Wydarzenia


Ekipa forum
Plaża
AutorWiadomość
Plaża [odnośnik]25.09.15 23:20
First topic message reminder :

Plaża

Piaszczysta plaża przy brzegu chłodnego morza; słychać miarowy szum spienionych fal, powoli otulających brzeg oraz krzyk skarżących się mew. Czuć delikatny zapach bryzy niesiony nadmorskim wiatrem. Piasek jest miękki, czysty, można w nim odnaleźć bursztyny lub muszle. Roztacza się stąd doskonały widok na zachodzące w morzu słońce.

Rytuał oczyszczenia



1 sierpnia 1958

Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów,  a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.




Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca  przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.

Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
plaża - Plaża - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Plaża [odnośnik]08.09.22 14:08
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 26
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
plaża - Plaża - Page 15 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]12.09.22 13:06
Łagodny uśmiech zachybotał na wargach Marii, gdy w ciszy zgadzała się z oceną Celine. Mama przez bardzo długi czas była chyba jedyną osobą, której Maria mogła zawierzyć wszystko, choć głębszą relację, a może bardziej intensywną zawsze miała z ojcem. Mama stała bowiem gdzieś obok, nigdy w centrum, cicha obrończyni domowego ogniska. To chyba po niej Maria odziedziczyła swój raczej niegłośny, niezbyt wybuchowy temperament i zieleń przebijającą się przez szarość, która czasami dominowała w jej tęczówkach.
— Nie mamy szczególnie okazji — wyznała, delikatnie tym faktem zasmucona. Kiedyś wszystko było prostsze, ale Maria bardzo prędko została wypchnięta z bezpiecznego, rodzinnego gniazda. Po drugim roku nauki w Beauxbatons nie wracała nawet na letnią przerwę do domu w Worcestershire. Najmowała się do wakacyjnej pracy, najpierw u ciotki, później u innej pani dobrodziejki i tak spędzała swoje dnie przy pracy z wszelkiego rodzaju wierzchowcami. Może inne dziewczęta miały ze swoim rodzinnym domem mocniejsze więzi, lecz te, które zdążyła wytworzyć, upleść sobie Maria zostały zerwane nader szybko, a sama Maria nauczyła się samodzielności w niezwykle krótkim czasie. Czy tęskniła za rodzicami? Owszem, ale tylko za nimi jako ludźmi, niekoniecznie za ich obecnością. Czuła, że gdyby coś miało się wydarzyć, gdyby nagle Okruszek przestał być jej bezpiecznym schronieniem, prawdopodobnie ciężko byłoby się jej przyzwyczaić do życia z kimś jeszcze, do powrotu do współdzielonych przestrzeni. Powroty do Akademii bywały dla niej trudne właśnie z tego powodu. Lubiła swą ciszę i swą samotność, nawet jeżeli były one drzwiami do melancholii. Może niedaleko padało jabłko od jabłoni? Jej rodzice też nigdy nie przyjmowali gości, woleli istnieć gdzieś na granicy świadomości, senni Multoni pośród sennych drzew.
— W dodatku ostatnio byłam chora, nie mogłam ich odwiedzić — dodała po chwili, odrobinę od niechcenia, jednak nosek zmarszczył się w wyrazie niezadowolenia, a dłoń przesunęła się po gardle. Okropny kaszel towarzyszył jej przez dwa tygodnie, a wydostające się z ust gęsie pióra drapały ścianki tak, że myślała, że prawdopodobnie żyć będzie z tą przypadłością do końca swojego niedługiego życia. — Ale już mi lepiej, więc absolutnie się nie przejmuj, dobrze? — uśmiechnęła się szerzej do przyjaciółki, zwracając uwagę na to, by ton jej wybił się nieco do góry, tak przecież mawiali ludzie prawdziwie szczęśliwi. Celine miała na głowie wystarczająco dużo własnych zmartwień, by jeszcze poświęcać czas na przebyłą już chorobę przyjaciółki, która tak naprawdę była po prostu efektem katastrofalnie źle rzuconego zaklęcia. Całe szczęście, że przyjaciółka nie widziała jej wtedy, gdy miała jeszcze królicze wibrysy! Przełom kwietnia i maja nie był dla Marii najlepszy nie tylko przez dodatek na twarzy i kaszel piórami — bała się wtedy niesamowicie, nie mogła opanować tuptania nogą i w dodatku peszyła się jeszcze łatwiej niż zazwyczaj, choć nie sądziła, że było to w ogóle możliwe. I choć ciężar ich smutków nie był przecież porównywalny, tak zejście na temat mioteł przyczyniło się do poprawy nastroju także i Marii. Jak dobrze, że miały tyle tematów do poruszenia!
— Bo widzisz, Celinko, z miotłami to nie jest wcale tak prosto — zaczęła, przybierając na moment bardzo poważną minę, jakby miała w tym momencie rozprawiać o najpilniejszych problemach współczesnego świata, nie zaś o wymarzonym środku transportu. — Pierwsze miotły, na ten przykład, były strasznie niewygodne, bo była to po prostu zerwana gałąź i kilka witek z tyłu. Żeby latało się wygodnie, rączka powinna być odpowiednio wygładzona i polakierowana, a witki sprężyste, gęste i najlepiej leszczynowe. Ale zrobić byle jaką miotłę, to nie jest nic naprawdę trudnego i nawet przy odrobinie szczęścia, mogłybyśmy ją zrobić razem, ale... — tutaj zniżyła głos do szeptu, zbliżając się ponownie wargami do ucha przyjaciółki. — Sama miotła to tylko miotła, chodzi przede wszystkim o to, jakimi zaklęciami została obłożona — uśmiechnęła się szeroko, znów cofając się do wcześniejszej odległości. — Na przykład zaklęcie poduszkujące sprawia, że lata się wygodniej. Hamujące jest ważne w miotłach sportowych, bo pomaga na przykład nie przelecieć za linię boiska albo nie wypaść za bramki. Do tego jest jeszcze szereg tajnych już zaklęć, właściwych tylko dla odpowiedniego rzemieślnika. Ale one skupiają się na szybkości, na pułapie lotu, łatwości skrętu... I muszą przez to kosztować, tak myślę.
Miała nadzieję, że tym monologiem opisującym meandry wyceny mioteł nie rozwiała jednocześnie romantyczno—marzycielskiego nastroju, w który wpadała przyjaciółka. Ale pozwolić Marii na chwilę pogawędki na tematy, którymi interesowała się ze szczerego serca, stanowiło swego rodzaju pułapkę. Zazwyczaj nieśmiała Marysia nie potrafiła odnaleźć miejsca, w którym powinna zamilknąć.
Na całe szczęście Celine zaczęła opowiadać o swoich próbach gotowania, co sprawiło, że twarz jej przyjaciółki pojaśniała w szerokim, zadowolonym uśmiechu. Maria klasnęła nawet w dłonie, całkowicie dumna z postępów, które robiła półwila. Kiedyś chyba nigdy nie pomyślałaby o tym, żeby wyobrażać sobie baletnicę w kuchni, ale lata zmieniały każdego — a wojna zaglądała najpierw do garnków, jakoś trzeba było sobie radzić.
— Pardwę? — powtórzyła po przyjaciółce zachwycona. Nim się obejrzała, znów obejmowała przyjaciółkę ciepło i pewnie, bujając się z nią w ramionach dzięki przenoszeniu środka ciężkości z prawej nogi na lewą. — To cudownie, Celinko! Jestem taka dumna... Jeżeli zjadł więcej niż połowę porcji, to musiało mu bardzo smakować. Czasami ludzie nie są głodni, gdy nas odwiedzają, ale jeżeli coś smakuje, to połowa dania to dobry wyznacznik, wiesz? — uśmiechnęła się radośnie, pewna swych słów. Ostatnio nie miała wielu okazji do gotowania innym, ale pamiętała przecież, co mówiła jej mama.
— A co to takiego? — spytała, ostrożnie łapiąc dłoń Celine, w której trzymała znalezioną przez siebie muszelkę. Prędkim ruchem, choć niekoniecznie niezauważalnym położyła na dłoni półwili własną, chyba ładniejszą muszelkę, samej zabierając tę odnalezioną przez Lovegood. — Wygląda na to, że pierwszy kęs miodu jest twój.
Ale i na to musiały chwilę poczekać.
Celine wołała ją do wody i robiła to tak pięknie, że nawet jeżeli serce Marii ścisnęło się w strachu — bo obie nie potrafiły pływać — to nie mogła przecież odmówić przyjaciółce, nie wtedy, gdy ta tak żywo i gorąco marzyła o zjednoczeniu z syrenami. Krok za krokiem, próbując tłumić dreszcze wywołane zmianą temperatury, podążała ku przyjaciółce, aż i ona zanurzyła się trochę powyżej pasa, choć jeszcze nie do klatki piersiowej. Miała nad Celine przewagę kilku centymetrów, przy tej budowie dna jakieś kilka kroków.
— Jejku, Celinko! — nie wyglądało na to, by półwila miała szansę utrzymać się na powierzchni. Maria natychmiast wyciągnęła ręce przed siebie, chcąc złapać ciało półwili w swe ręce — jedną ułożyć na jej plecach, drugą chwycić pod kolanami. Ale żeby to się udało, potrzebowała przede wszystkim szybkiej i skutecznej reakcji.

| ja rzucam na zwinność, bo prawo Archimedesa załatwi chwilowo kwestię wyporu wody


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Plaża [odnośnik]12.09.22 13:06
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 81
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
plaża - Plaża - Page 15 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]26.09.22 21:40
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
plaża - Plaża - Page 15 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
plaża - Plaża - Page 15 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]28.09.22 13:10
| odpowiadam Marysi

Wiadomość o chorobie momentalnie odwiodła uwagę od współczucia wobec bijącej ze słów Marysi tęsknoty - do rodziców, rodzinnego gniazdka i rodzinnego, spokojnego bezpieczeństwa, gdzie człowiek nie musiał zaprzątać sobie głowy dorosłością, ani tak poważną odpowiedzialnością za samego siebie. Wyostrzony, zaniepokojony wzrok rozpoczął wędrówkę po jej twarzy w dół szyi, do każdej z kończyn, w poszukiwaniu jeszcze niezagojonych symptomów. Dlaczego nie wspomniała jej o tym w liście? Nie zawiadomiła w trakcie swojego bólu? Celine mogłaby poprosić Yvette o medykamenty, zapuściłaby się nawet na tereny Gloucestershire, gdzie szerzyła się coraz podlejsza plaga znieczulicy, byle tylko trzymać Multon za rękę, a tak...
- Co ci dolegało? - zapytała łagodnie, mimo zapewnień, że nie musiała już się martwić. Oczywiście, że musiała, że powinna. Czy nie to samo robiła Maria, wnioskując ze strzępków informacji, co na przestrzeni ostatnich miesięcy dolegało półwili? Czy nie na tym właśnie polegała przyjaźń? - Nie powiedziałaś mi - to było silniejsze od niej, przemawiające słabszym głosem niezrozumienie, zagubienie. Tak bardzo chciała być potrzebna najdroższej Marysi, szczególnie w momencie, gdy ta cierpiała w zaciszu swojego Okruszka (bo wyobraźnia gnała do malowania obrazów owładniętej gorączką sylwetki bezwolnie drżącej na łóżku, z zapoconym czołem i febrą wymalowaną w czerwieni twarzy), zamiast skazywać ją na samotność, która przecież mogła zakończyć się nieszczęściem...
Byłoby kłamstwem stwierdzić, że słuchała Multonówny z głębokim zrozumieniem, gdy ta podciągała kurtynę na spektaklu miotlarskich zawirowań; niektóre fragmenty wydawały jej się niedorzeczne, inne były całkiem logiczne, ale nie na tyle, by życzyć sobie za najnowsze modele tak abstrakcyjne sumy. Podliczać dodatkowo za zaklęcia? Przecież to czarodzieje, posługiwanie się magią nie mogło stanowić tak wielkiego wyzwania, by wymagało wysokich kosztów. Prawda?
- A jaki będzie mieć kolor? Ta miotła? Jest przynajmniej ładniejsza niż taka zwykła i drewniana? - zapytała pogodnie; to mogło mieć znaczenie, sztuka ciosania drewna, odpowiednio dobrana farba, bejca, czy czegokolwiek używało się do zabarwiania przygotowanego modelu. Wyobraziła sobie Marysię mknącą przez przestworza na modelu błękitnym jak mundurki z Beauxbatons, zlewającym się barwą z niebiosami, gdy te będą kąpać się w promieniach łaskawego słońca - i doszła do wniosku, że taki widok faktycznie mógłby kosztować więcej. Walory estetyczne były tym, co rozumiała. Specyfikacje, zaklęcia rzemieślnicze, och, to równie dobrze mogłoby zrównać się z czarną magią.
Bez zawahania wtuliła się w Marię, gdy ta objęła ją po raz kolejny, bujając je w rytmie leniwych podmuchów wiatru i szumu fal obmywających brzeg; nic nie mogło już zakłócić idylli, którą odnalazły na samotnej plaży w Dorset, a myśl, że niedługo będą mogły położyć się na rozgrzanym po całym dniu piasku i oglądać księżyc, odnajdując na niebie nowe konstelacje gwiazd, napawała ją niesamowitym ciepłem.
Właśnie dlatego warto było żyć. Dla takich chwil.
- Albo próbował sprawić mi przyjemność... Tak czy siak miło było patrzeć, jak porcje znikały z talerzy, chociaż nie pamiętam, ile zdołałam wtedy sama przełknąć. Chyba niedużo. Nerwy, wiesz... Nie widzieliśmy się od tak dawna - westchnęła cicho. Może po prostu wyczuwała w powietrzu wibracje jeszcze nieodsłoniętej tajemnicy, z którą Elric przyszedł do Syreniej Laguny, jak z kajdanami wokół własnych nadgarstków? Musiało być mu ciężko, ciężej, niż zanim padły w końcu te przedziwne słowa: jestem twoim bratem, mamy jednego ojca, jesteś moją siostrą.
Celine zamrugała, po czym zachichotała na widok zamienionej przez Multon muszli, bo gest był tak ujmujący, że nie zdołała powstrzymać fajerwerków rozczulenia. Znaleziona przez przyjaciółkę zdobycz rzeczywiście była śliczna, jej kolory piękniej mieniły się w słońcu, a kształt nie pozostawiał wiele do życzenia - tam, gdzie skarb Lovegood był wyszczerbiony i nadłamany, teraz spoglądała na niezachwianą żadną ułomnością linię egzaltowanej geometrii.
- Och, ty niecny jednorożcu - wymruczała i dotknęła policzka Marysi w czułym geście, gładząc odnalezioną tam skórę z miłością. - No dobrze, wygrałaś... Chociaż wolałabym, żebyśmy po prostu się nim podzieliły - przyznała z uśmiechem. Jak w Beauxbatons - ciasteczkami, cukierkami i eleganckimi deserami, na których widok serce odrobinę przyspieszało bicie.
Nagle zalewająca jej twarz woda również przyspieszyła bicie serca. Zdradliwy grunt uciekł spod stóp Celine, a ta, zamiast zachować zimną krew i spróbować poruszyć rękoma i nogami zgodnie ze sztuką - zachłysnęła się słoną falą i spanikowała, wierzgając w próbie wydostania się na powierzchnię, aż nagle zniekształcone przez taflę promienie słońca znów stały się wyraźne, gdy wspaniała siła wydostała ją spoza podwodnych objęć. Półwila zakaszlała, raz, drugi, chrapliwy oddech wydusił z oczu kilka łez słonych jak morze; prędkimi ruchami dłoni osuszyła swoją twarz i nieco mętnym spojrzeniem odnalazła zaaferowaną Marię, przylegając do niej z ulgą. - Taka właśnie jest ze mnie syrena... - wydusiła z ni to rozbawionym, ni zawstydzonym parsknięciem, kręcąc lekko głową. Jasna sukienka, cała mokra, łapczywie przylgnęła do ciała, akcentując jego sekrety. - Kiedy stałaś się moją wybawicielką? - szepnęła; nie dzisiaj, a w ogóle, najpierw przypominając jej czym było posiadanie skrzydeł wznoszących do nieba, a dzisiaj... Dzisiaj wydzierających ją z ciasnych szponów lęku przed utonięciem. Kto wie, jak to wszystko mogłoby się skończyć? Potrafiła już pływać jako tako, podstawowo, z mniejszym lub większym skutkiem, ale gdy żywioł przypominał, że niczego nie można było brać za pewnik, gubiła się w decyzyjności i zastygała, zdławiona emocją, strachem. - Może jednak bądźmy syrenami bliżej brzegu...

| zapraszam do szafki :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Plaża [odnośnik]12.11.22 11:38
| wychodzimy z szafki

Maria pokiwała krótko głową. Tak naprawdę nie wiedziała, jak w rzeczywistości wyglądały relacje między lordem małżonkiem a lady żoną. Mogła jedynie budować swe wyobrażania na podstawie tego, co zapisane zostało w książkach, które każdy taki związek — nie istotne, czy zawarty z prawdziwej miłości, czy może dla żywotnych interesów politycznych — obrazowały jako coś prawdziwie pięknego, spełnienie marzeń, unię nie tylko prawną, ale przede wszystkim dusz i ciał. W takim wypadku zakupienie syreniego baletu z powodu miłości było jak najbardziej słuszne i przewidywalne. Jeszcze bardziej słuszne było wynagrodzenie żony rodzącej syna, choć myśl ta przywiodła pod powieki Marii obraz jej własnego ojca. Człowieka, któremu żona powiła trójkę córek, który prawdopodobnie nigdy już w swym życiu nie doczeka się syna.
Dłoń wzniosła się na moment, próbując rozplątać wynurzone z wody kosmyki jasnych włosów. Syna nie doczeka się przecież i ona sama, nie doczeka się pewien mężczyzna, który został wzięty przez tamto dziwne stworzenie za ojca, a ona za matkę. Czasami zastanawiała się, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby nie trafiła do rezerwatu. Czy ojciec już wydałby ją za mąż? Czy w takim wypadku miałaby czas dla Celine, czy mogłaby odpowiadać na jej wezwania równie swobodnie, przeczesując przestworza na swej miotle i wyglądając kreślonych jej ręką na prowizorycznej mapie punktów orientacyjnych? Chyba nie. Chyba też musiałaby spełniać małżeńskie obowiązki, może tak jak jej starsza siostra miałaby już dzieciątko w ramionach. Czasami tęskniła za czymś, czego nigdy nie miała. Za tradycyjną drogą, którą podążało wiele dziewcząt takich jak ona, czy nawet czasami Celine, choć Celine była przecież wyjątkowa, nie można było jej przyrównywać do nikogo tak powszedniego, jak Maria. Ale dziwna była to tęsknota, wszak nigdy nie poznała takiego życia, zawsze i wciąż bała się takiego rozwoju spraw — jak mogła więc za nim tęsknić?
Wzdrygnęła się w wodzie, akurat, gdy znów opadała na dno. Ich dzisiejsza nauka poszła nawet dobrze, choć bywały wszak momenty, w których serce Marii biło szybciej, w panice, ale ciało reagowało samo, podrywając się do pomocy przyjaciółce, która przecież tę samą czułą pomoc jej oddawała. Odgarnęła raz jeszcze lepkie kosmyki włosów z twarzy, nieśmiało spoglądając na półwilę spod półprzymkniętych powiek.
Niebo pokryło się kolorem pomarańczy, tylko niewielki fragment słońca wciąż wystawał znad linii wody, tworząc świetlistą smugę na tafli, której przecież starczyłoby jeszcze tylko kilka metrów, aby sięgnąć dwóch marzących o syrenich ogonach istot. Marii wydawało się, że jeżeli zmruży oczy jeszcze na moment, uda jej się połączyć tę smugę z nimi, może to właśnie tego potrzeba było, by zupełnie się przemienić, by płuca oddać na rzecz skrzeli, nogi zmienić w świetliste ogony, zniknąć na zawsze w morskiej toni, bez strachu, bez zmartwień, z perłami i muszelkami wplatającymi się we włosy.
Nic takiego się jednak nie stało — zamiast tego na jej nadgarstku pojawiła się bransoletka z muszelek, palce lewej dłoni od razu przesunęły się po maleńkich ozdobach, gdy Maria wzniosła spojrzenie na rozświetloną twarz przyjaciółki.
— Celinko, nie trzeba było... — szepnęła, choć niedługo później w głowie Multon zakwitł plan; odda Celinie jej własność, lecz nie do końca taką, jaka została jej podarowana. Przemiły pan Morrow potrafił przecież robić niesamowicie przydatne rzeczy, przydadzą się im, w razie czego. Tymczasem jednak Maria powstała wreszcie z wody, ostrożnie pomagając w tym samym swej przyjaciółce. Objęła ją mocno w pasie, na moment opierając brodę o jej delikatne ramię, trwając w tym uścisku — pełnym podzięki, tęsknoty i radości — przez kilka następnych chwil, aż wreszcie odsunęła się, pozwalając półwili osuszyć jej ubrania, po czym odpłaciła się tym samym. — Evanesco.
Resztę wieczoru spędziły już suche, na plaży. Mokry piasek nadawał się idealnie do kreowania z pamięci konturów Akademii Magii Beauxbatons, której pierwszym elementem — jak przykazała Celine — była wzniesiona przez Marię wieża astronomiczna. Wspólnie ozdobiły całą, imponującą budowlę wszystkim tym, co znalazły wokół siebie. Muszelki, kamienie, obłe, wypolerowane przez wodę kawałki szkła znalazły swe miejsce, dodając rzeźbie piaskowej uroku, którego tak bardzo potrzebowała. W międzyczasie Maria podsuwała przyjaciółce przygotowane wcześniej kąski, samej nie odmawiając sobie poczęstunku.
Noc była szczęśliwie ciepła i pogodna. Gwiazdy objęły dwie dusze swą opieką, przyglądając się lśniącym pannom z niezwykłym zainteresowaniem.
Wszak podobno one też kiedyś były dziewczętami, choć ich historii nikt już nie pamięta.

| z/t x2


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Plaża [odnośnik]06.03.23 10:39
| stąd, coby nie blokować eventu

Szeroki uśmiech rozświetlający twarz Eve jest dokładnie tym, co Ian chce oglądać. Lubi otaczać się szczęśliwymi ludźmi, zwłaszcza kiedy to on tą radość wywołuje. Skoro znaleźli się w końcu po tych dwóch latach rozłąki, może powinni wykorzystać nadarzającą się okazję do spędzenia więcej czasu razem?
- Na pewno taki będzie! - Kiwa głową, tkwiąc w przekonaniu, że jeśli w coś się wystarczająco mocno wierzy, to plan się wreszcie ziści. - A ty? Jakie masz plany na te wakacje? Poza przygotowywaniem się na młodego - pyta od razu, chcąc ugasić ciekawość. Podczas ostatniego spotkania Eve wspomina, że chciałaby mieć gotową kołyskę w sierpniu, a więc i rozwiązanie czeka ją w nadchodzących miesiącach.
- To chłop jak dąb, takiego to nic nie złamie - rzuca ze śmiechem, machnąwszy przy tym lekceważąco ręką. Dopiero słysząc te słowa na głos, dociera do niego ich sens. Nikt nie jest niezniszczalny, każdego można pokonać, nawet jeśli w naszych oczach wydają się być bohaterami. Smith gaśnie nieznacznie, nie chcąc ciągnąć tego tematu. Nie po to się tu spotykają, by brało go na wspominki. Zaraz pluje sobie w brodę, bo przecież sam zaczął. - Spokojna głowa, ja nigdy nie choruję - mówi z mocą, jest co do tego przekonany.
Pojedyncze krople spływają mu po twarzy, zatrzymując się na krótką chwilę na linii ciemnych rzęs czy czubku nosa. Chłód jest łatwo wyczuwalny, więc ciało Smitha naraz pokrywa się gęsią skórką. Jaki jest najlepszy sposób, żeby się trochę rozgrzać? Ruch! Zachęcony do zademonstrowania swoich umiejętności nie waha się więc ani chwilę, osiągnąwszy dystans zaledwie siedmiu stóp. Słysząc dochodzący go głos dziewczyny, zatrzymał się i sięgnął stopami dna.
Wsłuchuje się w głos czarownicy, próbując uważnie skupić się na otrzymywanych wskazówkach. Jest jej wdzięczny, że decyduje się mu pomóc, mimo iż wcale przecież nie musi. Dotyk drobnych dłoni Eve stanowi pewne zaskoczenie. Mógł się tego spodziewać, jak inaczej wyobrażał sobie naukę pływania, jeśli nie poprzez instrukcje i ćwiczenia? Cieszy się w duchu, że chłód gasi spąsowiałe policzki i żadna czerwień rumieńca nie zdradza już jego skrępowania. Nie komentuje jednak, nie chcąc wyjść na jakiegoś dziwnego, który wyobraża sobie nie wiadomo co; o znajomej, w dodatku mężatce. Od razu poważnieje, chcąc wrócić do skupienia, bo przecież w kwestii pływania się tu spotykają, a nie rumieńców z drugim dnem. Odgarnia spływające po twarzy krople i kiwa głową, przyjmując zadanie. W ślad za Eve zanurza się w wodzie i korzysta z otrzymanych wytycznych. Rozluźnienie mięśni przychodzi z pewnym trudem, bo nie dość, że chce wreszcie posiąść tą jakże tajemną umiejętność, jaką jest pływanie, ale też chce dobrze wypaść w oczach nauczycielki. Wykonuje pełniejsze ruchy ramionami, zgodnie z tymi, jakie prezentuje mu Eve. Płynie w ślad za nią, nadal jeszcze rozchlapując wokół siebie więcej wody, niż to potrzebne. Wdech i wydech, przypomina sobie o ostatnim z elementów, kiedy wybijając się z koncentracji znowu zwalnia.
- Oi, o wiele lepiej! - śmieje się, kiedy dotarłszy wreszcie do Eve czuje, że słowa słowa może podeprzeć prezentacją. - Teraz to już śmigam! Zaraz ci pokażę, teraz w tamtą stronę. - Otrzymawszy zgodę od czarownicy, ponownie zanurza się w wodzie, tym razem już ze zdecydowanie większą wprawą. Płynie na nieco dłuższy dystans bez rozkojarzenia, posyłając nawet uśmiech Eve, kiedy ich spojrzenia się spotykają. Wybija się nagle z rytmu, kiedy jego kostkę muska pływający przy powierzchni glon. Smith zatrzymuje się gwałtownie, wzburzając taflę wody i z zaskoczeniem ogląda się za siebie. - Co?! Co to było?! - Chodzi po tej ziemi już prawie dwadzieścia lat, dobrze zna istoty kroczące na lądzie, w powietrzu mija stworzenia latające, ale świat podwodny pozostaje dla niego zagadką.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Plaża [odnośnik]06.03.23 11:52
Zastanowiła się chwilę, gdy niespodziewanie miała sprecyzować, co tak naprawdę planowała na wakacje poza oczywistością, której nie dawało się już tak banalnie łatwo ukryć.
- Trochę się zabawić, jeśli tylko pozwoli mi los i stan. Ostatnie miesiące nie były łatwe, więc chcę odreagować na tyle, na ile będę w stanie.- wyjaśniła, kładąc dłoń na brzuchu w jakimś dziwnym odruchu, którego nabawiła się ostatnio. Dziecko rosło, przeszkadzając jej coraz bardziej i sprawiając, że coraz niecierpliwiej czekała czasu rozwiązania tego niewygodnego powoli stanu. Minimalnie trochę się tego też bała, ale tej kwestii nie poruszała z nikim... nie mając za bardzo komu zdradzić wątpliwości i obaw.- Później już pewnie nie będę miała okazji.- dodała, wiedząc, że z wszelkimi późniejszymi problemami zostanie po prostu sama. Codzienność raczej nie będzie sprzyjała szaleństwu.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy Ian zapewnił, że nigdy nie choruje. Zauważyła chwilowy spadek entuzjazmu chłopaka, ale nie pytała skąd ta zmiana. Nie miała pewności czy powinna dociekać, czy była osobą, której chciał mówić, jeśli coś wyraźnie naruszało jego humor. Wydawało jej się, że dobrze czuli się w swoim towarzystwie, ale może nie było tak do końca? Uspokoiła zaraz myśli, wiedząc, ze ten chaos ostatnio za łatwo wyrywał się spod kontroli. Musiała trzymać w ryzach emocje, nie dając przestrzeni wahaniom. Szczerze cieszyło ją, że chłopak tak chętnie przyjął rady i wyraźnie chciał je stosować. Nie była mistrzynią pływania i bez problemu mogła wymienić lepszych od siebie, ale jeszcze nie tak dawno pływała dużo. Poza tym nauczycieli miała najlepszych, bo kto mógłby dorównać jej braciom. Dzięki nim od dziecka gnała do jezior, czasami sama, a najczęściej w towarzystwie przyjaciela. Zatrzymała się w wodzie, czując własny szybszy oddech, który z wysiłku stał się płytki. Oh, nie ma formy.
Cichy śmiech rozbrzmiewa jednak w powietrzu, gdy Ian od razu gotów jest płynąć dalej. Ten zapał był godny pochwały, poza tym była pewna, że jeszcze w te wakacje, będzie miał masę okazji, by się wyćwiczyć. Kąciki ust drgają lekko, kiedy płynąc łapie jego spojrzenie. Znów czuje tą przyjemną radość z samego towarzystwa chłopaka i czuje się lepiej. To było takie dziwne.
Parsknęła znów, gdy równy i całkiem dobry rytm przerywa wybuch strachu.
- Przestraszyła cię jakaś rybka albo glon? – chichot rozbrzmiewa ponownie. Nie wyśmiewa go, bardziej bawi ją ten moment, taka gwałtowna reakcja. Glony to przeciwnik z którym przegrywało wiele osób, czasami ona sama. Ten wstrętny śliski dotyk na skórze, obrzydliwe.- Spokojnie, jeśli masz nogę na miejscu, to znaczy, że cokolwiek cię dotknęło to nic niebezpiecznego.- w sumie nie miała co do tego pewności, ale ryzykuje, by nie pogłębić chwilowej paniki.
- Dobry w tym jesteś.- rzuciła lekkim tonem, machnięciem dłoni podkreślając całokształt tej krótkiej nauki.- Aż chyba zazdroszczę ci, że tak szybko zmieniasz rady w praktykę.- chciałaby tak, naprawdę. Przyswajać wiele rzeczy łatwiej i szybciej.- Jeśli jeszcze trochę poćwiczysz, zacznij spinać się tu. Później zrozumiesz po co.- mówiąc to klepnęła go lekko w brzuch, lecz woda mocno zwolniła ten gest. Palce przez chwilę dotykały całkiem dobrze wyrzeźbionego brzucha, zanim cofnęła rękę.- Teraz to pewnie niewiele ci pomoże, ale jak się podszkolisz, to będzie ci łatwiej.- wiedziała, że to w pewien sposób przeczyło poprzedniej radzie, żeby się rozluźnił.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
plaża - Plaża - Page 15 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Plaża [odnośnik]06.03.23 13:27
Ich plany wakacyjne nieznacznie różnią się między sobą, lecz brak sprecyzowania u Eve wywołuje w Ianie zastanowienie. Co tak naprawdę oznaczać może fakt braku czasu czy okazji do zabawy? Rozumie, że życie czarownicy jest inne od jego, nie tylko pod kątem wykonywanej pracy, założenia rodziny, ale i samym stylem. Majaczy mu się gdzieś w pamięci z opowieści Jamesa jak wygląda romska społeczność, jak bardzo czasem nie rozumiał zachodzących tam zależności, jak obce były mu wozy zamiast murowanego domu, jak ciekawe musiało być życie w głośnej, wiecznie podróżującej familii. Czy u Eve wyglądało to podobnie? Zamiast drążyć dalej temat decyduje się zostawić pytania na później.
- Sama jesteś glon! - rzuca od razu na odczepkę, słysząc dźwięczny śmiech czarownicy w reakcji na jego panikę. Głupio mu, że ogarnia go taki nagły strach i to jeszcze w towarzystwie dziewczyny! - zupełnie bez sensu. - Mogło coś mnie użreć! - dodaje, coby się usprawiedliwić. - Ty się śmiejesz, a ja tu się ocieram o śmierć. - Do śmierci mu jeszcze daleko; ma go przecież złapać dopiero podczas jakieś niezwykle ważnej akcji, gdzie wykaże się odwagą i bohaterstwem, nie zaś wśród glonów czy innych ryb, gdzie tak naprawdę nikt poza Eve go nie może zobaczyć czy docenić.
- Na ćwiczeniach, to ja spędzam całe swoje życie - żartuje, choć tak właściwie jest, że zdarza mu się prześlizgiwać od jednego treningu do drugiego, od utrzymania się na miotle, przez sam Quidditch, Aingingein czy właśnie pływanie. Kolejny dotyk i muśnięcie dłoni Eve nie jest już zaskoczeniem; przyjmuje je z uśmiechem i zadowoleniem, jakie pozwala mu na moment zapomnieć, że ma do czynienia z mężatką, z którą tak blisko bywać to się raczej nie powinno. W tej chwili nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, bo czy naprawdę musi się tak stale pilnować? Podczas wymiany uśmiechów nie dzieje się przecież nikomu żadna krzywda. - Wezmę to sobie do serca! - zapewnia, choć rzeczywiście nie do końca jeszcze wie jakiż to może mieć związek.
Cięższy oddech Eve nie umyka jego uwadze, gdy spogląda na nią z uwagą, śledząc kolejne ruchy. Widzi, że opada ona z wolna z sił, pewnie zarówno od wysiłku, jak i swojego brzemiennego stanu.
- To co, przerwa? - rzuca do czarownicy, oczyszczając gardło krótkim kaszlnięciem i wskazuje głową na brzeg. Ostatnią dzielącą go od wybrzeża odległość pokonuje z wykorzystaniem zdobytej dziś wiedzy. Szeroki zakres ramion, zaciśnięte mięśnie brzucha, rozluźnia inne. Z szerokim uśmiechem satysfakcji wydostaje się z wody i wydaje z siebie zadowolony okrzyk. Ociekając wodą i zderzając się z powiewem wiatru, ten natychmiast wywołuje przyjemny dreszcz, jak i gęsią skórkę. Ian przeciera dłonią twarz, odgarnia włosy w tył, by żadna kolejna kropla nie leciała mu już do oczu.
- Udało się, Eve! Jesteś wielka! - woła do niej, kiedy wspólnie już znajdują się na brzegu. Po chwili orientuje się, że w tym konkretnym przypadku brzmieć to może dwuznacznie i niekoniecznie przyjemnie, więc zaraz policzki Smitha spowija róż zawstydzenia. - To znaczy, ten… No wiesz, pod kątem umiejętności, nie rozmiaru, nie? - Maskuje zakłopotanie uśmiechem, bo przecież o żadną urazę mu nie chodzi. Opada na trawnik, kładąc się nań i wyciągając twarz ku słońcu. Jasne promienie ogarniają go prędko i otulają przyjemnym ciepłem, aż przymknąć musi powieki od rażącego światła. Przez moment rozkoszuje się chwilą, będąc z nią tu i teraz, tyle przeciągające się tkwienie w ciszy jest dla Smitha problemem. Milczenie jest niekomfortowe, zmusza do otwarcia ust, rzucenia kilku słów - tylko co mówić, kiedy dotąd stale się ośmiesza? Wcześniejsze słowa Eve nie dają mu spokoju, obraca je wśród myśli, zastanawiając się czy może na powrót poruszyć ten temat i niejako pocieszyć czarownicę, dowiedzieć się co tak naprawdę spędza sen z jej powiek.
- Mówiłaś, że nie będziesz mieć okazji, by później się bawić - zaczyna ostrożnie, przesłaniając twarz dłonią, by słońce nie raziło tak, przeszkadzając w zerknięciu na Eve. - Myślisz, że to… że to przez dziecko? - pyta, bo o zakładaniu rodziny wie tyle, że należy do tego przystąpić czym prędzej, posiadając pracę i jakieś oszczędności. Sam się do tego nie nadaje, a przynajmniej nie teraz, kiedy nie ma praktycznie nic do zaoferowania.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Plaża [odnośnik]10.03.23 11:37
Bawią ją podobne reakcje, chociaż sama nie raz wzdrygała się, kiedy coś musnęło jej łydkę w wodzie. Glony czy inne wodne żyjątka nie jeden raz wzbudziły obrzydzenie i ucieczkę z miejsca, gdzie coś ją dotknęło. Mimo to zabawniejszy był jednak teraz Ian, panikując bardziej, niż mogła się spodziewać. Przywykła, że chłopcy zgrywali twardzieli, którzy niczego się nie bali, nawet jeśli daleko było im do takich. Z tego też powodu taka zwyczajna i naturalna reakcja, wyrwała śmiech z jej gardła.
- Oj, przepraszam no... to po prostu było zabawne i urocze.- zasłoniła dłonią usta, by zdławić ten śmiech, aby nie wybrzmiał więcej.- Wiesz, że to nic złego, że coś cię przestraszy? – spytała z delikatnym uśmieszkiem.- Zdradzę Ci wielką tajemnicę.- podjęła, zbliżając się nieco do niego i zniżając głos do konspiracyjnego szeptu, nie chcąc, by ktokolwiek to usłyszał, chociaż w okolicy nie było nikogo poza nimi.- Nie zawsze musisz być odważnym bohaterem, bo równie korzystnie wypadasz, będąc po prostu sobą.- wyjawiła mu pogodnym tonem.- Nawet bojąc się glonów.- dodała jeszcze i puściła oczko do niego.
Słysząc o przerwie, kiwa powoli głową, całkowicie zgadzając się na to. Nie ma siły i głupim byłoby udawać, że jest inaczej. Była pewna, że sił starczy na dłużej, że nie wypadła z formy tak szybko i tak mocno. Jednak woda i wysiłek szybko to sprostowały, ukazując jak słaba fizycznie stała się ostatnim czasy. Podpływając do brzegu, obserwowała jak radzi sobie Ian. Jego zapał był godny pochwały, podobnie, jak prędkość z którą przyswajał, a później wprowadzał w życie różne rady. Nie może powstrzymać śmiechu, gdy powietrze przedziera pełen zadowolenia okrzyk chłopaka.
- Cieszę się i dzięki.- rzuca lekkim tonem, zamykając w dłoni materiał sukienki, którzy mokry przylgnął ściśle do ciała. Parska głośno, kiedy dopiero po refleksji Smitha dociera do niej, co w sumie powiedział.- No wiesz Ty co, Ja ci tu pomagam z dobroci serca, a Ty mnie obrażasz? – unosi lekko brwi, opierając dłonie na biodrach. Niezadowolona mina znika jednak po chwili, kiery rozbawienie wyrywa się na pierwszy plan.- Wiem, wiem... daj spokój, nie musisz się tłumaczyć.- zapewnia go. Wie, że nie jest już tak smukła, jak wcześniej, że sylwetka, która przyciągała męskie spojrzenia, teraz raczej je odpycha. Nie mniej nie posądzałaby chłopaka o chęć urażenia jej ot, tak bez powodu.
Zerka w jego kierunku, gdy ten opada na trawę trochę dalej od plaży. Nie dołącza jednak do niego od razu, wcześniej sięgając po różdżkę, by cicho szepniętym zaklęciem osuszyć sukienkę. Nie lubiła mokrego materiału, który wstrętnie lepił się do ciała. Ani wcześniej, ani teraz nie było to coś, co mogła znieść dłużej niż przez moment. Dopiero wtedy decyduje się klapnąć na ziemię obok Iana. Bez gracji i lekkości, raczej z walką, by nie runąć bezwładnie.
- Eh, pomożesz mi później wstać... bo nie ma szansy, że dźwignę się sama.- prycha żartobliwie. Odchylając głowę ku słońcu, mimowolnie zmrużyła oczy z czystą przyjemnością. Ta cisza mogłaby trwać w nieskończoność, ten spokój i poczucie, że nic złego nie może się wydarzyć. Jednak Ian postanawia to przerwać, zmącić ciszę słowami, które zwiastują poruszanie tematów nie tak łatwych, jak powinny być. Przekręcając głowę w bok, spogląda na niego z uwagą, kiedy chłopak dobierał słowa ostrożnie.
- Tak, właśnie o to chodzi. Kiedy dziecko będzie już na świecie, wątpię, abym miała czas na wiele szaleństwa i zabawy. Zostanę z nim sama, podobnie, jak z problemami i masą niewiadomych. Nie zabawa, a rozsądek będą mi wtedy potrzebne.- odparła i lekko wzruszyła ramionami. Nie miała wiedzy, nie miała doświadczenia, nie miała wsparcia i to ją niepokoiło. Brakowało kobiet, które mogłyby podzielić się doświadczeniem. Brakowało jej rodziny. Teraz dopiero bardziej niż kiedykolwiek.- Wiem albo mam nadzieję, że wokół mam nadal osoby, które będą gotowe pomóc, ale nie chce tego nadużywać.– dodała jeszcze. Kiedyś, może jeszcze nie dawno, szukała bardziej cudzego wsparcia, ale codzienność ją odwiodła od tego.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
plaża - Plaża - Page 15 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Plaża [odnośnik]15.03.23 11:50
Strach i jego okazywanie jest kwestią, której Smith poruszać nie chce. Dotąd głęboko skrywane, opatrzone etykietą NIE DOTYKAĆ, pozostawało gdzieś na dnie serca, w otchłani umysłu, do której zapuszczać się nigdy nie chce. Cechuje go odwaga, niezachwiana wręcz pewność siebie, jakiej dowód musi dawać na każdym kroku. To dlatego szuka nowych możliwości, by się wykazać, to dlatego dołącza do Sów. Wszystko, by sprostać oczekiwaniom, by doścignąć wielbioną przez wielu sylwetkę brata. Rodericka już nie ma, ale jego duch nadal im przyświeca, zachęcając i motywując do działania. Stał się symbolem, oznaką rewolucji, sprzeciwu wobec czynionym w kraju zmianom. Ian chce iść w jego ślady, stać się godnym nazwiska Smith, godnym pokrewieństwa z Roderickiem.
Śmiech Eve wybija go z rytmu, wybałusza na nią oczy, czując ogarniający go wstyd. Nie tak to miało wyglądać… Zaczął zamykać się w sobie, wycofywać, gasnąć lekko pod nałożoną na twarz maskę przebojowości, pod wyzywającym spojrzeniem i szerokim uśmiechem, wątpił. - Ja wiem - zapewnia gorączkowo, choć wcale w te słowa nie wierzy. Łapie równowagę i prostuje się niczym struna, gdy tylko czarownica zbliża się, by ściszyć głos do teatralnego szeptu. Przechodzi go znów dreszcz, tym razem rozlewający się ciepłem wzdłuż ciała, przez serce do podbrzusza, gdzie jawi się zniecierpliwiony ścisk. - Naprawdę? - może tylko wymamrotać w onieśmieleniu, walcząc z pokusą wyciągnięcia doń dłoni, bezczelnego pozwolenia sobie na to, czego przed paroma laty Eve nie chciała mu dać. Powstrzymuje się i krótko kiwa głową. Tym razem jest bezpieczny.
Na słowa wyrzutu otwiera już usta, chcąc się dalej tłumaczyć ze (względnej) czystości myśli. No bo przecież nie chce jej obrażać, w żadnym momencie nie przemyka to przez Ianową głowę, by być dla kogoś złośliwym. To znaczy, złośliwym wobec Eve, bo z innymi przekomarzać się może bez żadnych oporów, czy to z chłopakami czy też z Liddy. Spięte ramiona opadają z westchnieniem, gdy czarownica od razu prostuje swój żart. Musisz wyluzować, ta jedna myśl wykwita upomnieniem, za bardzo ci zależy.
Ukradkiem śledzi ją wzrokiem, gdy wyłania się z wody i podąża w jego kierunku, wyłapuje ten krótki moment, gdy jasna sukienka przylega jeszcze ściśle do kobiecego ciała, podkreślając każdy z jego kształtów. Rumieniec nadal widnieje na jego twarzy, tkwi jednak w przekonaniu, iż wynika on z wysiłku. Płytki oddech przyspiesza nieznacznie, kiedy spojrzeniem prowadzi ją ku sobie, (niestety) już suchą.
- Pomogę - przytakuje z uśmiechem, nie widząc w tym żadnego problemu. Słucha słów czarownicy z uwagą, nie do końca rozumiejąc jak wygląda życie Romów, tak jak i życie matki, nakładane nań obowiązki. Dla Smitha dzieciaki są wspaniałe; uwielbia spędzać z nimi czas, wspólnie bawić się i wygłupiać, przekomarzać, trenować Quidditcha, szukać się wśród zakamarków domostwa. Tyle że z niemowlęciem nie da się podobnie spędzać czasu, minie też parę lat, nim będzie mogło wsiąść na miotłę. Jak więc się z takowym obchodzić?
- A twój mąż? - podsuwa subtelnie, nie chcąc nadto wnikać w tajemnice Eve, ale choć tyle może chyba wiedzieć. - Nie wspominałaś kto nim jest. Znam go? - dopytuje, chcąc wiedzieć do kogo zwrócić się z wyrzutami i pogróżkami. Nie, żeby chciał być agresywny i wdawać się w bójki. Poprzednim razem wspomniała mu, że nie ma co na niego liczyć, że jest często nieobecny, rzadko zjawia się w domu. Dziwi go, że Eve zdecydowała się na kogoś takiego - czyżby zaślepiła ją miłość, przesłoniła zdrowy rozsądek, zataiła to, co niewygodne? Ian ma nieco inne wyobrażenie o życiu małżeństwa, nawet jeśli jego własni rodzice także dalecy byli od idealności. Zmarły przed paroma laty ojciec także rzadko bywał wśród rodziny, długie godziny spędzając przy kadziach browaru, wśród nich także dokonując swego żywota. Mimo iż daleki był od idealności, pozbawiony był tych przykrych skaz, jakimi zwykle określano ojców i mężów. Był mężczyzną, któremu należał się szacunek. - Jak mówiłem, na mnie możesz liczyć, tu się nic nie zmieniło - zapewnia gorączkowo, bo choć raz już o tym kiedyś wspomina, ma potrzebę, by utwierdzić czarownicę w przekonaniu co do niezmienności jego słów.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Plaża [odnośnik]17.03.23 20:20
Zauważyła tą subtelną zmianę w spojrzeniu i zachowaniu Iana. Coś się zmieniło po jej słowach, lecz tak naprawdę nie do końca wiedziała co. Zastanowiło ją, co teraz musiało dziać się w głowie chłopaka, ciekawiło, jakie myśli chaotycznie pojawiają się i trwają bez ładu. Była ciekawa emocji, nie chcąc przypadkiem sprawiać mu przykrości, a coraz mocniej podejrzewała, że chyba to właśnie się stało. Chłopcy byli trudni i skomplikowani, czasami nie rozumiała, dlaczego tak zaciekle udają silniejszych niż są, po co próbują być jacyś, jeśli nikt tego od nich nie wymagał. Dlaczego zawsze starają się dorównać innym, nawet jeżeli nie było takiej potrzeby.
Próbuje naprostować sytuację, a ciemne spojrzenie, wręcz badawczo prześlizguje się po sylwetce Iana, gdy ten prostuje się bardziej. Wygląda na spiętego, czym tylko pogłębia piętrzące się wątpliwości.
- Naprawdę.- przytakuje spokojnie.- Nie wiem, czy to cokolwiek znaczy, ale lubię cię takiego, jaki jesteś. Bez znaczenia czy coś, co wydaje ci się banalne cię przestraszy, zasmuci czy zezłości.- dodała z wzruszeniem ramionami. Posyła mu delikatny uśmiech, kiedy wyjaśniając swój żart, zauważa reakcję. Dobrze, że odpuścił i nie brnął w tłumaczenie się. Przecież wiedziała, że to tylko niefortunny dobór słów, nie obrażała się za podobne i domyślała, że Ian wcale nie chciałby być dla niej złośliwy. Nie wydawał się taki, jako jedna z niewielu osób. A z drugiej strony, cóż spoglądała czasami w lustro, więc miała świadomość, że niewiele zostało z jej smukłej sylwetki.
Skupiona na tym, by dotrzeć do różdżki i wysuszyć sukienkę, która otulała jej ciało, nie zwróciła uwagi na odprowadzające ją spojrzenie. Za dobrze i zbyt swobodnie czuła się w towarzystwie chłopaka, zapominając, że jednak właśnie nim był. Chociaż wcześniej chciała uniknąć podobnej sytuacji, tak teraz zapomniała, że przylegający do ciała mokry materiał przyciągnie męski wzrok. Powinna tego uniknąć dla komfortu obu stron i przez fakt, że przecież miała męża. To dla niego były raczej podobne widoki. Teraz jednak o tym nie myślała, trochę zapomniała.
- Dzięki- śmieje się cicho w reakcji na to zapewnienie, że nie zostawi jej bez pomocy.
Wyjaśniając, gdzie leżą jej obawy i skąd się biorą, zerka na profil chłopaka, by zaraz pomknąć spojrzeniem w górę na niebo. Dzieci były wspaniałe, nawet jeśli parę lat temu nie zwracała szczególnej uwagi na najmłodszych w rodzinie. Wtenczas przecież sama była dzieckiem. Teraz jednak jej wzrok czasami mknął ku najmłodszym, ku bawiącym się dzieciom, które mijała. Czasami przystawała, zerkając przelotnie ku pociechom, które podbiegały do swoich rodziców. Uwagę przyciągały matki, biorące na ręce swe dzieci, swój największy skarb. Dziwne uczucie budziła w niej świadomość, że niedługo będzie zachowywała się podobnie, że podobna czujność wejdzie jej w nawyk.
- Hm? – mruczy, gdy Ian ściąga jej myśli znów na ziemię, pytając o męża.- Wie o dzieciach tyle samo, co ja, a najpewniej jeszcze mniej, więc chyba nic z tego nie wyciągniemy.- stwierdziła z lekkim rozbawieniem w głosie. Nic i nic nie dawało niespodziewanie czegoś.- Poza tym, ma swoje problemy i sprawy, które go zajmują. Chyba wolę, aby się na nich skupił.- odparła, nie chcąc przyznawać, że nawet nie brała pod uwagę pomocy ze strony Jamesa. Wątpiła, aby nagle bywał w domu więcej, chcąc być z rodziną, ze swoim dzieckiem. Podejrzewała, że prędzej pójdzie to w drugą stronę. To były jednak wątpliwości, które pozostawiała dla siebie z nadzieją, że się bardzo pomyli i naprawdę źle ocenia Doe.
- Znasz go, jasne, że go znasz.- mówi bez zawahania, pamiętając, że chłopaki znają się ze szkoły. Nie ma jednak pewności czy spotkali się później, czy mają kontakt teraz. Wie tyle, ile mąż sam chce jej mówić, a cóż nie było tego wiele.- Mój mąż to James Doe.- dodaje i dopiero teraz dociera do niej, że kiedy spotkali się w pobliżu klifu, nie padło nazwisko, które teraz nosiła. Wyprowadziła Iana z błędu, że nie jest już Eve Vause, ale umknęło jej Doe.
Uśmiecha się delikatnie, gdy pada raz jeszcze to samo zapewnienie.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję.- docenia to, bo brakuje jej w życiu osoby, której mogłaby być pewna. Kogoś, kto będzie gotów jej pomóc, kogoś na kogo może liczyć w każdej sytuacji. Ian właśnie kimś takim jest, zapewnił o tym raz, by teraz przypomnieć, a to znaczyło dla niej wiele.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
plaża - Plaża - Page 15 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Plaża [odnośnik]24.03.23 10:21
Smith był daleki od wnioskowania, iż jest skomplikowany. Ma przecież proste oczekiwania, proste zasady, proste marzenia. Wprost też zwykł mówić o swoich przemyśleniach, swoje uczucia też zdradza bez zbędnych zawoalowań. To znaczy, o tych ostatnich wspomina rzadko, ale jak już, to nie bawi się w jakieś poetyckości. Ian nie udaje, że ma w sobie więcej siły czy odporności, niż naprawdę jest. Mooooże czasem naciąga rzeczywistość, by pasowała do jego wizji świata, ale to nic strasznego czy szkodliwego. Roderick zwykł mówić, że jeśli chce się być zwycięzcą, trzeba się jak zwycięzca zachowywać.
- Będę pamiętać - obiecuje na przekonywanie Eve. Choć wzrusza ona ramionami, podkreśla niedbałość i jakieś takie małe przejęcie sprawą, to wniosek nasuwa się sam. Smith wie coś o zamiataniu problemów pod dywan, o spychaniu trudnych tematów na dalszy plan, gdzie trafiają poza zasięg wzroku i nie trzeba się nimi przejmować. Majaczący się gdzieś w klatce ścisk z wolna ustępuje, nabiera więcej powietrza w płuca. To miłe, by czasem odpuścić starania, oczekiwania czy inne wymagania względem spotkania ze znajomymi. Czy nie na tym przecież polega przyjaźń, na akceptowaniu swoich przywar, odsuwaniu ich w niepamięć przez wzgląd na sympatię i lojalność? Nie ma ludzi idealnych, dlaczego więc udawać, że się takim jest?
Splata ręce za głową, by ułatwić sobie spoglądanie na czarownicę bez jakiegoś przesadnego gimnastykowania i wysiłku. Widzi, że chce tego całego swojego męża wybielić, jakoś ugładzić, coby nie wyszło, że są skłóceni, że nie są w małżeństwie szczęśliwi. Nie dziwi się jednak, że ten delikwent średnio orientuje się w temacie dzieci - czy którykolwiek chłopak, który nie ma całego zespołu młodszego rodzeństwa, wiedziałby, co przy takowych robić?
W jednej chwili Iana zalewa fala mieszaniny emocji - poczucie winy, zazdrość, smutek i niesprawiedliwość. Napływa doń gorąc, którzy parzy od środka wyrzutami sumienia. Niby sam się sobie nie dziwi, bo Eve jest ładną dziewczyną, miłą, czarującą, no i w ogóle chce się przebywać w jej towarzystwie, to teraz jest trudniej, kiedy wie, że jest czyjąś ukochaną, i to jeszcze czyją.
- James Doe? - powtarza za nią bez zrozumienia. - TEN James Doe? - Nie sądziłem, że ma żonę, chce dopowiedzieć, ale gryzie się odpowiednio wcześniej w język, nie pozwalając, by słowa te jakkolwiek kumpla wkopały. Próbuje sięgnąć pamięcią do ostatnich spotkań z Jimmym, sprawdzić czy nie przeoczył, czy też nie dosłyszał kiedyś, gdy te mu o tym opowiadał, o ślubie, żonie, dziecku i w ogóle tym całym wkraczaniu w dorosłość. Ianowi Doe wydaje się być daleki od odpowiedzialności, o zakładaniu rodziny nawet nie wspominając, ale może to dlatego, że tak rzadko ze sobą ostatnio rozmawiają, zresztą i tak głównie podczas wypadów z innymi chłopakami. - Wiesz co, wcale się nie dziwię. On to jednak jest dobra partia. - Bro code jest w nim silny, w życiu przecież nie tknie dziewczyny, która jest z innym, zwłaszcza z przyjacielem, jakim Jimmy niewątpliwie dla niego jest. - Jak go znam, to rzeczywiście, bywa dość… zajęty - stwierdza po chwili krótkiego namysłu, szukając odpowiedniego słowa na jego usprawiedliwienie. - Sądzę, że jeśli z nim pogadasz i powiesz, co ci leży na sercu, to na pewno zrozumie. James może i jest czasem głupi, ale to dobry chłopak - mówi już teraz bardziej serio, szczerze wierząc w intencje tamtego. Wątpi, że Doe decydował się na ślub z kimś, kogo nie lubi, czy jakoś mu się nie podoba. Z regułami jest na bakier, więc tym bardziej nie zgodziłby się na coś, czego robić by nie chciał.
- To co, może spacer? - proponuje wreszcie, kiedy wylegiwanie się na plaży przestaje być tak wygodnym sposobem na spędzanie czasu. Zwłaszcza, gdy na wyciągnięcie ręki ma dziewczynę, której skóra błyszczy w słońcu ciepłem, a jej włosy pachną morzem; w dodatku dziewczynę, o której teraz już doskonale wie, że nigdy nie dotknie inaczej, niż jako przyjaciel. Prędko podnosi się z miejsca i wyciąga rękę do Eve, przybierając na twarz szeroki uśmiech.

| zt x2
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Plaża [odnośnik]09.05.23 8:42
Rytuał oczyszczenia



1 sierpnia 1958

Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów,  a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.




Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca  przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.

Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.
Czas na odpis do 13.05


[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
plaża - Plaża - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]09.05.23 12:47
Nadszedł ten czas, ten dzień - powietrze wypełniła słodycz kwietnych oddechów, a od morza naciągnęła przyjemna bryza łaskocząca nagrzaną słońcem skórę, tworząc w płucach krajobraz, pejzaż lata. Jego ucieleśnienie zamknięte w klatce tkanek z naiwną obietnicą, że wrażenie pozostanie tam już na zawsze. W jej włosach tańczyły wstążki wplecione w drobne warkocze utkane z kosmyków pośród luźnych, srebrnych pasm; jasnoróżowe, niemal białe, drżały na wietrze. W ich rytmie tańczyła również błękitna, falbaniasta sukienka, nawet i stopy, które niosły półwilę naprzód w miękkim kroku, z wdziękiem kołyszącym się w takt dobiegającej z oddali muzyki ludowej i gwaru rozmów toczonych tuż obok.
Na krótką chwilę zgromadzeni w Weymouth ludzie zapomnieli o wojnie, widziała to w ich twarzach; byli weseli, swobodni, zrelaksowani, chętnie pogrążający się w plotkach z przyjaciółmi i dawno niewidzianymi kompanami, napotkanymi tutaj zrządzeniem przypadku i wyjątkowo łaskawego losu. Czasem łapała się na tym, że w stłoczonych grupach festiwalowiczów dopatrywała się twarzy tatka. Szukała go pośród nieznajomych sylwetek, z nadzieją, że jego twarz mignie obok nich chociażby na moment i okaże się, że przeznaczenie, które dziś spoglądało na nich przychylnym okiem, wcale jej go nie odebrało. Głupota. Serce zaciskało się wtedy w jej piersi, dopóki nie odsunęła od siebie tych uczuć stanowczo, skupiwszy się na tu i teraz, na rzeczywistości, która ją otaczała - na osobach ściągających na rozświetloną pochodniami plażę, wśród których rozglądała się również za przyjaciółmi. Elric zniknął wcześniej, zamierzał pewnie odnaleźć damę swojego serca i zaprosić ją do wspólnej zabawy, póki co nigdzie nie widziała też Yvette czy Susanne. Żadna z nich nie przegapiłaby okazji i pierwszego dnia festiwalu, pytaniem było jedynie, czy w tłumie wyłapią swoje spojrzenia.
Tego dnia towarzyszył jej Benjamin, Percy, którego pamięć wciąż opierała się przed powrotem, zakleszczona w ciemnej jaskini niebytu. Obiecała, że oprowadzi go po festiwalu i przyrzekła sobie, że nie pozwoli mu się zgubić - bo co jeśli nie trafi z powrotem do domu? Do Doliny Godryka, gdzie tego dnia zostawili cały swój zwierzyniec, żeby bawić się bez troski o ich bezpieczeństwo. Rozstali się tylko na czas rytuału, nie wiedziała czy do niej dołączy, na wszelki wypadek mogła po prostu zająć mu miejsce.
- Dziękuję - zwróciła się do młodzieńca oświetlonego miękkim blaskiem pochodni, odzianego w jasną, lnianą szatę, który przywitał ją przy plaży i wręczył jej czarę wypełnioną miodem pitnym. Wypiła z niej z rozmarzoną czcią, przymknąwszy powieki. Ciemność rozogniała pozostałe zmysły, uwydatniała je, wzmacniała wrażliwość skóry pieszczonej wiatrem, podsycała kubki smakowe; półwila spodziewała się soku, słodkiej wody, może ziołowej herbaty o mistycznym znaczeniu, tymczasem policzki pokryły się tintą różu, gdy gardło załaskotało, napotykając słodycz alkoholu. Dyskretnie oblizała wargi, zanim odjęła kielich od ust i otwarła na nowo oczy, patrząc na nieznajomego, dygnąwszy miękko. - Szczęśliwego Lughnasadh - odpowiedziała mu na pozdrowienie, uśmiechnięta, po czym podeszła do pierwszego lepszego stołu, zajmując miejsce na jednej z poduch. Ciepła ziemia przyjęła ciężar opartych na niej dłoni, gdy odchylała się do tyłu i wystawiała twarz do zachodzącego słońca i błysku pochodni, zamknąwszy oczy; gdzieś w odmętach wyobraźni pasma czerwieni zwiastującej nadejście nocy malowały po jej ciele pociągnięciami pędzla zanurzonego w karminowej, pomarańczowej i fioletowawej farbie. Ciekawe, czy Elric przyprowadzi tu swoją dziewczynę i oficjalnie ją przedstawi - bo przecież wystroił się dla niej, tak długo nad sobą pracował, że półwila nie uwierzyłaby w inną możliwość.

| stolik nr 4


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 11.05.23 14:11, w całości zmieniany 3 razy
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 15 z 23 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 19 ... 23  Next

Plaża
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach