Taras
AutorWiadomość
Taras
Zaopatrzony w dwa fotele z poduszkami. Latem cudnie jest czytać na nim książki, z kocem na kolanach i kubkiem gorącej herbaty w dłoni.
| 1 sierpnia
Charakterystyczny, krótki trzask przeciął gorące powietrze w Dolinie Godryka. Dorea nie miała już na sobie czarnego płaszcza, jej krótkie włosy nie były przykryte kapturem, więc letni wietrzyk mógł się nimi jeszcze przez chwilę pobawić. Zdecydowała się z niego zrezygnować, bo w końcu i tak swoje kroki kierowała dzisiaj do osoby, głównie przed którą chciała się ukrywać. Ubrana była tylko w zwiewną, kwiecistą sukienkę i lekkie półbuty na niewielkim obcasie.
Wzięła głęboki wdech. No dalej, Dorea. Koniec z tym oszukiwaniem samej siebie. Potrzebujesz go w swoim życiu jak powietrza, jak wody. Miałaś sporo czasu, żeby dojść do tego wniosku. Sporo rozmów przeprowadziłaś i powinnaś wiedzieć, że Charlus cię nie zostawił. Tobie tylko się tak wydawało. Dałaś się omamić temu złudnemu wrażeniu zdrady. Zapewniło ci to tyle samo wyrzutów sumienia, ile przyjemności. Ale koniec już z tym. Koniec z ukrywaniem się przed całym światem. Musisz wykonać ten jeden krok do przodu i niczego nie żałować.
Wyszła powoli zza domu, przy którym się teleportowała. Rozejrzała się. No dobrze... nie pamiętasz, jak wyglądał wasz dom, więc będziesz liczyć na łut szczęścia, jakiś impuls, który powie ci, że to tutaj się wprowadziliście po ślubie.
Mijała niebieskie płoty, dzieciaki bawiące się w ogrodzie, nie zwracające na nią uwagi. Widziała kobiety rozmawiające w progu, śmiejące się ze swoich żartów. Chyba kojarzyło ich twarze... albo i nie, sama nie wiedziała. Objęła się za ramiona, żeby zatrzymać dreszcze biegające uparcie po całym jej ciele.
Chodziła tak, błądziła... ale w końcu jej stopy zatrzymały się przed jakimś przyjemnym, niedużym domem. W oczy rzucił jej się zaniedbany ogród z centralnie ustawioną w nim jabłonką. Coś ją tknęło.
Charakterystyczny, krótki trzask przeciął gorące powietrze w Dolinie Godryka. Dorea nie miała już na sobie czarnego płaszcza, jej krótkie włosy nie były przykryte kapturem, więc letni wietrzyk mógł się nimi jeszcze przez chwilę pobawić. Zdecydowała się z niego zrezygnować, bo w końcu i tak swoje kroki kierowała dzisiaj do osoby, głównie przed którą chciała się ukrywać. Ubrana była tylko w zwiewną, kwiecistą sukienkę i lekkie półbuty na niewielkim obcasie.
Wzięła głęboki wdech. No dalej, Dorea. Koniec z tym oszukiwaniem samej siebie. Potrzebujesz go w swoim życiu jak powietrza, jak wody. Miałaś sporo czasu, żeby dojść do tego wniosku. Sporo rozmów przeprowadziłaś i powinnaś wiedzieć, że Charlus cię nie zostawił. Tobie tylko się tak wydawało. Dałaś się omamić temu złudnemu wrażeniu zdrady. Zapewniło ci to tyle samo wyrzutów sumienia, ile przyjemności. Ale koniec już z tym. Koniec z ukrywaniem się przed całym światem. Musisz wykonać ten jeden krok do przodu i niczego nie żałować.
Wyszła powoli zza domu, przy którym się teleportowała. Rozejrzała się. No dobrze... nie pamiętasz, jak wyglądał wasz dom, więc będziesz liczyć na łut szczęścia, jakiś impuls, który powie ci, że to tutaj się wprowadziliście po ślubie.
Mijała niebieskie płoty, dzieciaki bawiące się w ogrodzie, nie zwracające na nią uwagi. Widziała kobiety rozmawiające w progu, śmiejące się ze swoich żartów. Chyba kojarzyło ich twarze... albo i nie, sama nie wiedziała. Objęła się za ramiona, żeby zatrzymać dreszcze biegające uparcie po całym jej ciele.
Chodziła tak, błądziła... ale w końcu jej stopy zatrzymały się przed jakimś przyjemnym, niedużym domem. W oczy rzucił jej się zaniedbany ogród z centralnie ustawioną w nim jabłonką. Coś ją tknęło.
Gość
Gość
|1 sierpnia.
Brzdęk szkła o szkło? Ostatnio to było normą w domu Pottera. Od kiedy Dorea po prostu wyparowała coraz częściej sięgał chociaż po szklankę ognistej whiskey. Przynajmniej nie upijał się do nieprzytomności, w wyniku czego nie walał się po londyńskich ulicach. Jak co dzień wrócił do domu, patrząc z niechęcią w oczach na piętrzące się w kuchni naczynia. W magiczny sposób kolejna jego koszula znalazła się w salonie, a brudne skarpetki utworzyły całkiem pokaźną gromadkę w łazience. Pierwsze za co się zabrał to właśnie porządki, które w gruncie rzeczy nie były trudne, ponieważ machnął dwa razy różdżką i gotowe. Ale dla Charlusa to i tak prawdziwa droga przez mękę. Tym bardziej, że miał jeszcze zamiar skorzystać z ciepłych wieczorów w Dolinie Godryka. Dlatego (nie chcąc gorszyć dzieci) zaparzył sobie kawę i kulturalnie z gazetką i kawką wyszedł sobie na taras. Usiadł na jednym z krzeseł, które zaskrzypiało pod jego grubym dupskiem. Kubek i gazetę położył na stoliku. Miał na sobie jedynie dżinsowe spodnie i biały podkoszulek, który kiedyś nazwał "koszulką do bicia żon", jeszcze za czasów kiedy to z Finnem i Garrettem opijali jego zaręczyny. Nieco smętnym wzrokiem powiódł w stronę pustego krzesła, który zawsze zajmowała Dorea. Minęły trzy lata, a i tak za każdym razem czuł jak klucha staje mu w gardle. Odchrząknął, jakby to miało mu w czymś pomóc. Halo, panie Potter, nie działało to przez trzy lata nie działa i teraz. Zbyt gwałtownie podniósł się z krzesła. Zupełnie nie zwracał uwagi na chodnik, raczej uśmiechnął się do dzieci sąsiadki. Pięcioletni syn państwa Jones śmigał na dziecięcej miotełce.
-Charlie patrz!-krzyknął młody, kiedy tylko zauważył stojącego z kubkiem kawy Pottera. Mężczyzna poprawił swoje czarne oprawki i pomachał młodemu, upijając łyk mocnej kawy.
-Tak trzymaj młody. Dzień dobry pani Jones.-przywitał się z sąsiadką. Dopiero wtedy zauważył kobietę stojącą przed domem. Wydawało mu się, że ma omamy. W pierwszej chwili wydawało mu się, że to sen, a on zasnął w ministerstwie przy swoim biurku. Sięgnął po różdżkę do tylnej kieszeni spodni, niepewnie schodząc schodami z tarasu. Podchodził bliżej, jakby bał się, że gwałtowniejszy ruch sprawi, że widmo kobiety, dla której gotów był oddać swoje życie się rozpłynie.
-Dorea?-ledwo wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk, który utworzył zdanie. Zatkało go. Czuł jak serce mu przyśpiesza, chcąc wyskoczyć z jego klatki piersiowej, aby być jak najbliżej jego ukochanej. Nie czekał na potwierdzenie, bo coś mu się zaczął obraz zamazywać. Schował różdżkę do kieszeni podbiegając do kobiety i zrobił to o czym marzył przez ostatnie trzy lata. Przytulił ją do siebie. W dupie miał to, że "chłopaki nie płaczą". On miał do tego pieprzone prawo.
Brzdęk szkła o szkło? Ostatnio to było normą w domu Pottera. Od kiedy Dorea po prostu wyparowała coraz częściej sięgał chociaż po szklankę ognistej whiskey. Przynajmniej nie upijał się do nieprzytomności, w wyniku czego nie walał się po londyńskich ulicach. Jak co dzień wrócił do domu, patrząc z niechęcią w oczach na piętrzące się w kuchni naczynia. W magiczny sposób kolejna jego koszula znalazła się w salonie, a brudne skarpetki utworzyły całkiem pokaźną gromadkę w łazience. Pierwsze za co się zabrał to właśnie porządki, które w gruncie rzeczy nie były trudne, ponieważ machnął dwa razy różdżką i gotowe. Ale dla Charlusa to i tak prawdziwa droga przez mękę. Tym bardziej, że miał jeszcze zamiar skorzystać z ciepłych wieczorów w Dolinie Godryka. Dlatego (nie chcąc gorszyć dzieci) zaparzył sobie kawę i kulturalnie z gazetką i kawką wyszedł sobie na taras. Usiadł na jednym z krzeseł, które zaskrzypiało pod jego grubym dupskiem. Kubek i gazetę położył na stoliku. Miał na sobie jedynie dżinsowe spodnie i biały podkoszulek, który kiedyś nazwał "koszulką do bicia żon", jeszcze za czasów kiedy to z Finnem i Garrettem opijali jego zaręczyny. Nieco smętnym wzrokiem powiódł w stronę pustego krzesła, który zawsze zajmowała Dorea. Minęły trzy lata, a i tak za każdym razem czuł jak klucha staje mu w gardle. Odchrząknął, jakby to miało mu w czymś pomóc. Halo, panie Potter, nie działało to przez trzy lata nie działa i teraz. Zbyt gwałtownie podniósł się z krzesła. Zupełnie nie zwracał uwagi na chodnik, raczej uśmiechnął się do dzieci sąsiadki. Pięcioletni syn państwa Jones śmigał na dziecięcej miotełce.
-Charlie patrz!-krzyknął młody, kiedy tylko zauważył stojącego z kubkiem kawy Pottera. Mężczyzna poprawił swoje czarne oprawki i pomachał młodemu, upijając łyk mocnej kawy.
-Tak trzymaj młody. Dzień dobry pani Jones.-przywitał się z sąsiadką. Dopiero wtedy zauważył kobietę stojącą przed domem. Wydawało mu się, że ma omamy. W pierwszej chwili wydawało mu się, że to sen, a on zasnął w ministerstwie przy swoim biurku. Sięgnął po różdżkę do tylnej kieszeni spodni, niepewnie schodząc schodami z tarasu. Podchodził bliżej, jakby bał się, że gwałtowniejszy ruch sprawi, że widmo kobiety, dla której gotów był oddać swoje życie się rozpłynie.
-Dorea?-ledwo wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk, który utworzył zdanie. Zatkało go. Czuł jak serce mu przyśpiesza, chcąc wyskoczyć z jego klatki piersiowej, aby być jak najbliżej jego ukochanej. Nie czekał na potwierdzenie, bo coś mu się zaczął obraz zamazywać. Schował różdżkę do kieszeni podbiegając do kobiety i zrobił to o czym marzył przez ostatnie trzy lata. Przytulił ją do siebie. W dupie miał to, że "chłopaki nie płaczą". On miał do tego pieprzone prawo.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niemal odskoczyła na bok, kiedy obok niej przeleciało jakieś dziecko. Był to mały chłopiec o włosach koloru brązu wpadającego w delikatny rudy. Pędził na swojej małej miotełce nie patrząc na ludzi, którzy przechodzą obok. Uśmiechnęła się kątem ust, biegnąc za nim wzrokiem swoich brązowych oczu. Gdzieś obok truchtała kobieta, najpewniej pilnując, by nie wpadł na jakieś drzewo i nie rozbił sobie głowy.
I wtedy usłyszała głos, który zmroził jej krew od czubka głowy do samych koniuszków palców u stóp. Ten znajomy, który odkładał się gdzieś na dnie jej podświadomości i brzmiał w czasie dobrych snów, które niezwykle rzadko do niej przychodziły. I chociaż wspomnienia o Charlusie uleciały, to pewne elementy nadające sens istnieniu Dorei, pozostały z nią do teraz.
Obudziła się z tego letargu, kiedy Charlus wyjął z kieszeni różdżkę. Przestraszył się. Nie poznał jej, na pewno! Pewnie stwierdził, że to nie może być jego żona. Pewnie uciekła od niego, bo miała go dość, bo ojciec przekonał ją, że ich małżeństwo nie ma sensu. Również teraz jedynym, co podpowiadał jej zdrowy rozsądek, była ucieczka. No, Dorea, możesz to zrobić. On przecież ułożył sobie życie bez ciebie, sama się w tym utwierdzałaś!
Przełknęła ślinę.
W następnych chwilach jej świat zaczął się jednocześnie rozpadać i składać do kupy. Znów usłyszała jego głos, który zawsze tak miękko i ciepło wypowiadał jej imię. Znów poczuła jego ramiona, które tak idealnie oplatały jej drobną sylwetkę, jakby pierwotnie była dla nich stworzona.
Uścisnęła go za szyję najmocniej jak mogła. Z jej oczu strumieniami wypłynęły łzy, załkała gorzko. Nie wiadomo dlaczego, w tej chwili przypomniały jej się słowa Garretta, które wyjątkowo mocno utkwiły jej w pamięci.
Te trzy lata zweryfikowały jego miłość i na Merlina, Dorea, chciałbym, żeby ktoś kochał mnie tak mocno, jak on ciebie.
- Charlie - jęknęła, oddychając chaotycznie, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej, wodząc dłońmi po jego poczochranej czuprynie, plecach, ramionach. - Na brodę Merlina, Charlie...
Czy to mogło dziać się naprawdę? A może wciąż śniła najpiękniejszy sen swojego życia, śpiąc w domu Anthony'ego?
I wtedy usłyszała głos, który zmroził jej krew od czubka głowy do samych koniuszków palców u stóp. Ten znajomy, który odkładał się gdzieś na dnie jej podświadomości i brzmiał w czasie dobrych snów, które niezwykle rzadko do niej przychodziły. I chociaż wspomnienia o Charlusie uleciały, to pewne elementy nadające sens istnieniu Dorei, pozostały z nią do teraz.
Obudziła się z tego letargu, kiedy Charlus wyjął z kieszeni różdżkę. Przestraszył się. Nie poznał jej, na pewno! Pewnie stwierdził, że to nie może być jego żona. Pewnie uciekła od niego, bo miała go dość, bo ojciec przekonał ją, że ich małżeństwo nie ma sensu. Również teraz jedynym, co podpowiadał jej zdrowy rozsądek, była ucieczka. No, Dorea, możesz to zrobić. On przecież ułożył sobie życie bez ciebie, sama się w tym utwierdzałaś!
Przełknęła ślinę.
W następnych chwilach jej świat zaczął się jednocześnie rozpadać i składać do kupy. Znów usłyszała jego głos, który zawsze tak miękko i ciepło wypowiadał jej imię. Znów poczuła jego ramiona, które tak idealnie oplatały jej drobną sylwetkę, jakby pierwotnie była dla nich stworzona.
Uścisnęła go za szyję najmocniej jak mogła. Z jej oczu strumieniami wypłynęły łzy, załkała gorzko. Nie wiadomo dlaczego, w tej chwili przypomniały jej się słowa Garretta, które wyjątkowo mocno utkwiły jej w pamięci.
Te trzy lata zweryfikowały jego miłość i na Merlina, Dorea, chciałbym, żeby ktoś kochał mnie tak mocno, jak on ciebie.
- Charlie - jęknęła, oddychając chaotycznie, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej, wodząc dłońmi po jego poczochranej czuprynie, plecach, ramionach. - Na brodę Merlina, Charlie...
Czy to mogło dziać się naprawdę? A może wciąż śniła najpiękniejszy sen swojego życia, śpiąc w domu Anthony'ego?
Gość
Gość
Tyle czasu. Trzy lata. Tak naprawdę nikt nie zdawał sobie sprawy co dzieje się w głowie Pottera. Za każdym razem kiedy beztrosko wbijał spojrzenie w niego, a zaciśnięte w pięści dłonie znajdowały się w kieszeniach jego spodni, wewnętrznie cierpiał, bo pamiętał jak wiele razy wpatrywał się w niebo z najdroższą mu osobą na świecie. Kiedy mieszał w talerzu z jedzeniem, które przygotowała matka, marudząc, że musi dbać o linię, tak naprawdę pragnął poczuć smak potraw, które przyrządzała Dorea, nawet jeżeli nie zawsze były tak idealne, jak kuchnia jego mamy. Tylko wieczorami, kiedy samotnie zasiadał w swoim ulubionym fotelu ze szklanką ognistej, a języki ognia wesoło tańczyły nie tylko w kominku, ale i w szkiełkach jego okularów, stawał się teraźniejszym sobą. Był sobą również wtedy, kiedy dobijał się do drzwi swoich teściów, kiedy biegł ulicą Pokątną za Cassiopeią i wreszcie, kiedy pojednał się z Isolde Bulstrode, aby znaleźć sens swojego życia. Bo taka była prawda. Codziennie rano wstawał bo tego wymagała od niego rodzina, praca. Nie cieszył się na powrót do domu. Zatracił się w poszukiwaniach i pracy.
Teraz jednak czuł się jak coś, w co na nowo tchnięto życie. Dorea była tutaj. Z nim. Czuł jej zapach, który nie zmienił się przez tyle czasu. Czuł jej przylegające do klatki piersiowej ciało, które idealnie wpasowało się w jego ramiona. Szczęście jakie obecnie czuł było zbyt duże, aby opisać je słowami. Uniósł kobietę nad ziemię, a następnie odsunął się od niej, ujmując jej twarz w dłonie. I choć po jego policzkach spływały łzy, kciukiem otarł słone krople z policzków żony.
-Trzy lata na to czekałem, a teraz nie wiem co mam powiedzieć.-wydukał, uśmiechając się przez łzy. Następnie jego usta zetknęły się ze skórą na jej czole. Kiedyś w ten sposób mężczyzna deklarował się, że już zawsze będzie chronił ową kobietę. Teraz znaczyło to zupełnie to samo. Ponownie przyciągnął ją do siebie, opierając policzek o czubek jej głowy.
-Przepraszam...przepraszam, że cię nie znalazłem.-powiedział, łamiącym się głosem. Zarzucał sobie, że gdyby bardziej się postarał to już dawno Dorea byłaby z nim w domu. Z czasem nachodziły go myśli, że może jednak sama uciekła? Miała go dość? Wybrała bycie szlachcianką, zamiast panią Potter?
Teraz jednak czuł się jak coś, w co na nowo tchnięto życie. Dorea była tutaj. Z nim. Czuł jej zapach, który nie zmienił się przez tyle czasu. Czuł jej przylegające do klatki piersiowej ciało, które idealnie wpasowało się w jego ramiona. Szczęście jakie obecnie czuł było zbyt duże, aby opisać je słowami. Uniósł kobietę nad ziemię, a następnie odsunął się od niej, ujmując jej twarz w dłonie. I choć po jego policzkach spływały łzy, kciukiem otarł słone krople z policzków żony.
-Trzy lata na to czekałem, a teraz nie wiem co mam powiedzieć.-wydukał, uśmiechając się przez łzy. Następnie jego usta zetknęły się ze skórą na jej czole. Kiedyś w ten sposób mężczyzna deklarował się, że już zawsze będzie chronił ową kobietę. Teraz znaczyło to zupełnie to samo. Ponownie przyciągnął ją do siebie, opierając policzek o czubek jej głowy.
-Przepraszam...przepraszam, że cię nie znalazłem.-powiedział, łamiącym się głosem. Zarzucał sobie, że gdyby bardziej się postarał to już dawno Dorea byłaby z nim w domu. Z czasem nachodziły go myśli, że może jednak sama uciekła? Miała go dość? Wybrała bycie szlachcianką, zamiast panią Potter?
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
To było jak głęboki wdech po bardzo długim wstrzymywaniu go, jak odpoczynek po długim i męczącym dniu pracy. Wreszcie mogła zrzucić z ramion ten balas, który na nich ciążył przez te trzy cholernie długie lata. Mogła odetchnąć.
Spojrzała mu w oczy, nie próbując nawet powstrzymać płynących z oczu łez. Jego obraz w jej głowie był zniekształcony, ale gdzieś z tyłu jej głowy ktoś podpowiadał jej, że widzi przed sobą twarz mężczyzny, któremu oddała niegdyś całe swoje serce. Dłonią dotknęła jego włosów, potarganych, jego skroni, bombardowanych przez liczne kłopoty dnia codziennego, ale też przez te większe, przeciągające się w nieskończoność; dotknęła oprawek jego okularów, kiedy coś podpowiedziało jej, że nie były to te same, które doskonale powinna pamiętać. Uśmiechnęła się patrząc w jego zielone oczy, przesiąknięte łzami i jakimś niewymownym żalem pomieszanym ze szczęściem. Usta jej drżały i chociaż chciała, przez dłuższą chwilę nie mogła niczego powiedzieć. Jednak w końcu znalazła w sobie wystarczająco dużo siły, by to zrobić.
- Nie musisz nic mówić - jęknęła, krzywiąc się od płaczu. - Wystarczy, że tu jesteś.
Otarła jego zły wierzchem palców i znów mocno się do niego przytuliła. To było tak cudowne, tak proste i przepełnione skrywaną tęsknotą! Jednocześnie coraz bardziej czuła, jak staje się lekka niczym piórko.
Jego następne słowa wywołały w jej ciele niespodziewany zryw. Coś pękło... i z jej serca wylał się żal i złość, które skrupulatnie w sobie chowała.
Ścisnęła go mocno za szyję i wtuliła twarz w jego szyję, płacząc jak dziecko, pozbywając się z siebie bólu, który wciąż przekłuwał jej serce grubymi igłami. Nie miała mu za złe tego, że jej nie znalazł, bo wiedziała, że nikt nie był w stanie tego zrobić. Przez swoje łzy chciała mu powiedzieć, że cierpiała, kiedy jego nie było obok, że była absolutnie bezsilna i nic nie mogła z tym zrobić.
Sporo ich musiało upłynąć, zanim uspokoiła się na tyle, by jej głos już tak nie drżał. Znów odsunęła się minimalnie, by móc spojrzeć mu w oczy. Osuszyła dłońmi jego mokre od łez policzki. Na jej usta wpłynął ciepły, przepraszający uśmiech.
- Strasznie tęskniłam, Charlie. - szepnęła do niego wilgotnym głosem.
Spojrzała mu w oczy, nie próbując nawet powstrzymać płynących z oczu łez. Jego obraz w jej głowie był zniekształcony, ale gdzieś z tyłu jej głowy ktoś podpowiadał jej, że widzi przed sobą twarz mężczyzny, któremu oddała niegdyś całe swoje serce. Dłonią dotknęła jego włosów, potarganych, jego skroni, bombardowanych przez liczne kłopoty dnia codziennego, ale też przez te większe, przeciągające się w nieskończoność; dotknęła oprawek jego okularów, kiedy coś podpowiedziało jej, że nie były to te same, które doskonale powinna pamiętać. Uśmiechnęła się patrząc w jego zielone oczy, przesiąknięte łzami i jakimś niewymownym żalem pomieszanym ze szczęściem. Usta jej drżały i chociaż chciała, przez dłuższą chwilę nie mogła niczego powiedzieć. Jednak w końcu znalazła w sobie wystarczająco dużo siły, by to zrobić.
- Nie musisz nic mówić - jęknęła, krzywiąc się od płaczu. - Wystarczy, że tu jesteś.
Otarła jego zły wierzchem palców i znów mocno się do niego przytuliła. To było tak cudowne, tak proste i przepełnione skrywaną tęsknotą! Jednocześnie coraz bardziej czuła, jak staje się lekka niczym piórko.
Jego następne słowa wywołały w jej ciele niespodziewany zryw. Coś pękło... i z jej serca wylał się żal i złość, które skrupulatnie w sobie chowała.
Ścisnęła go mocno za szyję i wtuliła twarz w jego szyję, płacząc jak dziecko, pozbywając się z siebie bólu, który wciąż przekłuwał jej serce grubymi igłami. Nie miała mu za złe tego, że jej nie znalazł, bo wiedziała, że nikt nie był w stanie tego zrobić. Przez swoje łzy chciała mu powiedzieć, że cierpiała, kiedy jego nie było obok, że była absolutnie bezsilna i nic nie mogła z tym zrobić.
Sporo ich musiało upłynąć, zanim uspokoiła się na tyle, by jej głos już tak nie drżał. Znów odsunęła się minimalnie, by móc spojrzeć mu w oczy. Osuszyła dłońmi jego mokre od łez policzki. Na jej usta wpłynął ciepły, przepraszający uśmiech.
- Strasznie tęskniłam, Charlie. - szepnęła do niego wilgotnym głosem.
Ostatnio zmieniony przez Dorea Potter dnia 12.10.15 19:52, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Zniekształcony Potter? Pewnie i tak był zniewalająco przystojny, zupełnie tak jak teraz? Faktycznie, Potterowi nigdy nie brakowało pewnego uroku osobistego. Specyficznego błysku w oku i może to właśnie to było to coś, po czym go rozpoznała? I pewnie po tym by go poznała, nawet gdyby jej ojciec sprawił, że w jej głowie wyglądałby jak łysawy troll z jednym okiem. Sam Charlus czuł się jakby świat przestał dla niego istnieć. Jakby wszystko i wszyscy oprócz Dorei przestali istnieć. Nawet jego mieszkający ulicę dalej rodzice. Patrzył na jej drobną osóbkę. Chyba nie wierzył w to co widział. Było to dla niego jak swego rodzaju sen, bo przecież jak to mogło się stać tak po prostu po trzech latach morderczych poszukiwań, które powiodły go Merlin jeden wie gdzie. A może nawet on tego nie wiedział? Wszystko możliwe. Gdzieś z tyłu jego głowy czaiło się nieuniknione pytanie, a mianowicie "gdzie była przez te trzy lata?", ale na razie nie chciał wypowiadać go na głos. Wolał cieszyć się chwilą. Tym, że są w końcu razem.
W sumie to dobrze, że Dorea pozwoliła mu nie mówić nic, bo teraz i tak nie byłby w stanie. Czuł jak palce Dorei zaciskają się na jego szyi jeszcze bardziej kurczowo. I on objął ją mocniej, zupełnie jakby chciał dać jej do zrozumienia, że teraz już nigdzie nie da jej odejść. No, chyba, że będzie chciała to zrobić sama. Chociaż wtedy pewnie serce Pottera pękłoby na miliony kawałków i nie chciałabym wiedzieć co by się z nim stało.
Stęskniła się? Kurczę, a Charlie to nie? Ba, powiedzieć, że się stęsknił to za mało. Pewnie by go z lekka zabolało, gdyby dowiedział się, że nie był pierwszą osobą, która sie dowiedziała o jej powrocie. Pewnie zabolałoby go też, że przed nim wiedziała Lyra, Garrett, Finnick i Isolde. No i oczywiście Anthony a do tego jeszcze Crispin. Dobrze, że tego jeszcze nie wiedział. Bo w sumie nie wiem jakby zareagował. Uśmiechnął się do niej lekko.
-Ja też, troszkę.-rzucił, śmiejąc się przez łzy. Typowy Potter. Powinien być poważny, ale co on może za to, że teraz najchętniej latałby na skrzydłach ku górze, niczym Ikar. Byleby nie sprowadzono go szybko na ziemię. W sumie dopiero po chwili Potter pomyślał o tym, że przecież małe Jonesiątka się na nich patrzą. Dlatego zachowując się znowu jak typowy Potter. A mianowicie złapał ją pod kolanami i za plecami, a później wniósł ją na taras, zupełnie jak wtedy, kiedy po raz pierwszy przenosił ją przez próg. Specjalnie był trzeźwy na ten moment, okej! To było poświęcenie dla niego i to nie małe!
W sumie to dobrze, że Dorea pozwoliła mu nie mówić nic, bo teraz i tak nie byłby w stanie. Czuł jak palce Dorei zaciskają się na jego szyi jeszcze bardziej kurczowo. I on objął ją mocniej, zupełnie jakby chciał dać jej do zrozumienia, że teraz już nigdzie nie da jej odejść. No, chyba, że będzie chciała to zrobić sama. Chociaż wtedy pewnie serce Pottera pękłoby na miliony kawałków i nie chciałabym wiedzieć co by się z nim stało.
Stęskniła się? Kurczę, a Charlie to nie? Ba, powiedzieć, że się stęsknił to za mało. Pewnie by go z lekka zabolało, gdyby dowiedział się, że nie był pierwszą osobą, która sie dowiedziała o jej powrocie. Pewnie zabolałoby go też, że przed nim wiedziała Lyra, Garrett, Finnick i Isolde. No i oczywiście Anthony a do tego jeszcze Crispin. Dobrze, że tego jeszcze nie wiedział. Bo w sumie nie wiem jakby zareagował. Uśmiechnął się do niej lekko.
-Ja też, troszkę.-rzucił, śmiejąc się przez łzy. Typowy Potter. Powinien być poważny, ale co on może za to, że teraz najchętniej latałby na skrzydłach ku górze, niczym Ikar. Byleby nie sprowadzono go szybko na ziemię. W sumie dopiero po chwili Potter pomyślał o tym, że przecież małe Jonesiątka się na nich patrzą. Dlatego zachowując się znowu jak typowy Potter. A mianowicie złapał ją pod kolanami i za plecami, a później wniósł ją na taras, zupełnie jak wtedy, kiedy po raz pierwszy przenosił ją przez próg. Specjalnie był trzeźwy na ten moment, okej! To było poświęcenie dla niego i to nie małe!
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak tylko to powiedział, z jej ust wylał się taki sam śmiech przez łzy, jaki usłyszała od Charlusa. To był najwspanialszy dźwięk, jaki tylko mogła sobie wymarzyć. Coś jej mówiło, że dzięki temu mogła go jakoś rozpoznać, jakoś sobie go z nim utożsamić. To prawda, ojciec grzebał jej w pamięci tak mocno, że nie potrafiła złożyć do kupy obrazu Charlusa, jaki migotał jej w głowie. Miała tylko jedno wspomnienie, które pomogło jej właściwie zacząć to jakoś naprawiać.
Moment, w którym obserwowała jego i najstarszego Weasleya, robiącego sobie żarty ze Ślizgonów. Urywek pamięci na tyle silny, by nie być wyrwanym z jej umysłu nawet silnymi zaklęciami i legilimencją, i na tyle banalny, by umknął czujnemu wzrokowi jej ojca.
- Troszkę? Charlie! - odparła ze śmiechem i pisnęła cicho, kiedy wziął ją na ręce, a ona owinęła mocno ramiona wokół jego szyi.
Kiedy postawił ją przy tarasie, zamarła. Te fotele wyglądały... znajomo. Ten lawendowy koc leżący na jednym z nich także. Podeszła do niego i wzięła go w dłonie. Był z pluszu, z obu stron tak samo miękki i ciepły, idealny na chłodniejsze wieczory z książkę. Obróciła się z nim w kierunku Charlusa i uśmiechnęła się lekko.
- Niczego nie pamiętam - skrzywiła się lekko, próbując powstrzymać kolejny atak żalu i wzruszenia. - Czuję się tak, jakbym stała w zupełnie obcym miejscu.
Wyciągnęła ku niemu swoją dłoń. W tej chwili był jej oazą spokoju, jej azylem. Gdy tylko poczuła dotyk jego palców między swoimi, wzięła głęboki wdech i wtuliła się znów w jego pierś. Chęć ponownego rozryczenia się, odeszła w niepamięć.
Pachniał... sobą. I chociaż był to zapach, którego teoretycznie nie znała, coś jej mówiło, że tak zawsze pachniał Charlus Potter. Poznawała go na nowo. Jeszcze raz mogła się w nim zakochać.
- Oczekujesz wyjaśnień, prawda? - spytała, patrząc na niego do góry.
Moment, w którym obserwowała jego i najstarszego Weasleya, robiącego sobie żarty ze Ślizgonów. Urywek pamięci na tyle silny, by nie być wyrwanym z jej umysłu nawet silnymi zaklęciami i legilimencją, i na tyle banalny, by umknął czujnemu wzrokowi jej ojca.
- Troszkę? Charlie! - odparła ze śmiechem i pisnęła cicho, kiedy wziął ją na ręce, a ona owinęła mocno ramiona wokół jego szyi.
Kiedy postawił ją przy tarasie, zamarła. Te fotele wyglądały... znajomo. Ten lawendowy koc leżący na jednym z nich także. Podeszła do niego i wzięła go w dłonie. Był z pluszu, z obu stron tak samo miękki i ciepły, idealny na chłodniejsze wieczory z książkę. Obróciła się z nim w kierunku Charlusa i uśmiechnęła się lekko.
- Niczego nie pamiętam - skrzywiła się lekko, próbując powstrzymać kolejny atak żalu i wzruszenia. - Czuję się tak, jakbym stała w zupełnie obcym miejscu.
Wyciągnęła ku niemu swoją dłoń. W tej chwili był jej oazą spokoju, jej azylem. Gdy tylko poczuła dotyk jego palców między swoimi, wzięła głęboki wdech i wtuliła się znów w jego pierś. Chęć ponownego rozryczenia się, odeszła w niepamięć.
Pachniał... sobą. I chociaż był to zapach, którego teoretycznie nie znała, coś jej mówiło, że tak zawsze pachniał Charlus Potter. Poznawała go na nowo. Jeszcze raz mogła się w nim zakochać.
- Oczekujesz wyjaśnień, prawda? - spytała, patrząc na niego do góry.
Gość
Gość
Potter wniósł ją na taras i nawet jeżeli miał z tym jakikolwiek problem nie pokazał tego po sobie. Nie żeby była jakaś ciężka czy coś, ale zakładając, że Charlus przeżyje akcję w katakumbach to łaził po nich z nieprzytomną kobietą, no nie ma mocnych, jakieś zakwasy musiał po tym mieć. Postawił ją na tarasie, uważnie obserwując to jak się zachowywała. Był dosyć spostrzegawczy, chociaż czasem umykały mu najważniejsze sprawy. Mimo to widział, że coś jest nie tak. Tylko nie wiedział, czy Dorea, po prostu na swój sposób przeżywała powrót do domu. Wyglądało to trochę tak jakby sobie wszystko przypominała od samego początku. Zmarszczył czoło, co poskutkowało zsunięciem się nieco okularów na jego nosie. I tak, od zniknięcia jego małżonki oprawki musiał zmieniać co najmniej dwa razy, bo albo były już tak zdewastowane po jednej z akcji, że nawet zaklęcie reparo nie pomagało, albo po prostu je zgubił. Dobrze, że w domu miał jeszcze swoje stare, takie okrągłe druciaki.
Trzy słowa "niczego nie pamiętam" wyryły się w jego głowie. Znowu czuł się jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Nie wiedział co ma powiedzieć. Przytulił do siebie Doreę, kiedy ta postanowiła wtulić się w jego klatkę piersiową.
-Byłbym głupcem, gdybym po trzech latach nie oczekiwał odpowiedzi na pytania. Odpowiedzi, po które byłem gotów iść do twoich rodziców, ganiać za Cassiopeią i sprzymierzyć się z Isolde.-powiedział, patrząc bardzo uważnie w jej brązowe oczy.-Ale jeżeli potrzebujesz czasu, to jakoś sobie z tym poradzę. Tylko nie znikaj już nigdy więcej.-czy mógł od niej tego żądać? Pewnie nie. Gdyby pewnego dnia powiedziała mu "popełniłam błąd wiążąc się z tobą, chcę wrócić do rodziny" to chociaż serce pękłoby mu na miliony kawałeczków to nie trzymałby jej na siłę.
Posadził ją na jednym z krzeseł, sam ukucnął przed nią, układając dłonie na jej kolanach.
-Coś na to poradzimy, okej?-Potter sobie nie odpuści, dopóki nie znajdzie sposobu na przywrócenie jej wspomnień.
Trzy słowa "niczego nie pamiętam" wyryły się w jego głowie. Znowu czuł się jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Nie wiedział co ma powiedzieć. Przytulił do siebie Doreę, kiedy ta postanowiła wtulić się w jego klatkę piersiową.
-Byłbym głupcem, gdybym po trzech latach nie oczekiwał odpowiedzi na pytania. Odpowiedzi, po które byłem gotów iść do twoich rodziców, ganiać za Cassiopeią i sprzymierzyć się z Isolde.-powiedział, patrząc bardzo uważnie w jej brązowe oczy.-Ale jeżeli potrzebujesz czasu, to jakoś sobie z tym poradzę. Tylko nie znikaj już nigdy więcej.-czy mógł od niej tego żądać? Pewnie nie. Gdyby pewnego dnia powiedziała mu "popełniłam błąd wiążąc się z tobą, chcę wrócić do rodziny" to chociaż serce pękłoby mu na miliony kawałeczków to nie trzymałby jej na siłę.
Posadził ją na jednym z krzeseł, sam ukucnął przed nią, układając dłonie na jej kolanach.
-Coś na to poradzimy, okej?-Potter sobie nie odpuści, dopóki nie znajdzie sposobu na przywrócenie jej wspomnień.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie odepchnął jej, kiedy to powiedziała. Nie dał jej choćby grama powodu, by mogła czuć się zagrożona w jego obecności. Te wszystkie podejrzenia, które z siłą bomby atomowej atakowały jej podziurawiony umysł, okazały się puste... albo tylko ona chciała o tym myśleć w ten sposób. Gdzieś głęboko pragnęła, żeby to, co o Charlusie i Hazel powiedział jej Garrett, okazało się kłamstwem. Dzień swoich urodzin mogłaby wtedy dyskretnie włożyć do pudełka najświeższych, tych pięknych wspomnień, do których cudownie będzie wrócić któregoś dnia samotnie spędzane w domu.
Porzuciła jednak myśli o tym, żeby w całości poświęcić je Charlusowi. Musiała się teraz skupić absolutnie na nim, żeby pozbawić się szansy na odwrót. Musiała chłonąć jego obecność jak gąbka.
Poprawiła mu okulary, kiedy posadził ją na krześle. Jej dłonie spłynęły na jego policzki, kciukiem gładziła go po nich łagodnie, powoli. Badała wzrokiem każdy milimetr jego twarzy, chcąc nauczyć się go na pamięć, jakby bała się, że niedługo znowu o nim zapomni... albo los spłata jej kolejnego figla i Blackowie postanowią dokończyć dzieło ojca.
- Nie zniknę, przysięgam. - odparła z niepewnym, ale ciepłym uśmiechem. - Nie wiem, w jaki sposób mogę ci za to podziękować, Charlie... na wszystkie bahanki świata, nie wiem. Chcę być już przy tobie, żebyś nie cierpiał więcej... i chcę ci opowiedzieć o wszystkim, póki czuję się na siłach i póki wspomnienia są jeszcze świeże.
Odchrząknęła i wzięła głęboki wdech, by po raz ostatni raz nastawić się na długą opowieść. Zaczęła od dnia, w którym porwał ją ojciec, kiedy wylądowała w chacie i żarli się do samego wieczoru. Opowiedziała mu o tych wszystkich bezsennych nocach i dniach spędzonych na myśleniu o nim, o legilimencji, pod której wpływem była niemal przez cały czas, o utracie obrączki i ponownym odnalezieniu jej u Lyry Weasley, o stopniowej utracie wspomnień dotyczących ich ślubu, spotkania przy kawie w Hogsmeade, lat spędzonych razem w Hogwarcie...
O niemocy, którą ją ogarnęła w czasie tych trzech lat i o walce, którą staczała sama ze sobą, żeby pamiętać o tym, co minione.
- Ale teraz już tu jestem, zapominam o całym tym bólu - kąciki jej ust, które zniżyły się w czasie historii, na powrót uniosły się w uśmiechu. Machinalnie bawiła się palcami jego dłoni leżących jej na kolanach. - I masz rację, poradzimy coś na to.
Pochyliła się, by musnąć ciepłymi wargami jego czoło.
Porzuciła jednak myśli o tym, żeby w całości poświęcić je Charlusowi. Musiała się teraz skupić absolutnie na nim, żeby pozbawić się szansy na odwrót. Musiała chłonąć jego obecność jak gąbka.
Poprawiła mu okulary, kiedy posadził ją na krześle. Jej dłonie spłynęły na jego policzki, kciukiem gładziła go po nich łagodnie, powoli. Badała wzrokiem każdy milimetr jego twarzy, chcąc nauczyć się go na pamięć, jakby bała się, że niedługo znowu o nim zapomni... albo los spłata jej kolejnego figla i Blackowie postanowią dokończyć dzieło ojca.
- Nie zniknę, przysięgam. - odparła z niepewnym, ale ciepłym uśmiechem. - Nie wiem, w jaki sposób mogę ci za to podziękować, Charlie... na wszystkie bahanki świata, nie wiem. Chcę być już przy tobie, żebyś nie cierpiał więcej... i chcę ci opowiedzieć o wszystkim, póki czuję się na siłach i póki wspomnienia są jeszcze świeże.
Odchrząknęła i wzięła głęboki wdech, by po raz ostatni raz nastawić się na długą opowieść. Zaczęła od dnia, w którym porwał ją ojciec, kiedy wylądowała w chacie i żarli się do samego wieczoru. Opowiedziała mu o tych wszystkich bezsennych nocach i dniach spędzonych na myśleniu o nim, o legilimencji, pod której wpływem była niemal przez cały czas, o utracie obrączki i ponownym odnalezieniu jej u Lyry Weasley, o stopniowej utracie wspomnień dotyczących ich ślubu, spotkania przy kawie w Hogsmeade, lat spędzonych razem w Hogwarcie...
O niemocy, którą ją ogarnęła w czasie tych trzech lat i o walce, którą staczała sama ze sobą, żeby pamiętać o tym, co minione.
- Ale teraz już tu jestem, zapominam o całym tym bólu - kąciki jej ust, które zniżyły się w czasie historii, na powrót uniosły się w uśmiechu. Machinalnie bawiła się palcami jego dłoni leżących jej na kolanach. - I masz rację, poradzimy coś na to.
Pochyliła się, by musnąć ciepłymi wargami jego czoło.
Gość
Gość
Hazel? To rozdział zamknięty, który został zakończony z bólem serca przez Pottera. Hazel była dla niego ważna, ale pogubił się trochę, przez co obydwoje wpakowali się w okropną relację bez wyjścia. Charlie to wyjście znalazł. Skończył znajomość, bo nie widział innej opcji. Może był tchórzem, skoro nie chciał się konfrontować z Hazel, a może był odważny bo postanowił to raz na zawsze zakończyć jak się okazało w odpowiednim momencie.
Nie odrywał od niej wzroku. Zupełnie jakby się bał, że gdy tylko odwróci głowę Dorea zniknie, jak zjawa, albo piękny sen. Na szczęście ona była tutaj. Była z nim i była prawdziwa o czym przekonywał się z każdym jej kolejnym słowem, dotykiem, gestem. Słuchał tego co miała mu do powiedzenia, chłonął każde jej słowo i z każdym kolejnym słowem coraz bardziej nienawidził Blacków. I słowo daję, gdyby się dowiedział, że jego potomek będzie miał za ojca chrzestnego Blacka to by się chyba w grobie poprzewracał. Chociaż nie, cofam. Dla Blacków z Gryffindoru jest taryfa ulgowa. Uśmiechnął się do niej, odgarniając kosmyk brązowych włosów za ucho.
-Chociażbym miał cię zabrać w każde z tych miejsc raz jeszcze.-powiedział nieco przyciszonym głosem. Wyprostował się i spojrzał na kubek kawy, która chyba jeszcze była ciepła. Sięgnął po niego i postawił koło niego. Po jej zniknięciu zrezygnował ze swojej czarnej jak noc kawy i zaczął pić taką, jaką zawsze była jego żona. Uśmiechnął się do niej.
-Może chcesz coś zjeść? Przez te trzy lata nauczyłem się nawet dobrze gotować.-zaoferował, poruszając zabawnie brwiami znowu chcąc rozluźnić atmosferę. W końcu trzeba było się cieszyć! Dorea wróciła do domu, a on bez większych obrażeń wyszedł z katakumb, które ostatnio przeszukiwał razem z Elizabeth. Udało im się wyciągnąć Molly Carter. I sprostował plotki rozsiane przez tą starą paplę jakoby Potter znalazł sobie nową partnerkę, czyli Monę, która była z nimi w Dolinie Godryka podczas wykonywania zadania. Może pojawienie się Dorei odciągnie Charliego trochę od pracy?
Nie odrywał od niej wzroku. Zupełnie jakby się bał, że gdy tylko odwróci głowę Dorea zniknie, jak zjawa, albo piękny sen. Na szczęście ona była tutaj. Była z nim i była prawdziwa o czym przekonywał się z każdym jej kolejnym słowem, dotykiem, gestem. Słuchał tego co miała mu do powiedzenia, chłonął każde jej słowo i z każdym kolejnym słowem coraz bardziej nienawidził Blacków. I słowo daję, gdyby się dowiedział, że jego potomek będzie miał za ojca chrzestnego Blacka to by się chyba w grobie poprzewracał. Chociaż nie, cofam. Dla Blacków z Gryffindoru jest taryfa ulgowa. Uśmiechnął się do niej, odgarniając kosmyk brązowych włosów za ucho.
-Chociażbym miał cię zabrać w każde z tych miejsc raz jeszcze.-powiedział nieco przyciszonym głosem. Wyprostował się i spojrzał na kubek kawy, która chyba jeszcze była ciepła. Sięgnął po niego i postawił koło niego. Po jej zniknięciu zrezygnował ze swojej czarnej jak noc kawy i zaczął pić taką, jaką zawsze była jego żona. Uśmiechnął się do niej.
-Może chcesz coś zjeść? Przez te trzy lata nauczyłem się nawet dobrze gotować.-zaoferował, poruszając zabawnie brwiami znowu chcąc rozluźnić atmosferę. W końcu trzeba było się cieszyć! Dorea wróciła do domu, a on bez większych obrażeń wyszedł z katakumb, które ostatnio przeszukiwał razem z Elizabeth. Udało im się wyciągnąć Molly Carter. I sprostował plotki rozsiane przez tą starą paplę jakoby Potter znalazł sobie nową partnerkę, czyli Monę, która była z nimi w Dolinie Godryka podczas wykonywania zadania. Może pojawienie się Dorei odciągnie Charliego trochę od pracy?
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby o tym wiedziała, ani chwili by się nie wahała i od razu przyszłaby do niego, choćby i w brudnej, podartej sukience, w której dotarła do Londynu. Przybiegłaby, nie zwracając uwagi absolutnie na nic. Wszystko, byleby dotrzeć do niego i znów utonąć w jego ramionach.
Dora niestety musiała bić się z myślami, odkładać to spotkanie w czasie, żeby najpierw wszystko w tym swoim urwanym życiu poukładać i dopiero wtedy przygotować się na szok ze strony ukochanego, który, jak się teraz okazało, niesłusznie sobie zmyśliła.
- Zabierz mnie! - powiedziała uradowana opcję, jaką jej zaproponował. - Wszędzie! Na weekend, kiedy nie będziesz miał tyle pracy. Może w ten sposób coś mi zaświta i jakieś wspomnienie wróci. Jesteś geniuszem, Charlie!
Roześmiała się szczerze, ciepło, jak jeszcze nigdy. Obecność Charlusa była dla niej niczym plaster miodu na duszę. Koiła skołatane nerwy, osuszała policzki ze strużek łez, które jeszcze niedawno je znaczyły.
Dostała jakiegoś zastrzyku energii. Jeden komiczny ruch czarlowych brwi wystarczył, by wyrwać ją z otępienia i marazmu, w jakim dotąd trwała.
- Jestem chętna! A co mi zrobisz dobrego? Mam ochotę na naleśniki... z bananami... potrafisz? Jeśli tak, to jestem zachwycona! - wyskoczyła z fotela niczym torpeda, chwyciła Charlusa za dłonie i zaczęła ciągnąć go do domu. - No chodź, zrobiłeś mi smaka!
Razem weszli do domu, w akompaniamencie swoich własnych chichotów.
| zt x2
Dora niestety musiała bić się z myślami, odkładać to spotkanie w czasie, żeby najpierw wszystko w tym swoim urwanym życiu poukładać i dopiero wtedy przygotować się na szok ze strony ukochanego, który, jak się teraz okazało, niesłusznie sobie zmyśliła.
- Zabierz mnie! - powiedziała uradowana opcję, jaką jej zaproponował. - Wszędzie! Na weekend, kiedy nie będziesz miał tyle pracy. Może w ten sposób coś mi zaświta i jakieś wspomnienie wróci. Jesteś geniuszem, Charlie!
Roześmiała się szczerze, ciepło, jak jeszcze nigdy. Obecność Charlusa była dla niej niczym plaster miodu na duszę. Koiła skołatane nerwy, osuszała policzki ze strużek łez, które jeszcze niedawno je znaczyły.
Dostała jakiegoś zastrzyku energii. Jeden komiczny ruch czarlowych brwi wystarczył, by wyrwać ją z otępienia i marazmu, w jakim dotąd trwała.
- Jestem chętna! A co mi zrobisz dobrego? Mam ochotę na naleśniki... z bananami... potrafisz? Jeśli tak, to jestem zachwycona! - wyskoczyła z fotela niczym torpeda, chwyciła Charlusa za dłonie i zaczęła ciągnąć go do domu. - No chodź, zrobiłeś mi smaka!
Razem weszli do domu, w akompaniamencie swoich własnych chichotów.
| zt x2
Gość
Gość
Taras
Szybka odpowiedź