Morsmordre :: Nieaktywni :: Sowy
Sokrates
AutorWiadomość
Sokrates to nad wyraz mądra i spokojna sowa. A przynajmniej w oczach Grega. Dla osób nieznajomych, nawet tych, którym ma dostarczyć list jest małą, wredną, złośliwą sówką, która dziobie wszystkich i wszystko co popadnie.
Gość
Gość
Przeczytaj Garrett Weasley
Profesorze Bott,dziękuję bardzo za Pański niespodziewany list! Trudno zwięźle opowiedzieć, jak przebiega moje życie zawodowe - praca aurora niesie za sobą zbyt wiele wzlotów i upadków oraz niespodziewanych wydarzeń. Jakoś jednak żyję pomiędzy kolejnymi akcjami i jeśli mogę coś powiedzieć na temat mojej pracy, to to, że niewątpliwie ją uwielbiam. Sam Pan musiał zauważyć, że od zawsze lubowałem się niebezpieczeństwach, szalonych pościgach i miotaniu zaklęciami. Teraz mój zawód gwarantuje mi to na co dzień.
Doskonale wiem, o co Pan profesor chce zapytać - tak, wciąż pamiętam o usztywnianiu nadgarstka! Nie mógłby Pan sobie nawet wyobrazić, ile razy uratowało mi to życie. Dopiero teraz okazało się, jak wiele wyniosłem z Pańskich lekcji i miło mi, że wciąż pamięta Pan o krnąbrnych Gryfonach z rocznika 1945. Garrett Weasley
PS: Mam nadzieję, że Barney nie zdemolował Pańskiego domu - ta sowa bywa niekiedy nieznośna.
Doskonale wiem, o co Pan profesor chce zapytać - tak, wciąż pamiętam o usztywnianiu nadgarstka! Nie mógłby Pan sobie nawet wyobrazić, ile razy uratowało mi to życie. Dopiero teraz okazało się, jak wiele wyniosłem z Pańskich lekcji i miło mi, że wciąż pamięta Pan o krnąbrnych Gryfonach z rocznika 1945. Garrett Weasley
PS: Mam nadzieję, że Barney nie zdemolował Pańskiego domu - ta sowa bywa niekiedy nieznośna.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Przeczytaj Graham Mulciber
Szanowny Panie Profesorze,Żadne słowa wytłumaczenia z mojej strony, w świetle pańskiego trafnego spostrzeżenia, nie zmyją mojego zawinienia. Bowiem ma pan niestety absolutną rację. Jednakże trzeba panu wiedzieć, Bott, że nie jestem najlepszy w komunikację listową. Listy otrzymane w ciągu miesiąca zaległy na moim biurku nieotwarte, a pański miał to szczęście, że znajdował się na samym szczycie tejże sterty. Co nie oznacza, że nie przyszło mi do głowy skontaktowanie się z panem w sierpniu, nim rozpoczął się nowy rok w Hogwarcie. Niestety zobowiązania i obowiązki pochłonęły mnie do tego stopnia, że nim się obejrzałem, była już połowa września. Jak zwykle ma pan rację, profesorze. Zostało mi coś z tego nierozgarniętego pierwszoklasisty. Szczęście, że tylko pan zwrócił na to uwagę. Może jest jeszcze dla mnie nadzieja?
Praca jak praca, profesorze. Jeśli czyta pan gazety, może się domyślać co też dzieje się w Biurze Aurorów. Po stokroć bardziej wolałbym znieść kolejne poparzenia ogniem wyzioniętym przez albiona czarnookiego niż oglądać twarze co poniektórych. Serdeczne dzięki za te słowa, jednak śmiem twierdzić, iż ostatnim razem moja różdżka postanowiła spłatać mi psikusa. I to w dosyć niefortunnym momencie – na pojedynkach zaklęć organizowanych przez lorda Fawley’a. Ostatnimi czasy nie mam poważniejszych wizji, a przynajmniej takich, które warte byłby poświęcenia im większej uwagi. Zazwyczaj towarzyszy mi rozdrażnienie, zwłaszcza w skupiskach ludzi. Może pan pamięta lub też nie, ale bliżej mi do odgadywania silnych emocji targającymi ludźmi gdzieś w pobliżu, niż do faktycznych wizji, które zazwyczaj przytrafiały mi się w środku nocy. Nurtuje mnie jednak zupełnie inna kwestia, ze względu na którą chętnie przystałbym na spotkanie. Dotyczy ona bliskiej osoby, u której podejrzewam podobną przypadłość. Czy znalazłby pan czas w dzień Święta Duchów przed południem? Dla pańskiej wygody mogę pofatygować się do Hogsmeade. (Ufam, że nie przewidujecie w tym czasie wycieczki dla młodzieży). Obiecuję, że zdąży pan na świąteczną kolację.
Graham Mulciber
Praca jak praca, profesorze. Jeśli czyta pan gazety, może się domyślać co też dzieje się w Biurze Aurorów. Po stokroć bardziej wolałbym znieść kolejne poparzenia ogniem wyzioniętym przez albiona czarnookiego niż oglądać twarze co poniektórych. Serdeczne dzięki za te słowa, jednak śmiem twierdzić, iż ostatnim razem moja różdżka postanowiła spłatać mi psikusa. I to w dosyć niefortunnym momencie – na pojedynkach zaklęć organizowanych przez lorda Fawley’a. Ostatnimi czasy nie mam poważniejszych wizji, a przynajmniej takich, które warte byłby poświęcenia im większej uwagi. Zazwyczaj towarzyszy mi rozdrażnienie, zwłaszcza w skupiskach ludzi. Może pan pamięta lub też nie, ale bliżej mi do odgadywania silnych emocji targającymi ludźmi gdzieś w pobliżu, niż do faktycznych wizji, które zazwyczaj przytrafiały mi się w środku nocy. Nurtuje mnie jednak zupełnie inna kwestia, ze względu na którą chętnie przystałbym na spotkanie. Dotyczy ona bliskiej osoby, u której podejrzewam podobną przypadłość. Czy znalazłby pan czas w dzień Święta Duchów przed południem? Dla pańskiej wygody mogę pofatygować się do Hogsmeade. (Ufam, że nie przewidujecie w tym czasie wycieczki dla młodzieży). Obiecuję, że zdąży pan na świąteczną kolację.
Graham Mulciber
I show not your face but your heart's desire
Sokrates
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Nieaktywni :: Sowy