Cassiopeia Black
Nazwisko matki: Bulstrode
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta szlachetna
Zawód: członkini Wiedźmiej Straży (wyższe stanowisko)
Wzrost: 178 cm
Waga: 63 kg
Kolor włosów: czarne jak heban
Kolor oczu: dosyć nietypowy dla Blacków, ponieważ brązowo-zielony
Znaki szczególne: ma dołeczki w plecach oraz niewielką bliznę na prawej łopatce; pomimo charakternego usposobienia ma w sobie coś delikatnego, łagodnego, co jest doskonale widoczne, gdy spokojnym krokiem wchodzi do zatłoczonego pomieszczenia; często zmienia kolor włosów
Tamaryszek, Łuska chimery, dość sztywna, mierząca jedenaście i jedną czwartą cala
Slytherin
Lampart
Dziecko, które urodziło się martwe
Niezapominajki, czekolada, papier
Ona sama, z czymś na kształt miłości przyglądająca się ukochanemu, grającemu na fortepianie
Literaturą piękną i astronomią
Sroki z Montrose
Gra na fortepianie
Muzyki klasycznej i rock&rolla
Emma Stone
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Potężna i nie do okiełznania. Uwodziła swoim chłodem, przyciągała kolejnych śmiałków, aby jednym porażającym uśmiechem odebrać im marny żywot. Zimnym oddechem smagała ich policzki, niszczyła dzieła artystów... Burza. Niezwyciężona, nie do pokonania. I mała Cassio z nosem przyklejonym do szyby z fascynacją przyglądająca się destruktywnej naturze. W jej sercu zostało zasiane ziarno; pragnienie, aby być równie silną i zimną. Podnosi się. Wybiega prosto w objęcia żywiołu. I tańczy, och, jak ona tańczy! Jaka radość wypełnia tę małą istotkę! Bose stopy znają rytm, choć nigdy nie miały okazji się go nauczyć. Włosy o kolorze, którego najciemniejsza noc by się nie powstydziła, drgają na wietrze. Śmieje się szaleńczo, wysuwa podbródek wprost do nieba z nadzieją, iż jeszcze więcej spłynie łez. Nie ma już zasad, nie ma już więzów, tak wolna, tak cudownie wolna. Ma jedynie siedem lat, a czuje się stara, jakby żywioł powierzył jej wiedzę; ukazał jej świat, który dopiero miała poznać. Kolejny jasny uśmiech, tym razem specjalnie dla niej. Podaruj mi choć jeszcze jeden, droga przyjaciółko! Nagle włosy zaczynają się mienić - niebieskie, zielone, fioletowe i znowu hebanowe. Widzi najpiękniejsze gwiazdy, choć na niebie wcale ich nie ma. Magia. Bezkształtna, ale wypełniająca ją po brzegi. To uczucie unosi ją coraz wyżej i wyżej, jakby chciało, aby skradła wszystkie błyski rozświetlające tą wyjątkową noc. Zdradliwe krzyki docierają do niej dopiero po chwili. I nawet kiedy matka ciągnie ją za rękę w stronę domu, jej melodyjny śmiech łączy się z dźwiękami coraz silniejszych grzmotów. Do zobaczenia, przyjaciółko ma! Jeszcze się spotkamy...
Jako dziecko nie do końca rozumiała swoją umiejętność metamorfomagi. To było zupełnie nowe dla małej Cassio, bo ani mamusia ani tatuś takich zdolności nie posiadali. Zastanawiała się, czy na pewno wszystko z nią w porządku, myślała nawet, iż może to jakaś tajemnicza choroba(!) Na całe szczęście akurat w tym jednym przypadku Państwo Black byli bardzo wyrozumiali, najprawdopodobniej wpływ na to miał wiek dziewczynki. Wytłumaczyli, dlaczego potrafi zmieniać kolor włosów czy też dowolną część ciała. Powoli Cassiopeia uczyła się akceptować fakt, iż różni się od swoich rodziców i rodzeństwa. Z czasem zniknął nawet strach, a zaczęła narastać ekscytacja! Siostra i bracia też szybko przestali uważać ją za dziwoląga, za co była im w późniejszym czasie ogromnie wdzięczna.
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny...
Opuszki palców z czułością muskały fortepian. Każdy klawisz był niepowtarzalny, każdy dźwięk darem. Długie godziny tkwiła przy instrumencie i grała to, co czuła. Niezadowolenie, kiedy matka zmuszała ją do nauki etykiety. Rozczarowanie, gdy ojciec po raz kolejny nie poświęcił jej uwagi. Jeśli wewnętrzny ból odbierał jej zdolność mowy, a każde słowo wydawało się być niewystarczająco dobre, to melodie niejednokrotnie przemawiały za nią. Przymykała powieki, oddając się całkowicie pod opiekę intuicji. Dłoń wyrywała ją z świata stworzonego przez własny umysł. Otwierała wtedy oczy, obdarzała Doreę ciepłym uśmiechem i ujmowała maleńką rączkę. Cassiopeia najbardziej kochała swoją młodszą siostrzyczkę. Matka była nieuchwytnym ideałem, a ojciec wzorem do naśladowania. Jeśli zaś chodzi o braci, wyglądało to zupełnie inaczej. Do Polluxa odnosiła się z szacunkiem, zdecydowanie mieli pozytywne relacje. Natomiast kiedy okazało się, iż Marius jest charłakiem, jej stosunek do niego zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Początkowo mu współczuła, jednak z każdym powrotem do domu z Hogwartu ich relacje stopniowo się ochładzały, duży wpływ na to miało środowisko, w jakim obracała się młoda panna Black. Cassiopeia w końcu zaczęła traktować go jak lokatora, a nie brata. Obecnie rzadko kiedy o nim mówi, a już zwłaszcza w towarzystwie. Posiadanie charłaka w rodzinie nie jest niczym chwalebnym, czyż nie? W każdym razie... Rytuał dnia został zaburzony, gdy zamiast Dorki z gry wyrwała ją sowa, która wylądowała na jej kolanach. Przyniosła spełnienie najskrytszych marzeń. Zmianę. List. Siedziała nieruchomo, czekając. Najpierw do pomieszczenia weszła Dorea, która na widok sówki od razu zawróciła, aby zwołać resztę domowników. Widziała uznanie wymalowane na twarzy ojca, choć nie bardzo widziała w tym swoją zasługę. Cassio dopiero miała im przynieść powód do radości. Pozwalała się obejmować, aczkolwiek nie potrzebowała ich czułości, w końcu do tej pory rzadko ją otrzymywała. Jej spojrzenie mimowolnie powędrowało do okna. O szyby uderzały rytmicznie krople deszczu i to dopiero sprawiło, że na twarzy dziewczynki pojawił się delikatny, nieznaczny uśmiech. Witaj, przyjaciółko, dawno się nie widziałyśmy. Tęskniłam...
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Hogwart Express. Idealne miejsce do rozpoczęcia obserwacji. Panna Black uwielbiała to robić. Analizować. Mamusia już ją powiadomiła, jakich nazwisk ma się wystrzegać. Najbardziej w głowie utkwiło jej słowo szlama. Jak ją rozpoznać, matko? Jak bardzo by się nie starała, zawsze będzie gorsza od Ciebie, Cassiopeio. Nigdy Ci nie dorówna, jej pochodzenie już na wieki będzie hańbiące. Dziewczynka chłonęła każde słowo, gdyż chyba naturalnym był, iż nie chciała sprawić zawodu swoim rodzicom poprzez kontakt z mugolakami. Dlatego szukała kogoś podobnego do siebie. Och, cóż za niezwykłe zrządzenie losu, iż nie musiała się nawet wysilać! Wystarczyło zająć miejsce w przedziale, a jej przyjaciółka na lata pojawiła się sama. Otaksowała ją uważnie. Nienaganny rodowód, idealne towarzystwo dla młodej panienki, jakby powiedział jej ojciec. Obudził ją hałas. Najwyraźniej byli już na miejscu. Z uśmiechem zanotowała, że za oknem się chmurzyło. Później wszystko potoczyło się szybko, jak na przyspieszonym filmie. Wejście do zamku. Cassio była zahipnotyzowana pięknem tego miejsca, harmonią, jaka w nim panowała. Choć była jedną z wielu w tłumie, Hogwart sprawiał, że czuła się jedyna. Niepowtarzalna. Wyjątkowa, a jednocześnie tak obca. Chciała się beztrosko śmiać jak pozostali, ale w głowie wciąż dźwięczały jej słowa, że ma mieć się na baczności, toteż spoglądała na wszystko nieco z boku. Powoli zaczynał tlić się w niej strach. Co, jeśli nie zostanie przydzielona do Slytherinu? Jaką wielką byłoby hańbą, gdyby wylądowała w Ravenclawie! Spaliłaby się chyba ze wstydu.
Tiara Przydziału wylądowała na jej głowie.
- Przebiegła, sprytna, inteligentna, oczytana, a jednocześnie dziwnie łagodna... Manipulujesz własnymi uczuciami, prawda? Widzę Twoje pragnienia, młoda panno. SLYTHERIN!
Ulga to za mało, by określić, co czuła Cassiopeia. Radośnie podążyła w stronę członków swojego domu. Jej domu.
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną...
Nie zdawała sobie sprawy, jak wielką moc sprawczą ma słowo. Z lubością używała go jako broni ciężkiego kalibru. Wyśmiewała mugolaków, bawiły ją łzy, które tak często widywała u swoich obiektów drwin. Sumienie, które do tej pory głośno dzwoniło do bram jej serca na każdą niesprawiedliwość, powoli cichło. Czasami tylko późną nocą tępo wpatrywała się w sufit, zastanawiając się, czy postępuje dobrze. Na szczęście takie sytuacje zdarzały się coraz rzadziej. Black idealnie odnajdywała się wśród swoich. Lubiła być w centrum zainteresowania, przykuwać uwagę błyskotliwą wypowiedzią czy też ironicznym komentarzem. Z drugiej strony bardzo często zaszywała się w bibliotece. Uwielbiała czytać. Początkowo interesowały ją jedynie książki związane z transmutacją, ale wkrótce zaczęła sięgać po inne. Czarna magia. Posiadała naprawdę ogromną wiedzę teoretyczną, której nie miała okazji sprawdzić w praktyce. Nie wspominając już o Dziale Ksiąg Zakazanych, na który bardzo często łypała tęsknym okiem. Pragnęła być najlepsza. Liczyła na same Wybitne, bycie dobrą ścigającą i zostanie kiedyś Prefekt Naczelną. Ileż razy słyszała, iż ambicja kiedyś ją zgubi? Sama nie wiedziała. Dążyła po trupach do celu, a porażki jej nie zrażały, choć trzeba przyznać, że kiedy jeden jedyny raz dostała Trolla z Eliksirów, to po prostu zalała się rzewnymi łzami. Nie znosiła przegrywać i średnio sobie z tym potrafiła radzić. Coraz lepiej natomiast panowała nad metamorfomagią. Początki były ciężkie. Zmieniała jakąś część ciała nagle i przeważnie w bardzo, bardzo nieodpowiednim momencie. Jednak jako że była uparta jak osioł, obiecała sobie, że nauczy się nad tym panować. I proszę! Teraz rzadko zdarzały jej się niechciane przemiany. Czas płynął. Przyszedł ostatni rok i jej zguba.
I światła szarego blask sączy się senny...
Zabawne. Manipulantka stała się manipulowaną. Cassiopeia Black zakochała się. Do szaleństwa. Omamił ją czarującym uśmiechem, tajemniczym błyskiem w oku i nienagannymi manierami. Och, oczywiście, że się broniła przed tym niechcianym uczuciem. Postrzegała miłość za groźnego i niebezpiecznego przeciwnika. Tak łatwo potrafiła doprowadzić do destrukcji człowieka. Oślepiała i kusiła wizją szczęścia. Nie trwało to jednak długo, gdyż dla niej TEN chłopak był ideałem i lgnęła do niego od pierwszego wejrzenia. Wydawało się jej, że ta relacja jest normalna; podobna do małżeństwa jej rodziców. Dla niego była w stanie zrobić wszystko, nawet zdradzić swoich najbliższych. Czy nie na tym polegała ta słynna miłość? Na umiejętności oderwania się od rodziny i przyjaciół, a całkowitemu zawierzeniu się tej jednej jedynej osobie? Czyżby Cassio źle ją definiowała? Nawet nie zauważyła, jak zaczęła niknąć w oczach. Stawała się cieniem. Zupełnie zatraciła swoją osobowość. A on? Bawił się nią jak kukiełką. Kiedy kazał jej wstać, ona to robiła bez szemrania. Gdy zabronił jej zadawać się z przyjaciółką, która zauważyła, iż dzieje się z nią coś złego, zrobiła to, nawet się nie zastanawiając. Oddałaby wszystko za jego dotyk, który potrafił hipnotyzować; za wargi, które tak namiętnie ją całowały. Bez niego czuła się bezużyteczna. Po prostu świat Cassio zaczynał się i kończył na nim. Jednocześnie stawała się pusta. Wypalona. A on doskonale się bawił, niszcząc dziewczynę, którą podobno kochał. A może tylko jej się tak wydawało? Po dzień dzisiejszy nie jest pewna. I nagle ją zostawił. Niczym zabawkę, która przestała być ciekawa. Przez dwa miesiące umierała z cierpienia. Błagała, żeby wrócił, ale on tylko się śmiał. I tu znowu ogromną rolę odegrała przyjaciółka, Cece. Odbudowywała jej psychikę - cegiełka po cegiełce. Panna Malfoy osiągnęła sukces, może nawet większy niż się spodziewała. Cassiopeia Black powróciła, silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Moment, w którym otrzymała wyniki z OWUT-emów, był jednym z najpiękniejszych w jej życiu. Z takimi stopniami mogła się dostać na każdy kurs! Długo zastanawiała się nad właściwą ścieżką dla siebie. Nie widziała się w roli Uzdrowiciela, w końcu nie należała do najbardziej empatycznych osób na świecie. Ba, zdecydowanie szczyciła się chłodnym podejście do wielu spraw. Po wyniszczającej miłości, która omal nie doprowadziła do autodestrukcji Cassio, charakter młodej panny Black zhardział. Jedynie ktoś, kto ją bardzo dobrze znał, mógł dostrzec w jej oczach smutek, którego zapewne do końca życia się nie pozbędzie. Cassiopeia zdawała sobie sprawę, iż jako arystokratka przede wszystkim powinna pełnić rolę damy, pojawiać się na salonach, nienagannie się prezentować... Ale to dla niej było za mało. Skoro już miała być idealną czarownicą to chciała czerpać również z tego profity. Niemal od zawsze lubiła "wiedzieć"; posiadać informacje i umiejętnie je wykorzystywać. Szukała zawodu, który pozwoliłby rozwijać jej się w tych dziedzinach. Zdecydowała się więc na Wiedźmią Straż, gdyż właśnie ten wydział wydawał się spełniać jej oczekiwania. Niosło to pewne ryzyko, w końcu bycie szpiegiem w takich czasach mogło być zgubne, aczkolwiek Cassiopeia uparła się. Do samego Grindelwalda miała raczej neutralny stosunek, nie do końca popierała jego metody, ale kim była, żeby protestować? Głównie starała trzymać się z daleka od prowadzonej przez niego polityki i zajmować się swoimi sprawami. To samo tyczyło się czarodziejskiej wojny. Choć drżała na samą myśl, wiedziała, iż jako młoda arystokratka nie powinna zbytnio się tym interesować. Oczywiście, gdy rodzice usłyszeli o planach Cass, omal jej nie wydziedziczyli! Co to za porządki, żeby młoda panna na wydaniu miała zostać szpiegiem? Za sam pomysł poniosła konswekwencje, ograniczony został jej dostęp do majątku. Jednakże dziewczyna dalej błagała ich, ba, ośmieliła się nawet grozić, że jeśli się nie zgodzą, to ośmieszy cały ród. Przekonywała, że o jej pracy będą wiedzieć jedynie oni - matka i ojciec. Po kilku miesiącach Państwo Black wyrazili zgodę pod warunkiem, iż Cassio nie przyniesie wstydu rodzinie. Grupa osób aplikujących na kurs była spora, ale Cassio się nie zniechęcała; tak jak kiedyś w szkole uparcie dążyła do celu. Co po raz kolejny się opłaciło, gdyż Black dostała się! Skupiała się jedynie na nauce, ignorując wszelkie próby jej rówieśników, aby nawiązać z nią kontakt. Cass nie zależało na pozytywnych relacjach, nie potrzebowała kolejnych przyjaciół, chciwie spoglądających na pieniądze. Takich miała na pęczki! Ostrożności nigdy za wiele. Nawet nie zauważyła, jak szybko minęły trzy lata. Zakończyła szkolenie wstępne i była gotowa, aby podjąć pracę na niższym stanowisku w Wiedźmiej Straży. Miała wystawione dobre opinie, nienaganny rodowód, a poza tym stopnie i fakt, iż była metamorfomagiem, przemawiały tylko na jej korzyść, nic więc dziwnego, iż została przyjęta. Jednocześnie wciąż pojawiała się na salonach, w końcu była młodą panną na wydaniu. Wszystkim wmawiała bez mrugnięcia okiem, iż jako dama z prawdziwego zdarzenia w głowie ma jedynie przyjęcia i nienaganną prezentację. Jak wiadomo, rodzice potwierdzali słowa wypowiadane przez swoją córkę. W domowym zaciszu nadal podchodzili do jej pomysłu niechętnie, ale już nie okazywali tak wielkiej wrogości jak na samym początku, najwyraźniej stopniowo godzili się z losem. Nastomiast Cassiopeia łączyła przyjemne z pożytecznym, bo właśnie podczas spotkań arystokracji wyciągała informacje. Z jednej strony grzecznie pytała, jak ma się babcia Malfoy, a z drugiej przysłuchiwała się opowieściom o kolejnej doskonale zatuszowanej zbrodni. Jeśli chodzi o współpracowników, to pierwsze miesiące były ciężkie; czuła się niemal jak żołnierz, który machinalnie wykonuje wszystkie rozkazy wyższych rangą. Stąd też decyzja panny Black, aby jednocześnie kontynuować dalszą naukę w tym kierunku. I choć niejeden raz była wykończona, ponieważ nieprzespane noce dawały się jej mocno we znaki, to wciąż chodziła dumnie z wysoko uniesioną głową. Nie tak łatwo było ją złamać. A już na pewno trzeba było do tego więcej niż pracę, bywanie na salonach i kurs razem wzięte. Po czterech latach stała się pełnoprawnym strażnikiem. Już w czasach Hogwartu była niezłą aktorką; wcielanie się w różne role sprawiało jej niesamowitą przyjemność, aczkolwiek po ukończeniu pełnego kursu stała się w tym niemal mistrzynią. Można to było zauważyć na wystawnych ucztach, kiedy bez żadnego problemu sterowała własną mimiką oraz emocjami obecnych przy stole. Bycie szpiegiem odbiło się na relacjach z rodziną, bo nie miała już tak świetnego kontaktu z rodzicami jak kiedyś oraz na jej psychice, bo jednak niesamowicie trudno jest oddzielić fałsz od prawdy. Jeśli zdarzały się jej niepowodzenia to niezwykle rzadko. Do swoich współpracowników odnosiła się poprawnie. Wolała zbytnio się nie przywiązywać do kogoś, kto może pewnego dnia wbić jej nóż w plecy.
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Sprawy serce zawsze były dla niej trudnym tematem. Nie potrafiła należycie okazywać uczuć, w gruncie rzeczy wina leżała w sposobie jej wychowywania, w końcu miała być dystansowaną damą, a nie radosną trzpiotką. Jednakże to nie zmieniało faktu, iż jako panna z dobrego domu powinna wyjść za mąż. Jej pierwszy narzeczony, do którego zapałała nawet sympatią, był aurorem i niestety, zginął podczas jednej z akcji. Cassio nie miała nawet czasu, aby pogodzić się z jego śmiercią, gdyż Państwo Black już mieli kolejnego "asa" w rękawie. Ten wybór był szczególnie mało trafny, Cassiopeia do tej pory się krzywi, gdy wypowiadane jest imię jej ex-narzeczonego. Mężczyzna bowiem zadurzył się w znajomej Cassio i zerwał zaręczyny, co wywołało niemały szok w świecie arystokracji. Jak to tak, porzucić kogoś z rodu Black? Trzeci i ostatni kandydat początkowo wydawał się być odpowiednią partią dla Cass. Jednak gdy wyszło na jaw, iż czyhał tylko na posag dziewczyny, a poza tym jego opinia publiczna uległa znacznemu pogorszeniu, został odprawiony przez samych rodziców Black. Wydarzyło się to całkiem niedawno, bo niecały rok temu. Cassio więc ma się na baczności, gdyż zapewne w niedługim czasie zostanie przedstawiony jej kolejny przyszły "ukochany". Państwo Black już teraz są niesamowicie sfrustrowani, bo jednak w oczach arystokracji Cassiopeia wygląda po prostu na... starą pannę. Są więc w stanie zrobić wszystko, żeby wreszcie wydać ją za mąż, za oczywiście, porządną partię. Co do samej zainteresowanej, to praca stanowiła centrum jej życia. W wolnym czasie spędzała czas z przyjaciółmi, grała na ukochanym instrumencie i obserwowała, jak rozpada się jej rodzina. Może gdyby wciąż miała jedenaście lat to cierpiałaby z tego powodu. Zwłaszcza, że się do tego przyczyniła. Zdradziła własną siostrę, nie próbując jej pomóc. Jednak nie da się wytępić zasad wpajanych od dziecka; Dorea była sama sobie winna, zakochując się w Potterze. Miłość i obietnice siostrzane zniknęły równie szybko jak wiara Cassio, iż Dorea porzuci Charlusa. Po tych wydarzeniach jeszcze mocniej skupiła się na pracy, zupełnie zapominając o siostrze, zupełnie, jakby nigdy nie istniała.
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... Wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
7 | |
6 | |
3 | |
1 | |
0 | |
4 | |
3 |
różdżka, 9 punktów statystyk, sowa, teleportacja
[bylobrzydkobedzieladnie]
zwinięci razem wokół o d d e c h u, tak święci w swoim grzechu…
Ostatnio zmieniony przez Cassiopeia Black dnia 22.09.15 17:44, w całości zmieniany 16 razy
His hand upon your hand
His lips caress your skin
It's more than I can stand