Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Ścieżka w lesie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ścieżka w lesie
Ścieżka wiodąca przez pobliski las, wydeptana pośród rozległych krzew oraz rozłożystych koron drzew zamykających dopływ światła. Gęstość zarośli tworzy zaklętą atmosferę tajemniczości oraz romantyzmu, subtelnie podsycone bladą iskrą niepokoju. Nawet za dnia tę część lasu otula półmrok rozświetlany jedynie wąskimi, rzadkimi prześwitami słońca przez liście wysokich drzew. Słychać pohukiwania sów oraz tętent kopyt zwierząt przemierzających las.
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Pani Wroński uśmiechnęła się ślicznie, słysząc słowa powitania. W tym momencie cała szara codzienność uciekała z jej świadomości, pozwalając skupić się jedynie na spotkaniu. Wybiórcze postrzeganie rzeczywistości towarzyszyło jej od dawna, pozwalając przeistaczać rzeczywistość w taki sposób, aby była dla niej bardziej znośna, prostsza do zrozumienia oraz zaakceptowania.
- Och, dziękuję… - Odpowiedziała z odrobiną zawstydzenia w delikatnym głosie, a niewielki rumieniec przyozdobił lico eterycznej kobiety. Mimo iż komplementy słyszała o wiele częściej niż wcześniej, Frances nadal zdawała się do nich nie przywyknąć, nadal nie raz będąc zaskoczoną, gdy padały w jej kierunku, nawet jeśli jej pewność siebie powoli odżywała po latach deptania przez toksyczną rodzinę. - Daj mu pół godziny, a zobaczysz, że wcale nie jest taki nieśmiały… Sama stwierdziłabym, że bywa niezwykle charakterny. - Uśmiechnęła się delikatnie, a niewielkie stworzonko wywróciło czarnymi oczkami, by za chwilę schować się za kołnierzem jej płaszczyka.
Uważne, badawcze spojrzenie szaroniebieskich tęczówek zatrzymało się na buzi Yvette, gdy ta odpowiadała na jej pytanie w sposób, w który sama Frances zapewne odpowiedziałaby na pytanie, gdyby chciała ukryć rozterki, jakie mogłyby się w niej pojawiać. Ciche westchnienie opuściło jej pierś, a spojrzenie na chwilę przeniosło się na leśną ściółkę. Pamiętała Londyn z kwietnia i maja, gdy bała się wyjść z domu do pracy; pamiętała widoki, których nigdy nie powinna widzieć (mimo iż usilnie próbowała o nich zapomnieć) i wiedziała, że gdyby nie pomoc swojej bratniej duszy, z pewnością sama dołączyłaby do martwego ojca. - A po za pracą? Wszystko w porządku Yvette? Ty… Wiesz, że jakbyś miała jakieś problemy, zawsze Ci pomogę? - Spytała z troską w głosie, doskonale wiedząc jak bardzo port potrafi wyniszczyć. Ona sama, jeszcze kilka miesięcy temu, była na skraju rozważań, tyczących zakończenia swojego żywota.
Delikatny uśmiech pojawił się na jej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło nienazwaną emocją.
- Och, naprawdę? - Spytała, nie pewna czy faktycznie przyszło jej promienieć. Mimo radości z ostatnich wydarzeń, kryło się w niej również niezwykle sporo obaw. Małżeństwo było jej pierwszym, faktycznie istniejącym związkiem, a fakt, iż niezwykle zależało jej na mężu, nie pomagał wyzbyć się obaw. - To trochę dla mnie abstrakcyjne, wiesz? Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi zostać żoną, zwłaszcza takiego czarodzieja. - Alchemiczka pokręciła głową w niedowierzaniu, a złote pukle zatańczyły wokół jej buzi. - Nie dawno wróciliśmy z podróży poślubnej. Wyobrażasz sobie, że zabrał mnie do Paryża? Kiedyś mówiłam mu, że zawsze chciałam tam jechać, a po szkole nawet miałam kupioną wycieczkę, tylko mama się rozchorowała… Myślałam, że pojedziemy do domku letniskowego babci albo może nad morze… A on po ceremonii wręczył mi świstoklik, który zabrał nas wprost na sam szczyt wieży Eiffla. - Zachwyt wybrzmiewał w jej głosie gdy opowiadała o niespodziance, jaką zaplanował dla niej mąż. Uśmiech pojawił się na jej buzi, a spojrzenie utkwiło na chwilę w jasnowłosej towarzyszce. - Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego… I gdyby nie fakt, że moja rodzina nie akceptuje mojego wyboru i ciągle próbują oczerniać mojego męża w moich oczach, chyba nie miałabym na co narzekać. - Dodała, a ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi. Nie sądziła, aby Philippa bądź Keat kiedykolwiek pogodzili się z jej decyzją… I nie byłoby to dla niej niczym dziwnym, w końcu odrzucili ją już dawno temu. Spojrzenie alchemiczki powróciło ku drodze, w nadziei, że jednak coś uda jej się znaleźć.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
- Och, dziękuję… - Odpowiedziała z odrobiną zawstydzenia w delikatnym głosie, a niewielki rumieniec przyozdobił lico eterycznej kobiety. Mimo iż komplementy słyszała o wiele częściej niż wcześniej, Frances nadal zdawała się do nich nie przywyknąć, nadal nie raz będąc zaskoczoną, gdy padały w jej kierunku, nawet jeśli jej pewność siebie powoli odżywała po latach deptania przez toksyczną rodzinę. - Daj mu pół godziny, a zobaczysz, że wcale nie jest taki nieśmiały… Sama stwierdziłabym, że bywa niezwykle charakterny. - Uśmiechnęła się delikatnie, a niewielkie stworzonko wywróciło czarnymi oczkami, by za chwilę schować się za kołnierzem jej płaszczyka.
Uważne, badawcze spojrzenie szaroniebieskich tęczówek zatrzymało się na buzi Yvette, gdy ta odpowiadała na jej pytanie w sposób, w który sama Frances zapewne odpowiedziałaby na pytanie, gdyby chciała ukryć rozterki, jakie mogłyby się w niej pojawiać. Ciche westchnienie opuściło jej pierś, a spojrzenie na chwilę przeniosło się na leśną ściółkę. Pamiętała Londyn z kwietnia i maja, gdy bała się wyjść z domu do pracy; pamiętała widoki, których nigdy nie powinna widzieć (mimo iż usilnie próbowała o nich zapomnieć) i wiedziała, że gdyby nie pomoc swojej bratniej duszy, z pewnością sama dołączyłaby do martwego ojca. - A po za pracą? Wszystko w porządku Yvette? Ty… Wiesz, że jakbyś miała jakieś problemy, zawsze Ci pomogę? - Spytała z troską w głosie, doskonale wiedząc jak bardzo port potrafi wyniszczyć. Ona sama, jeszcze kilka miesięcy temu, była na skraju rozważań, tyczących zakończenia swojego żywota.
Delikatny uśmiech pojawił się na jej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie błysnęło nienazwaną emocją.
- Och, naprawdę? - Spytała, nie pewna czy faktycznie przyszło jej promienieć. Mimo radości z ostatnich wydarzeń, kryło się w niej również niezwykle sporo obaw. Małżeństwo było jej pierwszym, faktycznie istniejącym związkiem, a fakt, iż niezwykle zależało jej na mężu, nie pomagał wyzbyć się obaw. - To trochę dla mnie abstrakcyjne, wiesz? Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi zostać żoną, zwłaszcza takiego czarodzieja. - Alchemiczka pokręciła głową w niedowierzaniu, a złote pukle zatańczyły wokół jej buzi. - Nie dawno wróciliśmy z podróży poślubnej. Wyobrażasz sobie, że zabrał mnie do Paryża? Kiedyś mówiłam mu, że zawsze chciałam tam jechać, a po szkole nawet miałam kupioną wycieczkę, tylko mama się rozchorowała… Myślałam, że pojedziemy do domku letniskowego babci albo może nad morze… A on po ceremonii wręczył mi świstoklik, który zabrał nas wprost na sam szczyt wieży Eiffla. - Zachwyt wybrzmiewał w jej głosie gdy opowiadała o niespodziance, jaką zaplanował dla niej mąż. Uśmiech pojawił się na jej buzi, a spojrzenie utkwiło na chwilę w jasnowłosej towarzyszce. - Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego… I gdyby nie fakt, że moja rodzina nie akceptuje mojego wyboru i ciągle próbują oczerniać mojego męża w moich oczach, chyba nie miałabym na co narzekać. - Dodała, a ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi. Nie sądziła, aby Philippa bądź Keat kiedykolwiek pogodzili się z jej decyzją… I nie byłoby to dla niej niczym dziwnym, w końcu odrzucili ją już dawno temu. Spojrzenie alchemiczki powróciło ku drodze, w nadziei, że jednak coś uda jej się znaleźć.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
W porównaniu do Fran Yvette nie miała w zwyczaju przeistaczać rzeczywistości, aby ta była bardziej znośna. To co ich otaczało było okrutną prawdą, ale prawdą. Z drugiej jednak strony jednak może nie było to fałszowanie tego co wokół, a po prostu szukanie w tym wszystkim pozytywów, a zamiatanie pod dywan tego co niewygodne i nieprzyjemne? To na pewno była ciekawa alternatywa, taka, która mogła zaoferować spokój ducha choćby na krótki czas. Czy była to jednak właściwa postawa? Zależy kto jak na to patrzy. Niestety życie nigdy nikogo nie oszczędzało. Każdy miał swoje większe, czy mniejsze problemy, ale ostatnie wydarzenia dotknęły praktycznie wszystkich nieważne jak bardzo chciałoby się to ukryć, bądź zafałszować. - Uwierz mi, moje życie prywatne nie jest tak ciekawe. - Zaśmiała się krótko stwierdzając w duchu, że i może to dobrze. Potrzebowała nieco spokoju, choć w tym aspekcie. - Ostatnio wszyscy mi proponują pomoc. Naprawdę doceniam to Fran i ty możesz zawsze liczyć na mnie. Nie tylko chodzi mi o moje umiejętności uzdrawiania, ale o wszystko, co mogę zaoferować. - Nie unosiła się dumą. Nie godziły ją propozycję pomocy jej przyjaciół, wręcz przeciwnie. Co prawda, chciała poradzić sobie sama i dopóki będzie mieć na prowadzenie lecznicy środki będzie to robić na własną rękę, ale wciąż samo to, że pytali, że naprawdę byli gotowi pomóc... I tu pojawiła się poszukiwana przez nią wcześniej odpowiedź na pytanie dlaczego to właśnie w porcie poczuła się jak w domu - dzięki tym ludziom. Pytanie Frances rozgrzało jej serce i sprawiło, że na jej ustach pojawił się jeszcze większy uśmiech. Spojrzała z nieukrywaną sympatią na młodszą kobietę łapiąc ją za dłoń, którą lekko uścisnęła na znak swej wdzięczności i zapewnienia swoich własnych słów. - Nigdy nie mów nigdy. - Yvette zdecydowanie zna to z własnej autopsji. W życiu jeszcze dziesięć lat wstecz nie widziałaby siebie tu gdzie jest obecnie. Domyślała się, że nowa sytuacja, szczególnie tak nagła i niezwykle istotna, okazała się być przytłaczającą dla Fran. - C'est merveilleux. Bardzo miło z jego strony, szczególnie, że pamiętał. Paryż potrafi zaprzeć dech w piersi. - To był zdecydowanie pozytywny obrót sprawy. Yvette mogła tylko cieszyć się jej szczęściem.
- Daj im czas Fran. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, ale naprawdę rozumiem Fran. Jeśli jest dobrym mężczyzną, który cię docenia i szanuję myślę, że to już więcej niż połowa sukcesu. A uczucia, one no cóż, czasem zjawiają się z czasem. - Jak i w przypadku jej i Edmonda. Zaczęli od przyjaźni. Wbrew rodzinie nie zabronił jej się rozwijać, wspierał ją, słuchał jej opinii, a miłość? Mieli ją już wcześniej, po latach zmieniła ona tylko swą formę. Jeśli sama myśl o panu Wrońskim miała sprawiać, że Fran będzie się uśmiechać tak jak teraz, to ten związek miał na pewno przed sobą przyszłość.
- Oni też zrozumieją. Wszyscy. Bo im na tobie zależy i nie chcą cię stracić.- Zapewniła bez krzty zawahania w głosie rozglądając się za nieszczęsnymi grzybami.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
- Daj im czas Fran. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, ale naprawdę rozumiem Fran. Jeśli jest dobrym mężczyzną, który cię docenia i szanuję myślę, że to już więcej niż połowa sukcesu. A uczucia, one no cóż, czasem zjawiają się z czasem. - Jak i w przypadku jej i Edmonda. Zaczęli od przyjaźni. Wbrew rodzinie nie zabronił jej się rozwijać, wspierał ją, słuchał jej opinii, a miłość? Mieli ją już wcześniej, po latach zmieniła ona tylko swą formę. Jeśli sama myśl o panu Wrońskim miała sprawiać, że Fran będzie się uśmiechać tak jak teraz, to ten związek miał na pewno przed sobą przyszłość.
- Oni też zrozumieją. Wszyscy. Bo im na tobie zależy i nie chcą cię stracić.- Zapewniła bez krzty zawahania w głosie rozglądając się za nieszczęsnymi grzybami.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 09.02.21 21:34, w całości zmieniany 1 raz
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Szaroniebieskie spojrzenie miękko spoczęło na buzi Yvette. Spokój w jej codzienności zdawał się być niezwykle dobrym znakiem, przynajmniej w jej pojęciu. Osobiście wolała spokojną, stabilną codzienność od ryzyka i niechcianych zawirowań losu, nawet jeśli nie zawsze udawało jej się uniknąć komplikacji. teraz jednak miała coraz lepsze przeczucia tyczące się przyszłości, a zyskana niedawno stabilność niezwykle pomagała jej w przetrwaniu tych dziwnych czasów, w jakich przyszło im żyć.
- Może to i lepiej? Wiesz, że nie ma wielu wyskoków… Och, ostatnio mam wrażenie, jakoby świat wywracał się do góry nogami… - Wyznała, z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na ustach. Cieszyła się, że Yvette miała na kogo liczyć, nawet jeśli sama nie była w równie komfortowej sytuacji. Port nigdy nie był miejscem dla niej, a ludzie z niego niezwykle szybko odwrócili się do niej, przypominając sobie o jej istnieniu, gdy potrzebowali mikstur. - Dziękuję, Yvette. To… to naprawdę wiele dla mnie znaczy, wiesz? - Odparła nieśmiało, mając jednak nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej wykorzystać tej propozycji. Wolałaby, aby żadna nich nie potrzebowała nagłej pomocy, a życie oraz ten dziwny konflikt oszczędziły ich osoby.
Rumieniec przyozdobił jej buzię przywołując niezwykłe ciepło na jej jasnym policzku, a gdy dłoń Yvette spotkała się z jej dłonią, pani Wroński zacisnęła na niej na chwilę smukłe place w wyrazie zwykłego, prostego wzruszenia, posyłając blondynce wdzięczne spojrzenie.
- Zapiera dech! Byliśmy tam prawie tydzień, a ja nadal mam wrażenie, że nie zobaczyliśmy wszystkiego, co warto zobaczyć… A te uliczki, widoki, jedzenie, architektura… Och, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam pojedziemy. - Odpowiedziała z wyraźnym zachwytem, jaki pojawił się w jej głosie. Była pod niezwykle wielkim wrażeniem stolicy Francji, która jej serce nie tylko swoim pięknem ale i faktem, iż przeżyła w tamtym czasie chyba najpiękniejsze dni swojego, krótkiego życia.
Smutny uśmiech przeplótł się z zakłopotaniem, jakie pojawiło się na jej buzi.
- Ja… Och, ja czuję naprawdę wiele, nie potrafię jednak tego wszystkiego nazwać. Bo widzisz, ja do tej pory byłam tylko na kilku rankach, nigdy nic więcej… Wykonałam kilka dokładnych obliczeń, przekształcając teorię kompatybilności ingrediencji i ich zależności, ale wyszło mi z niej jedynie to, że wykazujemy się kompatybilnością na poziomie 97.6%, a sporządzony z nas eliksir byłby niemal niezawodny… - Wyznała, nie widząc nic dziwnego w próbie opisania uczuć alchemicznymi obliczeniami. Nie była biegła w kwestii relacji międzyludzkich, o wiele bardziej rozumiejąc mikstury i nawet jeśli była szczęśliwa ze wspólnej codzienności, chciała zrozumieć wszystko, co łączyło ją z Wrońskim.
- Nie wydaje mi się, wiesz? Oni chyba skreślili mnie już dawno temu… - Odpowiedziała smutno, na chwilę przenosząc spojrzenie gdzieś na bok. Grzyby jak na złość zdawały się uciekać przed ich wzrokiem, a ciche westchnienie uleciało z jej ust. - Porzućmy ten smutny temat. Wydaje mi się, że powinnyśmy skręcić na wschód. W tym miejscu chyba nie ma grzybów… - Zaproponowała, uważniej rozglądając się po otoczeniu. - Masz plany, co zrobić jak uda nam się coś znaleźć? - Spytała, szaroniebieskie spojrzenie przenosząc ponad leśną ściółkę, na gałęzie drzew upstrzone liśćmi. Kto wie, może skoro nie znajdą grzybów uda im się znaleźć dziką pigwę, jabłoń bądź aronię? Z ich owoców byłaby w stanie również przygotować trochę zapasów na zimę i wykorzystać jakoś butelkę spirytusu spoczywającą w kuchennej szafce.
| Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
- Może to i lepiej? Wiesz, że nie ma wielu wyskoków… Och, ostatnio mam wrażenie, jakoby świat wywracał się do góry nogami… - Wyznała, z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na ustach. Cieszyła się, że Yvette miała na kogo liczyć, nawet jeśli sama nie była w równie komfortowej sytuacji. Port nigdy nie był miejscem dla niej, a ludzie z niego niezwykle szybko odwrócili się do niej, przypominając sobie o jej istnieniu, gdy potrzebowali mikstur. - Dziękuję, Yvette. To… to naprawdę wiele dla mnie znaczy, wiesz? - Odparła nieśmiało, mając jednak nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej wykorzystać tej propozycji. Wolałaby, aby żadna nich nie potrzebowała nagłej pomocy, a życie oraz ten dziwny konflikt oszczędziły ich osoby.
Rumieniec przyozdobił jej buzię przywołując niezwykłe ciepło na jej jasnym policzku, a gdy dłoń Yvette spotkała się z jej dłonią, pani Wroński zacisnęła na niej na chwilę smukłe place w wyrazie zwykłego, prostego wzruszenia, posyłając blondynce wdzięczne spojrzenie.
- Zapiera dech! Byliśmy tam prawie tydzień, a ja nadal mam wrażenie, że nie zobaczyliśmy wszystkiego, co warto zobaczyć… A te uliczki, widoki, jedzenie, architektura… Och, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam pojedziemy. - Odpowiedziała z wyraźnym zachwytem, jaki pojawił się w jej głosie. Była pod niezwykle wielkim wrażeniem stolicy Francji, która jej serce nie tylko swoim pięknem ale i faktem, iż przeżyła w tamtym czasie chyba najpiękniejsze dni swojego, krótkiego życia.
Smutny uśmiech przeplótł się z zakłopotaniem, jakie pojawiło się na jej buzi.
- Ja… Och, ja czuję naprawdę wiele, nie potrafię jednak tego wszystkiego nazwać. Bo widzisz, ja do tej pory byłam tylko na kilku rankach, nigdy nic więcej… Wykonałam kilka dokładnych obliczeń, przekształcając teorię kompatybilności ingrediencji i ich zależności, ale wyszło mi z niej jedynie to, że wykazujemy się kompatybilnością na poziomie 97.6%, a sporządzony z nas eliksir byłby niemal niezawodny… - Wyznała, nie widząc nic dziwnego w próbie opisania uczuć alchemicznymi obliczeniami. Nie była biegła w kwestii relacji międzyludzkich, o wiele bardziej rozumiejąc mikstury i nawet jeśli była szczęśliwa ze wspólnej codzienności, chciała zrozumieć wszystko, co łączyło ją z Wrońskim.
- Nie wydaje mi się, wiesz? Oni chyba skreślili mnie już dawno temu… - Odpowiedziała smutno, na chwilę przenosząc spojrzenie gdzieś na bok. Grzyby jak na złość zdawały się uciekać przed ich wzrokiem, a ciche westchnienie uleciało z jej ust. - Porzućmy ten smutny temat. Wydaje mi się, że powinnyśmy skręcić na wschód. W tym miejscu chyba nie ma grzybów… - Zaproponowała, uważniej rozglądając się po otoczeniu. - Masz plany, co zrobić jak uda nam się coś znaleźć? - Spytała, szaroniebieskie spojrzenie przenosząc ponad leśną ściółkę, na gałęzie drzew upstrzone liśćmi. Kto wie, może skoro nie znajdą grzybów uda im się znaleźć dziką pigwę, jabłoń bądź aronię? Z ich owoców byłaby w stanie również przygotować trochę zapasów na zimę i wykorzystać jakoś butelkę spirytusu spoczywającą w kuchennej szafce.
| Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Naprawdę rozumiała, choć jej przypadek był całkowicie odwrotny od tego Fran. Yvette ze stabilnego, ułożonego, bezpiecznego finansowo życia odeszła w jedną wielką niewiadomą zostawiając wszystko za sobą. Fran z kolei chcąc rozwinąć skrzydła i poczuć się w końcu całkowicie bezpiecznie znalazła na to swój sposób. Szanowała jej decyzje, gdyż ta wymagała dużych pokładów odwagi ze strony młodszej kobiety.
- Uwierz mi, nie narzekam. To ostatnie czego teraz potrzebuje. - Po tym wszystkim co się wydarzyło praktycznie zamieniła się w chodzącego trupa, którego przy życiu trzymała wyłącznie praca. Dopiero w porcie, dzięki nowej rzeczywistości, tym wszystkim ludziom, których poznała, w końcu w odbiciu lustra mogła ujrzeć tą dawną Yvette. Może i starszą, bardziej doświadczoną, mniej naiwną i z pękniętym sercem, ale wciąż była sobą. Również i w porcie skupiona na pracy nie miała w głowie jakiś prywatnych zawirowań, czy miłosnych uniesień. Zresztą, nie wiedziała czy do takich byłą jeszcze w ogóle zdolna. Zdecydowanie wystarczała jej grupka przyjaciół i portowa gromadka, która już sama w sobie zapewniała jej wystarczająco dużo atrakcji i zmartwień.
- I ja mam takową nadzieję. Zdecydowanie musicie odwiedzić jeszcze inne miejsca we Francji. Musicie zobaczyć Mont Saint Michel, Promenade des Anglaise w Nicei, czy choćby Alpy. Naprawdę jest tam tak wiele cudownych miejsc, że chyba zabrakłoby życia, żeby je wszystkie zobaczyć. Może kiedyś zostaniecie tam na dłużej niż tylko na podróż poślubną? Mogę sobie ciebie tam wyobrazić, wiesz? Żyjącą tam na stałe, ale tak łatwo to ja cię z Anglii nie wypuszczę. - Zaśmiała się krótko, biorąc młodszą kobietę ponownie pod ramię. Najważniejsze by była szczęśliwa, nieważne gdzie. Choć i może przez obecną sytuacje w kraju Fran z mężem postanowią opuścić Wielką Brytanię. Wcale by im się nie dziwiła. Cieszyła się, że Frances tak spodobał się dawny dom Yvette, jej ojczyzna. Czasami tęskniła. Za ciepłą, krystalicznie czystą wodą, ciepłym słońcem, architekturą, językiem, kulturą, jedzeniem, rodziną, ale najbardziej i bezustannie za pewnym jasnowłosym chłopcem.
Słysząc wyznanie Fran nie potrafiła nie ukryć uśmiechu. Jakoś szczególnie wybór tegoż sposobu dedukcji kobiety nie zdziwił jej, ale wciąż lekko rozbawił. - Cieszę się więc, ze twoje obliczenia odnalazły, bądź jak jestem przekonana odnajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. - Bo jeśli ten drań złamie jej serce to tylko i wyłącznie sam Merlin będzie w stanie go ochronić. - Chciała zaprzeczyć gorzkim słowom Fran, ale sama nie wiedziała w końcu co siedziało w głowach ich wszystkich. Byli jej rodziną, poplątaną, dziwaczną, ale rodziną. Chyba będzie musiała sobie z nimi wszystkimi porozmawiać, a już w szczególności z Keatem. - Daj im czas. - Powtórzyła jedynie pozostawiając ten temat w zapomnieniu nie chcąc psuć im spotkania roztrząsaniem mniej przyjemnych spraw. - Najwidoczniej. Obyśmy w ogóle coś dzisiaj znalazły. Nie powiem, że nie chciałabym, aby to nasze wyjście poszło na marne, bo twoje towarzystwo jest dla mnie teraz najistotniejsze, no ale nie chciałabym wracać z niczym. - Wraz z Fran obrały nową ścieżkę uważnie rozglądając się za skarbami natury. - Mam nieco octu, więc pomyślałam, że mogłabym przygotować marynowane grzyby - O ile coś w ogóle znajdą. - A ty? Co ty chciałabyś przyrządzić? Kiedyś chodziłam do lasów po jagody wracając cała wybrudzona na twarzy ich sokiem, bo nie potrafiłam się powstrzymać przed zjedzeniem ich zanim doniosę je do domu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę przygotowywać zapasy na zimę. - Zawsze żyła w dogodnych warunkach, niczego jej nie brakowało. Nawet gdy przeniosła się do portu zamiast przyrządzać konfitury, soki, czy marynowane grzyby mogła je po prostu kupić. I to wcale nie chodziło o to, że była ponad tego typu zajęcia. W żadnym wypadku. Po prostu trapił ją powód kryjący się za tym dlaczego musiała się tym zająć. Teraz chodziło o przetrwanie.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
- Uwierz mi, nie narzekam. To ostatnie czego teraz potrzebuje. - Po tym wszystkim co się wydarzyło praktycznie zamieniła się w chodzącego trupa, którego przy życiu trzymała wyłącznie praca. Dopiero w porcie, dzięki nowej rzeczywistości, tym wszystkim ludziom, których poznała, w końcu w odbiciu lustra mogła ujrzeć tą dawną Yvette. Może i starszą, bardziej doświadczoną, mniej naiwną i z pękniętym sercem, ale wciąż była sobą. Również i w porcie skupiona na pracy nie miała w głowie jakiś prywatnych zawirowań, czy miłosnych uniesień. Zresztą, nie wiedziała czy do takich byłą jeszcze w ogóle zdolna. Zdecydowanie wystarczała jej grupka przyjaciół i portowa gromadka, która już sama w sobie zapewniała jej wystarczająco dużo atrakcji i zmartwień.
- I ja mam takową nadzieję. Zdecydowanie musicie odwiedzić jeszcze inne miejsca we Francji. Musicie zobaczyć Mont Saint Michel, Promenade des Anglaise w Nicei, czy choćby Alpy. Naprawdę jest tam tak wiele cudownych miejsc, że chyba zabrakłoby życia, żeby je wszystkie zobaczyć. Może kiedyś zostaniecie tam na dłużej niż tylko na podróż poślubną? Mogę sobie ciebie tam wyobrazić, wiesz? Żyjącą tam na stałe, ale tak łatwo to ja cię z Anglii nie wypuszczę. - Zaśmiała się krótko, biorąc młodszą kobietę ponownie pod ramię. Najważniejsze by była szczęśliwa, nieważne gdzie. Choć i może przez obecną sytuacje w kraju Fran z mężem postanowią opuścić Wielką Brytanię. Wcale by im się nie dziwiła. Cieszyła się, że Frances tak spodobał się dawny dom Yvette, jej ojczyzna. Czasami tęskniła. Za ciepłą, krystalicznie czystą wodą, ciepłym słońcem, architekturą, językiem, kulturą, jedzeniem, rodziną, ale najbardziej i bezustannie za pewnym jasnowłosym chłopcem.
Słysząc wyznanie Fran nie potrafiła nie ukryć uśmiechu. Jakoś szczególnie wybór tegoż sposobu dedukcji kobiety nie zdziwił jej, ale wciąż lekko rozbawił. - Cieszę się więc, ze twoje obliczenia odnalazły, bądź jak jestem przekonana odnajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. - Bo jeśli ten drań złamie jej serce to tylko i wyłącznie sam Merlin będzie w stanie go ochronić. - Chciała zaprzeczyć gorzkim słowom Fran, ale sama nie wiedziała w końcu co siedziało w głowach ich wszystkich. Byli jej rodziną, poplątaną, dziwaczną, ale rodziną. Chyba będzie musiała sobie z nimi wszystkimi porozmawiać, a już w szczególności z Keatem. - Daj im czas. - Powtórzyła jedynie pozostawiając ten temat w zapomnieniu nie chcąc psuć im spotkania roztrząsaniem mniej przyjemnych spraw. - Najwidoczniej. Obyśmy w ogóle coś dzisiaj znalazły. Nie powiem, że nie chciałabym, aby to nasze wyjście poszło na marne, bo twoje towarzystwo jest dla mnie teraz najistotniejsze, no ale nie chciałabym wracać z niczym. - Wraz z Fran obrały nową ścieżkę uważnie rozglądając się za skarbami natury. - Mam nieco octu, więc pomyślałam, że mogłabym przygotować marynowane grzyby - O ile coś w ogóle znajdą. - A ty? Co ty chciałabyś przyrządzić? Kiedyś chodziłam do lasów po jagody wracając cała wybrudzona na twarzy ich sokiem, bo nie potrafiłam się powstrzymać przed zjedzeniem ich zanim doniosę je do domu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę przygotowywać zapasy na zimę. - Zawsze żyła w dogodnych warunkach, niczego jej nie brakowało. Nawet gdy przeniosła się do portu zamiast przyrządzać konfitury, soki, czy marynowane grzyby mogła je po prostu kupić. I to wcale nie chodziło o to, że była ponad tego typu zajęcia. W żadnym wypadku. Po prostu trapił ją powód kryjący się za tym dlaczego musiała się tym zająć. Teraz chodziło o przetrwanie.
| Szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Rozmarzenie pojawiło się na buzi eterycznej alchemiczki, gdy słowa uleciały z ust Yvette. Frances z największą przyjemnością powróciłaby do pięknej Francji by zwiedzić jej dalsze zakamarki, gdyż sam Paryż wywarł na niej niezwykle wielkie wrażenie.
- Och, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym jeszcze kiedyś tam pojechać! Paryż mnie niezwykle oczarował. Wydaje mi się, że nie miałabym również nic przeciw, aby zostać tam na dłużej… Ale to z pewnością nie teraz, nie mogłabym porzucić takiej szansy, jaką zaoferował mi profesor Lacework. Póki co jestem więc przywiązana do Surrey, nie musisz się więc martwić, że gdziekolwiek ucieknę. - Odpowiedziała z uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach. Poświęciła niezwykle wiele czasu aby przekonać starego Aegisa iż powinien podzielić się z nią wiedzą oraz przyjąć pod swoje skrzydła. A to sprawiało, iż nie miała najmniejszego zamiaru zawieść bądź wycofać się z wymarzonej pracy. - Musisz kiedyś odwiedzić mnie na Szafirowym Wzgórzu. - Dodała, mając nadzieję, że Yvette znajdzie któregoś dnia chwilę, aby odwiedzić ją w nowym domu. Sielska atmosfera panująca w jej nowym domu z pewnością przypadłaby do gustu drugiej blondynce.
Rumieniec ponownie pojawił się na jej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie uciekło gdzieś na bok. Radzenie sobie z problemami dzięki iście alchemicznemu podejściu wydawało jej się najlepszą oraz najbardziej komfortową drogą, jaką mogła obrać, gdyż to z alchemią czuła się najbardziej zaznajomiona. - Chyba już odnalazły, wiesz? Mówi mi, że mnie kocha i chyba widzę to w jego czynach. - Wyznała nieśmiało, nadal nie potrafiąc uwierzyć w szczęście, jakie ją spotkało. Jeszcze w dniu ślubu nie sądziła, by przyjaciel żywił do niej głębsze uczucia, a ich odkrycie było chyba najmilszym zaskoczeniem w jej niezwykle krótkim życiu. I nie wyobrażała sobie, aby mieć przy swoim boku kogokolwiek innego.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, a rzadko odczuwana złość zawrzała w żyłach. Nie chciała poddać się negatywnym emocjom, nie chciała zanudzić Yvette potokiem słów żalu oraz rozczarowania, jakie żywiła do tych, którzy kiedyś byli jej najbliżsi. - Postaram się, chociaż nie wiem, czy będę do tego zdolna. - Stwierdziła, tym samym kończąc temat swojego prawdziwego i nieprawdziwego rodzeństwa.
- Mam nadzieję, że coś znajdziemy. - Ceny rosły, niektórych towarów zaczynało brakować i o ile była pewna, że Daniel nie pozwoli im odczuć głodu, tak chciała dołożyć i swoją cegiełkę do dbania o domowe zasoby, nawet jeśli to ona przygotowywała wszystkie posiłki. - Również myślałam o marynowanych grzybach, ale one chyba nie chcą współpracować. - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie. - Ja czasem je robiłam, gdy mieszkałam w dokach, mama lubiła przyrządzać domowe weki więc robiłam to z nią, gdy miała lepsze dni. - Opowiedziała z nostalgią w głosie. Dni, gdy mama czuła się dobrze i była w pełni świadomości już dawno minęły. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po otoczeniu, tym razem próbując szczęścia z wypatrzeniem leśnych owoców. Szeroki uśmiech pojawił się na malinowych ustach, gdy zauważyła dziko rosnące, niewielkie drzewko pigwowe. - Ale z tego mogłabym zrobić trochę dżemu albo jakiś alkohol… Mam aparaturę do destylacji i chyba jakiś spirytus w domu. - Rzuciła, by wspiąć się na palce i zacisnąć smukłą dłoń na gałęzi. Dorodne pigwy zajęły miejsce w koszyczku, a eteryczna alchemiczka ucieszyła się, iż nie przyjdzie jej wracać do domu z pustą ręką. Widząc zainteresowanie Yvette leśną ściółką, podeszła do jasnowłosej. - Tych dwóch… - tu wskazała na dwa kapelusze. - Nie zbieraj, są trujące. Reszta jak najbardziej się nadaje. - Poinstruowała ją z uśmiechem wiedząc, iż jest odrobinę bardziej zaznajomiona z zielarstwem niż towarzysząca jej kobieta. A gdy była pewna, że Yvette omija trujące rośliny powróciła spojrzeniem ku drzewom. Kto wie, może dla niej dziś był dzień zbierania owoców?
| rzut na ilość; Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
- Och, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym jeszcze kiedyś tam pojechać! Paryż mnie niezwykle oczarował. Wydaje mi się, że nie miałabym również nic przeciw, aby zostać tam na dłużej… Ale to z pewnością nie teraz, nie mogłabym porzucić takiej szansy, jaką zaoferował mi profesor Lacework. Póki co jestem więc przywiązana do Surrey, nie musisz się więc martwić, że gdziekolwiek ucieknę. - Odpowiedziała z uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach. Poświęciła niezwykle wiele czasu aby przekonać starego Aegisa iż powinien podzielić się z nią wiedzą oraz przyjąć pod swoje skrzydła. A to sprawiało, iż nie miała najmniejszego zamiaru zawieść bądź wycofać się z wymarzonej pracy. - Musisz kiedyś odwiedzić mnie na Szafirowym Wzgórzu. - Dodała, mając nadzieję, że Yvette znajdzie któregoś dnia chwilę, aby odwiedzić ją w nowym domu. Sielska atmosfera panująca w jej nowym domu z pewnością przypadłaby do gustu drugiej blondynce.
Rumieniec ponownie pojawił się na jej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie uciekło gdzieś na bok. Radzenie sobie z problemami dzięki iście alchemicznemu podejściu wydawało jej się najlepszą oraz najbardziej komfortową drogą, jaką mogła obrać, gdyż to z alchemią czuła się najbardziej zaznajomiona. - Chyba już odnalazły, wiesz? Mówi mi, że mnie kocha i chyba widzę to w jego czynach. - Wyznała nieśmiało, nadal nie potrafiąc uwierzyć w szczęście, jakie ją spotkało. Jeszcze w dniu ślubu nie sądziła, by przyjaciel żywił do niej głębsze uczucia, a ich odkrycie było chyba najmilszym zaskoczeniem w jej niezwykle krótkim życiu. I nie wyobrażała sobie, aby mieć przy swoim boku kogokolwiek innego.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, a rzadko odczuwana złość zawrzała w żyłach. Nie chciała poddać się negatywnym emocjom, nie chciała zanudzić Yvette potokiem słów żalu oraz rozczarowania, jakie żywiła do tych, którzy kiedyś byli jej najbliżsi. - Postaram się, chociaż nie wiem, czy będę do tego zdolna. - Stwierdziła, tym samym kończąc temat swojego prawdziwego i nieprawdziwego rodzeństwa.
- Mam nadzieję, że coś znajdziemy. - Ceny rosły, niektórych towarów zaczynało brakować i o ile była pewna, że Daniel nie pozwoli im odczuć głodu, tak chciała dołożyć i swoją cegiełkę do dbania o domowe zasoby, nawet jeśli to ona przygotowywała wszystkie posiłki. - Również myślałam o marynowanych grzybach, ale one chyba nie chcą współpracować. - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie. - Ja czasem je robiłam, gdy mieszkałam w dokach, mama lubiła przyrządzać domowe weki więc robiłam to z nią, gdy miała lepsze dni. - Opowiedziała z nostalgią w głosie. Dni, gdy mama czuła się dobrze i była w pełni świadomości już dawno minęły. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po otoczeniu, tym razem próbując szczęścia z wypatrzeniem leśnych owoców. Szeroki uśmiech pojawił się na malinowych ustach, gdy zauważyła dziko rosnące, niewielkie drzewko pigwowe. - Ale z tego mogłabym zrobić trochę dżemu albo jakiś alkohol… Mam aparaturę do destylacji i chyba jakiś spirytus w domu. - Rzuciła, by wspiąć się na palce i zacisnąć smukłą dłoń na gałęzi. Dorodne pigwy zajęły miejsce w koszyczku, a eteryczna alchemiczka ucieszyła się, iż nie przyjdzie jej wracać do domu z pustą ręką. Widząc zainteresowanie Yvette leśną ściółką, podeszła do jasnowłosej. - Tych dwóch… - tu wskazała na dwa kapelusze. - Nie zbieraj, są trujące. Reszta jak najbardziej się nadaje. - Poinstruowała ją z uśmiechem wiedząc, iż jest odrobinę bardziej zaznajomiona z zielarstwem niż towarzysząca jej kobieta. A gdy była pewna, że Yvette omija trujące rośliny powróciła spojrzeniem ku drzewom. Kto wie, może dla niej dziś był dzień zbierania owoców?
| rzut na ilość; Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Swój nowy dom odnalazła w Anglii, ale wciąż z niesamowitym sentymentem i ciepłem rozchodzącym się w jej piersi wspominała lata spędzone we Francji. Wszystkie zakątki, które udało jej się zobaczyć. Dom nad morzem, urokliwe Beauxbatons, portowe zakamarki, góry, Paryż, czy Nicea, wszystko to pamiętała tak dokładnie jakby była tam zaledwie wczoraj. Widoki, zapachy, ciepło słońca na twarzy. Były to na pewno przyjemne wspomnienia, tak bliskie, a zarazem tak dalekie. Zastanawiała się czy kiedykolwiek wróci do Francji. Tęskniła za ojczyzną, za rodziną, ale po prostu bała się, bała się tego co mogłaby wtedy zrobić. Utrzymanie dystansu było zdecydowanie najlepszym wyjściem, o czym zdecydowała już lata temu. - Cieszę się więc, ale kto wie, może kiedyś tam zamieszkasz kiedy to ty będziesz mieć własnego ucznia? - Szczerze wierzyła, że Fran osiągnie jeszcze wiele znakomitych sukcesów i sama stanie się autorytetem w swej dziedzinie, a co z tym zrobi pokaże czas. - Z miłą chęcią. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie jestem ciekawa jak się tam urządziłaś. - A i chciała w końcu, oficjalnie poznać męża młodszej kobiety, aby móc samej się przekonać co to za mężczyzna. Wyznanie Fran uspokoiło ją. Jest ona kobietą kierującą się rozumem, nie dałaby się tak po prostu oszukać na czułe słówka nawet biorąc pod uwagę jej młody wiek. W takim razie mogła życzyć im wyłącznie szczęścia. Świeżo upieczona pani Wroński na pewno na nie zasługiwała. - Cieszę się. - Odparła krótko uśmiechając się ciepło do kobiety mając nadzieje, że ta się nie myli. Zawody miłosne potrafiły być bolesne, co wiedziała choćby po swoim własnym doświadczeniu. Ale zawody miłosne, gdy masz już obrączkę na palcu?
Sytuacja ekonomiczna Anglii z dnia na dzień się pogorszała. Statki nie cumowały, ludzie tracili pracę, a co gorsze nadchodziła zima. Zima w okresie wojny. Nikt nie spodziewał się, że konflikt ten osiągnie takie rozmiary, toteż mało kto się przygotował. Zresztą, wiele rodzin nawet przed tym wszystkim ledwo sobie radziło. Gdyby ten problem dotknął jednak jedną rodzinę, a nie cały kraj sytuacja wyglądałaby inaczej. Takiej rodzinie zawsze ktoś mógłby pomóc, a teraz? Mało kto pomoże komuś jeśli sam takiej pomocy potrzebuje. A jednak dobroć niektórych ludzi wciąż ją zadziwiała. Było wiele prawdy w tym, iż ci co sami niewiele mają najwięcej dają. Takie poświęcenie dawało jej nadzieję na lepsze jutro. - Ja nauczyłam się gotować dopiero gdy zamieszkałam sama. Wcześniej schodziłam do kuchni jedynie by podkraść łakocie. - Zaśmiała się krótko pochylając się po zauważone przez siebie grzyby. Od gotowania zawsze mieli służbę. Czy w swym rodzinnym domu, czy w domu męża. Wyjeżdżając do Anglii mogłaby sobie spokojnie pozwolić na posiadanie służby samej, ale wtedy chciała po prostu być sama, a dzięki temu, z czasem nauczyła się dbać całkowicie o samą siebie i o dom, co po przeprowadzce do portu okazało się być niezbędne. - Planujesz przygotować alkohol? Portowa śmietanka towarzyska byłaby zachwycona tym pomysłem. - Oczami wyobraźni widziała łzy dumy w oczach tamtejszych opilci. - Oh, dziękuję. - Rzuciła kobiecie szybki uśmiech rezygnując ze zebrania dwóch grzybów, które właśnie miała zebrać. - Choć trujące może też by się przydały. - Zasugerowała wstając, aby móc rozejrzeć się za kolejnymi grzybami.
| rzut na ilość zebranych grzybów, szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
Sytuacja ekonomiczna Anglii z dnia na dzień się pogorszała. Statki nie cumowały, ludzie tracili pracę, a co gorsze nadchodziła zima. Zima w okresie wojny. Nikt nie spodziewał się, że konflikt ten osiągnie takie rozmiary, toteż mało kto się przygotował. Zresztą, wiele rodzin nawet przed tym wszystkim ledwo sobie radziło. Gdyby ten problem dotknął jednak jedną rodzinę, a nie cały kraj sytuacja wyglądałaby inaczej. Takiej rodzinie zawsze ktoś mógłby pomóc, a teraz? Mało kto pomoże komuś jeśli sam takiej pomocy potrzebuje. A jednak dobroć niektórych ludzi wciąż ją zadziwiała. Było wiele prawdy w tym, iż ci co sami niewiele mają najwięcej dają. Takie poświęcenie dawało jej nadzieję na lepsze jutro. - Ja nauczyłam się gotować dopiero gdy zamieszkałam sama. Wcześniej schodziłam do kuchni jedynie by podkraść łakocie. - Zaśmiała się krótko pochylając się po zauważone przez siebie grzyby. Od gotowania zawsze mieli służbę. Czy w swym rodzinnym domu, czy w domu męża. Wyjeżdżając do Anglii mogłaby sobie spokojnie pozwolić na posiadanie służby samej, ale wtedy chciała po prostu być sama, a dzięki temu, z czasem nauczyła się dbać całkowicie o samą siebie i o dom, co po przeprowadzce do portu okazało się być niezbędne. - Planujesz przygotować alkohol? Portowa śmietanka towarzyska byłaby zachwycona tym pomysłem. - Oczami wyobraźni widziała łzy dumy w oczach tamtejszych opilci. - Oh, dziękuję. - Rzuciła kobiecie szybki uśmiech rezygnując ze zebrania dwóch grzybów, które właśnie miała zebrać. - Choć trujące może też by się przydały. - Zasugerowała wstając, aby móc rozejrzeć się za kolejnymi grzybami.
| rzut na ilość zebranych grzybów, szukam grzybków (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Frances uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa towarzyszącej jej czarownicy. Była pewna, że przyjdzie jej osiągnąć wiele w dziedzinie alchemii. Liczyła ledwie dwadzieścia jeden wiosen, a jej oddanie swojej dziedzinie sprawiło, iż mogła pochwalić się tytułem mistrza. Skrupulatnie pogłębiała swoją wiedzę zapoznając się z coraz to bardziej zaawansowanymi oraz profesjonalnymi technikami, by móc w końcu stworzyć mikstury, o których będą mówić wszyscy.
- Może… Chociaż nie wydaje mi się, abym była chętna do przyjęcia ucznia. Lubię pracować w samotności i niezwykle irytuje mnie, gdy ktoś przekłada urządzenia i nie odkłada ich na swoje miejsce. W dodatku planuję kilka… interesujących projektów, o których nie powinno wiedzieć zbyt wielu. - Odpowiedziała z delikatnym rozbawieniem w głosie. Miała swoje rytuały związane z ukochaną pracownią alchemiczną które z pewnością niezwykle trudno było jej zmienić. Profesor Lacework na szczęście przejawiał podobne zamiłowanie do perfekcji. - Albo zbyt wiele czasu spędzam z profesorem i zaraża mnie swoją ekscentrycznością. - Dodała, kręcąc z rozbawieniem głową. Złote pukle zatańczyły wokół delikatnej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie błyszczało rozbawieniem. Ponoć naukowcy odznaczali się pewnym, specyficznym podejściem do pewnych kwestii, Frances jednak spędzała z Aegisem niezwykle dużo czasu, zwyczajnie już nie zauważając pewnych odchyłów. -Ja również.- Odparła z uśmiechem, przekonana co do prawdziwości oraz bezterminowości uczuć, jakimi darzył ją mąż. Daniel z pewnością nie okłamałby jej w podobnej kwestii, nie narobiłby jej nadziei by później rozmieść ich związek w drobny mak.
Ostrożnie stawiała kroki na leśnej ścieżce, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co dałoby się zebrać. Dzisiejszego dnia nie miała wiele szczęścia w poszukiwaniu grzybów, udało jej się jednak odnaleźć drzewko pigwowe, pełne owoców, które mogła wykorzystać na niezwykle wiele sposobów.
- Nie brakuje Ci tego czasem? - Spytała z zaciekawieniem, nie będąc w stanie pojąć, jak można było świadomie chcieć zamieszkać w londyńskim porcie. Ona sama nienawidziła portowych doków - kojarzyły jej się z samotnością, nadmiarem obowiązków, duszeniem się pod brzemieniem choroby matki oraz młodszego rodzeństwa i strachem. Paskudnym, przeszywającym, przysłaniającym wszystkie wspomnienia z portowych lat. Dopiero we własnym domu w Surrey, u boku kochanego męża przestała żyć w ciągłym przerażeniu paskudną codziennością. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, na wspomnienie portowego towarzystwa.
- Yvette, naprawdę nie obchodzi mnie ich zdanie. W ostatnich miesiącach w tym paskudnym porcie próbowano mnie zgwałcić, napaść, a wisienką na torcie było włamanie do mojego poprzedniego mieszkania… To po tym zdecydowałam się na wyprowadzkę… A nikt z nich nie wysłał mi choćby sowy by sprawdzić czy żyję. Ani Philippa, ani Keat… Nikt. Znają mnie tylko, gdy potrzebują mikstur. - Opowiedziała z wyrzutem, podchodząc do kolejnego, niewielkiego drzewka z pigwami. Ostrożnie sięgnęła ku jednej z gałęzi, by zerwać dwanaście sztuk dojrzałych owoców i włożyć je do koszyka. - Potrzebujesz trucizny? - Spytała, a wyraźnie zainteresowane, szaroniebieskie spojrzenie powędrowało ku buzi uzdrowicielki. - Osobiście nie używałabym grzybów, by zabić potrzebujesz znacznej ilości, a i łatwo je rozpoznać na talerzu… Lecz jeśli chcesz kogoś otruć, z przyjemnością pomogę swoimi umiejętnościami. Mam mały zapas trucizn, tak na wszelki wypadek. - Zaproponowała lekko, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami jakoby rozmawiały o pogodzie. Frances posiadała sporą wiedzę ze swojej dziedziny i jeśli tylko Yvette potrzebowała, z pewnością mogła jej pomóc.
A takich ofert nie składała każdemu.
| Ilość zebranych owoców Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
- Może… Chociaż nie wydaje mi się, abym była chętna do przyjęcia ucznia. Lubię pracować w samotności i niezwykle irytuje mnie, gdy ktoś przekłada urządzenia i nie odkłada ich na swoje miejsce. W dodatku planuję kilka… interesujących projektów, o których nie powinno wiedzieć zbyt wielu. - Odpowiedziała z delikatnym rozbawieniem w głosie. Miała swoje rytuały związane z ukochaną pracownią alchemiczną które z pewnością niezwykle trudno było jej zmienić. Profesor Lacework na szczęście przejawiał podobne zamiłowanie do perfekcji. - Albo zbyt wiele czasu spędzam z profesorem i zaraża mnie swoją ekscentrycznością. - Dodała, kręcąc z rozbawieniem głową. Złote pukle zatańczyły wokół delikatnej buzi, a szaroniebieskie spojrzenie błyszczało rozbawieniem. Ponoć naukowcy odznaczali się pewnym, specyficznym podejściem do pewnych kwestii, Frances jednak spędzała z Aegisem niezwykle dużo czasu, zwyczajnie już nie zauważając pewnych odchyłów. -Ja również.- Odparła z uśmiechem, przekonana co do prawdziwości oraz bezterminowości uczuć, jakimi darzył ją mąż. Daniel z pewnością nie okłamałby jej w podobnej kwestii, nie narobiłby jej nadziei by później rozmieść ich związek w drobny mak.
Ostrożnie stawiała kroki na leśnej ścieżce, uważnie rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co dałoby się zebrać. Dzisiejszego dnia nie miała wiele szczęścia w poszukiwaniu grzybów, udało jej się jednak odnaleźć drzewko pigwowe, pełne owoców, które mogła wykorzystać na niezwykle wiele sposobów.
- Nie brakuje Ci tego czasem? - Spytała z zaciekawieniem, nie będąc w stanie pojąć, jak można było świadomie chcieć zamieszkać w londyńskim porcie. Ona sama nienawidziła portowych doków - kojarzyły jej się z samotnością, nadmiarem obowiązków, duszeniem się pod brzemieniem choroby matki oraz młodszego rodzeństwa i strachem. Paskudnym, przeszywającym, przysłaniającym wszystkie wspomnienia z portowych lat. Dopiero we własnym domu w Surrey, u boku kochanego męża przestała żyć w ciągłym przerażeniu paskudną codziennością. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, na wspomnienie portowego towarzystwa.
- Yvette, naprawdę nie obchodzi mnie ich zdanie. W ostatnich miesiącach w tym paskudnym porcie próbowano mnie zgwałcić, napaść, a wisienką na torcie było włamanie do mojego poprzedniego mieszkania… To po tym zdecydowałam się na wyprowadzkę… A nikt z nich nie wysłał mi choćby sowy by sprawdzić czy żyję. Ani Philippa, ani Keat… Nikt. Znają mnie tylko, gdy potrzebują mikstur. - Opowiedziała z wyrzutem, podchodząc do kolejnego, niewielkiego drzewka z pigwami. Ostrożnie sięgnęła ku jednej z gałęzi, by zerwać dwanaście sztuk dojrzałych owoców i włożyć je do koszyka. - Potrzebujesz trucizny? - Spytała, a wyraźnie zainteresowane, szaroniebieskie spojrzenie powędrowało ku buzi uzdrowicielki. - Osobiście nie używałabym grzybów, by zabić potrzebujesz znacznej ilości, a i łatwo je rozpoznać na talerzu… Lecz jeśli chcesz kogoś otruć, z przyjemnością pomogę swoimi umiejętnościami. Mam mały zapas trucizn, tak na wszelki wypadek. - Zaproponowała lekko, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami jakoby rozmawiały o pogodzie. Frances posiadała sporą wiedzę ze swojej dziedziny i jeśli tylko Yvette potrzebowała, z pewnością mogła jej pomóc.
A takich ofert nie składała każdemu.
| Ilość zebranych owoców Szukam leśnych owoców (ST 50), spostrzegawczość I, zielarstwo II, bonus +30
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdy była o wiele młodsza widziała siebie na miejscu Frances, choć oczywiście w odmiennej dziedzinie. Widziała siebie przeprowadzającą badania, wspinającą się na drabinie kariery, łamiącą schematy. Jej życie jednak samo wykreowało jej ścieżkę, a gdy w końcu mogła sobie pozwolić na spełnienie tego pragnienia sama z niego zrezygnowała zwalniając się ze Świętego Munga. Wciąż była ambitna, wciąż lubiła wyzwania, ale po prostu nie takie. Badania i awanse zostawiła innym samej odchodząc w cień jednej wielkiej portowej niewiadomej. I było jej z tym naprawdę dobrze, choć skłamałaby mówiąc, że nie skrycie zazdrościła Fran. Nie była to jednak zazdrość zawistna, a ta pełna uznania. Cieszyła się z sukcesu młodszej kobiety, tym bardziej, że to był zaledwie początek jej kariery. Nie mogła się doczekać, aby zobaczyć czym ta jeszcze wszystkich zaskoczy. - Obawiam się, że jeszcze przed poznaniem profesora byłaś ekscentryczna Fran. - Odpowiedziała rozbawiona osobiście w ekscentryczności nie widząc niczego złego. Sposób w jaki Frances myślała, zachowywała się, czy nawet ubierała tylko podkreślał jej wyjątkowość.
Ponownie rozglądnęła się w poszukiwaniu grzybów chcąc zebrać choć jeszcze parę z nich. Chyba wybrały po prostu kiepskie miejsce albo ktoś je po prostu ubiegł. Przynajmniej dzień był ładny. Słońce lekko muskało je po twarzy, a wiatr poruszał tymi bardziej niesfornymi kosmykami jasnych włosów. - Czasem. Nie tęsknie za wygodami. No może za świadomością, że nie muszę się martwić o wydatki, żeby jakoś przetrwać kolejny miesiąc, to tak, ale nie za sukniami, dworkiem, spotkaniami towarzyskimi. Nigdy tego nie lubiłam. Tamto życie było spokojniejsze, ale gdzieś w nim zatraciłam samą siebie. Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić. Po prostu... nie byłam szczęśliwa. Nie chciałam, aby ktokolwiek dyrygował moim życiem, ale nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby się przeciwstawić ojcu, czy teściom. Po śmierci męża, gdy przeprowadziłam się do Londynu zostałam sama w ogromnym domu nie wiedząc co robić dalej, aż nie wpadłam na pomysł z lecznicą. Potrzebowałam czegoś takiego, wiesz? Czegoś czym mogę się przysłużyć innym, ale też i czegoś co sprawi, że zacznę znów żyć. - Ostatni słowo wypowiedziała niemal szeptem nie chcąc odkrywać tej części siebie przed Fran, przed kimkolwiek tak naprawdę. Po tym jak odebrano jej syna była cieniem człowieka, a nie żyjącą istotą. Dopiero w porcie to się zmieniło. Dostała nowy cel, wyzwanie, weszła w ten dziwny świat, tą społeczność, poznała tych ludzi. Odnalazła się tam choć w ogóle się tego nie spodziewała. Nie chciała zostać w porcie jednak już na zawsze. Prowadzić w porcie dalej lecznice, jak najbardziej, ale nie mieszkać. Skrycie marzyła o rodzinie, takiej której nie starci, takiej na którą nie zasługiwała. O domie nad morzem. Skromnym, niedużym, w niczym nie przypominającym dworku, w którym się wychowywała, a jednak przepełnionym tymi samymi, szczęśliwymi chwilami. Były to jednak mrzonki. Sny, które na jawie przypominały jej bardziej koszmary. Chwytanie nieuchwytnego. Wizję, która miała się nigdy nie ziścić.
Rozumiała dlaczego Fran nienawidziła tego miejsca i wcale nie dziwiła jej się że zapragnęła odejść. Decyzja ta wymagała od niej sporo odwagi, wyrzeczeń. Musiała w końcu liczyć się z tym, iż najbliżsi mogą ją odrzucić. Yvette wiedziała, że relacja między Frances, a resztą uległy pogorszeniu, ale nie zdawała sobie sprawy, że było aż tak źle. - Rozumiem dlaczego byłaś tam nieszczęśliwa i chciałaś stamtąd odejść. I powiem ci, że zrobiłaś bardzo dobrze. Dlaczego miałaś męczyć się tam na siłę chcąc czegoś innego od życia? Wiesz jacy uparci potrafią oni być. Na pewno zależy im na tobie tak samo jak tobie na nich. To oni jednak muszą zrozumieć, zaakceptować. Nie zrobiłaś niczego złego. - Zapewniła ją próbując złapać jej wzrok. Wiedziała już, że będzie musiała z nimi porozmawiać, a już szczególnie z Keatem. Starała się ich jakoś zrozumieć, ale na Merlina czy Fran naprawdę zrobiła coś złego? Nie odeszła od nich, a z portu. A za kogo wyszła za mąż również było wyłącznie jej sprawą, tak długo jak ona sama chciała to zrobić.
Słysząc pytanie Fran zaśmiała się krótko, dopiero po chwili zauważając, że choć ton wypowiadanych przez Frances słów był lekki, tak propozycja już śmiertelnie poważna. - Frances. - Powiedziała z udawanym oburzeniem. - Zapamiętam. - Odparła rozbawiona mając nadzieję, że jednak nie będzie musiała nigdy prosić ją o tego typu przysługę. Nie wydawało jej się, że byłaby w stanie kogokolwiek zabić. Jej cała egzystencja opierała się na ratowaniu życia, a nie odbieraniu go. Co jednak jeśli musiałaby podnieść na kogoś swoją różdżkę? Bronić się, bądź co jeszcze gorsze, bronić kogoś innego? Co jeśli byłby to szmalcownik? Zrobiłaby to? Potrafiłaby kogoś skrzywdzić, zadać ból, zabić? Pytania rzucone na wiatr pozostały bez odpowiedzi, obie kobiety zaś udały się po czasie w swoje strony. Tego samego wieczoru, korzystając w dalszym ciągu z wolnego dnia Yvette z zebranych skarbów przygotowała słoik marynowanych grzybów.
| Szukam grzybów (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ponownie rozglądnęła się w poszukiwaniu grzybów chcąc zebrać choć jeszcze parę z nich. Chyba wybrały po prostu kiepskie miejsce albo ktoś je po prostu ubiegł. Przynajmniej dzień był ładny. Słońce lekko muskało je po twarzy, a wiatr poruszał tymi bardziej niesfornymi kosmykami jasnych włosów. - Czasem. Nie tęsknie za wygodami. No może za świadomością, że nie muszę się martwić o wydatki, żeby jakoś przetrwać kolejny miesiąc, to tak, ale nie za sukniami, dworkiem, spotkaniami towarzyskimi. Nigdy tego nie lubiłam. Tamto życie było spokojniejsze, ale gdzieś w nim zatraciłam samą siebie. Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić. Po prostu... nie byłam szczęśliwa. Nie chciałam, aby ktokolwiek dyrygował moim życiem, ale nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby się przeciwstawić ojcu, czy teściom. Po śmierci męża, gdy przeprowadziłam się do Londynu zostałam sama w ogromnym domu nie wiedząc co robić dalej, aż nie wpadłam na pomysł z lecznicą. Potrzebowałam czegoś takiego, wiesz? Czegoś czym mogę się przysłużyć innym, ale też i czegoś co sprawi, że zacznę znów żyć. - Ostatni słowo wypowiedziała niemal szeptem nie chcąc odkrywać tej części siebie przed Fran, przed kimkolwiek tak naprawdę. Po tym jak odebrano jej syna była cieniem człowieka, a nie żyjącą istotą. Dopiero w porcie to się zmieniło. Dostała nowy cel, wyzwanie, weszła w ten dziwny świat, tą społeczność, poznała tych ludzi. Odnalazła się tam choć w ogóle się tego nie spodziewała. Nie chciała zostać w porcie jednak już na zawsze. Prowadzić w porcie dalej lecznice, jak najbardziej, ale nie mieszkać. Skrycie marzyła o rodzinie, takiej której nie starci, takiej na którą nie zasługiwała. O domie nad morzem. Skromnym, niedużym, w niczym nie przypominającym dworku, w którym się wychowywała, a jednak przepełnionym tymi samymi, szczęśliwymi chwilami. Były to jednak mrzonki. Sny, które na jawie przypominały jej bardziej koszmary. Chwytanie nieuchwytnego. Wizję, która miała się nigdy nie ziścić.
Rozumiała dlaczego Fran nienawidziła tego miejsca i wcale nie dziwiła jej się że zapragnęła odejść. Decyzja ta wymagała od niej sporo odwagi, wyrzeczeń. Musiała w końcu liczyć się z tym, iż najbliżsi mogą ją odrzucić. Yvette wiedziała, że relacja między Frances, a resztą uległy pogorszeniu, ale nie zdawała sobie sprawy, że było aż tak źle. - Rozumiem dlaczego byłaś tam nieszczęśliwa i chciałaś stamtąd odejść. I powiem ci, że zrobiłaś bardzo dobrze. Dlaczego miałaś męczyć się tam na siłę chcąc czegoś innego od życia? Wiesz jacy uparci potrafią oni być. Na pewno zależy im na tobie tak samo jak tobie na nich. To oni jednak muszą zrozumieć, zaakceptować. Nie zrobiłaś niczego złego. - Zapewniła ją próbując złapać jej wzrok. Wiedziała już, że będzie musiała z nimi porozmawiać, a już szczególnie z Keatem. Starała się ich jakoś zrozumieć, ale na Merlina czy Fran naprawdę zrobiła coś złego? Nie odeszła od nich, a z portu. A za kogo wyszła za mąż również było wyłącznie jej sprawą, tak długo jak ona sama chciała to zrobić.
Słysząc pytanie Fran zaśmiała się krótko, dopiero po chwili zauważając, że choć ton wypowiadanych przez Frances słów był lekki, tak propozycja już śmiertelnie poważna. - Frances. - Powiedziała z udawanym oburzeniem. - Zapamiętam. - Odparła rozbawiona mając nadzieję, że jednak nie będzie musiała nigdy prosić ją o tego typu przysługę. Nie wydawało jej się, że byłaby w stanie kogokolwiek zabić. Jej cała egzystencja opierała się na ratowaniu życia, a nie odbieraniu go. Co jednak jeśli musiałaby podnieść na kogoś swoją różdżkę? Bronić się, bądź co jeszcze gorsze, bronić kogoś innego? Co jeśli byłby to szmalcownik? Zrobiłaby to? Potrafiłaby kogoś skrzywdzić, zadać ból, zabić? Pytania rzucone na wiatr pozostały bez odpowiedzi, obie kobiety zaś udały się po czasie w swoje strony. Tego samego wieczoru, korzystając w dalszym ciągu z wolnego dnia Yvette z zebranych skarbów przygotowała słoik marynowanych grzybów.
| Szukam grzybów (ST60), spostrzegawczość II, zielarstwo I
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 08.08.21 16:56, w całości zmieniany 2 razy
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ścieżka w lesie
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset