Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Zagroda jednorożców
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zagroda jednorożców
Nieopodal plaży ustawiono drewnianą zagrodę, za którą zgromadzono nieduże stado jednorożców. Ogrodzenie prawdopodobnie bardziej strzec miało gości, aniżeli konie - one same potrafiły być niebezpieczne. Ich majestat zawsze zachwycał, prężne, muskularne ciała, błyszczące złotem rogi, jedwabiste ogony oraz grzywy. Widok jednorożca nie był codzienny, wielu czarodziejów miało na festiwalu swoją jedyną życiową okazję na ujrzenie takowego - jedyną, niepowtarzalną... i trudną do zapomnienia.
Przy zagrodzie tłoczyły się panny, dzieci, dziewczęta oraz chłopcy. Te niezwykle wrażliwe zwierzęta nie lubią dotyku mężczyzn, uciekają przed nimi, a najbardziej przyjaźnie zachowują się wobec dziewcząt oraz panien, umykając przed dotykiem mężatek i kobiet, które nie prowadzą się obyczajnie. Młodsze osobniki czynią wyjątki, pozwalając się zbliżyć do siebie chłopcom lub zamężnym niewiastom.
Przy zagrodzie tłoczyły się panny, dzieci, dziewczęta oraz chłopcy. Te niezwykle wrażliwe zwierzęta nie lubią dotyku mężczyzn, uciekają przed nimi, a najbardziej przyjaźnie zachowują się wobec dziewcząt oraz panien, umykając przed dotykiem mężatek i kobiet, które nie prowadzą się obyczajnie. Młodsze osobniki czynią wyjątki, pozwalając się zbliżyć do siebie chłopcom lub zamężnym niewiastom.
Przychodzimy z Wybrzeża.
Miała niezwykłe szczęście. Skradła serce najprawdziwszego księcia, przykładnego lorda, arystokraty, do którego wzdychały wszystkie rozsądne panienki. Upatrywały w Tristanie ideału ze swych marzeń, wyposażonego w cechy, o jakich słyszały za dziecięcych lat z ust piastunek, snujących bajania o przystojnych i odważnych rycerzach. Ratowali z opresji damy piękne jak sen, ale brzydsze od niej, półwili, znanej wśród brytyjskiej szlachty z niesamowitej urody. Hołubiono ją i podziwiano, opędzała się od adoratorów, odmawiając także temu, do którego wyrywało się jej dziewczęce serce. Ranił ją, pamiętała przewiny Rosiera, ale coraz częściej przesłaniał je wspaniałymi czynami. Czułościami, delikatnymi pieszczotami, okazywanym w każdym dworskim geście szacunkiem. Uśmiechnęła się z triumfem, gdy składał na jej skroni pochwycony wieniec i kłaniał się ulegle przed jej majestatem, wzmocnionym tylko brzemiennym stanem, wyraźnie rysującym się pod suknią. Czyż mogła być szczęśliwsza? Czy kiedykolwiek była? Stała na piaszczystej plaży, przed sobą mając opiekuńczego i zakochanego w niej do szaleństwa arystokratę; męża, którego pragnęły inne zgromadzone tu niewiasty, a pod sercem zaś nosiła pierworodne dziecko. Wyrwała się z spowodowanych anomalią okowów śmierci, czuła się pełna życia i nadziei. A wokół setką barw mieniło się zachwycające lato, złote odblaski słońca na miękkich falach, różnokolorowe płatki kwiatów mieszające się ze skrzącymi się iskrą bursztynami. Nabrała głęboko do płuc morskiej bryzy, zbawiennej dla jej wątłego zdrowia.
- Mój najdroższy - odpowiedziała z emfazą, rumieniąc się pod wpływem jego spojrzenia. Tak mógł patrzeć tylko zakochany, dojrzały mężczyzna. Kiwnęła złotą główką, miał rację. Wokół nich było zbyt wielu ludzi a wypełniła już swój obowiązek lady, łaskawie pokazując się wśród gawiedzi, by mogła zaobserwować rosnący brzuszek. Oraz aurę idealnej pary, okazującej swe romantyczne uczucia w pełen klasy sposób. Wokół nich pary zachowywały się wręcz odrzucająco, pozwalając sobie na zbyt wiele - głębokie pocałunki, męskie dłonie wędrujące po wąziutkich taliach, niektóre nawet wślizgujące się pod ich materiał. Evandra obserwowała to kątem oka, ze zgorszeniem malującym się w błękitnych tęczówkach. Skromnie przymknęła powieki a jaśniutkie rzęsy rzuciły cień na różane policzki.
Pozwoliła poprowadzić się w bok, na mniej obleganą część plaży. Tam, gdzie mogła nieco zwolnić kroku, by się nie przemęczyć, i nie musieć kłopotać się przebiegającym wokół nich niskim stanem. Co, jeśli jakiś mugolak przypadkiem by na nią wpadł? Wstrząsnęła się z obrzydzenia, szybko zapominając jednak o takich perspektywach. Cieszyła się chwilą bliskość, przytuliła się mocniej do męskiego ramienia. Spojrzała lekko na podawany jej kamień i wygięła usta w podkówkę. - Przypominam ci kawałek pospolitej skały, spadającej z nieba? - spytała, nieumiejętnie ukrywając niezadowolenie. Stać go było na lepsze komplementy, ostatnimi czasy rozpieścił ją do nieprzytomności, wysoko zawieszając poprzeczkę pochlebstw. W naszyjniku wolała widzieć rubiny, szmaragdy bądź najchętniej diamenty, ale była zbyt dobrze wychowana, by mówić wprost o takich rzeczach. Mężczyzna jej życia powinien się domyślić prawdziwych pragnień swej żony. - Doskonale, twoje siostry są kochane. Dotrzymały mi towarzystwa, roztaczając nade mną opiekę - odpowiedziała gładko, bliska wyuczonej formułki. Dopiero po kilku krokach spaceru pozwoliła sobie na szczersze zwierzenia. - Martwię się Melisande, jest taka buntownicza. Zwłaszcza w kwestii lordów. A młodsza przecież się nie robi - zdradziła mu swój frasunek. Teraz Rosierówny stanowiły jej najbliższą rodzinę, ich los był bliski jej sercu. - A ty, rzucając się bohatersko po wieniec, ujrzałeś na plaży jakąś przykuwającą twą uwagę panienkę? - spytała kokieteryjnie, z łatwością zmieniając nastrój wypowiedzi. Festiwal Lata nie powinien być okazją do smutków a do tańca godowego i spijania sobie z dziubków.
Miała niezwykłe szczęście. Skradła serce najprawdziwszego księcia, przykładnego lorda, arystokraty, do którego wzdychały wszystkie rozsądne panienki. Upatrywały w Tristanie ideału ze swych marzeń, wyposażonego w cechy, o jakich słyszały za dziecięcych lat z ust piastunek, snujących bajania o przystojnych i odważnych rycerzach. Ratowali z opresji damy piękne jak sen, ale brzydsze od niej, półwili, znanej wśród brytyjskiej szlachty z niesamowitej urody. Hołubiono ją i podziwiano, opędzała się od adoratorów, odmawiając także temu, do którego wyrywało się jej dziewczęce serce. Ranił ją, pamiętała przewiny Rosiera, ale coraz częściej przesłaniał je wspaniałymi czynami. Czułościami, delikatnymi pieszczotami, okazywanym w każdym dworskim geście szacunkiem. Uśmiechnęła się z triumfem, gdy składał na jej skroni pochwycony wieniec i kłaniał się ulegle przed jej majestatem, wzmocnionym tylko brzemiennym stanem, wyraźnie rysującym się pod suknią. Czyż mogła być szczęśliwsza? Czy kiedykolwiek była? Stała na piaszczystej plaży, przed sobą mając opiekuńczego i zakochanego w niej do szaleństwa arystokratę; męża, którego pragnęły inne zgromadzone tu niewiasty, a pod sercem zaś nosiła pierworodne dziecko. Wyrwała się z spowodowanych anomalią okowów śmierci, czuła się pełna życia i nadziei. A wokół setką barw mieniło się zachwycające lato, złote odblaski słońca na miękkich falach, różnokolorowe płatki kwiatów mieszające się ze skrzącymi się iskrą bursztynami. Nabrała głęboko do płuc morskiej bryzy, zbawiennej dla jej wątłego zdrowia.
- Mój najdroższy - odpowiedziała z emfazą, rumieniąc się pod wpływem jego spojrzenia. Tak mógł patrzeć tylko zakochany, dojrzały mężczyzna. Kiwnęła złotą główką, miał rację. Wokół nich było zbyt wielu ludzi a wypełniła już swój obowiązek lady, łaskawie pokazując się wśród gawiedzi, by mogła zaobserwować rosnący brzuszek. Oraz aurę idealnej pary, okazującej swe romantyczne uczucia w pełen klasy sposób. Wokół nich pary zachowywały się wręcz odrzucająco, pozwalając sobie na zbyt wiele - głębokie pocałunki, męskie dłonie wędrujące po wąziutkich taliach, niektóre nawet wślizgujące się pod ich materiał. Evandra obserwowała to kątem oka, ze zgorszeniem malującym się w błękitnych tęczówkach. Skromnie przymknęła powieki a jaśniutkie rzęsy rzuciły cień na różane policzki.
Pozwoliła poprowadzić się w bok, na mniej obleganą część plaży. Tam, gdzie mogła nieco zwolnić kroku, by się nie przemęczyć, i nie musieć kłopotać się przebiegającym wokół nich niskim stanem. Co, jeśli jakiś mugolak przypadkiem by na nią wpadł? Wstrząsnęła się z obrzydzenia, szybko zapominając jednak o takich perspektywach. Cieszyła się chwilą bliskość, przytuliła się mocniej do męskiego ramienia. Spojrzała lekko na podawany jej kamień i wygięła usta w podkówkę. - Przypominam ci kawałek pospolitej skały, spadającej z nieba? - spytała, nieumiejętnie ukrywając niezadowolenie. Stać go było na lepsze komplementy, ostatnimi czasy rozpieścił ją do nieprzytomności, wysoko zawieszając poprzeczkę pochlebstw. W naszyjniku wolała widzieć rubiny, szmaragdy bądź najchętniej diamenty, ale była zbyt dobrze wychowana, by mówić wprost o takich rzeczach. Mężczyzna jej życia powinien się domyślić prawdziwych pragnień swej żony. - Doskonale, twoje siostry są kochane. Dotrzymały mi towarzystwa, roztaczając nade mną opiekę - odpowiedziała gładko, bliska wyuczonej formułki. Dopiero po kilku krokach spaceru pozwoliła sobie na szczersze zwierzenia. - Martwię się Melisande, jest taka buntownicza. Zwłaszcza w kwestii lordów. A młodsza przecież się nie robi - zdradziła mu swój frasunek. Teraz Rosierówny stanowiły jej najbliższą rodzinę, ich los był bliski jej sercu. - A ty, rzucając się bohatersko po wieniec, ujrzałeś na plaży jakąś przykuwającą twą uwagę panienkę? - spytała kokieteryjnie, z łatwością zmieniając nastrój wypowiedzi. Festiwal Lata nie powinien być okazją do smutków a do tańca godowego i spijania sobie z dziubków.
Gość
Gość
Jeszcze przed najważniejszym wydarzeniem dnia dzisiejszego Heath namówił swoją opiekunkę by poszli obejrzeć zagrodę z jednorożcami, która była jedną z atrakcji Festiwalu Lata. Co prawda rzeczona opiekunka nie do końca była przekonana czy zabranie ruchliwego Heatha do tego miejsca to będzie najlepszy pomysł, ale z drugiej strony nie miała też za bardzo powodu by odmówić tej wycieczki chłopcu. Tak więc Heath zbliżył się szybkim truchtem ku ogrodzeniu, za którym zebrane były te zwierzęta, a guwernantka podążała za nim spokojnie, tylko czujnie obserwując jego poczynania. Póki co nie musiała interweniować.
-Ale są białe!- chłopiec wydał z siebie okrzyk zachwytu. Po czym dopadł do drewnianego płotku i od razu wspiął się na niego, nie zważając za bardzo na protesty swojej opiekunki.
-Myślisz, że ten róg jest bardzo ostry na samym czubku? Jak taka igła?- zaczął tak jak to miał w zwyczaju zadawać całą serię pytań. -No i to, że są takie białe... ktoś je wcześniej wyprał, czy zawsze takie są? Są w ogóle brudne jednorożce? - wszystko wskazywało na to, że chłopiec wcale nie zamierzał jakoś szybko skończyć tej litanii. - Fajnie byłoby się tak nie brudzić, prawda?- dorzucił jeszcze. W międzyczasie próbował pogłaskać któregoś z jednorożców, ale wszystkie go unikały, ku niezadowoleniu chłopca. W efekcie Heath zaczynał się wychylać coraz bardziej i bardziej przez płotek, co mogło grozić wpadnięciem do zagrody.
-Heath!- opiekunka go zawołała, a w jej głosie słychać było cień groźby- zejdź stamtąd.- wydawała z siebie coś na kształt krótkich komend. Może nieco bardziej skuteczna w stosunku do małego Macmillana. - Nie wychylaj się tak bo zaraz wpadniesz do zagrody. Poza tym jak tak będziesz się wiercił to, żaden do Ciebie nie podejdzie- zauważyła.
Heath chcąc nie chcąc zszedł na ziemię, trochę niepocieszony. No, ale ktoś zawołał guwernantkę chłopca, może to była jakaś jej koleżanka, czy coś w tym guście. Czarownica na moment spuściła chłopca z oczu, a Heath to od razu wykorzystał, by z powrotem wdrapać się na ogrodzenie i spróbować chociaż dotknąć jakiegoś jednorożca.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Oczywiste było, że prędzej czy później trafi do tego miejsca. Chociaż zagroda nie mogła różnić się jeszcze bardziej od oszałamiającego rezerwatu, to widok majestatycznych istot dodawał jej otuchy. Niestety, nie była w stanie uniknąć zgiełku, jaki towarzyszył obserwacji jednorożców. Dookoła płotu zebrała się spora grupka ludzi, którzy nie szczędzili okrzyków zachwytów i machania rąk. Cecylia nie rozumiała czemu nie potrafią cieszyć się ich pięknem w spokoju, a dodatkowo przez swoje natrętne wygibasy na pewno stresują zwierzęta. Ciężko było obronić się przed ich siłą, wręcz rozbrajającym pięknem. Dopiero gdy spędziło się w otoczeniu jednorożców dłuższą chwilę, powoli mogłeś spróbować wyłapać delikatne oznaki niebezpieczeństwa, jakie ze sobą niosły. Były to w końcu bardzo silne zwierzęta, o dobrze zbudowanych kopytach i ruchliwym łbie. Dzięki wyjątkowo wykształconym zmysłom wszystko odczuwały przynajmniej dwa razy mocniej od ludzi, a w dodatku mleczne czoło zdobił zaczarowany róg o niezbadanych do końca możliwościach. Nie były bezbronne ani niewinne, chociaż na takie wyglądały bez dwóch zdań.
Kiedy jakaś zakochana para zwolniła miejsce tuż przy płocie, Hagrid wyminęła kilka osób i sprytnie wsunęła się na ich miejsce. Stado nie było duże, ale zdołała dostrzec przynajmniej dwa źrebaki, pilnie strzeżone przez swoje matki. Może nawet podeszłyby bliżej, w końcu młodsze osobniki często wykazywały większą niż reszta chęć do obcowania z ludźmi, ale widać było, że ewidentnie coś lub ktoś je płoszy. Zerknęła kątem oka na boczną ścianę zagrody, przy której znalazł się mały chłopiec z opiekunką. Nie musiała długo patrzeć, by domyślić się, że pochodzą z bogatej rodziny. Zarówno on, jak i starsza kobieta mieli na sobie drogie stroje, chociaż raczej nie wyróżniały się na tle innych, to dało się zauważyć ich lepszą jakość. Cecily przypuszczała, że również jego piastunka nie jest zwykłą pracownicą, ale prywatną guwernantką młodzieńca. Musiała mieć stalowe nerwy, bo malca wszędzie było pełno. Cecylia wzdrygnęła się na myśl o opiece nad tak małym rozrabiaką. Odkąd podczas przerwy świątecznej pięć lat temu prawie wrzuciła swoją kilkumiesięczną kuzynkę do bigosu, krewni już nigdy nie zaproponowali oddania pod kuratelę panny Hagrid innych pociech. Nie mogła nic na to poradzić! Dzieci były takie... Jak ona, tylko mniejsze, jeszcze głośniejsze i cały czas głodne. Zastanawiała się jak jej rodzice mogli wytrwać z kimś takim pod jednym dachem, zwłaszcza że Cecylka nie należała do najgrzeczniejszych, a wręcz przeciwnie. Kiedy tak przypatrywała się malcowi, ten po krótkiej reprymendzie opiekunki, znowu doskoczył do ogrodzenia i powiesił się na nim niczym mała kapucynka. Uśmiechnęła się lekko pod nosem po czym ruszyła w jego stronę, wkładając ręce do kieszeni spódnicy.
- Wiedziałeś, że gdy są małe, jednorożce mają złotą sierść? Dopiero osiągając 2 lata stają się srebrne, a potem białe. – Zagaiła opierając się o płot tuż przy Heathie.
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Ostatnio zmieniony przez Cecily Hagrid dnia 06.11.18 18:48, w całości zmieniany 2 razy
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Heath jeszcze przez jakiś czas był zajęty próbą zwabienia jakiegoś jednorożca bliżej siebie. Jak łatwo się domyslić, próby te miały raczej mizerne skutki. Młody już zaczynał przemyśliwać czy nie wskoczyć do środka zagrody, ale na szczęście w tym momencie zwróciła na niego uwagę jakaś czarownica, przy okazji dzieląc się ciekawostką. No i przy okazji dzieciak chwilowo zapomniał o swym jakże wspaniałym planie.
Mały Macmillan odwrócił wzrok od stworzeń i przestał machać w ich kierunku swoimi rękami, ale dalej był uczepiony ogrodzenia. Kobieta mogła zauważyć, że zaciekawiła go tematem, no a przynajmniej tyle dało się wyczytać z jego twarzy.
W międzyczasie guwernantka chłopca zmierzyła szybko Cecile wzrokiem. Ta widać musiała prejść lustrację pozytywnie, bo kobieta z powrotem zajęła się rozmową. Może gdyby się bardziej przyjrzeć możnaby dostrzeć jakiś cień ulgi na jej twarzy? Nic dziwnego, teraz Heath miał inną osobę do bombardowania pytaniami, a sama opiekunka mogła złapać parę minut oddechu. No, ale w każdym razie co jakiś czas zerkała na nich uważnie sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
No, ale wróćmy do Heatha. Ten na wieść o zmianie koloru sierści przez jednorożce otworzył szerzej oczy i zaczął zadawać pytania. W końcu ta czarownica chyba się zna na jednorożcach. Trzeba było to wykorzystać.
-Jak ją zmieniają? Czy zmienia im się kolor tak, o po prostu, jednego dnia są srebrne a potem od razu białe? Czy może zrzucają sierść, tak jak psy na zimę? - zaczął dopytywać. Akurat przyszło mu do głowy porównanie z psem, bo skojarzył, że Mithra na zimę stawał się nieco jaśniejszy, albo mu się wydawało. Kto wie.
- O, i jednorożce od razu mają róg, czy dopiero po jakimś czasie im rośnie? - zadał kolejne pytanie patrząc wyczekująco na Cecile. Na prawdę liczył, że ta nieznajoma czarownica zechce zaspokoić jego ciekawość. Chociaż wcale nie musiała tego robić.
-W ogóle jestem Heath- przedstawił się szybko przy okazji szczerząc się szeroko w jej kierunku.
Mały Macmillan odwrócił wzrok od stworzeń i przestał machać w ich kierunku swoimi rękami, ale dalej był uczepiony ogrodzenia. Kobieta mogła zauważyć, że zaciekawiła go tematem, no a przynajmniej tyle dało się wyczytać z jego twarzy.
W międzyczasie guwernantka chłopca zmierzyła szybko Cecile wzrokiem. Ta widać musiała prejść lustrację pozytywnie, bo kobieta z powrotem zajęła się rozmową. Może gdyby się bardziej przyjrzeć możnaby dostrzeć jakiś cień ulgi na jej twarzy? Nic dziwnego, teraz Heath miał inną osobę do bombardowania pytaniami, a sama opiekunka mogła złapać parę minut oddechu. No, ale w każdym razie co jakiś czas zerkała na nich uważnie sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
No, ale wróćmy do Heatha. Ten na wieść o zmianie koloru sierści przez jednorożce otworzył szerzej oczy i zaczął zadawać pytania. W końcu ta czarownica chyba się zna na jednorożcach. Trzeba było to wykorzystać.
-Jak ją zmieniają? Czy zmienia im się kolor tak, o po prostu, jednego dnia są srebrne a potem od razu białe? Czy może zrzucają sierść, tak jak psy na zimę? - zaczął dopytywać. Akurat przyszło mu do głowy porównanie z psem, bo skojarzył, że Mithra na zimę stawał się nieco jaśniejszy, albo mu się wydawało. Kto wie.
- O, i jednorożce od razu mają róg, czy dopiero po jakimś czasie im rośnie? - zadał kolejne pytanie patrząc wyczekująco na Cecile. Na prawdę liczył, że ta nieznajoma czarownica zechce zaspokoić jego ciekawość. Chociaż wcale nie musiała tego robić.
-W ogóle jestem Heath- przedstawił się szybko przy okazji szczerząc się szeroko w jej kierunku.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Cily nauczono już w domu, że dzieci należy traktować z szacunkiem. Nieważne jak bardzo irytująca była, ani jak dużo głupich pytań zadawała, jej rodzice nigdy nie posłużyli się w stosunku do niej siłą albo innym mało odpowiedzialnym środkiem wychowawczym. Owszem, zdarzało im się krzyczeć na siebie i to wiele razy, ale w atmosferze wzajemnego szacunku każdą sprzeczkę kończyło wspólne zjedzenie posiłku i wytłumaczenie sobie nieporozumienia. Dlatego właśnie nie zdziwiło dziewczynę zbytnio, że odpowiedź na jedno pytanie wywołała lawinę kolejnych wątpliwości.
- Cecylia – przedstawiła się krótko malcowi z lekkim uśmiechem, poczym znów zwróciła wzrok na jednorożce. Ponieważ chłopiec nieco się uspokoił, a kolejka obserwujących ruszyła dalej, zaczęły nieśmiało podchodzić do skupisk trawy bliższych ogrodzeniu. Pokiwała głową z poważną miną, zastanawiając się jednocześnie jak z tego wszystkiego wybrnie. Co prawda, jednorożce fascynowały ją już od dziecka, ale prócz wiedzy zdobytej na zajęciach szkolnych lub kilku ciekawostek ojca nie wiedziała nic więcej. Cecylia wolała zatem odpowiedzieć na wybrane pytania i nie wprowadzać łobuza w błąd niż nagadać mu niestworzonych historii. Kto wie, może ta wiedza kiedyś mu się przyda? Spojrzała na róg jednej z klaczy, cudownie błyszczał się w promieniach popołudniowego słońca wszystkimi kolorami tęczy.
- Nie mam pojęcia jak wygląda sam proces zmieniania futra – przyznała po chwili milczenia. – Do takich poważnych pytań potrzebna jest specjalistyczna wiedza. Na przykład pracowników rezerwatu jednorożców, ci dopiero dużo o nich wiedzą! – Nawet zabawnie mówiło się tak prostym językiem, starając wszystko wyłożyć w stopniu zrozumiałym dla takiego brzdąca. Cecil słyszała już, że takie rozmowy potrafią być relaksujące, ale dopiero prowadząc ją sama zdała sobie sprawę jak mocno skupia się na tłumaczeniu. Może istotnie dlatego ludziom tak dobrze rozmawia się z dziećmi? Raczej nie kłamią za często, nie próbują cię też oszukać, ani wykręcić żadne inne świństwo. Są po prostu ciekawe nieznanego, pragną dowiedzieć się jak najwięcej, a co najlepsze – niewinnie wierzą w fakt iż to dorośli opiekunowie znają odpowiedzi na wszystkie nurtujące je kwestie.
- Wiem za to jak sprawić, żeby podeszły bliżej. – Uśmiechnęła się tajemniczo do Heatha, mając nadzieję, że to odwróci jego uwagę od zadawania kolejnych pytań.
- Cecylia – przedstawiła się krótko malcowi z lekkim uśmiechem, poczym znów zwróciła wzrok na jednorożce. Ponieważ chłopiec nieco się uspokoił, a kolejka obserwujących ruszyła dalej, zaczęły nieśmiało podchodzić do skupisk trawy bliższych ogrodzeniu. Pokiwała głową z poważną miną, zastanawiając się jednocześnie jak z tego wszystkiego wybrnie. Co prawda, jednorożce fascynowały ją już od dziecka, ale prócz wiedzy zdobytej na zajęciach szkolnych lub kilku ciekawostek ojca nie wiedziała nic więcej. Cecylia wolała zatem odpowiedzieć na wybrane pytania i nie wprowadzać łobuza w błąd niż nagadać mu niestworzonych historii. Kto wie, może ta wiedza kiedyś mu się przyda? Spojrzała na róg jednej z klaczy, cudownie błyszczał się w promieniach popołudniowego słońca wszystkimi kolorami tęczy.
- Nie mam pojęcia jak wygląda sam proces zmieniania futra – przyznała po chwili milczenia. – Do takich poważnych pytań potrzebna jest specjalistyczna wiedza. Na przykład pracowników rezerwatu jednorożców, ci dopiero dużo o nich wiedzą! – Nawet zabawnie mówiło się tak prostym językiem, starając wszystko wyłożyć w stopniu zrozumiałym dla takiego brzdąca. Cecil słyszała już, że takie rozmowy potrafią być relaksujące, ale dopiero prowadząc ją sama zdała sobie sprawę jak mocno skupia się na tłumaczeniu. Może istotnie dlatego ludziom tak dobrze rozmawia się z dziećmi? Raczej nie kłamią za często, nie próbują cię też oszukać, ani wykręcić żadne inne świństwo. Są po prostu ciekawe nieznanego, pragną dowiedzieć się jak najwięcej, a co najlepsze – niewinnie wierzą w fakt iż to dorośli opiekunowie znają odpowiedzi na wszystkie nurtujące je kwestie.
- Wiem za to jak sprawić, żeby podeszły bliżej. – Uśmiechnęła się tajemniczo do Heatha, mając nadzieję, że to odwróci jego uwagę od zadawania kolejnych pytań.
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Och, żeby każdy miał takie podejście jak Cacily, to życie Heatha byłoby znacznie prostsze. Chociaż w sumie i tak przez to, że pochodził ze szlachetnego rodu to inne osoby wykazywały w stosunku do niego trochę więcej cierpliwości. No, a przynajmniej więcej niż gdyby był takim zwykłym czarodziejem czy coś.
Trzeba przyznac, że Cecily skutecznie odwracała uwagę chłopca rozmową od magicznych stworzeń, bo mały Macmillan, przestał machać rękami w ich kierunku i ogólnie się wiercić. Zamiast tego całą swoją uwagę skupił na czarownicy.
-Och... - mruknął nieco zawiedziony tym, że Cecily nie mogła mu nic więcej opowiedzieć o futrze tych zwierząt. No, ale rozchmurzył się nieco gdy kobieta wspomniała o pracownikach rezerwatu. Faktycznie kiedyś słyszał, że coś takiego istnieje. - Byłaś kiedyś w tym rezerwacie? - zapytał zaciekawiony. Poza tym jeśli miał kogoś namówić na wycieczkę w to miejsce to warto byłoby wiedzieć coś więcej na ten temat, prawda? - Gdzie on jest? - nie żeby jakaś nazwa miejscowości czy regoinu mu dała jakieś pojędzie o tym gdzie on się znajduje, ale kto wie... może akurat Heath będzie coś kojarzył.
-Jak myślisz, dużo jest jednorożców w takich rezerwatach?- dalej bombardował czarownicę swoimi pytaniami. Cecily powinna być wdzięczna losowi za to, że młody już przeszedł etap zadawania pytań "dlaczego". W sumie to ciekawe jak jego rodzina przetrwała ten czas.
-Na prawdę?! - jeśli wiedziała jak to zrobić to byłoby super. Cecily mogła zobaczyc podekscytowanie na buzi chłopca, a sam zainteresowany prawie zaczał podskakiwać w miejscu, wisząc na ogrodzeniu. -Jak to zrobić? Masz jakieś smakołyki dla nich?- plan Cecily o powstrzymaniu fali Heathowych pytań częściowo się powiódł. Odczepił się od poprzedniego zagadnienia sierści jednorożców, ale za to bardzo zainteresowało go jak czarownica miała zamiar zwabić te rogate koniki do ogrodzenia. W międzyczasie z tych emocji zrobił się nieco bardziej ruchliwy niż pięć minut temu przez co dwa mlode jednorożce, które były w miarę skłonne podejść, właśnie zrezygnowały z tego zamiaru.
Trzeba przyznac, że Cecily skutecznie odwracała uwagę chłopca rozmową od magicznych stworzeń, bo mały Macmillan, przestał machać rękami w ich kierunku i ogólnie się wiercić. Zamiast tego całą swoją uwagę skupił na czarownicy.
-Och... - mruknął nieco zawiedziony tym, że Cecily nie mogła mu nic więcej opowiedzieć o futrze tych zwierząt. No, ale rozchmurzył się nieco gdy kobieta wspomniała o pracownikach rezerwatu. Faktycznie kiedyś słyszał, że coś takiego istnieje. - Byłaś kiedyś w tym rezerwacie? - zapytał zaciekawiony. Poza tym jeśli miał kogoś namówić na wycieczkę w to miejsce to warto byłoby wiedzieć coś więcej na ten temat, prawda? - Gdzie on jest? - nie żeby jakaś nazwa miejscowości czy regoinu mu dała jakieś pojędzie o tym gdzie on się znajduje, ale kto wie... może akurat Heath będzie coś kojarzył.
-Jak myślisz, dużo jest jednorożców w takich rezerwatach?- dalej bombardował czarownicę swoimi pytaniami. Cecily powinna być wdzięczna losowi za to, że młody już przeszedł etap zadawania pytań "dlaczego". W sumie to ciekawe jak jego rodzina przetrwała ten czas.
-Na prawdę?! - jeśli wiedziała jak to zrobić to byłoby super. Cecily mogła zobaczyc podekscytowanie na buzi chłopca, a sam zainteresowany prawie zaczał podskakiwać w miejscu, wisząc na ogrodzeniu. -Jak to zrobić? Masz jakieś smakołyki dla nich?- plan Cecily o powstrzymaniu fali Heathowych pytań częściowo się powiódł. Odczepił się od poprzedniego zagadnienia sierści jednorożców, ale za to bardzo zainteresowało go jak czarownica miała zamiar zwabić te rogate koniki do ogrodzenia. W międzyczasie z tych emocji zrobił się nieco bardziej ruchliwy niż pięć minut temu przez co dwa mlode jednorożce, które były w miarę skłonne podejść, właśnie zrezygnowały z tego zamiaru.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Westchnęła, zaskoczona kolejną bombą pytań. Ten maluch doprawdy lubił je zadawać. Zastanawiała się jak radzili sobie w domu jego rodzice, a może nie radzili i dlatego wybrał się na Festiwal z opiekunką? Sprawiał wrażenie dziecka o wyższym statusie, mimo iż nie wskazywał na to jego charakter. Cecily zawsze zastanawiała się czy młodzi arystokraci rodzą się z paskudnymi usposobieniami, czy może są one pieczołowicie pielęgnowane przez ich rodzinę. Heath, o ile oczywiście był szlachcicem czego nie potrafiła stwierdzić na pierwszy rzut oka, to przejawiał zgoła przeciwne skłonności do znajomienia się ze „mieszańcami” i ogólnie sprawiał wrażenie ciekawskiego, ale uroczego dziecka. Postukała palcami w ogrodzenie, zastanawiając się nad ujęciem odpowiedzi w sposób dla niego zrozumiały.
- Hmm nie wiem gdzie mieszkasz, ale rezerwat znajduje się w Gloucestershire. To na północ stąd. – Wskazała lekkim machnięciem odpowiedni kierunek. – I tak, byłam wiele razy. – Kontynuowała swoją opowieść, starając się możliwie jak najbardziej zaciekawić młodzieńca. – Nie przypomina w niczym tej zagrody, jest to właściwie ogromny las, wręcz puszcza. – Cecylia zniżyła głos, samej dając się wciągnąć we własny wywód. – Nie trzyma się ich jak tutaj, na tak małym obszarze. Mogą wędrować wszędzie gdzie im się podoba przez całe życie, a przy okazji mają zapewnioną opiekę medyczną. Dla zwiedzających wyznaczono specjalne ścieżki do zwiedzania, ale w dalsze rejony można się udać tylko pod opieką przewodnika. Kiedy byłam niewiele większa od ciebie miałam okazję zobaczyć jednorożca na wyciągnięcie ręki. – Dla uwiarygodnienia własnej historii wyciągnęła dłoń, akurat w momencie gdy do płotu zmierzało źrebię. Dzięki cichszemu otoczeniu nieśmiało strzygło uszami, przypatrując się czarodziejom będącym dla niego niewątpliwą atrakcją. Zobaczywszy wyciągniętą rękę z początku wykonał kilka kroków w tył, ale za chwilę Cecily poczuła ciepło wydychanego przez jednorożca powietrza na swojej skórze.
- Spójrz, jeśli tylko zachowasz spokój i ciszę, sam do ciebie podejdzie. – Wyszeptała wpatrując się w białego malca, zupełnie nieświadoma tego jak zmienia się jej ekspresja twarzy. Nic nie mogła na to poradzić, zwierzęta te wywoływały mnóstwo pozytywnych uczuć i aż ciężko było powstrzymać się od uśmiechu. – Dorosłe stronią od towarzystwa ludzi, szczególnie nie lubią chłopców. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Ze źrebakami jest łatwiej. Lubią towarzystwo osób o dobrym sercu i otwartej głowie. – Stwierdziła z powagą, przerzucając wzrok na Heatha. Wiedziała, że pewnie nie zapamięta tego co powiedziała do niego jakaś nieznajoma na dłużej niż kilka godzin, ale jeśli istniał procent szans, że w przyszłości nie stanie się aroganckim bufonem, to Hagrid zamierzała spróbować.
- Hmm nie wiem gdzie mieszkasz, ale rezerwat znajduje się w Gloucestershire. To na północ stąd. – Wskazała lekkim machnięciem odpowiedni kierunek. – I tak, byłam wiele razy. – Kontynuowała swoją opowieść, starając się możliwie jak najbardziej zaciekawić młodzieńca. – Nie przypomina w niczym tej zagrody, jest to właściwie ogromny las, wręcz puszcza. – Cecylia zniżyła głos, samej dając się wciągnąć we własny wywód. – Nie trzyma się ich jak tutaj, na tak małym obszarze. Mogą wędrować wszędzie gdzie im się podoba przez całe życie, a przy okazji mają zapewnioną opiekę medyczną. Dla zwiedzających wyznaczono specjalne ścieżki do zwiedzania, ale w dalsze rejony można się udać tylko pod opieką przewodnika. Kiedy byłam niewiele większa od ciebie miałam okazję zobaczyć jednorożca na wyciągnięcie ręki. – Dla uwiarygodnienia własnej historii wyciągnęła dłoń, akurat w momencie gdy do płotu zmierzało źrebię. Dzięki cichszemu otoczeniu nieśmiało strzygło uszami, przypatrując się czarodziejom będącym dla niego niewątpliwą atrakcją. Zobaczywszy wyciągniętą rękę z początku wykonał kilka kroków w tył, ale za chwilę Cecily poczuła ciepło wydychanego przez jednorożca powietrza na swojej skórze.
- Spójrz, jeśli tylko zachowasz spokój i ciszę, sam do ciebie podejdzie. – Wyszeptała wpatrując się w białego malca, zupełnie nieświadoma tego jak zmienia się jej ekspresja twarzy. Nic nie mogła na to poradzić, zwierzęta te wywoływały mnóstwo pozytywnych uczuć i aż ciężko było powstrzymać się od uśmiechu. – Dorosłe stronią od towarzystwa ludzi, szczególnie nie lubią chłopców. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Ze źrebakami jest łatwiej. Lubią towarzystwo osób o dobrym sercu i otwartej głowie. – Stwierdziła z powagą, przerzucając wzrok na Heatha. Wiedziała, że pewnie nie zapamięta tego co powiedziała do niego jakaś nieznajoma na dłużej niż kilka godzin, ale jeśli istniał procent szans, że w przyszłości nie stanie się aroganckim bufonem, to Hagrid zamierzała spróbować.
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Oj tam. Młody po prostu chciałby wiedzieć wiele rzeczy, a że najprościej zapytać, to otoczenie musiało trochę z tego powodu pocierpieć. W domu z pomocą reszty rodziny nawet dało się powstrzymac ten potok Heathowych pytań. Chociaż w sumie... zawsze najprościej było wsadzić go na miotłę i mieć spokój. To była najskuteczniejsza metoda na zajęcie czymś małego Macmillana.
Co do szlacheckich rodzin, to powiedzmy sobie szczerze, Macmillanowie przez swoje charaktery i przekonania mogli wydawać się bardziej przystępni niż inne wielkie rody. Tyle tylko, że ich gwałtowny charakter przysparzał im trochę kłopotów, ale przynajmniej nie mieli kija od miotły w rzyci, nie?
-W Kornwalii, w Pudllemere - oznajmił od razu. - To chyba nie jest daleko, prawda?- zapytał jeszcze, ale na szczęście na tym zakończył swoje dociekania na temat Gloucestershire. Zamiast tego słuchał jak Cecily opowiadała o rezerwacie. Zdaje się, że opowieść pokryła większość potencjalnych pytań jakie mógł mieć. No i była dla niego całkiem zrozumiała.
Heath patrzył jak zaczarowany na źrebaka, który do nich podszedł. Można powiedzieć, że wręcz świdrował go swoimi błekitnymi oczami. Wziął sobie do serca stwierdzenie o ciszy i spokoju do tego stopnia, że możnaby podejrzewać, iż przejęty chłopiec wręcz wstrzymał oddech, żeby nie przestraszyć zwierzęcia.
Chłopiec dalej wpatrując się w źrebaka wyciągnął w jego kierunku dłoń. O dziwo wykonał ten ruch dość łagodnie, tak jak Cecily wcześniej. Jednorożec podobnie jak przedtem wycofał się na moment nieufnie, ale w końcu ciekawość wygrała i podszedł bliżej.
Mały Macmillan był przeszczęśliwy gdy mógł wreszcie dotknąć i delikatnie pogłaskać zwierzaka po nosie. Udało się. Szkoda tylko, że ta chwila spokoju to było maksimum na jakie go było stać. Po pomizianiu źrebaka nie wytrzymał i jego ruchliwość wzięła górę.
-Widziałaś?- odwrócił się gwałtownie do Cecily przy okazji nieco płosząc źrebię - udało mi się go pogłaskać!- oznajmił szczęśliwy. W sumie to i tak dobrze, że dał radę być spokojnie przez tę chwilę.
Co do przyszłości chłopca wszystko wskazywało na to, że będzie miał w sobie trochę arogancji, ale przy odrobinie szczęścia nie zostanie bufonem. Przynajmniej taką miejmy nadzieję. A jeśli chodzi o pamięć, pewnie coś z tego krótkiego wykładu czarownicy mu w głowie zostanie. Może nie wszystko, ale trochę owszem.
Co do szlacheckich rodzin, to powiedzmy sobie szczerze, Macmillanowie przez swoje charaktery i przekonania mogli wydawać się bardziej przystępni niż inne wielkie rody. Tyle tylko, że ich gwałtowny charakter przysparzał im trochę kłopotów, ale przynajmniej nie mieli kija od miotły w rzyci, nie?
-W Kornwalii, w Pudllemere - oznajmił od razu. - To chyba nie jest daleko, prawda?- zapytał jeszcze, ale na szczęście na tym zakończył swoje dociekania na temat Gloucestershire. Zamiast tego słuchał jak Cecily opowiadała o rezerwacie. Zdaje się, że opowieść pokryła większość potencjalnych pytań jakie mógł mieć. No i była dla niego całkiem zrozumiała.
Heath patrzył jak zaczarowany na źrebaka, który do nich podszedł. Można powiedzieć, że wręcz świdrował go swoimi błekitnymi oczami. Wziął sobie do serca stwierdzenie o ciszy i spokoju do tego stopnia, że możnaby podejrzewać, iż przejęty chłopiec wręcz wstrzymał oddech, żeby nie przestraszyć zwierzęcia.
Chłopiec dalej wpatrując się w źrebaka wyciągnął w jego kierunku dłoń. O dziwo wykonał ten ruch dość łagodnie, tak jak Cecily wcześniej. Jednorożec podobnie jak przedtem wycofał się na moment nieufnie, ale w końcu ciekawość wygrała i podszedł bliżej.
Mały Macmillan był przeszczęśliwy gdy mógł wreszcie dotknąć i delikatnie pogłaskać zwierzaka po nosie. Udało się. Szkoda tylko, że ta chwila spokoju to było maksimum na jakie go było stać. Po pomizianiu źrebaka nie wytrzymał i jego ruchliwość wzięła górę.
-Widziałaś?- odwrócił się gwałtownie do Cecily przy okazji nieco płosząc źrebię - udało mi się go pogłaskać!- oznajmił szczęśliwy. W sumie to i tak dobrze, że dał radę być spokojnie przez tę chwilę.
Co do przyszłości chłopca wszystko wskazywało na to, że będzie miał w sobie trochę arogancji, ale przy odrobinie szczęścia nie zostanie bufonem. Przynajmniej taką miejmy nadzieję. A jeśli chodzi o pamięć, pewnie coś z tego krótkiego wykładu czarownicy mu w głowie zostanie. Może nie wszystko, ale trochę owszem.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Z zadowoleniem zobaczyła jak chłopiec naśladuje jej wolne ruchy. Młody szybko się uczył i z pewnością należał do bystrzejszych dzieci, nie to, co przybrany brat Rubeusa.
- Kornwalia? – Zapytała z nutą zdziwienia w głosie. – A więc, skoro mieszkasz w Puddlemere musisz lubić quidditch. – Stwierdziła od razu kojarząc miejscowość ze znaną drużyną Zjednoczonych. Cecylii często tęskniła za czasami, gdy mogła spędzić w powietrzu długiego godziny podczas forsownych treningów Gryfonów. Nie była wybitną ścigającą, ale jej refleks i szybkość w wielu sytuacjach zapewniały przewagę drużynie. Może dlatego kapitan wybaczał wybuchowy charakter dziewczyny i jej notoryczne upadki z miotły. Dawno przestała zliczać ile siniaków nabijała przy kolejnych upadkach, gdy jedynym liczącym się celem była szybkość. Pędząc z zawrotną prędkością,Cecil nie musiała o niczym myśleć. Umysł mógł się skupić na prostych, fizycznych czynnościach, a wszystkie jej problemy zostawały na ziemi. Czasami nawet Hagrid chwytała się na myśleniu co gdyby skierowała swoje kroki w stronę profesjonalnej gry? Czy zdobyłaby umiejętności konieczne dobremu zawodnikowi? Jej pasja do czarodziejskiego sportu po ukończeniu Hogwartu zamieniła się w sentymentalne hobby. Zbierała pamiątki, chodziła na mecze i wraz z całą resztą trybun wykrzykiwała zachęcające do walki hasła. Uwielbiała adrenalinę towarzyszącą nadziei, że może tym razem jej drużynie uda się wygrać. Heath wyglądał na sprawnego, a przy tym niezwykle ruchliwego dzieciaka. Znając skłonności arystokratów i nacisk, jaki kładli na wychowanie fizyczne swoich dzieci, mógł już mieć do czynienia z dziecięcą miotełką. Ciekawie było wyobrazić sobie wychowanie w bogatszej rodzinie. Co zrobiłaby taka dziewczyna jak ona, mając zapewnioną edukację z najwyższej półki od wczesnych lat swojego życia? Czy to zmieniłoby jej charakter, inaczej ukształtowało osobowość? A może mimo tego, pozostałaby wciąż tą samą, upierdliwą chłopczycą?
Tak wiele dróg życiowych mija ludziom przed oczami przez okres ich dojrzewania. Cecylia miewała wiele marzeń, ale koniec końców zrealizowała tylko to dotyczące ratownictwa. Patrząc teraz na młodego Macmillana, zastanawiała się, czy może nie nadszedł czas by posunąć się o krok dalej i poszerzyć horyzonty. Kto w końcu bronił jej wsiąść na miotłę i poćwiczyć w wolnej chwili? Jeśli tylko chciała coś robić, z odpowiednią dawką motywacji nic nie mogło powstrzymać zdeterminowanego Hagrida.
Rozmyślania przerwał niespodziewany trzask. Jeden ze szklanych lampionów, stojących dla ozdoby terenu zagrody pękł z hukiem, wystrzeliwując odłamki na wszystkie strony. Jednorożce spięły się do biegu i ruszyły na przeciwny kraniec wybiegu, dotychczas przyjazny maluch teraz zarżał głośno w stronę swej matki. Cecily zauważyła, jak klacz kładzie uszy po sobie i przygotowuje się, by ruszyć w ich stronę.
- Uważaj! - Syknęła w stronę chłopca, po czym chwyciła go w pasie i odsunęła się na bezpieczną odległość kilku kroków. Niewiele brakowało. Zdenerwowana pani jednorożec zagięła łeb zakończony ostrą naroślą do szarży i wbiła go w powietrze, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu rozmawiali o rezerwacie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Kornwalia? – Zapytała z nutą zdziwienia w głosie. – A więc, skoro mieszkasz w Puddlemere musisz lubić quidditch. – Stwierdziła od razu kojarząc miejscowość ze znaną drużyną Zjednoczonych. Cecylii często tęskniła za czasami, gdy mogła spędzić w powietrzu długiego godziny podczas forsownych treningów Gryfonów. Nie była wybitną ścigającą, ale jej refleks i szybkość w wielu sytuacjach zapewniały przewagę drużynie. Może dlatego kapitan wybaczał wybuchowy charakter dziewczyny i jej notoryczne upadki z miotły. Dawno przestała zliczać ile siniaków nabijała przy kolejnych upadkach, gdy jedynym liczącym się celem była szybkość. Pędząc z zawrotną prędkością,Cecil nie musiała o niczym myśleć. Umysł mógł się skupić na prostych, fizycznych czynnościach, a wszystkie jej problemy zostawały na ziemi. Czasami nawet Hagrid chwytała się na myśleniu co gdyby skierowała swoje kroki w stronę profesjonalnej gry? Czy zdobyłaby umiejętności konieczne dobremu zawodnikowi? Jej pasja do czarodziejskiego sportu po ukończeniu Hogwartu zamieniła się w sentymentalne hobby. Zbierała pamiątki, chodziła na mecze i wraz z całą resztą trybun wykrzykiwała zachęcające do walki hasła. Uwielbiała adrenalinę towarzyszącą nadziei, że może tym razem jej drużynie uda się wygrać. Heath wyglądał na sprawnego, a przy tym niezwykle ruchliwego dzieciaka. Znając skłonności arystokratów i nacisk, jaki kładli na wychowanie fizyczne swoich dzieci, mógł już mieć do czynienia z dziecięcą miotełką. Ciekawie było wyobrazić sobie wychowanie w bogatszej rodzinie. Co zrobiłaby taka dziewczyna jak ona, mając zapewnioną edukację z najwyższej półki od wczesnych lat swojego życia? Czy to zmieniłoby jej charakter, inaczej ukształtowało osobowość? A może mimo tego, pozostałaby wciąż tą samą, upierdliwą chłopczycą?
Tak wiele dróg życiowych mija ludziom przed oczami przez okres ich dojrzewania. Cecylia miewała wiele marzeń, ale koniec końców zrealizowała tylko to dotyczące ratownictwa. Patrząc teraz na młodego Macmillana, zastanawiała się, czy może nie nadszedł czas by posunąć się o krok dalej i poszerzyć horyzonty. Kto w końcu bronił jej wsiąść na miotłę i poćwiczyć w wolnej chwili? Jeśli tylko chciała coś robić, z odpowiednią dawką motywacji nic nie mogło powstrzymać zdeterminowanego Hagrida.
Rozmyślania przerwał niespodziewany trzask. Jeden ze szklanych lampionów, stojących dla ozdoby terenu zagrody pękł z hukiem, wystrzeliwując odłamki na wszystkie strony. Jednorożce spięły się do biegu i ruszyły na przeciwny kraniec wybiegu, dotychczas przyjazny maluch teraz zarżał głośno w stronę swej matki. Cecily zauważyła, jak klacz kładzie uszy po sobie i przygotowuje się, by ruszyć w ich stronę.
- Uważaj! - Syknęła w stronę chłopca, po czym chwyciła go w pasie i odsunęła się na bezpieczną odległość kilku kroków. Niewiele brakowało. Zdenerwowana pani jednorożec zagięła łeb zakończony ostrą naroślą do szarży i wbiła go w powietrze, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu rozmawiali o rezerwacie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Heath wyglądał na bystrego tylko od czasu do czasu. W sumie to nie można mu zarzucić, że był głupi, ale w momencie gdy coś go ekscytowało można do niego było mówić jak do ściany. Tak samo jak próbowano nauczyć go czegoś co absolutnie nie wydawało mu się interesujące. Droga przez mękę. No, ale na szczęście Cecily nie była jego nauczycielką, ani nic w tym guście i Heath w zasadzie też bardzo nie szalał. Można powiedzieć, że mały Macmillan sprawiał całkiem niezłe wrażenie.
-Pewnie, że lubię - potwierdził od razu jej domysły. - Ty pewnie też, nie? - spojrzał badawczo na czarownicę. Nie każdy czarodziej od razu kojarzył Puddlemere i Zjednoczonych, znaczy się Cecily jakieś pojęcie o quidditchu miała.
-Kiedyś jakbyś była w Bodmin Moor, to moglibyśmy się pościgać!- zaproponował. Co z tego, że czarownicę znał od zaledwie kwadransa? Wydawała się miła i chyba trochę interesowała się miotlarstwem. Dla Heatha to absolutnie wystarczało.
Heath był zaskoczony trzaskiem i automatycznie odwrócił głowę w kierunku skąd doszedł ich dźwięk. W sumie to powinien się zacząć powoli przyzwyczajać. Dzięki anomaliom co chwilę działo się coś dziwnego. Chociaż, chłopiec nie łączył tych dziwnych zdarzeń ze swoją osobą. Wydawało mu się, że tak po prostu jest, a nikt specjalnie go nie uświadamiał, że te wszystkie nieprzyjemne wypadki to jego sprawka.
Gdy czarownica syknęła ostrzegawczo w jego kierunku, chłopiec odwrócił do niej. Dobrze, że Cecily wykazała się refleksem i odciągnęła zdziwionego chłopca od ogrodzenia. Młody zupełnie nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia jakie go minęło. A mogło się skończyć nieciekawie. Za to patrzył zafascynowany na róg jednorożca.
-Faktycznie są ostre- skomentował tylko, nie wyglądał na wystraszonego, chociaż pewnie powinien.
Te dwa wydarzenia, które nastąpiły po sobie zmusiły też opiekunkę chłopca do działania. Szybko znalazła się przy małym Macmillanie i na wszelki wypadek obejrzała go z każdej strony przy okazji wyciągając mu z włosów szkło.
-Dziękuję- powiedziała do Cecily z nieśmiałym uśmiechem. W sumie gdyby coś się stało miałaby spory problem.
-Heath... pożegnaj się. Musimy iść dalej, a jednorożce chyba przez chwilą nie podejdą do nikogo - zakomenderowała. Lepiej, żeby dzieciak nie miotał anomaliami na prawo i lewo.
Jak nic się nie wydarzy to mnie też zniknij z tematu
-Pewnie, że lubię - potwierdził od razu jej domysły. - Ty pewnie też, nie? - spojrzał badawczo na czarownicę. Nie każdy czarodziej od razu kojarzył Puddlemere i Zjednoczonych, znaczy się Cecily jakieś pojęcie o quidditchu miała.
-Kiedyś jakbyś była w Bodmin Moor, to moglibyśmy się pościgać!- zaproponował. Co z tego, że czarownicę znał od zaledwie kwadransa? Wydawała się miła i chyba trochę interesowała się miotlarstwem. Dla Heatha to absolutnie wystarczało.
Heath był zaskoczony trzaskiem i automatycznie odwrócił głowę w kierunku skąd doszedł ich dźwięk. W sumie to powinien się zacząć powoli przyzwyczajać. Dzięki anomaliom co chwilę działo się coś dziwnego. Chociaż, chłopiec nie łączył tych dziwnych zdarzeń ze swoją osobą. Wydawało mu się, że tak po prostu jest, a nikt specjalnie go nie uświadamiał, że te wszystkie nieprzyjemne wypadki to jego sprawka.
Gdy czarownica syknęła ostrzegawczo w jego kierunku, chłopiec odwrócił do niej. Dobrze, że Cecily wykazała się refleksem i odciągnęła zdziwionego chłopca od ogrodzenia. Młody zupełnie nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia jakie go minęło. A mogło się skończyć nieciekawie. Za to patrzył zafascynowany na róg jednorożca.
-Faktycznie są ostre- skomentował tylko, nie wyglądał na wystraszonego, chociaż pewnie powinien.
Te dwa wydarzenia, które nastąpiły po sobie zmusiły też opiekunkę chłopca do działania. Szybko znalazła się przy małym Macmillanie i na wszelki wypadek obejrzała go z każdej strony przy okazji wyciągając mu z włosów szkło.
-Dziękuję- powiedziała do Cecily z nieśmiałym uśmiechem. W sumie gdyby coś się stało miałaby spory problem.
-Heath... pożegnaj się. Musimy iść dalej, a jednorożce chyba przez chwilą nie podejdą do nikogo - zakomenderowała. Lepiej, żeby dzieciak nie miotał anomaliami na prawo i lewo.
Jak nic się nie wydarzy to mnie też zniknij z tematu
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Zagroda jednorożców
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset