poddasze.
AutorWiadomość
cośtutajbędzienadniach.
what matters most is how well you walk through the f i r e.
Felix Tremaine
Zawód : goni mnie przeszłość
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
w środku pękają struny
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| wrzesień, zaraz po sesyjce z Izoldzią
Lekko przygarbiony mężczyzna stawiał kroki wybitnie powoli (na pierwszy rzut oka widać było, że ta czynność sprawia mu wyraźną trudność), gdy wspinał się na samą górę nokturnowej kamienicy; przygryzł wargę, chwytając się myśli, iż została mu do przejścia ostatnia… krzywa? Na Merlina, że też podczas teleportacji pomyślał o tych pieprzonych drzwiach wejściowych; a mógł spokojnie przenieść się od razu przed swoje mieszkanie… Cóż, najwidoczniej przez kilka ostatnich dni wyparowała mu chyba spora część szarych komórek od tego nicnierobienia i moszczenia się w szpitalnym wyrze. No trudno, z pewnością nie da rady teleportować się ponownie – wciąż jeszcze był zbyt osłabiony, by pozwolić sobie na taką dozę szaleństwa; zresztą nienawidził tego sposobu komunikacji i kolejna próba zakończyłaby się niechybnie malowniczym pawiem w radosnych, żółtawych barwach (jajecznica na śniadanie) – choć to i tak dość optymistyczny prognostyk – zawsze mogłoby być gorzej – oczyma wyobraźni już widział dorodną monobrew (tyle że z powodu zagubienia drugiej), czy tam monopośladek (rozszczepienie to okropność, tak właśnie skończyło się jego pierwsze podejście do CWN-u).
Pozostało mu więc tylko bezgłośne odmierzanie odległości od odrapanej framugi - drewnianych wrót do niewielkich rozmiarów przestrzeni, którą w myślach zdążył już (a może dopiero? – wszak minęły dobre dwa lata, odkąd nie pokochał tego miejsca od pierwszego wejrzenia; potem ich więź przerodziła się w skomplikowaną relację, lecz z czasem Felix nauczył się przymykać oko na wszystkie mankamenty mieszkania, z którym związał się emocjonalnie) utożsamić ze swoim domem. Dwa lata temu nauczył się, że on też potrafi zasmakować w namiastce stagnacji, gdy wraz z kresem ery cyrku… nastąpił również koniec nieustannej rotacji przestrzeni i pogoni za bliżej nieokreślonym nieznanym (na płaszczyźnie materialnej – bowiem w jego przypadku trudno przenieść to analogicznie na sferę psychiczną). Teraz miał siedemdziesiąt metrów kwadratowych (na powierzchni pięciuset milionów kilometrów kwadratowych) – z perspektywy globalnej nic nieznacząca kropka urosła w jego sercu do niebotycznych rozmiarów, a on nauczył się określać ją mianem swego miejsca na ziemi.
Lecz jego przybytek dookreślali też (nie)stali bywalcy, którzy w mniejszym lub większym stopniu mogli nazywać poddasze również swoim domem. Mathilda była jedną z tych osób, którym Felix zawierzył do tego stopnia, że bez wahania wpuścił ich do przestrzeni niewątpliwie intymnej, ofiarowując im własny kąt w warunkach dalece nieidealnych, acz na swój specyficzny sposób komfortowych – a przynajmniej zapewniających komfort psychiczny (jemu z pewnością; za resztę nie będzie się wypowiadał).
Tremaine otworzył drzwi i stanął u progu, odnajdując wzrokiem sylwetkę kobiety znajomo zarysowującą się na tle zgniłej zieleni desek. Wciąż miał na sobie ubranie, w którym wyszedł stąd cztery dni wcześniej – co prawda w szpitalu ktoś chyba starał się je odświeżyć, ale zrobił to wybitnie niechlujnie i widać było jeszcze pozostałości po bukietach krwi zakwitłych na materiale ciemnych szat. Kontrastowały one nieco z szerokim uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy.
Jak dobrze wrócić do domu...
Lekko przygarbiony mężczyzna stawiał kroki wybitnie powoli (na pierwszy rzut oka widać było, że ta czynność sprawia mu wyraźną trudność), gdy wspinał się na samą górę nokturnowej kamienicy; przygryzł wargę, chwytając się myśli, iż została mu do przejścia ostatnia… krzywa? Na Merlina, że też podczas teleportacji pomyślał o tych pieprzonych drzwiach wejściowych; a mógł spokojnie przenieść się od razu przed swoje mieszkanie… Cóż, najwidoczniej przez kilka ostatnich dni wyparowała mu chyba spora część szarych komórek od tego nicnierobienia i moszczenia się w szpitalnym wyrze. No trudno, z pewnością nie da rady teleportować się ponownie – wciąż jeszcze był zbyt osłabiony, by pozwolić sobie na taką dozę szaleństwa; zresztą nienawidził tego sposobu komunikacji i kolejna próba zakończyłaby się niechybnie malowniczym pawiem w radosnych, żółtawych barwach (jajecznica na śniadanie) – choć to i tak dość optymistyczny prognostyk – zawsze mogłoby być gorzej – oczyma wyobraźni już widział dorodną monobrew (tyle że z powodu zagubienia drugiej), czy tam monopośladek (rozszczepienie to okropność, tak właśnie skończyło się jego pierwsze podejście do CWN-u).
Pozostało mu więc tylko bezgłośne odmierzanie odległości od odrapanej framugi - drewnianych wrót do niewielkich rozmiarów przestrzeni, którą w myślach zdążył już (a może dopiero? – wszak minęły dobre dwa lata, odkąd nie pokochał tego miejsca od pierwszego wejrzenia; potem ich więź przerodziła się w skomplikowaną relację, lecz z czasem Felix nauczył się przymykać oko na wszystkie mankamenty mieszkania, z którym związał się emocjonalnie) utożsamić ze swoim domem. Dwa lata temu nauczył się, że on też potrafi zasmakować w namiastce stagnacji, gdy wraz z kresem ery cyrku… nastąpił również koniec nieustannej rotacji przestrzeni i pogoni za bliżej nieokreślonym nieznanym (na płaszczyźnie materialnej – bowiem w jego przypadku trudno przenieść to analogicznie na sferę psychiczną). Teraz miał siedemdziesiąt metrów kwadratowych (na powierzchni pięciuset milionów kilometrów kwadratowych) – z perspektywy globalnej nic nieznacząca kropka urosła w jego sercu do niebotycznych rozmiarów, a on nauczył się określać ją mianem swego miejsca na ziemi.
Lecz jego przybytek dookreślali też (nie)stali bywalcy, którzy w mniejszym lub większym stopniu mogli nazywać poddasze również swoim domem. Mathilda była jedną z tych osób, którym Felix zawierzył do tego stopnia, że bez wahania wpuścił ich do przestrzeni niewątpliwie intymnej, ofiarowując im własny kąt w warunkach dalece nieidealnych, acz na swój specyficzny sposób komfortowych – a przynajmniej zapewniających komfort psychiczny (jemu z pewnością; za resztę nie będzie się wypowiadał).
Tremaine otworzył drzwi i stanął u progu, odnajdując wzrokiem sylwetkę kobiety znajomo zarysowującą się na tle zgniłej zieleni desek. Wciąż miał na sobie ubranie, w którym wyszedł stąd cztery dni wcześniej – co prawda w szpitalu ktoś chyba starał się je odświeżyć, ale zrobił to wybitnie niechlujnie i widać było jeszcze pozostałości po bukietach krwi zakwitłych na materiale ciemnych szat. Kontrastowały one nieco z szerokim uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy.
Jak dobrze wrócić do domu...
what matters most is how well you walk through the f i r e.
Felix Tremaine
Zawód : goni mnie przeszłość
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
w środku pękają struny
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- A mówiłam ci, żebyś poczekał - wyrzucasz mu od progu, bo jesteś kobietą, a kobiety są do tego zaprogramowane, by jednego razu być służącymi z marzeń, a drugiego wytykać palcami każdy źle ułożony włos. Twoje słowa mają mu przypomnieć, jak przed czterema dniami napisałaś mu rankiem karteczkę, by nie wychodził z domu pod żadnym pozorem, nim cie nie spotka. Ale on nie posłuchał i wyszedł. I bądź tu człowieku jasnowidzem, chciej uchronić swego przyjaciela przed złym losem. To podepcze Twoją radę, wyrzuci do kosza i pójdzie dostać we wszystkie pięćdziesiąt zębów, które mu jeszcze nie wypadły.
Odrywasz się od czynności, którą tylko z pozoru wykonywałaś. Odkąd cztery dni temu nie zastałaś Feliksa w domu, skupienie się na czymkolwiek graniczyło z cudem. Pocieszanie się, że Twoje wizje nie sprawdzają się w stu procentach, przestało być możliwe, kiedy trzeci dzień z rzędu ugotowana herbata nie doczekała się amatora, juz nie wierzysz w jakiekolwiek słowa. Dopiero dzisiejszego ranka obudziłaś się z innym przeczuciem. Że już węcej nie musisz się zamartwiać i że wszystko.. będzie okej. Dlatego cierpliwie, po raz kolejny, napełniasz filiżankę po sam brzeg i trzy razy mieszasz w nim łyzką. Nie słodzisz, bo na poddaszu nie ma cukru. Jeden łyk herbaty i pół dnia sprzątania, tylko pół, bo poddasze nie jest duże.
- Gdzie byłeś - pytasz zbierając się z siedzenia i podchodząc do Feliksa, bladego od zbyt prędkiego opuszczenia szpitalnego łóżka. - Czekałam z herbatą osiemnaście razy - jedna herbata na cztery godziny, kilka opuszczonych, kilka dodatkowych. Chcesz mu pomóc, by nie padł w progu, więc do szmat ułożonych na kształt kanapy prowadzić go zaczniesz, na początku jednak, niech poczuje, jak mu dłoń na karku kładziesz i się troskliwe i z ulgą przytula do chudego ciała, które w twych wizjach kończyło marnie.
Odrywasz się od czynności, którą tylko z pozoru wykonywałaś. Odkąd cztery dni temu nie zastałaś Feliksa w domu, skupienie się na czymkolwiek graniczyło z cudem. Pocieszanie się, że Twoje wizje nie sprawdzają się w stu procentach, przestało być możliwe, kiedy trzeci dzień z rzędu ugotowana herbata nie doczekała się amatora, juz nie wierzysz w jakiekolwiek słowa. Dopiero dzisiejszego ranka obudziłaś się z innym przeczuciem. Że już węcej nie musisz się zamartwiać i że wszystko.. będzie okej. Dlatego cierpliwie, po raz kolejny, napełniasz filiżankę po sam brzeg i trzy razy mieszasz w nim łyzką. Nie słodzisz, bo na poddaszu nie ma cukru. Jeden łyk herbaty i pół dnia sprzątania, tylko pół, bo poddasze nie jest duże.
- Gdzie byłeś - pytasz zbierając się z siedzenia i podchodząc do Feliksa, bladego od zbyt prędkiego opuszczenia szpitalnego łóżka. - Czekałam z herbatą osiemnaście razy - jedna herbata na cztery godziny, kilka opuszczonych, kilka dodatkowych. Chcesz mu pomóc, by nie padł w progu, więc do szmat ułożonych na kształt kanapy prowadzić go zaczniesz, na początku jednak, niech poczuje, jak mu dłoń na karku kładziesz i się troskliwe i z ulgą przytula do chudego ciała, które w twych wizjach kończyło marnie.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Jest tylko małym człowieczkiem, któremu arkana sztuki jasnowidzenia (bądź – jak w tym przypadku – czarnowidzenia) wydają się tak abstrakcyjne, że za nic w świecie nie potrafi zrozumieć, jakim cudem Mathilda porusza się po tych wszystkich płaszczyznach teraźniejszości wymieszanej z mniej lub bardziej odległą przyszłością (a czasem również przeszłością?) i nie gubi się gdzieś po drodze; nie ma pojęcia, jak z gąszczu enigmatycznych symboli lepi kształtną wizję, artystyczną wrażliwością łatając brakujące fragmenty – tak, aby stworzyły całość, którą dziewczyna przyswaja pełnią swej wyobraźni.
- Nie poszedłbym w ogóle, gdybyś załatwiła sobie uprawnienia do wystawiania usprawiedliwień nieobecności w pracy z powodu wizji możliwego ciągu zdarzeń zagrażających życiu – odparł, wciąż uśmiechając się do niej półgębkiem. Jakkolwiek zabawnie to nie brzmi, on naprawdę wierzy w przeznaczenie i bliżej nieokreślone fatum, które na niciach życia zaplata czasem węzły trudne do rozplątania – Felix jest święcie przekonany, że nie da się uciec przed misternym planem wykreowanym mocą siły sprawczej, wyższej – nawet jeśli Benjamin Wright nie okazałby się skończonym skurwysynem, to zapewne w alternatywnej wersji zdarzeń czekałoby Tremaine'a coś równie nieprzyjemnego.
- To Ty tu jesteś jasnowidzem, Tilly, nie miałaś przebłysku z moich czterodniowych wakacji w kurorcie Świętego Munga? – droczył się tylko trochę, starając się za wszelką cenę nie robić z pobytu w szpitalu jakiegoś dramatu. Nie pierwszy i nie ostatni raz wymierzono mu niesprawiedliwość – może dobrze, że tym razem skończyło się tylko na mugolskim sparingu oraz pokazie siły fizycznej, gdyż czarnomagiczne zaklęcia miały zdecydowanie większą siłę rażenia, a i o popieszczenie nimi nietrudno przecież w zaułkach Śmiertelnego.
- Dziewiętnasta już się nie zmarnuje – przygarnął Mathildę do siebie, zakleszczając ją w przepełnionym ulgą uścisku. Aczkolwiek chwilę później uniósł się dumą i nie pozwolił na to, by prowadziła go jak jakiegoś ułomnego starca – do sterty kanapo-szmat dotarł sam, ostentacyjnie ignorując asekuracyjnie podążającą za nim Mathildę.
- Nie poszedłbym w ogóle, gdybyś załatwiła sobie uprawnienia do wystawiania usprawiedliwień nieobecności w pracy z powodu wizji możliwego ciągu zdarzeń zagrażających życiu – odparł, wciąż uśmiechając się do niej półgębkiem. Jakkolwiek zabawnie to nie brzmi, on naprawdę wierzy w przeznaczenie i bliżej nieokreślone fatum, które na niciach życia zaplata czasem węzły trudne do rozplątania – Felix jest święcie przekonany, że nie da się uciec przed misternym planem wykreowanym mocą siły sprawczej, wyższej – nawet jeśli Benjamin Wright nie okazałby się skończonym skurwysynem, to zapewne w alternatywnej wersji zdarzeń czekałoby Tremaine'a coś równie nieprzyjemnego.
- To Ty tu jesteś jasnowidzem, Tilly, nie miałaś przebłysku z moich czterodniowych wakacji w kurorcie Świętego Munga? – droczył się tylko trochę, starając się za wszelką cenę nie robić z pobytu w szpitalu jakiegoś dramatu. Nie pierwszy i nie ostatni raz wymierzono mu niesprawiedliwość – może dobrze, że tym razem skończyło się tylko na mugolskim sparingu oraz pokazie siły fizycznej, gdyż czarnomagiczne zaklęcia miały zdecydowanie większą siłę rażenia, a i o popieszczenie nimi nietrudno przecież w zaułkach Śmiertelnego.
- Dziewiętnasta już się nie zmarnuje – przygarnął Mathildę do siebie, zakleszczając ją w przepełnionym ulgą uścisku. Aczkolwiek chwilę później uniósł się dumą i nie pozwolił na to, by prowadziła go jak jakiegoś ułomnego starca – do sterty kanapo-szmat dotarł sam, ostentacyjnie ignorując asekuracyjnie podążającą za nim Mathildę.
what matters most is how well you walk through the f i r e.
Felix Tremaine
Zawód : goni mnie przeszłość
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
w środku pękają struny
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tego nie da się ogarnąć, a na pewno nie tobie. Zmagasz się z tym utrapieniem od kilunastu lat, za nic nie mogąc dziś przyznać, że wiesz z czym się je jasnowidztwo. Niektórzy nazywają to darem, lecz czy ten talent dał ci coś prócz cierpienia? Zbierasz jego owoce i ciernie rozrywając ci wspomnienia, dają obrazy niepoukładane. Raz jesteś sobą, innego dnia znów inną osobą. Masz tylko kilka chwil, by przypomnieć sobie kontekst stawianego pytania. Nie błądź w świecie, który jeszcze nie zaistniał, wróć do teraźniejszości.
- Masz nauczkę, że należy mnie słuchać. Czym byłby tamten jeden dzień wobec trzech kolejnych, które opuściłeś w pracy? - logicznie myślisz, ale niewystarczająco życiowo. Bo czy przy każdym kichnięciu, kiedy przewidywać będziesz mu suchoty, on przejmie sie na tyle, by chociaż gorącej herbaty z wódką sobie przyrządzić na wybawienie się z choroby?
- Tak się składa, że akurat żadnych dobrych wizji na Twój temat nie miałam - czy to był wyrzut, bo zabrzmiał tak trochę, to już nieważne, wciąż trzymasz go blisko, bo wydaje się, jakby miał się potłuc. - Dobrze cię tam traktowali? Wszystko już doprowadzili do porządku? - z niemałą czułością stąpając krok w krok za tym, który wyciagnął swoją biedną rękę i zaoferował dach nad głową, pytasz i oczekujesz, że odpowie nie tylko na zadane pytania, ale powie czego mu teraz najbardziej trzeba. Może chleba z mięsem, może trochę czekolady. Kilka cukierków zwędziłaś z tacki u pani Avery w galerii. Ona nie zbiednieje, a Feliks będzie miał przynajmniej miłe powitanie.
- Zrobię- skinąwszy głową, znajdujesz różdżkę i machasz nią w kierunku imbryczka. - Dodam kapkę Ognistej, żeby postawiło cię na nogi
Czy Feliks już wie co znaczy twoja kapka? W wiwernie by cie nie zatrudnili, bo nie szczędzisz sobie uciechy.
- Masz nauczkę, że należy mnie słuchać. Czym byłby tamten jeden dzień wobec trzech kolejnych, które opuściłeś w pracy? - logicznie myślisz, ale niewystarczająco życiowo. Bo czy przy każdym kichnięciu, kiedy przewidywać będziesz mu suchoty, on przejmie sie na tyle, by chociaż gorącej herbaty z wódką sobie przyrządzić na wybawienie się z choroby?
- Tak się składa, że akurat żadnych dobrych wizji na Twój temat nie miałam - czy to był wyrzut, bo zabrzmiał tak trochę, to już nieważne, wciąż trzymasz go blisko, bo wydaje się, jakby miał się potłuc. - Dobrze cię tam traktowali? Wszystko już doprowadzili do porządku? - z niemałą czułością stąpając krok w krok za tym, który wyciagnął swoją biedną rękę i zaoferował dach nad głową, pytasz i oczekujesz, że odpowie nie tylko na zadane pytania, ale powie czego mu teraz najbardziej trzeba. Może chleba z mięsem, może trochę czekolady. Kilka cukierków zwędziłaś z tacki u pani Avery w galerii. Ona nie zbiednieje, a Feliks będzie miał przynajmniej miłe powitanie.
- Zrobię- skinąwszy głową, znajdujesz różdżkę i machasz nią w kierunku imbryczka. - Dodam kapkę Ognistej, żeby postawiło cię na nogi
Czy Feliks już wie co znaczy twoja kapka? W wiwernie by cie nie zatrudnili, bo nie szczędzisz sobie uciechy.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Raz jeden - w dzień dżdżysty i ponury - miał nieszczęście zobaczyć, jak wygląda wątłe, jeszcze wtedy dziewczęce ciało pogrążone w oparach wizji straszliwej. Było to za czasów szkolnych, a bolesne wydarzenie przepowiedziała mu Cassandra, której słowa co do joty spełniły się niecały rok później. Wtedy też uwierzył w prawdę zaklętą w zdaniach wykrzykiwanych w mrocznej ekstazie i w pełni zrozumiał, jakim przekleństwem jest dla obdarzonego niecodzienny dar zaglądania przyszłości w oczy.
A potem w jego życiu pojawiła się ona i namalowała mu obraz przeszłości; wyśniła rzeczy, które już się wydarzyły - w tym te, z których nie jest dumny, a nawet się ich wstydzi… Gdy zaprosił ją na poddasze, nie miał pojęcia, jakie umiejętności posiada niepozorna dziewczyna bez dachu nad głową. Z czasem przyzwyczaił się do jej wieloznacznych wizji i przestał nawet próbować zrozumieć kryjący się w nich zawoalowany przekaz.
- Nigdy więcej lekceważenia twych słów, obiecuję - roześmiał się cicho, gdy krzyżując palce przyłożył rękę do piersi w rzekomym celu nadania swej obietnicy powagi. Kobiety chyba tak po prostu miały, a przynajmniej te wyzwolone, że koniecznie musiały podkreślać swoją wartość. A przecież marny ród męski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że bez niewiast świat przestałby istnieć.
- Jak zawsze potrafisz pocieszyć… Widzę, że moja przyszłość rysuje się w różowych barwach - uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale w tonie próżno było szukać kpiny - Felix po prostu się z nią przekomarzał. To nie tak, że lekceważył jej umiejętności, ale przecież nie okryje się kirem i nie spędzi następnego tygodnia jojcząc, jakie życie jest beznadziejne… tylko dlatego, że Mathilda przepowie mu jakieś niefortunne zdarzenie. Nie chciał znać swojej przyszłości. Bał się tego, co kryje się za rogiem czasu, więc wolał przymykać na nią oko. - Poskładali mnie naprawdę ekspresowo. Dobrze, że zęby odrosły mi tak szybko… Gdybym był mugolem, zostałbym pół-szczerbaty już do końca życia - dodał odkrywczo, krzywiąc się nieznacznie. Chwała Merlinowi, że magia istnieje.
- Nie wiem, czy mamy kapkę - już w pozycji półleżącej skwitował jej słowa, obawiając się, że ćwiartka butelki, która stała gdzieś koło łóżka, może nie wystarczyć przy jej ciekawym spojrzeniu na proporcje. Czasem miał wrażenie, że zamiast herbaty z prądem pije Ognistą z domieszką herbaty. Co zresztą jakoś szczególnie mu nie przeszkadzało. - Powiedz lepiej, jak przygotowania do wystawy. Ustaliliście już dokładną datę? - zapytał, gdy zaczęła krzątać się po poddaszu.
A potem w jego życiu pojawiła się ona i namalowała mu obraz przeszłości; wyśniła rzeczy, które już się wydarzyły - w tym te, z których nie jest dumny, a nawet się ich wstydzi… Gdy zaprosił ją na poddasze, nie miał pojęcia, jakie umiejętności posiada niepozorna dziewczyna bez dachu nad głową. Z czasem przyzwyczaił się do jej wieloznacznych wizji i przestał nawet próbować zrozumieć kryjący się w nich zawoalowany przekaz.
- Nigdy więcej lekceważenia twych słów, obiecuję - roześmiał się cicho, gdy krzyżując palce przyłożył rękę do piersi w rzekomym celu nadania swej obietnicy powagi. Kobiety chyba tak po prostu miały, a przynajmniej te wyzwolone, że koniecznie musiały podkreślać swoją wartość. A przecież marny ród męski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że bez niewiast świat przestałby istnieć.
- Jak zawsze potrafisz pocieszyć… Widzę, że moja przyszłość rysuje się w różowych barwach - uśmiech nie znikał z jego twarzy, ale w tonie próżno było szukać kpiny - Felix po prostu się z nią przekomarzał. To nie tak, że lekceważył jej umiejętności, ale przecież nie okryje się kirem i nie spędzi następnego tygodnia jojcząc, jakie życie jest beznadziejne… tylko dlatego, że Mathilda przepowie mu jakieś niefortunne zdarzenie. Nie chciał znać swojej przyszłości. Bał się tego, co kryje się za rogiem czasu, więc wolał przymykać na nią oko. - Poskładali mnie naprawdę ekspresowo. Dobrze, że zęby odrosły mi tak szybko… Gdybym był mugolem, zostałbym pół-szczerbaty już do końca życia - dodał odkrywczo, krzywiąc się nieznacznie. Chwała Merlinowi, że magia istnieje.
- Nie wiem, czy mamy kapkę - już w pozycji półleżącej skwitował jej słowa, obawiając się, że ćwiartka butelki, która stała gdzieś koło łóżka, może nie wystarczyć przy jej ciekawym spojrzeniu na proporcje. Czasem miał wrażenie, że zamiast herbaty z prądem pije Ognistą z domieszką herbaty. Co zresztą jakoś szczególnie mu nie przeszkadzało. - Powiedz lepiej, jak przygotowania do wystawy. Ustaliliście już dokładną datę? - zapytał, gdy zaczęła krzątać się po poddaszu.
what matters most is how well you walk through the f i r e.
Felix Tremaine
Zawód : goni mnie przeszłość
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
w środku pękają struny
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
chwil, pulsuje rzeka
czerwienią moich win,
gonię sam siebie i znów
zamiera świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
poddasze.
Szybka odpowiedź