Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia Laidan
AutorWiadomość
Pracownia Laidan [odnośnik]10.09.15 13:44

Pracownia Laidan

Pracownia Laidan Avery, w której zawsze można wyczuć charakterystyczny zapach farb i perfum kobiety. Pomiędzy sztalugami, ukończonymi obrazami i pustymi płótnami znajduje się także kącik do wypoczynku, zebrania myśli w poszukiwaniu inspiracji. Widok z okna ciągnie się na pobliskie jezioro i malowniczy las.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]22.11.15 22:26
Eleganckie, wyjściowe szaty, teczka w ręku? Po tym właśnie można było poznać, że wysoki, charyzmatyczny młody mężczyzna to nikt inny jak właśnie Aloysius Diggory. Młodzieniec był bardzo inteligentnym człowiekiem, potrafił zjednać sobie ludzi i miał niesamowity dar rozpoznawania ich osobowości. Matka wiele razy mu powiadała, że mógłby daleko zajść w Ministerstwie Magii, aczkolwiek on upierał się, że zostaje w tym miejscu gdzie jest. Czy to sentyment, wysoka płaca, a może uczucie sprawiały, że Aloysius nie był skory do zmiany miejsca pracy tego pewnie on sam nie wiedział, ale nie potrzebna była mu kariera, która będzie niepewna i rozchwiana, która może pozbawić go w jednej chwili władzy, prestiżu i pieniędzy. Polityka była bardzo ruchomym światem. Sztuka? Jeżeli stało się obok kogoś tak stabilnego i szanowanego w tym świecie, to mogło się liczyć na sukces. Przynajmniej w taki sposób tłumaczył to sobie Diggory. Załatwiając wszelkie formalności w imieniu Laidan Avery sprawiało mu przyjemność. Pilnowanie terminów, umawianie ją na kolejne spotkania, zdobywanie nowych talentów, siedzenie do późna w jej pracowni, kiedy kończyła swoje obrazy na kolejne wystawy. Przygotowywanie wystaw w galerii, bankiety dla młodych i zdolnych. Wszystko to widniało na liście zadań Diggory'ego. W końcu za to wszystko mu płaciła, a on jak do tej pory jeszcze jej nie zawiódł. Starał się, ponieważ był człowiekiem, który przykłada się do pracy. Perfekcjonista w pracy, lekkoduch w domu, tak można było określić Alo.
Teraz był dobrze ubranym asystentem, który miał się stawić w pracowni pani Avery. No właśnie, szykowna dama wzbudzała podziw i zachwyt młodszego mężczyzny. Chociaż mocno to ukrywał, to można stwierdzić, że Laidan mu się podobała. I to jest mało powiedziane. Mimo wszystko pani Avery musiała zdawać sobie sprawę z tego co czuć może do niej jej asystent. Mimo to nadal pozostawali w ramach dawnych relacji, co niezwykle ciążyło Aloysiusowi, ale trzeba było się z tym pogodzić i nauczyć żyć. Zakładam, że Alo nie miał problemu z poruszaniem się po domostwie państwa Avery, służba doskonale go znała, a on sam nie raz, nie dawna tutaj bywał. Zapukał trzykrotnie w drzwi w rytmiczny i charakterystyczny dla niego sposób, a następnie wszedł do środka.
-Dzień dobry, pani Avery.-zwrócił się do kobiety na powitanie, a kiedy tylko znalazł się blisko niej, ujął delikatnie jej dłoń, musnąwszy jej wierzch wargami. Coś mu podpowiadało, że nawet tego nie powinien robić, ale z drugiej strony milady Avery zasługiwała na taki szacunek.
-Wzywała mnie pani? Jakie wrażenia po rozmowie z panną Wroński?-zagadnął od razu, a jego usta wygięły się w subtelnym półuśmiechu. Mimo iż był prawie pewien, że Mathilda spodoba się pani Laidan, zawsze pozostawał cień wątpliwości.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]23.11.15 18:26
| przed teatrem z Samaelem

Szeroko otwarte okna, wychodzące na rozgrzany popołudniowym słońcem ogród, pozwalały Laidan oddychać swobodnie nawet w pracowni, zazwyczaj wypełnionej ostrym zapachem farb oraz terpentyny. Stosunkowo dawno nieużywanych. Im więcej trosk spływało na jej ramiona, z tym większym trudem przychodziło jej tworzenie. Na szczęście kontemplowanie cudzych dzieł i projektowanie w swojej głowie jesiennej wystawy zaspokajało artystyczny głód, wprawiając ją w całkiem dobry nastrój. Utrzymujący się także po spotkaniu z Mathildą, spotkaniu jednocześnie niepokojącym i intrygującym. Podjęła jedyną słuszną decyzję, ale i tak czuła wewnętrzną potrzebę przedyskutowania kandydatury panny Wroński ze swoim asystentem. Całkowicie polegała na jego opinii: w ciągu kilkuletniej znajomości Aloysius z półkrwi popychadła stał się podstawą malarskiego światka Laidan. To w jego ręce powierzała wszelkie przyziemne sprawy, w końcu obdarzając go zaufaniem tak potężnym, że pozwalała mu nawet na konkretne sugestie dotyczące młodych artystów. Diggory wyrobił sobie niezliczone koneksje, często sięgające dalej niż sztywne macki szlacheckiej socjety. Awangardowi artyści patrzyli na arystokrację krzywo, z równie intensywną wzajemnością, raczej przekreślającą możliwość pokojowego kontaktu. W imię sztuki, łagodzącej nawet najsroższe obyczaje - gdyby nie fascynująco ostre dzieła, Wroński nigdy nie znalazłaby się w bezpośrednim kontakcie z lady Avery. A już na pewno nie spacerowałaby wśród hojnej londyńskiej socjety, zapraszanej na wernisaże. Lai potrafiła wyobrazić sobie drobną sylwetkę Mathildy wśród eleganckiego tłumu, ale potrzebowała konsultacji. A raczej zapewnienia, że podjęła słuszną decyzję, podejmując wyzwanie przekazania śmietance towarzyskiej twórczości coraz bardziej ekstrawaganckiej. Już czerwcowa, letnia wystawa wzbudziła spore poruszenie, zbierając na szczęście dobre opinie, pozwalające jej teraz pójść za artystycznym ciosem. Chciała jednak, by Diggory raz jeszcze upewnił ją w tym przekonaniu, dlatego jego pojawienie się przyjęła z lekkim uśmiechem, podnosząc głowę znad albumu z zdjęciami obrazów Mathildy. Aloysius stanął w drzwiach jak zwykle na czas i jak zwykle perfekcyjnie ubrany, wręcz żywcem wyjęty z papierowego żurnala i wstawiony do jej pracowni. Nigdy nie widziała go w nieładzie, nigdy nie dopatrzyła się niewyprasowanego kołnierzyka czy też źle dobranej kolorystycznie poszetki w brustaszy. Nawet, jeśli wzywała go w środku nocy - a i takie kryzysy wspólnie przeżywali, kiedy przesyłany w ostatniej chwili obraz zaginął w sieci Fiuu - prezentował się nienagannie, ogolony, świeży i wypoczęty, jakby wcale nie potrzebował snu, racząc się niedozwolonymi substancjami. Podejrzewała go wręcz o ich zażywanie, ale nie napomknęła o tym ani słowem. Zresztą, gdyby Diggory podpisał pakt z samym mitycznym diabłem, nie miałaby nic przeciwko, byleby tylko wypełniał swoje obowiązki z takim zaangażowaniem jak do tej pory.
Podniosła się z fotela, pozwalając mu złożyć na swej dłoni pocałunek. Jego usta dotknęły jej skóry, ale zepchnęła niespokojne myśli gdzieś daleko. Postanowiła przecież zapomnieć o tamtym incydencie, gdy Aloysius pozwolił sobie na zbyt wiele; zepchnęła go w mroki podświadomości po długiej batalii z samą sobą. Nie mogła pozwolić sobie na utratę Diggory'ego - w żadnym sensie, ani tym stricte pracowniczym, ani przyjacielskim, ani, tym bardziej, na rzecz niemożliwej do przyjęcia słabości. Jasno wytyczyła granicę, naiwnie udając, że wszystko wróciło do normy i że nie widzi jego uporczywego spojrzenia.
- Powiedz, że dobrze zdecydowałam - powiedziała w końcu, uśmiechając się lekko i wytrzymując jego wzrok. Znał ją doskonale i była pewna, że wyczytał z jej oczu podjętą już decyzję o przyjęciu nieco dziwacznej panienki pod swoje skrzydła.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]25.11.15 23:42
Sam Aloysius nie mógł pojąć tego procesu. Jak z popychadła wątpliwego statusu krwi stał się powiernikiem spraw Laidan, doradcą i w pewnym sensie podporą w ciężkich chwilach kryzysu. Był zawsze kiedy milady Avery go potrzebowała. Niezależnie od godziny. Na początku robił to zaciskając zęby, bo tak było trzeba. Z czasem zrywanie się o trzeciej w nocy, aby stawić się nawet z najbardziej błahego powodu przez Laidan sprawiało mu dziwną przyjemność. Oczywiście, nie było to coś w rodzaju chorej przyjemności. Raczej nie widział problemu w wykonywaniu swoich obowiązków służbowych, nawet w godzinach, w których w całości powinien poświęcać się matce. No właśnie, pani Diggory. To chyba jedyna osoba, która mogłaby wpłynąć na Aloysiusa bardziej niż Laidan. Mężczyzna od zawsze miał tylko ją, całe swoje życie ustawił tak, aby zaopiekować się chorą matką. Tylko dla Grace byłby wstanie zostawić Laidan nawet z najgorszym problemem, żeby usiąść przy matczynym łożu, trzymając kobietę za rękę. To była ta odsłona Alo, której pani Avery nie znała. Zatroskane spojrzenie, włosy w nieładzie i niedbale podwinięte rękawy starej koszuli, ubrudzonej od popiołu z kominka w pokoju matki. To całkiem zabawne, że Diggory właściwie zdążył dowiedzieć się dosyć sporo o życiu milady Avery, a sam nie był skory do wyjawiania jakichkolwiek sekretów swojego prywatnego życia. W sumie było mu całkiem na rękę to, że nikt nie zadawał mu zbędnych pytań, że Laidan nie postanowiła nigdy go odwiedzić. A sam Aloysius nie był typem osoby, która lubiła opowiadać o swoich problemach. Zresztą, uważał, że świetnie sobie radzi i nie potrzebuje od nikogo pomocnej dłoni, chociaż ta zawsze by się przydała.
Teraz jednak był w stu procentach profesjonalny, a przynajmniej starał się taki być. W końcu za to mu płacono. Za wszelką cenę chciał się pozbyć natrętnych myśli, które oczywiście dotyczyły incydentu z jego strony. Obiecał sobie, że więcej się to nie powtórzy, ale czy mógł być tego pewien? Tym bardziej, że czuł za każdym razem kiedy patrzył na Laidan, jak bardzo jest mu bliska, co starał się ukryć za maską profesjonalisty. Jak mu to wychodziło? Sam nie wiedział i chyba to było najgorsze. Jego usta wykrzywiły się w lekki półuśmiech. Zbyt dobrze znał Avery, żeby nie zwrócić uwagi na jej stanowcze spojrzenie, które mówiło, że już podjęła decyzję. Odstawił na bok obitą w skórę torbę, poprawiając swoją wyjściową szatę.
-Oczywiście, że tak. Ludzie potrzebują zróżnicowania, szczególnie w sztuce. A panna Wroński jest osobą dosyć, jakby to ująć, specyficzną. Podobnie jak jej sztuka.-odparł. Oczywiście nie mogła spodziewać się innej odpowiedzi jak tylko potwierdzenia. Gdyby nie była godna spotkania się z panią Avery, Diggory na pewno by do tego spotkania nie dopuścił. Pozwolił sobie wejść w głąb pracowni, gdzie pewnie czuł się jak w domu. Wciągnął nieco głębiej powietrze, rozkoszując się zapachem farb, zmieszanym ze świeżym powietrzem, które wpadało przez okno.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]26.11.15 18:54
Ta znajomość nie miała racji bytu. Aloysius był przecież chłopcem znikąd, jakimś szarym cieniem przypadkowego przechodnia, przemykającego pod ścianami budynków w milczeniu, ze spojrzeniem wbitym w ziemię; był czarodziejem półkrwi, pewnym fałszywym dźwiękiem w pięknej melodii czarodziejskiego świata, którą sama wyśpiewywała z niesamowitą dumą. Diggory nie należał do jej rzeczywistości, oddzielony od szlachty nie tylko na wpół plugawym pochodzeniem ale i brakiem fortuny, mogącej przykryć kaprysy brudnych genów, zazwyczaj prowokujących na twarzy Laidan grymas lekkiego niezadowolenia z przebywania w tak przeciętnym towarzystwie. A jednak te wszelkie przeciwności rozpłynęły się w powietrzu, zniknęły całkowicie, nie pozostawiając po sobie nawet leciutkiej mgiełki klasowej pogardy. Swoją upartością i profesjonalizmem Aloysius przekreślił każdą wpajaną Laidan zasadę, subtelnie i wręcz niezauważalnie z pachołka stając się powiernikiem i osobą najbardziej zaufaną dla lady Avery. Tylko jemu powierzała ważne decyzje artystyczne, tylko on mógł przeszkodzić jej listem o każdej porze dnia i nocy i tylko Diggory miał wstęp do pracowni w jej posiadłości. Początkowo to pomieszanie światów nieco Lai irytowało, jakby nie potrafiła sobie poradzić z tym jawnym łamaniem konwenansów, ale tak naprawdę nikt nie widział już w tym młodym (już nie aż tak młodym?) człowieku kogoś półkrwi, jakby bliskość poważanej szlachcianki wyleczyło tą niegodną część jego genetyki, pozwalając mu na cieszenie się swoistą nietykalnością. Współpracowali razem przez wiele lat, czemu Diggory zawdzięczał pewien awans społeczny. Zapewne także finansowy, aczkolwiek na to Laidan w ogóle nie zwracała uwagi, płacąc asystentowi sprawiedliwie według jego zasług. A tych było mnóstwo: nigdy nie zawiódł jej zaufania.
Cóż, właściwie prawie nigdy, ale czy mogła rozpatrywać słabość mężczyzny w kategorii zawodu? To, co stało się pół roku temu w tym samym miejscu, w którym stali w tej chwili, powinno przekreślić całą ich relację a samego Aloysiusa skazać na banicję oraz srogą karę, jednak przetrwali także i tamten kryzys. Bez szwanku, chociaż towarzystwo Diggory'ego zaczynało mieć dla Laidan całkiem inną aurę. Wyczuwalne napięcie sprzyjało jednak wytężonej pracy, miała też wrażenie, że od tamtego epizodu asystent stara się jeszcze bardziej. Co przyjmowała z wyraźnym zadowoleniem.
Kiedy potwierdził jej przypuszczenia, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, obserwując jak mężczyzna śmiało wchodzi wgłąb pokoju. - Nie wiem, czy ta specyficzność nie okaże się zbyt kontrowersyjna dla naszej publiki, ale...na Merlina, mamy już tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty piąty rok. To nie średniowiecze - powiedziała z upartym zacięciem, powoli podchodząc do wysokiej dębowej szafki, stojącej tuż obok biurka. Na blacie rozłożyła fotografie dotychczasowych nowojorskich prac Wroński, ale nie sięgnęła do żadnego ze zdjęć. Otworzyła drzwiczki komódki i wyciągnęła z niej butelkę wina, tylko z zwyczajowego przymusu zerkając na etykietę. Wiedziała, co przetrzymuje (bo przecież nie chowa, nie miała żadnego problemu z alkoholem) w swojej pracowni, by uczcić podobne okazje. Sprowadzenie obiecującej debiutantki zza oceanu z pewnością wpisywało się w kategorie wydarzenia wartego kieliszka dobrego trunku. - Powinnam ci podziękować. Znów - dodała po chwili milczenia, w końcu podnosząc wzrok na Diggory'ego. Pomimo nieodłącznych szpilek była sporo od niego niższa, do czego także przywykła. Inaczej miała się sprawa z podziękowaniami: tych zazwyczaj skąpiła i podobne słowa z trudem przeszły przez jej zaciśnięte usta, ułożone jednak w lekkim uśmiechu. Podała mu butelkę, zmieniając ten poddańczy kobiecy gest w nieme wyzwanie.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]30.11.15 16:49
No właśnie i to był prawdziwy sukces. Był chłopcem znikąd, a stał się jedną z najbardziej zaufanych osób Laidan Avery, doskonale wszystkim znanej mecenaski sztuki, która wypuściła spod swoich skrzydeł wspaniałych artystów, których prace można zobaczyć na niejednej prestiżowej wystawie, a aby się tam pojawiły Aloysius spędził wiele czasu na rozmowach, negocjacjach. Niekiedy nawet posuwał się do manipulacji. Chyba zbyt długo obracał się w kręgu szlacheckim. Jak to mówią z kim przystajesz takim się stajesz. Aloysius swoim zachowaniem coraz bardziej zaczął dopasowywać się do tych wszystkich grubych ryb z wyższych sfer. Czarujące, aczkolwiek stonowane uśmiechy w stronę pań, tak aby nie poczuły się urażone, wszak cały czas pamiętał o tym jakim statusem krwi został genetycznie obciążony. Oto chodziło Alo, swoim zachowaniem łamał konwencje, łamał wszystko co dotychczas było przyjmowane. W końcu czyż nie dostał się na arystokratyczne salony, pomimo swojego statusu krwi? Czyż nie żył w znakomitych relacjach z jedną z najbardziej wpływowych osób (przynajmniej w dziedzinie sztuki) w Londynie? Dopiął swego. Osiągnął to, czego nie osiągnąłby za biurkiem w Ministerstwie. Jedna osoba, która niczym cień stąpała za Laidan Avery zmieniła wszystko. Mieszaniec na bankietach arystokracji? Szok, niemożliwe. A jednak. I z tego był najbardziej dumny. Osiągnął to co mało który mógł osiągnąć.
Mimo, że od pewnego incydentu minęło pół roku Aloysius nie zapomniał. Cóż jednak mógł poradzić? Widocznie za wiele sobie wyobrażał, a zdrowy rozsądek mówił mu, aby uważał na to co robi. Musiał mieć stałe źródło dochodów, wszakże musiał utrzymać nie tylko siebie, ale także swoją chorą matkę. Nie mówiąc już o płaceniu osobie, która zapewniała pani Diggory opiekę medyczną. Poza tym nie chciał sobie też niczego odmawiać. Oczywiście w granicach rozsądku, ale akurat rozsądku to on miał pod dostatkiem. Gdyby go nie miał, już od dawna nie pracowałby dla Laidan. A co do panienki Wroński, to już całkiem inna historia. Widać, że Alo nie był tylko uprzejmym asystentem. Powiedzmy sobie, że chciał się odbić na kobiecej społecznej za to stanowcze odrzucenie przez swoją pracodawczynie. Obiecał Mathildzie karierę za jedną noc. Spodziewał się, że jej dzieła spodobają się Laidan i bez tej ofiary złożonej mu przez panienkę Wroński, ale jeżeli trafiła się okazja. Przecież nie miał żadnych zobowiązań.
-Ktoś musi zacząć odważniej pokazywać sztukę, łamać konwencje i przecierać szlaki. Dlaczego to nie mamy być my?-rzucił retorycznie. Po części mówił to co sam myślał, to co było prawdą, ale o części też to co chciała usłyszeć Laidan. Uważnie obserwował swoją pracodawczynię, jednakże nie zmienił swojego położenia stał tak jak stał przed odwróceniem się Lai. Podszedł do niej dopiero, kiedy wypowiedziała słowa podziękowania i wyciągnęła rękę z butelką wina w jego stronę. Jego usta wykrzywiły się w uśmiech. Przejął butelkę, podchodząc do szafki, doskonale wiedząc gdzie pani Avery trzyma otwieracz.
-Nie ma za co, milady, to moja praca, którą wykonuję z przyjemnością.-odparł. No właśnie, tytułowanie ją per milady było celowe. Podkreślał tym fakt, że kobieta jest przecież mężatką. Wyjął również dwie lampki wina, do których nalał wina. Odstawił butelkę na szafkę, tak aby nie stała na żadnym zdjęciu. Zanim wziął swoją lampkę, drugą podał Laidan.
-Za kolejny sukces i oby było ich więcej.-powiedział z uśmiechem unosząc dłoń z lampką ku lekko górze.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]02.12.15 19:12
Stałe towarzystwo młodzieńca, w dodatku młodzieńca półkrwi, bez nazwiska i rodowych wpływów, nie wpływałoby dobrze na opinię młodej szlachcianki, stawiającej pierwsze kroki w świecie sztuki. Na szczęście kiedy Diggory trafił pod skrzydła Laidan - albo to ona bezpiecznie znalazła się w jego opiekuńczych ramionach - znaczyła ona naprawdę sporo, nie musząc już dbać o konwenanse. Była żoną poważanego polityka, reprezentanta magicznej Wielkiej Brytanii poza jej granicami; była matką doskonałego psychiatry, znanego gracza Qudditcha oraz zdolnej alchemiczki; była znaną krytyczką malarstwa, posiadającą prywatną galerię o długiej tradycji. Nawet przyjęcie na stanowisko asystenta kogoś wcześniej nienotowanego w kronice towarzyskiej Czarownicy nie mogło jej zaszkodzić, dlatego korzystała z tego buforu bezpieczeństwa. Niosącego ze sobą spore ryzyko - co jeśli Aloysius okazałby się półkrwi wariatem, druzgoczącym jej wielkie plany? - ale w ostatecznym rachunku opłacającego się z nawiązką. Nie było sprawy, której nie mogłaby powierzyć młodemu mężczyźnie, nie byłoby problemu, z którego nie mogłaby mu się zwierzyć i nie byłoby zadania, którego nie mogłaby mu wyznaczyć. Pewna, że sprosta wszelkim wymaganiom, nawet tym irracjonalnym, jakie stawiała na początku ich wspólnej drogi, chcąc go sprawdzić. Z każdej sztucznej opresji wychodził obronną ręką, z naturalnym czarem przezwyciężając rzucane mu pod stopy przeszkody, przy jednoczesnym dokładnym prowadzeniu ich dokumentacji. W pełni zasługiwał na miano zaufanego asystenta lady Avery.
Z tym mianem wiązały się setki obowiązków, wzbogacone jednak o (nieliczne) przywileje. Takie jak wstęp do zakazanej pracowni oraz niewerbalne przyzwolenie na bliskość. Nie taką ekstremalną, po jaką zuchwale sięgnął przed kilkoma miesiącami, a która zawisła wibrującym niepokojem między ich ciałami, lecz taką zwykłą, wręcz rodzinną, kiedy razem wdychali ciepłe, letnie powietrze i owocowy aromat wina. Obserwowała, jak nalewa je do kieliszków wyuczonym gestem - lata doświadczenia nauczyły ją spostrzegać drobne różnice w tym rozkosznym rytuale: każdy z jej mężczyzn robił to w zupełne inny sposób - i odbierała od niego szkło z lekkim uśmiechem. Będącym reakcją na jego obecność, na jego słowa...na jego pracę dla niej. Ogarniały ją przecież czysto biznesowe uczucia. Tylko z nim mogła dzielić się swoim podekscytowaniem; w kwestii sztuki nawet zdanie Samaela nie miało takiej mocy co sugestywny komentarz Aloysiusa.
- Będziemy pionierami na wzburzonym morzu kontrowersji - zadeklamowała melodyjnie, czując, że z każdym zapewnieniem Diggory'ego ma coraz mniej wątpliwości dotyczącej panienki Wroński. - Chociaż pewnie Amerykanie i Kontynent zrobili to już przed nami - dodała z mieszaniną irytacji i rozbawienia niejaką zaściankowością magicznej angielskiej szlachty. Zapewne mniejszą niż przypuszczała. Uniosła kieliszek w nieprofesjonalnym kocham wszystkich adminów ście winnym trunkiem, po czym z radością upiła łyk alkoholu. Na to czekała cały dzień. - Razem osiągniemy ich na pewno wiele - podtrzymała słowa toastu, przelotnie kładąc dłoń na ramieniu Aloysiusa. By go wesprzeć...lub nieco przekręcić jego smukłą sylwetkę w stronę blatu stołu z rozłożonymi fotografiami. - Chciałabym, żebyś czuwał nad pracą Wroński. Ufam jej, ale...znasz artystów - powiedziała już bardziej konkretnym tonem, wyczuwając zapach wody kolońskiej Diggory'ego, tak różny od perfum męża czy syna. Ostanie słowo wypowiedzi podkreśliła cichym westchnieniem. Niejednokrotnie mieli do czynienia z krnąbrnymi lub uzależnionymi debiutantami, którzy nie nadążali z czasem wystaw, marnując swój talent raczej na imprezowanie sponsorowane z hojnych honorariów Avery. Wątpiła, by i Mathilda postępowała w ten sposób, ale czułaby się pewniej wiedząc, że Aloysius sprawuje nad nią pieczę. Tak, jak robił to nad wszystkim.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]08.12.15 19:47
Laidan była szanowaną osobą z pozycją, której nikt nie śmiał podważać. A Aloysius korzystał z tego jak tylko mógł. Rozwijał się, zdobywał kontakty. Mimo to nadal wiernie trwał przy boku Laidan, a pewnie gdyby się uparł, mógłby zacząć działać na własną rękę. Zdawał sobie jednak sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Bez pani Avery byłby nikim. Byłby kolejnym mieszańcem, który próbuje się wybić w świecie, który nie jest dla niego. Persona Laidan otwierała przed nim drzwi na oścież. Mógłby jedynie pomarzyć o bankietach, na których pojawiają się najbardziej szanowane osoby w tym kraju. Na bankietach, które często on, Aloysius Diggory, organizował.
Alo już dawno przestał się łudzić, że między nim, a panią Avery może coś być. Pomimo tego, że był jej wiernym asystentem, to nadal pozostawał niższym rangą służącym, który jest na każde skinięcie jej najmniejszego palca. Taka była jego praca, za to mu płaciła, a Diggory przez chwilę wyobrażał sobie zupełnie co innego. Teraz zdawał sobie z tego sprawę, dlatego ostatnimi czasy stał się w jej towarzystwie tak bardzo powściągliwy. Ograniczał się tylko do rozmów służbowych i nie pozwalał sobie na coś więcej niż lekki, ledwo zauważalny uśmiech, czy ucałowanie dłoni na powitanie. To był szczyt jego kontaktów z Laidan. Starał się wypchnąć ją z myśli, zapełniając swoją głowę sprawami służbowymi i matką, której nigdy nie chciał poznawać z Laidan. Dlaczego? Nie wstydził się swojej matki. Może dla pani Avery mogłoby się to wydawać śmieszne, ale on czuł dumę z tego, że jest Diggorym.
Rozkoszował się zapachem wina, kiedy przelewał trunek do szklanych naczyń. Lekki, może nawet formalny uśmiech zdobił jego twarz, co nie odbierało mu uroku osobistego. Bo nawet w tym, stylizowanym wygięciu ust było coś, co sprawiało, że robiło się cieplej. Spojrzało się na niego i nagle odczuwało się chęć zaufania mu. Może to właśnie była tajna broń Diggory’ego?
-To tylko dowodzi w jak opłakanym stanie są brytyjskie galerie. Jak bardzo nieświadome piękna sztuki i jej wyrazistości. Czas otworzyć im oczy.-odparł, pewnym siebie głosem, ale jednocześnie tak, aby nie zabrzmiało to niegrzecznie. Uniósł lampkę do ust i upił mały łyk wina. Zawsze był dobrze wychowany, ale poprzez kontakt z lady Avery, poprzez obserwację szlachciców nauczył się bardzo wiele o etykiecie. Skinął głową, starając się jednocześnie nie zwracać uwagi na dłoń kobiety, która spoczęła na jego ramieniu.
-Oczywiście, że się nią zaopiekuję.-powiedział, przyglądając się fotografią prac panny Wroński. W końcu po to tu był. Aby pilnować wszystkiego, aby to wszystko trzymać w ryzach. Pilnował terminów, zajmował się finansami. Laidan nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak wiele wysiłku wkładał w to, aby stać nieczuły na zapach jej perfum. W jednej dłoni cały czas trzymał lampkę z winem. Palce drugiej musnęły powierzchnię zdjęć, które przedstawiały prace Mathildy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]10.12.15 11:36
Przyjmowanie mniej lub bardziej subtelnych komplementów stanowiło codzienność Laidan. Od najmłodszych lat obdarowywano ją pochlebstwami, zachwycając się głównie niespotykaną często w rodzie Averych jasną urodą dziewczynki o niebieskich oczach i złotych włosach. Przez długie lata treść czułych słówek nie uległa zmianie, bo cóż można było pochwalić w kobiecie, nawet szlachciance i dziedziczce rodu? Lai była tylko swoją prezencją, swoim smukłym ciałem, jasną cerą, ładną buzią - urokliwym dodatkiem do święcącego dyplomatyczne triumfy męża i gromadki posłusznych dzieci. Nie, żeby łatka pięknej kobiety jej przeszkadzała: szczerze gardziła oszpecającymi się feministkami (w spodniach wyglądały karykaturalnie a ich postulaty wydawały się Laidan po prostu głupie) i lubiła pławić się w blasku zachwytów, w końcu dotyczących czegoś więcej. Jej galeria wydostała się z kłopotów finansowych oraz weszła na drogę pokojowej koegzystencji z innymi świątyniami kultury, przynosząc Lai kolejny kosz pochlebstw, tym razem dotyczących także piękna zewnętrznego, tego, które prezentowała czarodziejskiej socjecie, próbując złagodzić ich skostniałe poglądy na estetykę. Naprawdę cieszyła się ze swoich sukcesów, początkowo pozostając wręcz niezmiernie łasą na komplementy dotyczące jej działalności. Potrzebowała pozytywnych bodźców, karmiąc się nimi w trudnych chwilach, na szczęście należących już do ciemnej przeszłości. Teraz miłe słówka potrafiły ją zirytować, zwłaszcza, kiedy padały z ust osób kompletnych ignorantów.
Aloysius nie należał do tego grona, pozostając bliskim, zaufanym i kompetentnym, nawet jeśli okrągłe zdania, wypowiedziane przez jego wąskie wargi - wolała nie koncentrować się na ich miękkiej fakturze, jaką bezprawnie mogła poczuć pół roku temu - mogły brzmieć jak śpiewne pochwały jednoosobowego grona pochlebców. Diggory wielokrotnie się z nią nie zgadzał, dlatego nie obawiała się dwulicowości jego wypowiedzi, przyjmując jego potwierdzenia z szczerym zadowoleniem, jako opinię drugiego eksperta.
- Myślałam, żeby otworzyć te oczy nieco łagodniej...może dodając kolejnego debiutanta? Kontrast ciekawie wpłynąłby na ocenę dzieł i konkurencję sprzedaży - zastanowiła się głośno, pijąc wino nieco zbyt szybko jak na kulturalne rozkoszowanie się bukietem drogiego trunku. - Co o tym myślisz? Dwa skrzydła galerii, dwóch artystów, dwa światy - zaczęła powoli, w głowie dodając o dwukrotnej ilości pieniędzy do rozdysponowania od zachwyconych krytyków oraz kupców. Obserwowała dłonie Aloysiusa przesuwające fotografie, samej ledwo muskając materiał rękawa jego idealnie dopasowanej marynarki.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]13.12.15 0:04
ALo zdziwiłby się, gdyby dla Laidan komplementy były nowością. Spędzał nieprzyzwoitą ilość czasu w towarzystwie lady Avery i dowiedział się o niej całkiem sporo. Według niego arystokracja płci męskiej nie doceniała kobiet ze swoich rodów. One były silniejsze i bardziej śmiercionośne, niżby mogłaby na to wskazywać ich delikatna uroda i wdzięk. I tak nie było tylko w przypadku Laidan. Dużo szlachcianek udawało niewiasty w opałach, całkowicie zależne od swoich mężów, a tymczasem były bardziej niezależne niż można to sobie wyobrazić. Mężczyźni zaślepieni swoją rzekomą władzą nad wszystkimi i wszystkim zdawali się nie zauważać tego faktu, a sam Aloysius był tylko obserwatorem. W dodatku obserwator krwi mieszanej, którą po części gardzono, więc nie miał zamiaru wyświadczać im przysługi. Chociaż miał dobre stosunki z tak zwaną śmietanką towarzyską, to tylko dzięki Laidan. To jej był coś winien, nie im. To Laidan dała mu szansę, zmieniając swoje poglądy w pewnym stopniu, nie on. Ona płaciła mu, pozwalając na utrzymanie siebie, chorej matki i domu. Arystokracja? Według niego oprócz tego, że przez lata wmawiali sobie swoją boskość, przez co większość z nich spała na pieniądzach nie różnili się zbytnio od przeciętnego czarodzieja, ale uświadamianie o tym większości szlachciców, to jak walka z wiatrakami. A chyba każde społeczeństwo musiało być podzielone na warstwy. Nie można być równymi sobie, zawsze ktoś musi być lepszy. To było naprawdę przykre, ale po raz kolejny Aloysius był tylko obserwatorem.
Diggory miał to do siebie, że kiedy chciał potrafił malować słowem obrazy godne najlepszych artystów, szkoda, że nie umiałby tego przenieść na płótno. Zamyślił się, szybko analizując słowa pani Avery. Jego wąskie usta wykrzywiły się w uśmiech. Alo był przyzwyczajony do tego, że w głowie odkopywał obrazy, ledwo co uchwycone kątem oka. Tym razem w jego głowie, niczym projekcja wyświetlił się obraz delikatnej, rudowłosej, ulicznej malarki, którą zauważył na Pokątnej.
-Jeżeli pozwoli pani coś zasugerować.-tu przerwał na chwilę, jego usta rozciągnęły się w jeszcze większych uśmiechu, bowiem wiedział, że zawsze mógł dodać coś od siebie, czy Lai mu wcześniej pozwoli, czy nie.-Byłoby to w miarę mało obciążające nasz budżet. Oczywiście przyjrzę się temu wnikliwiej, ale od pewne czasu w głowie siedzi mi kolejna debiutantka, którą możemy wybić. Mam na myśli pewną młodą malarkę z Pokątnej, niejaką Lyrę Weasley. -chwilę czekał na reakcję Laidan, nie od dzisiaj wiadomo, że Weasleye nie cieszą się popularnością, nie mniej jednak coś takiego nigdy nie obchodziło Diggory'ego.
-Mogę wynegocjować z nią takie warunki, aby było to dla nas bardzo przystępne. Jednocześnie, ta rudowłosa panienka jest kompletnym przeciwieństwem panny Wroński. Jeżeli pani jest zainteresowana, już niedługo przygotuję wszystko i przedstawię jej przykładowe dzieła.-mówił, starając się nie zwracać uwagi na to, że czuje ledwo wyczuwalny dotyk jej dłoni na swojej ręce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]13.12.15 19:11
Zazwyczaj proponowanie Laidan jakiegoś rozwiązania, którego wcześniej nie zaaprobowała bądź subtelnie do niego nie nawiązała, zawsze kończyło się klęską. Oczywiście uprzejmie słuchała niezmiernie odkrywczej krytyki swojego dzieła bądź wskazania zachwycającego artysty - czystym przypadkiem będącego kochanką bądź bliską kuzynką jakiegoś możnego dyplomaty, który współpracował z Reaganem i tym sposobem próbował wciągnąć na salony ulubioną młódkę - ale równie kulturalnie odmawiała, doskonale poruszając się w labiryncie kurtuazyjnej asertywności. Potrafiła postawić na swoim i zagorzale bronić swoich decyzji, nie przekraczając przy tym granicy dobrego smaku. Dbała sama o siebie, ciężką pracą budując swoją pozycję w tym męskim światku, dopiero od niedawna traktujących kobiety jak równe sobie. Może gdyby wychowała się w innym środowisku, śmiało dołączyłaby do grupy wojujących feministek - niestety szczerze nie lubiła większości przedstawicielek swej płci, w głębi duszy popierając męski szowinizm. Nie afiszowała się jednak ze swoimi poglądami, tak urocza, piękna i manipulacyjna, jak tylko potrafiła, niezależnie, czy rozmawiała z wysokim rangą urzędnikiem, swoimi dziećmi czy Diggory'm, którego sugestii wysłuchała z uwagą, bawiąc się jednocześnie równym mankietem jego koszuli, wystającej spod dobrze skrojonej marynarki. Kiedy Aloysius skończył mówić, milczała dłuższą chwilę, popijając wino.
- Weasley? - upewniła się w końcu a jej usta wygięły się w grymasie ni to niezadowolenia ni pogardy, zdmuchniętej sekundę później westchnieniem rezygnacji. Skoro zamierzała wprowadzić na artystyczne salony amerykańską panienkę półkrwi, to pokazanie dzieł angielskiej (pożal-się-Merlinie) szlachcianki nie stanowiło żadnego zagrożenia. Oprócz fali rudowłosych biedaków, zadeptujących marmurowe podłogi jej galerii. Jeśli jednak Lyra potrafiłaby swoimi dziełami ukoić zszargane nowatorskim podejściem Wroński nerwy widzów, była w stanie podjąć to klasowe ryzyko. - Przygotuj wszystko, a ja... Zastanowię się nad tym - powiedziała w końcu po naprawdę długiej chwili milczenia, które jednak w towarzystwie Diggory'ego nie było niekomfortowe czy męczące. Posłała mu lekki uśmiech, nareszcie nabierając większego dystansu, także fizycznego, kiedy obchodziła blat biurka, chcąc poprzekładać fotografię dzieł w odpowiednim szyku.

zt



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]25.07.16 16:55

22 stycznia


Nie mógłby kazać jej czekać. A przynajmniej niezbyt długo. Nie dlatego, że była szlachcianką. Również nie dlatego, że była starsza od niego. A już z pewnością nie dlatego, że była kobietą. Nie chciał odwlekać spotkania bo sam go potrzebował. Miała odmienny, dojrzalszy sposób myślenia, obracała się w najlepszym towarzystwie, opanowała kobiecą sztukę manipulacji do perfekcji. To właśnie jej głos w głowie podpowiadał mu co czynić, kiedy ktoś próbował nim manipulować, to dzięki niej wiedział, na co zwrócić uwagę i jak należy kobiety czarować. To więc oczywiste, że ucząc się pewnych rzeczy od niej nie mógł kazać jej czekać.
Śmierć lorda Avery'ego była niespodziewana (choć pewnie przez niektórych długo wyczekiwana). Oczywiście, pojawił się na pogrzebie, choć nie stał ze wszystkimi. Obserwował ceremonię z daleka, pozostając na uboczu, oparty o drzewo. Brak szlacheckiego tytułu, pomimo wcale nie tak brudnej krwi Rowle' ów, dawała mu przywilej nie uczestniczenia w przedstawieniach, w których każdy odgrywał jakąś rolę za odpowiednią cenę. On miał inną, a stanie wśród przyjaciół lady Avery nie niosło ze sobą żadnych korzyści. Wystarczyło aby stał tam i był.
Zjawił się na dworze późnym wieczorem. To była jego lepsza pora dnia, taka, w której czuł się swobodniej i lepiej, niknąc w mroku — zupełnie niezauważony. I być może to pora sprawiła, że służba, która otwarła mu drzwi kręciła nosem od samego początku. A może to po prostu obecność Mulcibera tak na nich działała. M u s i e l i go nielubić, bo urodził się w znaku koziorożca i zgodnie z tym nie umiał wykonywac poleceń, a dostosowywanie się przychodziło mu z trudem.
— Lady Avery nie przyjmuje gości.
— Nie jestem gościemkretynie. — Oczekuje mnie.
I chociaż kazano mu czekać w holu, nie zrobił tego. Może to było do przewidzenia. Gdy tylko został sam ruszył w znanym kierunku. Powoli, zupełnie się nie spiesząc, całkowicie bez skrępowania — trochę tak, jakby był u siebie, choć wcale się tu tak nie czuł. Idąc leniwym krokiem w stronę pracowni Laidan wypatrywał Samaela. Jakoś niecierpliwie oczekiwał tak przypadkowego spotkania, ale szczęście mu tym razem nie sprzyjało. Dotarł do pracowni sam, choć pewnie służba już go szukała i drżała, że pozwolono mu na tak krnąbre zachowanie. Ale Laidan wiedziała gdzie będzie. Musiała.
Niedbale rzucił płaszcz na część wypoczynkową.
Za każdym razem kiedy przechadzał się po jej pracowni, oglądał obrazy od nowa. Nie cieszył się dobrym gustem w wyborze dzieł sztuki. Właściwie wcale się na niej nie znał — coś mogło mu się podobać lub nie. Nie doszukiwał się większego sensu w abstrakcji. Ale forma przekazu Lady Avery całkiem do niego przemawiała. Przystanął przed jednym z jej dzieł. Jak to możliwe, że wcześniej go nie widział? Był ciemny, mroczny, rodził wrażenie agresji. Nie chciało mu się wierzyć, aby to wyszło spod jej pędzla. Z kieszeni dobrze skrojonej, ciemnogranatowej marynarki wyciągnął srebrne puzderko, papierośnicę. W niej trzymał czarodziejskie papierosy, ale dwa były inne od wszystkich. Importowane; niczym cygaro zawinięte w liść tytoniu, a nie jasną bibułkę, choć również zakończone filtrem. Pachniały egzotyką i były przeznaczone na specjalny wieczór. Być może taki jak ten. Wsunął jednego z nich do ust i potarł lekki palcami, aż się rozżarzył. Nikotynowy dym wypełnił jego płuca. Pewnie nie powinien tu palić. A może nie powinien palić bez niej. Teoretycznie w ogóle go tu nie powinno być, dlatego nie przejmował się zupełnie niczym. Wpatrywał się w ten intrygujący obraz, czekając aż jego twórca zaszczyci go swoją obecnością. I aż nie mógł się doczekać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew


Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 26.07.16 10:21, w całości zmieniany 1 raz
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia Laidan 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]25.07.16 21:55
Ile dni minęło, odkąd ciało jej ukochanego męża zniknęło w głębokiej krypcie, przykryte nie tylko drewnianym wiekiem trumny, ale i ciężką, marmurową płytą, odgradzającą go na zawsze od świata żywych? Od ilu godzin mogła nazywać się wdową, pozbawioną praw do noszenia ukochanej czerwieni i barwienia szkarłatem pełnych warg, pasujących spuchniętym kształtem raczej pannie lekkich obyczajów niż statecznej arystokratce? Która z mijających minut okazała się tą ostateczną, gdy w końcu spłynęła na nią absolutna pewność swego nowego losu: że to nie żart, nie tragiczna pomyłka; że to naprawdę Reagan Junior Avery, syn Reagana Seniora, został zamordowany i wydał ostatnie tchnienie tuż po północy zmieniającego się roku? Czas wydawał się płatać dziecięce, nieznośne figle, bowiem w jednej chwili Laidan czuła się przytłoczona wieloletnią żałobą a ciężki kir sukni obłapiał jej ciało niczym wilgotne ubranie topielca, by w momencie następnym złotowłosa z trudem przypominała sobie o stanie faktycznym. Jeszcze przyłapywała się na drobnych nawykach, utrwalonych w trzydziestoletnim małżeństwie. By uśmiechać się delikatnie i z pokorą - zawsze przecież może pojawić się znikąd i potrzebować niewerbalnego wsparcia swej żony. By stąpać cicho korytarzem obok gabinetu - nie znosił, gdy przeszkadzano mu w nauce nowych języków. By chować butelki ulubionego wina - nienawidził jej skłonności do przyjemności, brutalnie odbierając kolejne kieliszki. Starała się korzystać z tych detali, choć odrobinę czyniących ten potworny okres lepszym. Tylko alkohol osładzał wewnętrzne cierpienie, dlatego poiła się nim od rana, oddychając coraz lżej. Felix felicis, płynne szczęście w kolorze krwi, zaczynającej powoli krążyć w zamrożonych przerażeniem żyłach. Ciągle miała wrażenie, że Samael jest za jej plecami, ale...nie spodziewał się pewnie tej niespodziewanej wizyty.
Potrzebowała spotkania z Ramseyem, zrobienia wyrwy w kołowrocie nerwowej codzienności. Zaczerpnięcia świeżego powietrza, nieprzesyconego wonią pogrzebowych świec, wody kolońskiej pierworodnego syna i odurzającym aromatem kwiatów, łączonych w upamiętniające wieńce. Wiedziała, że Mulciber nie będzie rzucał okrągłych słów na wiatr, że nie wiążą go szlacheckie konwenanse, że zapewne nieco zirytuje ją samczą butą, ale...tego właśnie pragnęła. Żywszych emocji, mogących oderwać ją od nieznośnego napięcia, rosnącego coraz szybciej. Coś wisiało nad Ludlow trującą chmurą, kolejna tragedia, nieuchronna i na razie nienazwana. Mogła tylko biernie jej oczekiwać, pojąc się alkoholem i towarzystwem mężczyzny nieznającego żadnych granic. Ani psychicznych ani czysto obyczajowych. Czekał bowiem na jej terenie, oglądając jej obraz. Niedokończony, chaotyczny, ostatni, jaki stworzyła jeszcze w grudniowym szale gniewu, pogardy i rozpaczy. Brakowało mu ostatnich detali, ale nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie je dodać. Zasady gry się zmieniły i moc decyzyjna została wyszarpana z dłoni Laidan...i poniekąd dlatego też witała uprzejmie Ramseya w swoich progach.
Wyjątkowo skromnych. Zabudowana czarna suknia, włosy zaplecione w ciasny kok, brak biżuterii i koronkowa woalka, przesłaniająca twarz. Tylko usta - czerwone, od wina, nie od szminki - wybijały się z stereotypowego obrazu wdowy. W nieco zbyt obcisłym ubraniu jak na zgrzebną aurę przystało, ale wyjątkowo nie było to działanie zamierzone. Nie witała Mulcibera uśmiechem, nie odchrząkała nerwowo, nie rozpoczynała kulturalnej, rozwlekłej konwersacji. Po prostu ruszyła przez pracownię, zatrzymując się tuż obok niego, jakby też podziwiała po raz pierwszy pełen furii obraz. Była pewna, że nie musi na razie nic mówić, że Ramsey nie popełni żadnego żenującego błędu a jedynie w najgorszym - najlepszym? - przypadku zirytuje ją swą pewnością siebie, pozwalając Laidan na oderwanie się od znacznie plugawszego męskiego zachowania.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]28.07.16 18:28
Śmierć dla każdego była czymś zupełnie innym. Jedni uważali ją za początek niezwykłej przygody, inni zaś za drogę do zbawienia, a niektórzy za koniec czegoś pięknego. Dla części przychodziła zbyt wcześnie lub zbyt późno, była piękna lub straszna, niosła ze sobą morze ulgi lub palący trzewia żal. Niezależnie od tego jaka była nie można było jej ani przekupić ani pokonać. Zwykle pojawiała się niespodziewanie, bez zapowiedzi, czy zaproszenia. Ale wśród tych, którzy nie potrafili się z tym pogodzić, byli również Ci bardziej wyrozumiali; okrutni w swoim egoistycznym toku myślenia, akceptujący eliminację jednostek słabszych. Mulciber taki właśnie był. W jego oczach słabi musieli odejść. Prędzej czy później pewne jednostki miały zostać wypchnięte poza margines i bynajmniej nie po to, aby zwiększyć miejsce silniejszym. Sto lat wcześniej nazwano to teorią ewolucji. Dziś, ludzie pokroju Ramseya nazywali to smutnym przeznaczeniem.
Stracił w swoim życiu kilka osób — mniej ważnych i zupełnie nieważnych. Część z nich odebrał mu los, część stracił on sam. Ale tylko raz zastanawiał się nad tym jak smakuje gorycz utraty. A później nauczył się myśleć racjonalnie, a śmierć stała się jego nieodłączną towarzyszką. Grywał z nią w karty nocami, kiedy walczył z koszmarami. Zakładali się o życie innych — kiedy wygrywał Mulciber, Kostucha musiała oddać duszę jemu. Kiedy przegrywał — zabierała ją sama. Ale on nie lubił przegrywać. I mimo swoich trzydziestu lat na karku wciąż nie potrafił. Pomimo dumy, pomimo klasy, porażka zawsze smakowała tak samo — więc i ją eliminował. Tak jak śmierć swoich wybrańców.
Zanim usłyszał kroki Laidan poczuł jej zapach. Nie musiał się odwracać, aby ją ujrzeć. Miał ją w swojej wyobraźni. Pachniała jesiennym deszczem i winem, które barwiło jej usta. Każdy jej najmniejszy ruch popychał pachnący jej ciałem powiew powietrza w jego stronę. Szelest sukni, ciche uderzenia jej serca wzmożone przez szybko pływającą w żyłach krew. Była ciepła i rozrzedzona — w przeciwieństwie do jego własnej: gęstej, brudnej, zakażonej. Obejmując wargami papierosa zaciągnął się powoli, kradnąc wraz z nikotynowym dymem nutę jej perfum, która ją zdradziła na wstępie. Liść cygarety się żarzył, a on przestał wpatrywać się w obraz. A jeśli patrzył wciąć na płótno, to wcale nie obchodziło go to, co się na nim znajduje. Ból, żal, czarna rozpacz. Nie musiał patrzeć na jej dzieło, aby wiedzieć, że smutek zżera jej błagające o ratunek? serce. Krwawiło, a nikt nie potrafił zatamować rany. Sączyła się latami. Wsłuchując się w przyjemny szum w jej żyłach stracił rachubę czasu. Wypalił papierosa już do połowy, więc w końcu podał go jej niezobowiązująco. Ręka zastygła w bezruchu tak, jakby sam na moment postanowił zrobić sobie przerwę. Ale przecież było to nieme zaproszenie do wspólnego tańca. W ciszy. W spokoju.
Spojrzał na jej profil. Czyż ta woalka nie wyglądała pięknie? Czyniła ją bardziej odległą, niedostępną. Schowaną za murem wyrafinowanej postawy i eleganckiego zachowania. Uprzejmością, praktykowaną latami, która była gorsza od czarnomagicznych klątw. Ale to właśnie tacy jak ona najwięcej mogli ugrać. Gdyby tylko chcieli. Gdyby tylko wyciągnęli rękę...
— Na Pokątnej wpadła na mnie kobieta. Strasznie płakała. Powiedziała, że zmarł jej psidwak i nie może się pozbierać — mruknął melodyjnym głosem, spoglądając w kierunku oka, jakby chciał mieć pewność, że żaden duch im nie przerwie. — A potem spoważniała i spytała, czy powinna nosić się w czerni, wszak pies był dla niej jak członek rodziny. — Prychnął, oblizując dolną wargę i spojrzał na Laidan. — Odpowiedziałem, że tak, więc podziękowała i wróciła do domu się przebrać. To dziwne, że wciąż o tym myślę. — Nie sugerował niczego i nic nie miał na myśli, a to, co jej powiedzieć nie miało głębszego — ż a d n e g o — sensu. Cóż mogły obchodzić ją sprawy zwykłych śmiertelników w obliczu takiej tragedii? W gruncie rzeczy jego też nie obchodziły. To, co się stało w Nowy Rok też interesowało go jedynie w kontekście ewentualnego sprawcy i tego, co chciał osiągnąć. Nie zamierzał z nią rozmawiać o sabacie, o śmierci, o stracie. Łapał się na tym, że nie rozumiał tragedii zwykłych ludzi, ich bólu i rozterek. Więc czy mógł zrozumieć Laidan?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia Laidan 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia Laidan [odnośnik]29.07.16 11:46
Sądziła, że gdy w końcu pozbędzie się ze swojego życia Reagana na zawsze, zwariuje ze szczęścia. Będzie nieostrożnie uśmiechała się pod ciemną woalką, tańczyła w wysokich szpilkach na marmurowej płycie grobowca i odwiedzała męża dzień w dzień, by wypijać wino prosto z butelki i pluć czerwoną śliną na starannie wykaligrafowane litery, sławiące zmarłego jako wspaniałego dyplomatę, poważanego szlachcica, ukochanego męża i ojca. W najgorszych chwilach bólu, żałości i poniżenia, wizualizowała sobie tą dziką radość a wizja ostatecznego triumfu - liczyła się przecież wygrana wojna a nie pojedyncze przegrane potyczki - osładzała cierpienie, napędzając tylko machinę przyszłego, nienawistnego szczęścia. Tak się jednak nie stało i w momencie, w którym powinna oddawać się nieprzyzwoitym rozkoszom w chłodzie mauzoleum, ledwie potrafiła zaczerpnąć głębokiego oddechu, spętana strachem. O swoją przyszłość, kiedyś wyraźnie malowaną u boku Samaela, który ją zdradził i poniżył, tracąc - na zawsze? - szansę na to, by w pełni korzystać z wdowiej wolności Laidan. Zderzenie marzeń z rzeczywistością bolało najmocniej, przesłaniając jakąkolwiek radość z powodu pozbycia się problemu numer jeden. Nie mogła jednak szlochać w nieskończoność: czasem wściekłość przebijała się przez plugawą membranę słabości, pozwalając Avery na ponowne planowanie złych rzeczy, mających przypadkowo przytrafić się brzydkiemu zwierzątku, które zbyt mocno oddało się swemu panu.
Każde wspomnienie Fawleya wywoływało mdłości, lecz Lai nauczyła się już powstrzymywać żałosne reakcje organizmu. Zwłaszcza w towarzystwie mężczyzny, który mógł jej pomóc. Nienawidziła wyciągania ręki po łaskawe wsparcie, ale doskonale potrafiła przetłumaczyć oczywistość na przyjemniejszą fikcję. Po prostu nie chciała brudzić sobie rąk a pewne drzwi i tak pozostałyby zamknięte dla poważanej szlachcianki, więc korzystanie z usług Mulcibera wydawało się jedynym rozsądnym wyjściem. Do tego towarzystwo bruneta po prostu sprawiało Laidan przyjemność. Nie musiała odgrywać arystokratycznej sztuki jednej aktorki ani starać się wpisać w oczekiwania, stawiane wyjątkowo wysoko świeżej wdowie. Przy Ramseyu mogła wszystko i dlatego też, gdy w końcu stanęła tuż obok niego, poczuła się nagle lepiej. Zarówno z powodu dziwnej aury mężczyzny - innych wprawiała w pełne strachu drżenie, ją: w stan mrocznego ukojenia - jak i z poczucia sprawczości, bowiem zamierzała działać.
Zanim jednak rozpoczęła biznesową pogawędkę, pozwoliła sobie na chwilę przyjemności. Wpatrzenia w gniewny obraz. Nasycenia się aurą Mulcibera. Odebrania cygara, które szybko ujęła bladymi palcami, prawie parząc wrażliwe opuszki. Dopiero po kilku sekundach odsunęła z twarzy woalkę niemalże ślubnym gestem, by zaciągnąć się powoli. Prosto do płuc, wdzięcznych za zbawienną dawkę dymu. Podobno leczącego Klątwę Ondyny. Ostatnie badania mówiły coś innego, ale Laidan nie zamierzała ufać nowościom. Tylko stare i sprawdzone znajomości liczyły się w ostrożnym świecie.
Wysłuchała przypowiastki Mulcibera bez zmiany wyrazu twarzy; równie dobrze mógłby opowiadać o swojej pracy, dekretach albo lotach miotlarskich na Księżyc. Skupiła się raczej na brzmieniu słów, na prychnięciu, na intonacji, kołyszącej ją ku spokojowi coraz mocniej. Dopiero gdy skończył, odwróciła się w jego stronę, uśmiechając się lekko, jakby wcale niedawno nie złożyła do grobu męża i nestora swego rodu.
- Wzruszyła mnie twoja opowieść - skomentowała krótko, z drżącą ironią a usta ponownie objęły cygaro. Za woalkę przyzwoitości mógł posłużyć już jedynie dym, unoszący się pomiędzy nimi szarą mgiełką. Milczała jeszcze chwilę, pozwalając nikotynie wgryźć się w układ nerwowy do reszty, po czym podała końcówkę papierosa Ramseyowi, parząc sobie palce. - Potrzebuję twojego sprytu, koneksji i bezwzględności - zaczęła z rozmysłem, nie spuszczając wzroku z przystojnej twarzy Mulcibera, chociaż musiała zadzierać głowę do góry, co nie było zbyt komfortową pozycją. Cofnęła się więc o krok; dalej uśmiechnięta, dalej z podwiniętą woalką. - Mam nadzieję, że przystaniesz na moją propozycję - dodała, choć wiedziała przecież, że nie przyjęłaby odmowy. Nie zdradzała jeszcze szczegółów, woląc, by mężczyzna wyraził zainteresowanie jeszcze zanim zagłębią się w nieskomplikowane meandry krótkiej i przyjemnej sprawy do załatwienia.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Laidan Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Pracownia Laidan
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach