Wydarzenia


Ekipa forum
Gerard Ginsberg
AutorWiadomość
Gerard Ginsberg [odnośnik]26.09.15 14:58

Gerard Ginsberg

Data urodzenia:23.09.1913 r.
Nazwisko matki:Avery
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi:półkrwi
Zawód:strażnik więzienny
Wzrost: 194 cm
Waga: 85 kg
Kolor włosów:ciemnorude
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne:zawsze nosi czarne skórzane rękawiczki i ciężkie wojskowe buty, mało mówi, pali cygara, uśmiecha się niezwykle rzadko, ma piegi



Julie

Nie była czarownicą. Musiała być demonem. Tym najbardziej oczywistym, choć była ostatnią kobietą, którą posądzałbym o banalność. Te rude włosy, które układały się w staromodne pukle, ta czerwone usta, które zapewne szminkowała (choć dla mnie były pokryte krwią, którą oblizywała zachłannie) i ten uśmiech, który sprawiał, że każdy czarodziej w szkole tracił głowę. Nie mogło chodzić o świetny ród, choć przecież pochodziła z Averych i potrafiła nosić się z godnością ówczesnych panienek z dobrego domu, choć była tak daleka od postawy biernej. Była raczej z gatunku tych, które nigdy nie schylą przed nikim głowy. Zbyt śmiała, bezczelna, w magii widziała pradawną siłę, która najpełniej łączyła ją z naturą. Z Hogwartu zapamiętano ją jako tę, która kąpie się nago w jeziorze przy blasku księżyca, tłumacząc się idealną symbiozą z siłami pierwotnymi. Wariatka. Poczęła mnie z mugolem, bo zobaczyła w nim szatana. Na nic się zdało zamykanie jej, wreszcie wydziedziczenie. Przysięgała, że została zmuszona, by oddać się komuś i urodzić jego dziecko.
Nie traktowała mnie jako swojego syna. Mówiła, że zobaczyła przyszłość – żartowała (?) – w chwili, gdy ugryzłem jej pierś i krew zabarwiła jej białą pierś. Miała nas niedługo połączyć więź przeklęta, więź najgorszego kalibru, choć nic na to nie wskazywało. Tylko jej przeczucie, które zapewne doprowadziło do tego, że próbowała mnie utopić w studni. Ojciec – ten pieprzony mugol, który zabrał nas ze świata czarodziejskiego i obsypał złotem – nakrył ją i zakazał się jej do mnie zbliżać. Rosłem z dala od jej ciała, od rytuałów, którym oddawała się w piwnicy, z dala od wizji, które sprawiały, że ogarniało ją szaleństwo. Wysłali mnie do Durmstrangu, stawałem się mężczyzną wolno, nie odzywałem się wcale, przyjemność odnajdywałem tylko w eliksirach i starożytnych, pełnych czarnej magii księgach. W domu, w tej zatęchłej dziurze, w Irlandii pojawiłem się dopiero, gdy moja edukacja była skończona. Tak przynajmniej myślałem, gdy pewnego dnia zabrała mnie do mugolskich przyjaciół, którzy bawili się w okultyzm. Nie rozumiałem, dlaczego ojciec zgadza się na te ekscesy, jeszcze nie wiedziałem, że różdżkę odebrano jej już dawno i że została wypędzona ze świata, do którego ja powoli zaczynałem należeć. Nie przejęła się tym wcale, przeznaczenie gnało ją do spełnienia samospełniającej się przepowiedni. Miałem osiemnaście lat, powinna być mi matką, ale zaprzedałem duszę diabłu i zrobiłem to, co do mnie należało. Mówiła, że to nie gwałt, tylko naturalne i biologiczne spełnienie. Tłumaczyła mnie przed sobą samym, ale ja nie odczuwałem skruchy, wzrastała we mnie jedynie potrzeba posiadania czegoś namacalnego. Dziedzica, osoby, która scali mnie z nią do reszty. Gdy była już brzemienna – a Europa znalazła się w nastrojach antysemickich i jako Żydzi nie byliśmy bezpieczni – zrozumiałem, że nigdy nie będzie do mnie należeć.
Ojciec uciekł do Austrii, by ratować swoją rodzinę (głupie w świetle nazistowskiej polityki), ona dokonała samospalenia, bo zagroziłem, że zabiję to, co wyjdzie z jej łona, jeśli tylko nie będzie moje. Była czarownicą i spłonęła na stosie. Ironia losu. Nie uratowała ojca przed emigracją. Co za groteska. Nie sądzę, żebym odczuwał cokolwiek, gdy doszło do mnie, że zostałem sam i będę bezpieczny, bo jestem czarodziejem.




Beatrice

Pamiętacie te wielkie bankiety w czasie wojny? Tę radość, że jeszcze żyjemy? Wówczas wpadłem w impas i robiłem wszystko, by się nasycić. Najpierw rzuciłem się w wir nauki. Pieniądze mugolskie zamieniałem na galeony, trawiłem fortunę ojca na książki, szkoliłem się w eliksirach, które miały przynosić śmierć na każdego, kto nie przypadnie mi do gustu. A nade wszystko żyłem, rozrzutnie i na jednym wydechu, pozbywając się jakichkolwiek skrupułów na drodze do osiągnięcia własnej rozkoszy. Już wtedy odkryłem, że jestem kapryśny i że potrzebuję ciągłych bodźców, by móc się zaspokoić. Homoseksualizm był karalny? Nikt nie musiał wiedzieć, co się wyprawia, gdy zgasną wielkie lampy w moim domu. Dzieci? Nie, akurat te zwykle napawały mnie obrzydzeniem, więc mogły się wyjątkowo czuć bezpiecznie. Kobiety lekkich obyczajów? Włos jeżył im się na głowie, kiedy zaznajamiałem je ze swoim wyrafinowanym gustem.
Byłem o tyle w komfortowej sytuacji, że dla Averych nie istniałem, mogłem być zwykłą szumowiną, która bawi się za swoje (ojca) pieniądze. To niesamowite, że istniały osoby, które zapewne zaprzedałyby wszystko, by wyrwać go z rąk antysemitów. Dla mnie pozostawał martwy, więc z dumą używałem jego majątku, nie zważając na protesty brata.
W tej wielkiej orgii życia pojawiła się ona. Mój typ, rudowłosa piękność, która zlizywała właśnie popiół z cygara, przypalając chłopczyka, który zapewne spełniał jej chore fantazje. Kobieta, która mogłaby istnieć jako przestroga. Jedna z wysoko postawionych urzędniczek Ministerstwa Magii, która pod ciasną szatą pozorów kryła swoją obsesyjną naturę. Staliśmy się nierozłączni, bo i ona była gotowa zniszczyć każdego na drodze swojej kariery zawodowej. Niegdyś była nikim, ale tak umiejętnie wycinała chwasty (gotowe zająć jej miejsce), że wkrótce stała się znaczącą personą. Na którą coraz częściej naciskano w kwestii macierzyństwa.
Zaręczyliśmy, wzięliśmy ślub i w opinii wszystkich byliśmy spokojną parą, która może oddawać się prokreacji. Co za ciasne umysły, nasze małżeństwo przypominało raczej kontrakt, ową więź, która pojawiała się, gdy nawiązywaliśmy kontakt wzrokowy podczas naszych zabaw. Dawałem jej poczucie bezpieczeństwa i reputację, ona rzuciła mi do stóp pracę w więzieniu, bo wiedziała, że lubię dręczyć ludzi.
Nie zdawała sobie sprawy, że trafi kosa na kamień.
Czasami ją nawet wspominam. Odchodziła z impetem, z przytupem, z Cruciatusem na ustach i z postanowieniem, że mnie zniszczy.
Czekam, Beatrice, tak bardzo czekam.


Maisie

Powodem dla którego wycofałem się ze świata magicznego i zająłem uprawą roślin – tak, byłem pospolitym rolnikiem – była ona. Jej matkę poznałem w burdelu. Nie była to romantyczna znajomość, pamiętam, że po wszystkim zwinęła się w kłębek i wpadła w delirium. Nie pozwoliła siebie dotknąć, a ja straciłem pół fortuny żony (wtedy jeszcze obecnej u mojego boku), by zwrócić właścicielowi należność za to zwierzątko, które boi się klienta.
Nie wiedziałem wówczas, że już wyprzedza mnie reputacja i że ludzie wpadają w czarną rozpacz, gdy mają pojawić się w moim więzieniu. Zawsze byłem skromny i podejrzewałem, że dementorzy sieją więcej spustoszenia. Ta dziwka najwyraźniej nie grzeszyła doświadczeniem – zawsze lubiłem rozdzierać dziewice, choć były towarem deficytowym – i spotkanie ze mną przypłaciła obłędem. I ciążą. O której dowiedziałem się dopiero dziewięć lat później. Błagała mnie, bym przygarnął jej dziecię. Dość nieszczęśliwy wybór, biorąc pod uwagę wspomnienia ze mną. Była chuda, była przeraźliwie brzydka, głupia, chyba nawet zapowiadała się na charłaczkę, a ja dostałem na jej punkcie obsesji.
Nie, nie chodziło o to, że była dzieckiem, to fakt, że była moją córką stał się zarzewiem konfliktu starego jak świat. Potrzebowałem jej i żadne prawa: ludzkie, boskie czy czarodziejskie nie mogły mi tego zabronić. Czymże zresztą byli ci ludzie, skoro nie dorównywali mi inteligencją i brakiem uczuć? Dla mnie byli tylko zwierzętami, niewiele wartymi od skrzatów domowych, przeżywającymi ciągle wzloty i upadki z powodu emocji, które nimi targały.
Byłem od nich wolny. Tylko cierpienie budziło we mnie człowieczeństwo, a zielona Irlandia stała się dla naszej dwójki niemal sielskim obrazkiem. Ja i ona na kolanach, ledwo da radę się utrzymać, chwieje się na nogach, które są bogate w siniaki. Niewiele mówi, w stosunku do obcych zamienia się w chore psychiczne zwierzątko. Tak podobne do matki. Przy mnie bywa wyuzdana. Po okresie, gdy musiałem ją wiązać, bić i gwałcić, teraz się o to sama prosi. Szepcze mi na ucho ”tatusiu”, choć czasami uderzam ją do nieprzytomności. Jej ból sprawia mi największą przyjemność. Tak wygląda miłość, jestem pełny i zaspokojony wówczas, gdy ona cierpi, gdy staje się znowu moją częścią.
Potrzebuję jej zbyt zachłannie, spalam się tak bardzo, że różdżkę mógłbym już przełamać. 
Tak mijały dni, miesiące, lata.
Wiedziałem, że roni, że natura dość kategorycznie odpowiada, że ją gwałcimy, ale nie miałem dla niej litości. Poczęła dziecko.
Regis urodził się zdrowy. Po raz pierwszy byłem w pełni przekonany, że jest magiczny i dlatego zapewniłem mu wszelką ochronę.
Tego dnia wyszedłem na pole. Gdy wróciłem, już jej nie było.
Nie wytrzymała obietnicy, że jej dziecko ją kiedyś zastąpi? Bała się, że znowu zacznę dusić ją poduszką, szepcząc, że nigdy jej nie wybaczę początkowego nieposłuszeństwa?
Zapewne najbardziej bolało ją to, że nie mogła zabrać dziecka, chronionego potężnymi zaklęciami. Na samo wyobrażenie sobie jej cierpienia, skóra mi przyjemnie cierpnie. Ta świadomość sprawia, że jeszcze jej nie szukam, choć zapewne niegdyś to nastąpi.
A wówczas przekona się na własnej skórze, co znaczy zdrada, nieposłuszeństwo wobec własnego ojca i brak lojalności.



Regis

Ma trzy lata. Uczę go grać na fortepianie, a na pierwsze urodziny otrzymał miotłę. To dla niego powróciłem do Londynu, zatrudniając się znowu w Tower of London. Już nie jako naczelnik, jestem zwykłym strażnikiem, ale i to daje mi sporo satysfakcji.
Mało powiedziane, cóż, nie zmieniłem się ani trochę, nadal wzbudzam respekt i strach, nadal ważę najbardziej niebezpieczne eliksiry i sprzedaję je na czarnym rynku. Nadal jestem doskonałym narzędziem do niszczenia i prześladowania, więc zdołałem przekonać Czarnego Pana, że pomimo niepewnego pochodzenia mogę być użyteczny.
Nadal kojarzą mnie ludzie, z którymi niegdyś polowałem nocami w Londynie.
Nadal usiłuję dopaść moją córkę i nie zdejmuję rękawiczek, gdy krzywdzę.
I wciąż jestem ojcem, choć kiedyś może to być dla mojego syna prawdziwe przekleństwo.

Patronus: Dlaczego pies? Dobrze pamiętam to truchło ukochanego zwierzątka Maisie. Zmuszałem ją, żeby z nim spała, gdy już zakatowałem go na śmierć. Widziałem w jej oczach czyste przerażenie i to najprzyjemniejsza wizja w moim życiu.










 
2
2
0
8
3
5
5

Wyposażenie

różdżka, teleportacja, 10 pkt statystyk, sowa



Ostatnio zmieniony przez Gerard Ginsberg dnia 01.10.15 15:14, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gerard Ginsberg [odnośnik]02.10.15 22:45

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Syn wydziedziczonej wariatki, z którą łączyły go kontakty bliższe i bardziej gorętsze niż te rodzicielskie? Z tak wybuchowej - niemal dosłownie! - relacji nie mogło wyniknąć nic dobrego, a psychika jeszcze wówczas chłopca została znacząco nadszarpnięta. Wychowujący się w zamiłowaniu do przemocy oraz czarnej magii swoje grzechy przelewał na niewinną córkę, którą zmusił kolejno, aby dała mu syna. Uciekła, lecz czy w przyszłości zamierza jej jeszcze szukać?, czy może skupi się na wychowaniu owocu kazirodczego związku?

OSIĄGNIĘCIA
ojciec roku
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
psychopatia, mizoginizm, kompleks edypa, skłonności do agresji
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:2
Transmutacja:2
Obrona przed czarną magią:0
Eliksiry:8
Magia lecznicza:3
Czarna magia:5
Sprawność fizyczna:5
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[02.10.2015] klik
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gerard Ginsberg  9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Gerard Ginsberg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach