Zaim Naifeh
Nazwisko matki: Shafiq
Miejsce zamieszkania: Canterbury
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: Auror
Wzrost: 189 cm
Waga: 83 kg
Kolor włosów: brunet
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: super wons, egzotyczna uroda, donośny, tubalny głos, który słychać niemalże wszędzie
13 cali, dość sztywna, świerk, szpon hipogryfa, rękojeść opleciona wężami
Gryffindor
krokodyl nilowy
śmierć rodziny
kadzidłem, cynamonem i eukaliptusem
banalnie, ale siebie z rodziną – szczęśliwych!
zaklinaniem węży, ściganiem zakapiorów, polowaniami na zwierzynę, rodziną, spotkaniami towarzyskimi
nikomu
jeżdżę konno, pływam
muzyki egipskiej i klasycznej
Burak Özçivit
Gdzieś w magicznej części Kairu pośród rozległych piasków stał skąpany w słońcu pałac. Zapach kadzidła gryząco wdzierał się do nozdrzy, kamienne posadzki dawały przyjemne poczucie chłodu, a pośród jedwabnych woali mieszkała ona. Anai z dumnego, egipskiego rodu Shafiq, która miała wszystko, czego tylko zapragnęła. Bogactwo, piękno lica, kawalerów ustawiających się w kolejkę po jej drobną rękę. Miała wszystko prócz swobód, których tak pragnęła. Znużona asystą w postaci braci lub kuzynów, sztywnymi balami i pałacowymi murami, pewnej nocy zrobiła coś wyjątkowo głupiego. Związała dorodną linę z satynowych pościeli i części garderoby, by wymknąć się ze swej pachnącej cynamonem komnaty. Wpadła wprost w objęcia mroku. Podążała bez konkretnego celu w kierunku centrum miasteczka. Po niewybrukowanych drogach niosły ją nogi, oczy zaś nie mogły nasycić się tym odmiennym światem, którego do tej pory nie znała. Zdziwiona patrzyła na brudne zaułki, biednych pobratymców, którzy ledwo wiązali koniec z końcem. Widziała rzeczy, których wcale nie chciała widzieć. Pojęła to niestety za późno. Gdyż kiedy przyszedł moment na ucieczkę powrotną, ktoś zasłonił jej usta i pociągnął w stronę zaułku. Takiego, w którym nikt z was nigdy nie chciałby się znaleźć. Anai próbowała krzyczeć, protestować, wyrywać się. Wszystko, byleby uwolnić się od napastnika. Niestety, ten był silniejszy od niej. Kiedy jednak wreszcie była w stanie wrzeszczeć, wołać, błagać o pomoc… minuty wydłużały się wprost proporcjonalnie do odczuwanego bólu, zaś bohatera w lśniącej zbroi było szukać na próżno. Nikt się nie zjawił. Zjawiła się jedynie niemoc, łzy zalewające oczy i wreszcie pospieszne kroki oddalającego się oprawcy. Ciężko sobie wyobrazić to, co panna Shafiq musiała przejść. Co musiała czuć, kiedy poobijana próbowała wrócić do swojego domu.
Gdzie nie czekało ją gorące przyjęcie.
Jej rodzina oczywiście załamała się nad tym, co się stało. Pozwoliła jej się wykąpać i ubrać, wspaniałomyślnie mogła wziąć także kilka swoich rzeczy, lecz nie tych magicznych. Na nic zdały się łzawe błagania o to, aby ją oszczędzić. Lekkomyślna Anai musiała ponieść konsekwencje swej niesubordynacji i opuścić rodzinne włości. Jako zhańbiona, skalana, wyklęta z rodziny. Czarna owca, którą chce się wyrzucić i zapomnieć. Umyć ręce od tego, co się stało. A kiedy błagała o śmierć, nie otrzymała jej. Sama zaś była zbyt tchórzliwa, aby targnąć się na swoje życie. Po prostu zamieszkała na ulicy w dzielnicy dla czarodziei. Początkowo ciężko jej się było z tym pogodzić i zaadaptować w tych wysoce niesprzyjających warunkach. To była walka o przetrwanie. Wybrała ostatecznie żebranie, bo złodziej był z niej marny.
Anai miała szesnaście lat, kiedy ledwo udawało jej się żyć z dnia na dzień w nieszczelnym kartonie i kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Z mężczyzną, który ją skrzywdził, zabrał wszystko, co miała, włącznie z godnością i poszanowaniem dla samej siebie. Popadła w rozpacz, którą ciężko nawet opisać. Przypadkowo robiła sobie krzywdę, aby poronić. W szóstym miesiącu miała tak dosyć swych bezowocnych prób, że zamierzała przebić brzuch zardzewiałym nożem. Stchórzyła w ostatniej chwili. A kiedy przyszedł moment rozwiązania, zostawiła dzieci w jednym z ciemnych, magicznych, kairskich kątów i zniknęła w odmętach nocy.
Trudno jednoznacznie określić jak to się stało, że wracająca pospiesznie do domu para przechodziła akurat tą drogą w tym momencie. W momencie, w którym bliźnięta donośnie krzyczały o czyjąś uwagę. Czyżby to było wrodzone szczęście? Może ktoś nad nimi czuwać? Bez względu na powód, prawdą jest, że rodzeństwo zostało uratowane przez państwo Naifeh.
Początkowo plan był taki, że zajmą się nimi tej nocy i następnego dnia oddadzą noworodki do pobliskiego szpitala. Pokochali jednak szkraby niemalże od pierwszej kąpieli, którą im zaserwowali. Zauważyli, że dzieci wniosły dużo radości w ich dotąd dość monotonne życie. Szczególnie, że u głowy rodziny stwierdzono bezpłodność. Od jakiegoś czasu przymierzali się do przygarnięcia jakiegoś dziecka, jednakże trochę się bali, trochę potrzebowali się z tą myślą oswoić… dobrze, że los zdecydował za nich i pchnął ich w kierunku zapewnienia bliźniakom dostatniego życia, przy okazji robiąc z nich swych spadkobierców. Państwo Naifeh byli cenionymi uzdrowicielami półkrwi, którzy choć oczywiście nie byli tak znamienici jak ci z rodziny Shafiq, to naprawdę byli nieocenionymi specjalistami. Zapraszano ich na wykłady poświęcone magicznej medycynie. Kiedy w 1930 roku na świecie zapanował Wielki Kryzys, a w samym Kairze wybuchły zamieszki z powodu chęci odłączenia się spod wpływów Wielkiej Brytanii, rodzina postanowiła wyemigrować na Wyspy licząc na poszerzanie swojego dobrobytu. Niestety i tu była rodzina, która wiodła prym w dziedzinie uzdrawiania, jednak państwo Naifeh postanowili dać z siebie wszystko mimo przeciwnościom losu. Szczególnie, że nie byli zbyt miło witani w Królestwie ze względu na swoje pochodzenie. Chcieli być najlepsi i w takim też duchu wychowywali swe dzieci, które miały już sześć lat. Tak samo przykładali uwagę do wychowania dzieci w kulturze egipskiej, nawet na innym kontynencie. Nie byli jednak typem fanatyków, akceptowali wybory swoich dzieci, choć niekoniecznie się z nimi godzili. Sami nosili stroje adekwatne do wyznawanych przez nich wartości, które również starali się przekazać swym pociechom, a one robiły to samo. Cała rodzina była jednak dość ciekawa kultury brytyjskiej, dlatego starali się z biegiem czasu wpasowywać w tutejsze społeczeństwo.
Niedługo mieli rozpocząć naukę w Hogwarcie, gdyż ku uciesze rodziców ich maluchy wykazały swoje magiczne zdolności w wieku czterech lat. U Zaima objawiło się to rozbiciem doszczętnie drogiego wazonu, rodowej pamiątki. Oczywiście bez ingerencji chłopca. Po prostu zdenerwował się na swoich rodziców za to, że próbowali mu wcisnąć małą miotełkę dla dzieci, czym on nie był nawet w najmniejszym stopniu zainteresowany. Nie da się ukryć, że młody od wczesnych lat życia był osobą impulsywną i trudną do okiełznania, głównie przez jego ośli upór. Większość z tych cech została mu po dziś dzień.
Wielka Brytania różniła się od Egiptu dosłownie wszystkim. Głównie klimatem. Początkowo całej rodzinie ciężko było przywyknąć do znacznej zmiany pogody. Z powodu stale odczuwalnego zimna wszyscy niemalże na okrągło chodzili przeziębieni. Mając jednak lekarzy za rodziców, wszelakie choroby mijały równie szybko, co się pojawiały. Oprócz świniowstrętu u Zaima, który objawił się podczas zabaw na świeżym powietrzu w okolicy domu. Dom ten znajdował się w niewielkiej miejscowości, gdzie wciąż dookoła mieściły się różnorakie gospodarstwa. Rodzeństwo bawiło się przy jednym z nich. Wiecie, kury, świnie, krowy, konie. Nic nadzwyczajnego. Tylko wysypka na ciele chłopaka była nieco bardziej nadzwyczajna. Chorobę oczywiście zdiagnozowano błyskawicznie, a Zaim wpierw srogo cierpiał z powodu tego, że nie może już bezkarnie biegać po okolicznych domostwach, a potem się nawet ucieszył. Wszak mógł udawać wielkiego, szlacheckiego panicza, któż mu teraz podskoczy! Pamiętajmy, że wciąż był dzieckiem, dzieciom powinno się wiele wybaczać. Szczególnie wybujałą wyobraźnię. Tej Zaimowi nie brakowało nigdy. Wymyślał najbardziej pokręcone zabawy świata, budował najzacniejsze fortece z koców na całej kuli ziemskiej, a także wymyślał tak niestworzone historie i opowiadał je z takim zapałem oraz powtarzalnością, że po jakimś czasie zacząłeś w nie wierzyć choćby dla świętego spokoju.
Hogwart był ogromną placówką, która jednak go w ogóle nie przytłoczyła. Całkiem możliwe nawet, że tuż po ceremonii przydziału, kiedy zasiadł przy stole swojego domu, któryś z dzieciaków go na tyle wkurzył (zapewne docinkami odnośnie karnacji), aby rzucać weń jedzeniem. Możliwe również, że to był precedens na miarę tej szkoły magii. Prawdopodobne jest także, że chwilę później prowadzony był za ucho do swojego dormitorium przez opiekuna domu, do którego należał. Nie zapomniał o swojej siostrze, którą pociągnął za rękaw szaty ze sobą. Generalnie rodzeństwo wciąż było nierozłączne, głównie dlatego, że Naifeh czuł się zobowiązany do tego, aby pilnować siostry przed złem tego świata. Czyli przed facetami i tymi, którzy jawnie wyśmiewali ich status krwi. Wiele w tym czasie zostało złamanych nosów, a także powstało wiele urazów pozaklęciowych. Prawda jest taka, że Zaim od zawsze był rosłym i silnym chłopcem, dlatego większość frustracji wyładowywał za pomocą przemocy. Słowne potyczki nie wychodziły mu tak dobrze jak wszelkiego rodzaju fizyczne przepychanki, co automatycznie stawiało go na gorszej pozycji, przynajmniej jeśli o szacunek chodzi. Rodzice tłukli mu do głowy uzdrowicielskie meandry wiedzy, to było jednak za mało, aby tym na kimkolwiek wywrzeć wrażenie bardzo konserwatywnego środowiska czarodziei. Dlatego Naifeh po drugim roku zaczął więcej czytać, a także się kształcić. Powoli kiełkowała w nim myśl, że chciałby zostać aurorem, dlatego na zaklęciach, obronie przed czarną magią, eliksirach, transmutacji i zielarstwie skupiał się najmocniej. Oczywiście rodzice uważali, że to kompletnie poroniony pomysł i sądzili, że synowi prędko się odmieni. Wszak miał zostać uzdrowicielem, tak jak oni. Nie po to tyle siedzieli z bliźniakami nad ich medyczną edukacją, aby całe dziedzictwo się zmarnowało. Cóż, wtedy nikt, nawet sam Zaim nie spodziewał się, że jego raz obrana ścieżka kariery okaże się tą, którą będzie podążał do końca.
Naifeh w trakcie nauki szkolnej był okropnym kobieciarzem (tak de facto nie zmieniło się to do teraz) i poznał naprawdę wiele dziewcząt. Z kilkoma nawet chodził, ale nigdy nie wyniknęło z tego coś poważniejszego. Głównie z tego powodu, że chłopak największą wagę przywiązywał do powierzchowności uczennic. Silniej za to interesował się… swoją siostrą, która jako jego bliźniaczka rozumiała go jak nikt inny. Wspólnie dzielili te same troski, życie tak właściwie. Mężczyzna sam nie miał pojęcia, kiedy całość emocji się tak daleko zagalopowała. Jednak uważał to uczucie za dziwne, niemoralne i wysoce niestosowne, dlatego tę część podświadomości chował głęboko w sobie. Do czasu, kiedy oboje się spili na jednym z wypadów do Hogsmeade pod koniec szkoły, gdzie doszło do pocałunku dwojga zamroczonych alkoholem osób. To był jeden jedyny incydent, który nigdy potem się nie wydarzył, ani nie wyewoluował, zaś samo rodzeństwo czuło się z tym cholernie źle i dziwnie. Postanowili jednak nie wracać do tego incydentu.
Dzięki zaciętości chłopaka testy magiczne zdał naprawdę świetnie i tak na poważnie mógł zacząć myśleć o byciu aurorem. Niezadowoleni rodzice kazali mu jednak wziąć należyte wakacje od szkoły i pracy, aby Zaim sobie wszystko przemyślał. Swoją przyszłość, to, czym chciałby się w życiu zająć. Chłopak przystał na to dość entuzjastycznie, nawet, jeśli ciągnęło go do nowych wrażeń w nowej robocie. Naturalnie wziął ze sobą Isetaari, bez której trochę jeszcze nie wyobrażał sobie życia.
Pobyt w Egipcie był jedną, wielką przygodą. Zwiedzali piramidy, organizowali wyścigi na wielbłądach, uczyli się zaklinania węży, chodzili na wystawne przyjęcia do swojej rodziny i ich przyjaciół. W międzyczasie rodzice zaczęli naciskać na odbycie stażu w miejscowej klinice uzdrowicielskiej. To akurat były okropne nudziarstwa, jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, w końcu zdobyli cenną wiedzę, nawet w praktyce. Zaimowi podobał się powrót do swoich korzeni i być może to zaważyło na tym, że wpadł w ramiona pięknej Egipcjanki. Wydawało mu się wtedy, że to spełnienie jego marzeń. Zaczął zapraszać ją na randki, nieco odstawiając swoją siostrę na boczny tor. Wydawało mu się, że zrozumie, wszak się zakochał! A jako, że zawsze był impulsywny i niecierpliwy, to już dwa miesiące później wybierał odpowiedni pierścionek zaręczynowy dla swej ukochanej. Ona przyjęła jego oświadczyny i w kolejnym miesiącu byli już małżeństwem. Niepomny na to, że popełnia błąd i wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko, po prostu wkręcił się w swój szalony, młodzieńczy związek. Rodzice byli bardzo niezadowoleni z powodu jego decyzji, a także rozgoryczeni z powodu poinformowania ich dopiero po fakcie. Długo nie chcieli przyjąć synowej do swojej rodziny, odmawiając młodym pieniędzy na lokum. Cóż, tak naprawdę to nawet nie udało im się pogodzić, bowiem para uzdrowicieli zginęła na miejscu w Świętym Mungu. Wybuchły źle przechowywane eliksiry zawierające róg buchorożca. Tym samym rodzeństwo Naifeh ponownie zostali sierotami. Na osłodę przyszedł duży, rodowy spadek, ale to i tak było niczym w morzu bólu po stracie najbliższych. Bliźniacy wspólnie zadecydowali o sprzedaży rodzinnego domu i podzieleniu się po połowie z zysków. Co więcej… tragedia dotknęła Zaima do tego stopnia, że kiedy wrócił do Wielkiej Brytanii na pogrzeb, nie miał już ochoty wracać do Kairu i, o zgrozo, do swojej żony. Nie wiadomo, czy to z powodu lekkiej depresji jaką przechodził, czy za tym kryło się coś więcej, faktem jest, że zerwał ze swoją małżonką… listownie. Oficjalnie rozwodu nigdy nie otrzymał, nie był zresztą w stanie o tym myśleć. Rzucił się w wir kursów na aurora, gdyż uznał, że to będzie idealna praca na rozładowanie jego niespożytej nigdy energii, a także okaże się lekiem na ból po utracie rodziców. Prawdopodobnie jego rodzina w Egipcie sądziła, że Zaim musi poukładać swoje życie, lecz wróci do swojej ojczyzny. Tymczasem zaś mijały lata, mężczyzna ukończył kursy oraz testy, podniósł się po tragedii, jaka go dotknęła i nic nie wskazywało na to, że ma kiedykolwiek wrócić na „stare śmieci”.
Wiadomo, nikt nie urodził się aurorem. Albo nieskazitelnym aurorem. Zaim nie był wyjątkiem, jednak jego zaangażowanie zostało docenione i radził sobie coraz lepiej. Jasne, początki były szalenie trudne i Naifeh niemalże na każdym kroku musiał walczyć z przeciwnościami losu w postaci szykan. Spowodowanych jego pochodzeniem i statusem krwi, rzecz jasna. Spotkał wielu różnych ludzi na swojej drodze, w tym dziewczynę, która w przyszłości miała zostać jego żoną. Harriett wraz z siostrą Sybil zostały porwane, przy czym ta druga miała zdecydowanie mniej szczęścia niż ta pierwsza, ponieważ zginęła przed interwencją aurorską. Rozchodziło się o handel wilami i sprzedażą ich nawet do innych krajów. Czasem w roli luksusowych dam do towarzystwa, czasem do produkcji magicznych używek. Naifeh nigdy nie zapomni roztrzęsionej panny Lovegood, którą wręcz musiał otoczyć opieką i pomocą, tak przynajmniej wtedy czuł. Ich znajomość rozwijała się, choć sam Zaim nie był przekonany, czy to odpowiednia kobieta dla niego. To dość staromodny typ, związany z tradycją nawet, jeśli przy tym zieje nieco hipokryzją. Najczęściej wymaga więcej od innych niż od samego siebie, lecz to nieistotne. Przynajmniej nie w tym momencie historii. W której zadziałał urok wili, alkohol i nieco amortencji. Całość znacząco przyspieszyła rozwój wypadków, szczególnie, kiedy oboje obudzili się obok siebie w łóżku zupełnie bez ubrań. Naifeh, jako oczywiście honorowy mężczyzna, za którego się uważał i który chyba nie czytał gazet, postanowił, że musi ożenić się z Harriett. Oświadczyny nie były wcale romantyczne, raczej wyrzucone z siebie na szybko z pościeli, najważniejsze jednak, że zostały przyjęte. Asam auror postarał się o odpowiednią oprawę nieco później. Prawda jest taka, że z każdym dniem spędzonym z narzeczoną coraz bardziej szalał na jej punkcie i wkrótce zapomniał już, dlaczego tak naprawdę postanowił się z nią ożenić.
Ceremonia ślubu odbyła się w kwiecistym ogrodzie pełnym róż, tak jak sobie tego zażyczyła przyszła pani Naifeh. Nie obyło się również od wystawnego przyjęcia, na którym zjawiło się mnóstwo fotoreporterów. Zaim nie był przyzwyczajony w najmniejszym stopniu do błysku fleszy, lecz czego nie robi się dla ukochanej?
Na początku wszystko wyglądało sielankowo, z czasem jednak jego żona chciała coraz intensywniej pracować, na co on nie chciał się zgodzić. Przecież to był czas najwyższy na dziecko, a Harriett powinna wreszcie dojrzeć i dbać o dom oraz o męża. Tak jak zazwyczaj Zaim był uparty, niezłomny i skoncentrowany na zadaniu, tak teraz raz po raz uginał się pod naporem uroku swej drogiej małżonki. Pozwalał jej niemalże na każde fanaberie, jakie tylko przyszły jej do głowy. Szczególnie uległy był dowiedziawszy się o jej ciąży, a kiedy ta urodziła mu syna, był więcej niż wniebowzięty. Nareszcie Naifeh czuł się naprawdę szczęśliwy i spełniony, nie pamiętał już w ogóle o swoich młodzieńczych wybrykach i zobowiązaniach pozostawionych w Kairze.
Jakiś czas po tym okazało się, że to nie jedyna jego luka w pamięci. Zaim zapominał dosłownie o wszystkim, był niezorganizowany i roztrzepany, zupełnie jak nie on. Miał nawet problem ze spamiętaniem nazw zaklęć. To mocno zaniepokoiło zarówno jego żonę, jak i siostrę. Zaczęło się chodzenie od uzdrowiciela do uzdrowiciela, aż wreszcie jednemu z nich udało się postawić diagnozę: groszczopryszczka mózgowa. Szczęśliwie udało się ją wyleczyć, choć czas rekonwalescencji był długi, tak samo jak terapie służące przypomnieniu sobie wszystkiego. Musiał wziąć urlop zdrowotny na kilka miesięcy. Od dwóch lat znów pracuje jako auror, zamarzyło mu się również kolejne dziecko, skoro życie jest takie kruche i ulotne, nieprawdaż? Pytanie tylko, czy wreszcie nie nadszedł czas, aby zmierzyć się… z przeszłością. Która choć zapomniana, wcale nie zniknęła.
Boję się. Ależ oczywiście, że się boję. Tylko głupcy się nie boją, bo nie zdają sobie sprawy z zagrożenia. Więc świat, mój drogi synu, dzieli się na głupców, na tych, którzy się boją, lecz przezwyciężają swój strach i na tych, których strach przezwycięża. Jako, że lubię wygrywać, co dzień biję się ze swoimi lękami i nie pozwalam im już nigdy więcej wstać. Lecz kiedy się otrząsną, ja wracam silniejszy. Zawsze.
5 | |
1 | |
5 | |
1 | |
5 | |
0 | |
5 |
różdżka, wąż, teleportacja, teleportacja łączna, 2 punkty statystyk
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot