całym Londynie. Rozejrzała się po stolikach wcale nie dziwiąc się obecności tylu ludzi. Tutaj chyba zawsze były tłumy. Podeszła do baru wyglądając jeszcze po drodze przez okno. Nic nie zapowiadało poprawy pogody. Westchnęła i zamówiła jedno karmelowe, którego nie piła prawdopodobnie od czasów nauki w Hogwarcie. Wzrok blondynki zatrzymał się na jednym ze stolików w głębi baru. Przez pierwszą chwile wahała się czy aby na pewno widzi znajomą jej sylwetkę, a przez kolejną starała się ją skutecznie ignorować. Nie wyszło jej to najlepiej dlatego zdecydowała podnieść się ze stołka i chociaż się przywitać. Kiedy dotarła do stolika, który zajmował Drew ze stukotem postawiła przed nim kufel z karmelowym piwem. - Szczerbata Susan kazała przekazać, że od zeszłego wtorku czeka na obiecaną randkę. Przysyła piwko na odwagę. - zaczęła wskazując głową siedzącego przy barze mężczyznę, który jak na zawołanie odwrócił się w ich stronę. Lucinda nie wiedziała czego tak go nazywają, ale słysząc to jak zwraca się do niego barman postanowiła to wykorzystać chociaż dla polepszenia własnego samopoczucia.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]22.08.18 19:49
-Spierdalaj.- łypnął na jednego z solidnie zaprawionych mężczyzn chcącego usilnie wyperswadować swą wyższość nad innymi w tym jakże pospolitym miejscu. Z reguły zachowywał dystans i nie wdawał się w zbędne dyskusje, jednakże mimo wysokiego progu cierpliwości gość wyjątkowo go zirytował wymachując rękoma, jakoby chciał odgonić natrętne chochliki kornwalijskie. Unikał podobnych lokali w ciągu dnia z uwagi na wszechobecny gwar, jednakże spotkanie – które nawet nie doszło do skutku – zmusiło go do przybycia i zapewne właśnie ów wystawienie do wiatru skutkujące zmarnowanym czasem sprawiło, że szatyn odłożył na bok zbędne kurtuazje. Mógł dziękować sobie w duchu, że Macnair nie sięgnął po różdżkę, bo z pewnością równie mocno jak ognista humor poprawiłby mu widok wijącego się z bólu imbecyla.
Chwyciwszy w dłoń szklankę i rzuciwszy ostatnie, pełne politowania spojrzenie awanturnikowi skierował się znacznie bardziej do środka znajdując wolny stolik w części zapewniającej zdecydowanie większą prywatność. Przybywając w swojej twarzy nie chciał zwracać na siebie uwagi zwłaszcza, że nie znajdował się w solidnych, objętych tajemnicą murach Nokturnu. Śmierdziało tam okrutnie wymiocinami, potem i moczem, ale chociaż nie kręciły się tam osoby mające złe – w jego sposobie myślenia – zamiary. Ściany milkły, nie miały uszu i to był komfort, na który Pokątna nigdy sobie nie zasłuży.
Odetchnął z ulgą opadając na niewygodne krzesło i upiwszy sporego łyka sięgnął do przetartej, skórzanej torby po notatnik. Ostatnimi czasy poświęcał mniej czasu poszukiwaniom na czym cierpiało jego ego oraz ambicje, jednakże pojawiły się sprawy wyższej rangi nie uznające zwłoki i to budowało w nim pewność, że postępował słusznie. Kreśląc wzory na studiowanej mapie nawet nie zwrócił uwagi na zbliżającą się ku niemu postać i dopiero gdy solidny kufel huknął o blat stolika uniósł zdezorientowany wzrok. W pierwszej chwili nasunęło mu się kilka siarczyście nieprzyzwoitych słów, które ugrzęzły gdzieś na końcu języka zmieniając skupiony wyraz twarzy w iście kpiącą maskę. Wędrująca ku górze brew nie zwiastowała słodkiego powitania. -Zatrudniłaś się jako kelnerka, czy wysłannik?- odburknął z wyraźną ironią po czym chwycił piwo upijając znacznej ilości. Smakowało wyjątkowo paskudnie. -Przekaż, że pewna szlachcianka z piekła rodem długo nie chciała mnie wypuścić po upojnej nocy.- uśmiechnął się z przekąsem nie odrywając wymownego wzroku.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]24.08.18 18:57
Selwyn lubiła wchodzić w konwersacje. Zawsze taka była. Miała wiecznie najwięcej do powiedzenia i zwykle nie były to słowa, które wypowiadałaby szlachetnie urodzona. Nie odchodziła gdy ktoś rzucał w jej strony obelgi tak jak ją uczono, bo prędzej wyciągnęłaby przed siebie różdżkę niż pozwoliła się obrażać. Czasami miała wrażenie, że ludzi po prostu przestało to zadziwiać. Czasami miała wrażenie, że nauczyli się ją ignorować tak jak ona w dużej mierze ich. Choć rzadko zdarzało jej się bywać w takich miejscach to nie wstydziła się tego. Wszystko było dla ludzi. Tak przynajmniej się jej teraz wydawało.
Nie widzieli się z Drew od tamtego dnia w jej mieszkaniu i choć minęło właściwie tylko kilkanaście dni to Lucinda miała wrażenie, że nie widzieli się lata. Krótka wymiana listów wcale nie pomogła jej uporządkować sobie tego wszystkiego w głowie. Jednego była pewna: to co się wtedy wydarzyło nie mogło się już powtórzyć bez względu na to jak się wtedy czuła. Blondynka miała problem z tajemnicami. Intrygowały ją i nie dawały spokoju. To prawdopodobnie właśnie ten fakt sprawił, że wybrała taki a nie inny zawód. O mężczyźnie ciągle wiedziała niewiele, a to prawdopodobnie dlatego, że wcale nie próbowała go poznać. Był zamknięty i czasem wydawało jej się, że go rozumie by zaraz znowu całkowicie się w nim pogubić. Nie przykładała się do tego wmawiając sobie, że ją to nie obchodzi, ale prawda taka, że zwyczajnie lubiła zagadki. Lubiła tajemnice.
Na słowa mężczyzny wzruszyła delikatnie ramionami i uśmiechnęła się. - Zmiękło mi serce na widok prawdziwej miłości – odparła siadając obok mężczyzny i przesuwając kufel z piwem na swoją stronę. Oczywiście musiał wypić, alkoholu podstawionego pod nos się nie odmawia. Była pewna, że tak brzmiała jedna z jego zasad, jeżeli w ogóle jakiekolwiek posiadał. - Pewnie zwyczajnie czekała aż się ściemni. - dodała jeszcze na jego wzmiankę o szlachciance z piekła rodem. - Możesz ją winić? - nie przeszła jej jeszcze złość na to co wydarzyło się w latarni. Właściwie awansowała na poziom zwykłej ignorancji chociaż Drew był na tyle charakterystyczną osobą, że ignorowanie go i jego ego graniczyło czasami z cudem. Lucinda właściwie nie miała problemu z ocenianiem ludzi, których poznawała. Zwykle szybko potrafiła stwierdzić jacy są, czego chcą lub czym się kierują. Jedyny problem powstawał gdy chciała dopasować daną osobę do jednej z kategorii: dobry lub zły. W jej mniemaniu świat składał się z ludzi należących jedynie do tych dwóch grup choć Merlin jej świadkiem, że wiedziała iż nie ma ludzi idealnych. Nigdy nie chciałaby taka być. Kobieta upiła łyk stojącego przed nią piwa i westchnęła. - Upijasz smutki? Szukasz ofiary? A może na kogoś czekasz i akurat ci przeszkodziłam? - zapytała przyglądając mu się z zaciekawieniem. Korciło ją by zadać mu wiele pytań, które rozjaśniłby wiele sytuacji. Brakowało jej odpowiedniego momentu, dozy zaufania, a o to w tym przypadku było zwyczajnie trudno.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]29.08.18 19:41
Nie wiedział czy Selwyn zwracała uwagę na opinię innych osób biorąc ją tym samym do siebie, czy ignorowała stawiając na własne aspiracje oraz spostrzeżenia świadczące o typowej indywidualności. Z boku można było uznać, iż daleka była od jakiejkolwiek krytycznej postawy opartej na zewnętrznych głosach, choć może była to jednie maska jaką wygodnie było jej przyodziać? Znał wiele szlachcianek, mało jednak ściśle prywatnie, ale dużo słysząc, a przede wszystkim obserwując zdawał sobie sprawę o pewnej ignorancji z jej strony. Powodem tego były zainteresowania? Praca? Nikt nie miał wpływu na swoje korzenia, nie mógł wybrać ich sobie przed przyjściem na świat, dlatego Macnair zawsze oceniał stricte jednostkę jeśli ta wyraźnie pokazywała swój własny punkt patrzenia na świat. Owce podążające w stadzie nie posiadały w jego ocenie nader dobrej opinii – chorągwie hulające na wietrze stanowiły najgorszy, najbardziej pozbawiony zasad typ człowieka. W sferze handlu nie uciekał od nich, bowiem podobnych było na pęczki, ale prywatnie stronił z każdej możliwej strony szanując własny czas oraz cierpliwość.
Nie myślał o ostatnich wydarzeniach. Nie zastanawiał się nad żadnymi za i przeciw. Stało się. Świadomość niekontrolowanych działań budziła w nim wewnętrzną rozterkę i gniew odnośnie poczynań, na które teoretycznie miał wpływ, a w praktyce kompletnie o tym zapominał. Autokontrola była podstawą, fundamentem dążenia do celu i nierzadko choć chwila zaniechania wartości burzyła starannie oraz ciężko zbudowaną drogę.
-Jakbym zobaczył w swoim domu podobnego gościa to sam bym na miejscu panienki nie chciał go wypuścić albo uciekał gdzie pieprz rośnie.- uniósł brew lustrując bezczelnie jej twarz z malującym się kpiącym uśmiechem. -Czy na pewno jestem osobą, która może winić kogoś za cokolwiek?- spytał unosząc przy tym szklankę ognistej, której zawartość po chwili wypełniła jego usta paląc przyjemnie gardło. Drew nie był człowiekiem osądzającym, oceniającym tudzież wytykającym komuś błędy, bowiem najzwyczajniej w świecie nie miał na to czasu ani ochoty. Każdy był panem swego losu, każdy miał swój rozum, aspiracje i drogę, którą podążał, a jeśli takowa nie przecinała jego uniemożliwiając mu tym samym kontynuowanie własnego szlaku to było mu wszystko iście obojętne.
-Szukałem obiektu treningu i jak widać spadł mi z nieba.- zaśmiał się szyderczo pod nosem zerkając ukradkiem na pity przez nią alkohol. -Żebym nie musiał wynosić Cię na rękach.- zakpił poprawiając się nieco na krześle. Nie pokazywał tego, jednakże był zdziwiony faktem, iż postanowiła w ogóle dołączyć się do niego. Siedzieli na uboczu, ale społeczeństwo miało oczy dookoła głowy wskutek czego plotki rozchodziły się szybciej niż najnowsze numery proroka codziennego. -Nie dostanę buzi na powitanie?- szepnął nachylając się konspiracyjnie, a jego głos przeszywał iście ironiczny ton.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]10.09.18 12:30
Lucinda czuła się dobrze w obecności innych ludzi, nie przepadała za samotnością. Gwar podniesionych głosów czy nawet dźwięk szkła uderzanego o blat baru był dla niej lepszy niżeli cisza czterech ścian. Choć nie miała w zamiarze znaleźć się dzisiejszego wieczoru w Dziurawym Kotle to nie uważała tego za całkowite zmarnowanie czasu. Już dawno nie miała okazji by go marnować. Zbyt wiele się działo, nazbyt często musiała się nad czymś zastanawiać, coś planować. Przypominało jej to czasy kiedy z jednego poszukiwania artefaktów od razu przechodziła w kolejne.  I choć cel działań różnił się to jednak sposób myślenia pozostawał nie zmieniony. W obu przypadkach z dozą ostrożności liczyła na sukces.
Na słowa Drew wzruszyła ramionami. - Śmiałe marzenia – skomentowała posyłając mu delikatny uśmiech. Przyzwyczaiła się już do tego rodzaju rozmów między nimi chociaż przy nim ciężko było przyzwyczaić się do czegokolwiek. Na to też wcale nie liczyła. Złość jaką czuła względem jego ostatniego zachowania już wyparowała. Może przez wzgląd na to, że to ona dała się ponieść podczas ich ostatniej rozmowy, a może dlatego, że pogodziła się już z jego sposobem życia i nie miała zamiaru szukać w nim tego czego tak naprawdę nie ma i nigdy nie było. - Pewnie tak. Nie uwierzę, że nie zdarzyło Ci się w życiu obwiniać innych. - osąd leżał w naturze człowieka. Choć mógł uważać, że nigdy nie wydawał opinii na czyjś temat czy też nie oskarżał o coś to Lucinda w to chyba uwierzyć nie mogła. Każdemu to się zdarzało. Nawet przed samym sobą. Zresztą w kierunku blondynki też rzucił kilka oceniających sformułowań i czy to była ocena zgodna z jego postrzeganiem czy też próba kolejnej prowokacji to była w tym opinia, której ukryć się nie dało. Każdy wyrabiał sobie zdanie. Ludzie nie mający własnego zdania byli bardzo pokrzywdzeni przez los. Nawet ona to widziała.
Szlachcianka rozejrzała się po pomieszczeniu. Coraz więcej ludzi zdecydowało się schronić przed deszczem i zatrzymać na jedną kolejkę. Lucinda podejrzewała, że niedziałająca teleportacja napędzała handel. Wcale nie zdziwiłaby się gdyby każdy wieczór tutaj tak właśnie wyglądał. Ludzie korzystają z tego co najbliższe. Nikomu nie chce się tracić godziny w kolejkach do świstoklików, albo co gorsza podróżować magiczną komunikacją. Oderwana komentarzem mężczyzny ponownie przeniosła na niego wzrok. - A masz w tym wprawę? - zaczęła unosząc kufel piwa do ust. - Obstawiam, że to częściej Ciebie muszą wynosić. - dodała tak jakby właściwie stwierdzała fakt. Blondynka podejrzewała, że mężczyznę ciężko było przepić. Lucinda aż tak mocnej głowy nie miała chociaż raczej niemożliwe było upicie się jednym piwem karmelowym. Musiałaby mieć naprawdę zły dzień.
Temat pocałunku miał do niej wracać prawdopodobnie przy każdym ich spotkaniu. Nie było to dla niej tak proste jak mogłoby się wydawać, ale wiedziała, że im szybciej nabierze do tego prześmiewczego dystansu tym prędzej wyrzuci to z głowy. Była kobietą. Bez względu na to jak bardzo absurdalne jej się to teraz wydawało to wspominanie takich zdarzeń nie odbijało się bez echa. - Jeszcze staniesz się nałogowcem – zaczęła krzywiąc się nieznacznie. - Masochizm to przykra rzecz. - dodała nawiązując do ich ostatniej listownej rozmowy.
Blondynka naprawdę była mu wdzięczna za mapy, które co prawda nigdy by jej nie opuściły gdyby ich nie zabrał. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że mógł je sobie przywłaszczyć raz na zawsze lub sprzedać jakiemuś kolekcjonerowi za grosze. To było miłe zaskoczenie tym bardziej, że straciła względne nadzieje na powrót do sprawy sprzed miesięcy. Ich wspólna wyprawa nie doszła do skutku co w tym momencie ją nawet cieszyło. Chociaż noga była już wyleczona to w pewnym sensie nadal odczuwała związany z nią dyskomfort. - Zadam Ci pytanie – zaczęła obstawiając, że mężczyzna po prostu jej nie odpowie. - To zaklęcie, którego użyłeś w latarni. Nie znam go. Co to za zaklęcie? - zapytała jednocześnie chcąc potwierdzić to co już podejrzewała, ale z drugiej strony będąc ciekawa co w nim było takiego, że pozostawiło blizny, kiedy wszystkie inne znikały.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]17.09.18 21:20
Szatyn lubił samotność - wbrew pozorom zawsze takowy był mimo nierzadkiego towarzystwa innych, znanych sobie osób. Nie należał do grona unikającego gwarnych miejsc tudzież dialogów, ale nie dało się ukryć, iż zdany był jedynie na siebie i w sytuacji jakiegokolwiek zagrożenia nie wierzył w mity o rzekomej "wzajemnej trosce". Ludzie byli indywidualistami - jedni mniejszymi, drudzy większymi - ale każdy w obliczu zagrożenia reasumował przede wszystkim własne szanse, analizował ryzyko nie podejmując go, gdy okazywało się nader duże.
Nie zastanawiał się nad tym czy wciąż była na niego zła. Nie wyglądała jakby pragnęła poderżnąć mu gardło, a i różdżka wciąż pozostawała w niewidocznym dla oczu miejscu. Dłonie obejmujące kufel piwa nie wskazywały na gotowość do ataku, więc nie uważał, aby sytuacja wymagała wzmożonej czujności.  Pozostałe blizny miały pozostać świadectwem wydarzeń w latarni, ale zdaniem szatyna wcale nie szpeciły ciała dziewczyny tylko pokazywały chart ducha oraz odwagę, której brakowało wielu czarodziejom. Lucinda już przy ich pierwszym spotkaniu mogła odnieść wrażenie, iż Drew posługuje się obcą dla niej magią, co przy prostym rozrachunku sugerowało właściwą odpowiedź i był pewien, że takową wywnioskowała, a mimo to podjęła walkę. Zyskiwała w jego oczach szacunek, na takowy naprawdę nie było łatwo.
-Nie bawię się w marzenia.- skwitował krótko, zgodnie z prawdą. Na jej kolejne słowa nie zareagował od razu poddając się chwilowemu zamysłowi. Oceniał postępowanie innych? Nie, nie robił tego. Żyjąc w przekonaniu, że człowiek był jednostką i dążył podczas swej drogi do określonego celu – nierzadko po trupach – rozumiał egoizm oraz uparte stawianie na swoim w wielu kwestiach. Osoby nie posiadające własnego zdania, pozostające na łasce i poleceniach innych niczym marionetki skrzętnie poruszane przymocowanymi linami stanowiły grupę nie wartą jakiegokolwiek zainteresowania poza tym związanym z korzyściami materialnymi. Praca dla podobnych tudzież prowadzone z nimi interesy były dla niego indywidualną wartością i jeśli obrali takową ścieżkę to nie zamierzał jej podważać, choć na towarzyskiej płaszczyźnie nie stanowiły dla niego wartych uwagi „obiektów”. -Obwiniać? Oczywiście. Oceniać postępowania już zdecydowanie rzadziej.- skwitował zapewne rzucając kiedyś kilka spostrzeżeń, jednakże nie poświęcając temu nader wiele czasu. Interesowałby go własne plany, potrzeby i cele, nie potrzebował zajmować sobie głowy innymi szukając pewnych odpowiedzi tudzież związanych z osobowością cech.
Widząc jak rozglądała się po pubie uniósł nieznacznie brew zamaczając wargi w trunku. Czyżby szukała niewygodnych spojrzeń lub osób mogących w następstwie napsuć jej nieco krwi u nestora rodu? Czasem żałował, że nie kręcił się jedynie po Nokturnie, gdzie nikt nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, a ściany nie miały uszu. -Obawiasz się wyjca, że marnujesz swój cenny czas w towarzystwie niewartego uwagi mężczyzny? Zegar tyka.- zaśmiał się kpiąco niejednokrotnie uderzając w napiętnowany fakt pozostawania w stanie wolnym. Nie obchodziły go tradycje, dla niego mogła spędzić kolejne lata w samotności dążąc przy tym do wyznaczonych sobie celów, jednakże zdawał sobie sprawę, iż dla niej nie było to takie proste. -Człowiek szybko popada w uzależnienia.- uśmiechnął się wymownie uderzając nieznacznie palcami w stojące na stoliku szkło. Stało się, nie myślał o tym czy dojdzie do tego ponownie.
Słysząc pytanie nachylił się nieco bardziej opierając brodę o dłoń złożoną w pięść. Widział w jej oczach, iż ma przygotowaną pewną odpowiedź, którą chciała usłyszeć, ale nie zamierzał dawać jej owej satysfakcji. Przyznawanie się do łamania prawa nawet w towarzystwie względnie bezpiecznym – nawet nie zdawał sobie sprawy w jakim był błędzie – było przejawem czystej głupoty i ponoszenia zbędnego ryzyka. -Nauczyła mnie go w Rosji pewna czarownica do samoobrony. Nie przepadali za cudzoziemcami, a póki nie przyswoiłem języka wspomagając go prawidłowym akcentem byłem łatwym celem.- skłamał bez trudu, był w tym całkiem niezły. -Możesz zapisać się na lekcję. Będę łaskawszy niżeli uzdrowiciel w kwestii finansowej.- uśmiechnął się ironicznie ponownie wyprostowując na krześle. -Jak zasłużysz to może i przekonasz mnie, abym pofatygował się bez profitów.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]18.10.18 23:49
Każdy był na swój sposób indywidualistą. Z tym mogła się zgodzić. Wbrew wszystkiemu w prostych rachunkach stawiało się własne dobro nad dobrem innych osób. Zdarzało jej się tak postępować i ukrywanie tego nie miało najmniejszego sensu. Czysta natura i popędy, które pchały ludzi do robienia rzeczy często egoistycznych, w pewnym stopniu łatwiejszych. Przecież o wiele łatwiej jest wybrać siebie niżeli kogoś innego. Pomimo tego, że jak każdy miała na swoim koncie tego typu zachowania to nie byłaby w stanie się z nim zgodzić co do tego, że człowiek zawsze wybierze siebie. Nie wszyscy byli interesowni. Lucinda pamiętała wiele sytuacji, w których narażała własne życie by uratować czyjeś. Całkiem przecież niedawno wiedząc, że prawdopodobnie rękami i nogami pisze się na śmierć zaryzykowała by uratować nieznaną jej wtedy kobietę. Choć brzmiało to absurdalnie to w jej przypadku adrenalina, która zwykle w takich momentach ogłupia, motywuje do działania. Oczywiście nie zawsze wychodziła na tym najlepiej, ale bez względu na to kim dana osoba była to w jej postrzeganiu była cenna. W każdym szaleństwie jest metoda.
Wzruszyła ramionami słysząc jego odpowiedź. - Nic dziwnego. Musiałbyś polubić świat gdyby nagle zaczęły się spełniać. - odparła unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. Ona także nie należała do ludzi, którzy marzą. Zwykle to co inni nazywali marzeniami ona nazywała planem. Przyzwyczaiła samą siebie do spełniania pojawiających się w głowie pomysłów. Marzenia zwykle sprawiały, że człowiek oczekiwał więcej niżeli kiedykolwiek mógłby dostać, a ona i tak zaplątana w całym tym śmiesznym świecie żyła na ujemnym saldzie. - Każdy ocenia – skwitowała. W końcu wbrew panującemu przekonaniu, że czarodzieje to więcej niż ludzie, to każdy z nich pozostawał jedynie człowiekiem. Magia nie mogła sprawić, że nagle znikały wszelkie ludzkie cechy i instynkty. No chyba, że była to magia, której Lucinda nie znała. Podejrzewała jednak, że Macnair może takową znać i to całkiem dobrze.
Blondynka nie obawiała się opinii innych ludzi. Nasłuchała się jej już wystarczająco. Wydawać by się mogło, że to już jedynie kwestia czasu gdy to wszystko się skończy. Nie wiedziała jak długo miało trwać jej zawieszenie, ale tak jak trafnie mężczyzna stwierdził pewien czas jako szlachcianki się dla niej kończył, a ona naprawdę nie miała zamiaru nic z tym zrobić. Nie chciała zostać żoną, nie chciała zostać matką i często daleko było jej do damy. A jednak nadal kurczowo zaciskała dłonie na tym co już dawno powinna puścić. - Poczekaj jeszcze trochę, a zrobią z ciebie wartego kupca z odległych krajów, który właśnie odziedziczył wielki majątek. Tak kończą kobiety, których czas się… skończy. Tak czy tak… idę pod nóż. - dodała wzruszając ramionami. Naprawdę zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Miała na to dość dużo czasu.
Selwyn nie chciała wracać do tego co się wydarzyło. Było i minęło. Choć to głupie stwierdzenie to tutaj miało spisywać się idealnie. Nie nazwałaby tego błędem, po prostu czymś co nigdy nie powinno się wydarzyć. Wszystko w jakimś stopniu pozostawiło blizny. Te po nożu przynajmniej można było dostrzec. Uśmiechnęła się kpiąco na jego słowa. - Od alkoholu na pewno – odpowiedziała i uniosła kufel jakby właśnie wznosiła toast.
Pytając go o zaklęcie podejrzewała, że dłużej mu zajmie wymyślenie jakiejś wymówki. Owszem… to mogła być prawda i nawet by mu uwierzyła gdyby nie fakt, że już w dużym stopniu zdążyła go poznać. Nie wiedziała z jaką magią miała wtedy do czynienia, ale mogła się tego dowiedzieć. - Powiedźmy, że ci wierzę. Gdybym chciała i tak wyciągnęłabym z ciebie prawdę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Legilimencja była zabroniona i łamanie prawa wcale jej się nie uśmiechało, ale przecież on wcale nie musiał o tym wiedzieć. - Co do uzdrowiciela… naprawdę nie poczuwasz się do tego by zwrócić mi choćby grosz za dziurę w nodze? - zapytała ciekawa odpowiedzi.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]28.10.18 12:43
Zaśmiał się pod nosem na jej słowa nie kryjąc kpiącego uśmiechu błądzącego po zamoczonych w trunku wargach. -Skąd pomysł, że takowego nie lubię?- uniósł brew spoglądając w jej tęczówki z teatralnym zainteresowaniem owym tematem. Świat był jedynie tłem, zaś na pierwszym planie znajdowali się ludzie i to właśnie oni mieli największy wpływ na codzienność oraz jej kolory. Każdy posiadał swą paletę barw, każdy indywidualnie rysował kolejne linie łącząc je w drogę, którą podążał i tym samym podkreślał cele, jakie udało mu się podczas takowej osiągnąć. Bywali i tacy, co dzielili ją na dobre i złe uczynki, jednak Macnair nie bawił się w ów podział – jeśli plan został ziszczony to nie ważna była cena, którą musiał za niego zapłacić. -Ty go lubisz?- spytał finalnie przypuszczając co zaraz usłyszy. Lucinda była osobą tętniącą życiem, sprawiała wrażenie takiej, która uwielbiała ludzi i codzienność, więc odpowiedź nasuwała się sama. Może jednak była to tylko maska?
Nie drążył dłużej kwestii oceniania, bo jej upartość była nie do przejścia. Mógł łudzić się, że kiedyś przyjdzie moment, w którym przyzna mu rację, ale był nader dużym racjonalistą, by aż tak zabrnąć w obłokach.
Czarodzieje nie byli równi zwykłym, parszywym mugolom. Gdyby powiedziała to na głos parsknąłby ironicznym śmiechem zastanawiając się, czy aby na pewno nie jest to stan pourazowy – w końcu ostatnio sporo przeszła. Ludzkie cechy, czyli jakie? Serdeczność, pomocność, współczucie? Wszystkie te składały się na uczucia i marne emocje, a to osłabiało, zaburzało czujność i koncentrację.
Uniósł nieznacznie brew wsłuchując się w jej słowa, następnie upił łyka trunku nie kryjąc rozbawienia całą sytuacją. -To brzmi jak utopijna wizja. Mam nadzieję, że ubraliby mnie w jego szaty i posłali w odległe kraje, ale przy tym bez Ciebie. Nie wytrzymałbym tego Selwyn.- uśmiechnął się szelmowsko ceniąc fakt, że w końcu, chociaż w pokręcony sposób, przyznała mu rację. Świadomość przyszłości wiązała się jednak z czymś więcej, jak tylko żartobliwym kontekstem – miała jakieś plany? -Co zrobisz jak wszystko Ci zabiorą? Mieszkanie, nazwisko.- spytał ignorując nacierające, ostrzegawcze sygnały w kwestii własnej ciekawości. Rzadko interesował się losem drugiej osoby.
Uzależnienie od alkoholu, cóż prawdopodobnie tak właśnie było, jednakże nie brał tego do serca, a tym bardziej nie zamierzał nic z ów faktem zrobić. Unosząc szklaneczkę w geście odwzajemnienia toastu upił łyk ognistej wiedząc, że nie było sensu dłużej być uszczypliwym w temacie ich ostatniego spotkania. Dziś już go to znudziło.
Zaciekawiły go jej słowa, potrafiła aż tak wiele? -Coś sugerujesz?- spytał uderzając palcami w szkło stojące na blacie stolika. -No i wciąż nie wiem, czy chcesz się tego nauczyć.- dodał.
Gdy powróciła do kwestii funduszu przewrócił oczami kompletnie ignorując fakt, że Cassandra faktycznie zażyczyła sobie sporą sumkę. Selwyn była jednak szlachcianką, z pewnością jej rodzina posiadała syto wypchane skrytki, więc naprawdę mogła już odpuścić. -Jak już wywalą Cię na bruk to pozwolę Ci przespać się u mnie nockę lub dwie. Pasuje?- wygiął twarz w sarkastycznym wyrazie, choć w zasadzie pewnie nie zamknąłby jej drzwi przed nosem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]29.10.18 12:20
Czy mogłaby powiedzieć, że lubi świat, w którym żyje? Prawdopodobnie było to zbyt śmiałe stwierdzenie. Kiedy była młodsza było jej o wiele łatwiej czerpać z niego to co dobre, a ignorować to co zatrute. Teraz nie mogła już w taki sposób filtrować rzeczywistości, zmieniać jej dla własnych potrzeb. Był jaki był i w końcu podjęła kroki by stał się lepszy. Lucinda cieszyła się, że tamtego dnia Alex przyszedł właśnie do niej. Cieszyła się, że jej o tym wszystkim powiedział, że w końcu dostała odpowiedź na nurtujące ją pytania. Sama nie była w stanie zbyt wiele zrobić. Choć nie uważała się za kiepską czarownicę to jednak sama przeciw temu wszystkiemu była po prostu niczym. Dołożenie jednak kolejnej różdżki do tych wszystkich innych mogących coś zmienić było istotniejsze. W odpowiedzi na jego pytanie wzruszyła ramionami. - Uważam, że mógłby być lepszy. Sporo się ostatnio… popsuło. - nadal nie wiedziała jak podchodzić do tego co usłyszała na spotkaniu. Nigdy nie powiedziałaby, że Drew jest typem osoby, która pozwala się szufladkować w jakiekolwiek nurty i organizacje. Powiedziałaby nawet, że jego indywidualność by na to nie pozwoliła. Jednakże czy to nie sytuacja tworzy okazje? Nie zdziwiłby ją fakt gdyby stali po przeciwnych stronach barykady. W końcu od początku ich znajomości właśnie to robią. Jednakże gdzieś tam potrafiła odnaleźć się w tym jego bełkocie nawet jeśli w połowie sytuacji mówił rzeczy całkowicie od rzeczy. Jedno było jednak pewne… gdyby miała pewność nie siedziałaby teraz tak spokojnie. Gdyby miała pewność to i ona odezwałaby się na spotkaniu potwierdzając jego złe intencje. O ile wierzyłaby, że takie właśnie są. Lucinda potrzebowała tej pewności, a im bardziej starała się ją znaleźć tym bardziej się od nich oddalała.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie chyba wyobrażając sobie mężczyznę w stroju kupca z czerwonym berecikiem na głowie. Choć to była zabawna wizja to jednak dość prawdziwa. Selwyn miała podobne przykłady wśród swojej rodziny. Jej ciotki i kuzynki, które nie sprawdziły się w roli szlachcianek lądowały na obrzeżach miast w małych dworkach u boku jakiegoś nieznanego, ale majętnego czarodzieja. Ona jednak nie wierzyła by jej rodzina podjęła takie kroki. Bardziej spodziewała się tego, że zwyczajnie ją wydziedziczą. Już dawno przestała słuchać ostrzeżeń napływających z otoczenia i choć był to prawdopodobnie błąd to nie była już osobą, która mogłaby bawić się w tak świetną grę aktorską. Nie teraz kiedy wszystko waliło się wszystkim na głowę. - Ja też czasem zastanawiam się jakim cudem z tobą jeszcze wytrzymuje. -odparła kręcąc głową.
Skłamałaby mówiąc, że się nie zastanawiała nad tym co zrobi. Drew był jedną, a może nawet jedyną osobą, która tak często wracała do tego tematu przypominając jej, że stoi na krawędzi i kończą się jej już kroki. Może był zaskoczony, że jej rodzina nadal pokładała coś na kształt nadziei, a może zwyczajnie lubił przypominać jej, że już niedługo wszystko co znała przepadnie. Lucinda choć do końca nie wiedziała jak się zachowa to posiadła jakiś wstępny plan. Prawdopodobnie kiepski bo przecież zawsze była typem spontanicznej. - Lucinda Bez Nazwiska – zaczęła wzruszając delikatnie ramionami. - Brzmi tak okropnie? - zapytała nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Nie miała planu na nowe nazwisko. Miała tylko artefakty, nikłe oszczędności. - Nie wiem, Drew. Wyjdę z tym co należy tylko do mnie i znajdę sobie miejsce, które będzie należeć tylko do mnie. - dodała jeszcze bo nie istniała odpowiedź na to pytanie, która finalnie by ją zadowoliła. - Tak czy tak jakoś sobie poradzę. - bo przecież zawsze sobie radziła. Raz lepiej raz gorzej, ale sobie radziła. Nie wyobrażała sobie by mogło być inaczej.
Drew wiedział, że Selwyn potrafiła używać legilimencji choć do końca nie wiedziała skąd. Czy sama palnęła to przy pierwszej lepszej okazji czy może ktoś komu kiedyś swoich umiejętności użyczyła postanowił rozpowiedzieć to po całym ich poszukiwawczym świecie. Ukrywanie tego i tak nie miało teraz znaczenia. - Wyglądam na osobę, którą tego typu magia by pociągała? - zapytała unosząc delikatnie brew. - Wolę starą i dobrą obronę. - dodała jeszcze bo wbrew wszystkiemu w obronie przed czarną magią była dobra. Żałowała tylko, że wtedy jej się to nie udało. Żałowała bo ich pojedynek był całkiem wyrównany.
Na kolejne słowa mężczyzny przewróciła oczami, a gestem ręki pokazała mu, że zdecydowanie pasuje. - Może powinieneś otworzyć hotel... chociaż tobie bardziej pasowałby bar – dodała spoglądać za siebie i widząc w oknie, że deszcz przestał już padać podniosła się z krzesła. - Widzisz? Nie było tak źle. - zaczęła dopijając jeszcze resztkę piwa z kufla. - Nie schrzań tego, Macnair. - kolejnej dziury w nodze by mu nie podarowała. Prawdopodobnie odwdzięczyłaby się czymś podobnym, ale przecież nigdy nie była typem wymierzającym zemstę na każdym kroku. Może powinna się tego nauczyć.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stoliki w głębi sali - Page 11 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]30.10.18 16:05
Nieustannie nasuwające się pytanie brzmiało – dlaczego? Dlaczego akurat ta droga do zmieniania świata pochłonęła ją tak mocno? Co było powodem, dla którego tak bardzo pragnęła braterstwa, wzajemnej tolerancji i akceptacji? To nie wpływało na nią, nie miało żadnego fundamentu zmieniającego jej dotychczasowe życie oraz płynące z takowym zobowiązania na skutek rodowych korzeni. Ludzie wciąż czegoś pragnęli, każdy dążył do innych celów mających przynieść zamierzone korzyści, a Lucinda zdawała się pływać w nicości pragnąć uszczęśliwić wszystkich, ale nie samą siebie. To nie było bohaterstwem, ale złudnym, zbędnym poświęceniem. -Popsuło.- zawtórował zwieszając wzrok na linii jej oczu, jakoby starał się z nich cokolwiek wyczytać. Co miała na myśli? Terror, morderstwa, krew płynącą po ulicach? Odpowiedzialni byli wszyscy, nawet zgraja jej szlamolubnych kolegów.
Zatem trwali w tym we dwoje. Szatyn także nie widział dziewczyny pośród sił wroga, bowiem miał ją za indywidualność, otwarty umysł niepasujący do żadnych z głoszonych teorii. Nie był ślepy, doskonale zdawał sobie sprawę z jej poszanowania względem mugoli, jednak nie sądził, aby była na tyle zdesperowana, żeby chronić ich własnym życiem. Naprawdę była gotów poświęcić swą czarodziejską duszę za tak marny los? Za łamanie barier, które nigdy nie powinny zostać naruszone? Płynęła w niej błękitna krew i liczył, iż kiedyś przyjdzie jej to zrozumieć, że w końcu uszanuje to jak ważny stanowiła element w magicznej społeczności bez względu na odwrócenie się od tradycji.
Na jej kolejne słowa uśmiechnął się nieznacznie dopijając tym samym resztkę ognistej whisky.
-Zapewne jeśli zdobędziesz się na odwagę przyznając sama przed sobą, dlaczego tak często przebywasz w mym towarzystwie odpowiedź nasunie się sama.- skwitował podnosząc się z miejsca, ponieważ i tak spędził w nim nader dużo czasu. Planował wyjść wcześniej, ale nieoczekiwane towarzystwo zatrzymało go na dłużej.
-Lucinda Jużnieselwyn brzmi perfekcyjnie.- posłał jej kpiąc uśmiech unosząc przy tym brew. Nazwisko, było tylko nazwiskiem. -Wiem, że sobie poradzisz, zawsze to robisz.- dodał zgodnie z prawdą, choć nieco nie w swoim stylu. -Od dawna powtarzam Ci, że wbrew temu co myślisz wiele nas łączy.- on też pozostał sam i nie można było wciąż się oszukiwać – dziewczynę czekał podobny los.
-Wyglądasz na osobę, dla której wiedza i umiejętności to priorytet. Zasłaniając się tarczą nie można walczyć, a ty jesteś wojowniczką. Gdyby było inaczej nie siedziałabyś teraz tutaj, Lucindo.-tylko zabawiałabyś dzieci.
Kwestia otworzenia własnego baru, już dawno chodziła mu po głowie, więc kiedy wspomniała o tym uśmiechnął się dość wymownie. Czyżby zaczynała go coraz bardziej rozszyfrowywać? Niby była to błahostka, ale nie podobał mu się fakt, iż tak właśnie zaczynało się dziać. -Nie schrzań tego Macnair – czyli doszliśmy do etapu, w którym mam zaprosić Cię na kolację?- uniósł brew nie kryjąc ironicznego wydźwięku owych słów. -Czy możemy darować sobie te nudne gierki i od razu spotkać się u Ciebie?- pokiwał głową śmiejąc się pod nosem, nie odwracając spojrzenia od jej oczu.
-Uważaj na siebie. Czasem cena odwagi jest zbyt wysoka.- rzucił wyraźnie poważniejąc, a następnie pozostawiając ją samą.

/ztx2




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]31.10.18 0:42
15 wrzesień 1956

Tego wieczora dziurawy kocioł wydawał się być wyjątkowo pusty. Było to pewnie spowodowane stanem wojennym który ogłosił nowy minister. Scott czytał te nagłówki gazet, mimo to nie dostał jakiejś dziwnej paranoi, jak większość czarodziejów. Może dlatego, że sam nie pchał się w żadne szemrane interesy, nie próbował zasłynąć swoimi umiejętnościami walcząc dzielnie z anomaliami, ani też nie stawał jakoś wyjątkowo w obronie biednych i uciśnionych. Co do tego ostatniego czuł swego rodzaju rozgrzeszenie. Skoro była wojna, to każdy powinien był dbać o siebie, tak aby przeżyć. Nie był wyjątkowo empatyczną osobą, rzadko kiedy widział coś więcej niż siebie samego. Pomagało mu to myśleć logicznie i chłodno oceniać różne wydarzenia. Chociażby fakt, że stał teraz albo przed ryzykiem utraty pracy, albo jego obowiązki zostaną zmniejszone do takiego minimum, że równie dobrze mógłby nie przychodzić do pracy. Każdy inny czarodziej pewnie wpadłby w panikę, zaczął szlochać i zamartwiać się tym, jak będzie wyglądać każdy następny dzień. Scotty wiedział, że musi zabezpieczyć sobie tyły. Dlatego już teraz starał się szukać jakiś ofert pracy, aby na koniec nie zostać tak naprawdę z niczym. Ten wieczór mężczyzna chciał poświęcić czemuś zupełnie innemu, niż szukanie pracy. Lubił klimat dziurawego kotła, lubił to ciężkie i stęchłe powietrze, ale nie miał zbyt wielu okazji, aby przesiadywać tutaj wieczorami, bo tłumy mu to skutecznie uniemożliwiały. Chociażby godzina w towarzystwie obcych ludzi, którzy przekrzykiwali się wzajemnie sprawiała, że Scott zaczął żałować, że nie zaczął uczyć się czarnej magii, a z drugiej strony uważał, że ci ludzie mogliby mu nawet podziękować, że tego nie zrobił. W przeciwnym razie mógłby doprowadzić do małej tragedii, której pewnie by nawet nie żałował.
Scott zajął jeden wolny stolik, i przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu. Było obskurne tak jak zawsze. Drewnianą podłogę pokrywała gruba warstwa kurzu, chociaż mężczyzna co chwila widział jakąś czarownicę z mopami, która usilnie starała się doprowadzić to miejsce do porządku. Niestety kurz mogłoby się wydawać, że jest już nieodłącznym elementem tego miejsca. Wzrok Scotta z podłogi przeniósł się na kominek, gdzie przyjemnie trzaskał ogień. Przez chwilę nawet odpłynął myślami gdzieś daleko, przez co umknął jego uwadze fakt, że podeszła do niego kobieta, która najwyraźniej usiłowała wyciągnąć z niego jakieś zamówienie. A kiedy się ocknął z tego dziwnego letargu, odkrył, że ów czarownica zapętla jedno zdanie
-Co podać?- Scott nie wrócił jeszcze dobrze do świata realnego, nic więc też dziwnego, że wpatrywał się w nią zupełnie tak jak by właśnie użyła w jego towarzystwie dziwnego języka, którego nie znał. Dopiero kiedy pokręcił lekko głową, i jasność myślenie wróciła odparł spokojnie.
-podwójną ognistą- Kobieta jedynie wzruszyła ramionami, i mruknęła, że nie ma problemu, chociaż zrobiła to w taki sposób, iż Scott zrozumiał, że dla niej jest to wielki problem, i dała mu własnie do zrozumienia, że jest dla niej insektem, który przerwał spokojny dzień w pracy. Mężczyzna przywykł do takiej obsługi w dziurawym kotle - Kurz, rozlatujące się meble, dziwne stworzenia, które potrafiły ukrywać się w różnych zakamarkach, grochowa, która chociaż była specjałem tego miejsca, to lepiej było ją zjeść szybko, na obsłudze kończąc - to wszystko sprawiało, że dziurawy kocioł, był tak specyficznym miejscem w świecie czarodziejów.
Scott Spencer
Scott Spencer
Zawód : Departament transportu magicznego - Komisja kwalifikacyjna teleportacji
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6210-scott-spencer https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6243-scott-spencer#154995
Re: Stoliki w głębi sali [odnośnik]01.11.18 21:35
W Ministerstwie panował chaos i wszystko co wcześniej miało pozorny ład i porządek teraz wyglądało tak jakby już zaczęło sypać się im wszystkim na głowę. Nie przeszkadzał jej chaos, bo w końcu w pewnym stopniu była za niego odpowiedzialna, ale jego natura kłóciła się z jej naturą. Nie lubiła takiej organizacji pracy. Dla niej wszystko musiało mieć swój początek i zakończenie. Najlepiej funkcjonowała wtedy kiedy wiedziała co ma zrobić, czym się zająć i czego potrzebuje by tego dokonać. Właśnie takim typem człowieka była. Organizacja była nieodłączną jej częścią i nie chciała z niej rezygnować, a już w szczególności jeżeli chodziło o pracę. Nie miała jednak wyjścia. Ministerstwo musiało pogrążyć się w jeszcze większym chaosie by ludzie zrozumieli błędy jakie popełniali i zaczęli myśleć o przyszłości jaką mogą mieć. Bez tego co brudne i bez tego co niewarte trwania w ich świecie. Może to marzenia ściętej głowy, ale każde jej kiedyś takie było, a w ostatnim czasie wystarczająco dużo z nich poszło w dobrym kierunku.
Po skończonej pracy w miejscu, które mogło robić za oddział Ministerstwa, a nie całe Ministerstwo ruszyła w stronę Nokturnu. Już nie przywiązywała tak wielkiej wagi do ukrywania tego gdzie naprawdę mieszka. Prawdopodobnie większość ludzi na świecie porzuciłoby klitkę na Nokturnie dla mieszkania w centrum Londynu, które nadal posiadała, ale nie ona. Ona lubiła tę małą klitkę i nie chciała rezygnować nawet jeśli krzyki za oknem nie dawały jej spać przez ostatnie trzy noce. To miejsce miało swoją duszę, dawało jej poczucie bezpieczeństwa, którego zazwyczaj nie miała. Wcześniej musiała udawać, że jej miejscem zamieszkania jest dom w Londynie. Oczami wyobraźni widziała aurorów stojących pod jej mieszkaniem i czekających by odprowadzić ją do Tower. Teraz było już inaczej. Aurorzy nie wystawiali nosa z Biura Aurorów, a nawet jeśli to robili to woleli skupić się na słabszych niżeli poszukać prawdziwych powodów czasów jakie nastały.
W drodze do domu postanowiła przejść się starą Pokątną. To była najkrótsza droga na Nokturn, a przecież brak teleportacji bolał każdego dnia. Rozglądała się po miejscach, które kiedyś pękały w szwach, a teraz dosłownie świeciły pustkami. Mijając Dziurawy Kocioł zauważyła znajomą twarz. Weszła do środka, a wiszące nad drzwiami laleczki voodoo obwieściły, że jest dziesiątym klientem dzisiejszego dnia. Co za wynik! Ludzie chyba naprawdę uciekli gdzie pieprz rośnie.
Antonia podeszła do stolika, przy którym siedział Scott i uśmiechnęła się delikatnie. - Niby to samo Ministerstwo, a mam wrażenie jakbyśmy widzieli się w innym życiu. - powiedziała na przywitanie głową wskazując krzesło. Usiadła w momencie, w którym pojawiła się kelnerka. - Dla mnie to samo – odpowiedziała i znowu wróciła spojrzeniem do mężczyzny.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Stoliki w głębi sali
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach