Główna izba
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna izba
Główna izba robi za salon. W centrum znajduje się koza, która robi za kominek. Wokół porozstawiane są skórzane kanapy i fotele. Na ścianach wiszą obrazy oraz wypchane głowy łowieckiej zwierzyny, którą niegdyś upolował Frank Greyback oraz jego rodzina. Pod nimi mieszczą się półki pełne książek oraz niewielkie pianino, które należało kiedyś do Latony.
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Wyrwał się z mocy zaklęcia. Zaczerpną powietrza i wymierzył w jej stronę proste i zgoła niegroźne zaklęcie doskonale jednak zdając sobie sprawę, że kobieta, jak to kobieta, postanowi się przed nim uchronić. Tak też się stało, co wcale go nie zdziwiło. Skorzystał więc z chwili zdezorientowania kobiety i skupienia na obronie swojej garderoby by podnieść się na nogi ciągle trzymając gryfi łeb przyciśnięty do piersi. Pokracznie, na pół pochylony, dźwigając balast zaczął śmiesznie człapać w stronę okna którym wszedł do mieszkania. Z bólem serca miotną swoją zdobyczą przez okno zupełnie jakby z zawiścią odrzucał dzieciakom szmacianą piłkę. Dźwięk poprawnie odbitego zaklęcia oraz uniesiony głos utwierdzał go w przekonaniu, że czas go nagli. Z tego też powodu nie wchodził w dyskusję z panienką na temat chęci zaspokajania swoich pragnień. Temat bowiem był niezaprzeczalnie...obszerny, a on nie przepadał być zmuszanym do uproszczeń. Nic więc nie powiedział, samemu zmuszając ciało do ruchu w stronę okna z zamiarem wykonania klasycznego szczupakowatego nura ku krainie za oknem. W tym samym momencie powędrowało w jego kierunku zaklęcie drętwotki. Tym razem na szczęście niecelnie i tylko dzięki temu w jednym, nie sztywnym kawałku wylądował na wilgotnej trawie. Na czworaka przeczłapał do łba i w pośpiechu obłapił go i popędził w ciemność chcąc się z nią zlać i zniknąć wśród otaczających domek drzew. Miał na to kilka chwil, nim kobieta podejdzie do okna o ile w ogóle to sobie postanowi. Potem...potem trzeba było liczyć, że go nie wypatrzy.
| Rzucam na próbę ukrycia się
| Rzucam na próbę ukrycia się
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Zbyt się rozentuzjazmowała. Sądziła że wszystko pójdzie jej jak po maśle jedynie przez wzgląd na to, że poprzednie zaklęcia były niczym dziecięca igraszka. Przeceniła swoją koncentrację, dlatego wybita z rytmu obserwowała jak słabe pląśnięcie czaru rozpływa się w ciemności mizerniejącą falą. Ciężko było jej ukryć że była w szoku. Oto ona, szkoląca się w sztuce inkantacji bardziej niż zdecydowana większość znanych i nieznanych jej osób została tak łatwo rozproszona przez nieznajomego, który nie trudził się nawet by jakkolwiek zrekompensować jej najście. Głos jego dźwięczał jedynie zaklęciami i przekleństwami, których wyłowienie z próżni niezadowolenia i tak nastręczało Salome problemów.
- Kim jesteś?! – krzyknęła za nim, gdy ten przesadził okno. O powód nie musiała już pytać – był jasny jak avada o poranku. Złodziej był po prostu głupcem, który brał to co miał pod ręką, zupełnie nie zważając na możliwość skrywania w domu znacznie cenniejszych, a przez to ciekawszych fantów. Działało to na oczywistą korzyść właścicielki, której utrata rodowej pamiątki była jedynie powodem do odświeżenia wnętrza, nie ujmą. Mimo wszystko poczuła się jako czarodziej gorszego sortu; wyśmiana przez nieznajomego, skocznego niby ropucha mężczyznę w, co zdążyła zauważyć, szatach noszonych długo i z namiętnością. Potrzebowała chwili, jednak dopadła okna i wyjrzała przez nie przez sekundę zastanawiając się, czy może nie iść jego śladem. Nocne szaty nie były jednak najlepszym odzieniem do takich przygód, toteż mając mężczyznę jeszcze na linii wzroku postarała się dobrać do jego tyłka na wszystkie możliwe sposoby. Pal licho wypchane zwierzę – było jej w chwili obecnej bliskie jak skrzatom kolczyki. Wyciągnęła w kierunku przyuważonego ruchu rękę, grzmiąc zaklęcie z całej, skrytej w kobiecym ciele zajadłości.
- Homenum Revelio! – Jeżeli to jej się nie uda, nie wiedziała czy istnieje jakakolwiek szansa dopadnięcia nieznajomego. W rozbłysku światła przez chwilę ujrzała jego twarz, nie rozpoznała go jednak. Nie wiedziała skąd znał to miejsce, jednak zdawał się wiedzieć czego może się tu spodziewać. Czyżby jakaś zażyłość rodzinna? Była zła – zła na siebie, zła na świat i na niego – tego, który zapuścił się tu nieproszony.
- Kim jesteś?! – krzyknęła za nim, gdy ten przesadził okno. O powód nie musiała już pytać – był jasny jak avada o poranku. Złodziej był po prostu głupcem, który brał to co miał pod ręką, zupełnie nie zważając na możliwość skrywania w domu znacznie cenniejszych, a przez to ciekawszych fantów. Działało to na oczywistą korzyść właścicielki, której utrata rodowej pamiątki była jedynie powodem do odświeżenia wnętrza, nie ujmą. Mimo wszystko poczuła się jako czarodziej gorszego sortu; wyśmiana przez nieznajomego, skocznego niby ropucha mężczyznę w, co zdążyła zauważyć, szatach noszonych długo i z namiętnością. Potrzebowała chwili, jednak dopadła okna i wyjrzała przez nie przez sekundę zastanawiając się, czy może nie iść jego śladem. Nocne szaty nie były jednak najlepszym odzieniem do takich przygód, toteż mając mężczyznę jeszcze na linii wzroku postarała się dobrać do jego tyłka na wszystkie możliwe sposoby. Pal licho wypchane zwierzę – było jej w chwili obecnej bliskie jak skrzatom kolczyki. Wyciągnęła w kierunku przyuważonego ruchu rękę, grzmiąc zaklęcie z całej, skrytej w kobiecym ciele zajadłości.
- Homenum Revelio! – Jeżeli to jej się nie uda, nie wiedziała czy istnieje jakakolwiek szansa dopadnięcia nieznajomego. W rozbłysku światła przez chwilę ujrzała jego twarz, nie rozpoznała go jednak. Nie wiedziała skąd znał to miejsce, jednak zdawał się wiedzieć czego może się tu spodziewać. Czyżby jakaś zażyłość rodzinna? Była zła – zła na siebie, zła na świat i na niego – tego, który zapuścił się tu nieproszony.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Mało się nie poślizgnął na pokrytej rosą trawie, a potem nie potknął o przypadkowo napotkany kamień. Pędził jednak przed siebie w ciemność tworzoną przez drzewa. Co prawda gałęzie tych dopiero nabierały liści lecz mimo wszystko to był las. Opierające się o konary światło księżyca zmuszałoje do rzucania nieprzeniknionego cienia w tej wieczornej atmosferze. Valerij to wykorzystywał. Miał wrażenie że tak dobrze jak tylko umiał. Schował się bowiem za jednym z licznych pieni szczęśliwy że mu się udało. Uśmiechał się więc sam do siebie dysząc jak chart co dobiegł przed chwilą do linii mety i czeka go nagroda. Nie pomyślał przy tym ani przez chwilę, że przypadkowo napotkana w mieszkaniu kobieta miałaby pomysł rzucenia się w zaciekły pościg, czy też poszukiwania go. Właściwie nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona tak właściwie za pomocą mocy zaklęcia doskonale zdawała sobie sprawę z tego gdzie się ukrywał. Niemniej - niewiedza była rzeczą piękną. Niczego nieświadomy Valerij z zadowoleniem głaskał gryfi łeb czekając aż oddech mu się uspokoi krew wolniej zacznie płynąć. Teleportacja w takim stanie nie była dobra, a i biec przez las mu się nie uśmiechało - miał słabą kondycję oraz cierpiał przy tym na chroniczna niechęć do wysiłku. Oceniał więc swoje trofeum zastanawiając się jak dobrze mógłby je wykorzystać i co z niego zrobi jak tylko dotrze do swojej piwnicy.
Mogło się zdawać że próżnuje, działała jednak w miarę swoich sił i kondycji. Musiała złapać oddech pomimo faktu, iż niewiele się ruszała. Emocje zrobiły swoje, uniesiony poziom adrenaliny zagrał jej reakcjami szybszymi niż by się tego spodziewała i celnością lepszą niż by się o to posądzała. Jednak nie mogła gonić go tak od razu – pierw przywołała psa Bellony. Zwabiony krzykiem Jupiter wyjrzał zza budynku i ruszył, ujadając zaciekle. Liczyła że to wypłoszy złodzieja z kryjówki. Doskonale zdawała sobie sprawę gdzie ten siedział, wiedziała jednak że w starciu bezpośrednim miałaby raczej marne szanse. Zdawał się być doświadczony. Zdawał się wiedzieć co robi i jakie kroki podjąć, by zirytować ją najmocniej. Nie przesadziła okna – wybiegła drzwiami, trzymając wieczorną szatę w garści, by nie plątała się niepotrzebnie. Łapała oddech w biegu; krótki, świszczący, urywany przeszkadzał jej w trzeźwej ocenie sytuacji. Dlatego nie zbliżyła się do kryjówki nieznajomego z niezawodnym, skomplikowanym planem, uzbrojona jedynie w Jupitera gdzieś z lewej strony i różdżkę, którą wycelowała we wskazane jej przez zaklęcie miejsce. W głowie policzyła do trzech, jaka głupia musiała być, biorąc się za to samotnie. Gdyby nie siedziała w domu sama, sprawa zapewne byłaby już wyjaśniona. Gdyby nie mieszkała na uboczu, ktoś już usłyszałby wołanie. Gdyby nie było jej w domu, pewnie wyniósłby połowę wyposażenia.
Wychynęła z krzaków, nie wiedząc czy kazać działać psu, czy może samej się tym zająć. W końcu, po dłuższych pertraktacjach z samą sobą wykrzyczała: Confringo! licząc, że to jakoś pomoże. Miała go na linii wzroku, różdżkę zaś wycelowała bezpośrednio w trzymany przez niego łeb. Jeżeli zrobi sobie krzywdę – nie jej wina. Było pilnować rąk. Na bank ją widział, przecież nie kryła się za drzewem, nie siedziała w krzakach, nie starała się umniejszyć swojej obecności. Najzwyczajniej w świecie starała się to po prostu zakończyć, by wrócić i nie mieć poczucia bycia bezsilną w świecie. Och, jakże czekała na pierwsze nauki u Magnusa.
Wychynęła z krzaków, nie wiedząc czy kazać działać psu, czy może samej się tym zająć. W końcu, po dłuższych pertraktacjach z samą sobą wykrzyczała: Confringo! licząc, że to jakoś pomoże. Miała go na linii wzroku, różdżkę zaś wycelowała bezpośrednio w trzymany przez niego łeb. Jeżeli zrobi sobie krzywdę – nie jej wina. Było pilnować rąk. Na bank ją widział, przecież nie kryła się za drzewem, nie siedziała w krzakach, nie starała się umniejszyć swojej obecności. Najzwyczajniej w świecie starała się to po prostu zakończyć, by wrócić i nie mieć poczucia bycia bezsilną w świecie. Och, jakże czekała na pierwsze nauki u Magnusa.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Był zadowolony z siebie. Zziajany, zmęczony, lecz zdecydowanie zadowolony. Próbując uspokoić oddech schował różdżkę do wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Ujął oburącz swoje trofeum patrząc w martwe, sztuczne oczy. W świetle księżyca wyglądały na żywe. Tak jak te należące do kobiety -je dostrzegł dopiero po chwili. Uśmiech znikł z jego twarzy, a kąciki ust wygięły się ku dołowi. Znieruchomiał zastanawiając się co dalej. Zarejestrował bowiem że stoi tak jakoś ima go na talerzu, ni to blisko, ni to daleko.
Na smocze jaja - pomyślał, bo nie zdążył nic powiedzieć gdyż było już za późno. Kobieta prawie że żołnierskim ruchem dłoni wskazała go różdżką, poruszyła nią, a potem promień zaklęcia, jak mu się początkowo wydawało poszybował, w jego kierunku. Zaskoczony nie potrafił zareagować w porę. Szykując się więc na nieprzyjemny ból zacisnął powieki i spiła się cały. Zaklęcie jednak nie było wcelowane w niego, a w jego zdobycz. Zrozumiał to w momencie w którym gryfi łeb napuchł pod wpływem rozrywającej go od wewnątrz magicznej energii, a potem pękł z oszałamiającym wręcz dźwiękiem. Dolohov krzyknął czując na dłoniach poparzenia i spiekotę. Oszołomiony próbował pocić choćby strzępki ofiary lecz zdezorientowanie było tak silne że nabrał garść wilgotnej trawy. Wstał po tym nieporadnie, wyraźnie się zataczając i niesiony piętnem porażki oraz adrenaliny oddalił się ku ciemności. Tej nocy wszystko co miało pójść źle tak też poszło zmuszając Valeriego do odwrotu bez tego po co przyszedł, ranionym.
|zt, dziękuję za wątek - trzymał w napięciu do końca
Na smocze jaja - pomyślał, bo nie zdążył nic powiedzieć gdyż było już za późno. Kobieta prawie że żołnierskim ruchem dłoni wskazała go różdżką, poruszyła nią, a potem promień zaklęcia, jak mu się początkowo wydawało poszybował, w jego kierunku. Zaskoczony nie potrafił zareagować w porę. Szykując się więc na nieprzyjemny ból zacisnął powieki i spiła się cały. Zaklęcie jednak nie było wcelowane w niego, a w jego zdobycz. Zrozumiał to w momencie w którym gryfi łeb napuchł pod wpływem rozrywającej go od wewnątrz magicznej energii, a potem pękł z oszałamiającym wręcz dźwiękiem. Dolohov krzyknął czując na dłoniach poparzenia i spiekotę. Oszołomiony próbował pocić choćby strzępki ofiary lecz zdezorientowanie było tak silne że nabrał garść wilgotnej trawy. Wstał po tym nieporadnie, wyraźnie się zataczając i niesiony piętnem porażki oraz adrenaliny oddalił się ku ciemności. Tej nocy wszystko co miało pójść źle tak też poszło zmuszając Valeriego do odwrotu bez tego po co przyszedł, ranionym.
|zt, dziękuję za wątek - trzymał w napięciu do końca
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Główna izba
Szybka odpowiedź