Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Niemal jak w zwolnionym tempie obserwował jak potwory rzucają się na trójkę, którą sprowadził Edgar. Patrzył jak każde z nich traci życie w inny, równie bolesny i przepełniony strachem sposób. Krew bryznęła na ścianę, jednak jej zapach już od dłuższego czasu wypełniał nozdrza Craiga. Jego własna posoka powoli zastygała na skórze, przybierając ciemniejszy odcień. Wzdrygnął się, słysząc trzask pękającej czaszki - było w tym coś mokrego, obleśnego, oślizgłego. Po tym, jak salę rozświetliły trzy błyski - a trójka rogatych demonów zniknęła, zabierając ze sobą swoje ofiary - Craig przez krótką chwilę miał mroczki przed oczami. Dotarło do niego, że wraz z odejściem cieni, jego umysł nagle ogarnęła cisza. Przejmująca, przytłaczająca wręcz cisza, dzwoniąca niemal głośniej od przerażających szeptów, które jeszcze nie tak dawno wypełniały mu głowę. Nie od razu zauważył, że poroże zniknęło. Podniósł dłoń, chcąc pomasować skroń i nie napotkał żadnego oporu. Poroże rozsypało się w proch, niemalże rozpłynęło w powietrzu. Był wolny. Na jakiś czas. Na jak długo? Poczuł się słabo, nogi się pod nim ugięły i zachwiał się wyraźnie - w ostatniej chwili zdołał chwycić się oparcia jednego z krzeseł. Czuł się zmęczony, rozdarty, przerażony. Usłyszał pytanie zadane przez Deirdre, ale nie odpowiedział jej od razu. Bo co właściwie miał jej odpowiedzieć, skoro jego wiedza była właściwie równa jej własnej?
- Ja... nie wiem... - zawahał się. - Po locus nihil to przeklęte poroże wyrastało mi już nie raz... ale coś takiego... - wycharczał, czując jak drapie go w gardle. Czy może winą był fakt, że wszyscy śmierciożercy zebrali się w jednym miejscu? Wszyscy ci, którzy mieli w swoich rękach kamienie. Jakaś cząstka magii, którą tamtego dnia wchłonęli, nadal z nimi została. I najwyraźniej aktywowała się, gdy zgromadzili się wszyscy razem. Nie widział innego wytłumaczenia, przynajmniej w tej chwili.
Powoli usiadł na krześle, czując jak dopada go znużenie. Utrata krwi sprawiła też, że zaczął lekko drżeć, było mu chłodno. Należało przeanalizować wszystko to, co zaszło, w przeciwnym razie nigdy nie zrozumieją tego, co się stało. Co było zapalnikiem tak gwałtownych wydarzeń. I jaki mogło to mieć na nich wpływ. Na krótki moment zamknął oczy. Dobrze, że Tristana tu nie było. Był potężnym czarnoksiężnikiem, kto wie jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby śmierciożęrca, tak jak Drew czy Mathieu, zaczął rzucać na swoich towarzyszy klątwy torturujące. Jak widać, najgroźniejszym przeciwnikiem dla siebie byli oni sami. Szczególnie teraz, gdy, jak widać, ich umysły nadal nie były w dobrej kondycji po wyprawie do podziemi Gringotta.
- Nie wiem czym były te cienie. Nie widziałem ich w locus nihil... Nie mam pojęcia dlaczego mnie słuchały... - zaczął, otwierając ponownie oczy. Białka miał wyraźnie przekrwione - Czy to Cernunnos im nakazał...? jego podszepty także przez chwilę słyszałem... - wzdrygnął się. Myśl, że jakaś cząstka tej istoty, ducha, demona czy innego bożka nadal skrywa się gdzieś w jego jestestwie, nie była pocieszająca. Czy takie akcje miały się powtarzać?
Śmierciożerca pozwolił sobie na krótkie spojrzenie na Edgara. Chciał się upewnić, czy kuzynowi na pewno nic nie jest. I czy na pewno był już w stanie rozpoznać gdzie jest i z kim przebywa w sali. Ale wydawało się że nestor Burke'ów był cały - przynajmniej on - i zdrów, co Craig przyjął z ogromną ulgą.
- Ja... nie wiem... - zawahał się. - Po locus nihil to przeklęte poroże wyrastało mi już nie raz... ale coś takiego... - wycharczał, czując jak drapie go w gardle. Czy może winą był fakt, że wszyscy śmierciożercy zebrali się w jednym miejscu? Wszyscy ci, którzy mieli w swoich rękach kamienie. Jakaś cząstka magii, którą tamtego dnia wchłonęli, nadal z nimi została. I najwyraźniej aktywowała się, gdy zgromadzili się wszyscy razem. Nie widział innego wytłumaczenia, przynajmniej w tej chwili.
Powoli usiadł na krześle, czując jak dopada go znużenie. Utrata krwi sprawiła też, że zaczął lekko drżeć, było mu chłodno. Należało przeanalizować wszystko to, co zaszło, w przeciwnym razie nigdy nie zrozumieją tego, co się stało. Co było zapalnikiem tak gwałtownych wydarzeń. I jaki mogło to mieć na nich wpływ. Na krótki moment zamknął oczy. Dobrze, że Tristana tu nie było. Był potężnym czarnoksiężnikiem, kto wie jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby śmierciożęrca, tak jak Drew czy Mathieu, zaczął rzucać na swoich towarzyszy klątwy torturujące. Jak widać, najgroźniejszym przeciwnikiem dla siebie byli oni sami. Szczególnie teraz, gdy, jak widać, ich umysły nadal nie były w dobrej kondycji po wyprawie do podziemi Gringotta.
- Nie wiem czym były te cienie. Nie widziałem ich w locus nihil... Nie mam pojęcia dlaczego mnie słuchały... - zaczął, otwierając ponownie oczy. Białka miał wyraźnie przekrwione - Czy to Cernunnos im nakazał...? jego podszepty także przez chwilę słyszałem... - wzdrygnął się. Myśl, że jakaś cząstka tej istoty, ducha, demona czy innego bożka nadal skrywa się gdzieś w jego jestestwie, nie była pocieszająca. Czy takie akcje miały się powtarzać?
Śmierciożerca pozwolił sobie na krótkie spojrzenie na Edgara. Chciał się upewnić, czy kuzynowi na pewno nic nie jest. I czy na pewno był już w stanie rozpoznać gdzie jest i z kim przebywa w sali. Ale wydawało się że nestor Burke'ów był cały - przynajmniej on - i zdrów, co Craig przyjął z ogromną ulgą.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mathieu nie zdążył się obronić - raniony wiązką zaklęcia upadł. ST wybudzenia się z zaklęcia to 53 (do rzutu dodaje się bonus przysługujący z odporności magicznej). Zachary może zdjąć zaklęcie bez rzutu, każdy może zdjąć zaklęcie zaklęciem finite incantatem.
Elvira nie była w stanie się obronić, ale przed zaklęciem osłoniła ją Deirdre. Jej tarcza zmaterializowała się przed czarownicą, pochłaniając wiązkę zaklęcia i ochraniając ją przed urazem.
Mistrz gry nie kontynuuje z wami rozgrywki.
Elvira nie była w stanie się obronić, ale przed zaklęciem osłoniła ją Deirdre. Jej tarcza zmaterializowała się przed czarownicą, pochłaniając wiązkę zaklęcia i ochraniając ją przed urazem.
Mistrz gry nie kontynuuje z wami rozgrywki.
Przełamanie zaklęcia: 53
Odporność magiczna: +8
Modyfikator: -10 do odporności magicznej {Locus Nihil}; -5 do kości {Bezimienna Wyspa}
Kompletny brak skuteczności próby rzucenia zaklęcia Protego Maxima odczuł bardzo szybko. Petrificus wyczarowany przez Zachary’ego był niezwykle silny i zwalił go z nóg. Wszystko co działo się wokół nich zdążyło się zmienić, tak samo jak zniknęło pragnienia miażdżenia kości i słyszenia tego dźwięku. Zastanawiał się, jak potężna musiała być siła, która aż tak mocno ingerowała w ich umysły. Nie tylko on przecież doznał tego na własnej skórze. Cienie, przerażające głosy i dźwięki, które nie powinny być kojarzone w najbardziej przyjemny sposób. Zastanawiał się, jakim cudem podzielił umysł z Sigrun, jakim cudem był w stanie dostrzec to, co ona widziała. Nie tak przecież działało zaklęcie Veritas, którego użył na samym początku. Winien widzieć rzeczywistości, bez zbędnych omamów i masek… Teraz już sam nie wiedział co było prawdą, a co jedynie złudnym kłamstwem. Wszystko było szaleńcze i kompletnie niezrozumiałe. Nie był w stanie poukładać tego w jedną całość, ani tym bardziej kontrolować tego w żaden ze znanych sobie sposobów.
Czuł odrętwienie całego ciała, kompletnie odmówiło mu posłuszeństwa, a on nie mógł przecież tak tkwić. Odczuwał dziwne, psychiczne wycieńczenie tym wszystkim, nawet jeśli ulga przyszła w dość niespodziewanym momencie. Chyba nikt z zebranych nie był przygotowany na coś takiego. Teraz musiał się skupić ze wszystkich sił, aby przełamać zaklęcie Petrificus Totalus. Nie mógł tkwić w tym jednym miejscu bezczynnie, ani tym bardziej nie chciał liczyć na to, że ktoś przyjdzie mu z odsieczą. To nie takie proste, być zdanym na kogoś, dlatego usilne, ze wszystkich sił próbował choćby drgnąć, ruszyć, zmienić pozycje i przełamać działanie tego zaklęcia. Nie sądził, aby spotkanie miało się jeszcze ciągnąć, ta niespodziewana sytuacja z pewnością wiele zmieniła i dała każdemu do myślenia, niektórym nawet w kość, aż zanadto. Padające tu słowa i czyny nie były niczym przyjemnym, aż trudno uwierzyć, że coś mogło aż tak ingerować w umysły.
Próba przełamania Petrificus Totalus
Odporność magiczna: +8
Modyfikator: -10 do odporności magicznej {Locus Nihil}; -5 do kości {Bezimienna Wyspa}
Kompletny brak skuteczności próby rzucenia zaklęcia Protego Maxima odczuł bardzo szybko. Petrificus wyczarowany przez Zachary’ego był niezwykle silny i zwalił go z nóg. Wszystko co działo się wokół nich zdążyło się zmienić, tak samo jak zniknęło pragnienia miażdżenia kości i słyszenia tego dźwięku. Zastanawiał się, jak potężna musiała być siła, która aż tak mocno ingerowała w ich umysły. Nie tylko on przecież doznał tego na własnej skórze. Cienie, przerażające głosy i dźwięki, które nie powinny być kojarzone w najbardziej przyjemny sposób. Zastanawiał się, jakim cudem podzielił umysł z Sigrun, jakim cudem był w stanie dostrzec to, co ona widziała. Nie tak przecież działało zaklęcie Veritas, którego użył na samym początku. Winien widzieć rzeczywistości, bez zbędnych omamów i masek… Teraz już sam nie wiedział co było prawdą, a co jedynie złudnym kłamstwem. Wszystko było szaleńcze i kompletnie niezrozumiałe. Nie był w stanie poukładać tego w jedną całość, ani tym bardziej kontrolować tego w żaden ze znanych sobie sposobów.
Czuł odrętwienie całego ciała, kompletnie odmówiło mu posłuszeństwa, a on nie mógł przecież tak tkwić. Odczuwał dziwne, psychiczne wycieńczenie tym wszystkim, nawet jeśli ulga przyszła w dość niespodziewanym momencie. Chyba nikt z zebranych nie był przygotowany na coś takiego. Teraz musiał się skupić ze wszystkich sił, aby przełamać zaklęcie Petrificus Totalus. Nie mógł tkwić w tym jednym miejscu bezczynnie, ani tym bardziej nie chciał liczyć na to, że ktoś przyjdzie mu z odsieczą. To nie takie proste, być zdanym na kogoś, dlatego usilne, ze wszystkich sił próbował choćby drgnąć, ruszyć, zmienić pozycje i przełamać działanie tego zaklęcia. Nie sądził, aby spotkanie miało się jeszcze ciągnąć, ta niespodziewana sytuacja z pewnością wiele zmieniła i dała każdemu do myślenia, niektórym nawet w kość, aż zanadto. Padające tu słowa i czyny nie były niczym przyjemnym, aż trudno uwierzyć, że coś mogło aż tak ingerować w umysły.
Próba przełamania Petrificus Totalus
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Nieuchronność losu smakowała gorzko, przywoływała najgorsze wspomnienia strachu i tortur, które w umyśle Elviry zawsze miały szmaragdową barwę oraz zapach palonego ciała. Nawet jeśli podszept świadomości podpowiadał, że Drew nie czynił tego z własnej woli, że wszyscy zostali opętani nieludzką mocą, trudno było jej zaakceptować pełne zawiści słowa padające z jego ust. Ona też straciła jasność umysłu, próbowała podnosić różdżkę tam, gdzie było to proszeniem się o śmierć. Tak mocno zatraciła się w sobie w ułamku chwili, który dla niej zdawał się rozciągać na wieczność, że nie zauważyła, że ból, jaki czuła, był wyłącznie fantomowy, że ocaliła ją cudza interwencja. Spojrzała na Deirdre z niepokojem, zastanawiając się, czy było to wyłącznie preludium do dalszej walki, ale nie - spektakl dobiegł końca, nadeszło katharsis.
Usiadła powoli, ściskając w palcach różdżkę i zasugerowała odłożenie spotkania. Nawet ci, którzy nie zostali ranni, potrzebowali czasu, aby pozbierać myśli, które dopiero co poddały się obcej ingerencji. Po chwili namysłu wstała raz jeszcze, by napiętym krokiem okrążyć stół i stanąć za plecami Drew i Sigrun. Ponieważ przed spotkaniem kazali jej zostać na rozmowę, a ona o niczym nie marzyła jak o tym, by opuścić duszną salę najszybciej, jak to będzie możliwe.
Usiadła powoli, ściskając w palcach różdżkę i zasugerowała odłożenie spotkania. Nawet ci, którzy nie zostali ranni, potrzebowali czasu, aby pozbierać myśli, które dopiero co poddały się obcej ingerencji. Po chwili namysłu wstała raz jeszcze, by napiętym krokiem okrążyć stół i stanąć za plecami Drew i Sigrun. Ponieważ przed spotkaniem kazali jej zostać na rozmowę, a ona o niczym nie marzyła jak o tym, by opuścić duszną salę najszybciej, jak to będzie możliwe.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
St przełamania: 53
Wiedział, że musi włożyć jeszcze ogrom wysiłku, bo zaklęcie, które wyłączyło jego ciało z ruchu było niezwykle silne i ciężko było sobie poradzić z jego skutkami. Nie mógł drgnąć, nie mógł ruszyć żadną częścią ciała, a to było niezwykle frustrujące. Nie wiedział ile czasu minęło, co dalej działo się wokół nich. Docierało do niego za to, że to wszystko co właśnie miało miejsce było efektem czegoś niepojętego i trudnego. Dlaczego nakłaniano go do tych wszystkich rzeczy? Dlaczego w pewnym sensie sprawiało mu to satysfakcję?
Teraz jednak nie zamierzał się nad tym zastanawiać, czas upływał, a on cały swój umysł skupił na tym, aby przerwać działanie zaklęcia Petrificus, chciał wyrwać się pod zaklęcia i móc wrócić do reszty. Nie sądził, aby po tym wszystkim spotkanie było kontynuowane, niemniej jednak, musieli coś z tym zrobić, może ktoś będzie wiedział skąd to się wzięło. Tym razem jednak skupił się na swoim działaniu, z całych sił, kumulując całą energię na tym, co próbował zrobić.
Przerwanie zaklęcia: Petrificus Totalus
Wiedział, że musi włożyć jeszcze ogrom wysiłku, bo zaklęcie, które wyłączyło jego ciało z ruchu było niezwykle silne i ciężko było sobie poradzić z jego skutkami. Nie mógł drgnąć, nie mógł ruszyć żadną częścią ciała, a to było niezwykle frustrujące. Nie wiedział ile czasu minęło, co dalej działo się wokół nich. Docierało do niego za to, że to wszystko co właśnie miało miejsce było efektem czegoś niepojętego i trudnego. Dlaczego nakłaniano go do tych wszystkich rzeczy? Dlaczego w pewnym sensie sprawiało mu to satysfakcję?
Teraz jednak nie zamierzał się nad tym zastanawiać, czas upływał, a on cały swój umysł skupił na tym, aby przerwać działanie zaklęcia Petrificus, chciał wyrwać się pod zaklęcia i móc wrócić do reszty. Nie sądził, aby po tym wszystkim spotkanie było kontynuowane, niemniej jednak, musieli coś z tym zrobić, może ktoś będzie wiedział skąd to się wzięło. Tym razem jednak skupił się na swoim działaniu, z całych sił, kumulując całą energię na tym, co próbował zrobić.
Przerwanie zaklęcia: Petrificus Totalus
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Sigrun spojrzała na Ramseya, kiedy zwrócił się do niej ostrym tonem.
- Nie chciałam im przeszkodzić, niech się pożywią - odpowiedziała natychmiast, z przejęciem, mimo że w jej głosie wciąż rozbrzmiewała złość - na Rosiera, który zajrzał do głowy, dowiedział się o tym, co się w niej działo. Może nie przemyślała swojego ruchu do końca. Nie sądziła, że Edgar Burke zamierza jeszcze wyjść, by sprowadzić ofiary - skoro je przywołał, oczekiwała, że tu przyjdą, nie sprzeciwią się. Może była w błędzie. Nie powtórzyła zatem czaru, inne i tak błyskały wokół niej. Deirdre zaatakowała Ramseya, Ramsey Deirdre, Drew Ramseya, później Elvirę, Zachary Mathieu... Wszyscy stanęli przeciwko sobie. Miała mętlik w głowie. To przez te cienie, była tego pewna, cienie, z którymi rozmawiał Craig i nad którymi miał jakby... Władzę?
Patrzyła na niego zdziwiona. Później na trzy osoby, które wkroczyły do bocznej komnaty. Czuła się jak zahipnotyzowana, kiedy obca kobieta upadła z głośnym krzykiem, w uszach wszystkich rozbrzmiał zaś trzask pękającej czaszki. Sprawiło to Sigrun satysfakcję większą niż zazwyczaj, lecz otworzyła oczy szerzej, kiedy ciało zwęgliło się i po prostu zniknęło. To samo działo się z kolejnymi ofiarami - spłonęli, zniknęli, jakby nigdy nie istnieli. Szczególnie trzecia. Właściwie nie potrafiłaby powiedzieć co się z nim stało. Zniknął tak jak zniknęły głosy w jej głowie, te wszystkie, dziwne uczucia jakie mieszał myśli czarownicy. Nagle.
Poczuła się przytomniejsza. Rozejrzała po zebranych bardziej trzeźwym okiem. Mathieu leżał spetryfikowany czarem Zachary'ego, Tristana jak nie było tak nie było, Cillian i Craig byli ranni. Deirdre jako pierwsza wydała dyspozycje, z którymi Sigrun w pełni się zgadzała. Skinęła głową, przenosząc spojrzenie na Elvirę, obronioną przez Śmierciożerczynię, proponującą, aby spotkanie dobiegło konca.
- Lordzie Shafiq, odczaruj Mathieu - poleciła, zanim jeszcze lord Rosier sam dźwignął się z ziemi. - Myślę, że na dziś zakończymy. Tak jak powiedziała Deirdre, niech potrzebujący udadzą się do Cassandry. Zdążymy to omówić. Gdyby ktoś dostrzegł jeszcze... te stworzenia. Słyszał je, niech poinformuje nas bezzwłocznie - zwróciła się do Rycerzy Walpurgii. - Ty, Multon, tak jak powiedziałam na początku, zostań.
Spojrzała na Drew, Ramseya i Deirdre, szukając na ich twarzach ewentualnego sprzeciwu.
- Nie chciałam im przeszkodzić, niech się pożywią - odpowiedziała natychmiast, z przejęciem, mimo że w jej głosie wciąż rozbrzmiewała złość - na Rosiera, który zajrzał do głowy, dowiedział się o tym, co się w niej działo. Może nie przemyślała swojego ruchu do końca. Nie sądziła, że Edgar Burke zamierza jeszcze wyjść, by sprowadzić ofiary - skoro je przywołał, oczekiwała, że tu przyjdą, nie sprzeciwią się. Może była w błędzie. Nie powtórzyła zatem czaru, inne i tak błyskały wokół niej. Deirdre zaatakowała Ramseya, Ramsey Deirdre, Drew Ramseya, później Elvirę, Zachary Mathieu... Wszyscy stanęli przeciwko sobie. Miała mętlik w głowie. To przez te cienie, była tego pewna, cienie, z którymi rozmawiał Craig i nad którymi miał jakby... Władzę?
Patrzyła na niego zdziwiona. Później na trzy osoby, które wkroczyły do bocznej komnaty. Czuła się jak zahipnotyzowana, kiedy obca kobieta upadła z głośnym krzykiem, w uszach wszystkich rozbrzmiał zaś trzask pękającej czaszki. Sprawiło to Sigrun satysfakcję większą niż zazwyczaj, lecz otworzyła oczy szerzej, kiedy ciało zwęgliło się i po prostu zniknęło. To samo działo się z kolejnymi ofiarami - spłonęli, zniknęli, jakby nigdy nie istnieli. Szczególnie trzecia. Właściwie nie potrafiłaby powiedzieć co się z nim stało. Zniknął tak jak zniknęły głosy w jej głowie, te wszystkie, dziwne uczucia jakie mieszał myśli czarownicy. Nagle.
Poczuła się przytomniejsza. Rozejrzała po zebranych bardziej trzeźwym okiem. Mathieu leżał spetryfikowany czarem Zachary'ego, Tristana jak nie było tak nie było, Cillian i Craig byli ranni. Deirdre jako pierwsza wydała dyspozycje, z którymi Sigrun w pełni się zgadzała. Skinęła głową, przenosząc spojrzenie na Elvirę, obronioną przez Śmierciożerczynię, proponującą, aby spotkanie dobiegło konca.
- Lordzie Shafiq, odczaruj Mathieu - poleciła, zanim jeszcze lord Rosier sam dźwignął się z ziemi. - Myślę, że na dziś zakończymy. Tak jak powiedziała Deirdre, niech potrzebujący udadzą się do Cassandry. Zdążymy to omówić. Gdyby ktoś dostrzegł jeszcze... te stworzenia. Słyszał je, niech poinformuje nas bezzwłocznie - zwróciła się do Rycerzy Walpurgii. - Ty, Multon, tak jak powiedziałam na początku, zostań.
Spojrzała na Drew, Ramseya i Deirdre, szukając na ich twarzach ewentualnego sprzeciwu.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zaklęcia świsnęły w powietrzu. Widział tylko, jak Deirdre przemienia się w kłąb czarnej mgły, a potem usłyszał inkantację padająca z ust Drew. Spojrzał w jego kierunku wiedząc, jak reagował, jakimi słowami go uraczył chwilę wcześniej i nie pomylił się, podejrzewając, że zaklęcie niewybaczalne posłane było w jego kierunku. Nie zareagował, zbyt zajęty słuchaniem głosu w swojej głowie. Nim jednak zaklęcie w niego ugodziło, nim zadało mu paraliżujący ból, krzyk Elviry, a później zaklęcia posłane między nimi. Szaleństwo zawładnęło nimi wszystkimi. Ten głos w głowie zawładnął nim jednak — głos, który nie należał do niego, głos Ogmy, głos potężnego, silnego i niezwyciężonego ducha. Tak, był mądry. Obaj byli. Obaj mogliby osiągnąć wiele. To on odpowiadał za jego stan, za utratę wspomnień, za dziury w pamięci. Czy on mógł wiedzieć o demonach, które przygnał Craig? Patrzył na lorda, nie mając wątpliwości, co do tego, że te istoty zrodzone były z tej samej mrocznej siły, która wypełniała kamienie Locus Nihil, i która zawładnęła nimi wszystkimi. Obserwował rzeź — przerażającą, makabryczną, obrzydliwą, w milczeniu i z dystansu, z opuszczoną różdżką. Nie czuł niesmaku. Nie czuł także strachu. Sprawdziło się to, co zapowiedział. Nasycone ofiarami istoty zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, a wszystko wokół, jakby... ustało. Odsunął się od stołu, ale przed sobą miał Deirdre.
Nie odpowiedział jej ani słowem. Zimne jak lód oczy spojrzały na nią na krótko. Nie wysilał się. Nie było w nich złości. Jedynie chłodne rozczarowanie. Obrócił się do Rookwood, ale jej także nic nie odpowiedział. Nie miał też nic do powiedzenia Multon. To ona stała za jego wstrząsem. Był pewien, że zrobiła to umyślnie — jeśli jednak sądziła, że to wystarczy, aby go zabić, była w błędzie. Musiała się bardziej postarać. Minął je i ruszył przed siebie, zatrzymując się na chwilę dopiero przy Drew. Obrócił w jego kierunku głowę.
— Jeśli zrobisz to jeszcze raz, kiedykolwiek, obedrę cię żywcem ze skóry. Masz moje słowo — przyrzekł mu, po czym ruszył przed siebie. Nim jednak dotarł do drzwi, rozmył się w ciemności.
| zt
Nie odpowiedział jej ani słowem. Zimne jak lód oczy spojrzały na nią na krótko. Nie wysilał się. Nie było w nich złości. Jedynie chłodne rozczarowanie. Obrócił się do Rookwood, ale jej także nic nie odpowiedział. Nie miał też nic do powiedzenia Multon. To ona stała za jego wstrząsem. Był pewien, że zrobiła to umyślnie — jeśli jednak sądziła, że to wystarczy, aby go zabić, była w błędzie. Musiała się bardziej postarać. Minął je i ruszył przed siebie, zatrzymując się na chwilę dopiero przy Drew. Obrócił w jego kierunku głowę.
— Jeśli zrobisz to jeszcze raz, kiedykolwiek, obedrę cię żywcem ze skóry. Masz moje słowo — przyrzekł mu, po czym ruszył przed siebie. Nim jednak dotarł do drzwi, rozmył się w ciemności.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Mocna tarcza zmaterializowała się przed Elvirą, skutecznie chroniąc ją przed silnym zaklęciem. Stworzenie tak mocnego czaru wymagało od Deirdre sporo magicznej energii; zachwiała się lekko, wspierając się dłonią o jedno z krzeseł. Co tu się właściwie stało? Dlaczego w sali pojawiły się potwory? Pytań było więcej niż odpowiedzi, ale na razie nie miała sił, by dociekać, a sam prowodyr krwawej zabawy, już bez imponującego, mrocznego poroża, wydawał się równie zdezorientowany. Tak, Locus Nihil musiało ich w jakiś sposób opętać, połączyć, może nawet otworzyć jakąś bramę pomiędzy tym, co realne, a tym, co stworzone z koszmarów - a Burke w jakiś sposób stał się odźwiernym tego przejścia. A może była to tylko - aż? - mityczna klątwa, ciążąca na jednym ze śmierciożerców? Mericourt odetchnęła głębiej, raz jeszcze przyglądając się wszystkim zgromadzonym, upewniając się, że żyją i że ci, którzy potrzebują pomocy, zdołają wspólnymi siłami dotrzeć do znajdującej się nieopodal lecznicy Cassandry - lub poprosić o pomoc obecnego na miejscu Zachary'ego. Sugerowanie, by Multon także zajęła się rannymi nawet nie przeszło jej przez myśl, za dużo złego zadziało się przed chwilą, by móc w pełni zaufać obłąkanej uzdrowicielce.
Nawet będąc obłąkaną śmierciożerczynią, atakującą wyższego rangą sługę Czarnego Pana. Lodowate spojrzenie Ramseya, który nie odpowiedział w żaden sposób na jej pytanie, sprawiło, że przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Na usta cisnęły się kolejne wyjaśnienia, ale stłumiła żałosną próbę wyjaśnienia oczywistości: przecież widział, co się tutaj stało i kto - a raczej co - za to odpowiadało. - Zadbajcie o regenerację sił. Craig, bądź szczególnie czujny - poleciła jeszcze, ostatni raz przyglądając się w zamyśleniu Burke'owi, po czym skinęła głową na słowa Sigrun. W takim stanie nie było sensu kontynuować spotkania, musieli odpocząć, zaleczyć rany i ochłonąć. Nagromadzone negatywne emocje oraz buzująca wściekłość powinny znaleźć ujście gdzieś poza prowadzonymi dyskusjami. - I sprowadźcie kogoś, żeby to posprzątał - dodała jeszcze, rzucając rozkaz w przestrzeń. Lubiła krew i martwe ciała, lecz nie po to odnawiali Białą Wywernę, by wypełnić ją nazajutrz smrodem gnijących wnętrzności.
Później - ruszyła w ślad za Ramseyem, kierując się ku drzwiom, by tuż za progiem rozmyć się w czarnej mgle i opuścić Śmiertelny Nokturn.
| Dei zt
Nawet będąc obłąkaną śmierciożerczynią, atakującą wyższego rangą sługę Czarnego Pana. Lodowate spojrzenie Ramseya, który nie odpowiedział w żaden sposób na jej pytanie, sprawiło, że przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Na usta cisnęły się kolejne wyjaśnienia, ale stłumiła żałosną próbę wyjaśnienia oczywistości: przecież widział, co się tutaj stało i kto - a raczej co - za to odpowiadało. - Zadbajcie o regenerację sił. Craig, bądź szczególnie czujny - poleciła jeszcze, ostatni raz przyglądając się w zamyśleniu Burke'owi, po czym skinęła głową na słowa Sigrun. W takim stanie nie było sensu kontynuować spotkania, musieli odpocząć, zaleczyć rany i ochłonąć. Nagromadzone negatywne emocje oraz buzująca wściekłość powinny znaleźć ujście gdzieś poza prowadzonymi dyskusjami. - I sprowadźcie kogoś, żeby to posprzątał - dodała jeszcze, rzucając rozkaz w przestrzeń. Lubiła krew i martwe ciała, lecz nie po to odnawiali Białą Wywernę, by wypełnić ją nazajutrz smrodem gnijących wnętrzności.
Później - ruszyła w ślad za Ramseyem, kierując się ku drzwiom, by tuż za progiem rozmyć się w czarnej mgle i opuścić Śmiertelny Nokturn.
| Dei zt
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Sukces. Poczuł jak jego ciało powoli uwalnia się spod działania zaklęcia, które posłał w jego kierunku Zachary, a przed którym on sam nie zdołał się obronić. Mięśnie powoli puszczały, a on odzyskiwał władzę w kończynach. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu to z takim trudem. W bolesny sposób odczuł efekty nie tylko zaklęcia, ale również tego, co miało miejsce w Większej sali bocznej Białej Wywerny. Nie spodziewał się, że rzucone przez niego zaklęcie, które pozornie miało oczyścić jego umysł i pokazywać tylko prawdę, wepchnie go w samą otchłań czegoś, co było dla niego kompletnie niezrozumiałe. Najbardziej przerażające było pragnienie śmierci, które towarzyszyło mu od samego początku i czerpanie przyjemności z dźwięku łamanych, miażdżonych kości. Nie miał problemu z tego typu doświadczeniami, jednakże kiedy tyczyło się to przyjaciół, z którymi stawał ramię w ramię do walki - sytuacja zdawała się być bardziej skomplikowana. Nie pojmował tego, jak mogli wystąpić jedno przeciwko drugiemu, kiedy wspólnymi siłami dążyli do osiągnięcia celu. Cienie, które wdarły się w ich umysły... być może to właśnie one albo inna potężniejsza siła, której nie rozumieli. Był skołowany.
Powoli podniósł się z podłogi, otrzepując ręką ubranie. Rozmasował dłoń, wsuwając różdżkę na swoje miejsce i spojrzał na Sigrun. Nie był pewien, jakim sposobem wdarł się do jej głowy i widział obrazy, które były dostępne jedynie dla niej. Najwyraźniej istniały rzeczy, które wykraczały poza ich zrozumienie i pojmowanie. Nie chciał jednak tego komentować. Przesunął wzrok na Zachary'ego. To dźwięk jego łamanej kości jeszcze chwilę temu był jego pragnieniem. Nie przyjmował do wiadomości tego, jak ktoś w ciągu ledwie kilku sekund nastawił go przeciwko przyjacielowi, który uratował mu życie. To nie był odpowiedni czas i miejsce na ckliwości, powinien porozmawiać z nim później i wyjaśnić sytuację. Tak nie powinno to wyglądać.
- Nie ma takiej potrzeby. - mruknął, chwilę po tym jak doprowadził się do porządku. Interwencja Zachary'ego nie była potrzebna, przynajmniej nie w tym momencie. Sigrun zarządziła zakończenie spotkania, nie zamierzał się buntować i tak wydarzyło się zbyt wiele. Skinął głową na pożegnanie i opuścił Białą Wywernę. Miał wiele do przemyślenia.
ZT
Powoli podniósł się z podłogi, otrzepując ręką ubranie. Rozmasował dłoń, wsuwając różdżkę na swoje miejsce i spojrzał na Sigrun. Nie był pewien, jakim sposobem wdarł się do jej głowy i widział obrazy, które były dostępne jedynie dla niej. Najwyraźniej istniały rzeczy, które wykraczały poza ich zrozumienie i pojmowanie. Nie chciał jednak tego komentować. Przesunął wzrok na Zachary'ego. To dźwięk jego łamanej kości jeszcze chwilę temu był jego pragnieniem. Nie przyjmował do wiadomości tego, jak ktoś w ciągu ledwie kilku sekund nastawił go przeciwko przyjacielowi, który uratował mu życie. To nie był odpowiedni czas i miejsce na ckliwości, powinien porozmawiać z nim później i wyjaśnić sytuację. Tak nie powinno to wyglądać.
- Nie ma takiej potrzeby. - mruknął, chwilę po tym jak doprowadził się do porządku. Interwencja Zachary'ego nie była potrzebna, przynajmniej nie w tym momencie. Sigrun zarządziła zakończenie spotkania, nie zamierzał się buntować i tak wydarzyło się zbyt wiele. Skinął głową na pożegnanie i opuścił Białą Wywernę. Miał wiele do przemyślenia.
ZT
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Patrzyła w ciszy, jak trzy istoty rzucają się na swoje ofiary. Jednostki obce, nieznaczące, które poświęcono, by istoty pozostawiły w spokoju ich, lepszych i ważniejszych, zbyt ważnych by stać się ofiarami i zginąć. Cieszyła się wtedy, że to nie ona jest na ich miejscu. Choć widok bez wątpienia był makabryczny, było w nim i coś fascynującego, co nie pozwalało oderwać wzroku od rozgrywającego się przed nimi mrocznego spektaklu sił czarniejszych niż wszystko, co spotkała do tej pory. Nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnego, nawet w samym Locus Nihil. Krzyk przerażonych i cierpiących ofiar rozbrzmiewał w pomieszczeniu donośnie, a kiedy zniknął wraz z nimi oraz trzema istotami, nastała cisza i dopiero wtedy Zabini odzyskała jasność myślenia i przypomniała sobie w pełni to, gdzie i z kim się znajdowała. Wcześniejsze dziwne myśli zniknęły, podobnie jak i inne doznania, które zamroczyły jej umysł. Znowu była sobą, ale w pewien sposób czuła się inaczej, czuła, że coś się zmieniło. Mieli kontakt z pradawnymi mocami, które były zbyt potężne, żeby je zrozumieć i opisać, ale miała dziwne wrażenie, że nie był to koniec, nawet jeśli cienie zniknęły, tak jak i zniknęła trójka przypadkowych czarodziejów. Tak jakby nigdy ich nie było. Znowu byli tylko oni, rycerze Walpurgii, ale wcześniejsze spotkanie jakby straciło na znaczeniu, Zabini prawie już nie pamiętała, o czym właściwie rozmawiali, i musiałaby się mocniej skupić, żeby przywołać szczegóły tego co miało miejsce, zanim pojawiły się istoty, a oni wszyscy zaczęli zwracać się przeciwko sobie.
Zamrugała szybko oczami i potarła niespokojnie dłonie, rozglądając się po twarzach sojuszników. Poza tym, że czuła lekki zamęt, nic jej nie dolegało, w każdym razie nie fizycznie (przynajmniej tak jej się wydawało), więc nie było potrzeby zawracania głowy uzdrowicielom. A skoro nikt nie potrzebował już do niczego jej, pożegnała się skinieniem głowy i podobnie jak kilka osób przed nią, opuściła Białą Wywernę, mogąc tylko się zastanawiać, czym dokładnie były istoty i kiedy znowu dadzą o sobie znać.
| zt.
Zamrugała szybko oczami i potarła niespokojnie dłonie, rozglądając się po twarzach sojuszników. Poza tym, że czuła lekki zamęt, nic jej nie dolegało, w każdym razie nie fizycznie (przynajmniej tak jej się wydawało), więc nie było potrzeby zawracania głowy uzdrowicielom. A skoro nikt nie potrzebował już do niczego jej, pożegnała się skinieniem głowy i podobnie jak kilka osób przed nią, opuściła Białą Wywernę, mogąc tylko się zastanawiać, czym dokładnie były istoty i kiedy znowu dadzą o sobie znać.
| zt.
Musiał odpocząć. Musiał pomyśleć. Nawet gdyby inni zdecydowali się kontynuować spotkanie oraz wymianę informacji, nie był pewny, czy byłby w stanie. Był mocno skołowany, miał w głowie mętlik. Bezwiednie zakrył dłońmi wyrostki, z których już nie raz i nie dwa wykiełkowało poroże. Dlaczego po tylu razach, gdy ozdobiło jego głowę, nagle obudziła się w nim jakaś przeklęta moc? Czy bezpiecznie było wracać do domu? Obawiał się - skoro już raz demony go nawiedziły, co powstrzyma je przed ponownymi odwiedzinami? Nie chciał narażać nikogo, a w szczególności swojej rodziny. Może lepiej byłoby, gdyby został w sklepie na Nokturnie. Przecież mieli tam także pokój, w którym od biedy dałoby się nawet przespać. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na Edgara i Craig już wiedział, że nawet gdyby próbował przekonać kuzyna do tego pomysłu, ten by się nie zgodził. Śmierciożerca nie miał sił by się sprzeczać, choć obawa zżerała go o środka. Milczał jednak, powoli podnosząc się z krzesła i kierując do wyjścia. Moc, a także głos, które jeszcze do niedawna wypełniały jego głowę, zniknęły. Wiedział, że powrócą, co do tego nie było wątpliwości. Chciałby móc być lepiej przygotowany na ten moment, ale czy była ku temu jakakolwiek możliwość? Całe to zdarzenie zostanie z pewnością wkrótce dokładnie przedyskutowane, nie było opcji, aby pozostawić te tajemnicę nieodkrytą. W całym tym chaosie był potencjał, Burke chwycił się tej nadziei na nową moc, nie chciał jednak rozpalać w sobie żadnych oczekiwań. W najlepszym razie rycerze zyskają potężną broń, w najgorszym... chciałby tylko, żeby te potwory już nigdy nie wypełzły z ze swoich mrocznych dziur, żeby zniknęły i nie niepokoiły go już nigdy więcej. Jak wiele sekretów kryło nadal Locus Nihil? Czy może była to ostatnia niespodzianka, którą ołtarz i magiczne kryształy miały im do zaoferowania?
Od podobnych rozmyślań głowa zaczynała go boleć coraz bardziej. Skinął pozostałym na znak pożegnania - ale także w geście przytaknięcia Deirdre, nakazującej mu czujność. Od tej chwili będzie jeszcze bardziej świadom wypustków na swoim czole - musiał mieć w sobie dość sił, by w przyszłości w razie konieczności, być w stanie ponownie przeciwstawić się morderczym cieniom z głębin Locus Nihil. Tymczasem pragnął jedynie odnaleźć chwilę spokoju - czuł pewien komfort ze świadomością, że do zamku będzie wracać w towarzystwie Edgara. Dlatego, że kuzyn znów wszystko pamiętał, ale także dlatego, że zwyczajnie czuł się pewniej mając go u swego boku. Obaj zasłużyli na szklankę czegoś mocniejszego przed snem.
zt z Edgarem
Od podobnych rozmyślań głowa zaczynała go boleć coraz bardziej. Skinął pozostałym na znak pożegnania - ale także w geście przytaknięcia Deirdre, nakazującej mu czujność. Od tej chwili będzie jeszcze bardziej świadom wypustków na swoim czole - musiał mieć w sobie dość sił, by w przyszłości w razie konieczności, być w stanie ponownie przeciwstawić się morderczym cieniom z głębin Locus Nihil. Tymczasem pragnął jedynie odnaleźć chwilę spokoju - czuł pewien komfort ze świadomością, że do zamku będzie wracać w towarzystwie Edgara. Dlatego, że kuzyn znów wszystko pamiętał, ale także dlatego, że zwyczajnie czuł się pewniej mając go u swego boku. Obaj zasłużyli na szklankę czegoś mocniejszego przed snem.
zt z Edgarem
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystko działo się szybko. Cienie mknęły, krzyki wypełniały salę, podobnie jak moje inkantacje skierowane przeciw poddanym Czarnemu Panu. Władała mną nienawiść, głosy szeptały, przejęły nade mną kontrolę wodząc różdżką i wargami niczym własnymi, jakoby moje prawdziwe „ja” zostało zduszone gdzieś głęboko, w niemożliwy do odzyskania sposób. Rzeź obserwowałem z nietypowym zainteresowaniem, ciekawością, a może i nawet satysfakcją, jakiej w chwilach trzeźwości nie byłbym w stanie pojąć. Wpatrywałem się w mężczyznę, którego wrzask zagłuszył wszystkie inne. Widziałem w jego oczach obłęd, zdawał mi się on bliski, tożsamy z tym jaki sam doświadczyłem. Kły wbiły się w jego klatkę piersiową, otworzyły ją z paskudnym trzaskiem i w tym samym momencie rozbrzmiał tak donośny krzyk, że mimowolnie odwróciłem wzrok. Zdawać by się mogło, że trwało to ułamek sekundy, jednak kiedy powróciłem spojrzeniem w tamto miejsce nie ujrzałem już nic poza rozbryźniętą posoką. Nie było śladu po cieniu, tak samo jak po jego ofierze.
Momentalnie wszystko ustało. Zapadła niewygodna cisza. Zamrugałem powiekami czując jasność myśli, odzyskując równowagę, którą bestialsko mi odebrano. Oblizałem nerwowo wargę i zacisnąłem nieco mocniej wężowe drewno w dłoni. Doskonale pamiętałem co uczyniłem i choć wydawało mi się to abstrakcyjne, jakoby ktoś zmienił celowo wspomnienia, to wzrok Ramseya, a następnie jego słowa i lodowaty wzrok upewniły mnie, iż nie była to jedynie wyobraźnia. Nie odpowiedziałem mu, nie odwróciłem się przez ramię, aby cokolwiek wyjaśniać. Nie było to dobre miejsce, a tym bardziej czas. Elvira była kolejnym podświadomym celem i całe szczęście, że rychło zareagowała Deirdre. Była bezbronna na tak silne zaklęcie, wiedziałem o tym, a mimo to wtem czułem niepochamowane pragnienie wymierzenia ciosu. Sama nie była mi dłużna.
Nie mogłem spędzić tutaj ani minuty dłużej. Musiałem się ulotnić, przemyśleć i dojść do siebie. Obawiałem się kolejnych ataków, zmian jakich nie potrafiłem racjonalnie wytłumaczyć. Przeobraziłem się w kłąb czarnej mgły i pomknąłem do własnego mieszkania mając świadomość, że nie byłem w stanie pomóc innym, kiedy straciłem kontrolę nad samym sobą. Kątem oka widziałem tylko, jak zaraz za mną opuścił salę Cillian.
|zt x2
Momentalnie wszystko ustało. Zapadła niewygodna cisza. Zamrugałem powiekami czując jasność myśli, odzyskując równowagę, którą bestialsko mi odebrano. Oblizałem nerwowo wargę i zacisnąłem nieco mocniej wężowe drewno w dłoni. Doskonale pamiętałem co uczyniłem i choć wydawało mi się to abstrakcyjne, jakoby ktoś zmienił celowo wspomnienia, to wzrok Ramseya, a następnie jego słowa i lodowaty wzrok upewniły mnie, iż nie była to jedynie wyobraźnia. Nie odpowiedziałem mu, nie odwróciłem się przez ramię, aby cokolwiek wyjaśniać. Nie było to dobre miejsce, a tym bardziej czas. Elvira była kolejnym podświadomym celem i całe szczęście, że rychło zareagowała Deirdre. Była bezbronna na tak silne zaklęcie, wiedziałem o tym, a mimo to wtem czułem niepochamowane pragnienie wymierzenia ciosu. Sama nie była mi dłużna.
Nie mogłem spędzić tutaj ani minuty dłużej. Musiałem się ulotnić, przemyśleć i dojść do siebie. Obawiałem się kolejnych ataków, zmian jakich nie potrafiłem racjonalnie wytłumaczyć. Przeobraziłem się w kłąb czarnej mgły i pomknąłem do własnego mieszkania mając świadomość, że nie byłem w stanie pomóc innym, kiedy straciłem kontrolę nad samym sobą. Kątem oka widziałem tylko, jak zaraz za mną opuścił salę Cillian.
|zt x2
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 03.07.21 13:48, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Nie objęły go, choć zagrodził im drogę. Usłuchały rozkazu Burke'a, jednocześnie ku uldze i dosyć niezrozumiałej dla Zachary'ego frustracji. Chęć sprowokowania istot wzięła górę wraz z jednoczesnym wyrazem satysfakcji patrzenia na Rosiera spętanego zaklęciem petryfikującym. Czuł dużą moc, kiedy je rzucał i jedynie mógł podejrzewać, że Mathieu podejmował wszelkie wysiłki, aby je przełamać. Zbliżył się do przyjaciela, sycąc się tym widokiem, napawając do chwili, w której padły słowa Rookwood każącej mu przerwać czar. Uniósł różdżkę powoli, lecz nie podjął od razu działania. Wystarczył jeden prosty gest, jedna myśl kształtująca Finite Incantatem, ale i jej nie wywołał spośród pędzących rozważań trwających zbyt krótko. Wreszcie dłoń drgnęła, choć było za późno. Ujrzał pierwsze drgnięcie mięśni Mathieu. Udało mu się, a Zachary nie wiedział, czy winien mu gratulować, czy doskoczyć doń i przycisnąć różdżkę w to jedno konkretne miejsce krtani, które pozostawało niezwykle wrażliwe. Wreszcie odstąpił od przyjaciela, zostawiając mu wolną przestrzeń, samemu oddając się kolejnym słowom, które skierowano ku niemu. Na krótką chwilę spoglądał w stronę Deirdre. W milczeniu skinął głową, gotów pomóc potrzebującym. Wzrokiem przebiegł po pozostałych, dość pobieżnie oceniając ich stan, wreszcie wędrując oczyma wyobraźni do Cassandry w lecznicy. Mogła pomóc. Nawet musiała, choć nie chciał obarczać jej większą ilością zadań, kiedy potrzebowała spokoju, by skupić się na swojej wręcz bezcennej pracy.
Cofnął się nieco do tyłu, czując potrzebę opuszczenia tego miejsca; podobnie jak inni, przeżył coś dziwnego, niespodziewanego i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że koniec nastąpił w sposób dość nieoczekiwany. Spojrzał na otwarte drzwi, na tych, którzy przebywali po drugiej stronie muru drugiej z komnat, dość obojętnie patrząc na resztki tego, co zostało z przyprowadzonych na rzeź. Wtedy też przypomniał sobie słowa usłyszane we własnej głowie i te, które dotarły do jego uszu. Zacisnął na moment powieki, próbując otrząsnąć się z doznanych wrażeń i począł powoli stąpać z jednej nogi na drugą, by wreszcie skierować się do wyjścia. Musiał opuścić to miejsce tak jak inni. Musiał pomóc im, lecz nie tutaj, gdzie nie potrafił odzyskać potrzebnej mu równowagi.
z/t
Cofnął się nieco do tyłu, czując potrzebę opuszczenia tego miejsca; podobnie jak inni, przeżył coś dziwnego, niespodziewanego i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że koniec nastąpił w sposób dość nieoczekiwany. Spojrzał na otwarte drzwi, na tych, którzy przebywali po drugiej stronie muru drugiej z komnat, dość obojętnie patrząc na resztki tego, co zostało z przyprowadzonych na rzeź. Wtedy też przypomniał sobie słowa usłyszane we własnej głowie i te, które dotarły do jego uszu. Zacisnął na moment powieki, próbując otrząsnąć się z doznanych wrażeń i począł powoli stąpać z jednej nogi na drugą, by wreszcie skierować się do wyjścia. Musiał opuścić to miejsce tak jak inni. Musiał pomóc im, lecz nie tutaj, gdzie nie potrafił odzyskać potrzebnej mu równowagi.
z/t
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź