Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Plaża
Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów, a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.
Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.
Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
Podziękował wszystkim jurorom za przyjście - mógł nie najlepiej ich znać, ale skoro byli sławami w swoim kulinarnym półświatku, należało ich szanować. Przybyli na festiwal, poświęcili swój czas, i w bardzo profesjonalny sposób odnieśli się do zawodników. Taką postawę należało pochwalać, poza tym po prostu musieli się poczuć docenieni. Kolejny patent od kochanego wuja Eddarda, którego doświadczenie w prowadzeniu podobnych wydarzeń okazało się ogromne i nieocenione! Dla Archibalda to debiut, cały czas obawiał się potknięć, ale na chwilę obecną chyba szło mu całkiem dobrze. Tfu, tfu, tfu! Tak więc podziękował krótko jurorom i już miał wyjść z plaży (chociaż niechętnie, uwielbiał ją i mógłby przesiadywać tutaj godzinami), kiedy podeszła do niego jedna z zawodniczek. Doskonale zapamiętał jej deser. Nie spodziewał się jednak z jej ust (ani żadnych innych, prawdę powiedziawszy) takich słów! Nie mógł ukryć, że zrobiło mu się miło - w końcu ktoś docenił jego trud. - Nie zorganizowałem go sam, niemniej dziękuję, z pewnością przekażę swoim krewnym te przemiłe słowa - odpowiedział uprzejmie, uśmiechając się swoim wypracowanym od dziecka uśmiechem, którego próbkę pokazał chwilę wcześniej podczas robienia zdjęcia. Wszedł mu w nawyk, naprawdę szczere uśmiechy posyłał jedynie swoim bliskim. - Potrawy naprawdę były przepyszne, zasłużyła pani na wszelkie pochwały - dodał, chociaż nie chciał się wdawać w głębszą dyskusję. Szczerze mówiąc, trochę się spieszył na pozostałe atrakcje. W końcu musiał mieć oczy dookoła głowy, inaczej takie osoby jak panna Fortescue zmienią zdanie o festiwalu. - Taką postawę sobie cenię! Czyżbym wyczuwał w pani gryfońskiego ducha walki? - Nie kojarzył jej ze szkoły, ale to akurat go nie dziwiło, raczej trzymał się swojego dość hermetycznego środowiska i rzadko wyściubiał z niego nos.
and began again in the morning
|zt
Chaos festiwalu powoli działał Deirdre na nerwy. Piąty dzień z rzędu pokazywała się w Weymouth, rozdzielając uśmiechy i wymieniając nic nie znaczące zdania z dawnymi znajomymi, napotykanymi w stanie wskazującym na spożycie zbyt dużej ilości skrzaciego wina. Męczyło ją to udawanie; była nawet bliska stwierdzenia, że bardziej od odgrywania swej roli w Wenus. Tam czuła się w pozycji dominującej, wmawiała sobie władzę nad męskimi fantazjami, otrzymywała też za swoje poświęcenie galeony - tutaj musiała tańczyć do wygrywanej przez społeczne oczekiwania muzyki, umiejętnie prezentując siebie jako starą pannę, zmuszoną do powrotu do rodzinnych stron. Zaprzepaszczona kariera, brak narzeczonego i dzieci; musiała wzbudzać politowanie, chociaż miała jeszcze rok lub dwa, by wymknąć się z sideł oznaczających ją trwałym stygmatem. A w tym czasie - zniszczy stary porządek i ustanowi nowy, śmielszy, gdzie kobiety, o ile wykażą się poświęceniem, inteligencją i odwagą, będą traktowane na równi z mężczyznami. Naiwnie w to wierzyła, ukrywając prawdziwe myśli pod maską sympatycznej czarownicy, przechadzającej się wzdłuż jarmarków i wokół ustawianych ognisk. Wieczorem miały znów zapłonąć wysokim ogniem, ale Deirdre nie zamierzała zostawać w Weymouth aż tak długo. Zbyt wielka szansa na natknięcie się na szczęśliwego Tristana, korzystającego z uroków festiwalu miłości ze swą ukochaną małżonką. Unikała więc tego przypadkowego spotkania, uciekając od gwaru rozmów i wybuchów wesołości. Ominęła główny plac, zapełniony rozochoconymi udaną pogodą ludźmi, i skręciła wąską ścieżynką, prowadzącą przez las, udając się w kierunku mniej zaludnionej o tej porze plaży. Po drodze minęła grupkę ścigających się dzieciaków, przebywających pod opieką wyraźnie znudzonych guwernantek - zignorowała jednak to towarzystwo, zgrabnie przechodząc przez porośnięte dziwnymi roślinami wydmy, by finalnie znaleźć się po ich drugiej stronie, tuż przy brzegu, na piaszczystej plaży, ciągnącej się wzdłuż całego wybrzeża. Przystanęła na środku, przymykając oczy - chłodny wiatr szarpał jej czerwoną spódnicą, nadymał białą koszulę, rozczesywał długie, czarne włosy, a słona mgiełka od razu osiadła na pomalowanych na krwistoczerwono ustach, rozchylających się odrobinę by nałapać świeżego powietrza. Rozkoszowała się ciszą i spokojem, lecz nie mogła robić tego zbyt długo, ściągnięta w teraźniejszość nieprzewidzianym towarzystwem. Spojrzała w dół, w lekkiej dezorientacji orientując się, że stoi przed nią uśmiechnięty szeroko chłopiec, szarpiący ją lekko za materiał spódnicy.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Heath wcześniej spędził chwilę w innym miejscu nad brzegiem morza, wrócił ze swoją opiekunką na chwilę w okolice festiwalu, gdzie spotkał większą grupę dzieciaków do których dołączył. Można było się zastanawiać, czy guwernantki były bardziej zadowolone z tego, że mają pod opieką małe stado i dzięki temu mogą trochę poplotkować, oraz pomóc sobie nawzajem w pilnowaniu całej tej zgrai. Czy raczej zabawy dzieciaków im bardziej przeszkadzały i dodawały roboty, bo przecież trochę ciężko jest zapanować nad rozbrykaną gromadą.
Heath razem z całym nieletnim towarzystwem wpierw ścigał się do plaży. Potem chwilę wszyscy hasali wzdłuż brzegu, szukając różnych ciekawostek zagrzebanych w piachu przy okazji trochę przeszkadzając przygodnym spacerowiczom, aż wreszcie zadecydowano, że będa grać w wyzwania. To jedno z dzieci miało zrobić rozgwiazdę, ktoś miał coś krzyknąć, aż wreszcie przyszła kolej na Heatha. Miał podejść do czarownicy która siedziała w pobliżu i jak najwięcej się o niej dowiedzieć. Oczywiście młody Macmillan wyzwanie przyjął, a reszta dzieciaków uczyniła niezły tumult i raban żeby zwrócić na siebie uwagę opiekunek. Gdyby zobaczyły, że Heath szybko zmierza w kierunku nieznajomej czarownicy, to pewnie by go zatrzymały zanim zdążyłby jej przeszkodzić. No ale na to było już za późno. Oczywiście reszta dzieciaków niby zajęta swoimi sprawami zerkała co jakiś czas w ich stronę, żeby zobaczyć jak idzie młodemu.
Wyszczerzył się gdy wreszcie udało mu się pozyskać uwagę nieznajomej czarownicy. Swoją drogą zaciekawił go jej wygląd. W swoim krótkim życiu nie spotkał jeszcze nikogo o podobnych rysach twarzy.
-Cześć, jestem Heath- przedstawił się od razu i jako, że czasu nie miał zbyt wiele od razu przeszedł do konkretów, czyli pytań.
- Jak się nazywasz? Skąd jestes? - zaczął zasypywać Dei pytaniami, przy okazji w pośpiechu całkowicie pomijając formę "Pan, Pani". - Dlaczego...? - tutaj przerwał, bo nawet jemu pytanie "dlaczego tak wyglądasz" wydało się nieco głupie.
'Anomalie - DN' :
Gardziła dziećmi. Nie lubiła ich. Nie rozumiała ich uczuć i myśli, unikała kontaktu z członkami swej rodziny, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletniości lub chociaż wieku odpowiedniego do rozpoczęcia edukacji w Hogwarcie. Wizja samej siebie jako matki wywoływała w niej przerażenie, a bezpośrednia rozmowa z przedstawicielem maluczkich wywoływała w niej mdłości. W tym wypadku nie mogła jednak po prostu odtrącić dziecięce pytania; wokół kręciło się zbyt wielu czułych obserwatorów, by mogła pozwolić sobie na racjonalne działania. Skuteczna Avada Kedavra, wymierzona wprost w gładziutkie czółko chłopca. Namiętne Vulnerario, przecinające wciąż rozwijające się wnętrzności blondynka. Brutalne Nemo, czyniące go bezpańskim, bezdomnym tworem, pozbawionym rodziców i domu. Wiodąca dłoń świerzbiła, by sięgnąć nią po różdżkę, ale wokół przechadzało się zbyt wielu szlachciców oraz gapiów, by mogła pozwolić sobie na takie rozwiązanie. - Piękne imię - skłamała gładko, rzucając młodzieńcowi dość piorunujące spojrzenie. Zamierzała go przestraszyć, zmusić do tego, by się od niej odsunął, ale bezskutecznie - w zamian poczuła jedynie potwornie mocny ból brzucha; prawie zgięła się w pół, dłonie odruchowo powędrowały w stronę splotu słonecznego. Zaczerpnęła kilka głębokich, uspokajających oddechów i cierpienie minęło, ale Deirdre i tak znacznie pobladła, z niepokojem wpatrując się w dziecko. W przyczynę anomalii, być może morderczych; blisko nich przechadzali się inni arystokracji i czarodzieje, miała więc nadzieję, że następny wybuch magii uderzy właśnie w nich. - Dlaczego co? - spytała dość ostro, nie zamierzając od razu odpowiadać na zadane pytania. - Jestem stąd - odparła jedynie, niechętna, by zdradzić młokosowi coś jeszcze. Czyżby rasistowscy rodzice wysłali go na zwiad?
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
-Dzięki - rzucił tylko szczerząc się jeszcze bardziej o ile to w ogóle było możliwe. Spojrzenie Dei nie robiło na nim większego wrażenia. Może po prostu nie zwrócił na nie uwagi, albo co bardziej prawdobone był już do nich przyzwyczajony. Jego guwernatka z pewnością rzuca je kilka razy dziennie. Kto wie, może czasem ma podobne przemyślenia co do użycia magii na chłopcu? Znając życie i Heatha pewnie nie raz miała takie marzenia.
-Wszystko w porządku? - zapytał, trochę przejęty, widząc jak Deirdre zgięta w pół obejmuje się za brzuch. Z wrażenia nawet wypuścił z ręki materiał jej sukni.
Wszystko wskazywało na to, że w zasadzie atak nie trwał długo. Zanim Heath zdążył wpaść na pomysł by zawołać kogoś dorosłego do pomocy, kobieta wyprostowała się z powrotem. Może była nieco bledsza, ale chyba nic jej nie było, no nie?
Pytanie Dei zadane niezbyt miłym tonem, uratowało czarownicę przed wysłuchiwaniem mądrości pięciolatka na temat tego, że pewnie tak jak on kiedyś, zjadła za dużo słodyczy na raz i dlatego tak bolał ją brzuch, tez tak miał i wie przecież o czym mówi, nie? Zupełnie nie był świadom, że to mogła być jego sprawka. Macmillanowie robili kawał dobrej roboty, że magia płata figle za jego sprawką.
-Dlaczego?- powtórzył za nią przez chwilę patrząc na nią bezmyślnym wzrokiem.
-A... - w końcu odpowiednia zapadka zaskoczyła w jego mózgu, trybiki ruszyły i przypomniał sobie o co chciał zapytać wcześniej. - Dlaczego wyglądasz tak... inaczej? - wykombinował wreszcie. Zupełnie nie przejmując się tonem jej głosu. Zresztą musiał się dowiedzieć jak najwięcej, nie?
-Stąd? - zdziwił się trochę tą odpowiedzią. - W sensie mieszkasz niedaleko, gdzieś przy plaży, czy jesteś z Weymounth, czy może chodzi Ci o całą Wielką Brytanię? - dopytywał dalej.
-No i jak masz na imię? - nie było litości.
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 02.08.18 9:14, w całości zmieniany 1 raz
'Anomalie - DN' :
- Inaczej? To znaczy? - dopytywała, doskonale odnajdując się w nieco odwróconej roli: zazwyczaj to dzieci dopytywały i drążyły temat, a ten jegomość, stojący tuż przed nią, nie wydawał się zbyt bystry. W błękitnych oczach lśniło niezrozumienie oraz błoga głupota - a przynajmniej tak oceniało to wprawne oko Tsagairt. Brudna krew, bez wątpienia. Będzie musiała wyprać spódnicę, ubabraną tymi lepkimi rączkami. - Rodzice nie nauczyli cię, że zadawanie pytań obcym osobom jest oznaką braku wychowania? Zwłaszcza tak nachalne. Jesteś niegrzeczny - upomniała go słodko, pochylając się nieco nad chłopcem, by z dystansu wyglądało to na troskliwą rozmowę starszej kobiety z przeuroczym cherubinkiem. - Zgubiłeś się? Jak wyglądają twoi opiekunowie? - spytała konkretnie; chętnie porzuciłaby Heatha na pastwę fal oraz ruchomych piasków plaży, ale nie mogła pozwolić sobie na to, by zachować się tak, jakby pragnęła. Już niedługo; już niedługo w Wielkiej Brytanii miał zapanować porządek, pozwalający karać krnąbrne dzieci odpowiednio do potrzeb. Ćwiczyła cierpliwość, posyłając mu lekki uśmiech. Nie odpowiadała na pytania, nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję z tym rozentuzjazmowanym pacholęciem. Wybrał złą osobę na słoneczną pogawędkę. Wyprostowała się nieco, rozglądając się dookoła, by upewnić się, że żadna rozhisteryzowana kobieta nie biegnie w ich stronę z płaczem, poszukując swojego nieposłusznego dziecka, urywającego się z rodzicielskiej smyczy.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Fakt, dzieciak na pierwszy rzut oka nie wydawał się zbyt bystry, głupi w sumie też nie, ale z drugiej strony miał dopiero pięć lat i do tego głowę napchaną głównie quidditchem. Kto wie jaki się stanie za jakiś czas, chociaż raczej… tytanem intelektu nigdy nie będzie i na przyjęcie do Ravenclawu nie miał co liczyć. Zresztą nawet by nie chciał tam trafić.
-Hympf- prychnął tylko słysząc upomnienie czarownicy- naprawdę uważasz, że takie pytania są nachalne? – zapytał po prostu. No może to o wygląd mogło być niezbyt taktowne, ale imię i miejsce skąd jest? To raczej nie było nic takiego wielkiego. Co jej szkodziło odpowiedzieć?
Popatrzył z ukosa na kobietę gdy ta domagała się bardziej szczegółowego pytania. Cóż teraz postanowił być nieco bardziej upierdliwy. Do tej pory, jak na jego standardy, był jeszcze w miarę grzeczny. A zresztą sama chciała.
-No… twoje włosy są takie ciemne, proste… i chyba sztywne. Skórę masz w takim dziwnym kolorze… jesteś chora?- no cóż Heath widać nie gustował w egzotycznym wyglądzie Dei, poza tym w jego otoczeniu przewijała się półwila, więc może młody już od dzieciaka miał wysokie standardy jeśli chodzi o urodę? – I masz takie wąskie lekko skośne oczy… W Wielkiej Brytanii ludzie raczej tak nie wyglądają, nie? – wzruszył po prostu ramionami.
-Wcale się nie zgubiłem – odparł trochę zdziwiony. Czy on wyglądał na zgubione dziecko? – Moja guwernantka jest tam- machnął ręką w stronę grupy dzieciaków i ich opiekunek. Jedna z nich wyglądała jakby czegoś, albo kogoś, usilnie wypatrywała. Widać to spod jej skrzydeł umknął Heath. Jeśli Dei dopisze szczęście to istniała szansa, że już wkrótce kobieta zlokalizuje swoją zgubę i odcholuje młodego z powrotem do rozbrykanej bandy, a czarownica odzyska chwilowo utracony spokój.
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 03.08.18 12:02, w całości zmieniany 1 raz
'Anomalie - DN' :
Spoglądała na Heatha właściwie bez słowa, samym spojrzeniem próbując dać mu do zrozumienia, że najlepiej zrobiłby milknąc na wieki. Zaplotła ręce na piersi, właściwie nie słuchając odważnego bełkotu dziecka - co jak co, ale miał w sobie wiele niestłamszonej dobrym wychowaniem śmiałości. Gdy tylko usłyszała o guwernantce, odwróciła się w tamtą stronę, z niejaką ulgą widząc, że zaniepokojona kobieta odwzajemnia spojrzenie. Spanikowana, zakutana w szarą sukienkę kobieta, ruszyła pędem w ich stronę, zakasując spódnicę do góry; jej kroki wzbudzały kurzawę piachu. Wkrótce znalazła się przy Deirdre i chłopcu: Tsagairt uśmiechnęła się do guwernantki promiennie i zanim ta, zdyszana, zdążyła wyrazić reprymendę lub przeprosić za zachowanie podopiecznego, odezwała się.
- Chyba odnalazła się pani zguba. Proszę się nie martwić, jest cały i zdrowy - odpowiedziała miękko, ciesząc się, że w końcu pozbędzie się natrętnego dziecka. Przez chwilę rozważała, czy zwrócić niewieście uwagę i zasugerować, by bardziej dbała o standardy wychowania, ale wspaniałomyślnie zachowała to dla siebie.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Prychnął jeszcze raz pod nosem słysząc potwierdzenie, że jego pytania są nachalne. Naprawdę? Dzieciak właśnie sobie postanowił, że dopiero pokaże czarownicy co to znaczy być nachalnym. Co do spojrzenia Dei, ta patrzeć nieprzychylnie na młodego mogła dowolną ilość czasu, bo chłopiec wcale sobie nic z tego nie robił. Udawał, że nie widzi i dalej ją zaszczycał swoją irytującą obecnością.
Co do samej śmiałości, to chyba była rodzinna cecha Macmillanów. Czasem pozytywna, czasem wręcz niepożądana.
-W ogóle mi nie powiedziałaś jak masz na imię...- zauważył. Nadal próbując się czegoś o niej dowiedzieć.
Heath przyuważył, że guwernantka już zmierza w ich kierunku lekkim kłusem i trochę się zezłościł. Myślał, że miał więcej czasu na wyciągnięcie informacji od czarownicy.
-No i po co ją tutaj ściągnęłaś? - stwierdził z wyrzutem w głosie. A Dei mogła w duchu świętować małe zwycięstwo. Swoją drogą wszystko wyglądało na to, że Heath nie polubił tej konkretnej opiekunki i na każdym kroku robił jej na złość. -może by nie zauważyła tak szybko, że mnie nie ma, a teraz będę musiał słuchać tyrady co mogą, a czego nie mogą mali lordowie - przewrócił oczami. Gorzej bo pewnie teraz jego prywatny cerber będzie go cały czas pilnować, żeby nigdzie nie powędrował.
Gdy wreszcie guwernantka do nich dotarła tym razem Heath rzucił piorunujące spojrzenie Dei.
-Dziękuję- odpowiedziała kobieta w kierunku azjatki i spojrzała ostro na Heatha - Nie wolno tak samemu odchodzić i zaczepiać innych czarodziejów. Może ta Pani chciała tutaj odpocząć i jej przeszkadzasz?- tym razem zwróciła się do Heatha. Wszystko wskazywało na to, że standardy wychowania wcale nie były takie niskie jak Dei się wydawało. Tylko młody po prostu się do nich nie stosował i już. Może to była kwestia dorastania głównie wśród męskiej części rodu.
Ale wracając do tego co się działo, opiekunka miała w planach złapać za rękę krnąbrnego chłopca, przeprosić Dei i odcholować młodego z powrotem do grupy dzieciaków. Pech chciał, że już ten pierwszy punkt jej nie wyszedł, bo Heath widząc co się święci odskoczył od niej tak by odgradzała ich Deirdre.
'Anomalie - DN' :
Widocznie jednak myliła się - miała do czynienia z małym lordem, o czym poinformował ją sam zainteresowany, z wyraźnym zdegustowaniem przyjmując zbliżającą się w szybkim tempie guwernantkę. Tsagairt skryła zdziwienie, jeszcze raz przyglądając się chłopcu, tym razem uważniej. Złote włosy wskazywałyby odruchowo na Malfoyów, ale zdawała sobie sprawę ze swojego ugruntowanego toku myślenia: należała do rodziny powiązanej z hrabiami z Wilton, służącymi im jako urzędnicy, dlatego też instynktownie upatrywała w każdym pacholęciu podobnej urody kogoś powiązanego ze znanym rodem. Heath zachowywał się jednakże zbyt niegrzecznie, lordowie Wiltshire nigdy nie dopuściliby do podobnego rozluźnienia obyczajów, dlatego Dei niezbyt przejęła się rozpaczą chłopca.
Zwłaszcza, gdy guwernantka wcale nie wyglądała na zszokowaną zachowaniem chłopca. Żywe srebro, tak chyba określało się pełnych energii i szalonych pomysłów chłopaczków. - Ta tyrada z pewnością ci się przyda, Heath - skwitowała, uśmiechając się uspokajająco do zbliżającej się guwernantki. Spoconej i zmęczonej; Deirdre zaobserwowała chęć pochwycenia dziecka za rękę - szkoda, że nie za uszy, by wyszarpać je za nie w ramach kary za niesubordynację. - Dzieci są teraz wyjątkowo kapryśne, ale nie należy im pobłażać - odpowiedziała uprzejmie, bez wywyższania się, spoglądając na nieco zrozpaczoną czarownicę, ponownie próbującą odciągnąć Heatha do grupki podopiecznych. - Powodzenia - życzyła opiekunce, po czym posłała niesfornemu urwisowi dość chłodny uśmiech i odwróciła się na pięcie, by odejść w bardziej ustronne miejsce. Na dziś miała dość przypadkowych atrakcji, do tego ból brzucha ciągle dawał się jej we znaki; czuła się mocno osłabiona przebywaniem w bezpośrednim towarzystwie wybuchowego chłopca.
| dei zt
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset