Wydarzenia


Ekipa forum
Ukryte stoliki
AutorWiadomość
Ukryte stoliki [odnośnik]21.09.15 22:42
First topic message reminder :

Ukryte stoliki

★★
W wąskiej wnęce w każdej z bocznych sal, w wiecznym półmroku, zlokalizowano pojedyncze stoliki. Są one idealnym miejscem na ubicie niekoniecznie legalnych interesów. Nie świeci się na nich żadna świeca, dlatego często pomijane są przez wzrok gości lokalu... A jeśli wiesz, że kto tam się znajduje, lepiej nie patrz zbyt często w tamtym kierunku.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ukryte stoliki - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ukryte stoliki [odnośnik]03.12.16 17:48
Ciało było genialna informacją. Nie tylko dla samych właścicieli, ale - dla tych sczytujących z nas wiedzę. Przynajmniej dla tych, którzy umieli i chcieli znaleźć tam odpowiedzi. Kobiety podobno były w tym bardziej spostrzegawcze, chociaż Mia nigdy nie próbowała zastanawiać się nad tym faktem. Przyjmowała bardziej jako formę obronną, typową dla kobiet, tym bardziej rozwiniętych wśród nokturnowych sióstr. To, że szybciej dostrzegało się zmianę zachowania wśród spotkanych w ciemniejszych ulicach - potrafiło zaważyć na życiu - i swoim i innych. Chyba...że się miało właściwa obstawę. Obecność dwóch mężczyzn, którzy towarzyszyli Mii była na tyle znacząca, że najmłodszej Mulciber przez głowę nie przeszło, że ktoś mógłby ją zaczepiać. Pomimo przyczyny spotkania - była..dumna? Nie potrafiła wskazać właściwego odczucia, które mieszało się z innymi. Jednak świadomość, że nie była tak bardzo sama działało na nią kojąco.
Nokturn potrafił być okrutny, podłością zebranych tu czarodziei, którzy kierowali się wyłącznie własnym dobrem. Ale - podobno tam gdzie panowała największa ciemność, łatwiej było dostrzec światło. I nawet Mia potrafiła takie dostrzec. Może nie były wystarczające, by mogła zmazać koszmary dręczące ją nawet nocą, ale pozwalały przetrwać kolejny dzień. Uczyła się po swojemu. Z butą wypełniona gniewem. Atakowała, nim sama została dotknięta. Była silna, ale...była tez kobietą. I to, co delikatne i kruche, chowała głębiej, odsłaniając jej fragmenty nielicznej, kilkuosobowej grupie. Najważniejsza z nich wędrowała tuż obok niej. Nie musiała trzymać się jego ramienia, by wiedzieć, ze jest obok, że nie pozwoli na jej krzywdę. Ramsey był fragmentem jej duszy, cichym obrońcą, bratem, ojcem i przyjacielem jednocześnie. To on był przy niej, kiedy koszmary dopadały ją nagle. I chociaż mogło brzmieć dziecinnie - opowiadał bajki. Inne niż te dziecięce jednak. Pełne ran i bez szczęśliwego zakończenia. Ale Mia kochała ich słuchać. Chociaż - możne chodziło wyłącznie o jego głos i o fakt, że on sam miewał koszmary gorsze niż niejeden horror. Dar, który dzierżył.
Drugi z mężczyzn - wciąż był zagadką, wizją jej dawnego życia, wspomnieniem, które tak nieoczekiwanie zmaterializowało się w sylwetce starszego Mulcibera. Przyjaciela jej ojca. Jej - bohatera. Nie musiała wierzyć we wszystko, co o nim słyszała. Nie potrzebowała tego nawet. Wystarczyło, że fragment przeszłości, który nazywała dobrym znalazł się obok niej. I nie mogła pozwolić mu umknąć. Nie teraz.I najbardziej ironiczne wydawało się to, że śmierć Graham sprowadziła ich w jedno miejsce...
Biała Wywerna była pewną oczywistością, jeśli chodziło o wybór lokalu. Pozwalała w spokoju znaleźć stolik bez konieczności przepychania się pomiędzy zebranymi. Wystarczyło oczywiście, że nie była sama. I to było ważne. Nie była głupia, by narażać się bez potrzeby. Potrafiła - jeśli chciała poruszać się cicho, miała znajomości, które ją kryły, ale - była z..rodziną. I ten fakt wlewał w nią nadzieję, to nic że smutną.
Minęła kilku knypków łypiących na nią wzorkiem, ale zignorowała spojrzenia, by dotrzeć do ukrytych w kącie stolików. Nie odzywała się, dopóki obaj mężczyźni nie zatrzymali się obok wskazanego miejsca.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]20.12.16 2:17
Nie pamiętam, kiedy naprawdę miałem rodzinę. Czy wtedy, kiedy kisiłem się w nieudanym małżeństwie z moją była żoną, czy może kiedy trzymałem w ramionach śpiącego Grahama i wróżyłem mu wielką przyszłość. Chyba nie, rodzinę ostatnio miałem, gdy sam byłem jeszcze podrostkiem, ledwo pełnoletnim, dzień przed tym jak mugole zabili moich rodziców. Ostatnią rodzinę, jaką znałem miałem, kiedy byłem dzieckiem. Patrzyłem na Ramseya i zastanawiałem się czy Rosier był dla niego kimś bliższym niż dla mnie. Czy pozwolił mu zakosztować czym jest rodzina, czy był dla niego jedynie zimnym mentorem, który uczuć starał mu się nie okazywać. Zupełnie jak mi, kiedy pozostawał tylko jakimś wzorem, którego wówczas potrzebowałem, za którym szedłem sam ciągle nie znając własnej drogi. Teraz nie potrzebowałem przewodnika, doskonale wiedziałem, czego chcę i jak powinienem to osiągnąć. Może dlatego dopiero teraz znów dane było mi poczuć, czym jest rodzina. Nie jestem zbyt ckliwy, ale brakowało mi tego uczucia bezpieczeństwa i pewności. Czułem się po prostu dobrze ze świadomością, że Ramsey był obok. I że mogłem go obserwować. Nie chciałem wpływać na jego życie bardziej niż to konieczne, nie powinienem, nie po tym jak nie nie było mnie przy nim przez całe jego życie. Ale mogłem patrzeć, tyle mi wystarczyło i to mnie cieszyło, obserwowanie i czerpanie z tego przyjemności. Był dorosłym mężczyzną, na którego wychowanie nie miałem żadnego wpływu, a jednak coś szeptało mi, że jest lepszym dziedzictwem niż na to zasłużyłem. W taki pokrętny sposób byłem po prostu z niego dumny.
I była też Mia stanowiąca dla mnie całkowitą zagadkę. Póki co, bo nie wątpiłem, że ją rozgryzę. Znałem się na ludziach. Jej relacja z Ramseyem była jednak bliska, on się o nią troszczył i póki co tyle mi wystarczyło. Była też córką mojego przyjaciela, prawie brata. I choć do tego przywiązywałem mniejszą wagę, nie pozostawało bez znaczenia. Intrygowała mnie w ten sposób, w jaki intrygować mogą zaginieni krewni. Dlatego słuchałem uważnie jej każdego słowa i przyglądałem się nawet najdrobniejszym gestom. Pewnością, z jaką poruszała się po Nokturnie. Znajomością alejek. Nie bywała tu rzadko, tyle potrafiłem powiedzieć. Nie bała się. I to nawet nie dlatego że miała mnie i Ramseya po swoich bokach. Potrafi,la o siebie zadbać sama, nie potrzebowała naszej pomocy.v
Dzieliłem uwagę między tę dwójkę, między rodzinę, którą nagle posiadłem, a o której sam nie wiedziałem, co myśleć. Przez lata więzienia nie spodziewałem się, że to czeka mnie po wyjściu na wolność. Sprawiedliwość najwyraźniej nie istniała, nie było co liczyć na potępienie przez los. Zastałem życie lepszym niż zdaniem wielu zasłużyłem. Cieszyłem się tą myślą, bawiła mnie wręcz.
Szedłem za Mią przez znajome alejki, do znajomego miejsca. Ostatnio bywałem w nim zaskakująco często. Ale o tym moja droga bratanica raczej nie wiedziała.
- Opowiedz mi, co się stało z twoim bratem - poprosiłem zaczynając niezobowiązującą rozmowę, zamawiając dla każdego po jednej szklaneczce pięści Hagrida. Nie pytałem, do czego tym razem wlali alkohol, ale czułem, że to będzie odpowiedni trunek na ten dzień. Postawiłem przed każdym szkło, podniosłem moje i jako najstarszy postanowiłem wznieść pierwszy toast.
- Za rodzinę - obserwowałem uważnie twarze Ramseya i Mii, kiedy wychylałem pierwszą kolejkę.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ukryte stoliki - Page 2 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]04.01.17 18:54
Szli przez Nokturn w milczeniu, mijając ludzi, z którymi wcale nie chcieli się zaprzyjaźniać. Mijali znajome miejsca i kierowali się do znajomej Wywerny. Mia szła pewnie, zdecydowanie. Nie dostrzegła tego, lecz przyglądał jej się ukradkiem, szukając w jej sposobie bycia pozostałości po tym kim jeszcze niedawno była. Nie widział jej w roli aurora, walecznego obrońcy przed ludźmi takimi jak on, czy Ignotus. Tego popołudnia to był jednak temat zakazany i liczył na to, że nie padnie. Sam zamierzał się pilnować, doskonale wiedząc, że zakończy się to awanturą. Był też przekonany, że Ignotus nie zrozumie. Miał jednak syna aurora, może jego życiowa mądrość i bagaż doświadczeń mogłyby jej pomóc zrozumieć, że kroczy niewłaściwą ścieżką.
Zajęli jeden ze stolików na uboczu. Nikt otwarcie im się nie przyglądał, ale czuł lecące w ich kierunku ukradkowe spojrzenia, póki nie zniknęli za filarem. Zajęli miejsca, a on się zamyślił na chwilę. Nigdy nie był sentymentalny, a od dawna nie trwonił czasu na myślenie o bliskich. O Grahamie, Vasilim. Czy nie zabawnie wyglądaliby teraz w Wywernie? Oni wszyscy. Klan spiskowców, typów spod ciemnej gwiazdy. Czarodziejów o wschodnich korzeniach.
Za rodzinę, wytrąciło go z rozmyślań. Tym właśnie byli? Rodziną? Społecznym tworem, który służył pewnym funkcjom, grupą ludzi, którzy nosili to samo nazwisko? A może mogli być — byli połączeni krwią, która płynęła w ich żyłach? Uniósł wzrok na Ignotusa, który trzymał w dłoni szklankę z trunkiem. Pięść Hagrida? Wybornie.
— Za rodzinę — odpowiedział pewnie i zdecydowanie, unosząc jak ojciec szkło w górę. Powinni za to wypić, powinni świętować. Nie byli już pojedynczymi jednostkami rozproszonymi po Londynie. Zrzeszeni. Silniejsi. Zwarci i gotowi do wszystkiego. Przechylił lekko szkło, upijając spory łyk alkoholu. Zbyt duży. Paliło go w gardle, w żołądku, a nieznana treść wzbudzała w nim mieszane uczucia. Miał przeczucie, że źle skończą ten wieczór, lecz ta myśl przyprawiła go o uśmiech. Pojawił się na jego twarzy odruchowo, nieproszony i niepoprzedzony żadnym śmiesznym żartem z czyjejkolwiek strony. Mogli poświęcić jeden wieczór na głupoty.
— Był aurorem — odpowiedział zanim Mia zdążyła się odezwać, jednocześnie zdając sobie sprawę, że jego zamierzenia legły w gruzach. Czułby się lepiej z myślą, że postanowił rozpocząć temat umyślnie, ale tak naprawdę jego niechęć była tak wielka, że tracił nad nią kontrolę. Tracił kontrolę. Idiotyczny temat w towarzystwie Mii mierził go, jak kamień w bucie podczas długiego marszu. Spojrzał jednak na dziewczynę łagodnie i odchylił się na oparciu, zamiast wyciągnąć ku niej dłoń w jakimś przepraszającym geście. Bycie aurorem było odpowiedzią na wszystko i wiedział, że Ignotus to zrozumie. Był jego ojcem. Już nie raz udowodnili sobie, że nie daleko pada jabłko od jabłoni, a to dodawało mu pewności, że tok jego myśli zmierza we właściwym kierunku.
— Laidan prosiła, by przekazać ci pozdrowienia — powiedział, podnosząc wzrok na ojca. — Ostatnim razem nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by porozmawiać. Nie zdążyłeś powiedzieć... co się z tobą działo — co przeszedłeś. Mam nadzieję, że wiesz, że możesz na nas polegać. Jesteśmy rodziną. — Jak sam wspomniał. To zobowiązywało. Do zwierzeń, do wypowiedzenia prawdy. Nie przyznałby się głośno, ale tego właśnie oczekiwał w tej chwili. Zasłaniając się wszystkim wokół — Mią, śmiercią Garahama, spotkaniem. Chciał wiedzieć. Dlatego patrzył Ignotusowi w oczy, bez cienia złości, czy żalu. Pragnął, by obdarował go prawdą i wypełnił luki w wiedzy, jaką posiadał na jego temat.
Wszyscy liczyli na spokojny wieczór, spędzony w miłej, rodzinnej atmosferze. Brzmiało jak bajka, mimo iż to spotkanie miało miejsce w Wywernie. Nie wszystko jednak musiało iść po ich myśli, bo ktoś postanowił zakłócić ich spokój. Pewien pijany jegomość podszedł do stolika żądając drobnych na kolejnego drinka. Zataczał się, więc by ustać na nogach podparł się o stolik, nachylając w stronę kobiety. Przy okazji rozlał również alkohol, który stał w jednej ze szklanek, a trunek po stoliku spłynął w kierunku Karkarowa, plamiąc mu spodnie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ukryte stoliki - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]07.03.17 20:09
To nie było spotykane. Od bardzo dawna nawet. ostatnim razem, gdy trójka Mulciberów siedziała przy jednym stoliku...kiedy to było? Pamiętała jeden taki wieczór. Daleko, w odległym Magadanie, na skraju mroźnej Rosji w drewnianej chatce. Przy stole. Ona siedziała na kolanach ojca, wpatrując się w uporem w porysowaną chłodem twarz. Drobna, dziecięca rączka sięgała długiej blizny idącej od szczęki, aż do oka. I nie strącił jej dłoni, cierpliwie czekając, aż córka przejedzie nieporadnym jeszcze paluszkiem po całej długości szramy. Pamiętała, że mówił coś do jej starszego brata, ale słowa - rozwiewały się we wspomnieniach. Zapamiętała jednak ton - niski, surowy i ostry. Ale bliski.
Możliwe, że ta sama surowość przykuła jej uwagę w głosie Ignotusa i kusiła obserwacją. O tym, że i ją poddawano wnikliwej ocenie - była świadoma. Idący przez kark dreszcz mówił o tym wyraźnie. To samo wrażenie tak wiele razy alarmowało ją na Nokturnie o tym, że ktoś uporczywie wodzi za nią wzrokiem. Atak? Nie zawsze. A jednak Mia musiała ufać instynktom, które błyskały budząc czujność. Tylko dziś musiała oddzielić naturalne odruchy, usadzić nagłe skoki adrenaliny na poczet cierpliwej analizy. Chciała go poznać. A jako kobieta - najwięcej informacji  czerpała nie ze słów, a gestów. Niewerbalna mowa ciała skuteczniej podsyłała jej wiedzę. nawet tak obleczoną w tajemnicę, jak starszy mężczyzna stawiający własnie przed nią szklankę z trunkiem.
Nie zdziwiła się, gdy na języku poczuła ostry i zdecydowanie zbyt mocny alkohol - przynajmniej dla większości kobiet. Mia nie pijała dużo, nie miała do tego predyspozycji, ale smak najcięższego kalibru nie był jej obcy.
- Za rodzinę - odpowiedziała, nim wychyliła na wdechu zawartość. dawkowanie nie wychodziło jej na dobre, tym bardziej jeśli gardło za każdym razem paliło tak samo, wyciskając z oczu łzy. I dziękowała w ciszy umysłu za gwałtowną reakcję, gdy usłyszała pytanie i..odpowiedź, która pomknęła z ust Ramseya - Tak - wypościła powietrze nosem, by przez kilka sekund zatrzymać szare tęczówki w tych znajomych, najbliższych - Był - podkreśliła ostatni wyraz, jakby dosadniej tłumacząc los jaki mu przysługiwał. I zapewne los, jaki będzie jej udziałem kiedyś - Zginął na akcji dwa lata temu  - dopowiedziała, czując, że akurat Ignotusowi była winna więcej niż jedno słowo. Odwróciła wzrok od kuzyna i przeniosła go na nowo na drugiego rozmówcę. Nie na długo.
Wystarczyło kilka kolejno wymienianych pytań, by na horyzoncie pojawił się ktoś, kogo Mia nie wkalkulowała w dzisiejsze towarzystwo. W międzyczasie pojawiły się kolejne szklanice sprawiając, że krew mieszała się z leniwie płynącym alkoholem. I mimo postępującego, czasowego zaburzenia, Mia zareagowała bez namysłu. Wywerna nie była zwyczajnym lokalem i klientela nie należała do potencjalnej. Cicho wypowiadane, złowieszczo? Pjacko? - Witaj Ptaszyno - zadziałało jak siarczysty policzek i nim się podniosła, jej dłoń zwinęła się w pięść wymierzając cios prosto w nachyloną, parszywą mordę jegomościa. Cichy chrzęst łamanej kości nosa potwierdził zamierzenie, a w następnej chwili, ktoś szarpnął nieznajomym do tyłu, a Mia instynktownie przesunęła się w najbezpieczniejszą stronę - Ramseya, jakby oczekiwała niewidzialnego ataku w plecy.
Na stoliku, prócz płynącego, rozlanego alkoholu, wiły się czerwieniejące kropelki krwi. Cieniutka strużka rysowała ścieżkę przez stolik i na podłogę, która zapewne mieściła w sobie historię niejednego szkarłatu. I nikogo (zapewne) nie mogło to dziwić. naturalna kolej rzeczy.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]29.10.18 0:38
| 20.09

Nokturn miał w sobie coś, co ją przyciągało, odkąd została pierwszy raz tutaj wprowadzona – a miało to miejsce jeszcze przed dołączeniem do rycerzy, już po tym, jak wróciła do kraju z Norwegii. Interesując się klątwami i artefaktami nie mogłaby pominąć tak interesującego miejsca na mapie magicznego Londynu, kuszącego aurą zakazanego owocu. A Lyannę wyjątkowo intrygowało to, co zakazane, niedostępne dla ogółu. Właśnie dlatego podczas pobytu w Norwegii z taką ciekawością poznała to drugie oblicze klątw – ich nakładanie, a nie tylko zdejmowanie, a także podstawy samej czarnej magii, o której przed tą wyprawą tylko czytała.
Rzecz jasna nie mogła się równać z większością rycerzy, z których spora część była od niej starsza i bardziej zaprawiona w mrocznych sztukach, ale zależało jej na tym, by swoją wiedzę i umiejętności poszerzyć oraz nie dopuścić do takich porażek, jak te w domu Slughorna i w rezerwacie jednorożców. Wtedy dała się zaskoczyć i pokonać, ale następnym razem musiało być inaczej. Po spotkaniu rycerzy z ciekawością zagłębiła się w książkowe zbiory swego ojca, wyszukując zakamuflowanych starannie pozycji poświęconych czarnej magii. Jej ojciec krył się ze swoimi zamiłowaniami, chcąc uchodzić za wzorowego obywatela, ale Lyanna była sprytna i spostrzegawcza, więc z czasem poodnajdywała większość poukrywanych pokątnie woluminów. Ojciec od pierwszego maja gryzł ziemię, więc nie mógł jej przeszkodzić, a Lyanna czerpała pewną satysfakcję z faktu, że robiła z jego własnościami co chciała. Zresztą i tak dawno już przestała się przejmować jego zdaniem, w ostatnich latach jego życia zwykle go ignorując, kiedy już przyszło im się znaleźć w tym samym pomieszczeniu, ale większość czasu od powrotu z wyprawy spędziła i tak w starym mieszkaniu na Pokątnej, które później zostało zniszczone w wyniku anomalii.
Teraz, kiedy już należała do elitarnego grona rycerzy, czuła się całkowicie pewnie, idąc nokturnową aleją i zmierzając prosto do Białej Wywerny. Liczyła na zwęszenie ciekawych plotek z półświatka, może na ciekawe i niekoniecznie legalne zlecenie. Odczarowywanie przedmiotów codziennego użytku niezmiernie ją nudziło, a nie uwolniła się od tego całkowicie nawet po odejściu z ministerstwa. Jednak by nie musieć zaciskać pasa nie mogła pozwolić sobie na wybredność, choć oczywiście liczyła na coś ciekawego, co intensywniej zajmie jej myśli i czas.
Wsunęła się do wnętrza lokalu, w którym bywała regularnie odkąd został odbudowany, ale i przed jego zniszczeniem również. Zrzuciła z głowy kaptur czarnego, długiego do ziemi płaszcza, pozwalając burzy gęstych włosów spłynąć na plecy. Stoliki w głównej części sali były pozajmowane, więc przesunęła się w stronę ukrytych stolików umiejscowionych na uboczu. I właśnie wtedy przy jednym z nich zauważyła charakterystyczny egzotyczny profil – a jego posiadaczka siedziała samotnie.
- Nie masz nic przeciwko...? – zapytała zanim się dosiadła. Być może Deirdre czekała tu na kogoś i towarzystwo początkującej rycerzycy nie było jej na rękę – dlatego Lyanna cierpliwie zaczekała. Śmierciożerczyni zaszła naprawdę wysoko w hierarchii organizacji i Zabini nie wątpiła, że Deirdre przewyższała umiejętnościami większość rycerzy, nawet mężczyzn. To sprawiało, że mimowolnie ją podziwiała; zawsze miała w sobie dużo szacunku i podziwu wobec silnych kobiet i chciała iść w ich ślady.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]29.10.18 15:37
Parszywe wnętrza Białej Wywerny nawet teraz, już po odbudowie, w którą włożono wiele środków umożliwiających uczynienie z niej lokalu nieco wyższej klasy, pozostawiały wiele do życzenia. O ile oceniano je w standardach względnie wyższych sfer, ba, nawet klasy średniej, która doceniała czyste blaty oraz brak ryzyka oberwania czarnomagiczną klątwą w tył głowy podczas wypijania nierozcieńczonego szczynami trunku. Deirdre nigdy nie bywała tu często, na Śmiertelnym Nokturnie znalazła się po raz pierwszy wraz z Tristanem tej pamiętnej nocy, kiedy to doprowadził ją przed oblicze Czarnego Pana. Do dziś pamiętała dokładnie każdą sekundę spotkania, tortury Samaela, krew skapującą na dębowy blat stołu, własne paznokcie wpijane w oparcie fotela Rosiera, za którym zdrętwiała, przejęta niesamowitą grozą i fascynacją jednocześnie. Wzniesienie Białej Wywerny z popiołów miało dla niej charakter symboliczny, to miejsce stało się dla niej ważne, nawet jeśli epicentrum wszelkich zmian w jej życiu znajdowało się pod ich stopami, w sekretnych piwnicach, w lodowatym laboratorium, gdzie wychylała kielich potwornego bólu a na jej przedramieniu wykwitał Mroczny Znak, obiecujący wszystko to, czego pragnęła.
Wyrwanie z ramion zbyt zaborczej Wenus nieco zmieniło jej podejście do tego typu lokali, przywykała coraz mocniej do wygodnego życia, pięknych wnętrz, miękkich mebli, drogich trunków oraz kwiatowych aromatów wypełniających wnętrza Białej Willi oraz Fantasmagorii - ciągle jednak coś przyciągało ją na Nokturn a spacer brudnymi ulicami napełniał ją adrenaliną. Czuła mrowiącą satysfakcję, zapuszczając się w ciemne zaułki, z palcami oplecionymi wokół różdżki, z przekonaniem, że poradziłaby sobie z każdym, kto wszedłby w jej drogę. Nigdzie indziej nie mogła tak bezpiecznie zaspokoić żądzy krwi, przypadkowych ofiar, władzy posiadanej nad tchnieniem drugiego istnienia, chociaż ostatnio posiadała aż zanadto okazji do podejmowania takiego ryzyka. Tego wrześniowego wieczoru nie pojawiła się tutaj z własnych, sentymentalnych pobudek - chciała dopilnować ostatnich prac w Białej Wywernie, dopieszczania drobnych dodatków. Nieśpiesznie spacerowała korytarzami piwnic oraz sal, sprawdzając, czy naprawiono każdy uszczerbek i detal, który zdążyła zauważyć w sierpniu podczas obchodu z Morgothem; przesuwała palcami po chłodnym marmurze, naciskała nimi na sekretną zapadnię, przeglądała się w magicznym lustrze - a z odbicia spoglądał na nią ktoś zupełnie inny niż sprzed pół roku. Już nie była wystraszona, wychudzona, z zapadniętymi policzkami i śladami wymuszonej pracy na twarzy - stała się pełniejsza, silniejsza, wręcz nie do poznania zdrowsza, nawet jeśli czarna magia zdążyła przeżreć ją od środka.
Gdy zakończyła inspekcję, powróciła na górę, przez moment zastanawiając się, co począć z resztą wieczoru. Znała harmonogram Tristana, wiedziała, że dziś będzie zajęty szlacheckimi obowiązkami, nic więc nie kusiło ją do wcześniejszego powrotu do domu. Zdecydowała się zostać na jedną szklankę ognistej whisky, na moment zachwycić się atmosferą tego brudnego miejsca - pstryknięciem palców zamówiła szklankę alkoholu i zasiadła na jednym z ostatnich stolików, tuż pod ścianą. Czarne, wręcz nienaturalnie proste i lśniące włosy opadły na jej ramiona, ostatnio rosły jak szalone - zerknęła na lewitującą tacę, zsuwającą ognistą na blat, a chwilę później, gdy podniosła wzrok, ujrzała, że ktoś stoi tuż obok niej. Lyanna.
Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, po prostu wpatrując się beznamiętnym spojrzeniem w buzię Zabini. - Nie, usiądź - odpowiedziała w końcu uprzejmie, wypracowanym gestem dłoni wskazując krzesło naprzeciwko. - Coś się stało? Chcesz porozmawiać o czymś konkretnym? - spytała niczym troskliwa śmierciożercza matka, od razu doszukująca się w okazaniu sympatii lub zainteresowania jakiejś nadciągającej groźby. Splotła ręce przed sobą na stoliku i wpatrywała się wyczekująco w bladolicą łamaczkę klątw. Znały się nie od dziś, pamiętała ją ze szkoły - ale obydwie nie przypominały siebie sprzed lat.

[bylobrzydkobedzieladnie]


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Tsagairt dnia 03.11.18 12:56, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]03.11.18 12:12
Nie spodziewała się tego spotkania, choć mogła się spodziewać, że wśród gości przybytku dostrzeże kogoś z Rycerzy, którzy poruszali się po Nokturnie nadzwyczaj pewnie, dla wielu z nich było to też stałe miejsce urzędowania. Lyanna mieszkała po tej jasnej stronie Londynu, a na Nokturnie pojawiała się głównie w interesach – ale nie dało się ukryć, że coś ją tu ciągnęło, że nadzwyczaj chętnie zbaczała ostatnimi czasy w odmęty tej ciemnej, ponurej uliczki, do której dobrzy i mili ludzie raczej się nie zapuszczali. A jeśli zapuszczali, to często nigdy stąd nie wracali.
Zabini pozostawała spokojna i opanowana, wchodząc do lokalu i lustrując obecnych pozornie znudzonym wzrokiem; tak naprawdę jej bystre spojrzenie wyszukiwało potencjalnie atrakcyjnego towarzystwa, kogoś kto po odpowiednim podejściu mógł szepnąć kilka ciekawych informacji lub też obiecać interesujące zlecenie dla łamacza klątw i poszukiwacza artefaktów. Wiele zleceń podłapywała dzięki temu, że uważnie słuchała i obserwowała.
Ale wtedy zauważyła Deirdre, i tak ją to zaintrygowało, że na moment zapomniała o sprawkach zawodowych i ruszyła w tamtą stronę.
Obie musiały przejść długą drogę, żeby się znaleźć się w takim punkcie życia, w jakim były obecnie. Kobietom nigdy nie było łatwo w środowiskach zdominowanych przez mężczyzn. Lyanna mogła tylko się zastanawiać, jak układało się życie Deirdre po opuszczeniu murów Hogwartu i jak wyglądały jej początki w organizacji, bo nie było jej tam wtedy. Kiedy dołączyła, Tsagairt była już śmierciożerczynią. Zabini początkowo była zdumiona, widząc ją w takiej roli, z Hogwartu pamiętała ją jako dbającą o regulaminy i przepisy prymuskę o egzotycznej urodzie. Obie były mieszankami różnych narodowości, tyle że sama darzyła swą matkę niechęcią i wzgardą – to po niej otrzymała skazę na krwi i nigdy nawet jej nie poznała. Po niej otrzymała również swoją urodę.
Niemniej jednak nie miała żadnych niecnych planów, przyciągnęła ją głównie ciekawość i chęć rozmowy z kimś, kto zna tę organizację znacznie lepiej od niej. I w dodatku był kobietą – więc mogła odczuć z nią większą solidarność niż z mężczyznami.
Przysiadła naprzeciwko niej, również zamawiając dla siebie ognistą.
- Nie spodziewałam się, że akurat dziś cię tu spotkam. Mam nadzieję, że nie czekałaś na kogoś innego – rzekła. Poza spotkaniami raczej jej tutaj nie widywała. – Ostatnio bywam tu regularnie. Interesy, poszukiwanie zleceń, ale i... inne sprawy przyciągają mnie na Nokturn. Domyślam się, że ciebie również? – Miała na myśli oczywiście Rycerzy. Rozejrzała się jednak, by upewnić się, czy na pewno były tu same i atmosfera była wystarczająco poufna do wypowiadania głośno rzeczy, które nie powinny dotrzeć do niepowołanych uszu, zwłaszcza gdyby na Nokturn i do Białej Wywerny rzeczywiście jakimś cudem przeniknęli aurorzy lub samozwańczy zbawcy świata zwani Zakonem Feniksa. Teoretycznie było to ich miejsce – ale czy było w stu procentach bezpieczne? Już kiedyś spłonęło po najeździe ludzi, których nie powinno tu być.
- Myślisz, że oni też mogą tu gdzieś teraz być? – zastanowiła się.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]03.11.18 13:31
Zdziwienie na widok kogoś z Rycerzy Walpurgii, przesiadującego w świeżo odbudowanej Białej Wywernie, wydało się Deirdre mało logiczne, ale nawet nie mrugnęła słysząc spokojną odpowiedź przysiadającej się do niej Lyanny. Chociaż były w tym samym wieku, identycznie wychowane przez surowy dom Węża, dziewczyna wydawała się jej młodziutka, nieopierzona, trochę zagubiona; tak, jakby dzieliła ich co najmniej dekada. Nigdy nie trzymały się ze sobą specjalnie blisko, kostyczna Dei stroniła nawet od wychowanków Slytherinu, a jeśli już nawiązywała z kimś intensywniejszą więź, zazwyczaj byli to młodziutcy przedstawiciele arystokracji. Zabini nie wyróżniała się też niczym szczególnym, nie przyciągała wzroku z natury mało ciekawskiej Tsagairt; żyły własnym życiem, dopiero niedawno wkraczając na tą samą ścieżkę, na jakiej skrzyżowały się ich drogi.
Spoglądała na Lyannę bez niechęci, uprzejmie, lecz i bez emocji, z typowym dla prawdziwej siebie chłodnym spokojem wymalowanym na pełniejszej niż zwykle twarzy. Wątpiła, by kobieta przysiadła się do niej po to, by ze łzami w oczach powspominać szkolne czasy lub w inny sposób karmić nostalgię za nie tak słodkim dzieciństwem. Dzielenie się gorącymi plotkami o Rycerzach Walpurgii także nie było w stylu dość wycofanej Zabini, dlatego też Tsagairt po prostu milczała, dając szansę odpowiedzi na może nieco zbyt troskliwe pytania. Lubiła mieć pod kontrolą nawet przypadkowe spotkania, spodziewając się najgorszych wieści. Przezorny zawsze ubezpieczony, a ten negatywnie nastawiony - zazwyczaj czuł ulgę, gdy ciemne chmury okazały się tylko niegroźną, niezapowiadającą burzy mgłą.
- Nie, dziś zamierzałam spędzić wieczór samotnie - odparła zgodnie z prawdą, niezbyt przejmując się tym, że mogła zabrzmieć dwuznacznie i zniechęcająco: czyżby rzucała aluzję do zepsucia tych samotnych planów? - Miewasz dużo zleceń? Jako łamaczka klątw? Tak młoda - i do tego kobieta? - spytała po sekundzie, bez wścibskości; słowa mogły w teorii brzmieć krytycznie, z powątpiewaniem, ale wraz z prawie przyjaznym spojrzeniem Deirdre prezentowały się odmiennie: była ciekawa, jak Lyanna radzi sobie w zmaskulinizowanym świecie Nokturnu. Skinęła głową na jej domysły; sprawy Rycerzy sprowadzały ją do Wywerny, ale nie rozwijała tematu, siedząc bez ruchu na twardym krześle, z oczami utkwionymi w twarzy Zabini. Zmieniła się, dojrzała, ale dalej wyczuwała w niej coś dziecinnego - a może traktowała tak wszystkie kobiety, nasiąkając mimowolnie męskim szowinizmem? - Nie miałyśmy okazji nadrobić minionych lat - zagadnęła w końcu bardziej odpowiednio, luźniej. Skoro już zasiadły razem przy stoliku, mogła nieco podszkolić się w zakurzonych umiejętnościach międzyludzkich, niewymagających uwodzenia. - Wątpię, ale...z nimi wszystko jest możliwe - odpowiedziała w lekkim zastanowieniu, nie rozglądając się jednak po siedzącej daleko klienteli. Wyjątkowo dziś miała obiektywnie czyste sumienie, nie musiała przejmować się Zakonnikami pod przykrywką, próbującymi wtopić się w brudne tło Wywerny. - Jak dowiedziałaś się o nas? - spytała lekko, powracając do normalniejszego tematu przypadkowej konwersacji. Już nie pamiętała, kto przyprowadził Lyanne na pierwsze spotkanie Rycerzy Walpurgii; w czasie ostatnich miesięcy działo się tak wiele, że pamięć niekiedy zawodziła nawet ją.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]04.11.18 12:02
Lyanna zawsze była samotnicą. Status krwi skazywał ją na pewne wyobcowanie zarówno w rodzinie jak i w szkole, ale nigdy nie potrzebowała wielu ludzi wokół, dobrze czuła się w samotności. Miała wtedy czas, by skupić się na własnym rozwoju i nauce. Ominął ją etap nastoletnich ploteczek z przyjaciółkami (tych nigdy nie miała) czy szkolnych miłostek (tych również nie miała), wiele czasu spędzała za to w bibliotece, odkrywając swoje młodzieńcze pasje. Rzeczywiście niczym szczególnym się nie wyróżniała, choć była zdolną uczennicą. Ale nie zależało jej na tym, by było ją widać, najlepiej czuła się w cieniu, gdzie miała więcej swobody, choć ambicja skłaniała ją do równania coraz wyżej i osiągania dobrych wyników w nauce. Po szkole szkoliła się na łamacza klątw, było jej łatwiej dzięki temu że brat, jedyny członek rodziny który ją cenił, przetarł jej wcześniej szlaki i to dzięki niemu zdobyła pierwsze kontakty oraz dostęp do Nokturnu, gdzie ją wprowadził już po tym, jak spędzili dwa lata na podróżowaniu połączonym z łamaniem klątw i poszukiwaniem artefaktów, zwieńczonych niezwykle interesującymi miesiącami spędzonymi w Norwegii.
Zabini nie była szczególnie sentymentalna, rzadko pozwalała sobie na wspominki ze szkoły; ten etap został zakończony, bardziej skupiała się na teraźniejszości. Jedynie w myślach czasem pomstowała na swój status krwi i zastanawiała się, kim by była, gdyby jej matka nie była zdradzieckim mieszańcem który oszukał i uwiódł jej ojca, a czarownicą czystej krwi, której ani ona, ani ojciec nie musieliby się wstydzić. Czy wtedy mogłaby się czuć pełnoprawną częścią swojej rodziny? Z drugiej strony jednak wtedy zapewne byłaby teraz nieszczęśliwą żoną jakiegoś znajomego ojca, a tak mogła się cieszyć swobodą i niezależnością. Nikt nie mówił jej, co mogła robić, a czego nie, nikt też nie dyktował, gdzie mogła chodzić. W odróżnieniu do sporej części kobiet nie potrzebowała w swoim życiu mężczyzny i nie przerażała jej wizja staropanieństwa. Może dlatego, że nie miała w swoim otoczeniu wzorca szczęśliwej rodziny, a wychował ją samotny i gardzący nią za krew ojciec. Nikt nigdy się nad nią nie roztkliwiał.
- Bywa z tym różnie, czasy nie są łatwe – przytaknęła. Po chwili i ona otrzymała swój alkohol, więc po chwili umoczyła usta w naczyniu, biorąc pierwszy łyk trunku. – Ale dzięki bratu zdobyłam swoje pierwsze kontakty, a czasem znajduję zlecenia tu, na Nokturnie. Kilka lat temu pracowałam w ministerstwie, ale potem uznałam, że to praca poniżej moich możliwości. – Ale później odeszła, między innymi przez szowinistyczne traktowanie i dawanie jej najgorszych, najnudniejszych zleceń, bo przecież jako młoda kobieta nie nadawała się do prawdziwie interesujących i zajmujących zadań. Kiedy ze zleceniami na łamanie klątw i szukanie artefaktów było marnie, czasem zbierała ingrediencje roślinne dzięki wiedzy uzyskanej od ojca, który trudnił się handlem ingrediencjami. Ale przy dobrych zleceniach nie musiała robić ich bardzo dużo, by liczyć na przyzwoity zarobek, skrytka ojca także nie była jeszcze pusta, więc jakoś jej się żyło. – Uczę się także nakładać klątwy – dodała ciszej. Ta druga strona jej zawodu zafascynowała ją w Norwegii, ale nie miała jeszcze na koncie znaczących sukcesów poza nakładaniem stosunkowo prostych klątw na przedmioty. Od czegoś trzeba było zacząć, a pewnego dnia i to mogło stać się dodatkowym źródłem zarobkowania.
- Zaiste, nie miałyśmy. Dlatego tym większym zdumieniem było to pierwsze... spotkanie po latach – rzekła. Miało ono miejsce piątego lipca, kiedy Lyanna przybyła na swoje pierwsze spotkanie Rycerzy i dostrzegła Tsagairt przy długim stole w Fantasmagorii. Mimo upływu lat rozpoznała ją, jej uroda była bardzo charakterystyczna.
Również się rozejrzała, choć powoli i z pozorowanym znudzeniem, niby od niechcenia. Choć siedziały na uboczu, a większość klienteli wyglądała jak typowi bywalcy Nokturnu, nie można było wykluczyć, że aurorzy lub Zakon mogli znać różne sztuczki, by wtopić się w tłum. Mogli mieć własnych metamorfomagów lub zdobyć eliksir wielosokowy.
- Od starszego brata, w czerwcu – przyznała. – Dowiedziałam się o was trochę późno. – Ale już wcześniej zaczynało być powoli słychać o tych ludziach. A Lyanna żałowała, że nie było jej dane dołączyć wcześniej. – A ty? Jak to wyglądało u ciebie? Przyznam, że nie wiem nic o twoich początkach.
Nie była jednak pewna, czy Deirdre miała ochotę zdradzać jej jakieś szczegóły odnośnie swoich początków w organizacji. Ostatecznie nie były blisko.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]04.11.18 22:13
Gdyby dosiadł się do niej jakikolwiek inny członek Rycerzy Walpurgii - mężczyzna - na pewno spławiłaby go w mniej lub bardziej nieprzyjemny sposób. Miała dość samczego towarzystwa, ceniła ciszę i spokój, zresztą przebywanie w bezpośredniej bliskości Tristana całkowicie zaspokajało nieuświadomioną potrzebę podlegania patriarchalnym wartościom. Nie potrzebowała kompana do kieliszka ani głębokich rozmów; gardziła też udawanym szacunkiem oraz śmiałymi próbami flirtu. Niektórzy, świadomi jej przeszłości, pozostawali naiwnie ślepi na to, że odcięła się - została odcięta; komu to zawdzięczasz, Deirdre? - od sprofanowanego ducha Miu, nawiedzającej w Wenus stęsknionych gości. Inni subtelnie dawali do zrozumienia, że traktują ją jako uzurpatorkę, niecierpliwie wypatrując każdego momentu, w którym mogli pokazać swą wyższość. Znajdowała się na świeczniku, zdawała sobie z tego sprawę, a wrodzony perfekcjonizm nie pozwalał na choćby drobne potknięcie. Trzymała gardę nawet w pozornie nieoficjalnych momentach, zachowując stałą czujność, spinającą smukłe ciało w napięty sznur mięśni. Wśród kobiet było inaczej, ale boleśnie zawiodła się na niektórych z nich; ze zgrzytem zębów wspominała Yvette, Marianne lub chociażby Elisabeth - lecz nie Lyannę, pokorną, cichą, być może zbyt struchlałą, ale nie popełniającą większych błędów.
Mierzyła ją spokojnym wzrokiem, luźną pogawędkę traktując jako ładną powierzchnię do głębszych rozmyślań na temat jej przydatności - sprawie, Rycerzom, Czarnemu Panu. - Może minęłyśmy się na ministerialnych korytarzach - wtrąciła lekko, na razie nie wdając się w szczegóły. Musiały pracować w innych departamentach, nie żałowała jednak, że ich znajomość odnowiła się dopiero niedawno. Tamte, urzędnicze czasy, ciągle były dla niej wspomnieniem bolesnej i w gruncie rzeczy nieprzydatnej lekcji. - Klątwy. Ciekawe - powtórzyła uprzejmie po kolejnej chwili ciszy i beznamiętnego wpatrywania się w twarz upijającej alkohol Zabini. Deirdre potrafiłaby przeprowadzić tę rozmowę inaczej, przyjemniej, przyjaźniej, ale nie chciała udawać. Była zmęczona. - Zawsze zastanawiało mnie zdobywanie krwi. Jak sobie z tym radzisz? - spytała, w końcu zainteresowana; czy krew najłatwiej zbierało się z martwego ciała, z poszczególnych tętnic czy też w innych okolicznościach? Zupełnie nie znała się na starożytnych runach, była więc łasa na każde informacje dotyczące tego tematu. Lubiła wiedzieć, im więcej tym lepiej. - Dlaczego zdumiał cię mój widok? - spytała prawie od razu, lekko unosząc brew w wystudiowanym geście. Tak naprawdę nie poczuła się dotknięta, chciała jednak sprawdzić, jak ją oceniano - czy tak, jak chciała, by to robiono: jako kogoś nudnego, przeciętnego, wpasowującego się w tłum, wyróżniającego się jedynie egzotyczną urodą. To umiejętność dopasowania się do wybranej roli gwarantowała jej nie tylko sukces w burdelu, ale i względne bezpieczeństwo na co dzień, gdy jej ręce spływały krwią a usta wykrzywiał szczery, triumfalny uśmiech. Odrobinę podobny do tego aktualnego, wywołanego niewinnym pytaniem Zabini, łączącym się z zupełnie przeciwną odpowiedzią. - A co słyszałaś o moich początkach? - Czy krążyły jakieś plotki? Wyczuwała, że tak, nigdy jednak nie miała okazji się z nimi skonfrontować. Uniosła powoli szklankę do ust, upijając drobny łyk - dla towarzystwa, pospolity alkohol jej nie smakował, piwniczka pełna wybornych trunków Corentina rozpuściła ją do niemożliwości. - Że ułatwiłam sobie drogę ku szczytowi hierarchii własnym ciałem? Dzięki protekcji tego, który stoi najbliżej Czarnego Pana? - kontynuowała tym samym, lekkim i miłym tonem, nie odrywając spojrzenia od dziewczęcej buzi Lyanny. Była na tyle naiwna, by w to uwierzyć? Lub: czy była na tyle niewinna? -  Cóż, skłamałabym mówiąc, że nie była to droga usłana różami - pozwoliła sobie na prawie niezauważalne uniesienie lewego kącika warg wyżej. - Co o tym sądzisz? - zagadnęła w końcu wieloznacznie; co sądziła o jej roli wśród Rycerzy, co sądziła o tym, jak traktowano w organizacji kobiety; co sądziła o plotkach. Wydawała się mieć wiele do powiedzenia, należało ją jednak nieco ośmielić.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]07.11.18 12:08
Relacje z mężczyznami bywały specyficzne, zwłaszcza, kiedy było się młodą i ładną kobietą. Lyanna wiedziała, jak to jest być sprowadzaną do roli pięknej buźki, która z pewnością nie reprezentuje sobą nic więcej ponad atrakcyjny wygląd. Zainteresowanie wielu ginęło jednak, kiedy dowiadywali się, że nie była czystej krwi. Krew też często była miarą wartości, ale i sama oceniała ludzi przez pryzmat tego kryterium, niechętnie odnosząc się do mugolaków i większości mieszańców. Wcale nie czuła że stoi na równi z nimi, mieszaniec mieszańcowi był nierówny. Jej matka nie była mugolką ani szlamą, ojciec zaś wywodził się z szanowanej rodziny czystej krwi, w której wartościach ją wychował, więc mogła nosić głowę odrobinę wyżej, nawet jeśli w głębi duszy czaił się w niej pewien kompleks i poczucie bycia czarną owcą, zakałą swej rodziny, niedostatecznie dobrą. Nie mogła zmienić swojej krwi, ale mogła swoją wartość zrekompensować umiejętnościami i na tym skupiała się całe życie – by zostać utalentowaną czarownicą.
Zdawała sobie sprawę, że droga kobiet w rycerzach była trudna również przez postępowanie niektórych z nich, które zawiodły ideę, okazały się zbyt słabe by udźwignąć taki ciężar. A Lyanna nie chciała okazać się tak słaba jak one, chciała unieść to nowe brzemię i stać się przykładną częścią organizacji. O ile miała dość postępowe poglądy na temat siły kobiet, z reguły nie obejmowały one szlachcianek, choć zdarzały się wyjątki. Zwykle jednak uważała je za słabe damulki nie znające trudów prawdziwego życia, które nie rozpieszczało i nie wszystko było podane na złotej tacy. Lyanna na wszystko w swoim życiu musiała zapracować. Na umiejętności, na szacunek, na swój rozwój. Dlatego lepiej znosiła niedogodności i samotność niż większość ludzi i była przygotowana na to, że również w rycerzach nie osiągnie niczego bez własnego wkładu, chociaż też nie starała się usilnie, żeby się wybić i żeby było ją widać. Dążyła do swego cierpliwie, po cichu i z pokorą.
- Bardzo możliwe – przytaknęła. Możliwe że kiedyś nawet mignęła jej gdzieś twarz Deirdre, ale skupiona na swoim szkoleniu na łamacza nie przykładała wtedy do tego wagi. – Możliwość wyboru pociągała mnie jednak bardziej niż praca całe życie pod dyktando ministerstwa, które było... no cóż, zepsute. I nie dawało mi zbyt wielu możliwości rozwijania się – wzruszyła ramionami. Tam mogłaby liczyć tylko na legalne zlecenia, głównie odczarowywanie przedmiotów przechwyconych od czarnoksiężników złapanych przez aurorów i tego typu sprawki. A Lyannę ciągnęło do tego co zakazane, poza tym chciała się oddzielić od zepsutego, rozczarowującego środowiska, które ją ograniczało zamiast rozwijać. Ciekawe, czy Deirdre odeszła z podobnych powodów, czy może chodziło o coś poważniejszego niż tylko rozczarowanie pracą i hermetycznymi układami?
- Zdobywam ją tu, na Nokturnie – rzekła, upijając kolejny łyk ognistej. Do zaklinania przedmiotów nie potrzebowała krwi ofiar, wystarczyły bazy z ludzkich części ciała, które mogła nabyć właśnie tu od znajomego handlarza. – Można tu dostać praktycznie wszystko, jeśli się wie, gdzie szukać. – Krew i inne części zapewne pochodziły z ofiar różnych podejrzanych typków, często ludzi którzy zapuścili się tu nieuważnie i już stąd nie wyszli. Nigdy nie pytała, nie interesowało ją pochodzenie zakupywanych fragmentów. Może kiedyś jak będzie okazja przetestuje klątwy nakładane bezpośrednio na osoby, do nich niestety potrzebna już była krew ofiar. Póki co uczyła się więc, zaklinając drobne przedmioty.
- W Hogwarcie wyglądałaś raczej na kogoś, kto zajdzie wysoko w ministerialnej hierarchii. Niekoniecznie w miejscu takim jak to – przyznała. Deirdre w szkole może i wydawała się nudną, mdłą kujonicą, którą wyróżniał tylko wygląd, kimś kto miał szansę na ciepłą posadkę w ministerstwie, ale na pewno nie na kobietę lubującą się w czarnej magii, stającą się jedną ze śmierciożerców. Ale pozory bardzo często myliły, dlatego zawsze brała na nie pewną poprawkę. Wierzyła, że w jej przypadku pozory też mylą. Nie chciała być tylko ładna i nic poza tym.
- Niewiele, poza tym, że bardzo szybko zaszłaś tak wysoko i to jako pierwsza kobieta – odezwała się dość lakonicznie, w gruncie rzeczy ciekawa, ile ją to kosztowało, wejście w łaski Czarnego Pana, wywyższenie ponad inne sługi. Jak wiele musiała poświęcić, by być tym kim się stała. Owszem, słyszała też plotki o tym, czym się niegdyś trudniła, że korzystała z atutów swojego ciała, że łączyło ją coś z Rosierem, ale rozumiała, że czasem cel uświęcał środki i niekiedy warto było upaść nisko, by potem zajść jeszcze wyżej. Nie wnikała jednak w jej prywatne sprawy i relacje. – Takie pogłoski też słyszałam, ale uważam, że my, kobiety, jesteśmy czymś więcej niż tylko pięknymi ciałami, którymi mężczyźni mogą połechtać swoje ego – rzekła zgodnie ze swoim przekonaniem. Musiało wchodzić w grę coś więcej, nie wątpiła w wysokie umiejętności Deirdre. Miernota nie mająca nic poza atrakcyjnym ciałem nie przeszłaby próby. A nawet jeśli rzeczywiście w pewnych momentach życia dochodziła do sukcesów również ciałem? Nie Lyannie to oceniać. Nie była grzeczną, świętoszkowatą panienką, którą to gorszyło, mimo że tak naprawdę nie zeszła jeszcze bardzo głęboko na drogę zepsucia. Dopiero uczyła się czarnej magii, ale nie miała skłonności do prawdziwego okrucieństwa, jak dotąd nawet jeszcze nikogo nie zabiła, choć czasem kusiło ją wytropienie tamtego mugola, który zranił ją w dzieciństwie i odpłacenie mu z nawiązką za to, że w ogóle ośmielił się tknąć czarownicę. O ile jeszcze żył. A na Nokturnie było tyle zepsucia, że ciężko byłoby naprawdę ją zgorszyć – chyba że przyjaźnią ze szlamami. Tak, to mogłoby budzić w niej prawdziwy wstręt i zgorszenie.
- Myślę, że wielu mogłoby pozazdrościć ci tego, co osiągnęłaś i umiejętności, które zdobyłaś, bo to one są najważniejsze. – Może stąd brała się niechęć mężczyzn; ich duma nie znosiła, kiedy kobieta była w czymś lepsza. – Ja również. Zawsze zależało mi na tym, by stawać się coraz lepszą w tym, co robię. Ale jestem dopiero na początku tej drogi.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]07.11.18 17:11
Z Lyanny wręcz emanowała chęć spełnienia się, zasłużenia na miejsce w gronie Rycerzy Walpurgii, pragnienie, by naprawić niedoskonałość własnego pochodzenia czynami oraz umiejętnościami. Deirdre wyczuwała taką ambicję, widoczną nie tylko w sposobie wypowiadania się Zabini, ale także w obrazach z przeszłości, pourywanych skrawkach wspólnego pobytu w Hogwarcie. Zawsze niedopasowana, zawsze gorsza, zawsze oceniana przez pryzmat rodziny - myślała jeszcze o niej, czy już o samej sobie? Starała się odnajdywać podobieństwa między sobą a kobietami służącymi Czarnemu Panu; chciała budować solidne mosty, ścisłe więzy zaufania, by już nigdy nie dopuścić do ich grona jakiejś nieopierzonej, głupiutkiej, żałosnej panienki. Musiały - razem - odbudować nadwyrężone zaufanie, starać się jeszcze bardziej: traktowała to wręcz jako swoją prywatną misję, krucjatę przeciwko szerzącemu się szowinizmowi i mizoginii. Kosztowało ją to wiele cierpliwości oraz przesuwania własnych granic - potrzebowała dzisiaj spokoju - ale wcale nie czuła się męczenniczką. Przejęta Zabini, pozorująca spokojny dystans, była dobrym materiałem na Rycerza Walpugii; na kogoś, kto nie zawiedzie. Miała ku temu silną motywację, wynikającą z rozcieńczonej krwi. To ci niedoceniani, pogardzani i ignorowani zazwyczaj posiadali największe morale i służyli najgorliwiej ze wszystkich.
- Myślałaś o dołączeniu do jednostki badawczej? - spytała zaraz po odpowiedzi Lyanny, nie komentując w żaden inny sposób jej wyznania. Łamaczka klątw opuściła zachowawcze Ministerstwo Magii w poszukiwaniu wolności, własnej drogi, szukania innych, mniej przewidywalnych rozwiązań i chociaż Deirdre nie wiedziała nic o starożytnych runach, to posiadła dość sporą wiedzę na temat ograniczeń związanych z pracą w rządowych departamentach. Kiedyś nie istniała dla niej władza wyższa od tej sygnowanej prawem oraz zaufaniem narodu - jakże była naiwna, wierząc w te wpajane posłusznym obywatelom mrzonki. Ciekawe, czy Zabini sama zorientowała się w tym kłamstwie, czy też to brat otworzył jej oczy na istnienie prawdziwej potęgi. - Mamy wielu doświadczonych łamaczy klątw, którzy mogliby pogłębić twoją wiedzę. Rozmawiałaś z nimi? - dodała cicho, bacznie obserwując brunetkę. Zastanawiała się, czy Lyanna rozmawiała z Antonią lub z lordami z Durham; czy próbowała nawiązać nić porozumienia z Goylem i Macnairem. Każde z nich specjalizowało się w pewnych aspektach klątw a łącząc siły mogli osiągnąć znacznie więcej. To spoglądanie na najlepszych pomagało w szybkim rozwoju, sama stanowiła tego najlepszy przykład.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, sięgając do kieszeni sukni po srebrną papierośnicę. Wyciągnęła z niej pastelową bibułkę - zmiennobarwne papierosy Jerella otrzymała od młodego stażysty, pracującego w Fantasmagorii. Próbował robić na niej wrażenie swą dorosłością, bawiło ją to, zresztą, dawno nie smakowała nostalgii: młodzieńczych lat i pierwszych używek, Zapaliła papierosa i zaciągnęła się powoli, wsłuchując się uważnie w odpowiedzi Zabini. Gładkie, uprzejme, niemożliwe do zinterpretowania na niekorzyść wypowiadającej się - i jednocześnie uniemożliwiające poznanie jej prawdziwych intencji. - Zawsze wypowiadasz się tak...odpowiednio? - spytała, pogłębiając uśmiech - wypuściła przy tym powietrze a pastelowy dym rozwinął się wokół niej delikatną chmurką, niknącą w półmroku Białej Wywerny. Lyanna dzieliła się z nią frazesami: chciała czegoś więcej, rozłupać tę przeciętną powłokę szarej myszki i zobaczyć, co kryje się pod spodem. Na to potrzebowała jednak więcej czasu i chęci, miała w planach lepsze rozrywki, ale obiecała sobie uważniej przyglądać się brunetce. Skrywała w sobie prawdziwy potencjał. - Odważne stwierdzenie Lyanno; odważne i budzące mój szacunek - odparła lekko, nieco rozbawiona i nieco zawiedziona, że Zabini nie podzieliła się z nią pikantnymi szczegółami. Lub własnymi poglądami, może szalonymi, może niezgodnymi z oczekiwaniami, ale pozwalającymi zbadać naturę łamaczki klątw. - Zdrowa zazdrość to dobre uczucie. Motywujące. Pozwalające pracować jeszcze ciężej, by dorównać podziwianym osobom - skomentowała beznamiętnie, ponownie wypowiadając się ze swojego doświadczenia. To między innymi chęć zrównania się z dłużej służącym Czarnemu Panu mężczyznom doprowadziła ją tak daleko: co nie udałoby się bez protekcji i wymagań najsurowszego nauczyciela z możliwych. - Gdybyś potrzebowała pomocy w zgłębianiu tajnik naszej, fascynującej magii, powiadom mnie - dodała po dłuższej chwili milczenia, ponownie zaciągając się młodzieńczym papierosem, by następnie strzepać pastelowy popiół na brudny blat stolika.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]09.11.18 18:28
Lyanna była niedoskonała, ale to tylko silniej motywowało ją do starań. Mogła oczywiście lata temu poddać się i pogodzić ze swoją niższością, ale tak się nie stało. Surowe traktowanie ojca uczyniło ją silniejszą, łatwiej zniosła też lata w Hogwarcie, bo kiedy uodporniła się na kąśliwe uwagi ojca, tym łatwiej znosiła krzywe spojrzenia czystokrwistych uczniów i oddawała się nauce, nie czując się szczególnie nieszczęśliwa z powodu braku przyjaciół. Swojej krwi nie zmieni, ale umiejętności mogła rozwijać i nic nie stało jej na przeszkodzie. W gronie rycerzy tym łatwiej mogło być poznać umiejętności, które trudno byłoby zgłębić samodzielnie. Z chwilą wstąpienia do organizacji spadły na nią nowe obowiązki, ale pojawiły się też większe możliwości. Dostała szansę, by mimo skazy na krwi zostać kimś. Niestety nie wszyscy z niej korzystali, na ostatnim spotkaniu zauważyła mniej kobiet i mniej czarodziejów ogółem. Słabe ogniwa rzucały cień wątpliwości także na innych, szczególnie odczuwalne było to w przypadku kobiet. Potknięcia nawet niewielkiej części z nich mogły niekorzystnie rzutować na inne.
- Może kiedyś, gdy zdobędę jeszcze większą wiedzę – odpowiedziała. Była świadoma własnych ograniczeń i tego, że choć wiedziała o runach naprawdę dużo, nie był to szczyt jej możliwości i na ten moment nie sprawdziłaby się jako typowy badacz, naukowiec, bo nigdy jeszcze nie pracowała nad własną klątwą. Najpierw musiała nauczyć się lepiej nakładać te już istniejące, był to grunt zbyt niebezpieczny, by zagłębiać się w niego bez solidniejszego przygotowania. A martwa się nikomu nie przyda. Obcowanie z klątwami właśnie tego ją nauczyło – ostrożności i mierzenia sił na zamiary.
Na rozczarowanie ministerstwem złożyło się kilka czynników. Między innymi niesprawiedliwe traktowanie, ograniczenia, brak realnych i satysfakcjonujących możliwości rozwoju i to skryte pragnienie czegoś więcej niż mogła znaleźć tam. Dopiero po wyjeździe z kraju, podczas podróży z bratem i zgłębiania nowej wiedzy, także tej mniej legalnej poczuła się prawdziwie wolna i już nie chciała do ministerstwa wracać.
- Zdążyłam poznać Goyle’a i Macnaira – rzekła; z tym drugim zetknęła się w nietypowych okolicznościach, przynosząc do niego Magnusa Rowle’a zaklętego w czaplę. Na to wspomnienie mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Z Cadanem natomiast wypełniała nieudaną misję w domu Slughorna, choć nie mieli tam okazji przetestować swoich umiejętności w zakresie run ani wdać w rozmowę na temat swoich runicznych pasji. – Ale niezbyt dobrze. Niemniej jednak na pewno skorzystam z faktu, że w naszym gronie nie brakuje runistów. Współpraca z nimi może okazać się nieoceniona.
Lyanna większości rycerzy nie znała lub znała dość słabo, ale zamierzała zmienić ten stan rzeczy, zwłaszcza w kwestii runistów, z którymi warto było nawiązać poważniejszą współpracę. Mogli nauczyć ją o nakładaniu klątw więcej niż mogła się nauczyć sama.
- Odpowiednio? – uniosła brwi. Może było w tym coś z pozostałości sztywnego ojcowskiego chowu, mimo że od lat była dorosła i zerwała z zależnością od rodziny, to jednak pewne przyzwyczajenia ciężko było wyplenić. Była osobą dość zamkniętą w sobie i zachowawczą, wiele myśli często zostawiała dla siebie i nie umiała się wywnętrzać ani być prawdziwie wylewna, dlatego w szkole miała opinię wycofanej, nudnej ale jednocześnie mądrej szarej myszki. Może dlatego, że nigdy nie miała bliskich przyjaciół i nie nauczyła się, jak to jest się dzielić z kimś swoimi myślami, a wobec Deirdre była zachowawcza także ze względu na dzielącą je przepaść w hierarchii. Poza tym zasadniczo nie okłamała jej, naprawdę sądziła, że kobiety nie są tylko ciałami, że ich potencjał był znacznie większy niż wydawało się niektórym mężczyznom, choć zwodniczość urody bywała czasem użyteczna. Deirdre z pewnością wiedziała o tym doskonale.
- Świat mężczyzn często traktuje nas niesprawiedliwie, ale to prawda – przytaknęła. – Na pewno przeszłaś długą drogę, cokolwiek musiałaś zrobić, żeby być w miejscu, w którym jesteś teraz. Nawet jeśli niektórzy zawsze będą ci umniejszać i mówić, że masz to tylko dzięki swojemu ciału i pieczy odpowiednich osób. Mężczyznom pewnie łatwiej myśleć w ten sposób niż przyjąć, że kobieta naprawdę może być od nich lepsza.
Jeśli naprawdę była pod opieką Rosiera, z pewnością otwierało jej to wiele drzwi, zamkniętych dla kogoś o krwi w połowie brudnej. Ale czy to życie było do końca idealne? Biorąc pod uwagę, że szlachetnie urodzeni często bywali zepsuci, pewnie nie. Wątpiła, by taki Rosier pomagał Tsagairt nie chcąc nic w zamian, nie była tak naiwna, by w ogóle tak pomyśleć. Ale nie pytała jej o tak prywatne szczegóły, o potwierdzenie plotek, które gdzieś krążyły, malując różne obrazy tych, którzy stali najbliżej Czarnego Pana. Łudziła się, że sama stwarza pozory na tyle nieinteresującej osoby, że nikt nie interesuje się głębiej jej życiem. Była jedną z wielu, znacznie mniej atrakcyjnym materiałem do tworzenia różnych teorii, niż jedyna kobieta wśród śmierciożerców, stojąca ponad resztą, mogąca frustrować co bardziej konserwatywnych mężczyzn i budzić zazdrość lub podziw w kobietach.
- Trzeba mieć w życiu jakiś cel, do którego warto dążyć – przyznała jej rację. Zdrowa zazdrość motywowała, skłaniała do tego, by robić i osiągać więcej. Lyannę latami motywowało niedocenienie i wzgardzenie przez rodzinę, ale wiedziała, że należy równać do lepszych, nie do gorszych.
Upiła kolejny łyk swojego trunku.
- Chciałabym to zrobić. Nauczyć się więcej – odpowiedziała na jej propozycję. Robiła postępy, udało jej się naprawić anomalię, ale nadal brakowało jej sporo do innych, bo dotychczas mimo wszystko skupiała się bardziej na runach i łamaniu klątw. Musiała nadrobić swoje braki, przesunąć swoje granice. Ich świat pogrążał się w chaosie, nie było miejsca na neutralność i dystans, więc śladem innych musiała się zradykalizować, by lepiej zawalczyć o świat, w którym czarodziejskość nadal będzie czymś wielkim, a tradycje nie upadną zduszone przez szlam chcący zrównać wszystkich do swojego marnego poziomu. Lyanna uważała, że mimo swojej marnej krwi wybrała dobrą drogę, czystość krwi stanowiła dla niej wartość, a czarna magia budziła ciekawość i rosnącą fascynację – jak przystało na zakazany owoc kusiła.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]10.11.18 9:20
Świadomość własnych niedostatków także świadczyła o sile charakteru. Lyanna nie brnęła ślepo w przekonanie o własnej wielkości, nie próbowała odegrać się za grzechy przodków, na siłę udowadniając swą wartość. Wycofana i spokojna, coraz bardziej przypominała Deirdre samą siebie sprzed lat, gdy była zaledwie dziewczynką - chociaż i wtedy posiadała nieco więcej ikry od zachowawczej Zabini, gładko odpowiadając na wszelkie pytania tak, jak powinna. W przemyślany, dość oficjalny sposób, przywodzący Tsagairt na myśl zagubioną w realnym świecie istotę, próbującą jakoś wdrożyć się w nieznane realia, niezwykle ostrożnie badając obcy grunt. Od udawanej skromności wolała rozpasaną nieskromność, lecz siedząca naprzeciwko niej kobieta nie grała żadnej roli.
Uśmiechnęła się do niej lekko, leniwie, dyskretnie przesuwając wzrok znad głowy brunetki w stronę odnowionego, bogato zdobionego zegara, stojącego w roli mniejszej sali. Powinna już wracać, nazajutrz czekało ją wiele pracy, ale ignorowanie towarzystwa dziewczęcia, za które czuła się w pewien sposób odpowiedzialna, byłoby zachowaniem niegrzecznym, nieprzystającym tak dobrze wychowanej kobiecie. - Słusznie, pamiętaj jednak, by zbyt długo nie zwlekać. Potrzebujemy chłonnych umysłów nieposiadających ograniczeń - skomentowała rzeczowo, przyglądając się uważnie Lyannie. Faktycznie dopiero zaczynała karierę łamaczki klątw, była jednak - wbrew pozorom - w jej wieku, mogła osiągnąć naprawdę wiele, ucząc się od najlepszych, bardziej doświadczonych w tej materii łamaczy. Dobrze, że poznała już kilkoro z ich i że zdawała sobie sprawę z ich przydatności. Skinęła głową na odpowiedź Zabini, na dobre porzucając udzielanie jej wskazówek oraz lekcji typowych dla wyniosłej matrony. Płynnie potrafiła zsunąć się z wyimaginowanego tronu na ziemię i niżej, w mętne wody plotek oraz drobnych prowokacji. Czekała aż odpowiedni wizerunek Lyanny pęknie, ukazując jakąś ludzką szramę, sprawiającą, że z jej ust popłynęłoby coś naturalnego, nie brzmiącego niczym zaplanowana wypowiedź. Zawiodła się, lecz i taki rozwój rozmowy powiedział jej wystarczająco wiele na temat młodej Rycerki.
- Piękne słowa - odparła miękko a w jej czarnych oczach w końcu zabłysnęło coś więcej: ogniki leciutkiego rozbawienia. - To dobrze, że we mnie wierzysz, Zabini - dodała przeciągając głoski, mimowolnie przywołując w pamięci obraz Magnusa Rowle'a, łaskawie szafującego komplementami na prawo i lewo podczas spotkania Rycerzy Walpurgii. Lyanna nie robiła tego z podobną egzaltowaną miłosiernością, wydawała się po prostu zagubiona w stosunkach międzyludzkich, dlatego też Deirdre nie odebrała tego jako uwłaczające. Raczej - zabawne. Wewnętrznie westchnęła, coś się w niej zmieniało, stawała się dziwnie podatna na do tej pory nieistniejące uczucia: wesołość, nostalgię, tęsknotę. Uwrażliwiała się i chociaż nie utraciła zdolności doskonałego skrywania swych uczuć, to w środku zmieniało się naprawdę wiele - i nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, jak wiele.
W milczeniu wysłuchała dalszych wypowiedzi Zabini, po czym, tym razem wymowniej, zerknęła na wskazówki zegara. - Będę bacznie obserwować twój rozwój i jestem pewna, że twa ciężka praca nad rozwojem swych umiejętności oraz talentów, przysłuży się nam wszystkim - dodała, gładko wpisując się w profesjonalny przebieg rozmowy. - Miło było z tobą porozmawiać, ale niestety - obowiązki wzywają - uśmiechnęła się lekko, pozwalając sobie na kolejną drobną prowokację, dwuznaczny żart, ciekawa, czy Zabini zdoła go zakonotować. Nie czekała jednak na odpowiedź, zwinnie podniosła się z krzesła, poprawiła szatę i zostawiła na stoliku garść sykli. Nie musiała powtarzać, że propozycja wspólnych ćwiczeń lub odwiedzin anomalii pozostawała aktualna, pozostawało czekać aż Lyanna odważy się sięgnąć po więcej. Pożegnała ją kolejnym skinieniem głowy, po czym skierowała się w stronę wyjścia, znów skrywając głowę pod ciemnym materiałem kaptura.

| dei zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]10.11.18 13:48
Lyanna nie wiedziała, czy chce iść do grupy badawczej, czy w ogóle było to miejsce odpowiednie dla niej. Do tej pory raczej tego nie planowała, choć oczywiście miała zamiar wciąż doskonalić się w zakresie run i klątw, by osiągnąć możliwie jak najwyższy poziom umiejętności. Na ten moment i tak nie miała żadnych podstaw ku temu, by ubiegać się o miejsce w jednostce badawczej. Żadnych własnych badań na koncie ani naukowej przeszłości, o co łatwiej było w przypadku alchemików i uzdrowicieli i na ten moment chyba tylko z nich składała się ta grupa. Ale opcji tej również nie wykluczała, trudno powiedzieć, co przyniesie przyszłość i na jaką ścieżkę skieruje Lyannę. Na ten moment badała grunt, obserwowała i uczyła się, odnajdując się w świecie nowych zawiłości. Uczyła się także tego, że nie zawsze można było być samotnym, wolnym duchem, niezależną indywidualistką, że ważne było stanie się częścią większej całości – a to pociągało za sobą konieczność współpracy oraz nawiązywania relacji.
To nigdy nie przychodziło introwertycznej, wycofanej Lyannie tak łatwo jak innym. Podczas gdy niektórzy ludzie z łatwością nawiązywali znajomości i otaczali się licznym gronem przyjaciół, ona przez większość życia była sama, swoje jedyne wsparcie widząc w bracie. Stosunki międzyludzkie miały w sobie wiele tajemnic i aspektów, które wciąż pozostawały dla niej nie do końca jasne i oczywiste. Samotnicze dziecko wyrosło bowiem na równie samotniczą, choć silniejszą kobietę. Nie chciała być jak większość jej rówieśniczek, ograniczać się do wyjścia za mąż i posiadania gromadki dzieci. Na to była zbyt egoistyczna i nie posiadająca żadnych instynktów opiekuńczych, nie pragnęła także samej być pod czyjąś opieką. Chciała czegoś większego – rozwoju, poszerzania horyzontów i granic, życia dla siebie – ale może również dla idei, w którą uwierzyła i w którą się zaangażowała, wierząc, że dzięki niej osiągnie więcej, przyłoży swoją różdżkę do czegoś ważniejszego niż dbanie tylko o własny interes.
Ale skinęła głową. Czas pokaże, kim się stanie i jaka przypadnie jej rola.
Deirdre sprawiała wrażenie dojrzalszej niż większość ich rówieśników. Może to kwestia jej przejść i doświadczeń, których musiała zgromadzić więcej niż inni dwudziestopięciolatkowie, a może pozycji, ale Lyanna nie czuła się, jakby rozmawiała z rówieśniczką ani kimś sobie równym, a kimś, kto spoglądał na świat z góry, pewny siebie i swojej ugruntowanej pozycji, wolny od słabości charakterystycznych zwykłym ludziom, nawykły do rządzenia innymi. Ciekawe, czy kiedykolwiek traciła tę maskę, tę idealną, wystudiowaną pozę osoby będącej ponad zgiełkiem codzienności? Niemniej jednak Lyanna miała wrażenie, że mimo wszystko istniały między nimi pewne podobieństwa, choć sama nie była tak wprawną aktorką, nawet jeśli wiele emocji i myśli skrywała głęboko, a i jej twarz zwykle pozostawała opanowana i piękna. Była też ciekawa, jak daleko sięgały uprawnienia śmierciożerców poza tym, że mieli obowiązek służyć Czarnemu Panu najgorliwiej ze wszystkich i wypełniać najbardziej niebezpieczne misje. Kim się stawali po przyjęciu mrocznego znaku? Nie wątpiła, że byli bardzo utalentowanymi czarodziejami o potężnych i groźnych zdolnościach. I wiedziała, że jej samej sporo jeszcze brakowało do takiego poziomu.
Czasem zastanawiała się, jak będzie wyglądać ten moment, kiedy jej różdżka po raz pierwszy odbierze komuś życie, człowiekowi, a nie drobnemu zwierzęciu, na jakich zwykle ćwiczyła klątwy zanim dołączyła do rycerzy. Czarna magia już ją zmieniała, ale mogła tylko się zastanawiać, co jeszcze się zmieni, kiedy przekroczy tę granicę. Czy wtedy ostatecznie zginie też ta stara, zahukana Lyanna pogardzana przez własnego ojca, uważana przez niego za niegodną nazwiska Zabini? Jemu niestety nie mogła odpłacić za dawne krzywdy, pierwszego maja zabiła go anomalia.
Dostrzegła że Deirdre zerknęła wymownie na zegarek. Najwyraźniej czas, który poświęciła Zabini już się kończył. Skinęła głową.
- Oczywiście – rzekła, dopijając swoją ognistą. Nie wątpiła, że Deirdre faktycznie będzie ją obserwować, jak pewnie obserwowała wszystkie kobiety, zwłaszcza po tym, jak kilka z nich zawiodło. Lyanna miała nadzieję, że okaże się od nich lepsza i przyczyni się do odbudowania pozytywnego obrazu kobiet w gronie rycerzy, na czym pewnie zależało Tsagairt – która również była kobietą i stykała się z dyskryminacją ze strony mężczyzn. Nie wątpiła też, że jeszcze się kiedyś spotkają i to pewnie nie tylko na najbliższym spotkaniu organizacji.
Kiedy Deirdre odeszła, Lyanna jeszcze została w Białej Wywernie, kręcąc się po przestrzeni lokalu. Może akurat trafi się szansa na jakieś nowe zlecenie?

| zt.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Ukryte stoliki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach