Aurora Potter
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: śpiewaczka operowa
Wzrost: 165 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: kruczoczarne
Kolor oczu: gorzka czekolada
Znaki szczególne: dołeczki w policzkach; dolna warga pełniejsza od górnej i niewielka blizna na nadgarstku, pamiątka po upadku z drzewa
jabłoń, róg garboroga, dość giętka, mierząca dziesięć cali
Gryffindor
Antylopa
krwawiące serce
konwaliami, świeżą bryzą i atramentem
siebie jako staruszkę siedząca w bujanym fotelu na werandzie obok ukochanego, spoglądającą na rozbiegane i uśmiechnięte wnuki
poezją, malarstwem, teatrem i literaturą piękną
tylko Harpie z Holyhead!
wiruje w namiętnym tango oraz pieści opuszkami palców pianino
ma niesamowicie elastyczny gust muzyczny; muzyka klasyczna, rock'n roll? kwestia nastroju
Adelaide Kane
Dawno, dawno temu w odległej krainie zwaną Doliną Godryka na świat przyszła dziewczynka o bladych licach i oczach, z których biło ciepło potrafiące stopić nawet najbardziej zmrożone nienawiścią serce. Radosnym uśmiechem witała przekazujących ją sobie z rąk do rąk domowników. Krótką chwilę później maleńkie usteczka wygięły się w duże „o”, powieki zatrzepotały kilkakrotnie, a niewinne maleństwo usnęło snem długim i spokojnym.
- Patrz, mamo, jestem ptakiem!
- Auroro! Nie jesteś żadnym ptakiem, złaź z tego drzewa natychmiast!
- Zaraz Ci udowodnię, że jestem!
…
- Rory, co Ci mówiłam?
- Żeniepowinnamwspinaćsiępodrzewach...
- Jeszcze raz, córeczko.
- Zabroniłaś mi chodzenia po drzewach.
- A dlaczego?
- Bo mogłabym spaść i zrobić sobie krzywdę...
Charlus nie chce się ze mną bawić! Twierdzi, że jestem smarkula, a on już jest za duży, żeby się ze mną ganiać. Przecież za rok idę do Hogwartu! Jak on może mówić mi takie rzeczy? Na dodatek mamusia zaczęła kupować mi coraz więcej sukienek, bo chce, żebym wyglądała na prawdziwą dziewczynkę. O co jej chodzi? Przecież to nie moja wina, że wpadłam w kałużę! Tak samo jak nie moja wina, że kotek porwał mi koszulkę. Był taki uroczy. Tatuś mówi, iż jestem jego najdroższą córeczką i kocha mnie taką, jaką jestem. Ha, i pozwolił mi latać na miotle, jak mama nie widzi! Ale tylko pod jego okiem. Ostatnio urządziłam przedstawienie dla swoich lalek, chyba im się podobało, skoro biły mi brawo. Jak będę duża to zostanę gwiazdą i wszystkim będę się podobać!
- Bo chciałam, żebyście wszyscy zobaczyli moją radość!
Ona z miękkości płatków i woni, na samej granicy życia... Zasnęła… Z marzeń wygnano ją światów, w duszy jej struny pozrywano śpiewne; dziś już nie pójdzie stawać ponad rzeką i puszczać oczu na fal tonie szmerne, aniby chciała lecieć gdzieś daleko w cisze niezmierne.
- Nie bądź taka pewna, może Tiara przeznaczy się do Ravenclawu!
- A mówiłam Ci, że będzie Gryffindor!
Kiedy wybuchnęła wojna z Grindelwaldem, dziewczyna była w jeszcze dosyć młodym wieku. Mocno jednak trzymała się poglądów wyznawanych przez swoją rodzinę; nigdy nie potrafiła zaakceptować polityki prowadzonej przez jednego z najpotężniejszych czarodziei, a na zbrodnie przez niego dokonywane patrzyła z obrzydzeniem - w gruncie rzeczy dla tego, iż nie potrafiła pojąć jego zapędów, a poza tym nigdy nie umiała obojętnie przejść obok krzywdy niewinnych.
Lata płynęły, wakacje przeplatały się z rokiem szkolnym, a Rory dorastała. Każdą wolną chwilę poświęcała na śpiew, całe szczęście, iż Hogwart miał swój mały chór, więc i w nim mogła szlifować swoje umiejętności. Naciągnęła (po długich dyskusjach) też rodziców na prywatnego nauczyciela, przekonując ich, że jest pewna jak własnego nazwiska, iż chce zostać śpiewaczką operową, a bez dodatkowych lekcji się nie obejdzie. Jej matka z dumą dostrzegała każdą zmianę zachodzącą w córce, bo niewątpliwie były to przemiany na lepsze. Panna Potter w domu poważniała, stawała się spokojniejsza oraz dostosowywała się do poleceń swoich rodziców. Pewnie Gracja złapałaby się za głowę, gdyby dowiedziała się, iż to wszystko było pod potrzeby roli, jaką sobie Aura wytypowała! Postanowiła w taki sposób ćwiczyć swoją grę aktorską, również niezbędną w karierze śpiewaczki - w szkole wciąż była tą samą Rory, co wcześniej - energiczną, dynamiczną oraz mało siedzącą w jednym miejscu. I niestałą w uczuciach. Zakochiwała się; odkochiwała i tak w kółko. Stale miała jakieś "ale" do swoich wybranków - ten za pyskaty, ten znowu za cichy, ten za mało ambitny, ten za perfekcyjny. Ot, typowe miłostki nastolatki! Dopiero po latach zrozumiała, że brakowało jej w nich tej drapieżności, za którą Aura tak przepadała - zagorzałe dyskusje na dany temat, ostra wymiana poglądów, a przede wszystkim pewność siebie.
Życie nie kończyło się jednak na samych przyjemnościach - wielkimi krokami zbliżały się egzaminy, a Rory chciała je zdać jak najlepiej. Ciężko jej było zrezygnować z niektórych rzeczy jak na przykład popołudniowe przechadzki na błonia, aby z lubością podziwiać zachodzące słońce, aczkolwiek nie miała innego wyboru. Na szczęście to poświęcenie opłaciło się, gdyż egzaminy zdała całkiem dobrze; tak naprawdę wcale nie musiała otrzymać jakichś wybitnych wyników, gdyż nie były jej potrzebne - tam, gdzie chciała złożyć papiery, liczył się talent. W każdym razie podczas nauki największą wagę przyłożyła do Zaklęć i Obrony Przed Czarną Magią, głównie dlatego, iż za tymi przedmiotami przepadała, a więc chodziło oczywiście o ambicję. Więcej czasu poświęcała przede wszystkim szlifowaniu swoich umiejętności wokalnych. Nie było dnia bez śpiewu, bowiem doskonale zdawała sobie sprawę, iż na Magiczną Akademię Muzyczną nie tak łatwo się dostać. A już trzęsła się jak osika na samą myśl o przesłuchaniach wstępnych! Co, jeśli jej głos zniknie w tłumie innych? Co, jeśli rzeczywiście jest przeciętna? Wszystkie te wątpliwości rozwiały się, gdy weszła na scenę. Miała ogromną tremę, ale nie mogła zaprzepaścić życiowej szansy. Przeszła pierwsze przesłuchanie, lecz to dopiero był początek! Po długim boju wreszcie została przyjęta, aczkolwiek jej ciężka droga dopiero się zaczynała. Podczas lat nauki często bywała przemęczona, bywały takie dni, kiedy spała marne kilka godzin, do tego dochodziła ostra krytyka ze strony wykładowców... Aurora miała w takich momentach dość. Ileż to razy chciała się poddać! Rodzina jednak mocno ją wspierała, dawała oparcie w trudnych chwilach i chyba to był jeden z wielu powodów, dzięki którym udało jej się po pięciu długich latach Magiczną Akademię Muzyczną skończyć. Już nie mogła się doczekać, aby wreszcie zacząć występować na większą skalę!
Znam Cię, spacerowałam z Tobą w pewnym śnie; znam Cię, to spojrzenie twoich oczu jest tak podobne do blasku i wiem, że to prawda, że wizje rzadko są takimi, na jakie wyglądają, ale jeśli Cię znam, wiem, co zrobisz - pokochasz mnie od razu, jak to zrobiłeś w pewnym śnie.
- Podobno strasznie zadziera nosa...
- Naprawdę? Moja przyjaciółka mówiła, że jest niezwykle uprzejma.
- Och? A narzeczony mojej siostry opowiadał, iż...
Czy jej rodzice byli zdziwieni na wieść, jaką drogę życiową sobie obrała? Nie. Od samego początku przeczuwali, iż Rory nie wybierze pracy w Ministerstwie (Festus dostałby chyba zawału, jakby Aurora powiedziała, że chce zostać urzędniczką w jednym z wydziałów; w końcu znał swoje dziecko i był pewny, że życiową energią zmiotłaby gmach Ministerstwa na drugi koniec świata), a raczej będzie kierować się swoimi zdolnościami. (tak, Gracja w końcu zorientowała się, iż Rory wcale nie złagodniała, jak to początkowo sądziła) Bardzo mocno ją wspierali, za co młoda kobieta jest im wdzięczna po dzień dzisiejszy. Znalezienie pracy wcale nie było takie łatwe, jak początkowo sobie myślała. Często wędrowała po różnych operach, raz została zatrudniona na krótki okres czasu, ale szybko musiała zrezygnować z pracy, bo właściciel w ogóle nie szanował artystów, a kobieta mimo wszystko swoją dumę miała. Aurora bardzo to przeżywała, dla kogoś o wielkich ambicjach było to niemal porównywalne do zderzenia z zimną ścianą zwaną szarą rzeczywistością. Nie poddawała się jednak; uparcie występowała wszędzie, gdzie się dało, czy to po lokalnych, londyńskich restauracjach (niejednokrotnie przygrywając na pianinie "do kotleta"), czy jak już wspominałam, na zwykłej zatłoczonej ulicy. Ostatecznie odnalazła miejsce dla siebie, w gruncie rzeczy to był zwykły łut szczęścia, na gwałt potrzebowali artystki, a ona miała przecież bardzo dobre referencje. Właściciel zaryzykował, obsadzając nieznaną śpiewaczkę w mniejszej roli i nie pożałował, bo się wykazała. Od premiery tamtej opery zaczynała robić się rozpoznawalna, więc mężczyzna zaczął ją obsadzać w coraz to poważniejszych rolach, aż w końcu można było ją uznać nawet za wschodzącą gwiazdę! Oczywiście, nadal pozostaje "świeżakiem" w artystycznym światku i chowa się przy wielkich artystach, których warsztat jest kilkanaście lat dłuższy niż jej. Przyciągała ludzi swoim oddaniem na scenie, a kiedy występowała w operach... Głosem hipnotyzowała. A sama Aurora? Nie mogła uwierzyć w to, co się wokół niej dzieje. Spełniła swoje największe marzenie z dzieciństwa! Wychodziła na scenę, rozpływała się świetle reflektorów i po prostu robiła to, co potrafiła najlepiej, czyli śpiewała.
Pod koniec jednego z występów jej uwagę przykuł m ę ż c z y z n a. Grała wtedy Violettę; bohaterkę "La Traviaty". "Umierała" właśnie w ramionach "Alfreda", kiedy jej spojrzenie poszybowało w stronę publiczności; rzadko kiedy przyglądała się zasiadającym tam ludziom - patrzyła, acz nie widziała. Jednak tym razem było inaczej, o n siedział tak blisko sceny, że nawet z niej widziała migające jasnoniebieskie oczy wpatrzone w n i ą. W tym spojrzeniu było wiele emocji, których nie rozumiała, nie miała też czasu, by się nad nimi zastanawiać - przecież występowała! I kiedy wreszcie "Violetta" wydała ostatnie tchnienie, a kurtyna opadła, Aurora odetchnęła. Z ulgą? Być może. Spotkała go jednak znowu; czy to było zrządzenie losu, iż pragnąć uniknąć ujrzenia przeszywających ją na wskroś oczu, wpadła prosto w jego objęcia? U r z e c z o n a, a przecież wcale go nie znała; to był obcy mężczyzna, przeszkoda w niefortunnej ucieczce. Sekundy przeciągają się w długie minuty, rozmawiają, choć Aurora już dawno powinna być w swoim mieszkaniu. Jednak jak mogłaby odejść, kiedy rozmawiają o temacie tak bliskim jej sercu, o sztuce? Toteż konwersacja trwa, wreszcie widząc, iż jest późno, ona decyduje się odejść, on, jak na dżentelmena przystało ją odprowadza. Dopiero po zamknięciu się drzwi Rory zdaje sobie sprawę, iż nawet nie wie, jak mężczyzna miał na imię. N i e z n a j o m y. I tu historia mogłaby się zakończyć, ale nie, ona trwa nadal, bo on znów siedzi blisko sceny, patrząc, jak panna Potter wciela się w kolejne postacie o wielu twarzach. Daniel. Tak właśnie miał na imię mężczyzna, który zwrócił coś więcej niż tylko jej uwagę.
Kiedy miłość jest na sprzedaż nie ma mowy o zaufaniu; bez zaufania nie ma miłości - wątpliwość, zazdrość, nieufność, obsesja, szał!
Znalazłam Cię po ponad 10 latach, więc myślę, iż warto napisać, co zmieniło się w moim życiu. Dostaję coraz więcej i więcej propozycji. Już od dwóch lat występuję dla szerszego grona odbiorców, a nie tak dawno przecież zaczynałam naukę na Magicznej Akademii Muzycznej! Chyba nigdy nie zapomnę tych pięciu spędzonych na niej lat. Realizuję się. Spełniam. Czuję się taka szczęśliwa! Ostatnio na moim występie zjawił się Charlus z żoną oraz z rodzicami i choć siedzieli w ostatnim rzędzie, byłam naprawdę im wdzięczna za pojawienie się. I wiesz co? Pomimo że cierpię na potworny brak czasu (niemal nie opuszczam murów opery; ciągle się jeszcze dokształcam, w końcu żadna ze mnie wielka gwiazda!) to nie mam powodów do narzekania. Jakiś czas temu pisałam o
- Sama nie wiem, Alfredzie, artystki ciężko zdefiniować.
- Racja, w końcu głównie grają, ale ona...
- Tak?
- Wydaje się autentyczna i...
- Ciii, później porozmawiamy zaraz się zacznie!
- Zapraszamy Państwa na premierę opery... Śpiąca Królewna!
9 | |
2 | |
8 | |
2 | |
0 | |
0 | |
3 |
różdżka, teleportacja, sowa i 9 punktów statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Aurora Potter dnia 16.11.15 22:34, w całości zmieniany 8 razy