Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Okręciwszy się wokół własne osi, próbował obrać kierunek, gdzie leżałby kolejny w miarę płaski kamień. I był tam, kilka kroków po lewej. Tylko czy miał chęci do dalszego trwonienia czasu? Omiótł wzburzone fale Kanału La Manche. Raz. Dwa. Trzy. Odbijał wzrok od tafli, niewidzialnym kamieniem przeskakując z jednego grzbietu oceanu na drugi, aby wreszcie zatonąć – lecz w chmurach, gdy głowa zadarta do góry, wylądowała na chmurze. Gdyby tylko mógł na takiej podróżować, zamiast miotły, co za frywolna idea, latania w mglistej, miękkiej osłonie. Jako biały dym, światło wędrujące po bezkresie, czy nie było to piękne?
Odsunął się od wody, a następnie wrócił myślami z niebios na ziemię, by udać się w kierunku jarmarku. Wcisnął dłonie w kieszenie żółtego płaszcza i ruszył na podbój drobiazgów, mogących uchodzić za całkiem intrygujące prezenty. Zbliżały się święta i młodzieniec nie wyobrażał sobie, aby nie obdarować przyjaciół nawet malutkimi drobiazgami. Chciał również kupić coś i wysłać rodzicom, z którymi próbował utrzymywać listowny kontakt. Martwili się o niego, ale kto by się nie martwił? Jednak słowa otuchy i wiary utrzymywały go w tym, że dobrze czynił. Dopiero po dłuższej chwili wędrowania po labiryncie usłanym z ludzi zaintrygowanych bibelotami, zdał sobie sprawę, że niewiele oglądał z tego wszystkiego. Był znów gdzieś dalej w odległej krainie myśli, porzucając padół nieszczęsnej rzeczywistości. Istniał, ale nie istniał. Był, ale nie był. Przeczesał włosy lewą ręką, nieco zdezorientowany własnym oderwaniem i oparł się o jedną z barierek, zatapiając zieleń oczu w tłumie. Głowy i sylwetki mijały go, raz za razem rozmywając wejrzenie na świat, gdy wreszcie dostrzegł żar ognia, iskrzący się między szarością innych twarzy. Odmachał jej natychmiast, a mgliste światło odbiło się od zwilżonych morską bryzą oczu. Zaraz pięknie się ukłonił i w iście czarownym geście udzielił swego ramienia za wsparciem – przecież tak należało, wypadało, była… damą, prawda? – Mademoiselle – westchnął rozmarzony na powitanie, aby zaraz potem zamilknąć i to jej pozwolić mówić. Jakże jej widok zmienił jego nastrój, w jednej chwili rozbiegły się niecne knowania własnego umysłu, wszak miał towarzystwo! Zaróżowione policzki uniosły się w uśmiechu, a młodzieniec odrzucił gęste loki z czoła, aby móc lepiej przyjrzeć się uroczej twarzyczce młodej fascynatki poezji. – Stanowczo za długo – powtórzył niemal na równi z nią, gdy zadała pierwsze pytanie. Zaraz potem zaśmiał się z tego przypadku i poprawił nieco ramię. – Zawstydzasz mnie, nadobna Melody, tak miłymi komplementami – przyznał, aby zaraz uciec spojrzeniem na fale. W towarzystwie wydawały się mniej nostalgiczne, a jednak wciąż inspirujące. Raz. Dwa. Wpadł mentalnym kamieniem do wody, słysząc kolejne słowa. – Och, oczywiście! – przytaknął, zerkając po promenadzie przy jarmarku. Nie wiedział, w jakich miejscach bywały damy, a i grosza miał niewiele przy duszy, toteż wyłapał spojrzeniem nadbrzeżną kawiarenkę, która wydawała się względnie przystępna, jak na jego kieszeń. – „Herbatka z rumem”… urocza nazwa. Dasz się porwać, lady, na filiżankę ciepłej herbaty? Szaruga jesienna wydaje dawać się we znaki, a nie wybaczyłbym sobie, jeśli naraziłbym cię tym spotkaniem na chorobę – przyznał, kierując już swe kroki do kawiarni, choć jeśli młoda czarownica tylko zechciałaby zmienić lokal, najpewniej miękko podążyłby za nią, nie wnosząc żadnego sprzeciwu. – Zali wżdy w nadchodzącą pluchę mamy moknąć, gdy ciepło lokalu ofiaruje tyle dobroci? – zapytał retorycznie, przykładając chłodną dłoń do jej ręki spoczywającej na ramieniu żółciutkiego płaszcza poety. Wiedział, że będzie padać.
Trzynaście straganów usłanych na piaszczystej plaży Wybrzeża Jurajskiego przyciągało dziś moją uwagę mnogością czarodziejskich produktów. Nigdzie niespotykane artefakty-samoróbki wątpliwej jakości były tyleż interesujące, co pomysłowość ich wykonania, łącząca mugolskie zabiegi technologiczne z magicznym działaniem, więc przyglądałem się im z niekrytym zainteresowaniem. Nie ubolewałem za bardzo, że nie było mnie stać, by wejść w posiadanie tych cudów techniki; zabijałem czas w oczekiwaniu na znajomego, którego coś musiało zatrzymać, bo wciąż nie zjawiał się w umówionym miejscu o umówionej porze. Spacerowałem więc alejkami jarmarku po stronie Dorset w cierpliwym oczekiwaniu. Zostałem zawołany przez pyzatego straganiarza o masywnej posturze, abym sprawdził asortyment jego najnowszych kociołków. Nie byłem zainteresowany, ale dobre wychowanie nie pozwoliło mi przejść obojętnie bez słowa, więc przystanąłem w formującej się grupie gapiów, bez entuzjazmu puszczając mimo ucha reklamę i rozglądając się po przechodniach w poszukiwaniu znajomej twarzy. Ni stąd, ni zowąd poczułem, jak jakaś substancja oblepia moją skórę, ostrzegawczy krzyk prezentera kociołków spełzł na niczym — nastąpiła eksplozja, po której straciłem świadomość.
Nie wiem, jak wiele czasu upłynęło, gdy odzyskałem przytomność. Przebudzenie sprawiło, że mimowolnie skierowałem rękę, by przetrzeć suchą, zmęczoną twarz. Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że postrzegam świat w jakby innej percepcji. Moja dłoń nie była moją dłonią, a... skrzydłem, a ludzka powłoka nie była już moim ciałem! Próbowałem uszczypnąć się w nos, by upewnić się, że nie śnię, lecz zamiast tego pomacałem się po dziobie i spostrzegłem wokół podobne mi stworzenia. Byłem pingwinem! Na Merlina, pin-gwi-nem! Po chwili zalał mnie blady strach, bo nie byłem wyłącznie uwięziony w ptasiej skórze; otaczała mnie klatka ogrodu zoologicznego, a do mnie dotarła świadomość, że jestem w sytuacji bez wyjścia... — Halo! Jest tu kto? — przypomniałem sobie, w jakich okolicznościach się tutaj znalazłem. Może wśród pozostałych pingwinów był ktoś jeszcze zaklęty przez wybuch kociołka? — To przestało być zabawne, wypuśćcie mnie stąd! — chciałem warknąć gniewnie, lecz słowa, które ze mnie spływały, były wyłącznie ptasim bełkotem... miałem jednak wrażenie, że jestem w stanie komunikować się za jego pomocą, by przekazywać innym zwierzętom swoje myśli.
Do diaska, co ja teraz pocznę? Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu szczelin w kratach, przez które mógłbym się przecisnąć. Najpierw się stąd wydostanę, a potem urządzę sobie pogawędkę z tym facetem od kociołków...
Rzut k100 na próbę ucieczki (wymagana suma oczek z wszystkich rzutów: 300)
'k100' : 13
Przez dłuższą chwilę nie rozumiała co się właściwie stało. Ostatnim co pamiętała było zamieszanie na ulicy, nagły huk i ciemność, ale miejsce, które ujrzała po otworzeniu oczu nijak nie przypominało tamtego jarmarku. Właściwie nie przypominało niczego, co widziała wcześniej a temperaturą przypominało zimę, nie zaś początek ciepłej wiosny, która dopiero co się w Anglii pojawiła. Pamiętając, że po wypadkach należy nie wykonywać gwałtownych ruchów, spróbowała poruszyć najpierw kończynami a potem sięgnąć do twarzy, żeby obmacać, czy nie miała przypadkiem rozbitej głowy. I dopiero kiedy próba dotknięcia twarzy nie wyszła a ona przed nosem zobaczyła skrzydło, zdążyła porzucić swoją opanowaną postawę. Bełkocząc coś pod nosem, poderwała się gwałtownie, mimowolnie odnotowując, że było jej podejrzanie zimno w tyłek i... wyjątkowo ślisko. W mgnieniu oka po zaledwie dwóch pokracznych krokach do przodu runęła w dół, pociągnęła za sobą pingwina–Garfielda znajdującego się na trajektorii lotu, zsuwając się po zjeżdżalni. Zjeżdżalnia swój koniec miała pod wodą; z racji tego, że nie potrafiła pływać, chciała od razu wpaść w panikę, tylko szybko okazało się, że nie dość, że umie pływać, tak teraz pływała wprost wyśmienicie pomiędzy... pingwinami. Zdołała dodać dwa do dwóch, połączyć fakty, ale resztka nadziei trzymała się tego, że to był tylko sen i wcale, ale to wcale, idiota z ulicy nie zamienił jej w ptaka.
k100 na ucieczkę
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
'k100' : 42
Przez chwilę nawet straciłem nadzieję, wlokąc się po terenie wybiegu i bezradnie bełkocząc w stronę rozbawionych ludzi nieświadomych mej niedoli. Wtedy poczułem, że coś — a dokładniej inny pingwin — wpada we mnie z impetem i popycha wprost na zjeżdżalnię, która swoje ujście miała w tafli wody. Pominąwszy początkową panikę i dezorientację, zdałem sobie sprawę, że ta sytuacja wynikła z dość osobliwego zachowania tego pingwina, więc postanowiłem go zlokalizować i... zaczepić, tylko jak?
No śpiewem, oczywiście. A dokładniej czymś na pograniczu ryku osła, co w wolnym tłumaczeniu na nasze było wołaniem o pomoc. Próbowałem przy tym zakomunikować, że zostałem tu uwięziony przez straganiarza, żeby zawrzeć z kimś nić porozumienia. A w środku płonąłem ze wstydu, niezłomnie poszukując jednak ratunku.
Tyle tylko, że w panice perspektywa ucieczki jawiła mi się raczej mgliście, więc musiałem się najpierw uspokoić. Skoro potrafiłem komunikować się z tymi zwierzętami, na swój sposób co prawda — to może istniał cień szans, żeby... poderwać je do buntu. W końcu komu chciałoby się żyć w zamkniętej klatce? Może razem wymyślimy sposób, żeby stąd uciec. Najbardziej zależało mi na odnalezieniu spanikowanego pingwina, licząc egoistycznie, że to ktoś borykający się z podobną sytuacją. Problem w tym, że wymieszał mi się gdzieś w tłumie pozostałych ptaków; musiałem więc zaczepiać każdego po kolei...
'k100' : 76
Czuła też, że narasta w niej sfrustrowanie. Była tutaj najinteligentniejszym stworzeniem z dobrze wykształconym rozumiem, jednocześnie zaś nie mogła z tego skorzystać, o ile cudownie nie natrafiłaby na czarodzieja posługującego się pingwinią mową. Sfrustrowanie wzrastało również z prozaicznej, ale oczywistej przyczyny: była kompletnie uziemiona i nie wiedziała co robić. Z początku zamierzała bezradnie rozłożyć skrzydła i jak zwykle przyjąć to, co dawało jej życie, ale nagle w głowie pojawił jej się przebłysk tuż zaraz po otworzeniu oczu a przed pojęciem, co się stało. Miała wrażenie, że słyszała podirytowane zawodzenie. Może ognista czupryna, która podeszła akurat do niedoszłego alchemika była tu uwięziona razem z nią?
Wypłynęła na brzeg basenu i rozejrzała się na tyle, na ile mogła wokół. Wszystkie pingwiny wyglądały identycznie, poza jednym, który nie dość, że zawył żałośnie, to do tego miał na głowie charakterystyczną, rudą plamę. Nie mając nic do stracenia ruszyła w jego kierunku, dalej próbując przyswoić sobie powolne tuptanie dalekie od chodu człowieka, aż wreszcie stanęła przed nim a właściwie pomiędzy nim a pozostałymi przedstawicielkami gatunku.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
'k100' : 61
Nigdy nie należałem do grona osób poddających się bez walki. W pingwinim móżdżku rodził się plan; z początku mglisty, pozbawiony detali i awaryjnych rozwiązań, niosący jednakże nadzieję na wydostanie się z tego miejsca. Tyle, o ile słyszałem o obyczajach tych ptaków, więc mój plan nie był pozbawiony wad i dostosowany do bardziej rozumnych stworzeń... ale skoro ustaliłem już, że potrafię się z nimi jakoś porozumiewać, to może nie wszystko było stracone. I być może dalej bym się nad tym głowił, ale z zamysłu wybił mnie widok zbliżającego się pingwina — tego, który jeszcze przed momentem rzucił mi się w oczy, rozpościerając skrzydła na boki — a w jego oczach było coś znajomego; ludzkiego? Może sobie dopowiadałem, ale wkrótce miało się okazać, że nie byłem w błędzie — to ta sama przedstawicielka gatunku, z którą wpłynąłem do basenu. — Pierwszy raz, co? — założyłem, że mnie rozumie, siląc się na tylko dla mnie zrozumiały żart. Boki zrywać... Chociaż temat likantropii nie był mi szczególnie do śmiechu, a sama myśl o dotkliwej klątwie przyprawiała o ciarki na ciele, wychodziłem z założenia, że z problemami lepiej radzić sobie na wesoło. Nie zawsze wychodziło. — Musimy się stąd wydostać — ciekawe, czy aparat mowy pozwalał mi na wyrażanie tak precyzyjnych zdań, czy tylko dopowiadam je sobie w głowie... chyba do reszty zwariuję przez te rozmyślenia. — Jak zwrócimy na siebie uwagę kogoś z personelu, może uda nam się zakomunikować, że to jakaś pomyłka — zaproponowałem, wstrzymując się z inicjatywą wygłoszenia własnych planów, żeby się przypadkiem nie ośmieszyć — może miała lepszy.
'k100' : 84
– A kolega to chyba zaprawiony w boju – odburknęła lustrując wzrokiem pozostałe samice patrzące na nią spode łba, jakkolwiek było to możliwe w przypadku pingwina – mam lepszy pomysł – zasugerowała szybko, odrzucając z marszu plan Garfielda. Nie liczyła na pomoc ze strony opiekunów, bo tak naprawdę nie wiedzieli nawet czy znajdują się w czarodziejskim zoo, czy w tym drugim, mugolskim. O ile w tym pierwszym miejscu nikogo raczej nie zaskoczyłaby podobna sytuacja, o tyle obawiała się, że w tym drugim nie mieliby tyle szczęścia, dlatego wolała pozostać ostrożna i zostawić ten pomysł na koniec, gdy cała reszta zawiedzie.
– Tam jest wejście na wybieg – machnęła skrzydłem w kierunku wąskiego korytarza prowadzącego między skałami lodu – jak będzie pora karmienia to się zaczaimy i uciekniemy – proste i logiczne, dopóki nie przypomniała sobie o swoim pokracznym bieganiu na dwóch stópkach. Ślizg, choć szybszy, mógł z kolei poskutkować zderzeniem głową ze ścianą. Myśl czarownicy niebezpiecznie zboczyła w kierunku pytania: czy pingwiny mają kolana?, dlaczego pingwin to ptak skoro nie potrafi latać?, ale w porę potrząsnęła głową i wróciła na ziemię. To zdecydowanie nie była pora na egzystencjonalne rozterki. – Albo udawajmy osowiałych, zabiorą nas na badania z stamtąd jeszcze bliżej do wyjścia... chyba – tylko co potem? Do kogo mieli pójść? Widok pingwina na środku ulicy z pewnością nie pozostałby nie zauważony i pozostawiony bez echa, a ostatnim czego potrzebowali to powrotu do klatki.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
'k100' : 51
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset