Ogród.
AutorWiadomość
Był tylko jeden powód dla którego kupił mieszkanie w Dover. Ogród. Miejsce za kuchnią oczarowało go z marszu. Oczywiście, że wolałby coś większego, jednak inne apartamenty nie posiadały tego niesamowitego skrawka. W okresie letnim hodował zioła i róże w donicach. Uwielbiał spędzać tam popołudnia z książką i kawą. Esus też był wdzięczny za miejsce, gdzie bez wychodzenia z domu, mógł oddychać czystym powietrzem.
Gość
Gość
Danielowi Prewett nie było w smak podróżować aż do Dover, natomiast miał istotną informację do zakomunikowania swojemu synowi, Ignatiusowi. Już i tak odczekał tydzień i tydzień również się szykował na tę podróż. Niegdyś spędzał w tej mieścince na prawdę miłe chwile, ale te czasy minęły bezpowrotnie, tak samo jak minęła młodość pewnej tubylczyni. Nie ma co wracać do wspomnień, chociaż na stare (!) lata, Daniel zrobił się nieco bardziej refleksyjny. Kiedy zamówił transport z Londynu nad Morze, powoźnica zdziwił się mocno. Dlaczego nie skorzysta z daru teleportacji? To już nie te czasy, kiedy musiał pięknie wyglądać z piękną Elisabeth u boku. To nie ta okazja, kiedy chce rzecz załatwić szybko i bezboleśnie. Zważywszy na fakt, jakimi torami toczyły się poprzednie rozmowy o tej tematyce, Daniel przygotowywał się jedynie na najgorsze. Przygotowywał sie na to, co znów usłyszy. Ignatius był niepoważnym młodzieńcem, natomiast i tak nie było tak źle, bo był mężczyzną. Gdyby rozchodziło się o córki, rzecz byłaby poważniejsza. Tak czy siak, ojciec Prewett wyjechał z Londynu o dwunastej czterdzieści pięć i dojechał na miejsce własnie na podwieczorek ropzoczynający się o piątej po południu.
Zastukał rączką od laski na której się wspierał (nosił ją dla elegancji, ale również dlatego, że miała znaki herbowe) o drzwi i zaczekał, aż slużba otworzy. Służba nie otworzyła, otworzył syn we własnej osobie.
- Jak mniemam przybyłem idealnie na herbatę - powitanie chłodne, zważywszy na to, że syn nie wydawał się być uprzedzony o przyjeździe ojca, dlatego dziwi się na głos, używając tego swojego irytującego i poważnego tonu - Ignatiusie, czyżby moja sowa nie dotarła na czas? A może mój list przepadł w tym... kompaktowym mieszkaniu? - urocza złośliwość, oraz droga na ogród, gdzie w końcu można odetchnąć powietrzem. Daniel nie przepadał za małymi mieszkaniami, jego własne w Londynie rozciągało się na wszystkie piętra kamienicy liczącej w szerokości osiem okien.
Siedli, herbata weszła na stolik, a Daniel po krótkim wstępie, zalożył dłonie na główce laski i oświadcza.
- Dajmy więc spokój, bo nie przybyłem bez powodu. Mój drogi synu, chciałem Cię poinformować, że w raz z nadejściem tej niedzieli zostajesz zaręczony z panną z rodu Blacków. Jest to moja propozycja, natomiast tym razem, prosiłbym o to, byś lepiej poznał jednak kandydatkę. Lord Fawley do dziś spogląda na mnie z roztargnieniem. Mam nadzieję, że nie muszę zapewniać Cię ile znaczy nazwisko Black i dlaczego będzie to dobre małżeństwo
Macha dłonią, żeby pozbyć się muchy latającej nad herbatką. Po czym siorbie herbatkę i patrzy z wyczekiwaniem w twarz syna. A niech mu tylko młodzieniec wyskoczy z feministycznymi sprzeciwami!
Zastukał rączką od laski na której się wspierał (nosił ją dla elegancji, ale również dlatego, że miała znaki herbowe) o drzwi i zaczekał, aż slużba otworzy. Służba nie otworzyła, otworzył syn we własnej osobie.
- Jak mniemam przybyłem idealnie na herbatę - powitanie chłodne, zważywszy na to, że syn nie wydawał się być uprzedzony o przyjeździe ojca, dlatego dziwi się na głos, używając tego swojego irytującego i poważnego tonu - Ignatiusie, czyżby moja sowa nie dotarła na czas? A może mój list przepadł w tym... kompaktowym mieszkaniu? - urocza złośliwość, oraz droga na ogród, gdzie w końcu można odetchnąć powietrzem. Daniel nie przepadał za małymi mieszkaniami, jego własne w Londynie rozciągało się na wszystkie piętra kamienicy liczącej w szerokości osiem okien.
Siedli, herbata weszła na stolik, a Daniel po krótkim wstępie, zalożył dłonie na główce laski i oświadcza.
- Dajmy więc spokój, bo nie przybyłem bez powodu. Mój drogi synu, chciałem Cię poinformować, że w raz z nadejściem tej niedzieli zostajesz zaręczony z panną z rodu Blacków. Jest to moja propozycja, natomiast tym razem, prosiłbym o to, byś lepiej poznał jednak kandydatkę. Lord Fawley do dziś spogląda na mnie z roztargnieniem. Mam nadzieję, że nie muszę zapewniać Cię ile znaczy nazwisko Black i dlaczego będzie to dobre małżeństwo
Macha dłonią, żeby pozbyć się muchy latającej nad herbatką. Po czym siorbie herbatkę i patrzy z wyczekiwaniem w twarz syna. A niech mu tylko młodzieniec wyskoczy z feministycznymi sprzeciwami!
I show not your face but your heart's desire
Esusu, co było do niego zupełnie niepodobne, kręcił się nerwowo po ciasnym salonie, swoim długim ogonem strącając książki z kanapy. Pomimo karcących pouczeń obijał się od ścian i bez przerwy trącał mnie łbem, doprowadzając do irytacji. Choć nigdy nie potrafiłem gniewać się na niego, miałem tylko kilka godzin by jeszcze raz powtórzyć mowę na jutrzejsze otwarcie festiwalu i nanieść ewentualne poprawki, na które i tak nie było już czasu. Niecałą godzinę temu zdążyliśmy wrócić ze spaceru, miski po brzegi zapełniłem jego smakołykami i czystą wodą. Również fotel na którym spał był starannie wyczyszczony. Jeżeli powodem jego rozdrażnienia były hormony suczki z na przeciwka szykował się ciężki tydzień.
– Zapytam Artura, to tylko na kilka dni, nie będziesz przecież męczył się tutaj – głaszczę go po głowie, wyobrażając sobie liczne protesty brata. Jego uwielbienie do Esusua nie było proporcjonalne do chęci opieki nad nim. Gdy wstawałem od biurka w gabinecie, coś metalowego energicznie uderzyło kilkakrotnie o drzwi wejściowe. Pies zerwał się i głośno szczekając pobiegł do korytarzyka. Nic nie wskazywało na problemy, jednak dla własnego spokoju, sprawdziłem różdżkę. Nikt ze znajomych nie deklarował chęci odwiedzin. Najwyraźniej ktoś zdecydował się na niezapowiedzianą wizytę. Esus widząc jak odsuwam zamek, uspokoił się i bez wcześniejszego podniecenia poczłapała do salonu. Jego nagła zmiana w zachowaniu była na tyle niespodziewana, że dopiero kiedy otworzyłem drzwi na pełną szerokość, zobaczyłem, kto stoi po drugiej stronie.
Na początku jak zwykle zaschło mi w gardle a mięśnie zacisnęły się w oczekiwaniu na cios. Od czasu, kiedy wyprowadziłem się do mieszkania w Dover, odwiedził mnie tylko raz, nie szczędząc słów gorzkiej krytyki. Jak zwykle zawiodłem go, decydując się tak bezmyślnie na mieszkanie nieodpowiadające naszej pozycji. Z ironią odparłem, że głównym kryterium była wypłacalność mojej skrytki bankowej. To były jedne słowa, jakie wypowiedziałem podczas tamtej wizyty. Po mojej uwadze zabrał swój płaszcz i gniewnie zatrzasnął za sobą drzwi. – Nie pisałeś, że dzisiaj przyjeżdżasz – skomentowałem, przepuszczając go do środka. List? O ile pamiętam, Daniel Prewett nie zwykł wysyłać wiadomości, wierzył, że jego odwiedziny są tymi oczekiwanymi. Prychnąłem wściekle idąc do kuchni, by nastawić wodę. Oczywiście on nie miał zamiaru grzecznie zaczekać w salonie. Stukając laską minął mnie, by wyjść na ogród. Niechętnie poszedłem za nim. Siedział wyprostowany, bawiąc się stojącymi obok gardeniami. Jego gwałtowne ruchy irytowały mnie, gdyby nie odgłos czajniczka, byłem gotowy zwrócić mu uwagę.
Po nudnym wstępnie, gdy postawiłem przed nim filiżankę, niespodziewanie poprawił się i wyprostował sztywno. Z początku sądziłem, że zacznie pouczać mnie w sprawie przemowy. Nie byłbym wcale zdziwiony, gdyby powiedział, że to on powinien dostąpić tego zaszczytu. Bez względu na Eddarda, byłem gotów oddać mu swoją jutrzejszą funkcję. Ojciec jednak zupełnie zaskoczył mnie i wyprowadził z równowagi.
Naiwnie sądziłem, że do czasu kolejnych urodzin nikt nie poruszy tematu. Już podczas ostatnich świąt upominano mnie, że trzydzieści lat to wiek, w którym powinienem się ustatkować. Miałem dopiero dwadzieścia osiem. Liczyłem, że decyzja zapadnie później. Skąd pośpiech? Mój drogi synu… omal nie zakrztusiłem się, słysząc pompatyczny wstęp. Zaręczony? On raczył żartować. Panna Black? Jeszcze nigdy nikt nie wyprowadził mnie z równowagi tak jak on chwilę temu. Zatem festiwal był rozpoczęciem sezonu, w którym obrady rozpoczynała giełda matrymonialna. Czyżby przez wzgląd na zaaranżowane małżeństwo, planowali mnie wystawić na pokaz podczas jutrzejszego otwarcia? Dłonie same zacisnęły się w pięści. Przymknąłem powieki, prosząc, by skończył siorbać, byłem bliski wszczęcia bójki.
– Twoja propozycja? – Mimo starań syczę przez zęby. – Wybacz, lecz muszę złożyć odmowę. – Tak jak sądziłem, w jego oczach błysnęła furia. – Z tego co mi wiadomo, twój starszy syn też nie ma żony, może od niego powinieneś zacząć? – W duchu wstydzę się, że wszystko zwalam na Artura. Esus pojawia się w progu i patrzy na nas pytająco. Ojciec wstaje z krzesła w postawie pełnej wyższości. Próbuje zaznaczyć swoją pozycję, dając mi do zrozumienia, że stoję niżej w hierarchii, że jestem tym samym małym chłopcem, który siedząc w jego domowym gabinecie wysłuchiwał krytyki za każde drobne przewinienie. Patriarcha w każdym calu, niekwestionowany autorytet i ta cholerna laska, którą stuka zapamiętale w podłogę. – To dobre małżeństwo, bo? – Pytam, pochylając się nad stołem. – Chodzi o jej pieniądze… – Odpowiadam sam sobie, wybuchając śmiechem. – Nie wżeniłem cię w rodzinę Ministra Magii, to masz chociaż nadzieję, na część z majątku Blacków – patrzy na mnie uważnie, nawet nie mruga. Usta zaciska w wąską kreskę. – Kto jeszcze popiera twoją intrygę? Nie zgadzam się, nie będę twoją kartą na giełdzie. Wybacz.
Gość
Gość
Oczywiście, że zapomniał o tym psie. A może nigdy wcześniej nie miał przyjemności go poznać? Trzyma w pogotowiu laskę, w razie wypadku gotów bronić się przed przygłupim stworzeniem. Nie wiadomo, co wpadnie mu do tego zwierzęcego łba.
- A jednak liczyłem, że będziesz gotowy - odpowiada, dając do zrozumienia, że jest nie-dumny, ze swojego dziecka, które nie umiało sprostać jego wymaganiom. Najpierw wyjazd do Dover, teraz nieumiejętność przyjęcia własnego ojca. Daniel bierze filiżankę napełnioną herbacianą substancją i z niezadowoleniem odkrywa, że nie jest to porcelana chińska, tylko nędzna podróbka z Delft z końca poprzedniego stulecia. Odstawia filiżankę na spodeczek i wydaje się być znudzony kolejnymi słowami syna. Czy doprawdy, wszystko musi zawsze przebiegać tak opornie. W którym momencie życia zawinił, kiedy właściwie Ingatius zaczął go tak bardzo zawodzić? Od pierwszego krzyku, kiedy okazało się, że jest wybrakowany? Nie, Elisabeth z takim zaangazowaniem twierdziła, że to dar, że Daniel się nie przejmował. Za długo jednak przystawał na jej rozpieszczanie młodszego syna, o tym jest przekonany, lecz dopiero dziś. Gdzie był wtedy? Zawsze poza domem, a wracał tylko by pożegnać dzieci przed spaniem. Zawsze na koniec, nigdy nie podczas. Teraz przyszedł też opowiedzieć mu bajkę na dobranoc, na koniec, bo chyba nie pozostanie już nic innego po ślubie?
- Nie zrozumiałeś, Ignatiusie - zaczyna powoli i wyjaśnia - To już nie podlega dyskusji. Ślub się odbędzie, niezależnie od Twojej zgody bądź jej braku. Czas najwyższy, byś wreszcie stał się mężczyzną i zrozumiał, co w życiu jest najważniejsze. Pozwoliliśmy ci się tutaj.. sprowadzić, bo zgodziłem się, że może poprzednie małzeństwo było falstartem - przyznaje się do błędów, cóż za psychologiczne podejście. - Dziś jednak masz kilka lat więcej i obowiązki wobec rodziny. Dlatego nie będziesz, powtarzam, nie będziesz, się sprzeciwiał woli mojej i woli Twej matki. - stanowczy, stuka laską w posadzkę, dając do zrozumienia Igatiusowi, że abo go posłucha, albo będzie miał karę. No bo będzie. Czy on sądzi, że Daniel nie ma pojęcia, jak manipulować synem? To, że nie posunął się narazie do czynów ostatecznych, świadczyło jedynie o wielkim zaufaniu, którym darzył swego młodszego potomka. Wybrakowanego. - Pannę Black zanim tak jednoznacznie odrzucisz, powinieneś najpierw poznać, dlatego po dorocznym Festiwalu, Twa matka zorganizuje podwieczorek na którym ją poznasz. Liczę na to, że będziesz zachowywał się odpowiednio - unosi podbródek wysoko i strzela piorunami z oczu. Przerażający ojciec.
- A jednak liczyłem, że będziesz gotowy - odpowiada, dając do zrozumienia, że jest nie-dumny, ze swojego dziecka, które nie umiało sprostać jego wymaganiom. Najpierw wyjazd do Dover, teraz nieumiejętność przyjęcia własnego ojca. Daniel bierze filiżankę napełnioną herbacianą substancją i z niezadowoleniem odkrywa, że nie jest to porcelana chińska, tylko nędzna podróbka z Delft z końca poprzedniego stulecia. Odstawia filiżankę na spodeczek i wydaje się być znudzony kolejnymi słowami syna. Czy doprawdy, wszystko musi zawsze przebiegać tak opornie. W którym momencie życia zawinił, kiedy właściwie Ingatius zaczął go tak bardzo zawodzić? Od pierwszego krzyku, kiedy okazało się, że jest wybrakowany? Nie, Elisabeth z takim zaangazowaniem twierdziła, że to dar, że Daniel się nie przejmował. Za długo jednak przystawał na jej rozpieszczanie młodszego syna, o tym jest przekonany, lecz dopiero dziś. Gdzie był wtedy? Zawsze poza domem, a wracał tylko by pożegnać dzieci przed spaniem. Zawsze na koniec, nigdy nie podczas. Teraz przyszedł też opowiedzieć mu bajkę na dobranoc, na koniec, bo chyba nie pozostanie już nic innego po ślubie?
- Nie zrozumiałeś, Ignatiusie - zaczyna powoli i wyjaśnia - To już nie podlega dyskusji. Ślub się odbędzie, niezależnie od Twojej zgody bądź jej braku. Czas najwyższy, byś wreszcie stał się mężczyzną i zrozumiał, co w życiu jest najważniejsze. Pozwoliliśmy ci się tutaj.. sprowadzić, bo zgodziłem się, że może poprzednie małzeństwo było falstartem - przyznaje się do błędów, cóż za psychologiczne podejście. - Dziś jednak masz kilka lat więcej i obowiązki wobec rodziny. Dlatego nie będziesz, powtarzam, nie będziesz, się sprzeciwiał woli mojej i woli Twej matki. - stanowczy, stuka laską w posadzkę, dając do zrozumienia Igatiusowi, że abo go posłucha, albo będzie miał karę. No bo będzie. Czy on sądzi, że Daniel nie ma pojęcia, jak manipulować synem? To, że nie posunął się narazie do czynów ostatecznych, świadczyło jedynie o wielkim zaufaniu, którym darzył swego młodszego potomka. Wybrakowanego. - Pannę Black zanim tak jednoznacznie odrzucisz, powinieneś najpierw poznać, dlatego po dorocznym Festiwalu, Twa matka zorganizuje podwieczorek na którym ją poznasz. Liczę na to, że będziesz zachowywał się odpowiednio - unosi podbródek wysoko i strzela piorunami z oczu. Przerażający ojciec.
I show not your face but your heart's desire
Esus potulnie człapie w moją stronę i układa się wprost pod moimi stopami. Jego czekoladowe oczy uważnie obserwują ojca, który z kolei patrzy na niego podejrzliwie. Oczywiście, że nie wysłał sowy, by powiadomić mnie o swojej wizycie. Gdybym wiedział, przygotowałbym się do rozmowy. Tymczasem moje argumenty sprowadzały się do mało przekonującego nie. Wstałem z fotela, opierając się o barierkę. Ojciec nie był zadowolony z nagłej zmiany układu miejsc. Z dezaprobatą patrzy na mnie, a ja próbuję uspokoić oddech, by znaleźć lepsze argumenty do rozmowy. Ostatnie słowo brzmi gorzko. Gotowy. Znów go zawiodłem, nie spełniłem oczekiwań. Powinienem klęknąć przed nim, ucałować rodowy sygnet i podziękować, że zaaranżował dla mnie małżeństwo. A później wspominać przy każdej okazji, że mój związek to jego sukces. Nie mogę się powstrzymać, parskam śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Nie podlega dyskusji. Ostatnim razem, gdy w podobny sposób przekazywał mi informację o zaręczynach równie gorliwie podkreślał, że od decyzji nie ma odwołania. Tymczasem z Lizzy dopięliśmy swego. Uwolniliśmy się od niechcianego zobowiązania. Zastanawiam się, czy po raz drugi udałaby się ta sztuka. Panna Black… nie, to nie ma racji bytu. Nie sądzę, by w jej żyłach płynęła ta sama iskra, którą cechowała się Fawley. Ponieważ pomysł z poślubieniem kobiety o silnym charakterze nie doszedł do skutku, zapewne postanowili wykorzystać moją słabość. Choć jeszcze nie poznałem nowej kandydatki na żonę, myślę o tym, że jest kruchą istotą, potulną, która bez słowa sprzeciwu przyjmuje dyspozycje i pokornie je wypełnia. Może jest niezaradna, o wątłym zdrowiu? Odrzuciłem małżeństwo zbudowane na partnerstwie. Lizzy nie należała do osób, które skrywały się z własnym zdaniem i czekały, aż ktoś podejmie za nie decyzję. Wybór kogoś słabszego stawiał mnie w niezręcznej sytuacji. Jak mógłbym odmówić opieki, troski? Odmówić i odejść? Czy moi rodzice odkryli główne słabości? Co takiego ustalono, że moja zgoda nie ma znaczenia?
Nie podlega dyskusji. Ostatnim razem, gdy w podobny sposób przekazywał mi informację o zaręczynach równie gorliwie podkreślał, że od decyzji nie ma odwołania. Tymczasem z Lizzy dopięliśmy swego. Uwolniliśmy się od niechcianego zobowiązania. Zastanawiam się, czy po raz drugi udałaby się ta sztuka. Panna Black… nie, to nie ma racji bytu. Nie sądzę, by w jej żyłach płynęła ta sama iskra, którą cechowała się Fawley. Ponieważ pomysł z poślubieniem kobiety o silnym charakterze nie doszedł do skutku, zapewne postanowili wykorzystać moją słabość. Choć jeszcze nie poznałem nowej kandydatki na żonę, myślę o tym, że jest kruchą istotą, potulną, która bez słowa sprzeciwu przyjmuje dyspozycje i pokornie je wypełnia. Może jest niezaradna, o wątłym zdrowiu? Odrzuciłem małżeństwo zbudowane na partnerstwie. Lizzy nie należała do osób, które skrywały się z własnym zdaniem i czekały, aż ktoś podejmie za nie decyzję. Wybór kogoś słabszego stawiał mnie w niezręcznej sytuacji. Jak mógłbym odmówić opieki, troski? Odmówić i odejść? Czy moi rodzice odkryli główne słabości? Co takiego ustalono, że moja zgoda nie ma znaczenia?
Znów wykrzywiam wargi w cierpkim uśmiechu. Jak widać Dover to ciągle za blisko, by uciec od swojej rodziny. Obowiązki... Nie, tato, źle to nazywasz. Jestem pionkiem na szachownicy, przedmiotem w rozgrywce, niczym więcej. Od dziecka wpajałeś mi postrzeganie samego siebie przez pryzmat naszego nazwiska. Nigdy nie mogłem zrobić czegoś dla siebie, wszystkie moje działania uzależnione były od Prewettów. Dlaczego chociaż tym razem, nie wolno mi zrobić tego, co dyktuje serce, a nie rodzinne wymogi? W tym samym momencie w którym o tym myślę, zastanawiam się, jak koszmarnie musi czuć się panna Black, o ile już powiedzieli jej o ustaleniach. Ostatnie słowa ojca znów mnie zaskakują. Matka. Naprawdę zgodziła się na mój ślub? Brała udział przy doborze kandydatki? Trudno mi uwierzyć, że potrafili spotkać się i razem podjąć decyzję. Od czasów, kiedy odesłali nas do dziadków, nie rozmawiali ze sobą. To notabene śmieszne, że to oni pouczają mnie w sprawach ożenku. Sami są najlepszym przykładem, jak bardzo zepsuty jest system.
– Co takiego zrobiła, że rodzina wybrała dla niej… kalekę? – Pytam cicho, widząc jak ojciec blednie. – Powiedzieliście jej rodzinie, że przyszły kandydat jest obciążony genetycznie?
Gość
Gość
Daniel odwraca głowę. Nie ma mowy o KALECTWIE. Nie powinno być o niej mowy. Daniel nie lubi mysleć, że to z jego lędźwi wyszedł zaczynek o tego rodzaju skutkach. Drażni go wstyd, który w jeden jedyny sposób potrafi, bądź też nie, wyżreć z siebie: sącząc jad na wszystkich bliskich.
- Nikt nie będzie obrażał mojego syna, nawet on sam - wycedził w końcu przez zęby i zebrawszy się w sobie postanowił dodać to, co może Ignatiusa nieco uspokoić. - Jej rodzina nie widzi przeciwskazań. Poza tym, nie bądź niemądry synu. Obecnie w medycynie są sposoby, których my nie znaliśmy. Podczas ciąży twoja żona będzie pod opieką medyków, którzy zadbają, by dziecko nie odziedziczyło Twoich mankamentów - macha tu ręką, bo odkąd dowiedział się, że jego dziecko ma nie dość, że o jeden palec mniej (ale żona to wyjaśniła i w pewnym momencie, to nawet się c i e s z y ł, że ma tak wyjątkowego syna), to jeszcze te przeklęte problemy z plecami. Daniel nie miał pojęcia cóż to za spisek, kazał obarczyć najmłodszego tyloma nieszczęściami. I właśnie wtedy wzrok ojca staje się miły, a on spoglada na syna z nieukrywaną troską. - Ignatiusie, to nie jest nic, co miałoby na celu skrzywdzenie ciebie. Należy ci się od życia jeszcze kilka miłych sytuacji. A ślub będzie kolejnym -ostatnie słowo wypowiedział powracając do zwykłego tonu, po czym podpierając się laską zaczął wstawać, by pewnie zaraz opuścić syna. Wszak matka ma zająć się trudniejszą sprawą.
- Nikt nie będzie obrażał mojego syna, nawet on sam - wycedził w końcu przez zęby i zebrawszy się w sobie postanowił dodać to, co może Ignatiusa nieco uspokoić. - Jej rodzina nie widzi przeciwskazań. Poza tym, nie bądź niemądry synu. Obecnie w medycynie są sposoby, których my nie znaliśmy. Podczas ciąży twoja żona będzie pod opieką medyków, którzy zadbają, by dziecko nie odziedziczyło Twoich mankamentów - macha tu ręką, bo odkąd dowiedział się, że jego dziecko ma nie dość, że o jeden palec mniej (ale żona to wyjaśniła i w pewnym momencie, to nawet się c i e s z y ł, że ma tak wyjątkowego syna), to jeszcze te przeklęte problemy z plecami. Daniel nie miał pojęcia cóż to za spisek, kazał obarczyć najmłodszego tyloma nieszczęściami. I właśnie wtedy wzrok ojca staje się miły, a on spoglada na syna z nieukrywaną troską. - Ignatiusie, to nie jest nic, co miałoby na celu skrzywdzenie ciebie. Należy ci się od życia jeszcze kilka miłych sytuacji. A ślub będzie kolejnym -ostatnie słowo wypowiedział powracając do zwykłego tonu, po czym podpierając się laską zaczął wstawać, by pewnie zaraz opuścić syna. Wszak matka ma zająć się trudniejszą sprawą.
I show not your face but your heart's desire
Prycham, gdy słyszę jak cedzi przez zęby. Nie mogę uwierzyć, że posunęli się do kłamstwa! Prewettowie nigdy nie byli zbyt blisko z Blackami, jakoś nie mogę sobie przypomnieć, by na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zostało zawarte między nimi małżeństwo. Bo nawet jeżeli twoje nazwisko widnieje w spisie Cantankerusa Notta, nie otrzymujesz przepustki do każdej arystokratycznej rodziny. Wszystko opierało się na zależnościach, a nasi wrogowie byli jednymi z przyjaciół Blacków. Co więcej Rosierowie, z których wywodziła się moja matka, nie kryli się ze swoją niechęcią do potomków Czarnego Księcia. Dlatego nie potrafię wyobrazić sobie tej sceny, gdy Acrux, senior ich rodu, przyklaskuje na wieść, że jedna z panien w jego rodzinie wychodzi za kalekę.
O tych chorobach nigdy nie mówi się głośno. To piętno, które trzeba ukrywać. Nawet jeżeli się przyznasz, to usłyszysz, że nas to nie dotyczy, jak do tej pory nie było takiego przypadku. To kłamstwo, bo zawsze jest. Nie wypada jednak ujawniać, że ród czystej krwi jest tak naprawdę ułomny i chory. Dlatego to uzdrowiciela przemykasz ukradkiem, nie możesz wprost opowiedzieć innym co ci dolega. To nic, że czasami widać twoją chorobę, trzeba wtedy udawać, grać. I zaprzeczać! Na każdym kroku wypierać i robić wszystko by obraz rodziny nie został zhańbiony. Dopóki jesteś w tłumie, najbliżsi traktują cię normalnie, gdy goście wychodzą, czujesz na sobie ich współczujące spojrzenia. Wtedy dopada cię wstyd, ogromny, taki który z trudem unosisz. Poczucie winy rośnie, odbiera ci spokój, czasami pomaga, gdy sobie tłumaczysz, że to nie twój grzech... lecz jednak! To twoja osoba jest chora! To ty jesteś tą tkanką co psuje strukturę, deformuje drzewo rodzinne.
Pocieszałem się przez długie lata, że rozrost albioni wykluczy mnie z przymusu małżeństwa. Właśnie dlatego nie rozumiałem, kiedy za pierwszym razem podpisali kontrakt z rodem Fawleyów. Dopiero pod koniec tego roku, gdy wspólnie z Lizzy staraliśmy się zerwać umowę, odkryłem, że ona nic nie wie. Nikt nie powiedział, co mi dolega. - Nie wierzę, że Blackowie tak łatwo zaakceptowali moje schorzenie. Wybacz, ale przy tych wszystkich osiągnięciach, nie sądzę, że doczekasz się zdrowych wnuków. Nie zamierzam mieć dzieci! - Syczę przez zęby i spoglądam na niego hardo. Ale nagle uderza mnie myśl, której wcześniej nie rozważałem. Nabieram głośno powietrza i oszołomiony odwracam się do niego. - Czy ona też jest... chora? Miała z kimś romans? Ma dziecko? Jest w ciąży? - Pytania same wyrywają się z ust, tętno przyspiesza. Daniel zatrzymuje się w pół korku. Nic, co miałoby na celu skrzywdzenie ciebie. - Jeśli nie dla mnie, to dla niej będzie to kara - ostatnie słowa wymawiam cicho i opadam na krzesło.
Ostatnio zmieniony przez Ignatius Prewett dnia 15.11.15 21:46, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
- Ignatiusie, nie będziemy dziś tego rozstrząsać - oddala wniosek, mając największą nadzieję na to, że jednak syn powinien sie najpierw ożenić i dopiero później można dywagować nad sprawami natury ciężarnej.
- Dość - zahamował ten niedorzeczny tok rozumowania syna. Nie chciał przyznać już teraz co kierowało nim, kiedy razem z matką Ignatiusa pozwolili, by kolejna jego kandydatka była niezależną. Daniel nazywał tak wszystkie panienki, które wyprowadzały się od rodziców i pracowały na swoje utrzymanie. Nieważne, że rodzice wciąż mogli decydować o ich zamążpójściu, dla Daniela ta kwestia była tak naturalna jak oddychanie, więc nie brał jej pod uwagę. Trzymał usta zaciśnięte i jego syn nie mógł wiedzieć co jest w glowie ojca. A ten na pewno nie chciał mu zmniejszyć cierpienia, bo nie opowiedział nic o Lucretii. Uznał, że zajmie się tym jego zona. - Nie myśl, że wybrałbym dla ciebie wybrakowaną kobietę - to go nawet oburzyło. Syn sądził, że ojciec załatwiłby go i dał mu obce dziecko na wychowanie. - Panience Black niczego nie brakuje, powinieneś się cieszyć - rzuca z niechęcią, gdyż zasmuca go świadomość, że syn jego nie umie docenić, co dostaje w prezencie. Udaje, że nie słyszy narzekań Ignatiusa, poprawia mankiety i dodaje: - Oficjalne zaręczyny odbędą się po Festiwalu, nie chcemy cię na razie odciągać od obowiązków.
I zostawiając te dobroduszne (!), bądź co bądź, słowa, wychodzi.
- Dość - zahamował ten niedorzeczny tok rozumowania syna. Nie chciał przyznać już teraz co kierowało nim, kiedy razem z matką Ignatiusa pozwolili, by kolejna jego kandydatka była niezależną. Daniel nazywał tak wszystkie panienki, które wyprowadzały się od rodziców i pracowały na swoje utrzymanie. Nieważne, że rodzice wciąż mogli decydować o ich zamążpójściu, dla Daniela ta kwestia była tak naturalna jak oddychanie, więc nie brał jej pod uwagę. Trzymał usta zaciśnięte i jego syn nie mógł wiedzieć co jest w glowie ojca. A ten na pewno nie chciał mu zmniejszyć cierpienia, bo nie opowiedział nic o Lucretii. Uznał, że zajmie się tym jego zona. - Nie myśl, że wybrałbym dla ciebie wybrakowaną kobietę - to go nawet oburzyło. Syn sądził, że ojciec załatwiłby go i dał mu obce dziecko na wychowanie. - Panience Black niczego nie brakuje, powinieneś się cieszyć - rzuca z niechęcią, gdyż zasmuca go świadomość, że syn jego nie umie docenić, co dostaje w prezencie. Udaje, że nie słyszy narzekań Ignatiusa, poprawia mankiety i dodaje: - Oficjalne zaręczyny odbędą się po Festiwalu, nie chcemy cię na razie odciągać od obowiązków.
I zostawiając te dobroduszne (!), bądź co bądź, słowa, wychodzi.
I show not your face but your heart's desire
– Jeśli nie dzisiaj, to kiedy masz zamiar wrócić do tej rozmowy? – Krzyczę, nie kryjąc już wściekłości, która wreszcie znajduje ujście. Esus przestraszony moim nagłym wybuchem podrywa się i biegnie w stronę drzwi, rzucając mi ukradkowe spojrzenia. Ojciec nie jest nawet zdziwiony, z tą samą obojętnością patrzy mi w oczy. Na jego ustach rozkwita uśmiech pełen zadowolenia. Sądzę, że od samego początku zakładał ile czasu zajmie mu doprowadzenia mnie do furii. Jak zwykle jest panem sytuacji, odpowiada jedynie na te pytania, które są mu na rękę. Chwilowy grymas świadczy, że jest zdegustowany moim uniesionym tonem głosu. To kwestia minut nim zbeszta mnie jak chłopca, domagając się należnego mu szacunku, bo przecież jest moim ojcem. Czekam, aż wypomni mi, że poza nazwiskiem, zawdzięczam mu swoje życie. Przecież nie mało się natrudził, by wyciągnąć mnie z jamy i odgonić stado rozwścieczonych Bahanek. Nie byłby to odosobniony przypadek, gdy próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Wdzięczność – to słowo mógł powtarzać w rozmowie ze mną bez końca.
– Dość?! – Nie daję za wygraną, choć to jałowe starania. Wszystkie jego ruchy świadczą o tym, że przygotowuje się do wyjścia, dyskusja dla niego jest już zamknięta. Nie uspokaja mnie zapewnienie, gdy zapina poły letniej marynarki, że moja wybranka nie jest wybrakowana. Nadal nie przekonują mnie jego słowa. Nie wierzę, że ktoś chciałby wydać swoją córkę, za chorego człowieka. Oboje wiemy, jak to wygląda. Tego typu sprawy ogłasza się po cichu, nikt nie afiszuje się na spotkaniach towarzyskich z radosną nowiną, że zaręczono dwójkę chorych genetycznie potomków. Zaburzenia tego typu są piętnem dla całego rodu, o tym się nie wspomina, to piętno, które trzeba przełknąć.
Ostatnie zdania sprawia, że nie mogę złapać powietrza. Powraca bezsilność. Kręcę z niedowierzaniem głową i widzę jak wychodzi bez pożegnanie. Esus niepewnie wraca, kładąc mi swoją poczciwą głowę na kolanach. Głaszczę go i zastanawiam się, czy byłby zadowolony, gdybyśmy przenieśli się z dala od Prewettów i Anglii.
/zt
– Dość?! – Nie daję za wygraną, choć to jałowe starania. Wszystkie jego ruchy świadczą o tym, że przygotowuje się do wyjścia, dyskusja dla niego jest już zamknięta. Nie uspokaja mnie zapewnienie, gdy zapina poły letniej marynarki, że moja wybranka nie jest wybrakowana. Nadal nie przekonują mnie jego słowa. Nie wierzę, że ktoś chciałby wydać swoją córkę, za chorego człowieka. Oboje wiemy, jak to wygląda. Tego typu sprawy ogłasza się po cichu, nikt nie afiszuje się na spotkaniach towarzyskich z radosną nowiną, że zaręczono dwójkę chorych genetycznie potomków. Zaburzenia tego typu są piętnem dla całego rodu, o tym się nie wspomina, to piętno, które trzeba przełknąć.
Ostatnie zdania sprawia, że nie mogę złapać powietrza. Powraca bezsilność. Kręcę z niedowierzaniem głową i widzę jak wychodzi bez pożegnanie. Esus niepewnie wraca, kładąc mi swoją poczciwą głowę na kolanach. Głaszczę go i zastanawiam się, czy byłby zadowolony, gdybyśmy przenieśli się z dala od Prewettów i Anglii.
/zt
Gość
Gość
Ogród.
Szybka odpowiedź