Kol Fawley
Data urodzenia: 1 Grudnia 1946 r.
Nazwisko matki: : Longbottom
Miejsce zamieszkania: Posiadłość w Cumberland
Czystość krwi: Szlachetna
Wzrost: 128 cm
Waga: 25 kg
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Szare
Znaki szczególne: Mało widoczne piegi na twarzy
Wyjątkowa kiedy ją dostanę
Hmmm. Ma być to Ravenclaw
Może to koń może to coś innego
Robale
Ptysie z kremem, gorąca czekolada z piankami, płutno
Siebie za kilkanaście lat odbierającego świadectwo za najlepszy obraz w konkursie malarskim
Starożytne runy, legendy nordyckie, sztuka, języki, martwe zakamarki świata magii
Jastrzębie z Falmouth
Sztuka, książki, spacer przy jeziorze
Taka jaka przypadnie mu do gustu
Asa Butterfield
Urodziłem się w posiadłości Fawleyów umiejscowiony gdzieś w centralnej części Wielkiej Brytanii. Dokładniej nie pamiętam swojego dzieciństwa, zapewne byłem niańczony przez niańkę i krewnych bo moi rodzice byli zajęci pracą. Niczego mi nie brakowało, miałem wszystko o co poprosiłem z umiarem. Przez te lata dzieciństwa kiedy jeszcze się nie rozwinąłem do tego stopnia by zacząć naukę, czas poświęcałem na zabawę. Ganiałem po domu, skakałem przy strumyczkach, chodziłem po drzewach i takie tam.
Gdy już podrosłem, rodzice postanowili w mojej obecności wybrać dla mnie guwernantki które miały zająć się moją edukacją. Zgłębiałem zasady arystokratycznej etykiety, bym zachowywał się przyzwoicie. Nie zabrakło też działalności artystycznej, rodzina przywiązywała do tego duży nacisk. Pokochałem literaturę, malarstwo i aktorstwo. Były to moje pasje i nowe hobby. Dziadkowie naciskali bym umiał coś z muzyki, więc nauczyłem się gry na flecie. Z początku wychodziło mi to badziewnie ale każdy tak zaczynał. Minęło kilka lat, miałem wtedy gdzieś tak 7 lat. Ten okres był wyjątkowy, w dniu moich urodzin objawiła się moc magiczna. Jak zasiedliśmy do stołu i miałem przed swoimi oczyma tort na którym były małe kruki, gdy zdmuchiwałem świeczki wydarzyło się coś dziwnego. Zapaliły się one ponownie tym razem na niebieskiego, ponieważ chciał by one były takie a nie inne. Z początku wszyscy myśleli że to jakiś żart starszego kuzynostwa, ale gdy tak pomyśleli że to nie oni to była moja sprawka.
Jakieś parę miesięcy po objawieniu mocy i międzyczasie obchodzenie moich 7 urodzin, wybrałem się do Londynu na zakupy. Przemierzałem największe sklepy jakie były, kiedy już kupiłem to co miałem usiadłem wraz z niańką na jednej z ławek w parku. Mój wzrok przykuł wielki plakat informujący o zapisach do szkółki artystyczno-teatralnej, postanowiłem za cel pójścia do niej i poprosić o broszurę i więcej informacji na ich wymagania i takie tam. Gdy dotarłem do domu, była już noc. Ukradkiem wszedłem do pokoju rodziców zostawiając na stoliku broszurkę z szkoły i z małym liścikiem. Minął zaledwie tydzień odkąd zapisali mnie do szkoły, codziennie przyjeżdżałem do Londynu na zajęcia, czasem spóźniony i po czasie. Należałem do grupy B, nie była ona jakoś specjalnie słaba ale też nie najlepsza. Przez pierwszy rok grałem tylko sceny drugoplanowe, lecz gdy zaczął się druga połowa drugiego roku stopniowo otrzymywałem propozycje zagrania pierwszoplanowych. Było wyśmienicie, całkiem mi się podobało takie zajęcie niż siedzenie z dala od ludzi. Tak żyje sobie do teraz kursując z Cumberland do Londynu, do czasu.
--
PS: Proszę o zmianę nazwiska w nicku jak zostanie zaakceptowane KP