Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia
Najrzadziej używane pomieszczenie, które przetrwało gotowania Elizabeth. Jest to stosunkowo mała kuchnia, w której garnki powieszone są na ścianie. Talerze oraz butelki alkoholu ułożone są w na wyższych półkach, do których można się dostać przez schodki. Stół wraz z krzesłami znajduje się pomieszczenie obok z powodu braku miejsca w samej kuchni.
*Puk, puk*
Wysoki blondyn stojący przed mieszkaniem swojej pięknej siostry w centrum Londynu, właśnie swoim krótkim pukaniem obwieścił swoją obecność. Po krótkiej chwili dało się usłyszeć odgłosy kroków i w końcu dźwięk otwieranego zamka. Przywdział na twarzy swoją firmową minę i właśnie patrzył w niebieskie oczy swojej młodszej, blond siostrzyczce.
- Cześć maleńka - powiedział nonszalancko się uśmiechając i całują ją na powitanie w policzek i obejmując jedną ręką. - Coś taka zadyszana? Czyżbym przeszkadzał?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu i przejechał dłonią swoje włosy postawione na żel. Wszedł do środka nie czekając na zaproszenie, bo jak inaczej? Własna siostra miałaby go nie wpuścić? Zwłaszcza, że Tom to jej ulubiony (i jedyny) brat?
Od razu ruszył do kuchni. Nie chciało mu się siedzieć w wygodnym fotelu w salonie. Chciał zwiedzić lodówkę. Przyszedł prosto z pracy, a nie miał dzisiaj nawet czasu, żeby coś zjeść. Miał tylko nadzieję, że ma coś dobrego do jedzenia.
Słyszał za sobą ciche kroki Elki, ale nie zwracał na to uwagi. Czuł się u niej jak u siebie w domu, nawet nie pytał czy może coś u niej zjeść. Otworzył lodówkę i przejrzał jej zawartość. Nie było nic smakowitego, ale wyciągnął sobie nóżki w galarecie i przygotował sztućce.
- Zgaduję, że nie chce ci się zrobić mi kolacji? - zapytał, unosząc jedną brew, ale nawet na nią nie patrząc. W końcu już miał jedzenie, nie mógł oczekiwać, że siostra zacznie mu pichcić wykwintne danie.
Położył na stole talerz ze swoją kolacją, napój w postaci soku dyniowego i zajął miejsce na krześle. Poczekał, aż siostra do niego dołączy i zaczął swój posiłek.
- Co słychać? Ostatnio cię nie odwiedzałem... praca - mrugnął do niej porozumiewawczo. Miał misje, o których nikt nie mógł wiedzieć. Zresztą Elizabeth nawet nie dopytywała. Dobrze wiedziała, że nie może jej mówić wszystkiego o pracy. Za to o życiu osobistym chciała wiedzieć dosłownie wszystko.
- Ojciec znalazł ci już godnego narzeczonego z arystokratycznego rodu? - zapytał prześmiewczo. Jego ukochana córka musiała mieć kogoś wyjątkowego. Dobrze, że Thomas ma na razie spokój. Choć kto wie na jak długo.
Wysoki blondyn stojący przed mieszkaniem swojej pięknej siostry w centrum Londynu, właśnie swoim krótkim pukaniem obwieścił swoją obecność. Po krótkiej chwili dało się usłyszeć odgłosy kroków i w końcu dźwięk otwieranego zamka. Przywdział na twarzy swoją firmową minę i właśnie patrzył w niebieskie oczy swojej młodszej, blond siostrzyczce.
- Cześć maleńka - powiedział nonszalancko się uśmiechając i całują ją na powitanie w policzek i obejmując jedną ręką. - Coś taka zadyszana? Czyżbym przeszkadzał?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu i przejechał dłonią swoje włosy postawione na żel. Wszedł do środka nie czekając na zaproszenie, bo jak inaczej? Własna siostra miałaby go nie wpuścić? Zwłaszcza, że Tom to jej ulubiony (i jedyny) brat?
Od razu ruszył do kuchni. Nie chciało mu się siedzieć w wygodnym fotelu w salonie. Chciał zwiedzić lodówkę. Przyszedł prosto z pracy, a nie miał dzisiaj nawet czasu, żeby coś zjeść. Miał tylko nadzieję, że ma coś dobrego do jedzenia.
Słyszał za sobą ciche kroki Elki, ale nie zwracał na to uwagi. Czuł się u niej jak u siebie w domu, nawet nie pytał czy może coś u niej zjeść. Otworzył lodówkę i przejrzał jej zawartość. Nie było nic smakowitego, ale wyciągnął sobie nóżki w galarecie i przygotował sztućce.
- Zgaduję, że nie chce ci się zrobić mi kolacji? - zapytał, unosząc jedną brew, ale nawet na nią nie patrząc. W końcu już miał jedzenie, nie mógł oczekiwać, że siostra zacznie mu pichcić wykwintne danie.
Położył na stole talerz ze swoją kolacją, napój w postaci soku dyniowego i zajął miejsce na krześle. Poczekał, aż siostra do niego dołączy i zaczął swój posiłek.
- Co słychać? Ostatnio cię nie odwiedzałem... praca - mrugnął do niej porozumiewawczo. Miał misje, o których nikt nie mógł wiedzieć. Zresztą Elizabeth nawet nie dopytywała. Dobrze wiedziała, że nie może jej mówić wszystkiego o pracy. Za to o życiu osobistym chciała wiedzieć dosłownie wszystko.
- Ojciec znalazł ci już godnego narzeczonego z arystokratycznego rodu? - zapytał prześmiewczo. Jego ukochana córka musiała mieć kogoś wyjątkowego. Dobrze, że Thomas ma na razie spokój. Choć kto wie na jak długo.
Gość
Gość
Wiedziała, że miała niebezpieczny zawód. Od początku wybierając tę karierę spodziewała się, że zwiększa szanse na swoją śmierć za młodu. Niektórym wystarczyła praca za biurkiem, bez celu i pasji, ale ona nie należała do tych osób. Wymagała ona poświęceń, nawet w nocy możesz dostać wezwanie, a i wiele musisz przemilczeć przed rodziną, przyjaciółmi. Jednak uwielbiała swoją pracę, mimo tych wszystkich niebezpiecznych czynników i licznych minusów – może dlatego, że czuła się na swoim miejscu i potrzebna? Siedziała na kanapie niedbale rozłożona patrząc stale w jeden punkt. Nie wyciągnęła sobie wina ani żadnego innego alkoholu, bo nawet nie czuła takiej potrzeby. Za to miała niemiłosierną ochotę zapalić papierosa. Nie była załamana, zrozpaczona – bardziej poruszona nagłością tego wydarzenia. Wstała i gwałtowanie zaczęła przeszukiwać okoliczne szafki w celu odnalezienia jakiś pozostałości po jej nałogu. Jednak jej poszukiwania, nie zakończone sukcesem, zostały przerwany przez pukanie do drzwi. Początkowo miała zamiar to zignorować, ale chyba miała wystarczająco dużo samotności tego dnia. Gdy otworzyła drzwi na początku była zaskoczona, potem już tylko przewróciła oczami.
- Jak zawsze. – stwierdziła krótko, ale zaraz na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Machnęła tylko na niego ręką, gdy bez pytania wszedł do mieszkania jakby był u siebie. Kiedy miała do czynienia ze swoim rodzeństwem to nigdy nie mogła liczyć na szacunek to jej własności i prywatności. Ona również odwdzięczała im się tym samym, więc co za różnica.
- Czy wyglądam Ci na skrzata? – zapytała patrząc na niego jak na dziecko. - Masz ręce i może mózg, więc dasz sobie radę. – zapewniła go żywiołowo, by następnie usiąść naprzeciwko niego. Czy on uważał, że ona ma czas na gotowanie? Zresztą, o wiele łatwiej było udać się do rodzinnego domu i wybłagać coś od skrzatów. To były pożyteczne stworzenia, która nigdy nie pozwoliłby jej głodować.
- Wszystko w porządku. – powiedziała, gdyż zawsze uważała, że mogło być gorzej i nie można wyolbrzymiać swoich problemów. – Inara wróciła na stałe do Anglii, ale to chyba już Ci wspominałam. Ja nadal dużo pracuje, festyn wymusił na nas większą czujność. – kontynuowała nadal zmęczonym głosem patrząc na niego uważnie. Rozumiała, że nie mogą się zbyt często spotykać – każdy z nich miał swoje własne zobowiązania i nie mieli dla siebie tyle czasu co kiedyś. – Nie zaczynaj w ogóle tego tematu. – zagroziła mu nie podzielając jego entuzjazmu. Zaraz potem jednak się szeroko uśmiechnęła. – Wiesz, że w Czarownicy nazwano mnie „starą panną” ? – zapytała, gdyż ona nadal uważała, że to akurat jest bardzo zabawne. Jej radość jednak nie trwało długo, chyba dzisiaj nie mogła wykrzesać z siebie więcej. Zamyśliła się stukając palcami o blat stołu, w końcu przenosząc swój wzrok na jego osobę. – Na akcji zmarł mój kolega z pracy. – wyznała mu w końcu głosem wypranym z emocji. Nie była małą dziewczynką, która nagle zacznie płakać, ale bliskość śmierci zawsze w pewien sposób ją frapowała. I chyba przyciągała skoro wybrała ten, a nie inny zawód. - A co u ciebie? - zapytała przerzucając temat na jego osobę.
- Jak zawsze. – stwierdziła krótko, ale zaraz na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Machnęła tylko na niego ręką, gdy bez pytania wszedł do mieszkania jakby był u siebie. Kiedy miała do czynienia ze swoim rodzeństwem to nigdy nie mogła liczyć na szacunek to jej własności i prywatności. Ona również odwdzięczała im się tym samym, więc co za różnica.
- Czy wyglądam Ci na skrzata? – zapytała patrząc na niego jak na dziecko. - Masz ręce i może mózg, więc dasz sobie radę. – zapewniła go żywiołowo, by następnie usiąść naprzeciwko niego. Czy on uważał, że ona ma czas na gotowanie? Zresztą, o wiele łatwiej było udać się do rodzinnego domu i wybłagać coś od skrzatów. To były pożyteczne stworzenia, która nigdy nie pozwoliłby jej głodować.
- Wszystko w porządku. – powiedziała, gdyż zawsze uważała, że mogło być gorzej i nie można wyolbrzymiać swoich problemów. – Inara wróciła na stałe do Anglii, ale to chyba już Ci wspominałam. Ja nadal dużo pracuje, festyn wymusił na nas większą czujność. – kontynuowała nadal zmęczonym głosem patrząc na niego uważnie. Rozumiała, że nie mogą się zbyt często spotykać – każdy z nich miał swoje własne zobowiązania i nie mieli dla siebie tyle czasu co kiedyś. – Nie zaczynaj w ogóle tego tematu. – zagroziła mu nie podzielając jego entuzjazmu. Zaraz potem jednak się szeroko uśmiechnęła. – Wiesz, że w Czarownicy nazwano mnie „starą panną” ? – zapytała, gdyż ona nadal uważała, że to akurat jest bardzo zabawne. Jej radość jednak nie trwało długo, chyba dzisiaj nie mogła wykrzesać z siebie więcej. Zamyśliła się stukając palcami o blat stołu, w końcu przenosząc swój wzrok na jego osobę. – Na akcji zmarł mój kolega z pracy. – wyznała mu w końcu głosem wypranym z emocji. Nie była małą dziewczynką, która nagle zacznie płakać, ale bliskość śmierci zawsze w pewien sposób ją frapowała. I chyba przyciągała skoro wybrała ten, a nie inny zawód. - A co u ciebie? - zapytała przerzucając temat na jego osobę.
Jej pytanie było oczywiście absurdalne, bo jak mogłaby wygląda na skrzata? Nie żeby Thomas był jakimś lalusiem i przesadnie dbał o wygląd, co to to nie. Ale w rodzinie Fawley'ów nie było brzydkich ludzi. No nie i już! Trzeba znać swoją wartość i umie ocenić się obiektywnie, a Tom właśnie to potrafił.
Spojrzał na nią jakby gadała od rzeczy i wywrócił oczami.
- Może mózg? - zapytał z nutką urażenia w głosie. Jak to rodzeństwo, często pozwalali sobie na niewinne dogryzanie... czasem nawet nie tak niewinne, ale każdy kto miał siostrę lub brata to rozumiał. - Wiem, że ciężko ci to przyznać, ale to ja jako najstarszy jestem najmądrzejszym dzieckiem w rodzinie.
Tu zaraz napłynie fala zaprzeczeń, bo przecież nie dorównuję jej do pięt i takie tam. Był na to przygotowany. W sumie zabawnie, jak z biegiem lat ich relacja się nie zmieniała. Jakby ciągle mieli po te 16 lat. Było w tym coś uroczego, nie można powiedzieć.
- Poza tym nie kwestia w tym czy dam radę tylko czy mi się chce.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o komentarz. Bo po co drążyć temat? Zamiast tego skupił się na jej opowieściach. W sumie nie można nazwać tego opowieściami, bo nie zagłębiała się zbyt mocno w poruszone tematy. Kiwnął tylko głową na wzmiankę o Inarze. Kiedyś próbował ją poderwać... ale to było dawno temu. Teraz już miała narzeczonego, zdaje się. On narzeczonej nie miał, ale i nie chciał mieć. Przynajmniej nie na razie. Ale czy to znaczy, że będzie jeszcze długo wolny? Nigdy nie wiadomo co ojcu trafi do głowy. Jak na razie rzadko odwiedzał dom rodzinny. Nie miał zamiaru spotykać tam swojego starszego w towarzystwie jego niegdyś wielkiej miłości.
- Czy mi się zdaje, czy poświęcasz pracy zbyt dużo czasu? Kiedy ostatnio miałaś jakąś rozrywkę? - zapytał całkowicie poważnie. Oczywiście jako kochający brat, był w stanie się poświęcić i iść z nią na jakąś potańcówkę. Oboje by kogoś poderwali i wieczór byłby całkowicie znośny. Ile razy już tak robili?
Zaśmiał się wesoło na wzmiankę o "starej pannie". Nie czytał Czarownicy, ale sam fakt, że jego siostra była tam wymieniona był całkiem zabawny. Aż może z ciekawości kupi gazecinę... chociaż to w sumie bez sensu, skoro już wie co tam zobaczy.
- Przejrzeli cię, siostrzyczko - zarechotał, kończąc swój posiłek. Wiadomo, że nie będzie starą panną. Ojciec zaraz znajdzie jej jakiegoś amanta. Właściwie to Thomas się tego spodziewa w najbliższym czasie, ale chyba zobaczą sami co wyjdzie. Na razie ojciec był zajęty młodą żonką. Bleh. - Spokojnie. Największa miłość czai się tam, gdzie się jej nie spodziewasz! - powiedział słodkowatym i ckliwym głosem. Po chwili zrobił minę, jakby zachciało mu się wymiotować. Miłość... nie istnieje, a zresztą i tak nie dane im wyjść za mąż za kogo zechcą.
Po chwili zrobiło się bardziej poważnie. Śmierć kolegi to nie przelewki. Nie mógł z tego zażartować. Spojrzał na nią ze współczuciem. To zdarzało się w jej pracy, w końcu nie należała do najbezpieczniejszych. Sama sobie ją wybrała i choć bardzo często się o nią martwił, to wiedział, że nie zamieniłaby jej na inną. On sam generalnie też nie miał zbyt bezpiecznie, ale było to trochę inne ryzyko. Tak czy inaczej było mu przykro z powodu śmierci jej znajomego.
- Przykro mi, El - powiedział smutnym głosem. Nie wiedział, czy może wiedzieć co się dokładnie stało, ale zamierzał tak czy siak zapytać. - Jak to się stało?
Przez chwilę zastanowił się, co tak naprawdę u niego. Wzruszył ramionami, bo ostatnio nie miał o czym opowiadać.
- U mnie nikt nie umarł, ale praca oderwała mnie od normalnego życia na dłuższy czas - wspomniał. - Nie żebym się użalał - dodał nonszalancko.
Co tak naprawdę u niego? Chciał teraz trochę odpocząć, przynajmniej dopóki nie przydzielą mu kolejnego zadania.
- Mam teraz trochę czasu na imprezy i relaks. Zamierzam z tego skorzystać... to kiedy wychodzimy? - zapytał z szerokim uśmiechem. - Pięć minut ci wystarczy?
Spojrzał na nią jakby gadała od rzeczy i wywrócił oczami.
- Może mózg? - zapytał z nutką urażenia w głosie. Jak to rodzeństwo, często pozwalali sobie na niewinne dogryzanie... czasem nawet nie tak niewinne, ale każdy kto miał siostrę lub brata to rozumiał. - Wiem, że ciężko ci to przyznać, ale to ja jako najstarszy jestem najmądrzejszym dzieckiem w rodzinie.
Tu zaraz napłynie fala zaprzeczeń, bo przecież nie dorównuję jej do pięt i takie tam. Był na to przygotowany. W sumie zabawnie, jak z biegiem lat ich relacja się nie zmieniała. Jakby ciągle mieli po te 16 lat. Było w tym coś uroczego, nie można powiedzieć.
- Poza tym nie kwestia w tym czy dam radę tylko czy mi się chce.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o komentarz. Bo po co drążyć temat? Zamiast tego skupił się na jej opowieściach. W sumie nie można nazwać tego opowieściami, bo nie zagłębiała się zbyt mocno w poruszone tematy. Kiwnął tylko głową na wzmiankę o Inarze. Kiedyś próbował ją poderwać... ale to było dawno temu. Teraz już miała narzeczonego, zdaje się. On narzeczonej nie miał, ale i nie chciał mieć. Przynajmniej nie na razie. Ale czy to znaczy, że będzie jeszcze długo wolny? Nigdy nie wiadomo co ojcu trafi do głowy. Jak na razie rzadko odwiedzał dom rodzinny. Nie miał zamiaru spotykać tam swojego starszego w towarzystwie jego niegdyś wielkiej miłości.
- Czy mi się zdaje, czy poświęcasz pracy zbyt dużo czasu? Kiedy ostatnio miałaś jakąś rozrywkę? - zapytał całkowicie poważnie. Oczywiście jako kochający brat, był w stanie się poświęcić i iść z nią na jakąś potańcówkę. Oboje by kogoś poderwali i wieczór byłby całkowicie znośny. Ile razy już tak robili?
Zaśmiał się wesoło na wzmiankę o "starej pannie". Nie czytał Czarownicy, ale sam fakt, że jego siostra była tam wymieniona był całkiem zabawny. Aż może z ciekawości kupi gazecinę... chociaż to w sumie bez sensu, skoro już wie co tam zobaczy.
- Przejrzeli cię, siostrzyczko - zarechotał, kończąc swój posiłek. Wiadomo, że nie będzie starą panną. Ojciec zaraz znajdzie jej jakiegoś amanta. Właściwie to Thomas się tego spodziewa w najbliższym czasie, ale chyba zobaczą sami co wyjdzie. Na razie ojciec był zajęty młodą żonką. Bleh. - Spokojnie. Największa miłość czai się tam, gdzie się jej nie spodziewasz! - powiedział słodkowatym i ckliwym głosem. Po chwili zrobił minę, jakby zachciało mu się wymiotować. Miłość... nie istnieje, a zresztą i tak nie dane im wyjść za mąż za kogo zechcą.
Po chwili zrobiło się bardziej poważnie. Śmierć kolegi to nie przelewki. Nie mógł z tego zażartować. Spojrzał na nią ze współczuciem. To zdarzało się w jej pracy, w końcu nie należała do najbezpieczniejszych. Sama sobie ją wybrała i choć bardzo często się o nią martwił, to wiedział, że nie zamieniłaby jej na inną. On sam generalnie też nie miał zbyt bezpiecznie, ale było to trochę inne ryzyko. Tak czy inaczej było mu przykro z powodu śmierci jej znajomego.
- Przykro mi, El - powiedział smutnym głosem. Nie wiedział, czy może wiedzieć co się dokładnie stało, ale zamierzał tak czy siak zapytać. - Jak to się stało?
Przez chwilę zastanowił się, co tak naprawdę u niego. Wzruszył ramionami, bo ostatnio nie miał o czym opowiadać.
- U mnie nikt nie umarł, ale praca oderwała mnie od normalnego życia na dłuższy czas - wspomniał. - Nie żebym się użalał - dodał nonszalancko.
Co tak naprawdę u niego? Chciał teraz trochę odpocząć, przynajmniej dopóki nie przydzielą mu kolejnego zadania.
- Mam teraz trochę czasu na imprezy i relaks. Zamierzam z tego skorzystać... to kiedy wychodzimy? - zapytał z szerokim uśmiechem. - Pięć minut ci wystarczy?
Gość
Gość
Żadna rodzina nie jest idealna, a relacje międzyludzkie w ogóle były skomplikowane - więzy krwi niczego nie ułatwiały. Dzieliło się z krewnymi wspomnienia, pełno doświadczeń życiowych i trudy dorastania. Właśnie ten okres, tak ciężki dla każdego człowieka, tworzył pewien rozłam między dzieciństwem a dorosłością, gdy młodzi ludzie zaczynają bardziej interesować się swoimi rówieśnikami niż rodziną. Dzieliło ją z bratem pięć lat różnicy co oznaczało, że przez większość nastoletnich lat mieli ze sobą kontakt jedynie listowny, ale mimo to pozostawał on dla niej jedną z najważniejszych osób.
- Wiesz, że tylko ty tak uważasz? Może Cię zasmucę, ale moim zdaniem proporcje są zupełnie odwrotne. – przyznała nadając swojemu tonowi pewien smutek, który jednak zupełnie nie współgrał z uśmiechem na twarzy. Biedny Thomas zawsze był pierwszym celem jej ataków, gdyż był obok i wiadomo było, że za mocno się nie obrazi, bo w końcu krew nie woda. Przy rodzeństwu można było zupełnie nie przejmować się tym co wypada powiedzieć, a co nie i miało to wiele zalet.
- To niech lepiej Ci się zachcę.- doradza mu, gdyż ona sama nie ma zamiaru ruszać garnków czy innych sprzętów kuchennych. Nie dosyć, że większość zjadanych przez nią posiłków była ukradziona z rodowej kuchni, to jeszcze miałaby się dzielić nią z osobą, która w tym wieku powinna już umieć gotować. Umiejętności w tej dziedzinie nie wynikały z płci jak sądzili niektórzy, więc nie widziała w tym żadnego problemu, by sam się wykazał.
- Nie poświęcam za dużo czasy pracy, Thomas. To się nazywa odpowiedzialność. Mam swoje obowiązku i muszę je wykonywać, gdyż się do tego zobowiązałam. No i na festiwalu byłam nie raz, nawet z naszym kuzynem. – Ta informacja na pewno go zdziwi, że osoba, która tak bardzo nie cierpli ich rodziny jak Colin w ogóle miała chęci z nią przebywać. – I wspomniałam już, że Inara wróciła – nie mogliśmy takie nie opić. – dopowiada mu z uśmiechem, choć nie zaszalały tak mocno jak kiedyś. Obawiała się jednak o brata, który ostatnimi czasy zbyt mocno polubił potańcówki i alkohol różnego rodzaju. To można było robić, gdy miał dwadzieścia lat (oczywiście, gdyby nie ten jego mariaż) a nie gdy miał już trzydzieści i cały ród patrzył mu na ręce. Z drugiej strony gdy obserwowali jego poczynania to mniej skupiali się na niej co też miało swoje plusy.
- Chyba nie będę tego komentować. Masz w tych sprawach większe doświadczenie. – chodziło jej oczywiście o małżeństwa, gdyż ona jeszcze na szczęście je omijała. Nie mogła tak jak on lekceważyć miłości, gdyż sama nie raz była zakochana. Trzeba tylko umieć nad tym zapanować zanim Cię to nie pożrę a ty nie będziesz miał się siły uratować. Zawsze kierowała się rozumem czy to chodziło o Samuela czy Juliusa.
- W czasie pojedynku, nie widziałam tego, gdyż mnie tam nawet nie było. Za dużo nie powiedzieli, a nie miałam jeszcze możliwości, by przeczytać raport. Nie byłam z nim blisko, ale teraz na pewno będzie grobowa atmosfera w biurze, bo był jednym z nas. Za tydzień wszyscy zapomną. – stwierdziła neutralnym tonem, gdyż tak było zawsze. Tylko osoby z nim bliskie będą dłużej rozpaczać, jego rodzina i przyjaciele, ale nawet oni musieli dalej żyć.
- Thomas, zostańmy w domu. Nie mam ochoty na zabawy, chyba się starzeje. Dzisiaj możemy zagrać w coś albo coś innego, ale jestem zmęczona po pracy i to nie jest najlepszy pomysł. – miała nadzieje, że zrozumie, że nawet ona czasem nie ma ochoty wyjść zaszaleć. Czasami czuła jakby zamienili się rolami i w pewnym momencie to ona stała się tą odpowiedzialną i dorosłą, mimo, że w ogóle do niej to nie pasowało.
- Wiesz, że tylko ty tak uważasz? Może Cię zasmucę, ale moim zdaniem proporcje są zupełnie odwrotne. – przyznała nadając swojemu tonowi pewien smutek, który jednak zupełnie nie współgrał z uśmiechem na twarzy. Biedny Thomas zawsze był pierwszym celem jej ataków, gdyż był obok i wiadomo było, że za mocno się nie obrazi, bo w końcu krew nie woda. Przy rodzeństwu można było zupełnie nie przejmować się tym co wypada powiedzieć, a co nie i miało to wiele zalet.
- To niech lepiej Ci się zachcę.- doradza mu, gdyż ona sama nie ma zamiaru ruszać garnków czy innych sprzętów kuchennych. Nie dosyć, że większość zjadanych przez nią posiłków była ukradziona z rodowej kuchni, to jeszcze miałaby się dzielić nią z osobą, która w tym wieku powinna już umieć gotować. Umiejętności w tej dziedzinie nie wynikały z płci jak sądzili niektórzy, więc nie widziała w tym żadnego problemu, by sam się wykazał.
- Nie poświęcam za dużo czasy pracy, Thomas. To się nazywa odpowiedzialność. Mam swoje obowiązku i muszę je wykonywać, gdyż się do tego zobowiązałam. No i na festiwalu byłam nie raz, nawet z naszym kuzynem. – Ta informacja na pewno go zdziwi, że osoba, która tak bardzo nie cierpli ich rodziny jak Colin w ogóle miała chęci z nią przebywać. – I wspomniałam już, że Inara wróciła – nie mogliśmy takie nie opić. – dopowiada mu z uśmiechem, choć nie zaszalały tak mocno jak kiedyś. Obawiała się jednak o brata, który ostatnimi czasy zbyt mocno polubił potańcówki i alkohol różnego rodzaju. To można było robić, gdy miał dwadzieścia lat (oczywiście, gdyby nie ten jego mariaż) a nie gdy miał już trzydzieści i cały ród patrzył mu na ręce. Z drugiej strony gdy obserwowali jego poczynania to mniej skupiali się na niej co też miało swoje plusy.
- Chyba nie będę tego komentować. Masz w tych sprawach większe doświadczenie. – chodziło jej oczywiście o małżeństwa, gdyż ona jeszcze na szczęście je omijała. Nie mogła tak jak on lekceważyć miłości, gdyż sama nie raz była zakochana. Trzeba tylko umieć nad tym zapanować zanim Cię to nie pożrę a ty nie będziesz miał się siły uratować. Zawsze kierowała się rozumem czy to chodziło o Samuela czy Juliusa.
- W czasie pojedynku, nie widziałam tego, gdyż mnie tam nawet nie było. Za dużo nie powiedzieli, a nie miałam jeszcze możliwości, by przeczytać raport. Nie byłam z nim blisko, ale teraz na pewno będzie grobowa atmosfera w biurze, bo był jednym z nas. Za tydzień wszyscy zapomną. – stwierdziła neutralnym tonem, gdyż tak było zawsze. Tylko osoby z nim bliskie będą dłużej rozpaczać, jego rodzina i przyjaciele, ale nawet oni musieli dalej żyć.
- Thomas, zostańmy w domu. Nie mam ochoty na zabawy, chyba się starzeje. Dzisiaj możemy zagrać w coś albo coś innego, ale jestem zmęczona po pracy i to nie jest najlepszy pomysł. – miała nadzieje, że zrozumie, że nawet ona czasem nie ma ochoty wyjść zaszaleć. Czasami czuła jakby zamienili się rolami i w pewnym momencie to ona stała się tą odpowiedzialną i dorosłą, mimo, że w ogóle do niej to nie pasowało.
- Całe szczęście, nikogo nie obchodzi twoje zdanie - mruknął w odpowiedzi. Niegrzecznie, ale dosadnie, co powinno jej uświadomić, że wcale nie jest tutaj najmądrzejsza. Na jego twarzy również majaczył uśmiech, bo takie przekomarzania się, czasem wręcz kłótnie były w przypadku rodzeństwa na porządku dziennym. Nie mogła za bardzo zadzierać nosa, ktoś musiał ją czasem postawić do pionu, a kto jak nie własny brat?
- Bla bla bla - szepnął bardziej do siebie niż do niej. Siostra czy nie, była kobietą... no nie udawajmy, że ktoś kiedyś zrozumiał kobiety. Nawet jako brat miał z tym wielki problem. Ich wieczne marudzenie i robienie o wszystko problemy było irytujące, chociaż z Elizabeth i tak jeszcze nie było tak źle. Poznał kobiety, które są 1000 razy gorsze, więc mógł tylko dziękować Merlinowi za najmniej problematyczną siostrę jaką mógł w przypadku kobiet dostać. Odstawił pusty talerz i kiedy dopił sok, rozsiadł się wygodnie na krześle. Teraz mogli porozmawiać normalnie, kiedy jego brzuszek był napełniony i mógł się skupić nad tym, co mówiła.
- Rozumiem cię, wiem co to odpowiedzialność, zapewniam. Chodzi mi o to, że między pracowitością, a pracoholizmem jest dość cienka granica, a w twoim wypadku mogłaby oznaczać śmierć albo życie, więc się martwię ok? - powiedział poważnym tonem. Cholera, był w końcu starszym bratem. Bez względu na to jak wesołego i pogodnego człowieka próbował grać, to w środku i tak zawsze się będzie o nią troszczył. W tych czasach trzeba żartować, wygłupiać się, śmiać i tańczyć, bo by człowiek zwariował.
- O proszę. Czym sobie zasłużyłaś na jego towarzystwo? - zapytał kąśliwie odnośnie ich kuzyna. Dziwoląg. Na wzmiankę o opiciu przyjazdu Inary tylko się uśmiechnął. Szkoda tylko, że jego nie zaprosili. Już on wiedział jak rozkręcić dobrą imprezę.
Prawda jest taka, że ostatnio Thomas po prostu odreagowywał po pracy w postaci właśnie imprez, tańców i alkoholi. Bywa ciężko, a w końcu nie może się tym z nikim podzielić. Nawet nie chodzi o już o niebezpieczeństwo i aspekty fizyczne. Jego psychika najbardziej cierpi, ale nauczył się to znosić i odnosić jak najmniejsze straty.
- Owszem, chociaż takiego doświadczenia nikomu nie życzę - powiedział po chwili, wracając wspomnieniami do jego małżeństwa, a właściwie końcówki. - Masz jakiś alkohol?
Na pewno miała, więc było to raczej ukryta prośba pt. "przynieś mi jakiś alkohol". Niektórych spraw nie dało się przyjąć na trzeźwo. Zaginięcie i uznanie żony martwą właśnie do takich należała. Zacisnął zęby i skupił się mocno na jej kolejnych słowach, żeby zająć umysł.
Kiwnął głową. Śmierć w tej branży to normalka. Cóż wiadomo, każdy jest smutny, gdy ktoś umiera, ale idąc do takiej pracy bierzesz to jako ryzyko zawodowe. Inaczej byś się tam nie pchał, tak? Każdy o zdrowych zmysłach to rozumie.
- Pewnie tak. W każdym razie szkoda faceta - powiedział na koniec, nie chcąc już kontynuować tego tematu. Nie ma sensu rozmawiać o śmierci obcego (dla Thomasa), a znajomego (dla Elki), skoro i tak już nic na to nie mogą poradzić.
Kiedy siostra poprosiła go o pozostanie w domu, kiwnął głową od razu się zgadzając. Oczywiście żartował z tym wyjściem od razu, chodziło mu bardziej przy okazji.
- Niedługo mentalnie będziesz starsza ode mnie - zaśmiał się, jakby było w tym coś zabawnego. On może wydawał się dziecinny z tymi swoimi imprezami i piciem, ale jak już zostało wyżej wspomniane - był to jego sposób na odreagowanie. Może nie jakoś specjalnie mądry, ale skuteczny. Widział co się działo z ludźmi, którzy do wszystkiego podchodzili na poważnie i nie mieli żadnych rozrywek, a później dochodził stres w pracy... no kończyło się w dziale psychiatrycznym w Św. Mungu albo jeszcze gorzej. Wolał do tego nie dopuszczać.
- Bla bla bla - szepnął bardziej do siebie niż do niej. Siostra czy nie, była kobietą... no nie udawajmy, że ktoś kiedyś zrozumiał kobiety. Nawet jako brat miał z tym wielki problem. Ich wieczne marudzenie i robienie o wszystko problemy było irytujące, chociaż z Elizabeth i tak jeszcze nie było tak źle. Poznał kobiety, które są 1000 razy gorsze, więc mógł tylko dziękować Merlinowi za najmniej problematyczną siostrę jaką mógł w przypadku kobiet dostać. Odstawił pusty talerz i kiedy dopił sok, rozsiadł się wygodnie na krześle. Teraz mogli porozmawiać normalnie, kiedy jego brzuszek był napełniony i mógł się skupić nad tym, co mówiła.
- Rozumiem cię, wiem co to odpowiedzialność, zapewniam. Chodzi mi o to, że między pracowitością, a pracoholizmem jest dość cienka granica, a w twoim wypadku mogłaby oznaczać śmierć albo życie, więc się martwię ok? - powiedział poważnym tonem. Cholera, był w końcu starszym bratem. Bez względu na to jak wesołego i pogodnego człowieka próbował grać, to w środku i tak zawsze się będzie o nią troszczył. W tych czasach trzeba żartować, wygłupiać się, śmiać i tańczyć, bo by człowiek zwariował.
- O proszę. Czym sobie zasłużyłaś na jego towarzystwo? - zapytał kąśliwie odnośnie ich kuzyna. Dziwoląg. Na wzmiankę o opiciu przyjazdu Inary tylko się uśmiechnął. Szkoda tylko, że jego nie zaprosili. Już on wiedział jak rozkręcić dobrą imprezę.
Prawda jest taka, że ostatnio Thomas po prostu odreagowywał po pracy w postaci właśnie imprez, tańców i alkoholi. Bywa ciężko, a w końcu nie może się tym z nikim podzielić. Nawet nie chodzi o już o niebezpieczeństwo i aspekty fizyczne. Jego psychika najbardziej cierpi, ale nauczył się to znosić i odnosić jak najmniejsze straty.
- Owszem, chociaż takiego doświadczenia nikomu nie życzę - powiedział po chwili, wracając wspomnieniami do jego małżeństwa, a właściwie końcówki. - Masz jakiś alkohol?
Na pewno miała, więc było to raczej ukryta prośba pt. "przynieś mi jakiś alkohol". Niektórych spraw nie dało się przyjąć na trzeźwo. Zaginięcie i uznanie żony martwą właśnie do takich należała. Zacisnął zęby i skupił się mocno na jej kolejnych słowach, żeby zająć umysł.
Kiwnął głową. Śmierć w tej branży to normalka. Cóż wiadomo, każdy jest smutny, gdy ktoś umiera, ale idąc do takiej pracy bierzesz to jako ryzyko zawodowe. Inaczej byś się tam nie pchał, tak? Każdy o zdrowych zmysłach to rozumie.
- Pewnie tak. W każdym razie szkoda faceta - powiedział na koniec, nie chcąc już kontynuować tego tematu. Nie ma sensu rozmawiać o śmierci obcego (dla Thomasa), a znajomego (dla Elki), skoro i tak już nic na to nie mogą poradzić.
Kiedy siostra poprosiła go o pozostanie w domu, kiwnął głową od razu się zgadzając. Oczywiście żartował z tym wyjściem od razu, chodziło mu bardziej przy okazji.
- Niedługo mentalnie będziesz starsza ode mnie - zaśmiał się, jakby było w tym coś zabawnego. On może wydawał się dziecinny z tymi swoimi imprezami i piciem, ale jak już zostało wyżej wspomniane - był to jego sposób na odreagowanie. Może nie jakoś specjalnie mądry, ale skuteczny. Widział co się działo z ludźmi, którzy do wszystkiego podchodzili na poważnie i nie mieli żadnych rozrywek, a później dochodził stres w pracy... no kończyło się w dziale psychiatrycznym w Św. Mungu albo jeszcze gorzej. Wolał do tego nie dopuszczać.
Gość
Gość
- A zdziwiłbyś się. – odpowiada mu nie kłopocząc się wyjaśnieniem swoich słów. Przecież w wielu sprawach mogła śmiało dawać wyraz swoich poglądów i w porównaniu do matrymonialnych kwestii, w których nie miała prawa głosu – choć i tutaj używając odpowiedniej retoryki mogła nieźle namieszać- to w innych jej opinia czasem była przydatna. Niestety, jako kobieta miała ciężej i wiele osób uważało ją za osobę gorszego sortu ponieważ reprezentowała płeć piękną.
- Zastanawiam się czy możesz być bardziej infantylny. – powiedziała używając aroganckiego tonu, choć zaraz zaśmiała się, gdyż zachowywał się jak małoletnie dziecko. Więcej! Za takie zachowanie w dzieciństwie w domu czekała surowa kara, przynajmniej, gdy zauważyły to guwernantki. Może właśnie dlatego jej brat musiał w tym wieku odreagowywać lata wychowania wśród sztywnych zasad dobrego zachowania, choć ich dom i tak był zaskakująco liberalny w wielu kwestiach. Najwidoczniej jednak Thomas do dzisiaj nie mógł sobie poradzić z traumą jaką przyniosła nauka savoir vivre.
- Oh, braciszku. Martwisz się? – pochyliła się do niego mówiąc przesłodzonym głosem jakby jego słowa poruszyły jej serce. Włożyła w to jednak tyle teatralności, że każdy rozpoznałby, że daleko jest do podobnych uczuć. – Niepotrzebnie się martwisz, jestem dobra w tym co robię. I jak na razie daleko mi do pracoholizmu, choć zapewne u nas w rodzinie jest to często występująca uzależnienie. – zauważyła już normalnym głosem i wzruszając ramionami – to też było zakazane. Ich ojciec lubił swoją pracę, ale nie mogła powiedzieć, że był pracoholikiem. Był on czasem zadowolony ze swoich wysiłków co świadczyło, że uzależniony nie był. Ona również po złapaniu kogoś niebezpiecznego była usatysfakcjonowana. Jej brat też dużo pracował i nie wmawiała mu, że jest pracoholikiem.
- Zapewne dla urody Inary potrafiłby znieść jeszcze więcej. Kobiety potrafią absorbować całą uwagę. – stwierdziła będąc pewna, że tylko dla jej przyjaciółki jej kuzyn poświęcił się pozostając w jej towarzystwie. Colin był wystarczająco drażliwym tematem w jej rodzinie i wolała go nie kontynuować.
Elizabeth wiedziała jak to jest chcieć się po prostu dobrze bawić i zapomnieć o dniu powszednim, gdyż sama miała gorsze okresy. Zawsze miała buntowniczą naturę i z wiekiem się to nie zmieniło, choć idea buntu dla samego buntu już do niej nie pasowała. Gdy miała naście lat wydawał się to jej odpowiedni sposób na uzyskanie wolności, przynajmniej tej iluzorycznej. Obecnie chciała mieć jakiś cel swoich działań i chyba to była największa zmiana.
- Zapanował sezon narzeczeństw, zapewne trzeba im współczuć. – stwierdziła ciesząc się mimowolnie z swojego panieństwa. Nie chciała wychodzić za mąż, mieć dzieci i tych innych prozaicznych obowiązków, które przecież nie uszczęśliwiłyby ją. Przynajmniej nie teraz na tym etapie jej życia. Każdy z ludzi miał swój własny sposób dążenie do szczęścia i żaden nie powinien być krytykowany, chyba, że był autodestrukcyjny. Nie odpowiedziała mu tylko sięgnęła do szafki z winami, lecz po chwili zastanowienia sięgnęła jednak po whisky. Postawiła przed nim również dwie szklanki – niech nalewa. Rozmowa o Zaimie nie poruszyła jej jeszcze bardziej niż była, nie mogła nagle zacząć udawać jak bardzo go lubiła i jaką właśnie rozpacz przeżywa. Byłoby to sztuczne i nie fair w stosunku do osób, które naprawdę cierpię po jego odejściu. Nawet nie chciała myśleć o jego synku.
- Tak, lepiej by było gdyby był żywy. – Każdy człowiek kiedyś umrze i ją też czeka taki koniec, choć zawsze chciała dożyć odpowiedniego wieku przy tym bojąc się starości. Może zginie w pracy albo jednak w mniej honorowy sposób (choroba? morderstwo? samobójstwo?) ale faktem pozostanie, że będzie martwa. Niezbyt to miłe i przyjemne, ale życie również takie nie było.
- Nie zdziwiłabym się. Jak dobrze, że jednak ciało jeszcze piękne i młode. – odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem, gdyż właśnie ono najszybciej podda się upływowi czasu. Zdecydowanie to nie był temat, o którym teraz chciała myśleć.
- Zastanawiam się czy możesz być bardziej infantylny. – powiedziała używając aroganckiego tonu, choć zaraz zaśmiała się, gdyż zachowywał się jak małoletnie dziecko. Więcej! Za takie zachowanie w dzieciństwie w domu czekała surowa kara, przynajmniej, gdy zauważyły to guwernantki. Może właśnie dlatego jej brat musiał w tym wieku odreagowywać lata wychowania wśród sztywnych zasad dobrego zachowania, choć ich dom i tak był zaskakująco liberalny w wielu kwestiach. Najwidoczniej jednak Thomas do dzisiaj nie mógł sobie poradzić z traumą jaką przyniosła nauka savoir vivre.
- Oh, braciszku. Martwisz się? – pochyliła się do niego mówiąc przesłodzonym głosem jakby jego słowa poruszyły jej serce. Włożyła w to jednak tyle teatralności, że każdy rozpoznałby, że daleko jest do podobnych uczuć. – Niepotrzebnie się martwisz, jestem dobra w tym co robię. I jak na razie daleko mi do pracoholizmu, choć zapewne u nas w rodzinie jest to często występująca uzależnienie. – zauważyła już normalnym głosem i wzruszając ramionami – to też było zakazane. Ich ojciec lubił swoją pracę, ale nie mogła powiedzieć, że był pracoholikiem. Był on czasem zadowolony ze swoich wysiłków co świadczyło, że uzależniony nie był. Ona również po złapaniu kogoś niebezpiecznego była usatysfakcjonowana. Jej brat też dużo pracował i nie wmawiała mu, że jest pracoholikiem.
- Zapewne dla urody Inary potrafiłby znieść jeszcze więcej. Kobiety potrafią absorbować całą uwagę. – stwierdziła będąc pewna, że tylko dla jej przyjaciółki jej kuzyn poświęcił się pozostając w jej towarzystwie. Colin był wystarczająco drażliwym tematem w jej rodzinie i wolała go nie kontynuować.
Elizabeth wiedziała jak to jest chcieć się po prostu dobrze bawić i zapomnieć o dniu powszednim, gdyż sama miała gorsze okresy. Zawsze miała buntowniczą naturę i z wiekiem się to nie zmieniło, choć idea buntu dla samego buntu już do niej nie pasowała. Gdy miała naście lat wydawał się to jej odpowiedni sposób na uzyskanie wolności, przynajmniej tej iluzorycznej. Obecnie chciała mieć jakiś cel swoich działań i chyba to była największa zmiana.
- Zapanował sezon narzeczeństw, zapewne trzeba im współczuć. – stwierdziła ciesząc się mimowolnie z swojego panieństwa. Nie chciała wychodzić za mąż, mieć dzieci i tych innych prozaicznych obowiązków, które przecież nie uszczęśliwiłyby ją. Przynajmniej nie teraz na tym etapie jej życia. Każdy z ludzi miał swój własny sposób dążenie do szczęścia i żaden nie powinien być krytykowany, chyba, że był autodestrukcyjny. Nie odpowiedziała mu tylko sięgnęła do szafki z winami, lecz po chwili zastanowienia sięgnęła jednak po whisky. Postawiła przed nim również dwie szklanki – niech nalewa. Rozmowa o Zaimie nie poruszyła jej jeszcze bardziej niż była, nie mogła nagle zacząć udawać jak bardzo go lubiła i jaką właśnie rozpacz przeżywa. Byłoby to sztuczne i nie fair w stosunku do osób, które naprawdę cierpię po jego odejściu. Nawet nie chciała myśleć o jego synku.
- Tak, lepiej by było gdyby był żywy. – Każdy człowiek kiedyś umrze i ją też czeka taki koniec, choć zawsze chciała dożyć odpowiedniego wieku przy tym bojąc się starości. Może zginie w pracy albo jednak w mniej honorowy sposób (choroba? morderstwo? samobójstwo?) ale faktem pozostanie, że będzie martwa. Niezbyt to miłe i przyjemne, ale życie również takie nie było.
- Nie zdziwiłabym się. Jak dobrze, że jednak ciało jeszcze piękne i młode. – odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem, gdyż właśnie ono najszybciej podda się upływowi czasu. Zdecydowanie to nie był temat, o którym teraz chciała myśleć.
Wywrócił oczami. Raczej by się nie zdziwił, ale nie chciał już kontynuować i bawić się w przepychanki słowne. Byli rodzeństwem, ale też nie mieli po 10 lat. Jako dorośli czarodzieje mieli swój rozum, a kontakty między nimi były bardzo dobre. Od czasu do czasu można sobie trochę podokuczać, ale też bez przesady.
- Infantylny? Może. Czasem trzeba odreagować stresy - mruknął. Wolał w ten sposób. Poza tym przecież nie zachowywał się tak przy obcej osobie, ale przy siostrze. Czasem zapominał jak bardzo przypominała mu ojca. Kochał ją z całego serca, ale coś w nim pękało, kiedy widział w niej swego rodziciela.
- Owszem, martwię się. Niejeden dobry auror został zamordowany, a zbytnia pewność siebie do tego prowadzi, możesz być pewna - powiedział poważnie, ignorując jej teatrzyk. Ich rodzina może nie miała tylu pracoholików, ale to może się zdarzyć każdemu. Nawet Thomas pracował czasem więcej niż powinien. Nic więc dziwnego, że martwił się o swoją młodszą siostrę. Była ostatnią osobą, którą chciałby stracić. - W każdym razie uważaj na siebie, mówię poważnie.
Colin był dla niego w pewnym sensie zagadką i temat faktycznie nie należał do najlepszych na te okoliczności, więc zgodnie nie kontynuowali. Za to jej przyjaciółka Inara to dobry temat. Faktycznie była piękna. W pewnym momencie nawet Thomas zamierzał zaprosić ją gdzieś, ale ostatecznie zrezygnował na rzecz łatwiejszej zdobyczy.
- Inara wychodzi za mąż? - zapytał z ciekawości, skoro wspomniała o narzeczeństwach. - Ciekawe, kiedy ojciec wybierze mi narzeczoną. Przypuszczam, że niedługo.
Thomas nie chciał znowu wychodzić za mąż, biorąc pod uwagę fakt, że jego poprzednie małżeństwo było nieudane. Ale skoro był wdowcem, to nie mógł dać dziedzica rodu Fawley'ów, a przecież jako syn musi przedłużyć nazwisko. Kwestią czasu, kiedy ojciec znów postawi go przed faktem dokonanym. Miał tylko nadzieję, że jego przyszła żona (kimkolwiek jest) będzie osobą normalną, z którą można się dogadać.
- Poza tym mówiąc całkiem poważnie, masz już 25 lat, więc oczekuj, że i tobie ojciec przydzieli szlachetnego młodzieńca - powiedział bez krzty żartu. Jeśli to się stanie, nie będzie miała wyjścia. A będzie to dla Elizabeth prawdopodobnie straszne przeżycie.
Nalał do szklanek, które przed nim postawiła whisky z butelki, którą również przed nim postawiła. Dobry wybór w ten osobliwy dzień! Dobrze, że ostatecznie nie podała mu wina. Ostatnio trochę się nimi struł i do tej pory miał lekki odruch wymiotny, gdy tylko jakieś pojawiło się w pobliżu. Podsunął jej pełną szklankę pod nos, sam biorąc spory łyk ze swojej. Gdy po gardle rozlała się fala ciepła, poczuł jakąś taką ulgę. Może nie powinno tak być, ale jak dotąd ten świat na trzeźwo był nie do przyjęcia.
- Myślałem, że mi zaprzeczysz... czyżbyś naprawdę wierzyła w moją maskę beztroski i zabawy? Chyba jako jedyna powinnaś ją dostrzegać - powiedział z delikatnym uśmiechem. Nie miał jej za co winić. Grał bardzo dobrze. - Co do tego twojego ciała to może i młode... ale czy piękne?
Zaśmiał się, bo nie oczekiwał jej zawtórowania. Prędzej zdzielenia po głowie. Ale na pewno wiedziała, że robi sobie żarty. Oczywiście jego siostra była dla niego najpiękniejszą kobietą na ziemi. Nikt oprócz ich drugiej siostry jej nie dorównywał. Gdyby ich matka żyła, pewnie to ona zajmowałaby pierwsze miejsce. Ale miał tylko je.
- Infantylny? Może. Czasem trzeba odreagować stresy - mruknął. Wolał w ten sposób. Poza tym przecież nie zachowywał się tak przy obcej osobie, ale przy siostrze. Czasem zapominał jak bardzo przypominała mu ojca. Kochał ją z całego serca, ale coś w nim pękało, kiedy widział w niej swego rodziciela.
- Owszem, martwię się. Niejeden dobry auror został zamordowany, a zbytnia pewność siebie do tego prowadzi, możesz być pewna - powiedział poważnie, ignorując jej teatrzyk. Ich rodzina może nie miała tylu pracoholików, ale to może się zdarzyć każdemu. Nawet Thomas pracował czasem więcej niż powinien. Nic więc dziwnego, że martwił się o swoją młodszą siostrę. Była ostatnią osobą, którą chciałby stracić. - W każdym razie uważaj na siebie, mówię poważnie.
Colin był dla niego w pewnym sensie zagadką i temat faktycznie nie należał do najlepszych na te okoliczności, więc zgodnie nie kontynuowali. Za to jej przyjaciółka Inara to dobry temat. Faktycznie była piękna. W pewnym momencie nawet Thomas zamierzał zaprosić ją gdzieś, ale ostatecznie zrezygnował na rzecz łatwiejszej zdobyczy.
- Inara wychodzi za mąż? - zapytał z ciekawości, skoro wspomniała o narzeczeństwach. - Ciekawe, kiedy ojciec wybierze mi narzeczoną. Przypuszczam, że niedługo.
Thomas nie chciał znowu wychodzić za mąż, biorąc pod uwagę fakt, że jego poprzednie małżeństwo było nieudane. Ale skoro był wdowcem, to nie mógł dać dziedzica rodu Fawley'ów, a przecież jako syn musi przedłużyć nazwisko. Kwestią czasu, kiedy ojciec znów postawi go przed faktem dokonanym. Miał tylko nadzieję, że jego przyszła żona (kimkolwiek jest) będzie osobą normalną, z którą można się dogadać.
- Poza tym mówiąc całkiem poważnie, masz już 25 lat, więc oczekuj, że i tobie ojciec przydzieli szlachetnego młodzieńca - powiedział bez krzty żartu. Jeśli to się stanie, nie będzie miała wyjścia. A będzie to dla Elizabeth prawdopodobnie straszne przeżycie.
Nalał do szklanek, które przed nim postawiła whisky z butelki, którą również przed nim postawiła. Dobry wybór w ten osobliwy dzień! Dobrze, że ostatecznie nie podała mu wina. Ostatnio trochę się nimi struł i do tej pory miał lekki odruch wymiotny, gdy tylko jakieś pojawiło się w pobliżu. Podsunął jej pełną szklankę pod nos, sam biorąc spory łyk ze swojej. Gdy po gardle rozlała się fala ciepła, poczuł jakąś taką ulgę. Może nie powinno tak być, ale jak dotąd ten świat na trzeźwo był nie do przyjęcia.
- Myślałem, że mi zaprzeczysz... czyżbyś naprawdę wierzyła w moją maskę beztroski i zabawy? Chyba jako jedyna powinnaś ją dostrzegać - powiedział z delikatnym uśmiechem. Nie miał jej za co winić. Grał bardzo dobrze. - Co do tego twojego ciała to może i młode... ale czy piękne?
Zaśmiał się, bo nie oczekiwał jej zawtórowania. Prędzej zdzielenia po głowie. Ale na pewno wiedziała, że robi sobie żarty. Oczywiście jego siostra była dla niego najpiękniejszą kobietą na ziemi. Nikt oprócz ich drugiej siostry jej nie dorównywał. Gdyby ich matka żyła, pewnie to ona zajmowałaby pierwsze miejsce. Ale miał tylko je.
Gość
Gość
Mimo, że dogryzali sobie cały czas uważała, że jej obecne relacje z bratem były lepsze niż dziesięć lat temu. Obydwoje byli wtedy trudniejsi – ona przez ten okropny okres zwany dojrzewaniem, a on przez zbliżający się wielkimi krokami ślub ze starszą kobietą. Ich relacje były wtedy bardziej burzliwe i napięte jakby ciągle brakowało im adrenaliny, ale mimo to były to przecież dobre relacje i byli ze sobą blisko. Zmiany zaszły w nich samych: byli teraz dorośli i bardziej stabilni emocjonalnie – było między nimi łatwiej, choć czasem miała nie lada ochotę, by go przekląć.
- Lepiej w ten sposób niż rozpoczęcie działalności przestępczej w postaci wandalizmu. – przyznała mu rację, gdyż przecież mogło być o wiele gorzej niż te jego dziecinna wypowiedzi. Przecież one tylko pokazywały, że nie jest tak stary duchem jak można, by się było spodziewać. Czasami zapominała, że ma już na karku trzydziestkę i teoretycznie powinien mieć już wszystko poukładane i może ma. Ona sama za to wydawała się tak samo zagubiona jak gdy miała naście lat.
- Będzie dobrze. Przecież wiesz, że zawsze uważam i unikam nadmiernego ryzyka – nie jestem Gryfonką. – prychnęła z oburzeniem chcąc definitywnie go uspokoić, by odszedł myślami od jej śmierci. – Najwięcej wypadków zdarza się w domu, więc pomyśl o tych wszystkich biednych gospodyniach domowych. No i jaka stypa by była! Musiałbyś o to dla mnie zadbać, taka jest moja wola. – dodała z szerokim uśmiechem popijając następnie alkohol. Nie chciała teraz na poważnie myśleć o śmierci, gdyż zajęło to jej już godzinę przed jego przyjściem. Był to delikatny temat, z którym trzeba być oswojonym. W ich świecie nie był to temat tabu- samo istnienie duchów to uniemożliwiało i zapewniało to, że dusza istnieje, ale co jest po drugiej stronie nie wiedział nikt. W ogóle czy fakt istnienia duchów daje stuprocentową pewność, że istnieje niebo?
- Nie, z tego co mi wiadomo to nie wychodzi za mąż. – odpowiada mu przez chwilę zastanawiając się czy wie więcej niż ona. – Inara mówiła, że podobno będą jej szukać, biedna, ale jeszcze nie dostałam żadnej wiadomości o tym. – Była pewna, że szybko, by się o tym dowiedziała, ale może lepiej to zostawić? Wątpliwości Thomasa są teraz przecież o wiele ważniejsze. Nie chce jego ślubu głównie dlatego, że on sam go nie chce. Kolejna sprawa to fakt, że będzie to kolejny budzik dzwoniący jej, że młodsza nie będzie i doskonale o tym wiedząc w rodzinie. – Dochodzą do ciebie takie pogłoski? I równie dobrze wiesz jak ja, że to nie ojciec będzie miał tu ostatnie zdanie a nestor. Ojciec… przeżywa kolejną młodość i zainteresowany jest bardziej życiem… małżeńskim. – spróbowała wytłumaczyć jej myśl ubierając je w odpowiednie słowa, ale przychodzi jej to z trudem, gdyż zbyt mocno pamięta relacje Thomasa ze swoją macochą. Wolałaby o nich zapomnieć, w ogóle o tej kobiecie. – Póki nie zajmą się do końca twoją sprawą, jestem bezpieczna. – zapewniła go z uśmiechem, choć nie ma do końca takiej pewności i próbuje w ten sposób przekonać również siebie co marnie jej wychodzi będąc z natury realistką na skraju pesymizmu.
Wzięła łyka whisky ciesząc się ze swego patriotyzmu, gdyż szkocka zawsze smakowała jej bardziej niż te amerykańskie alkohole. Może i potrafiła docenić rozwój ich kraju, lecz w kwestii jedzenia i kultury w pełni oddana była Europie. Nie rozumiała zachwytu nad dawną kolonią Brytyjską ani nie chciała przejmować od nich niczego.
- Próba udawania, że tylko się bawisz jest łatwiejsza niż godziny spędzone nad zastanawianiem się co też knujesz. I przecież sam tych pytań nie chcesz. – Przecież i tak obydwoje wiedzieli, że mieli przed sobą tajemnicę czy to wynikające z zawodu czy z osobistych powódek. – I mówi to trzydziesto latek … Mam nietuzinkową urodę, która jest tylko wsparciem dla intelektu i czarującej osobowości. – Doskonale znała mankamenty swoje ciała: że o mocne kobiece kształty u niej ciężko i prawie mówiąc była płaska, ale co to znaczy przy tak ładnej twarzy. Przecież ma te same geny! I nie mogła powiedzieć, że nie był przystojny.
- Lepiej w ten sposób niż rozpoczęcie działalności przestępczej w postaci wandalizmu. – przyznała mu rację, gdyż przecież mogło być o wiele gorzej niż te jego dziecinna wypowiedzi. Przecież one tylko pokazywały, że nie jest tak stary duchem jak można, by się było spodziewać. Czasami zapominała, że ma już na karku trzydziestkę i teoretycznie powinien mieć już wszystko poukładane i może ma. Ona sama za to wydawała się tak samo zagubiona jak gdy miała naście lat.
- Będzie dobrze. Przecież wiesz, że zawsze uważam i unikam nadmiernego ryzyka – nie jestem Gryfonką. – prychnęła z oburzeniem chcąc definitywnie go uspokoić, by odszedł myślami od jej śmierci. – Najwięcej wypadków zdarza się w domu, więc pomyśl o tych wszystkich biednych gospodyniach domowych. No i jaka stypa by była! Musiałbyś o to dla mnie zadbać, taka jest moja wola. – dodała z szerokim uśmiechem popijając następnie alkohol. Nie chciała teraz na poważnie myśleć o śmierci, gdyż zajęło to jej już godzinę przed jego przyjściem. Był to delikatny temat, z którym trzeba być oswojonym. W ich świecie nie był to temat tabu- samo istnienie duchów to uniemożliwiało i zapewniało to, że dusza istnieje, ale co jest po drugiej stronie nie wiedział nikt. W ogóle czy fakt istnienia duchów daje stuprocentową pewność, że istnieje niebo?
- Nie, z tego co mi wiadomo to nie wychodzi za mąż. – odpowiada mu przez chwilę zastanawiając się czy wie więcej niż ona. – Inara mówiła, że podobno będą jej szukać, biedna, ale jeszcze nie dostałam żadnej wiadomości o tym. – Była pewna, że szybko, by się o tym dowiedziała, ale może lepiej to zostawić? Wątpliwości Thomasa są teraz przecież o wiele ważniejsze. Nie chce jego ślubu głównie dlatego, że on sam go nie chce. Kolejna sprawa to fakt, że będzie to kolejny budzik dzwoniący jej, że młodsza nie będzie i doskonale o tym wiedząc w rodzinie. – Dochodzą do ciebie takie pogłoski? I równie dobrze wiesz jak ja, że to nie ojciec będzie miał tu ostatnie zdanie a nestor. Ojciec… przeżywa kolejną młodość i zainteresowany jest bardziej życiem… małżeńskim. – spróbowała wytłumaczyć jej myśl ubierając je w odpowiednie słowa, ale przychodzi jej to z trudem, gdyż zbyt mocno pamięta relacje Thomasa ze swoją macochą. Wolałaby o nich zapomnieć, w ogóle o tej kobiecie. – Póki nie zajmą się do końca twoją sprawą, jestem bezpieczna. – zapewniła go z uśmiechem, choć nie ma do końca takiej pewności i próbuje w ten sposób przekonać również siebie co marnie jej wychodzi będąc z natury realistką na skraju pesymizmu.
Wzięła łyka whisky ciesząc się ze swego patriotyzmu, gdyż szkocka zawsze smakowała jej bardziej niż te amerykańskie alkohole. Może i potrafiła docenić rozwój ich kraju, lecz w kwestii jedzenia i kultury w pełni oddana była Europie. Nie rozumiała zachwytu nad dawną kolonią Brytyjską ani nie chciała przejmować od nich niczego.
- Próba udawania, że tylko się bawisz jest łatwiejsza niż godziny spędzone nad zastanawianiem się co też knujesz. I przecież sam tych pytań nie chcesz. – Przecież i tak obydwoje wiedzieli, że mieli przed sobą tajemnicę czy to wynikające z zawodu czy z osobistych powódek. – I mówi to trzydziesto latek … Mam nietuzinkową urodę, która jest tylko wsparciem dla intelektu i czarującej osobowości. – Doskonale znała mankamenty swoje ciała: że o mocne kobiece kształty u niej ciężko i prawie mówiąc była płaska, ale co to znaczy przy tak ładnej twarzy. Przecież ma te same geny! I nie mogła powiedzieć, że nie był przystojny.
Wiadomo jak to jest w dzieciństwie między rodzeństwem. Każdy, kto ma brata czy siostrę, wie o co chodzi. Ciągłe kłótnie, darcie kotów o bzdury to normalka. Oni nie byli wcale lepsi, chociaż jako starszy brat zawsze starał się chronić swoje siostry. Elka jakoś nigdy specjalnie chyba tego nie doceniła. Ale nie musiała, ważne, że on czuł się z tym dobrze. W sumie najgorszy był okres dojrzewania. Wszyscy i wszystko go wkurzali, a rodzeństwo to już najbardziej. Wielokrotnie wtedy wdawał się w bójki, za co oczywiście był karany. I tak leciało... A teraz, niby o niebo lepiej.
Elka już nie jest taką smarkatą pyskulą, chociaż nadal zdarza jej się powiedzieć parę słów za dużo. Ale teraz już mu nie wypada jej bić.
- Zdecydowanie tworzyć, niż niszczyć - powiedział, uśmiechając się. Co prawda jego wszystkie obrazy ostatnio były malowane "na szybko" i nie mógł się temu w pełni poświęcić, skupiając się na detalach. Ale dobre i to, nie? Nie miał czasu na dłuższe, twórcze pomysły. - A ty robisz coś ostatnio dla sztuki?
Choć jego siostrzyczka nie odznaczała się jakimś przesadnym talentem, to pamiętał jej obrazy. Poza tym kilka razy widział, jak grała na gitarze. Po prostu zastanawiał się, czy robiła coś dla przyjemności, czy tylko praca jej pozostała. Naprawdę chciał, żeby jego mała siostrzyczka była szczęśliwa.
A co do tego poukładania, to cóż. Miał pracę, o której praktycznie nikomu nie mógł powiedzieć, miał własne mieszkanie, miał swoją pracownię malarską, miał pieniądze na zachcianki, miał kiedyś żonę, więc aktualnie tylko do pełni poukładanego życia brakowało mu nowej żony i dziecka zamiast licznych kochanek. Nie mógł się już doczekać.
- Dobra, niech ci będzie - nie chciał się kłócić, poza tym rozbawiło go to oburzenie i wspomnienie o gryfonach. Teoretycznie wcale nie potrzeba być Gryfonem by zginąć i czasem nawet uważanie nie pomaga. Wiedział o tym doskonale, pracował w tej branży. - Kto ci takich bredni naopowiadał? Może mugole najczęściej umierają w domu, ale nie czarodzieje. Aurorzy najczęściej umierają na służbie, nie zapominaj o tym. W porządku, twoja stypa będzie niezapomniana, pod warunkiem, że moja będzie taka sama jeśli zginę wcześniej. Ty masz się tym zająć!
Skoro ona go obarczyła, to równie dobrze on mógł zrobić to samo. I to ze świadomością, że to prawdopodobnie ona będzie się zajmować jego martwym ciałem. Cóż, nikt nie jest wieczny, a jego praca również niesie za sobą ryzyko. Kto wie, czy nie większe od aurorów. Tamtych przynajmniej przestępcy unikają, a szpiegów wręcz szukają, żeby ukatrupić. Nie był głupi.
- Wkrótce przyjdzie na nią czas - "i na ciebie" chciał powiedzieć, ale się powstrzymał. Nie był to dla niej przyjemny temat (choć nieunikniony). Jeszcze dojrzeje do tego, przynajmniej tak mu się wydawało. On się pogodził z faktem rychłego zamążpójścia. Czuł to w kościach.
- Pogłoski? - prychnął, bo czasami naprawdę była zabawna. Nie musiał słyszeć, by wiedzieć co się kroi. Ostatnio ojciec pisał do niego częściej niż zwykle, zapraszając na obiad. Póki co bezskutecznie. - Ojciec, a może nawet jego nowa żonka chcą mnie upokorzyć, więc owszem spodziewam się jakiejś informacji na ten temat. Za długo już plączę się sam. Nie dadzą mi tyle spokoju.
Skrzywił się na samą myśl, o kobiecie, którą niegdyś darzył uczuciem. Aktualnie swojej macosze. Spojrzał na Elizabeth jakby wbiła mu nóż w plecy, kiedy stwierdziła, że ich ojciec zbyt jest zajęty nowym nabytkiem. W scrabble raczej nie grają, nie?
- To i tak tylko kwestia czasu - powiedział ponuro. Jego siostra bardzo się przed tym wzbraniała, ale było to nieuniknione. Lepiej dla niej, jeśli się z tym pogodzi.
Wzruszył ramionami na jej kolejne słowa. Oczywiście, że oboje mieli przed sobą tajemnice, niemniej powinna wiedzieć, że on tak naprawdę jest zupełnie innym człowiekiem, niż to przedstawia na co dzień.
- Nie chcę pytań, ale też nie chcę, żebyś traktowała mnie jak dziecko... mimo że czasem się tak zachowuje - powiedział od niechcenia. Parsknął śmiechem, kiedy wspomniała o swojej nietuzinkowej urodzie. - O tak, nikt cię tak nie skomplementuje, jak ty sama.
Wyciągnął się wygodnie na krześle i zaczął myśleć o kobietach. Cóż, był nieco wygłodniały, bo w pracy nie miał kiedy na erotyczne ekscesy. A wypady z jego młodszą siostrą zawsze kogoś przyciągały. Spojrzał na nią porozumiewawczo.
- Kiedy idziemy na polowanie, siostrzyczko? - zapytał, uśmiechając się niesfornie. Chciał się rozerwać, a najlepiej imprezowało się razem. Dlatego oczekiwał jej entuzjazmu w tej kwestii.
Elka już nie jest taką smarkatą pyskulą, chociaż nadal zdarza jej się powiedzieć parę słów za dużo. Ale teraz już mu nie wypada jej bić.
- Zdecydowanie tworzyć, niż niszczyć - powiedział, uśmiechając się. Co prawda jego wszystkie obrazy ostatnio były malowane "na szybko" i nie mógł się temu w pełni poświęcić, skupiając się na detalach. Ale dobre i to, nie? Nie miał czasu na dłuższe, twórcze pomysły. - A ty robisz coś ostatnio dla sztuki?
Choć jego siostrzyczka nie odznaczała się jakimś przesadnym talentem, to pamiętał jej obrazy. Poza tym kilka razy widział, jak grała na gitarze. Po prostu zastanawiał się, czy robiła coś dla przyjemności, czy tylko praca jej pozostała. Naprawdę chciał, żeby jego mała siostrzyczka była szczęśliwa.
A co do tego poukładania, to cóż. Miał pracę, o której praktycznie nikomu nie mógł powiedzieć, miał własne mieszkanie, miał swoją pracownię malarską, miał pieniądze na zachcianki, miał kiedyś żonę, więc aktualnie tylko do pełni poukładanego życia brakowało mu nowej żony i dziecka zamiast licznych kochanek. Nie mógł się już doczekać.
- Dobra, niech ci będzie - nie chciał się kłócić, poza tym rozbawiło go to oburzenie i wspomnienie o gryfonach. Teoretycznie wcale nie potrzeba być Gryfonem by zginąć i czasem nawet uważanie nie pomaga. Wiedział o tym doskonale, pracował w tej branży. - Kto ci takich bredni naopowiadał? Może mugole najczęściej umierają w domu, ale nie czarodzieje. Aurorzy najczęściej umierają na służbie, nie zapominaj o tym. W porządku, twoja stypa będzie niezapomniana, pod warunkiem, że moja będzie taka sama jeśli zginę wcześniej. Ty masz się tym zająć!
Skoro ona go obarczyła, to równie dobrze on mógł zrobić to samo. I to ze świadomością, że to prawdopodobnie ona będzie się zajmować jego martwym ciałem. Cóż, nikt nie jest wieczny, a jego praca również niesie za sobą ryzyko. Kto wie, czy nie większe od aurorów. Tamtych przynajmniej przestępcy unikają, a szpiegów wręcz szukają, żeby ukatrupić. Nie był głupi.
- Wkrótce przyjdzie na nią czas - "i na ciebie" chciał powiedzieć, ale się powstrzymał. Nie był to dla niej przyjemny temat (choć nieunikniony). Jeszcze dojrzeje do tego, przynajmniej tak mu się wydawało. On się pogodził z faktem rychłego zamążpójścia. Czuł to w kościach.
- Pogłoski? - prychnął, bo czasami naprawdę była zabawna. Nie musiał słyszeć, by wiedzieć co się kroi. Ostatnio ojciec pisał do niego częściej niż zwykle, zapraszając na obiad. Póki co bezskutecznie. - Ojciec, a może nawet jego nowa żonka chcą mnie upokorzyć, więc owszem spodziewam się jakiejś informacji na ten temat. Za długo już plączę się sam. Nie dadzą mi tyle spokoju.
Skrzywił się na samą myśl, o kobiecie, którą niegdyś darzył uczuciem. Aktualnie swojej macosze. Spojrzał na Elizabeth jakby wbiła mu nóż w plecy, kiedy stwierdziła, że ich ojciec zbyt jest zajęty nowym nabytkiem. W scrabble raczej nie grają, nie?
- To i tak tylko kwestia czasu - powiedział ponuro. Jego siostra bardzo się przed tym wzbraniała, ale było to nieuniknione. Lepiej dla niej, jeśli się z tym pogodzi.
Wzruszył ramionami na jej kolejne słowa. Oczywiście, że oboje mieli przed sobą tajemnice, niemniej powinna wiedzieć, że on tak naprawdę jest zupełnie innym człowiekiem, niż to przedstawia na co dzień.
- Nie chcę pytań, ale też nie chcę, żebyś traktowała mnie jak dziecko... mimo że czasem się tak zachowuje - powiedział od niechcenia. Parsknął śmiechem, kiedy wspomniała o swojej nietuzinkowej urodzie. - O tak, nikt cię tak nie skomplementuje, jak ty sama.
Wyciągnął się wygodnie na krześle i zaczął myśleć o kobietach. Cóż, był nieco wygłodniały, bo w pracy nie miał kiedy na erotyczne ekscesy. A wypady z jego młodszą siostrą zawsze kogoś przyciągały. Spojrzał na nią porozumiewawczo.
- Kiedy idziemy na polowanie, siostrzyczko? - zapytał, uśmiechając się niesfornie. Chciał się rozerwać, a najlepiej imprezowało się razem. Dlatego oczekiwał jej entuzjazmu w tej kwestii.
Gość
Gość
Nigdy nie była delikatną dziewczynką, która została stworzona tylko do podziwiania. W czasie dzieciństwa była żywiołowym, gadatliwym dzieckiem, któremu daleko było do idealistycznego aniołka. Mimo że w towarzystwie potrafiła się zachować to gdy drzwi od rodzinnej posiadłości się zamykały wychodziła z niej pełna energii istota, która nie potrafiła usiedzieć w miejscu, chyba, że akurat dziadkowie opowiadali jej jakąś anegdotę. Towarzyszami jej zabaw zawsze było rodzeństwo, szczególnie w Indiach mogli sobie pozwolić na bezmyślną bieganinę. W Hindustanie czuła się jak w domu, pamięta doskonale obraz roześmianego Thomasa kiedy się ścigali. A potem przestali tam jeździć.
- Jest to jednak o wiele trudniejsze zadanie. – stwierdziła odwzajemniając jego uśmiech. Dotyczyło to każdej dziedziny życia: to co budowane przez lata można było zniweczyć w ciągu dnia. Gdy wspomniał o sztuce wyszła na chwilę do pracowni, by przynieść ostatni obraz jaki namalowała. Był to pejzaż Londynu po zmroku- ze wszystkimi jego szarościami. Była to całkiem udana praca, ale nie było w niej … żadnej iskry. Było to dzieło wyuczonej ręki, która nie ma od siebie nic do dodania. – Skończyłam go malować tydzień temu, gdy miałam trochę więcej czasu. Może nie jest to arcydzieło, ale jak na mnie jest dobrze- musisz przyznać! I mam zamiar wybrać się na wernisaż debiutantów, pooglądać tych szczęściarzy. – wyrzuciła z siebie siadając na krześle i odkładając obraz na ziemie opierając o stół. – A ty się masz czym pochwalić? – zapytała nie okazując żadnych oznak zazdrości. Już dawno pogodziła się z tym, że jej brat naprawdę jest dobrym malarzem i mógłby w tej dziedzinie osiągnąć wiele, oczywiście gdyby chciał z tego zrobić swój sposób na życie. Ona kiedyś chciała zostać artystką, po latach spędzonych na słuchaniu jak jej dziadkowie z zapałem opowiadali o sztuce było to coś dla niej naturalnego. Teraz jednak nie była taka pewna czy tamta droga przyniosłaby jej spełnienia. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy nie chciał więcej drążyć tematu zagrożenia życia w jej pracy. Zresztą, mogłaby mu się pięknie odpłacić doskonale wiedząc, że jego zawód też do kolorowych nie należy. Skończyłoby się to frustracją, bo i tak nie mógłby on nic jej powiedzieć. – Tylko sobie to wyobraź. Dziecko bawi się w salonie, wszędzie leżą jego zabawki. Przychodzi jego matka i niefortunnie staje stopą poślizgując się. Nie mając szans, by się czegoś podtrzymać krzyczy uderzając głową o kant stołu. I umiera. Jest to równie realne jak moja śmierć na służbie i nie będziemy się licytować co jest groźniejsze. I oczywiście, że zajmę się twoją stypą i nie pozwolę, by rodzina zepsuła tego dnia. Będzie to wyjątkowa impreza godna samego ciebie. – zakończyła uroczystym tonem. Przecież nawet gdyby jej tego nie powiedział to zajęłaby się organizacją. Był jej bratem, znała go od zawsze i zrobiłaby dla niego prawie wszystko. To byłby jej obowiązek, ale woli myśleć, że koniec nigdy nie nadejdzie. Zawsze będą młodzi, żywi i gotowi stanąć do walki.
- Tak, zapewne tak. – odpowiedziała zrezygnowanym głosem, gdyż nie było co więcej powiedzieć. Inara była w jej wieku i jak bardzo chciałaby zakłamywać rzeczywistość jej rodzina nie była tak postępowa jak ona. I tak byli zaskakująco wyrozumiali i pozwalali jej wybrać swoją własną drogę, ale ostatnie miesiące i hasła powrotu do tradycji nie dawały jej dużych szans. A przecież miała takie plany, ambicje i marzenia!
- Nie jestem tylko pewna czy gniewasz się na ojca czy na ten system, który nie pozwala Ci uciec? Nie bronię go, przecież znam go, ale cały ten nasz świat jest … odrzucający. Wiesz co było w gazetach: powrót do tradycji, szacunek do kultury przodków. – Nie komentuje jego słów o Glorii. Była ona zawsze tematem, który ich różnił i mimo upływu lat czuła, że nadal nie jest on bezpieczny. Lepiej było go nie poruszać dla dobra ich obu. – Nawet miesiące robią różnice. Zresztą, czasami mam ochotę po prostu uciec. – przyznała mu się patrząc na niego z rezygnacją. – Ale oczywiście tego nie zrobię, nie jestem taka. – dopowiedziała szybko, choć czasami przychodzi to jej do głowy, ale nie odważy się na to. Nie ze względu na opinie o niej, ale tęsknota za domem, rodzeństwem, przyjaciółmi i krajem. To wszystko trzyma ją tu i nie pozwoli odejść.
- To jak chcesz, bym Cię traktowała?- zapytała szczerze, gdyż chyba stać ich było na chwilę prawdy i otwartości. Ludzie tak rzadko naprawdę rozmawiali ze sobą i swoich oczekiwaniach, że tworzyło to problemy. A przecież tak łatwo było zapytać i zaoszczędzić sobie czasu. Popatrzyła na niego ostro, gdy wspomniał o polowaniach. – Thomas, pilnuj się z tymi łowami. Wiesz co się ostatnio dzieje i naprawdę powinieneś uważać. Ja tym bardziej, nie chcemy problemów. – ostrzegła go, gdyż miała złe przeczucia. To wszystko było takie zagmatwane.
- Jest to jednak o wiele trudniejsze zadanie. – stwierdziła odwzajemniając jego uśmiech. Dotyczyło to każdej dziedziny życia: to co budowane przez lata można było zniweczyć w ciągu dnia. Gdy wspomniał o sztuce wyszła na chwilę do pracowni, by przynieść ostatni obraz jaki namalowała. Był to pejzaż Londynu po zmroku- ze wszystkimi jego szarościami. Była to całkiem udana praca, ale nie było w niej … żadnej iskry. Było to dzieło wyuczonej ręki, która nie ma od siebie nic do dodania. – Skończyłam go malować tydzień temu, gdy miałam trochę więcej czasu. Może nie jest to arcydzieło, ale jak na mnie jest dobrze- musisz przyznać! I mam zamiar wybrać się na wernisaż debiutantów, pooglądać tych szczęściarzy. – wyrzuciła z siebie siadając na krześle i odkładając obraz na ziemie opierając o stół. – A ty się masz czym pochwalić? – zapytała nie okazując żadnych oznak zazdrości. Już dawno pogodziła się z tym, że jej brat naprawdę jest dobrym malarzem i mógłby w tej dziedzinie osiągnąć wiele, oczywiście gdyby chciał z tego zrobić swój sposób na życie. Ona kiedyś chciała zostać artystką, po latach spędzonych na słuchaniu jak jej dziadkowie z zapałem opowiadali o sztuce było to coś dla niej naturalnego. Teraz jednak nie była taka pewna czy tamta droga przyniosłaby jej spełnienia. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy nie chciał więcej drążyć tematu zagrożenia życia w jej pracy. Zresztą, mogłaby mu się pięknie odpłacić doskonale wiedząc, że jego zawód też do kolorowych nie należy. Skończyłoby się to frustracją, bo i tak nie mógłby on nic jej powiedzieć. – Tylko sobie to wyobraź. Dziecko bawi się w salonie, wszędzie leżą jego zabawki. Przychodzi jego matka i niefortunnie staje stopą poślizgując się. Nie mając szans, by się czegoś podtrzymać krzyczy uderzając głową o kant stołu. I umiera. Jest to równie realne jak moja śmierć na służbie i nie będziemy się licytować co jest groźniejsze. I oczywiście, że zajmę się twoją stypą i nie pozwolę, by rodzina zepsuła tego dnia. Będzie to wyjątkowa impreza godna samego ciebie. – zakończyła uroczystym tonem. Przecież nawet gdyby jej tego nie powiedział to zajęłaby się organizacją. Był jej bratem, znała go od zawsze i zrobiłaby dla niego prawie wszystko. To byłby jej obowiązek, ale woli myśleć, że koniec nigdy nie nadejdzie. Zawsze będą młodzi, żywi i gotowi stanąć do walki.
- Tak, zapewne tak. – odpowiedziała zrezygnowanym głosem, gdyż nie było co więcej powiedzieć. Inara była w jej wieku i jak bardzo chciałaby zakłamywać rzeczywistość jej rodzina nie była tak postępowa jak ona. I tak byli zaskakująco wyrozumiali i pozwalali jej wybrać swoją własną drogę, ale ostatnie miesiące i hasła powrotu do tradycji nie dawały jej dużych szans. A przecież miała takie plany, ambicje i marzenia!
- Nie jestem tylko pewna czy gniewasz się na ojca czy na ten system, który nie pozwala Ci uciec? Nie bronię go, przecież znam go, ale cały ten nasz świat jest … odrzucający. Wiesz co było w gazetach: powrót do tradycji, szacunek do kultury przodków. – Nie komentuje jego słów o Glorii. Była ona zawsze tematem, który ich różnił i mimo upływu lat czuła, że nadal nie jest on bezpieczny. Lepiej było go nie poruszać dla dobra ich obu. – Nawet miesiące robią różnice. Zresztą, czasami mam ochotę po prostu uciec. – przyznała mu się patrząc na niego z rezygnacją. – Ale oczywiście tego nie zrobię, nie jestem taka. – dopowiedziała szybko, choć czasami przychodzi to jej do głowy, ale nie odważy się na to. Nie ze względu na opinie o niej, ale tęsknota za domem, rodzeństwem, przyjaciółmi i krajem. To wszystko trzyma ją tu i nie pozwoli odejść.
- To jak chcesz, bym Cię traktowała?- zapytała szczerze, gdyż chyba stać ich było na chwilę prawdy i otwartości. Ludzie tak rzadko naprawdę rozmawiali ze sobą i swoich oczekiwaniach, że tworzyło to problemy. A przecież tak łatwo było zapytać i zaoszczędzić sobie czasu. Popatrzyła na niego ostro, gdy wspomniał o polowaniach. – Thomas, pilnuj się z tymi łowami. Wiesz co się ostatnio dzieje i naprawdę powinieneś uważać. Ja tym bardziej, nie chcemy problemów. – ostrzegła go, gdyż miała złe przeczucia. To wszystko było takie zagmatwane.
Kuchnia
Szybka odpowiedź