Strych
AutorWiadomość
Strych
Skrupulatnie zagospodarowane pomieszczenie składające się z sypialni, aneksu kuchennego i małej łazienki.
Nie myśl sobie, że masz jakiś wpływ, Bennett.
Palce przesuwały się wzdłuż materiału koszuli, pokrywając gładki dotychczas materiał szeregiem wgięć i wygięć. Obejmowały opuszkami twardą powierzchnię guzików, przechodziły powoli, niezwykle skrupulatnie. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie nieco szybszym niż zwykle, a lodowate, wbite w zwierciadło lustra spojrzenie, przeszywało na wskroś malujące się w nim odbicie własnej sylwetki. Skupienie. Walczył o nie, toczył nieustanną wojnę, nie pozwalając sztandarowi rozwagi upaść. Flaga jednak chwiała się, targana fantomowym powiewem wiatru, niemal porównywalnym w swojej sile do wichury, niszczącej wszystko w obrębie swojego zasięgu. Usta zacisnęły się, sztywniejąc podobnie jak reszta innych mięśni.
Wynoś się z mojej głowy.
Niesamowite, że po takim czasie, nadal zdołał się pojawiać, wyjęty niczym wspomnienie z koszmaru, nienaturalny i groteskowy. Przeklinał go w głowie, wyzywał i uderzał, a on niestrudzony wciąż powracał, jakby chciał mu o czymś przypomnieć. Że to nie dla niego. Że nie wolno mu. Że nie ma p r a w a robić niczego, co mogłoby sprowadzić znajomość na inne płaszczyzny. Z drugiej strony jednak, myśli podszyte wizerunkiem zwyczajnego spotkania mającego na celu pomoc w redagowaniu książki, nawoływały o zdrowy rozsądek. Kazały zesłać na emocje uspokojenie, zmrozić na chwilę rozgorzały wulkan wnętrza. Dłonie sprawnie poprawiły kołnierz i przeczesały włosy. Był gotowy. Uczucia należało odstawić na bok i skupić się na otaczającej go rzeczywistości. Jeden niewłaściwy ruch mógł kosztować wiele. Zbyt wiele, patrząc na postępujące dookoła zmiany. Spotkanie w parku, dłuższe niż zazwyczaj, spacer wśród drzew, zieleni i wymieniane uśmiechy, krzyżujące się spojrzenia. Czy to zwyczajny interes? Umysł podpowiadał jedno - nie załatwia się tak formalności.
Nie miałeś racji.
Alan go rozwścieczył. Zrobił coś, czego Krueger osobiście n i e n a w i d z i ł, przypiął mu bez skrupułów plakietkę, klasyfikując w szufladce kobieciarza, którego droga życia usłana była przez złamane serca, jakie namiętnie i przedmiotowo zdołał wykorzystać. Dopóki zainteresowanie nie dotyczyło jego przyjaciółki, wszystko rozgrywało się bez zarzutów. Nie wiedział, czy nie kryje się za tym coś więcej - był z reguły słabym psychoanalitykiem o ograniczonej empatii, ze względu na skoncentrowanie uczuć głównie przy własnej osobie. A teraz, po tym wszystkim, ledwo usiłował ukryć złośliwy uśmieszek, który chciał wpełznąć na twarz przy każdej myśli i każdym kroku, zbliżających go do mieszkania kobiety. Nie nastawiał się, choć przygotowywał. Miał wiele twarzy i wiele scenariuszy, aby odegrać autentycznego siebie, z wybranej w stosunku do sytuacji roli. Głębszy wdech poprzedził odgłos pukania, kiedy umysł już zdążył się upewnić, że to na pewno właściwe miejsce. Głucha odpowiedź drzwi rozległa się wśród panującej na klatce schodowej ciszy, niczym preludium czegoś nieznanego.
Palce przesuwały się wzdłuż materiału koszuli, pokrywając gładki dotychczas materiał szeregiem wgięć i wygięć. Obejmowały opuszkami twardą powierzchnię guzików, przechodziły powoli, niezwykle skrupulatnie. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie nieco szybszym niż zwykle, a lodowate, wbite w zwierciadło lustra spojrzenie, przeszywało na wskroś malujące się w nim odbicie własnej sylwetki. Skupienie. Walczył o nie, toczył nieustanną wojnę, nie pozwalając sztandarowi rozwagi upaść. Flaga jednak chwiała się, targana fantomowym powiewem wiatru, niemal porównywalnym w swojej sile do wichury, niszczącej wszystko w obrębie swojego zasięgu. Usta zacisnęły się, sztywniejąc podobnie jak reszta innych mięśni.
Wynoś się z mojej głowy.
Niesamowite, że po takim czasie, nadal zdołał się pojawiać, wyjęty niczym wspomnienie z koszmaru, nienaturalny i groteskowy. Przeklinał go w głowie, wyzywał i uderzał, a on niestrudzony wciąż powracał, jakby chciał mu o czymś przypomnieć. Że to nie dla niego. Że nie wolno mu. Że nie ma p r a w a robić niczego, co mogłoby sprowadzić znajomość na inne płaszczyzny. Z drugiej strony jednak, myśli podszyte wizerunkiem zwyczajnego spotkania mającego na celu pomoc w redagowaniu książki, nawoływały o zdrowy rozsądek. Kazały zesłać na emocje uspokojenie, zmrozić na chwilę rozgorzały wulkan wnętrza. Dłonie sprawnie poprawiły kołnierz i przeczesały włosy. Był gotowy. Uczucia należało odstawić na bok i skupić się na otaczającej go rzeczywistości. Jeden niewłaściwy ruch mógł kosztować wiele. Zbyt wiele, patrząc na postępujące dookoła zmiany. Spotkanie w parku, dłuższe niż zazwyczaj, spacer wśród drzew, zieleni i wymieniane uśmiechy, krzyżujące się spojrzenia. Czy to zwyczajny interes? Umysł podpowiadał jedno - nie załatwia się tak formalności.
Nie miałeś racji.
Alan go rozwścieczył. Zrobił coś, czego Krueger osobiście n i e n a w i d z i ł, przypiął mu bez skrupułów plakietkę, klasyfikując w szufladce kobieciarza, którego droga życia usłana była przez złamane serca, jakie namiętnie i przedmiotowo zdołał wykorzystać. Dopóki zainteresowanie nie dotyczyło jego przyjaciółki, wszystko rozgrywało się bez zarzutów. Nie wiedział, czy nie kryje się za tym coś więcej - był z reguły słabym psychoanalitykiem o ograniczonej empatii, ze względu na skoncentrowanie uczuć głównie przy własnej osobie. A teraz, po tym wszystkim, ledwo usiłował ukryć złośliwy uśmieszek, który chciał wpełznąć na twarz przy każdej myśli i każdym kroku, zbliżających go do mieszkania kobiety. Nie nastawiał się, choć przygotowywał. Miał wiele twarzy i wiele scenariuszy, aby odegrać autentycznego siebie, z wybranej w stosunku do sytuacji roli. Głębszy wdech poprzedził odgłos pukania, kiedy umysł już zdążył się upewnić, że to na pewno właściwe miejsce. Głucha odpowiedź drzwi rozległa się wśród panującej na klatce schodowej ciszy, niczym preludium czegoś nieznanego.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niecierpliwość. Czuła ją, od rana muskała jej ramiona swoimi chłodnymi palcami, rozpraszała skutecznie myśli, nie pozwalała skupić się na prostych zadaniach. Co się z tobą dzieje, Eileen? Czujesz to? To zakłopotanie, kiedy zamiast kubka z kawą, chwytasz za widelec i zastanawiasz się, co masz z nim teraz zrobić; kiedy zamiast nakryć łóżko kocem, chwytasz za sweter leżący na krześle i sama się sobie dziwisz, co ty wyprawiasz. Ale tego przecież chciałaś, prawda? Chciałaś, by twoje myśli skupiły się na jednym elemencie, na jednym... człowieku.
Siedziała przy stole, gładząc opuszką palca okrągłą krawędź kubka, w którym pływały resztki kawy. Egzystowała. Powoli, mozolnie, z brutalnie wyrwanym kawałkiem serca pochowanym razem z sosnową trumną, w której teraz spokojnie... leżała jej siostra.
Westchnęła cicho. Wydawało jej się, że jej myśli, choć starała się je codziennie na nowo układać, wciąż błądziły. Zderzały się ze sobą, zapalając się na chwilę i z powrotem gasnąc, by dotrzeć w szalonym pędzie do następnej, wolnej i niczym nieskrępowanej.
Omiotła spojrzeniem cały swój stryszek, na koniec pozwalając, by opadł powoli na notes pełen wystających zeń skrawków pergaminu, każdy z nich niósł ze sobą jakąś drobną, ale ważną informację. Była przygotowana. Mogła pokazać Danielowi wszystko to, co zgromadziła przez ten krótki czas. Materiałów nie było sporo, ale zdążyła coś napisać i szczerze liczyła na jego fachową opinię.
Ale czy tylko na to...?
Wstała od stołu, machinalnie wygładzając brązową, ciepłą sukienkę. Otworzyła drzwi. Na jej ustach pojawił się łagodny uśmiech.
- Witaj - przywitała się ciepłym, pogodnym głosem. - Bałam się, że nie trafisz. Nie doceniłam twoich umiejętności odnajdywania się w terenie. Wejdź, proszę. Herbata z imbirem nadal ci odpowiada czy jednak wolisz coś innego?
Nie miał pojęcia jak bardzo potrzebowała jego odwiedzin.
Siedziała przy stole, gładząc opuszką palca okrągłą krawędź kubka, w którym pływały resztki kawy. Egzystowała. Powoli, mozolnie, z brutalnie wyrwanym kawałkiem serca pochowanym razem z sosnową trumną, w której teraz spokojnie... leżała jej siostra.
Westchnęła cicho. Wydawało jej się, że jej myśli, choć starała się je codziennie na nowo układać, wciąż błądziły. Zderzały się ze sobą, zapalając się na chwilę i z powrotem gasnąc, by dotrzeć w szalonym pędzie do następnej, wolnej i niczym nieskrępowanej.
Omiotła spojrzeniem cały swój stryszek, na koniec pozwalając, by opadł powoli na notes pełen wystających zeń skrawków pergaminu, każdy z nich niósł ze sobą jakąś drobną, ale ważną informację. Była przygotowana. Mogła pokazać Danielowi wszystko to, co zgromadziła przez ten krótki czas. Materiałów nie było sporo, ale zdążyła coś napisać i szczerze liczyła na jego fachową opinię.
Ale czy tylko na to...?
Wstała od stołu, machinalnie wygładzając brązową, ciepłą sukienkę. Otworzyła drzwi. Na jej ustach pojawił się łagodny uśmiech.
- Witaj - przywitała się ciepłym, pogodnym głosem. - Bałam się, że nie trafisz. Nie doceniłam twoich umiejętności odnajdywania się w terenie. Wejdź, proszę. Herbata z imbirem nadal ci odpowiada czy jednak wolisz coś innego?
Nie miał pojęcia jak bardzo potrzebowała jego odwiedzin.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Ostatnio zmieniony przez Eileen Wilde dnia 22.12.15 21:46, w całości zmieniany 1 raz
Początkowe wrażenie zawsze jest ważne. Najważniejsze. Nie musiał się jednak na nie wysilać; wraz z chwilą, kiedy ujrzał w drzwiach Eileen, na jego usta niemal odruchowo wkroczył uśmiech. Delikatny, przyjacielski, kiedy obdarzył ją uważnym spojrzeniem. Omiótł najpierw ogół jej sylwetki i stroju, którego komplementowanie uznał za co najmniej tandetne, by potem skupić się na twarzy, zanim ton chłonięcia widoku nie mógł zyskać miana łapczywego. Rozbrzmiewający przez chwilę w głowie głos (już nie?) przyjaciela, został stłumiony niemal natychmiastowo, kiedy skupione na aktualnym wydarzeniu zmysły, całkowicie poświęciły się rozgrywającym wokół rzeczom. Wyłapywaniu drobnych szczegółów, przy zachowaniu statusu jakże niebywale cenionej neutralności. Zdolnej do nagięcia się w każdym momencie, by ślizgać się między pojęciami i nie kruszyć z rozmachem barier, co mogło się teraz okazać niemal tożsame z porażką. Ludzie mogli uważać, co chcieli, ale nie należał on do żadnych oszustów, wyłącznie odsłaniając konkretną część siebie; wszystko zależało od analizy sytuacji. Wszedł do środka, spoglądając przelotnie na poszczególne elementy mieszkania - umieszczone pod pochyłością sufitu meble, które mimo braku przepychu, nadawały miejscu przytulny klimat. Nie zastanawiał się jednak dłużej, od razu przenosząc swoją uwagę z powrotem na kobietę, kiedy usłyszał wypowiedziane przez nią słowa.
- Nie mam szczególnych wymagań - odparł zwyczajnym, oznajmującym tonem, w którym nie zdawało się kryć wiele emocji. Mimo wszystko nadal miłym. - Nie po to tutaj jestem - dodał, lecz nie wydawał się być z tego powodu niezadowolony. Wręcz przeciwnie, nie wybiegając przesadnie, każde, nawet zwyczajne zetknięcie było szansą do pogłębienia swojego zainteresowania i tym samym dowiedzenia się czegoś więcej. Konkretny do bólu charakter dawał o sobie znać; nie zamierzał niczego przeciągać. Najpierw obowiązki, potem... Potem ewentualnie może być czas na inne rzeczy.
- Udało ci się zebrać już dużo materiałów? - Padło pytanie. Cóż, najwyraźniej część musiała pozostać, niezależnie od wszystkiego, niezmieniona.
- Nie mam szczególnych wymagań - odparł zwyczajnym, oznajmującym tonem, w którym nie zdawało się kryć wiele emocji. Mimo wszystko nadal miłym. - Nie po to tutaj jestem - dodał, lecz nie wydawał się być z tego powodu niezadowolony. Wręcz przeciwnie, nie wybiegając przesadnie, każde, nawet zwyczajne zetknięcie było szansą do pogłębienia swojego zainteresowania i tym samym dowiedzenia się czegoś więcej. Konkretny do bólu charakter dawał o sobie znać; nie zamierzał niczego przeciągać. Najpierw obowiązki, potem... Potem ewentualnie może być czas na inne rzeczy.
- Udało ci się zebrać już dużo materiałów? - Padło pytanie. Cóż, najwyraźniej część musiała pozostać, niezależnie od wszystkiego, niezmieniona.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niecierpliwość, którą czuła na swoim ramieniu od rana, w końcu znalazła ujście w postaci uśmiechu pełnego ulgi, który nastąpił zaraz po tym, jak Daniel przekroczył progi jej mieszkania. Był osobą spoza kręgu jej przyjaciół i rodziny. Był kimś, kogo znała powierzchownie, nie miała pewności co do tego jak zareaguje w danej sytuacji, nie znała jego gustów... a przynajmniej nie tak dokładnie, jakby sobie tego sama życzyła.
Był kimś stojącym obok zamieszania, w którego centrum się znajdowała. Nie dotyczyła go cała ta sprawa z pogrzebem Rossy, nie dotyczyła go jej śmierć.
Takiej osoby potrzebowała. Kogoś, kto stoi obok i nie udaje żalu i przykrości.
- Czyli herbata z imbirem będzie idealna - odezwała się głosem zabarwionym cichym rozbawieniem. - Rozgość się.
Lubiła go, doceniała jego umiejętności nie tylko ze względu na swoje zawodowe zapędy do pisania wszelakich podań i publikacji, ale też ze względu na jego instynkty. Miała wrażenie, że widział więcej niż ona, niż każdy inny standardowy czarodziej czy czarownica.
Dotarła do aneksu i stuknęła różdżką w czajnik, w którym natychmiast zabulgotała woda. Prostym zaklęcie wprawiła dwa kubki w ruch. Herbaciany susz sam umościł się wygodnie w dwóch zaparzaczach i z cichym stuknięciem wylądował w ceramicznych naczyniach.
Eileen splotła palce za plecami i obróciła się w stronę Daniela. Pokiwała głową.
- Zebrałam ich całkiem sporo. Dotyczą magicznej ingerencji we wzrost roślin oraz zatrucie owoców. Słyszałeś o stypie po pogrzebie Slughorna? Wiesz, że były na niej pobudzone przez zjawę wybuchające owoce winogron, które zarażały groźnymi chorobami? Mózgową groszopryszczką między innymi.
Wskazała mu stół, przy którym najpierw sama usiadła. Otworzyła swój notatnik i wyjęła z niego pergamin zapisany od góry do dołu maczkowatym, ale zgrabnym pismem. To był znak, że dopiero rozpoczęła pracę nad swoją nową publikacją. Położyła go przed nim.
Był kimś stojącym obok zamieszania, w którego centrum się znajdowała. Nie dotyczyła go cała ta sprawa z pogrzebem Rossy, nie dotyczyła go jej śmierć.
Takiej osoby potrzebowała. Kogoś, kto stoi obok i nie udaje żalu i przykrości.
- Czyli herbata z imbirem będzie idealna - odezwała się głosem zabarwionym cichym rozbawieniem. - Rozgość się.
Lubiła go, doceniała jego umiejętności nie tylko ze względu na swoje zawodowe zapędy do pisania wszelakich podań i publikacji, ale też ze względu na jego instynkty. Miała wrażenie, że widział więcej niż ona, niż każdy inny standardowy czarodziej czy czarownica.
Dotarła do aneksu i stuknęła różdżką w czajnik, w którym natychmiast zabulgotała woda. Prostym zaklęcie wprawiła dwa kubki w ruch. Herbaciany susz sam umościł się wygodnie w dwóch zaparzaczach i z cichym stuknięciem wylądował w ceramicznych naczyniach.
Eileen splotła palce za plecami i obróciła się w stronę Daniela. Pokiwała głową.
- Zebrałam ich całkiem sporo. Dotyczą magicznej ingerencji we wzrost roślin oraz zatrucie owoców. Słyszałeś o stypie po pogrzebie Slughorna? Wiesz, że były na niej pobudzone przez zjawę wybuchające owoce winogron, które zarażały groźnymi chorobami? Mózgową groszopryszczką między innymi.
Wskazała mu stół, przy którym najpierw sama usiadła. Otworzyła swój notatnik i wyjęła z niego pergamin zapisany od góry do dołu maczkowatym, ale zgrabnym pismem. To był znak, że dopiero rozpoczęła pracę nad swoją nową publikacją. Położyła go przed nim.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Karmił zmysły dochodzącymi zewsząd bodźcami, rozdrabniając wszystko na poszczególne części: uśmiech, widok twarzy, a nawet następujące po sobie mrugnięcia. Spojrzenie towarzyszące niemal na każdym kroku, dostrzegał i czuł to wszystko, wysilając swoją uwagę znacznie bardziej niż zazwyczaj. Był jednocześnie swobodny, spokojny, występujący w roli niemal całkowicie neutralnej sylwetki. Myśli zazębiały się ze sobą, szukały powodów - zwyczajny interes? Nic się nie zmieniło? Zdecydowanie za dużo rzeczy rozgrywało się w jego wnętrzu, a oczekiwaniu na następujące po sobie reakcje towarzyszyła niemal dziecięca ekscytacja. Nie, nie mógł powiedzieć, że ją zna. Podobnie jak ona nie mogła stwierdzić, że znała jego - nie miał w zwyczaju specjalnie się otwierać, angażować, nie, on po prostu się
d o s t o s o w y w a ł. Czy jednak czas przełamie dzielącą ich barierę, która krępowała go i narzucała nieustannie na umysł ogładę? Czy kiedyś ten drążący dziurę wewnątrz głos, przypominający o jego m i e j s c u, zamilknie na wieczność, przeistaczając się w błogie widmo ciszy? Chciałby. Aktualnie jednak skupił się na koniecznych do spełnienia wytycznych, jakie widniały mu cały czas przed oczami, ani na moment nie ustępując.
- Słyszałem - odpowiedział. Skrzywił się nieznacznie, jakby było to czynnością niemal na zasadzie bezwarunkowego odruchu. - Nie chciałbym się znaleźć w ich zasięgu. - Zajął miejsce przy stole. Uśmiechnął się lekko.
- Niewiele mogę powiedzieć, ale sam temat publikacji wydaje się ciekawy. Zwłaszcza po tych wydarzeniach. - W końcu aktualne tematy zawsze przyciągają rzesze czytelników. I nie tylko samych pasjonatów, ale również ludzi, którzy niegdyś mieli jakieś zetknięcie.
Chwycił pergamin, wodząc po nim delikatnie opuszkami palców, jakby początkowo badał powierzchownie nie tylko jego zawartość, co również samą zewnętrzną fakturę. Oczy prześlizgnęły się po sformułowaniach, mrużąc co jakiś czas i zatrzymując, by potem na nowo kontynuować.
- Pewnie ostatnio masz dużo pracy - oświadczył nagle, nadal nie odrywając od kartki wzroku. Miał podzielną uwagę, a cisza w tym wypadku wydawała mu się co najmniej niezręczna. Podniósł na moment swoje spojrzenie i znowu zagłębił się w lekturę z podobnym co przedtem spokojem.
d o s t o s o w y w a ł. Czy jednak czas przełamie dzielącą ich barierę, która krępowała go i narzucała nieustannie na umysł ogładę? Czy kiedyś ten drążący dziurę wewnątrz głos, przypominający o jego m i e j s c u, zamilknie na wieczność, przeistaczając się w błogie widmo ciszy? Chciałby. Aktualnie jednak skupił się na koniecznych do spełnienia wytycznych, jakie widniały mu cały czas przed oczami, ani na moment nie ustępując.
- Słyszałem - odpowiedział. Skrzywił się nieznacznie, jakby było to czynnością niemal na zasadzie bezwarunkowego odruchu. - Nie chciałbym się znaleźć w ich zasięgu. - Zajął miejsce przy stole. Uśmiechnął się lekko.
- Niewiele mogę powiedzieć, ale sam temat publikacji wydaje się ciekawy. Zwłaszcza po tych wydarzeniach. - W końcu aktualne tematy zawsze przyciągają rzesze czytelników. I nie tylko samych pasjonatów, ale również ludzi, którzy niegdyś mieli jakieś zetknięcie.
Chwycił pergamin, wodząc po nim delikatnie opuszkami palców, jakby początkowo badał powierzchownie nie tylko jego zawartość, co również samą zewnętrzną fakturę. Oczy prześlizgnęły się po sformułowaniach, mrużąc co jakiś czas i zatrzymując, by potem na nowo kontynuować.
- Pewnie ostatnio masz dużo pracy - oświadczył nagle, nadal nie odrywając od kartki wzroku. Miał podzielną uwagę, a cisza w tym wypadku wydawała mu się co najmniej niezręczna. Podniósł na moment swoje spojrzenie i znowu zagłębił się w lekturę z podobnym co przedtem spokojem.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Delikatnie machnęła dłonią zmuszając kubki, by wylądowały tuż przed nimi. Z szafki wyleciały ciastka, zgrabnie ułożyły się na wzorzystym talerzyku i podpłynęły do stolika. Delikatne stuknięcie zasygnalizowało im celne "zaparkowanie" talerzyka, po nim wylądowała cukierniczka. Eileen ani na jedną chwilę nie odwróciła wzroku od Daniela. Dlaczego? Zmieniała swój tok myśli na zupełnie inny, który, jak wierzyła, miał sprawić, że poczuje się lepiej we własnym ciele.
Nie ukrywajmy, nie bawmy się w podchody. Podobał jej się. W tym najprostszy i chyba... najpiękniejszy sposób. Oczywiście nadal była świadoma tego kawałka swojego serca, który zajęte był przez kogoś innego, ale była też świadoma tego, że do końca życia nie może w sobie tego chować. Zabiłoby ja to. Przy którymś westchnięciu rozsadziłoby jej płuca, oślepiłoby ją z powodu nadmiaru łez.
Dlatego postanowiła zmienić kierunek, w jakim szła.
- Też o tym pomyślałam - sięgnęła po swój kubek, do którego wsypała pół łyżeczki cukru. Zdziwiły ją jego kolejne słowa, ale tylko uśmiechnęła się delikatnie. - Odrobinę więcej, niż zazwyczaj. Ale nie narzekam... a przynajmniej staram się nie narzekać.
Nie pytał o Zakon Feniksa, dobrze o tym wiedziała, ale jakoś przewinęło jej się to przez myśl. To był jednak jeden obowiązek więcej w jej życiu. Już niekoniecznie związany z zielarstwem.
Oparła policzek na dłoni, wciąż nienachalnie mu się przyglądając, ale przy tym nie szczędząc delikatnego uśmiechu. Śmierć Rossy coś zmieniła. A raczej była świetnym bodźcem nakierowującym ją na podjęcie odpowiednich kroków w celu zmiany pewnych aspektów swojego życia.
- Twoje spostrzegawcze oko wyłapało jakieś błędy? - spytała cicho. - Starałam się.
Nie ukrywajmy, nie bawmy się w podchody. Podobał jej się. W tym najprostszy i chyba... najpiękniejszy sposób. Oczywiście nadal była świadoma tego kawałka swojego serca, który zajęte był przez kogoś innego, ale była też świadoma tego, że do końca życia nie może w sobie tego chować. Zabiłoby ja to. Przy którymś westchnięciu rozsadziłoby jej płuca, oślepiłoby ją z powodu nadmiaru łez.
Dlatego postanowiła zmienić kierunek, w jakim szła.
- Też o tym pomyślałam - sięgnęła po swój kubek, do którego wsypała pół łyżeczki cukru. Zdziwiły ją jego kolejne słowa, ale tylko uśmiechnęła się delikatnie. - Odrobinę więcej, niż zazwyczaj. Ale nie narzekam... a przynajmniej staram się nie narzekać.
Nie pytał o Zakon Feniksa, dobrze o tym wiedziała, ale jakoś przewinęło jej się to przez myśl. To był jednak jeden obowiązek więcej w jej życiu. Już niekoniecznie związany z zielarstwem.
Oparła policzek na dłoni, wciąż nienachalnie mu się przyglądając, ale przy tym nie szczędząc delikatnego uśmiechu. Śmierć Rossy coś zmieniła. A raczej była świetnym bodźcem nakierowującym ją na podjęcie odpowiednich kroków w celu zmiany pewnych aspektów swojego życia.
- Twoje spostrzegawcze oko wyłapało jakieś błędy? - spytała cicho. - Starałam się.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Lekki stukot osiadłych na stoliku naczyń przebiegł wzdłuż blatu nieznacznym drgnięciem. Zdawał się nie zwracać na niego uwagi, jedynie odrobinę poruszając palcami, obejmującymi w swoich opuszkach gładką powierzchnię pergaminu. Wyczuwał spojrzenie; nie było uporczywe, lecz wciąż obecne, skryte za uważnymi, szaroniebieskimi tęczówkami. Gdyby wszystko przebiegało tak łatwo jak w myślach, już dawno podzieliłby się czymś znacznie więcej. Póki co jednak, skrępowany przez narzucone więzy zdystansowania, mógł jedynie wyczekiwać odpowiedniego momentu, delikatnie starać się przesunąć granicę, nieznacznie lecz postępowo, by nie zniszczyć wszystkiego jednym gwałtowniejszym ruchem. Z niezmienionym, przyjaznym wyrazem twarzy, przysunął do siebie kubek herbaty - ciepło rozeszło się po jego dłoni, drażniąc delikatnie w miejscu zetknięcia naczynia ze skórą. Nie dosypał do napoju cukru, z początku wyłącznie patrząc, jak paruje, wydostając z siebie zataczające się, nieregularne skłębienia.
- I to wyłapało - odezwał się z uśmiechem, nie dając jej długo czekać na odpowiedź. Notatki były czytelne, nie gubił się w nich, choć rzecz jasna wymagały jeszcze dopracowania. - Mogę pomóc połączyć to wszystko w całość - dodał. Odczekał chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc. - Gdybyś była w stanie dać mi notatki na... Tydzień, tak sądzę, mógłbym się lepiej przygotować. - Upił łyk ze swojego kubka, na moment odsuwając kartki na bok. -Z mojej strony to chyba wszystko.
Złożył przed sobą ręce, niemal całkowicie zastygając w bezruchu. Zastanawiał się. Rozważał, czy to pozorne zmierzanie ku końcowi można jeszcze jakoś ubarwić; wiedział bowiem, że jeśli wyszedłby przedwcześnie, mógłby automatycznie przekreślić swoje szanse, wysyłając zupełnie sprzeczny sygnał. Postanowił więc nie ponaglać, nadal oddając się w ręce czasu i tego, co przynosił w miarę z następnymi wypowiedziami.
- Nie chciałbym jednak marnować tej herbaty - powiedział nagle, poniekąd zaskakując nawet samego siebie. Drobny impuls przeszedł niezwykle szybko, od razu prowokując do podzielenia się spostrzeżeniem. - Dlatego jeśli masz jakieś pytania, cokolwiek... Myślę, że możemy poruszyć różne sprawy - Przyjrzał się jej uważniej. Z tonu głosu nie wynikało, że chodzi mu wyłącznie o temat przygotowywanej publikacji, choć zarazem nie miał zamiaru niczego narzucać.
- I to wyłapało - odezwał się z uśmiechem, nie dając jej długo czekać na odpowiedź. Notatki były czytelne, nie gubił się w nich, choć rzecz jasna wymagały jeszcze dopracowania. - Mogę pomóc połączyć to wszystko w całość - dodał. Odczekał chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc. - Gdybyś była w stanie dać mi notatki na... Tydzień, tak sądzę, mógłbym się lepiej przygotować. - Upił łyk ze swojego kubka, na moment odsuwając kartki na bok. -Z mojej strony to chyba wszystko.
Złożył przed sobą ręce, niemal całkowicie zastygając w bezruchu. Zastanawiał się. Rozważał, czy to pozorne zmierzanie ku końcowi można jeszcze jakoś ubarwić; wiedział bowiem, że jeśli wyszedłby przedwcześnie, mógłby automatycznie przekreślić swoje szanse, wysyłając zupełnie sprzeczny sygnał. Postanowił więc nie ponaglać, nadal oddając się w ręce czasu i tego, co przynosił w miarę z następnymi wypowiedziami.
- Nie chciałbym jednak marnować tej herbaty - powiedział nagle, poniekąd zaskakując nawet samego siebie. Drobny impuls przeszedł niezwykle szybko, od razu prowokując do podzielenia się spostrzeżeniem. - Dlatego jeśli masz jakieś pytania, cokolwiek... Myślę, że możemy poruszyć różne sprawy - Przyjrzał się jej uważniej. Z tonu głosu nie wynikało, że chodzi mu wyłącznie o temat przygotowywanej publikacji, choć zarazem nie miał zamiaru niczego narzucać.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uniosła kubek do ust, by wziąć z niego łyk herbaty. Drobny, bo napój nie osiągnął jeszcze temperatury odpowiedniej do swobodnego picia. Nie miała jej jednak tego za złe. Mogła stygnąć, ile tylko chciała, byleby Daniel został jak najdłużej. Mógłby jej opowiadać o czymkolwiek, mogliby nawet siedzieć w ciszy, wspólnie milcząc.
- W porządku - kąciki jej ust powędrowały ku górze w łagodnym uśmiechu. - Będę wdzięczna. Twoja pomoc jest nieoceniona.
Nie chciała mu się specjalnie przypodobać, nie była z tych kobiet, które robią wszystko, byleby tylko mężczyzna zwrócił na nie uwagę. Nie nosiła kusych spódnic, które i tak w tych czasach były niewybaczalnym błędem; nie używała zbyt dużo makijażu. Lubiła to, jaka byłą i starała się być sobą przez cały czas. Miała nadzieję, że ktoś to w końcu doceni.
Jeśli nie rudzielec, to może szatyn?
Przyjrzała mu się, gdy podniósł na nią wzrok, zaczynając inny temat. Oh, czyli na tym skończyła się dyskusja na temat twojej pracy? Ale... czy na tym ci czasami nie zależało? Praca była tylko głupim pretekstem, którym chciała go tu... zwabić. Na Merlina, to za mocne słowo, ale jako jedyne dobrze określało jej stan. Wydawało jej się, że chciała na niego zapolować, chociaż teraz, sądząc po słowach Daniela i jego tonie, nieco innym od poprzedniego, może jednak on chciał zapolować na nią?
Uśmiechnęła się - wciąż łagodnie i ciepło, ale... było w jej uśmiechu coś, co potwierdzało jego myśli.
Zaryzykować? Nie ryzykować?
- Chyba nie do końca chciałam sprowadzić cię tu tylko po to, żebyś obejrzał moją pracę. - rysy jej twarzy nie były skażone nawet najmniejszą emocją, która zdradzałaby to, co działo się w jej głowie.
- W porządku - kąciki jej ust powędrowały ku górze w łagodnym uśmiechu. - Będę wdzięczna. Twoja pomoc jest nieoceniona.
Nie chciała mu się specjalnie przypodobać, nie była z tych kobiet, które robią wszystko, byleby tylko mężczyzna zwrócił na nie uwagę. Nie nosiła kusych spódnic, które i tak w tych czasach były niewybaczalnym błędem; nie używała zbyt dużo makijażu. Lubiła to, jaka byłą i starała się być sobą przez cały czas. Miała nadzieję, że ktoś to w końcu doceni.
Jeśli nie rudzielec, to może szatyn?
Przyjrzała mu się, gdy podniósł na nią wzrok, zaczynając inny temat. Oh, czyli na tym skończyła się dyskusja na temat twojej pracy? Ale... czy na tym ci czasami nie zależało? Praca była tylko głupim pretekstem, którym chciała go tu... zwabić. Na Merlina, to za mocne słowo, ale jako jedyne dobrze określało jej stan. Wydawało jej się, że chciała na niego zapolować, chociaż teraz, sądząc po słowach Daniela i jego tonie, nieco innym od poprzedniego, może jednak on chciał zapolować na nią?
Uśmiechnęła się - wciąż łagodnie i ciepło, ale... było w jej uśmiechu coś, co potwierdzało jego myśli.
Zaryzykować? Nie ryzykować?
- Chyba nie do końca chciałam sprowadzić cię tu tylko po to, żebyś obejrzał moją pracę. - rysy jej twarzy nie były skażone nawet najmniejszą emocją, która zdradzałaby to, co działo się w jej głowie.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Słowa. Rozchodzące się w powietrzu, przyjemne zakłócenia przestrzeni; docierające do uszu zafalowania, lekko muskając powierzchnię małżowiny, odbierane za każdym razem jako wyraźny symptom. Odgadywane głoski, analizowany sposób mówienia, zaakcentowania i nawet doboru określonych wyrazów. Miękko wiążące się w całość artykułowania, sądny wyrok dla każdej minionej chwili, zwieńczenie r e a k c j i, która miała stać się kluczem do wyciągniętych wniosków. Nie był w stanie ich momentami zauważyć, błądząc wśród niejednoznaczności i jednocześnie samemu tę niejednoznaczność wytwarzając - pozwoliwszy sobie na zmienienie wyrazu mimiki, złudnie przypominającego poprzedni, lecz zarazem kryjącego w sobie jakąś alegorię.
Była zagadką.
Pozornie oczywistą, banalną, która zdawała się nie wyróżniać w tłumie; być, o zgrozo, przeciętna - w rzeczywistości stawiając to określenie na piedestale najwyższej herezji, wywołując gorzki, poparty doświadczeniem niesmak. Niby zwyczajna, o miłych rysach twarzy i subtelnie towarzyszącym im uśmiechu, lecz jednocześnie zawsze skupiająca na sobie uwagę, właśnie w tych prostych, najzwyklejszych momentach, które większość zdawałaby się wyminąć z wręcz ostentacyjną obojętnością. Uczucie nieodnalezienia mimo wszystko sprawiało mu przyjemność; każda kontynuacja przychodziła z ochotą, chciał ją lepiej p o z n a ć - nie dlatego, że czyhał na nią jak schowany pod ludzką skórą drapieżnik, chciał odkrywać dla samego okrywania, dowiedzieć się znacznie więcej, spędzając czas na choćby zwyczajnej konwersacji. Wszystko jednak stawało się z chwili na chwilę coraz mniej zwyczajne; wychwycił bezbarwnie ujętą uwagę niemal natychmiastowo, nie spiesząc się jednak z przedwczesną odpowiedzią, chcąc, aby wypłynęła ona powoli i naturalnie, wraz z powracającym w tym momencie, spojrzeniem na twarz kobiety.
- Obawiam się - zaczął spokojnie, pozwalając słowom na rozbrzmienie od początku do końca, przeciągając sekundy, jakby nie chciał tak szybko doprowadzić do jednolitej konkluzji - że nie przyszedłem tu wyłącznie ze względu na pracę.
Mógł wyłącznie p o d e j r z e w a ć, co kryło się wewnątrz jej umysłu, nie odsłaniając się przy tym z ogarniającej go powoli ekscytacji, przejścia linii wydarzeń ku zupełnie innym kierunkom. Podejrzewał, lecz jego intuicja niemal krzyczała o obupólnej zgodności, choć nie chciał wychylać się zbyt szybko; wyłącznie krążył dookoła, nie odsłaniał karty, jedynie wodząc przed oczami widokiem jej odwróconego wierzchu. Nachylił się nieznacznie, zdając się zmienić ton na bardziej konspiracyjny.
- Korzystny zbieg okoliczności, nie uważasz? - spytał z lekką wesołością, lecz bez najmniejszej ironii. Powinna wiedzieć. O n i powinni.
Była zagadką.
Pozornie oczywistą, banalną, która zdawała się nie wyróżniać w tłumie; być, o zgrozo, przeciętna - w rzeczywistości stawiając to określenie na piedestale najwyższej herezji, wywołując gorzki, poparty doświadczeniem niesmak. Niby zwyczajna, o miłych rysach twarzy i subtelnie towarzyszącym im uśmiechu, lecz jednocześnie zawsze skupiająca na sobie uwagę, właśnie w tych prostych, najzwyklejszych momentach, które większość zdawałaby się wyminąć z wręcz ostentacyjną obojętnością. Uczucie nieodnalezienia mimo wszystko sprawiało mu przyjemność; każda kontynuacja przychodziła z ochotą, chciał ją lepiej p o z n a ć - nie dlatego, że czyhał na nią jak schowany pod ludzką skórą drapieżnik, chciał odkrywać dla samego okrywania, dowiedzieć się znacznie więcej, spędzając czas na choćby zwyczajnej konwersacji. Wszystko jednak stawało się z chwili na chwilę coraz mniej zwyczajne; wychwycił bezbarwnie ujętą uwagę niemal natychmiastowo, nie spiesząc się jednak z przedwczesną odpowiedzią, chcąc, aby wypłynęła ona powoli i naturalnie, wraz z powracającym w tym momencie, spojrzeniem na twarz kobiety.
- Obawiam się - zaczął spokojnie, pozwalając słowom na rozbrzmienie od początku do końca, przeciągając sekundy, jakby nie chciał tak szybko doprowadzić do jednolitej konkluzji - że nie przyszedłem tu wyłącznie ze względu na pracę.
Mógł wyłącznie p o d e j r z e w a ć, co kryło się wewnątrz jej umysłu, nie odsłaniając się przy tym z ogarniającej go powoli ekscytacji, przejścia linii wydarzeń ku zupełnie innym kierunkom. Podejrzewał, lecz jego intuicja niemal krzyczała o obupólnej zgodności, choć nie chciał wychylać się zbyt szybko; wyłącznie krążył dookoła, nie odsłaniał karty, jedynie wodząc przed oczami widokiem jej odwróconego wierzchu. Nachylił się nieznacznie, zdając się zmienić ton na bardziej konspiracyjny.
- Korzystny zbieg okoliczności, nie uważasz? - spytał z lekką wesołością, lecz bez najmniejszej ironii. Powinna wiedzieć. O n i powinni.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie do końca wiedziała, do czego prowadziła ta prosta, a zarazem tak skomplikowana wymiana zdań. To niewinne trącanie się słowami, ta niewidzialna gonitwa, muskanie nerwów w eleganckim tańcu, który ani trochę nie przypominał flirtów znanych z opowiadań i czytanych się w poradnikach dla młodych panów lub panienek chcących znaleźć swoją jedyną lub swojego jedynego. Nie było trzepotu rzęs ani uwydatniania walorów. Nie było plastycznych zmian w mimice twarzy, które wskazywałyby na jednoznaczne zainteresowanie. Odbieranie przez nich gestów było wyłącznie sprawą domysłów. Pletli między sobą teorie, niektóre całkiem sprzeczne, inne przewidujące dość... nietypowe zakończenia tej zabawy w kotka i myszkę, które należały jednak do tych przyjemniejszych.
Powinna siebie zrugać. Za to, jakie myśli plątały się w szpiegowskim stylu pod jej czaszką.
Zamrugała, gdy dostrzegła ruch jego ciała w swoją stronę. Bez wahania (cóż za paradoks!) zrobiła to samo. Dystans skrócił się do absolutnego minimum. Poczuła zapach męskich perfum, który natychmiast owionął jej zmysły. Może nie były zbyt mocne, ale cudownie nęciły, zachęcały, niemalże zmuszały do smakowania. Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy z tak bliska. Dotąd nie dostrzegła ich głębokiej barwy, przywodzącej na myśl kolor oceanu tuż przed sztormem, tuż przed zrywającym się z nagła wiatrem, przed tnącym deszczem i głośnymi hukami grzmotów. Nie widziała w nich wcześniej tej ciszy przed burzą, która teraz tak bardzo ją zafascynowała.
Wzrokiem przebiegła po jego twarzy, na nieco dłuższą chwilę zatrzymując się na jego ustach, by znów powrócić do chłonięcia jego spojrzenia. Wargi rozchyliły się delikatnie, tylko po to, żeby oddać powietrzu kilka słów.
- Nie znam reguł tej gry, Danielu - odparła miękko, szeptem, bojąc się, że nieco wyższe brzmienie głosu złamie tę magię, jaką między sobą zbudowali. - Ale jesteś mistrzem w jej prowadzeniu.
Miała prawdziwą ochotę złamać do końca ten niewielki dystans, jaki między nimi pozostał, zatopić w jego ustach swoje wargi. Miękko, ale z jakąś szaloną potrzebą wypełnienia pragnienia, które powoli się w niej budziło.
Powinna siebie zrugać. Za to, jakie myśli plątały się w szpiegowskim stylu pod jej czaszką.
Zamrugała, gdy dostrzegła ruch jego ciała w swoją stronę. Bez wahania (cóż za paradoks!) zrobiła to samo. Dystans skrócił się do absolutnego minimum. Poczuła zapach męskich perfum, który natychmiast owionął jej zmysły. Może nie były zbyt mocne, ale cudownie nęciły, zachęcały, niemalże zmuszały do smakowania. Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy z tak bliska. Dotąd nie dostrzegła ich głębokiej barwy, przywodzącej na myśl kolor oceanu tuż przed sztormem, tuż przed zrywającym się z nagła wiatrem, przed tnącym deszczem i głośnymi hukami grzmotów. Nie widziała w nich wcześniej tej ciszy przed burzą, która teraz tak bardzo ją zafascynowała.
Wzrokiem przebiegła po jego twarzy, na nieco dłuższą chwilę zatrzymując się na jego ustach, by znów powrócić do chłonięcia jego spojrzenia. Wargi rozchyliły się delikatnie, tylko po to, żeby oddać powietrzu kilka słów.
- Nie znam reguł tej gry, Danielu - odparła miękko, szeptem, bojąc się, że nieco wyższe brzmienie głosu złamie tę magię, jaką między sobą zbudowali. - Ale jesteś mistrzem w jej prowadzeniu.
Miała prawdziwą ochotę złamać do końca ten niewielki dystans, jaki między nimi pozostał, zatopić w jego ustach swoje wargi. Miękko, ale z jakąś szaloną potrzebą wypełnienia pragnienia, które powoli się w niej budziło.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Powietrze - jak zawieszona między nimi, przezroczysta zasłona, ciążyło, zgęstniałe, przypominając bardziej ołów niż eteryczną przestrzeń. Ciężkie, możliwe do zaczerpnięcia dopiero przy gwałtowniejszym wdechu, któremu wciąż było z a m a ł o, który nie mógł wysycić płuc - prędzej rozsadzić niebywałym ciśnieniem tworzonym w ogólnie towarzyszącym napięciu, niemożliwemu do zignorowania, mieszkającym obecnie w każdej mijanej sekundzie. Byli blisko.
Zbyt blisko?
Pragnienie okazywało się bezdenną studnią, która w miarę zagłębiania się w jej niepewnych odmętach, pożerała w całości jak paszcza złowrogiej bestii, czyniąc zetknięcie stóp z powierzchnią czynnością jeszcze bardziej nieosiągalną, niż zdało się z samego początku przewidywać. Nie starczały palce, dłoń, nie zdała się na długo nawet cała ręka. Tylko to napięcie, pochłaniane przez niego z rodzącą się satysfakcją; możliwość dokładnego lustrowania twarzy kobiety i natknięcia na siebie spojrzeń, wbijanych wzajemnie z nienasyceniem i precyzją. W takich chwilach próżnym było błagać o pojawienie się głosu zdrowego rozsądku; o przemyślenie wszystkiego na poważnie, jak jeszcze wcześniej - bez zmiany, która zdała się wykruszać kolejne granice, zostawiając za sobą coraz mniej murów, coraz mniej ścian, czyniąc odległość niezwykle lekką, ograniczoną do jednego ruchu. Jednego momentu, który mógł, mimo swej ulotności, zadecydować o wszystkim. Słysząc kolejne, lekko rozrywające ciszę słowa; stłumione, drgające przez moment; miał ochotę z początku parsknąć śmiechem, który jednak ograniczył do zwyczajnie lekkiego uniesienia kącików ust.
- Może - zaczął, równie cicho i nadal z wyraźną pewnością, choć nie burząc przy tym żadnych zasad, nie narzucając ich, pozornie nie czyniąc absolutnie nic, co mogłoby mieć wpływ na dalszy przebieg zdarzeń - jest w tym jakaś metoda.
Odległość wydawała się niewielka, wręcz - minimalna, jednakże pokonanie jej przychodziło z lekką trudnością, wydłużało ów moment, ciągnęło sekundy, zlepiając i zmieniając ich wartość, zwalniało przebieg wciąż tak samo regularnych oddechów. Cienka linia, granica; ruch albo bierność, wygrana lub porażka, wyrażenie zgody lub niechęci. Całość miała dopiero nastać, choć wiedział, że nie wybaczyłby sobie zawahania; zmrużył oczy i widząc już pod powiekami wyłącznie cienie dawnego obrazu, początkowo delikatnie - jakby krążył i wyłącznie szukał sposobności, musnął wargami jej własne. Powolny ruch raczył się dotykiem, czekając i pytając zarazem, licząc na ujawnienie niewerbalnej odpowiedzi.
Zbyt blisko?
Pragnienie okazywało się bezdenną studnią, która w miarę zagłębiania się w jej niepewnych odmętach, pożerała w całości jak paszcza złowrogiej bestii, czyniąc zetknięcie stóp z powierzchnią czynnością jeszcze bardziej nieosiągalną, niż zdało się z samego początku przewidywać. Nie starczały palce, dłoń, nie zdała się na długo nawet cała ręka. Tylko to napięcie, pochłaniane przez niego z rodzącą się satysfakcją; możliwość dokładnego lustrowania twarzy kobiety i natknięcia na siebie spojrzeń, wbijanych wzajemnie z nienasyceniem i precyzją. W takich chwilach próżnym było błagać o pojawienie się głosu zdrowego rozsądku; o przemyślenie wszystkiego na poważnie, jak jeszcze wcześniej - bez zmiany, która zdała się wykruszać kolejne granice, zostawiając za sobą coraz mniej murów, coraz mniej ścian, czyniąc odległość niezwykle lekką, ograniczoną do jednego ruchu. Jednego momentu, który mógł, mimo swej ulotności, zadecydować o wszystkim. Słysząc kolejne, lekko rozrywające ciszę słowa; stłumione, drgające przez moment; miał ochotę z początku parsknąć śmiechem, który jednak ograniczył do zwyczajnie lekkiego uniesienia kącików ust.
- Może - zaczął, równie cicho i nadal z wyraźną pewnością, choć nie burząc przy tym żadnych zasad, nie narzucając ich, pozornie nie czyniąc absolutnie nic, co mogłoby mieć wpływ na dalszy przebieg zdarzeń - jest w tym jakaś metoda.
Odległość wydawała się niewielka, wręcz - minimalna, jednakże pokonanie jej przychodziło z lekką trudnością, wydłużało ów moment, ciągnęło sekundy, zlepiając i zmieniając ich wartość, zwalniało przebieg wciąż tak samo regularnych oddechów. Cienka linia, granica; ruch albo bierność, wygrana lub porażka, wyrażenie zgody lub niechęci. Całość miała dopiero nastać, choć wiedział, że nie wybaczyłby sobie zawahania; zmrużył oczy i widząc już pod powiekami wyłącznie cienie dawnego obrazu, początkowo delikatnie - jakby krążył i wyłącznie szukał sposobności, musnął wargami jej własne. Powolny ruch raczył się dotykiem, czekając i pytając zarazem, licząc na ujawnienie niewerbalnej odpowiedzi.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przekraczanie dawnych granic było dobre. Odświeżało światopogląd, zmuszało do poszerzania zakresu widzenia, otwierało uszy i oczy na rzeczy, które dotąd wydawały się rutynowe, schematyczne. Te same spacery do tego samego parku, kupowanie tych samych bułek, powtarzanie tych samych gestów i pytanie o to samo prawie w te same dni. Być może oboje poczuli w odpowiednim momencie ten jeden, najbardziej potrzebny bodziec, który za nich zdecydował o przekroczeniu tych granic. Bo przecież takie czyny nie rodzą się z niczego, takie myśli nie kiełkują same z siebie.
A Eileen właśnie tego potrzebowała. Przełamania schematów, w które wpadła i to na własne życzenie. Małej zmiany prowadzącej do początku czego niewytłumaczalnego, czegoś... nie do końca poznanego. Prowadzącej do kogoś. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi mówiły jej, że kroki, które wykonała, były tymi prawidłowymi.
Gdy Daniel nachylił się w jej kierunku, na krótka chwilę wszystko w niej zamarło. Mogłaby przysiąc, że serce przestało pompować krew do jej żył, zatrzymując w ten sposób najgenialniejszy mechanizm znany ludzkości. Tylko skóra odpowiedziała, unosząc delikatnie włoski, marszcząc się w charakterystyczny dla siebie sposób. Powieki łagodnie opadły, pozostawiając jednak pewien margines błędu... albo wręcz przeciwnie, zmuszając ciało kobiety do chłonięcia tej chwili nie tylko dotykiem i węchem, ale także i wzrokiem. Wreszcie usta odpowiedziały, rozchylając się i miękko składając na ustach dziennikarza pocałunek, podłapując jego chęć i odpowiadając na nią z budzącym się do życia zaangażowaniem. Jeśli miał wątpliwości - w tej chwili powinien się ich wyzbyć.
Jej powieki opadły do końca, a dłoń, popchnięta przełamaniem ostatniej bariery bliskości, zatrzymała się na jego policzku, muskając go miękką fakturą zadbanych dłoni. Nie potrzeba było więcej słów. Decydowała tylko mowa ciała. Chwilo, trwaj.
A Eileen właśnie tego potrzebowała. Przełamania schematów, w które wpadła i to na własne życzenie. Małej zmiany prowadzącej do początku czego niewytłumaczalnego, czegoś... nie do końca poznanego. Prowadzącej do kogoś. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi mówiły jej, że kroki, które wykonała, były tymi prawidłowymi.
Gdy Daniel nachylił się w jej kierunku, na krótka chwilę wszystko w niej zamarło. Mogłaby przysiąc, że serce przestało pompować krew do jej żył, zatrzymując w ten sposób najgenialniejszy mechanizm znany ludzkości. Tylko skóra odpowiedziała, unosząc delikatnie włoski, marszcząc się w charakterystyczny dla siebie sposób. Powieki łagodnie opadły, pozostawiając jednak pewien margines błędu... albo wręcz przeciwnie, zmuszając ciało kobiety do chłonięcia tej chwili nie tylko dotykiem i węchem, ale także i wzrokiem. Wreszcie usta odpowiedziały, rozchylając się i miękko składając na ustach dziennikarza pocałunek, podłapując jego chęć i odpowiadając na nią z budzącym się do życia zaangażowaniem. Jeśli miał wątpliwości - w tej chwili powinien się ich wyzbyć.
Jej powieki opadły do końca, a dłoń, popchnięta przełamaniem ostatniej bariery bliskości, zatrzymała się na jego policzku, muskając go miękką fakturą zadbanych dłoni. Nie potrzeba było więcej słów. Decydowała tylko mowa ciała. Chwilo, trwaj.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
nie pamiętam, co pisałam kiedyś, więc jak się powtórzy no to przepraszam XDDD
P o w o l i. Chciał, by wszystko płynęło - by sekundy przechodziły swobodnie, po kolei, by następstwa przenikały się nawzajem, rozmywając pochłanianą garściami chwilę. Łapany upływ czasu - rozbudzający do resztek zmysły, wprawiający w błogie zapomnienie o tym, co było bądź co ma nastąpić, zatracał go - niby tonął bez możliwości wypłynięcia, pozwalając ogarnąć się przez fale doznań. I wiedział, że granice w jego przypadku pękają, czuł, jak podtrzymujące dotąd okowy łamią się i kruszą, nie stanowiąc więcej dlań żadnej przeszkody; jak p r a g n i e, jak chce coraz bardziej, coraz więcej i więcej, bez możliwości uzyskania spełnienia. Bo samo pragnienie było porównywalne do przepaści, która zalewała swoją ciemnością źrenice, która była nieprzenikniona - wielka, potężna, niemożliwa do określenia i poznania. Właśnie taka była - a on nie widział przeszkód ze strony własnej; jedynie badając nieustannie, odkrywając i dowiadując.
Wargi uginały się, zetknięte ze sobą w ciągłym kontakcie; w pytaniu i odpowiedzi, w bodźcu i reakcji, w relacji, której nie streszczały żadne słowa - jedynie układ ruchów zbliżonych sylwetek, wieńczony przyspieszonym biciem serca. Czuł osiadający na skórze oddech, jego lekką, delikatną mgiełkę; czuł dotyk na twarzy, zaznaczający się na skórze drżącym, ulotnym bodźcem - niczym motyl, którego drobne odnóża poruszały się po powierzchni. Dłonie mężczyzny zatopiły się w jej włosach, rozgarniając kosmki i pozwalając przepływać im kaskadami przez palce; gładząc ich miękką fakturę, czerpiąc przyjemność z każdego odbieranego momentu. Z nich wszystkich połączonych w jedno - jeden konkretny obraz, tak doskonale zarysowanych mimo fałdów powiek naniesionych niczym kurtyna, odcinając od możliwości lustrowania całego widoku. Ale wiedział jedno i jednego był pewien - c z u ł, całując ją i widząc potwierdzenie w dalszych czynach; na początku wyłącznie darząc lekkimi muśnięciami, potem zaś - wzrastającymi na sile w miarę czasu, balansując na granicy końca i nowego początku - cały czas próbując wyciągnąć wnioski, w jaki sposób powinien się zachować. Język przejechał lekko po powierzchni ust, czekając, czy ponownie odseparują się - czy przekażą coś zupełnie innego. Zdawał sobie sprawę, że granica nigdy nie była ciągła - określona wyłącznie pobieżnie; najważniejszym zaś było przechodzenie tuż po jej linii, by nagiąć się zgodnie z wystawianym szeregiem reguł. Zdecydowanie, lecz nie łapczywie. Bez zawahania, ale również - bez przesadnej pewności. Bez pozostania w miejscu, nie wybiegając przy tym przesadnie w przyszłość.
| koniec
P o w o l i. Chciał, by wszystko płynęło - by sekundy przechodziły swobodnie, po kolei, by następstwa przenikały się nawzajem, rozmywając pochłanianą garściami chwilę. Łapany upływ czasu - rozbudzający do resztek zmysły, wprawiający w błogie zapomnienie o tym, co było bądź co ma nastąpić, zatracał go - niby tonął bez możliwości wypłynięcia, pozwalając ogarnąć się przez fale doznań. I wiedział, że granice w jego przypadku pękają, czuł, jak podtrzymujące dotąd okowy łamią się i kruszą, nie stanowiąc więcej dlań żadnej przeszkody; jak p r a g n i e, jak chce coraz bardziej, coraz więcej i więcej, bez możliwości uzyskania spełnienia. Bo samo pragnienie było porównywalne do przepaści, która zalewała swoją ciemnością źrenice, która była nieprzenikniona - wielka, potężna, niemożliwa do określenia i poznania. Właśnie taka była - a on nie widział przeszkód ze strony własnej; jedynie badając nieustannie, odkrywając i dowiadując.
Wargi uginały się, zetknięte ze sobą w ciągłym kontakcie; w pytaniu i odpowiedzi, w bodźcu i reakcji, w relacji, której nie streszczały żadne słowa - jedynie układ ruchów zbliżonych sylwetek, wieńczony przyspieszonym biciem serca. Czuł osiadający na skórze oddech, jego lekką, delikatną mgiełkę; czuł dotyk na twarzy, zaznaczający się na skórze drżącym, ulotnym bodźcem - niczym motyl, którego drobne odnóża poruszały się po powierzchni. Dłonie mężczyzny zatopiły się w jej włosach, rozgarniając kosmki i pozwalając przepływać im kaskadami przez palce; gładząc ich miękką fakturę, czerpiąc przyjemność z każdego odbieranego momentu. Z nich wszystkich połączonych w jedno - jeden konkretny obraz, tak doskonale zarysowanych mimo fałdów powiek naniesionych niczym kurtyna, odcinając od możliwości lustrowania całego widoku. Ale wiedział jedno i jednego był pewien - c z u ł, całując ją i widząc potwierdzenie w dalszych czynach; na początku wyłącznie darząc lekkimi muśnięciami, potem zaś - wzrastającymi na sile w miarę czasu, balansując na granicy końca i nowego początku - cały czas próbując wyciągnąć wnioski, w jaki sposób powinien się zachować. Język przejechał lekko po powierzchni ust, czekając, czy ponownie odseparują się - czy przekażą coś zupełnie innego. Zdawał sobie sprawę, że granica nigdy nie była ciągła - określona wyłącznie pobieżnie; najważniejszym zaś było przechodzenie tuż po jej linii, by nagiąć się zgodnie z wystawianym szeregiem reguł. Zdecydowanie, lecz nie łapczywie. Bez zawahania, ale również - bez przesadnej pewności. Bez pozostania w miejscu, nie wybiegając przy tym przesadnie w przyszłość.
| koniec
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strych
Szybka odpowiedź