Cece Emma Malfoy
Nazwisko matki: Avery
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Pisarka,
Wzrost: 166 cm
Waga: 52
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieski
Znaki szczególne: jej mimika, wyraża więcej niż tysiąc słów, ma także znamię na piersi ale tylko wybrani je zobaczą
12 cali,Daglezja i łuska chimery, dość sztywna
Slytherin
Łabędź
Ona w ciąży
zapach róż, morskiej bryzy i niektórych męskich perfum
Ona posiadająca szczęśliwą rodzinę
muzyka, sport, literatura
Strzały z Appleby
ćwiczenia siłowe, szermierka, jazda konna
Rock'n'roll
Jennifer Morrison
- Mamo popatrz! Dorobiłam kotu drugi ogon! - taka była tym podekscytowana, jej pierwsze próby rzucania prostych zaklęć zawsze kończyły się fiaskiem, teraz w końcu coś się wydarzyło! Duma ją rozpierała kiedy z szerokim uśmiechem poszła pochwalić się matce swoim pierwszym sukcesem. Normalna kobieta widząc szczęście swojego dziecka zrobiłaby wszystko, by ten stan utrzymywał sie jak najdłużej. Niestety, jej matka była specyficzną kobietą, nigdy nie okazywała swoim dzieciom czułości. Cece nigdy nie otrzymała od niej ani odrobiny matczynego ciepła, zamiast tego zawsze dostawała zimne i pełne rozczarowania spojrzenie. Tak było i tym razem. - Lepiej przyjdź do mnie, jak osiągniesz coś wartego mojej uwagi. - tyle tylko otrzymała od osoby, która powinna najmocniej w świecie ją kochać. Takie jest jej pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.
- Mówiłeś mi to już tysiąc razy, ojcze. - warknęła gdy razem z rodzicami dotarła na peron dziewięć i trzy czwarte, by po raz pierwszy pojechać ekspresem do Hogwartu. Bardzo się cieszyła, że w końcu będzie mogła uczyć się czarów, chciała jak najszybciej znaleźć się w szkole. Hamowała jednak swój entuzjazm, byli w miejscu publicznym, a przecież w takich momentach zabronione było okazywanie uczuć. - Nie przynieś mi wstydu młoda damo. - usłyszała stanowczy głos ojca. Od kilku tygodni dostawała wykłady o tym jak zachowywać się w Hogwarcie. Oczywiście najważniejszą rzeczą było to, z kim ma się przyjaźnić, a z kim nie. Był jeszcze jeden istotny szczegół, miała dostać się do Slytherinu, bo w innym wypadku rodzina nigdy się już do niej nie przyzna. Strasznie bolały tego typu słowa, usłyszane od własnych rodziców, których nie będzie się widziało przez kilka miesięcy. Zabrakło czułych pożegnań, słów otuchy, nawet zapewnianie, że cokolwiek się stanie to i tak będą ją kochać. Problem tkwił chyba w tym, że rodzice nie żywili zbyt wielkich uczuć względem swoich dzieci. Ojciec, starał się być dobrym rodzicem, czasem nawet mu sie to udawało. Te chwile były tak krótkie i ulotne, że wydawały się być jak prezent na urodziny czy święta. Coś na co się wyczekuje tygodniami. Momenty, w którym ojciec poświęcał jej chociaż chwilę uwagi stawały się pięknymi wspomnieniami, do których z chęcią wracała w późniejszych latach.
- Cześć, Cece Malfoy- powiedziała wyciągając swoją szczuplutką, porcelanową dłoń w stronę dziewczyny, z którą jechała w jednym wagonie. Wydawała się być w porządku ale co ona mogła wiedzieć o ludziach, skoro większość dzieciństwa przesiedziała zamknięta w rodzinnej posiadłości, a jedynymi dziećmi, z którymi się bawiła, było jej własne rodzeństwo. Całe szczęście rodzice wpoili jej, by być zawsze pewną siebie i wywyższać sie tak bardzo jak tylko jest to możliwe. W końcu nie byli byle jaką czarodziejską rodziną. W ich żyłach płynęła najczystsza, szlachecka krew, co dawało im prawo do bycia lepszymi niż reszta. Cece bardzo podobała się ta wizja, to czyniło z niej kogo wyjątkowego, osobę która stworzona była do władzy. To wtedy, podczas podróży do szkoły, w blondynce zrodziła się ambicja, którą po dziś dzień musi zaspokajać. Całe szczęście w tym samym czasie, pojawiła się też znajomość, która z każdym dniem stawała się coraz głębsza i poważniejsza. Wtedy narodziła się jej wielka przyjaźń. - Cassiopeia Black, chcesz usiąść?
- Nienawidzę eliksirów - krzyknęła rzucając podręcznik na środek pokoju wspólnego. Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała zaklęcie i można było obserwować jak kolejne strony woluminu niszczone są przez płomienie. Eliksiry to nie był przedmiot dla niej. Nie miała na tyle cierpliwości, by spędzać godziny przed kociołkiem, zresztą do tej pory się nie nauczyła, spokój nie leży w jej naturze. Była impulsywna i żywiołowa, pewnie dlatego dobrze jej szło z zaklęciami. Najbardziej pociągała ją Obrona Przed Czarną Magią. Uwielbiała te zajęcia. Opieka nad magicznymi stworzeniami też nie należała do złych przedmiotów, fascynowały ją te wszystkie zwierzęta, które pokazywał im nauczyciel. Zawsze uważała, że lepiej jej idzie dogadywanie się ze zwierzętami niż z własnymi znajomymi czy rodziną. - Cece, z czego teraz będziesz się uczyć do SUM-ów? - zapytała przemądrzała znajoma, która siedziała akurat z nią w pomieszczeniu. - Nie będziesz mieć nic przeciwko, że pouczę sie z twojej. - to nawet nie było pytanie, tylko rozkaz. Uwielbiała władzę, przewodzenie innym, mniej zdolnym osobnikom, sprawiało jej wielką przyjemność. Mogła im powiedzieć wszystko, a oni wierzyli jej na słowo i wykonywali wszystko, o co ich "poprosiła". 5 klasa to nie tylko okres SUM-ów, dla niej był to moment przełomowy. Miesiąc przed końcem roku, coś niespodziewanego stało się w jej życiu. Nigdy to jej jeszcze nie spotkało. Czyżby sie zakochała? Często się widywali, mieli razem lekcje i nigdy nie przypuszczała, że to akurat jego, mugolaka, wybierze jej serce. Po raz pierwszy w życiu zaczęło jej na kimś tak bardzo zależeć i co najlepsze to uczucie było odwzajemnione. Wiele się wtedy u niej zmieniło. Stała się weselsza, chodziła godzinami uśmiechnięta, jakby co chwilę dostawała najpiękniejszy na świecie prezent. Po prostu była zakochana, a wtedy wszystko wydaje sie być piękniejsze i weselsze.
Co to za tragedia, robić coś wbrew swojemu sercu. To powinie być jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu, smutne było to, że miała ochotę płakać z nieszczęścia, na własnym weselu. Nie miała wyjścia, musiała poślubić mężczyznę wskazanego jej przez rodziców. Nawet dobrze, nie wiedziała kim jej przyszły mąż jest, nie znali się długo, a rozmawiali zaledwie kilka razy, bała się tej strasznej wizji, spędzenia reszty życia z obcym mężczyzną. Tym bardziej, że jej serce należało już do kogoś innego. Nie zapomniała o chłopaku poznanym w szkole. Wciąż go kochała i zrobiłaby wszystko, by móc z nim być. Nienawidziła rodziny za to, że krew i pozycja była dla nich tak istotna, przez to nie mogła być z mężczyzną, na którym jej zależało. Co miała teraz zrobić? Siedziała samotnie w wielkim domu swojego męża, rozmawiając tylko z obrazami i snując się po posiadłości jak duch. Nic nie miałoby dla niej sensu gdyby nie krótkie listy, które mogła wymieniać z miłością swojego życia. Bywały dnie, że każdą wiadomość czytała kilkakrotnie tak, by nauczyć się jej na pamieć. Chciała, by czułe słowa ukochanego były z nią na zawsze. Postanowiła zaryzykować i spotkać się z nim. Nie mogła już dłużej wytrzymać życia w zamknięciu.
Nigdy nie przypuszczała, że wyrywanie serca boli tak bardzo. Nie wiedziała, że aż tyle łez można wylać za jakąkolwiek osobą. Pewna była tylko tego, że widok męża, który zabija jej ukochanego, będzie z nią do końca życia. Jej mąż oczywiście nie chciał skandalu, byłoby niezwykłym upokorzeniem przyznać się światu, że własna żona go zdradza. Jej to nie obchodziło bo wielki ból i pustka, stały się nieodwracalnie częścią jej życia. Wiele przepłakanych dni i nieprzespanych nocy miała za sobą, gdy udało jej się opanować emocje i znów wyjść do ludzi. Nie była już niestety tą samą osobą. Łzy i ból po stracie bliskich przekształciła w złość i agresję. To dość wybuchowa mieszanka, a kiedy doda sie do tego jej temperament i ambicje, wystarczy tylko iskra, by wszystko wybuchło.
Płakała za każdym razem gdy musiała spojrzeć na siebie w lustrze. Nie przypuszczała, że ciąża nie będzie dla niej niczym przyjemnym. Tak bardzo nie chciała, by dziecko mężczyzny, który tak bardzo ją zranił, było w jej ciele. Nienawidziła tego uczucia gdy czuła małe kopnięcia i na samą myśl o tym, że niedługo będzie mieć mniejszą kopie swojego męża chciała się zabić. Widziała jak z dnia na dzień upodabnia się do swojej matki. Teraz już znała odpowiedź na pytanie "jak można nie kochać własnych dzieci". Nienawidziła swojego nienarodzonego dziecka, męża i całego życia. Zdawała sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób na rozwiązanie jej problemów, mogła zabić albo siebie albo swojego męża. Wybrała drugą opcję. Nie wahała sie nawet chwili kiedy wynajęła czarodzieja, który miał się zająć śmiercią mężczyzny, a widząc jego martwe ciało nawet nie zrobiło się jej smutno. Pozostawała jeszcze jedna kwestia do rozwiązania, dziecko. Cece ze stoickim spokojem wypiła eliksir, truciznę, która miała zabić także jej potomka. Przed całym światem czarodziei zgrywała zrozpaczoną wdowę, która poroniła widząc martwego, kochanego męża.
Piękne mieszkanie w Londynie, wieczorne wyjścia ze znajomymi, kolejne powieści odnoszące sukcesy. Cece nie potrzebowała więcej, pogodziła sie z tym, że już swój limit szczęścia wykorzystała. Teraz musi tylko udawać, że żałoba już jej dawno przeszła, że żyje przyszłością, a nie wpatruje się ślepo, w to co było. O dziwo udawało jej się wszystkich przekonać, że tak właśnie jest! Nauczyła się jak można śmiać się na zawołanie, bawić się nie przejmując się konsekwencjami. Jednak po tym wszystkim co się jej przydarzyło nie potrafi nikomu zaufać, nie chce trzymać nikogo blisko siebie. Skoro jeden mężczyzna jej życia mógł zginąć, to dlaczego z kimkolwiek innym miałoby być inaczej? Zrozumiała, że czarodzieje czystej krwi, są lepsi od wszystkich innych, bo tylko oni potrafią tak człowiekowi zrujnować życie. Chce sie skupić na wydaniu kolejnej książki, to właśnie na papier przelewa wszystkie swoje żale. Niedawno zaczęła także pisać dramaty, a jeden z nich został nawet wystawiony w teatrze. Chciałaby powtórzyć ten sukces i sprawdzić swych sił w tworzeniu sztuk. Zaprząta swoją głowę wieloma sprawami, by tylko nie miała czasu myśleć o tym jak bardzo jest samotna i jak bardzo brakuje jej kogoś z kim będzie mogła dzielić radości i smutki. Dalej marzy jej się wielka, szczęśliwa rodzina z tym, że boi się ponownie zajść w ciąże. Chciała znaleźć sposób na to, by móc chronić bliskich, zrobić wszystko tak, by nie musiała martwić się, że ktoś z jej wrogów zrobi im krzywdę. Dlatego też postanowiła zagłębić się w czarną magię, która bardzo fascynowała ją jeszcze za czasów szkoły. Pochodziła z rodziny, z wielkimi tradycjami jeżeli chodzi o ten rodzaj magii, nie miała więc większych problemów, by dotrzeć do źródeł, z których wiele mogłaby wynieść. Może nie powinna igrać z mroczną magią, chciała tylko pomóc... ale dobrymi chęciami piekło jest wyścielone. Jak na razie to ciągle uważa, że nie zasługuje już nawet na chwilę szczęścia i, że jest osobą, której od zawsze towarzyszy smutek, sądzi że jest pechowa i każdy człowiek, na którym jej zależy jest narażony na poważne zranienie.
5 | |
1 | |
6 | |
0 | |
0 | |
9 | |
4 |
różdżka, 10 punktów statystyki, Kot, Teleportacja, Sowa
Ostatnio zmieniony przez Cece E. Malfoy dnia 18.09.15 18:14, w całości zmieniany 5 razy
Witamy wśród Morsów
prządką