Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
Strona 1 z 20 • 1, 2, 3 ... 10 ... 20
AutorWiadomość
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
Uliczki prowadzące do kamienic mieszkalnych. Okolica jest zamieszkała, wobec czego stanowi jeden z najbezpieczniejszych rejonów Nokturnu, pomimo że wiadomo, jakie osoby decydują się na wynajem. Często słychać tutaj mało wyszukane przekleństwa, na przybyszy łypią ponuro zakapturzone postacie, które doskonale orientują się, kto jest mieszkańcem, a kto tylko gościem - idealnym materiałem do szybkiego zarobku. Wejście w te okolice stróżów prawa jest ryzykowną grą - margines społeczeństwa skrupulatnie szczerze swojej prywatności. W rynsztoku w porze deszczowej zbiera się cały brud z ulicy. Ponure, brudne, z ciemności pojedynczych uliczek można usłyszeć odgłosy walki bezpańskich zwierząt... Dobrze, że masz tyle szczęścia, że to tylko one.
Zdecydowanie był zły. Nie dość, że wyszedł na idiotę, to jeszcze nie udało mu się wyciągnąć z kłopotów przestraszonej Lyry. Do wszystkich, połamanych różdżek, przecież ona była w wieku jego siostry! Przeszły go ciarki na myśl, że ktoś mógłby tak potraktować Judith. Zgrzytnął zębami. W głowie miał mętlik jak cholera, a rosnąca wściekłość nie ułatwiała myślenia. Głosy z ulicy także, ale te - wbrew pozorom były pomocne. Gdzieś w oddali głuchy jęk, kaszlnięcie, psie wycie, szepty, trzaskania. Wszystko to przynajmniej utwierdzało go, że pracuje, że jest w terenie. Mógł działać, nawet jeśli wiązało się to z cuchnącą i obskurną i zdecydowanie niebezpieczną rzeczywistością Nokturnu.
Nerwowo palił papierosa, zarzucając na głowę kaptur płaszcza. W uszach dźwięczały mu szydercze słowa Wooda, ale musiał kopnąć się w tyłek i zacząć racjonalnie myśleć. Musiał zacząć myśleć jak auror, a nie chłopczyk z urażoną dumą.
Z informacji jakie wskazał mu Remus, poszukiwana była oskarżona o użycie czarnej magii i używanie cudzej tożsamości. Teraz przynajmniej mógł wiedzieć za kogo się podszywa. Zdecydowanie musiała wcześniej wypatrzyć Lyrę, obserwować ją - stąd wieści, że pojawiała się na Pokątnej. Jeśli wyglądała tak samo jak panna Weasley - musiała albo być metamorfomagiem, albo użyć eliksiru...
Wraz z wypalanym papierosem, wracała jasność myślenia. Samuel powoli składał informacje, które mogły mu pomóc w odnalezieniu panny Karkarov.
Za cel obrał jedną z uliczek przy Nokturnowych kamienicach. Skąd ten pomysł? Niezależnie od tego, kim się było, potrzebny był własny kąt - choć chwilowy. A w miejscu, do którego się teleportował, mieszkało wiele mniej lub bardziej podejrzanych jednostek, zazdrośnie chroniących swoją tożsamość i prywatność. Zbliżał się wieczór, liczył więc, że podejrzana pojawi się w tych okolicach, szukając kryjówki, przystanku, czy kolejnej bazy. jaki był jej cel? czego w ogóle szukała? Na co liczyła?
Samuel szedł powoli, czujnie zerkając na mijanych ludzi z dłońmi w kieszeniach płaszcza. W jednym ręku zaciskał różdżkę, na tyle mocno, że bielały mu knykcie. Liczył, że gniewne spojrzenie jakim obdarzał ewentualnych przechodniów, zniechęci potencjalnych rabusiów, chętnych na łatwą zdobycz. Auror szukał rudych włosów, zbyt charakterystycznych, żeby uniknąć spojrzenia, szukał drobnej, kobiecej postury. Szukał czegokolwiek, śladu, który pomoże mu znaleźć Melanie Karkarov.
* Mistrzu, jeśli rzut nie był potrzebny - zignoruj proszę. Jeszcze niewystarczająco ogarniam rozgrywkę, więc liczę na wyrozumiałość*
Nerwowo palił papierosa, zarzucając na głowę kaptur płaszcza. W uszach dźwięczały mu szydercze słowa Wooda, ale musiał kopnąć się w tyłek i zacząć racjonalnie myśleć. Musiał zacząć myśleć jak auror, a nie chłopczyk z urażoną dumą.
Z informacji jakie wskazał mu Remus, poszukiwana była oskarżona o użycie czarnej magii i używanie cudzej tożsamości. Teraz przynajmniej mógł wiedzieć za kogo się podszywa. Zdecydowanie musiała wcześniej wypatrzyć Lyrę, obserwować ją - stąd wieści, że pojawiała się na Pokątnej. Jeśli wyglądała tak samo jak panna Weasley - musiała albo być metamorfomagiem, albo użyć eliksiru...
Wraz z wypalanym papierosem, wracała jasność myślenia. Samuel powoli składał informacje, które mogły mu pomóc w odnalezieniu panny Karkarov.
Za cel obrał jedną z uliczek przy Nokturnowych kamienicach. Skąd ten pomysł? Niezależnie od tego, kim się było, potrzebny był własny kąt - choć chwilowy. A w miejscu, do którego się teleportował, mieszkało wiele mniej lub bardziej podejrzanych jednostek, zazdrośnie chroniących swoją tożsamość i prywatność. Zbliżał się wieczór, liczył więc, że podejrzana pojawi się w tych okolicach, szukając kryjówki, przystanku, czy kolejnej bazy. jaki był jej cel? czego w ogóle szukała? Na co liczyła?
Samuel szedł powoli, czujnie zerkając na mijanych ludzi z dłońmi w kieszeniach płaszcza. W jednym ręku zaciskał różdżkę, na tyle mocno, że bielały mu knykcie. Liczył, że gniewne spojrzenie jakim obdarzał ewentualnych przechodniów, zniechęci potencjalnych rabusiów, chętnych na łatwą zdobycz. Auror szukał rudych włosów, zbyt charakterystycznych, żeby uniknąć spojrzenia, szukał drobnej, kobiecej postury. Szukał czegokolwiek, śladu, który pomoże mu znaleźć Melanie Karkarov.
* Mistrzu, jeśli rzut nie był potrzebny - zignoruj proszę. Jeszcze niewystarczająco ogarniam rozgrywkę, więc liczę na wyrozumiałość*
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 24.09.15 22:07, w całości zmieniany 4 razy
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kośćmi
'k100' : 42
'k100' : 42
Niestety odnalezienie czarnoksiężników zwykle nie jest łatwe. Rozglądanie się za nimi na londyńskich ulicach przynosi rezultaty tylko jeśli jest się wybitnym szczęściarzem. Nigdzie nie było widać burzy rudych włosów, które miała poszukiwana kobieta. Najwyraźniej samo rozglądanie się nie wystarczy, auror musi zasięgnąć języka. Tylko gdzie? Wszędzie przewijają się szemrane typy, w końcu to Nokturn. Gdzieś w bramie mignął dzieciak, pod jedną ze ścian stoi staruszka i patrz na przybysza nieufnie. Jakiś mężczyzna z papierosem w ustach trzyma rękę w kieszeni, nie trzeba być geniuszem, by domyślić się, że w dłoni dzierży różdżkę. I to na tyle jeśli chodzi o ludzi, których akurat mógł dostrzec Skamander.
/nie musisz póki co rzucać kością ^^
/nie musisz póki co rzucać kością ^^
Szukanie, a tym bardziej łapanie czarnoksiężników, nie było prostym zadaniem. Czasami przechodziła naiwna myśl, że tym razem będzie inaczej, będzie łatwiej. Jednak rzeczywistość pracy aurorskiej wyraźnie sugerowała, że jest zupełnie inaczej. Nie miało się (zazwyczaj) do czynienia z idiotami. Większość podejrzanych wykazywała się niebywała inteligencją tak w ukrywaniu swej ciemnomagicznej działalności, jak manipulacjom otoczenia. Samuel nie sądził, żeby poszukiwana Melanie, unikałaby schwytania do tej pory, gdyby nie posługiwała się sprytnymi metodami. Choćby kradzież tożsamości, nie przeczuwającej zagrożenia, niewinnej i przede wszystkim - przestraszonej - Lyry. Musiał pomóc dziewczynie, a w zaistniałej sytuacji, jedyną opcją, było znalezienie prawdziwej podejrzanej. Melanie Karkarov.
Dłonie w kieszeniach wciąż zaciskał ostro, uliczka nie sprawiała wrażenia przyjemnej, nawet przez perspektywę papierosowego dymu. Kolory kamienic, kojarzyły się raczej z ponurymi malunkami, jakie widywała u niektórych ulicznych artystów. Czyżby pojawiali się tutaj po natchnienie?
Minął mężczyznę, który łypał złowrogo na Samuela, gotów prawdopodobnie rzucić zaklęcie, zanim do końca wytłumaczyłby czego chce się dowiedzieć. Rzucił za siebie niedopałek. Lękliwe spojrzenie kobiety ominął, za to skupił uwagę na mgnieniu, jakie wywołał przemykający smyk. Skierował niespiesznie swe kroki dokładanie w okolice, gdzie zniknęła mu postać dzieciaka. Rozejrzał się, szukając drobnej, dziecięcej sylwetki, która prawdopodobnie ukrywała się gdzieś w okolicy. Wolną dłonią wyciągnął z kieszeni monetę. Podrzucił ją do góry. Charakterystyczny świst zadźwięczał w powietrzu. Szczególnie, gdy upadła na ziemię. Stawiał, że podrostek dostrzegł jego gest, że wypatrzył monetę, a ciekawość, czy chęć jakiegoś zarobku, będzie wystarczającą zachętą, do zbliżenia się.
Samuel oparł się o ścianę najbliższej kamienicy. W tej chwili mógł uchodzić za jednego z bywalców Nokturnu. Oczywiście nie licząc faktu, że nie był znany w okolicy. Był pewien, że mieszkańcy orientując się w swoich lokatorach, ale mógł tez zakładać, że nie widząc twarzy, nie rzucając się do nikogo, mógł zostać uznany za 'swojego". W końcu, chronili się tutaj najróżniejsi osobnicy. Każdy, kto czuł się wystarczająco pewnym swoich umiejętności, albo zbyt zdesperowanym, żeby szukać gdzieś w innym miejscu.
Chłód bijący z odrapanego, ciemnego kamienia, przyjemnie łagodził płomień ciała. Odrobinę czuł się, jakby miał gorączkę, ale takie wrażenie miał często. Nie było w tym nic nienaturalnego. Przynajmniej dla niego. Odpalił kolejnego papierosa.
Dłonie w kieszeniach wciąż zaciskał ostro, uliczka nie sprawiała wrażenia przyjemnej, nawet przez perspektywę papierosowego dymu. Kolory kamienic, kojarzyły się raczej z ponurymi malunkami, jakie widywała u niektórych ulicznych artystów. Czyżby pojawiali się tutaj po natchnienie?
Minął mężczyznę, który łypał złowrogo na Samuela, gotów prawdopodobnie rzucić zaklęcie, zanim do końca wytłumaczyłby czego chce się dowiedzieć. Rzucił za siebie niedopałek. Lękliwe spojrzenie kobiety ominął, za to skupił uwagę na mgnieniu, jakie wywołał przemykający smyk. Skierował niespiesznie swe kroki dokładanie w okolice, gdzie zniknęła mu postać dzieciaka. Rozejrzał się, szukając drobnej, dziecięcej sylwetki, która prawdopodobnie ukrywała się gdzieś w okolicy. Wolną dłonią wyciągnął z kieszeni monetę. Podrzucił ją do góry. Charakterystyczny świst zadźwięczał w powietrzu. Szczególnie, gdy upadła na ziemię. Stawiał, że podrostek dostrzegł jego gest, że wypatrzył monetę, a ciekawość, czy chęć jakiegoś zarobku, będzie wystarczającą zachętą, do zbliżenia się.
Samuel oparł się o ścianę najbliższej kamienicy. W tej chwili mógł uchodzić za jednego z bywalców Nokturnu. Oczywiście nie licząc faktu, że nie był znany w okolicy. Był pewien, że mieszkańcy orientując się w swoich lokatorach, ale mógł tez zakładać, że nie widząc twarzy, nie rzucając się do nikogo, mógł zostać uznany za 'swojego". W końcu, chronili się tutaj najróżniejsi osobnicy. Każdy, kto czuł się wystarczająco pewnym swoich umiejętności, albo zbyt zdesperowanym, żeby szukać gdzieś w innym miejscu.
Chłód bijący z odrapanego, ciemnego kamienia, przyjemnie łagodził płomień ciała. Odrobinę czuł się, jakby miał gorączkę, ale takie wrażenie miał często. Nie było w tym nic nienaturalnego. Przynajmniej dla niego. Odpalił kolejnego papierosa.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Usłyszał dzieciaka zanim go zobaczył. Stanął za plecami aurora przyzwany najwyraźniej przez znajomy dźwięk pieniędzy. Był chudy, raczej zaniedbany, rozczochrany, ale w jego oczach coś niebezpiecznie błyszczało. Był dzieckiem z Nokturnu, potrafił zniknąć w plątaninie uliczek w zaledwie kilka sekund, zapewne nieraz też wygrywał kłótnie z kolegami przy pomocy pięści. Patrzył na Samuela wyczekująco. Wyglądał nieco kuriozalnie w za długiem płaszczu z mnóstwem kieszeni, w których kryły się zapewne takie skarby, za które Skamander jako auror mógłby chłopaka zamknąć. O ile zdołałby go złapać. I oczywiście, o ile zaryzykuje, że ktoś, kto może pomóc uwolnić Lyrę z więzienia najzwyczajniej ucieknie. Samuel stanął przed iście tragicznym wyborem.
/jeśli chcesz coś dzieciakowi zrobić poza rozmową, to tu musisz rzucać kością, jeśli tylko wymiana kilku zdań bądź zapłacenie, to obejdziemy się bez kostek
/jeśli chcesz coś dzieciakowi zrobić poza rozmową, to tu musisz rzucać kością, jeśli tylko wymiana kilku zdań bądź zapłacenie, to obejdziemy się bez kostek
Odwrócił powoli głowę, bez gwałtownych ruchów, spojrzał na chudzielca zza papierosowego dymu, by wskazać mu gestem głowy monetę. Reagował wobec chłopca, który się pojawił, jak na dzikie zwierzątko. Z jednej strony młody, niedoświadczony, z drugiej - sam fakt, że prawdopodobnie wychował go Noktur - musiał się spodziewać, że nie będzie łagodnie czekać na jego ewentualny atak. Czego jednak nie miał zamiaru robić. Gdyby chciał łapać każdego nokturnowego podrostka, musiałby odwiedzić większość tutejszych mieszkańców. Niemal każdy miał tutaj coś na sumieniu, ale teraz nie był to jego cel. Musiał wybrać, a odpowiedź prawdopodobnie kryła się w słowach dzieciaka.
- Ta moneta jest twoja - odezwał się dość cicho, ale wystarczająco, by chłopak go usłyszał - drugą dostaniesz, jeśli powiesz mi, gdzie mogę znaleźć moją przyjaciółkę - nadal opierał się plecami o ścianę kamienicy, z kieszeni wyciągnął drugi krążek, zatrzymując go na otwartej dłoni. Widoczny dla dzieciaka - niewysoki wzrost, drobna budowa, burza rudych włosów i piegów - drgnienie ust, które miało świadczyć za uśmiech, zniknęło - ładna - dodał jeszcze po chwili. Podrzucił monetę do góry w oczekiwaniu na odpowiedź podrostka. Mimo wszystko - szkoda mu było chudzielca. Nokturn dla niektórych był jedyną, możliwą rzeczywistością, bez możliwości wyboru. Dla chłopaka - wciąż była nadzieja, był młody, nigdy nie wiadomo co mogło mu się przytrafić. Wolał jednak nie być tym, który go przekreśli. Nie chciał być też naiwniakiem, który łatwo da się oszukać. Tutaj, nawet dzieci potrafiły nieźle zaskoczyć. Wcale nie pozytywnie.
Zgasił papierosa.
- Ta moneta jest twoja - odezwał się dość cicho, ale wystarczająco, by chłopak go usłyszał - drugą dostaniesz, jeśli powiesz mi, gdzie mogę znaleźć moją przyjaciółkę - nadal opierał się plecami o ścianę kamienicy, z kieszeni wyciągnął drugi krążek, zatrzymując go na otwartej dłoni. Widoczny dla dzieciaka - niewysoki wzrost, drobna budowa, burza rudych włosów i piegów - drgnienie ust, które miało świadczyć za uśmiech, zniknęło - ładna - dodał jeszcze po chwili. Podrzucił monetę do góry w oczekiwaniu na odpowiedź podrostka. Mimo wszystko - szkoda mu było chudzielca. Nokturn dla niektórych był jedyną, możliwą rzeczywistością, bez możliwości wyboru. Dla chłopaka - wciąż była nadzieja, był młody, nigdy nie wiadomo co mogło mu się przytrafić. Wolał jednak nie być tym, który go przekreśli. Nie chciał być też naiwniakiem, który łatwo da się oszukać. Tutaj, nawet dzieci potrafiły nieźle zaskoczyć. Wcale nie pozytywnie.
Zgasił papierosa.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 08.10.15 11:24, w całości zmieniany 1 raz
Monety nie chwycił chłopak, ale ptak, który nagle wyleciał zza pleców Samuela. Wielkie ptaszysko, które złapało krążek w dziób i usiadło na ramieniu dzieciaka, który schował pieniądz do jednej z kieszeni. Jego oczy cięgle spoglądały na obcego czujnie, ale na ustach pojawił się lekki uśmiech. Zbladł jednak, gdy Skamander zadał swoje pytanie.
- Tak, mieszka tam - wskazał bramę znajdującą się dokładnie za plecami swojego rozmówcy. Rude nie jest ładne, tylko wredne. Rzuciła drętwotę na Reksa - sowa poruszyła się groźnie jakby wspominała nieprzyjemne spotkanie z czarownicą. Chłopak popatrzył na monetę i wyciągną dłoń do Samuela. - I uważaj, bo sam nie dasz rady. Może i ruda, ale umie zaklęcia. No i ma znajomych, ciągle ktoś u niej siedzi. Nie wiem, ilu teraz, ale sam nie dasz rady.
Samuel powinien zaufać chłopcu, sam nie miał wielkich szans, nie znał liczby przeciwników, nie wiedział kim są. Z drugiej strony, jak uratować Lyrę bez wsparcia?
- Tak, mieszka tam - wskazał bramę znajdującą się dokładnie za plecami swojego rozmówcy. Rude nie jest ładne, tylko wredne. Rzuciła drętwotę na Reksa - sowa poruszyła się groźnie jakby wspominała nieprzyjemne spotkanie z czarownicą. Chłopak popatrzył na monetę i wyciągną dłoń do Samuela. - I uważaj, bo sam nie dasz rady. Może i ruda, ale umie zaklęcia. No i ma znajomych, ciągle ktoś u niej siedzi. Nie wiem, ilu teraz, ale sam nie dasz rady.
Samuel powinien zaufać chłopcu, sam nie miał wielkich szans, nie znał liczby przeciwników, nie wiedział kim są. Z drugiej strony, jak uratować Lyrę bez wsparcia?
Uniósł brwi i oparł głowę o ścianę kamienicy, kiedy pojawiła się sowa. Żeby tak jego Filozof był taki uczynny, albo uprzejmy, albo...przyjacielski. Częściej miał podrapane dłonie, kiedy próbował coś napisać, nie mówiąc już o tym, że za nic nie usiadłaby mu na ramieniu, bez szarpania go za włosy. Skrzywił się na wspomnienie, ale grymas szybko zniknął, gdy chłopak zaczął mówić.
Skamander, mrużąc oczy, powędrował spojrzeniem za wskazanym miejscem.
- Niestety potrafią być i ładne i wredne - uśmiechnął się blado, by kiwnąć porozumiewawczo głową. Poruszył niespokojnie ramieniem. Sam miał nieprzyjemność doświadczyć drętwoty na sobie - nic przyjemnego, przykro mi, że spotkało to twego przyjaciela - nie licząc przyjemnego faktu znalezienia (jeśli chłopak mówił prawdę) miejsca przebywania poszukiwanej, kolejna informacja dana przez dzieciaka była równie przydatna. Jak widać, panna Melanie lubiła działać impulsywnie. Kolejny fakt, że wciąż obracała się w towarzystwie, mogło świadczyć równie dobrze o obawach jakie miała lub...interesie, który planowała. Ta druga opcja była o tyle niepocieszająca, że Karkarov nie przejmowała się możliwością schwytania, albo była pewna swoich możliwości, albo dyspozycjami jej towarzystwa.
- Dzięki - odepchnął się sprawnie od ściany, zrobił krok i również wyciągnął rękę przed siebie, by podrzucić monetę, która zatoczyła niewielki łuk i upadła na dłoni chudzielca - zasłużyłeś. Jeśli kiedyś mnie jeszcze zobaczysz, będziesz mógł liczyć na podobną korzyść - odwrócił głowę znowu w stronę bramy, zerkając tym razem, czy nikt przypadkiem się tam nie kręci, obserwuje - a teraz lepiej zmykaj - zwrócił się do swego towarzysza. Skamander miał nadzieję, że podrostek skorzysta z jego słów i zniknie. Liczył też, że słowa o ewentualnej dalszej współpracy wstrzymają chęci i zapędy o przekazywaniu informacji o nim samym.
Wyszedł z uliczki, przy której stał, chowając się przy przeciwległej. Zapamiętał wskazane przez chłopca miejsce, ale musiał się odrobinę oddalić. Chciał być osłonięty przed ewentualnym wzrokiem ciekawskich, zatrzymał się więc przy względnie opuszczonym budynku i dopiero wtedy postanowił wyciągnąć różdżkę z kieszeni.
Nie musiał przymykać oczu, żeby przypomnieć sobie twarz ukochanej. Kojąca czerń włosów, pasmami opadające na białe ramiona. Zielone oczy, które przywodziły na myśl morską toń, kształtne, odrobinę drżące usta i drobny nos z naliczonymi pięcioma piegami. Nawet maleńka, cieniutka jak pajęcza sieć - blizna nad powieką sprawiała, że Gabrielle była piękna. Była. Jego śliczna, nieobecna już narzeczona.
- Expecto Patronum formułę zaklęcia wypowiedział wyraźnie, z uczuciem, ale niegłośno. Miał nadzieję, że nie będzie to konieczne. Patronusa bowiem, chciał posłać do jednego z aurorów - Zaima, z prośbą o przybycie i wsparcie.
*rzucam za zaklęcie, ewentualnie skoryguj moje działania proszę*
Skamander, mrużąc oczy, powędrował spojrzeniem za wskazanym miejscem.
- Niestety potrafią być i ładne i wredne - uśmiechnął się blado, by kiwnąć porozumiewawczo głową. Poruszył niespokojnie ramieniem. Sam miał nieprzyjemność doświadczyć drętwoty na sobie - nic przyjemnego, przykro mi, że spotkało to twego przyjaciela - nie licząc przyjemnego faktu znalezienia (jeśli chłopak mówił prawdę) miejsca przebywania poszukiwanej, kolejna informacja dana przez dzieciaka była równie przydatna. Jak widać, panna Melanie lubiła działać impulsywnie. Kolejny fakt, że wciąż obracała się w towarzystwie, mogło świadczyć równie dobrze o obawach jakie miała lub...interesie, który planowała. Ta druga opcja była o tyle niepocieszająca, że Karkarov nie przejmowała się możliwością schwytania, albo była pewna swoich możliwości, albo dyspozycjami jej towarzystwa.
- Dzięki - odepchnął się sprawnie od ściany, zrobił krok i również wyciągnął rękę przed siebie, by podrzucić monetę, która zatoczyła niewielki łuk i upadła na dłoni chudzielca - zasłużyłeś. Jeśli kiedyś mnie jeszcze zobaczysz, będziesz mógł liczyć na podobną korzyść - odwrócił głowę znowu w stronę bramy, zerkając tym razem, czy nikt przypadkiem się tam nie kręci, obserwuje - a teraz lepiej zmykaj - zwrócił się do swego towarzysza. Skamander miał nadzieję, że podrostek skorzysta z jego słów i zniknie. Liczył też, że słowa o ewentualnej dalszej współpracy wstrzymają chęci i zapędy o przekazywaniu informacji o nim samym.
Wyszedł z uliczki, przy której stał, chowając się przy przeciwległej. Zapamiętał wskazane przez chłopca miejsce, ale musiał się odrobinę oddalić. Chciał być osłonięty przed ewentualnym wzrokiem ciekawskich, zatrzymał się więc przy względnie opuszczonym budynku i dopiero wtedy postanowił wyciągnąć różdżkę z kieszeni.
Nie musiał przymykać oczu, żeby przypomnieć sobie twarz ukochanej. Kojąca czerń włosów, pasmami opadające na białe ramiona. Zielone oczy, które przywodziły na myśl morską toń, kształtne, odrobinę drżące usta i drobny nos z naliczonymi pięcioma piegami. Nawet maleńka, cieniutka jak pajęcza sieć - blizna nad powieką sprawiała, że Gabrielle była piękna. Była. Jego śliczna, nieobecna już narzeczona.
- Expecto Patronum formułę zaklęcia wypowiedział wyraźnie, z uczuciem, ale niegłośno. Miał nadzieję, że nie będzie to konieczne. Patronusa bowiem, chciał posłać do jednego z aurorów - Zaima, z prośbą o przybycie i wsparcie.
*rzucam za zaklęcie, ewentualnie skoryguj moje działania proszę*
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kośćmi
'k100' : 19
'k100' : 19
Chłopak, wbrew oczekiwaniom Samuela, nie uciekł. Co więcej, poszedł za nim i obserwował nieudaną próbę wyczarowania patronusa. Czemu zaklęcie nie wyszło, zazwyczaj się przecież udawało? Ciężko stwierdzić. Dzieciak nie miał ochoty tego roztrząsać.
- Mogę ci pożyczyć sowę, chcesz? Potrafi nosić listy, doleci wszędzie - w głosie podrostka zabrzmiała duma, w oczach zabłysły ogniki. Zapewne liczył na kolejną monetę. Wyjątkowo mało ryzykował, by je zarobić, Nokturn nauczył go takie okazje doceniać i wykorzystywać najlepiej jak się da. Samuel musiał podjąć decyzję, skorzystać z sowy czy ponownie ryzykować niepowodzenie w rzuceniu zaklęcia. Powinien też pamiętać, że czas nie działał na jego korzyść. Nie wiedział, co Wood robi z Lyrą, którą podejrzewał o naprawdę paskudne sprawy. Poinformowanie go o znalezieniu kryjówki prawdziwej Karkarov mogło być dobrym pomysłem.
- Mogę ci pożyczyć sowę, chcesz? Potrafi nosić listy, doleci wszędzie - w głosie podrostka zabrzmiała duma, w oczach zabłysły ogniki. Zapewne liczył na kolejną monetę. Wyjątkowo mało ryzykował, by je zarobić, Nokturn nauczył go takie okazje doceniać i wykorzystywać najlepiej jak się da. Samuel musiał podjąć decyzję, skorzystać z sowy czy ponownie ryzykować niepowodzenie w rzuceniu zaklęcia. Powinien też pamiętać, że czas nie działał na jego korzyść. Nie wiedział, co Wood robi z Lyrą, którą podejrzewał o naprawdę paskudne sprawy. Poinformowanie go o znalezieniu kryjówki prawdziwej Karkarov mogło być dobrym pomysłem.
Miał aktualnie wyjątkowego pecha. Nie dość, że większość jego decyzji kończyła się fiaskiem, to jeszcze coś - z czego był dumny - Patronus - nie wyszedł mu. Mógłby zgrzytać zębami i zaciskać pięści, ale znowu musiał wziąć się w garść. Spojrzał przez chwilę pusto na półprzeźroczystą, śmieszną mgiełkę, która wydobyła się z jego różdżki. Potem przeniósł spojrzenie na chłopaka. Schował różdżkę ponownie do kieszeni. Ciemne źrenice z oczu Samuela lustrowały chłopaka, zatrzymując się ostatecznie na jego sowie. Czuł się trochę jak uczniak na kursie, który musi powtarzać naukę kolejnych umiejętności. I jeszcze raz uświadamiać sobie, że nie powinien działać sam.
- Zdecydowanie zasługujesz młody na kolejną monetę - wolałby dać znać innemu aurorowi, ale trzeba było przyznać przed samym sobą, że to Wood powinien pierwszy otrzymać informację jaką zdobył. Może i był pochopnym draniem, ale jednocześnie jednym z najlepszych aurorów jakich znał. No i wciąż, gdzieś tam w Tower trzymał Lyrę...
Skamander zacisnął mocniej usta, aż wyraźnie zarysowała się linia szczęki pod czarną brodą. Wyciągnął kolejną monetę - zgodnie z obietnicą. Ciesząc się w duchu, że podrostek nie dopytuje o jego umiejętności zaklęciowe. W końcu bycie aurorem zobowiązuje...
- W takim razie Twój Reks zaniesie wiadomość dla pana Remusa Wooda...- rzekł spokojnie, ważąc słowa. Nazwisko jego doświadczonego kolegi raczej było znane, więc kontynuował dalej, bez zbędnych opieszałości - już piszę:
Wood,
Nasza fałszywa przyjaciółka znajduje się na Nokturnie *podany adres*
Nie brakuje jej towarzystwa i mniemam, że zaskoczy ją dodatkowa kompanija.
Zaczekam na miejscu.
Skamander
Do czasu pojawienia się aurora, Samuel miał zamiar obserwować, aby w razie zmiany lub przeniesienia się panny Karkarov - móc za nią podążyć. Zwrócił się kolejny raz do dzieciaka.
- Wierz mi chłopcze, że masz z czego być dumny, ale nie chcesz tu pozostawać, gdy pojawi się mój towarzysz - urwał, lustrując przydługi płaszcz młodzieńca - szczególnie z tym, co trzymasz w kieszeniach - wyciągnął papierosy i odpalił jednego. Dym wydawał się cięższy w oddechu. Zupełnie jak powietrze Nokturnu. Tym razem obserwował chłopca, dopóki nie zniknął. Jego sowa powinna wrócić prosto do niego, więc tym martwić się nie potrzebował. Przeszedł w pobliże bramy, w której miała być poszukiwana, by zaczekać na aurora i przygotować się.
- Zdecydowanie zasługujesz młody na kolejną monetę - wolałby dać znać innemu aurorowi, ale trzeba było przyznać przed samym sobą, że to Wood powinien pierwszy otrzymać informację jaką zdobył. Może i był pochopnym draniem, ale jednocześnie jednym z najlepszych aurorów jakich znał. No i wciąż, gdzieś tam w Tower trzymał Lyrę...
Skamander zacisnął mocniej usta, aż wyraźnie zarysowała się linia szczęki pod czarną brodą. Wyciągnął kolejną monetę - zgodnie z obietnicą. Ciesząc się w duchu, że podrostek nie dopytuje o jego umiejętności zaklęciowe. W końcu bycie aurorem zobowiązuje...
- W takim razie Twój Reks zaniesie wiadomość dla pana Remusa Wooda...- rzekł spokojnie, ważąc słowa. Nazwisko jego doświadczonego kolegi raczej było znane, więc kontynuował dalej, bez zbędnych opieszałości - już piszę:
Wood,
Nasza fałszywa przyjaciółka znajduje się na Nokturnie *podany adres*
Nie brakuje jej towarzystwa i mniemam, że zaskoczy ją dodatkowa kompanija.
Zaczekam na miejscu.
Skamander
Do czasu pojawienia się aurora, Samuel miał zamiar obserwować, aby w razie zmiany lub przeniesienia się panny Karkarov - móc za nią podążyć. Zwrócił się kolejny raz do dzieciaka.
- Wierz mi chłopcze, że masz z czego być dumny, ale nie chcesz tu pozostawać, gdy pojawi się mój towarzysz - urwał, lustrując przydługi płaszcz młodzieńca - szczególnie z tym, co trzymasz w kieszeniach - wyciągnął papierosy i odpalił jednego. Dym wydawał się cięższy w oddechu. Zupełnie jak powietrze Nokturnu. Tym razem obserwował chłopca, dopóki nie zniknął. Jego sowa powinna wrócić prosto do niego, więc tym martwić się nie potrzebował. Przeszedł w pobliże bramy, w której miała być poszukiwana, by zaczekać na aurora i przygotować się.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 13.10.15 1:19, w całości zmieniany 1 raz
Tym razem dzieciak najwyraźniej mu uwierzył. Uśmiechnął się i zanim Samuel porządnie zaciągnął się papierosem, chłopak zniknął w labiryncie uliczek. Aurorowi nie było jednak dane dokończyć palić. Rozległ się charakterystyczny trzask teleportacji i tuż obok Skamandera pojawił się Wood i... młodziutka Lyra. Mężczyzna śmierdzący cebulą z jednej z przepastnych kieszeni wyjął różdżkę, którą wręczył dziewczynie.
- No, Skamander, może jednak uda ci się uniknąć papierkowej roboty - rzucił żartem zamiast powitania. Nie zabrzmiało to jednak zbyt zabawnie, głos Wooda zawsze brzmiał śmiertelnie poważnie. Stąd interpretacja jego wypowiedzi mogła być bardzo różna.
- To jak, gdzie jest nasza ptaszyna?
- No, Skamander, może jednak uda ci się uniknąć papierkowej roboty - rzucił żartem zamiast powitania. Nie zabrzmiało to jednak zbyt zabawnie, głos Wooda zawsze brzmiał śmiertelnie poważnie. Stąd interpretacja jego wypowiedzi mogła być bardzo różna.
- To jak, gdzie jest nasza ptaszyna?
Auror znowu przetransportował ją za pomocą teleportacji. Lyra naprawdę zastanawiała się, gdzie wylądują. Znowu na Pokątnej? Czy może zupełnie gdzieś indziej? Tak czy inaczej, niezmiernie cieszyła ją myśl, że miała za sobą przesłuchanie i jej niewinność została potwierdzona, dzięki czemu mogła opuścić mury więzienia. Spędziła tam zaledwie kilka godzin, ale i tak nie należało to do przyjemnych doświadczeń i miała nadzieję, że nigdy nie trafi tam ponownie.
Gdy tylko wylądowali, natychmiast zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Była niemal całkowicie pewna, że to Nokturn. Wąska ulica i ciągnące się wzdłuż niej zapuszczone budynki o obskurnych ścianach sprawiały naprawdę ponure, przygnębiające wrażenie, jakiego nie wywoływały nawet najbardziej odległe części Pokątnej. Nie żeby bywała w takich miejscach, ale raz czy dwa zdarzyło jej się tu zapuścić po uprzednim użyciu metamorfomagii i całkowitej zmianie wyglądu, choć chyba nie zapuszczała się tak daleko. Była ciekawska, jednak dawno doszła do wniosku, że to nie miejsce dla niej i wolała trzymać się znacznie bezpieczniejszej i spokojniejszej Pokątnej. Teraz jednak nieoczekiwanie tu trafiła i na dodatek miała oglądać na żywo akcję aurorską. A może nawet uczestniczyć w niej?
Czarodziej po chwili wyjął z kieszeni zalatującego płaszcza jej różdżkę, którą Lyra z ulgą chwyciła w dłoń, ciesząc się, że do niej wróciła. Kawałek dalej zauważyła Skamandera, który wyraźnie na coś czekał. Panna Weasley posłała mu nieśmiały uśmiech, chcąc przekazać, że wszystko jest z nią w porządku. A potem spojrzała przed siebie; więc to właśnie tutaj, w którymś z tych budynków, ukrywała się osoba, przez którą doszło do całego dzisiejszego zamieszania? Słyszała przyciszoną wymianę zdań aurorów, przesuwając wzrokiem od nich do najbliższego budynku.
Gdy tylko wylądowali, natychmiast zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Była niemal całkowicie pewna, że to Nokturn. Wąska ulica i ciągnące się wzdłuż niej zapuszczone budynki o obskurnych ścianach sprawiały naprawdę ponure, przygnębiające wrażenie, jakiego nie wywoływały nawet najbardziej odległe części Pokątnej. Nie żeby bywała w takich miejscach, ale raz czy dwa zdarzyło jej się tu zapuścić po uprzednim użyciu metamorfomagii i całkowitej zmianie wyglądu, choć chyba nie zapuszczała się tak daleko. Była ciekawska, jednak dawno doszła do wniosku, że to nie miejsce dla niej i wolała trzymać się znacznie bezpieczniejszej i spokojniejszej Pokątnej. Teraz jednak nieoczekiwanie tu trafiła i na dodatek miała oglądać na żywo akcję aurorską. A może nawet uczestniczyć w niej?
Czarodziej po chwili wyjął z kieszeni zalatującego płaszcza jej różdżkę, którą Lyra z ulgą chwyciła w dłoń, ciesząc się, że do niej wróciła. Kawałek dalej zauważyła Skamandera, który wyraźnie na coś czekał. Panna Weasley posłała mu nieśmiały uśmiech, chcąc przekazać, że wszystko jest z nią w porządku. A potem spojrzała przed siebie; więc to właśnie tutaj, w którymś z tych budynków, ukrywała się osoba, przez którą doszło do całego dzisiejszego zamieszania? Słyszała przyciszoną wymianę zdań aurorów, przesuwając wzrokiem od nich do najbliższego budynku.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Był wdzięczny chłopakowi. Możliwe, że jeszcze ich drogi się skrzyżują i to Samuel udzieli mu odpowiedzi? Choć żyjąc na Nokturnie, podobno wie się więcej niż by się chciało...ale o tym wolałby się nie przekonywać na własnej skórze.
Nie zdążył nacieszyć się ciszą i znajomym, dymnym drażnieniem w płucach. Charakterystyczny dźwięk słyszany przy teleportacji, własnie zadźwięczał mu w uszach.
Na jego ustach najpierw pojawił się krzywy uśmiech, bo wcześniejsza złość nieco wyparowała podczas wędrowania ciemnymi uliczkami. A może nie był aż tak arogancki, by trwać w swojej butnej formie?
- Widać papiery darzą mnie takim samym gorącym uczuciem jak ja je. Miło, że wróciłeś...Wood - odpowiedział równie "twardym" żartem. Zdecydowanie nie lubił pracy biurokracyjnej i nosiło go, gdy musiał uzupełniać jakieś dokumenty. A teraz, może mógłby się wściekać, spierać, że w końcu to on miał rację, ale nie widział w tym większego sensu. Mieli przed sobą zadanie. I nie zapowiadało się, żeby wszystko poszło gładko.
A drugie, choć Skamander nie powie tego głośno - podziwiał Wooda za skuteczność i tę samą co u młodszego aurora - zapalczywość. Remus był zdecydowanie bardziej doświadczony w aurorskiej branży...i może bardziej też zgorzkniały? kto wie?
- Tam, w mieszkaniu za bramą, nasza fałszywa przyjaciółka rezyduje w towarzystwie - wskazał ruchem brody. Byli niedaleko, więc nie trudno było dostrzec co wskazywał.
Kiedy dostrzegł dziewczynę towarzyszącą Remusowi - całą i bezpieczną, rzucił papierosa na ziemię. Z ulgą. Refleksja na temat tego, dlaczego Lyra pojawiła się razem z aurorem, przyszła wraz z pytaniem. Wcześniej kiwnął głową, w odpowiedzi na powitanie rudowłosej. Mrugnął przy tym jednym okiem, by nieco ją ośmielić. Wydawała się taka krucha i niewinna, ale cóż - pozory mogą mylić, może miała umiejętności, które przydadzą się teraz?
- Panna Weasley idzie z nami? - podkreślił jeszcze nazwisko dziewczyny, by upewnić się, że jednak nie ciążą na niej zarzuty, jakie postawiono.
Nie zdążył nacieszyć się ciszą i znajomym, dymnym drażnieniem w płucach. Charakterystyczny dźwięk słyszany przy teleportacji, własnie zadźwięczał mu w uszach.
Na jego ustach najpierw pojawił się krzywy uśmiech, bo wcześniejsza złość nieco wyparowała podczas wędrowania ciemnymi uliczkami. A może nie był aż tak arogancki, by trwać w swojej butnej formie?
- Widać papiery darzą mnie takim samym gorącym uczuciem jak ja je. Miło, że wróciłeś...Wood - odpowiedział równie "twardym" żartem. Zdecydowanie nie lubił pracy biurokracyjnej i nosiło go, gdy musiał uzupełniać jakieś dokumenty. A teraz, może mógłby się wściekać, spierać, że w końcu to on miał rację, ale nie widział w tym większego sensu. Mieli przed sobą zadanie. I nie zapowiadało się, żeby wszystko poszło gładko.
A drugie, choć Skamander nie powie tego głośno - podziwiał Wooda za skuteczność i tę samą co u młodszego aurora - zapalczywość. Remus był zdecydowanie bardziej doświadczony w aurorskiej branży...i może bardziej też zgorzkniały? kto wie?
- Tam, w mieszkaniu za bramą, nasza fałszywa przyjaciółka rezyduje w towarzystwie - wskazał ruchem brody. Byli niedaleko, więc nie trudno było dostrzec co wskazywał.
Kiedy dostrzegł dziewczynę towarzyszącą Remusowi - całą i bezpieczną, rzucił papierosa na ziemię. Z ulgą. Refleksja na temat tego, dlaczego Lyra pojawiła się razem z aurorem, przyszła wraz z pytaniem. Wcześniej kiwnął głową, w odpowiedzi na powitanie rudowłosej. Mrugnął przy tym jednym okiem, by nieco ją ośmielić. Wydawała się taka krucha i niewinna, ale cóż - pozory mogą mylić, może miała umiejętności, które przydadzą się teraz?
- Panna Weasley idzie z nami? - podkreślił jeszcze nazwisko dziewczyny, by upewnić się, że jednak nie ciążą na niej zarzuty, jakie postawiono.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Strona 1 z 20 • 1, 2, 3 ... 10 ... 20
Uliczki przy kamienicach mieszkalnych
Szybka odpowiedź