Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 16 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]03.12.15 15:39
Była zła, zła na Caesara, na Tristana, na siebie - lecz ulżyło jej, gdy mężczyźni zaprzestali dalszego skakania sobie do gardeł. Kryzys nie został zażegnany, pewnie za dzień lub dwa znów usłyszy o pewnej niefortunnej bójce, o kolejnych brutalnych ekscesach, jednak to nie było w tej chwili najważniejsze. Próbowała przetrwać, by później, bez zbędnego towarzystwa, rozważyć wszelkie za i przeciw, jeszcze raz rozłożyć swą paskudną sytuację na czynniki pierwsze... Lecz czy Rosier przypadkiem nie rozszarpie jej na strzępy, dodatkowo zdenerwowany rodzącą w tej chwili Druellą? Powinien udać się z nią do szpitala, spędzić tam kilka kolejnych długich godzin, a jej, jej dać tak upragniony święty spokój.
Skinęła bratu głową, mając nadzieję, że uda im się porozumieć nieco później - wierzyła, że kiedy tylko wróci do domu, od razu wyśle doń sowę, choćby z krótkim i lakonicznym komunikatem, byleby wiedział, że jest cała, zdrowa, bezpieczna. Nie chciała jednak kontynuować tej wymiany zdań, toteż milczała, próbując spowolnić oddech, zapanować nad rozedrganymi nerwami.
Następnie, wyraźnie bez najmniejszej ochoty, skorzystała z wyciągniętego ku niej ramienia narzeczonego i ruszyła wraz z nim w stronę mniej zaludnionej części plaży, dalej od samych wianków, miejsca tej nieszczęsnej bójki. Nie patrzyła na niego, uparcie wbijając wzrok przed siebie, w rozciągające się przed nimi piaski, bądź w toń wzburzonego gniewnie morza; wszak po tym, co zaprezentował, po tym, co usłyszała - zasługiwał tylko i wyłącznie na pogardę. Ponadto, zwyczajnie bała się tej zwierzęcej agresji, która musiała odbijać się w jego, niegdyś tak poetyckich, oczach.
- Nie nazwałabym tego zrządzeniem losu, gdy na oczach wszystkich okazujesz mi jawne lekceważenie i, miast wypełniać swój obowiązek, stawiasz ponad mną towarzystwo panny Lovegood... czy może już raczej pani Naifeh, o ile pamięć mnie nie myli. - Balansowała na cienkiej granicy, nie mogąc powstrzymać się przed przepełnioną jadem odpowiedzią; choć słowa te wymówiła z godnym podziwu opanowaniem, doskonale wiedziała, że bije, i to bije mocno. - Była to świadomie podjęta decyzja, dlatego przez myśl mi nie przeszło, Tristanie, że mógłbyś mnie poszukiwać.
Choć w środku gotowała się ze złości, a jej trzewia skręcała nienawiść, zazdrość, chęć zemsty, to na zewnątrz chciała pozostać chłodna, opanowana i pełna pogardy, niczym lodowa rzeźba, której bliskość stłumi wszelkie powodujące nim pragnienia. Przecież nie zapomniała o tym, co próbował z nią zrobić ostatnim razem, nie zapomniała też o oskarżeniach Perseusza, ani o kuzynce z Francji... Prędzej zginie, niż pozwoli mu na takie traktowanie. Prędzej wpędzi ją do grobu, niż zapanuje nad nią w ten sposób.

/ zt x2
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Wybrzeże - Page 16 E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Re: Wybrzeże [odnośnik]03.12.15 20:26
Allison była na krawędzi i Alexander doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Choć obecnie znajdowali się na uboczu, niewykluczonym było, że gdyby powiedział coś nie tak, wykonał nie ten ruch, to blondynka bez chwili wahania mogłaby rzucić na niego jakieś paskudne zaklęcie. Choć normalnie najprawdopodobniej nie pozwoliłby jej odejść, teraz czuł, ze nie ma siły. Wydarzenia na wybrzeżu zbierały swe żniwo: ogarniała go powoli senność, delikatną mgiełką zasnuwając oczy. Powieki nieco mu ciążyły, a wcześniej spięte mięśnie lekko pobolewały po nagłym ślimakowym ataku. Głaz nagle wydał się niezwykle wygodny, słońce grzało go przyjemnie, a lekka bryza zapewniała komfort termiczny.
Nie zauważył nawet kiedy Allison się poderwała - jego mózg nie zarejestrował tegoż faktu, choć nadal przypatrywał się swej narzeczonej, teraz jednak oczami bardziej sennymi niż jeszcze chwilę temu.
- Nie będę pani zatrzymywał, panno Avery. Sam jednak pozwolę sobie tu zostać... - mało brakowało, a by ziewnął. - Mam nadzieję, iż brat panią odprowadzi. Jeśli zaś nie - oczy przymknęły się - to obawiam się, iż nie będę... w stanie pomóc. Proszę wybaczyć - skończył już o wiele ciszej.
Morze szumiało, mewy pokrzykiwały, a jemu było tak przyjemnie...
Toteż zaśnięcie nie zajęło mu wiele czasu. Prawdopodobnie odpłynął już do krainy snów, gdy wściekła Allison nadal nad nim sterczała, gotowa udusić go we śnie. Dobrze, że nie było pod ręką żadnej poduszki.

|zt x2


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 16 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wybrzeże [odnośnik]04.12.15 13:19
Dobrze. Zamknęłam się. Zapytałabym, czy nie mógłbyś powiedzieć tego po ludzku, tak normalnie, wiesz, stul paszczę, mordę, czy cokolwiek, zamiast mnie tak okropnie ranić swą obojętnością połączoną z oschłością. Nie, żebyś robił to, co ja chciałam, bo zdecydowanie wolałeś iść według swojego widzimisię, co kiedyś zresztą bym dosadnie skomentowała. Teraz, pomna na twoją przeszłość i tego, że po prostu widocznie jedynie ja w tym towarzystwie tęskniłam, zamknęłam się. Nie mówiłam nic, nie wydawałam też żadnego dźwięku. Po dłuższym wsłuchaniu się można było dosłyszeć jedynie dźwięki stawianych na trawie kroków. Nawet oddychałam tak jakoś specjalnie cicho, nie chcąc, abyś znów musiał być niezadowolony. Widzisz, jak się o ciebie martwię i troszczę? Nie wiem, dlaczego nigdy mnie nie doceniasz, ale naprawdę nie chcę się kłócić. Cieszę się twoją obecnością i tym, że uratowałeś mnie od podejrzanych typków, z którymi mogłabym teraz spędzać czas przez te całe wianki.
Patrzę się na ciebie dziwnie, słuchając o wykwintnej restauracji. Skąd w ogóle pomysł, że chciałabym się tam znaleźć? Bez sensu. Tak, wiem, że to kolejny, przedni żart o czarnym jak smoła zabarwieniu, ale i tak się dziwię. Skąd ten humor, z więzienia? Myślę sobie różne, głupie rzeczy, ciesząc się jednocześnie, że nie umiesz czytać w myślach. Wtedy nie tylko dowiedziałbyś się o moim idiotyzmie, dowiedziałbyś się także o tęsknocie i tych frajerskich uczuciach, które gdzieś tam w środku się tlą. Nawet ja nie chcę się o nich dowiadywać, czemu ty miałbyś?
Pokiwałam jedynie głową, nie mając siły na odpowiadanie na to wszystko. Chyba wyglądałam jak obrażony pudel, choć to nie było moim zamiarem. Nie zdasz sobie z tego nigdy sprawy, bo twoją uwagę przykuwa nie kto inny, jak Vablatsky i w a s z a córka. Znam ten scenariusz od podszewki, wiem, co będzie dalej. Gdybym nie była zazdrosna, gdybym nie była twoją przyjaciółką, rozsiadłabym się wygodnie na trawie i z rozbawieniem wyczekiwała kolejnych aktów tego przedstawienia. Ja natomiast wymuszam uśmiech na twarzy, daję się boleśnie prowadzić w tamtym kierunku i wciąż uparcie milczę, naiwnie sądząc, że spotka mnie za to nagroda. Nieoczekiwany poziom głupoty.
- Cześć - witam się nieformalnie, swobodnie. Bez emocji. Ot, przypadkowe spotkanie w przypadkowym miejscu o przypadkowej porze. Przypadkowo patrzę na każdego z was po kolei, przypadkowo przykleiłam sobie uśmiech do mordy i przypadkowo stoję tutaj gotowa na wszystko, co się wydarzy. Co za przypadek mnie tutaj przygnał?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wybrzeże [odnośnik]04.12.15 22:40
Były takie momenty w, których naprawdę chciało jej się śmiać ale resztki dobrego wychowania trzymały jej twarz w ryzach. W innych zastanawiała się co siedzi w głowie Alana. Czy to zazdrość o przyjaciółkę każe mu tak działać czy taki po prostu jest? Pewnie już się nie dowie. Szkoda jeszcze, że nie zobaczy wybuchu biednego poszkodowanego gdy uzdrowiciel wspomniał o wstydzie . Chyba nie ma większej płachty na byka niż to jedno słowo. Ale w sumie to co ona mogła wiedzieć? Była tylko biedną i niewinną panienką Malfoy. Mogła ulżyć dość skrajnym uczuciom jakie jej towarzyszyły gdy usłyszała wzmiankę o bliźnie bojowej . Zaśmiała się cicho. - Jesteś pewny, że nikt nie wziął by tego co pamiątkę po nieudanej nocy w Dziurawym Kotle? - spytała uśmiechając się przy tym lekko zadziornie. Jej zachowanie trochę nie pasowało do drobnego niewinnego wyglądu ale mówi się trudno. Przecież już nigdy nie spotka tych ludzi. Czując na sobie wzrok Eilieen a chwilę później dostrzegając jej przepraszający uśmiech Meg zrobiło się trochę głupio, że przed chwilą dość surową ją oceniła. Skinęła lekko głową starając się wyglądając na przyjaźnie nastawioną dając tym samym do zrozumienia, że nic się nie stało. Usłyszenie swojego nazwiska zmusiło ją do skupienia całej swojej uwagi na Alanie. –Nic się nie stało. - zapewniła spokojnie. - Nie zostawia się przyjaciół w potrzebie. - uśmiechnęła się przenosząc na chwilę wzrok w stronę nowo poznanej pary. Tak, szlachta też zna podobne sformułowania i czasem nawet je stosuje. - Wszystko ze mną w porządku. – zapewnia grzecznie. Mimo całych tych szkoleń z postępowania nie była do końca przekonana jak powinna się teraz zachować. - Miło było was poznać - odruchowo lekko skłoniła się by pożegnać Eileen i Crispina. Cóż niektórych nawyków nie da się z człowieka wyplewić. Gdy Alana również się pożegnał i odeszli w swoją stronę Meg odezwała się cicho. - Będzie prościej gdy będziesz się zwracał do mnie Meg – uśmiechnęła się przyjaźnie. Wolała nie dodawać, że ta Panna Malfoy brzmi w jej uszach trochę przerażająco.

/zt x2
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Wybrzeże [odnośnik]09.12.15 17:59
Zobaczyłem ją nad brzegiem, gdy największy tłum już przeszedł. Ułożyła wianek na wodzie przy pomocy córki. Fale były dość brutalne dla kwiatów zabierając je daleko od miejsca, w którym zostały, niczym w ofierze, złożone morzu. Nie bawiłem się w podwijanie nogawek, było ciepło, spodnie wyschną szybko w sierpniowym słońcu. Na plaży zostawiłem tylko buty, nie stać mnie było na kupowanie nowej pary i szatę, jakbym jednak musiał płynąć. Woda przyjemnie obmyła moje stopy, łydki i uda. Chłód, zapach soli, rozkoszowałem się chwilą nieco dłużej niż powinienem. Zapomniałem nawet, po co w ogóle wszedłem do morza. Fale podmywały już moją szyję, kiedy otworzyłem przymknięte oczy i rozejrzałem się za wiankiem. Był kawałek ode mnie, na tyle głęboko, że nie miałem szans do niego dojść. Nie zastanawiając się wiele zanurkowałem przez chwilę płynąc pod powierzchnią wody w jego stronę. Zaszczypały mnie oczy, do których dostała się sól, ale wynurzyłem się dokładnie obok kwiatów. Chwyciłem je i delikatnie, żeby się nie rozpadły, holowałem je do brzegu. Kiedy, dość niechętnie trzeba przyznać, opuściłem morze, podniosłem buty i szatę starając się ich zbytnio nie zamoczyć zorientowałem się, że Cassandra znowu nie jest sama. Kolejny uroczy towarzysz? Nieco niechętnie zbliżyłem się do kobiety. Wygrałem starcie z Colinem, fakt, ale nie oznacza to, że miałem ochotę na kolejne. Przynajmniej miałem przewagę w postaci wianka, którym mogłem ją ukoronować. Czy tym samym mógł pochwalić się błąkający się przy niej nieznajomy, który jak się okazało, gdy podszedłem bliżej, był mi doskonale znany. Na początku był dla mnie tylko głosem. Więzienną fatamorganą w celi, w której każdy człowiek zdawał się być iluzją. Ale im dłużej tam był, tym bardziej stawał się prawdziwy. Dwa lata był dla mnie głosem, potem wspomnieniem, a gdy i ja opuściłem Tower dopiero został ludzką istotą z krwi i kości. Namiastką przyjaciela w nieprzyjaznym świecie, do którego trafiłem nieprzygotowany. Nie mogłem nie uśmiechnąć się od kogoś, komu zawdzięczałem moje mieszkanie i jakikolwiek start po więzieniu. Kolejna znajoma twarz, aż tylu się ich tu nie spodziewałem. Podszedłem z wiankiem dumnie trzymanym przez mnie w dłoni. Nie wiem, jakie stosunki łączą tę dwójkę. Nie chciałem wchodzić między nich. I o ile w przypadku Fawleya nie miałem takich oporów, ale jego wcześniej nie znałem, a nawet niespecjalnie polubiłem. Ta sytuacja była inna, polubiłem dzieciaka z celi obok (nie umiem o niem inaczej myśleć) i jeśli jego i Cassandrę miało łączyć coś więcej nie chciałem stawać między nimi. To chyba jedna z oznak, że się kogoś lubi, tak zwanej przyjaźni i sympatii, prawda?
- Dzień dobry po raz drugi - uśmiecham się do kobiety. - Mam twoją zgubę - podniosłem wianek tak, żeby każdy mógł go zobaczyć. Woda jeszcze ściekała z kwiatów zostawiając po sobie ślady na żółtym piasku.
- Najpiękniejsza korona dla najładniejszej księżniczki - przystroiłem głowę Lysy mocząc jej włoski. Rzuciłem jeszcze krótkie, rozbawione spojrzenie Cassandrze, kim wszak była mama księżniczki, jeśli nie królową?
- Vasyl - wreszcie spojrzałem na mężczyznę. - Nie spodziewałem się tu ciebie spotkać.
Wyciągnąłem w jego kierunku rękę, by serdecznie ją uściskać. I wtedy wyczułem, że działo się tu zdecydowanie coś dziwnego. Czybym był piątym kołem u wozu? Trudne do określenia napięcie. Ciekawe, o co chodzi?



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.12.15 1:57
Nie powinno go tutaj być. Nie, powinien w tym momencie sczeznąć w lochu, powinien jeść chleb z zakurzonej zimnej podłogi, nie mogąc w nieprzeniknionej ciemności odnaleźć własnego pyska, a wygłodniałe szczury powinny obgryzać jego stopy z brudu. Miał tam umrzeć, zostać do śmierci - bo szybka śmierć byłaby dla niego zbyt łagodna - śmierci głodowej, śmierci z szaleństwa, obojętne. Tymczasem, był tutaj. Przed nią. I na domiar złego - witał się z nią. Została przed tym ostrzeżona, jeśli to zrobił z Ritą - co mógł zrobić z nią? Przecież nie był kompletnym idiotą, z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, kto stał za jego losem. Wpierw zamarła, potem - poczuła swoje serce w gardle, i była przekonana, że jej twarz była w tym momencie blada jak kreda. Mocniej ścisnęła dłoń córki, w popłochu odnajdując twarz mężczyzny. Był wychudzony. Odmieniony. Ale rozpoznałaby tę gębę nawet umorusaną w sadzy i wytarzaną w kurzym pierzu.
- Vasyl - wydobyło się z jej wyschniętych bladym strachem ust; kątem oka dostrzegła Milicentę, jedynie skinąwszy jej na powitanie głową. Kim dzisiaj była - przyjacielem, czy wrogiem? Przecież przyszła z nim. Ale była też Borginem, dlatego Cassandra uznała jej obecność tutaj za dobrą monetę. Zresztą, byli wśród ludzi. Na festiwalu lata. I to nic, że większość już opuściła wybrzeże, przecież wciąż w pobliżu kręcili się czarodzieje. Nie skrzywdzisz mnie tutaj, padalcu. Za to, co zrobiłeś Ricie, za to, co miałeś zrobić Lysandrze...
Vitalij, przybył jak zbawienie. Cassandra opuściła powieki, na dłuższą chwilę zamykając oczy; zdradziła przed Vastlem więcej, niż by chciała, swoją reakcją. Jak cudowne zbawienie, zajął przy tym Lisę - łudziła się, że choć córka nie dostrzegła zmian tak wyraźnych na licu uzdrowicielki, że wianek zajmie ją wystarczająco mocno, by nie zwróciła na wyraźnie spłoszoną matkę większej uwagi. Rozbawione spojrzenie Vitalija napotkało na zupełnie przeciwne emocje - źrenice wypełnione strachem, blade usta poruszyły się w niemej, niewyartykułowanej prośbie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Vitalij był jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi, z jakimi miała w życiu do czynienia.
Delikatnie położyła dłoń na głowie Lisy, przytrzymując wianek ofiarowany jej przez czarodzeja; niech nie widzi w tej sytuacji nic ponad beztroską zabawę, niech poczuje się jak nadmorska księżniczka. Jak nóż w serce - oni się znali? Naturalnie, że się znali. Przecież pochodzili z tego samego miejsca. Serce biło coraz mocniej, szum pobliskich fal był dla niej coraz cichszy, a wrzaski mew omal już nie dobiegały do jej uszu. Odcięła się i tylko uścisk na dłoni maleńkiej, najdroższej sercu matki córki przypominał jej o rzeczywistości. Nie mogła być teraz słaba.
Kiedy Vitalij wyciągnął ku Vasylowi dłoń, spojrzenie Cassandry śledziło ruch jego dłoni, by na końcu spocząć na twarzy Mulcibera. Przyciągnęła Lisę bliżej siebie i ostrożnie, wolnymi półkrokami usunęła się w cień Vitalija. Całe życie to robiła - szukała ochrony potężnych ludzi. Lecz minęły długie lata od dni, gdy tej ochrony udzielał jej Vasyl, długie sześć lat, te sześć, które stało teraz tuż obok niej.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Wybrzeże [odnośnik]20.12.15 2:22
Nigdy nie byłem zbytnim zwolennikiem teorii, że tylko winny się tłumaczy. Chociaż prawdę mówiąc w wolnym przekładzie na moje własne życie odnalazłem w niej trochę prawdy. Poczynając od tego uroczego incydentu, przez który musiałem wziąć urlop w pracy do tego momentu, kiedy to stoję przed żywym przykładem tej frazy. Z jego twarzy można wyczytać wszystko jak z otwartej książki, każdy głupi zauważy, że coś jest na rzeczy. Oczywiście, jeśli wie, gdzie patrzyć. Zaraz potem szanowny pan uzdrowiciel otwiera usta i jeśli coś nie było wcześniej jasne to teraz staje się klarowne tak bardzo, że już bardziej się nie da. Powstrzymuję pełen tryumfu uśmiech wysłuchując jego słów do końca. Postawa doprawdy godna rycerza na białym koniu, ale obawiam się, że z jego ego to ogier miałby problem z poruszaniem się.
- Proszę nie przesadzać, przecież jej nie przygniatam. Poza tym Eileen sama z przyjemnością trzasnęłaby mnie po łapach, gdyby jej to przeszkadzało. Niemniej dziękuję za troskę – rzucam lekkim tonem, ale zabieram ręce. Osiągnąłem swój cel nawet z nadwyżką, więc nie ma już co bardziej drażnić Stokrotki, która szybko może przestać być taka rozkojarzona. Chyba mimo wszystko jeszcze jej to nie groziło, bo nadal wydawała się martwić moim stanem.
- Tak, zdecydowanie lepiej się czuję, gdy ciągłości moich kości nie jest przerwana. – Uśmiecham się do niej uspakajająco licząc, że da już spokój. Nie jestem małym, nieporadnym chłopcem i nie odniosłem też żadnej poważnej rany. – Świetna robota doktorku, ale umyć zdołam się już sam. – Naprawdę, nie trzeba robić ze mnie aż takiego idioty. Złamałem nos, a nie kręgosłup. Jeśli ktoś z naszej uroczej czwórki ma papkę z mózgu to zdecydowanie nie jestem tym jednym z dwóch noszących w towarzystwie spodnie. Większą trzeźwością umysłu wykazuje się ta młodziutka szlachcianka, której odpowiedź sprawia, że kąciki moich ust nadal skierowana są ku górze. Polubiłem ją zdecydowanie bardziej niż towarzysza, który ją przyprowadził.
- To nie problem dopóki będą sądzić, że to ja wygrałem – puszczam do niej oczko, a potem zgodnie z oczekiwaną etykietą żegnam się z nią i bohaterem dnia, który uratował mój nos niechybnego wykrzywienia. W końcu zostaję z Eileen sam, pełen nadziei, że nie rozszarpie mnie teraz niczym głodna lwica. Przyglądam się jej chwilę w milczeniu, mimo wszystko, a może o dziwo, całkiem komfortowym. Z cichym westchnieniem przerywam je i pochylam do przodu, żeby musnąć wargami jej policzek. – Przepraszam za to całe zamieszanie, ale mam nadzieję, że jeszcze mnie nie znienawidziłaś. – Wierzę, że nie. Stokrotka bez moich kłopotów miałaby nudne życie. – Pójdę zmyć tę krew i w ogóle. Dziękuję za wszystko.

|zt razy dwa


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Wybrzeże [odnośnik]23.12.15 15:55
Tak wiele się działo w tym jednym ułamku sekundy. Całe ich wspólne życie mieściło się w tej jednej pozornej chwili, w jednym mrugnięciu okiem i bolesnym uścisku żołądku. Wspomnienia odbite w jej przesiąkniętych zdziwieniem, strachem?, tęczówkach. Czy już wiedziała? Wiedziała o wszystkim? O tym nieszczęśliwym wypadku? A więc Rita przeżyła?
Przeżyła?
Dlaczego czujesz zawód, Vasilly? Czy to ulga? Trudno rozróżnić. Trudno się poznać. Nic nie jest takie jak dawniej, nawet lęki, nawet euforie – nie wiedział, czy to ułuda, czy to prawdziwe. Nie wiedział nic. To go przerażało. Ta niewiedza, to rozstrojenie. Histeria odbijająca się w ciemnych, niespokojnych oczach.
Zdał sobie sprawę, że miażdży – zapewne kruchą, bo Millicenta była tylko drobną kobietką – dłoń swej towarzyszki w silnym uścisku. Rozluźnił go, cofnął rękę nieznacznie, jak gdyby uświadomił sobie ze zgrozą, jak blisko siebie byli. Takie to przytłaczające, takie nieznośne. Dotyk. Nawet niewinny, męski przecież, wyraz (względnego) szacunku. To wszystko było jakby ponad jego siły.
-Chciałem się tylko przywitać – wytłumaczył pokracznie, choć rzeczywiście brzmiał skrajnie obojętnie, gdy jego twarz rozświetlił lekki uśmieszek, a czujny wzrok rozbieganych oczy wędrował bezwstydnie pomiędzy Lisą a ściskającą ją Cassandrą.
Nie wyrwę Ci jej, nie zabiorę przecież. Skąd ten strach?
Może lepiej, żeby jednak Vitalij stanął obojgu na drodze, może tak będzie lepiej, gdy ogrodzi się ich od siebie murem. Nie istniałoby żadne przywiązanie, gdyby ich wspólne życie nie wydało na świat kruchej dziewczynki tkwiącej w rozdygotanym, niepewnym uścisku Cassandry. Nie oglądałby się za jej sylwetką z takim podekscytowaniem, wręcz unikałby jej z gorzkim żalem i ciężarem przy duszy. Ich córeczka – och, jakże to dziwnie brzmi – stanowiła jednak punkt zaczepienia, element podparcia w jego zabałaganionej, nokturnowej egzystencji, była brakującym elementem misternej układanki, czymś tak nagle oczywistym i prawdziwym, że nie potrafił przejść koło tego obojętnie. Że nie potrafił odejść, zapomnieć, że wspomnienia tamtych dni były równie żywe co nienawiść, chore pragnienie zemsty skupione na pannie Sheridan. Strata była tym bardziej dotkliwa, tym większą stanowiła zagadkę, czym większy lęk i potężniejszą niechęć dostrzegał w jej oczach. A może to jego własne odbicie?
Może...?
-Tylko tyle – mruknął przeciągle zerkając na dziewczynkę i pochylając się nieznacznie w jej kierunku – Faktycznie, ślicznie wyglądasz – pochwalił ją nad wyraz spokojnym, niemal bijącym ciepłem głosem. Wyprostował się jednak natychmiast, aby rzucić bardziej entuzjastycznie wyrywając się z sennego otępienia – Tak czy inaczej do zobaczenia – mówił także do niej, wiedziała o tym, że to nie koniec.
Zwłaszcza dla nich trojga. Na dzisiaj jednak miał dosyć.
-Trzymaj się – rzucił do Millicenty odrobinę ciszej, jak gdyby próbując przecisnąć przez gardło coś na wzór „wynagrodzę Ci to, obiecuję”. Lecz ani dobrowolne i samarytańskie wynagradzanie, ani obietnice nie leżały w jego naturze.
Po tym wszystkim, nadal z wiankiem na głowie, opuścił plażę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wybrzeże [odnośnik]06.01.16 16:49
Nie odpowiedziała.
Przykucnęła przy córce, zaborczo obejmując ją ramieniem, odgradzając od ojca, o którym nie wiedziała, drugą dłonią poprawiając wianek ozdabiając jej głowę; nie chciała, żeby Lisa była częścią tego trójkąta, choć doskonale wiedziała, że jej dziecko było już dość bystre, by było w stanie samo zorientować się, że coś było tutaj nie tak. A przecież to nie jej wina. To jej zasługa, że Vasyl lata temu nie zakatował jej na śmierć, tylko dzięki niej zdobyła się na odejście. I gotowa była ją chronić jak lwica, przed wszystkim i przed każdym, a już na pewno przed jej ojcem - czegokolwiek by to nie oznaczało. Wciąż był nieobliczalny, dokładnie obejrzała każdą jedną ranę na ciele Rity...
Przeniosła wzrok na niego, Vasyla, wzrok wygłodniałej wilczycy, gdy odważył się skomplementować jej dziecko; bezczelny, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że jej wzburzenie było dla Lisy jeszcze mocniej i bardziej wyczuwalne aniżeli napięta atmosfera zagęszczająca powietrze między tylko nimi dwojgiem.
Ale były bezpieczne, cień Vitalija otulał je jak bezpieczny kokon - tak się jej przynajmniej wydawało. Znała Vasyla dobrze, Vitalija - nie mogła mieć pewności, czy wystarczająco, lecz, wiedziona przedziwnie naiwnym przeczuciem, ufała mu. Ufała, że jej nie zdradzi. Jeśli tylko Vasyl go znał lepiej - wiedział, że nie warto z nim zadzierać. Jego "do zobaczenia" odbiło się w jej głowie głuchym echem; nie chciała więcej widzieć jego gęby. Chciała go widzieć za kratami Tower - głodnego i oszalałego z zatrważającej samotności. Czy następnym razem mam cię wysłać do Azkabanu, żebyś nie zdołał nigdy się stamtąd wydostać?
- Bywaj - odparła chłodno w odpowiedzi, ani nie żegnając, ani nie wyczekując kolejnego spotkania, miała w głowie mętlik, i z wolna docierało do niej, że rzeczywiście musiała spotkać się z nim ponownie - wyjaśnić te wszystkie zaszłości z dawnych lat. Nożem na przykład? Musiała się z kimś spotkać, z kimś, kto go nie znał. Albo chociaż znał go mniej.
- Dziękuję - szepnęła bezdźwięcznie, to nieważne, że nie wiedział za co. Skinęła jeszcze głową Milicencie, nieco niechętnie - po co go tu sprowadziłaś? - odnotowując w pamięci, że powinna spotkać się z tą dziewczyną sam na sam. Skoro przyszli tutaj razem - może ona wiedziała więcej? - Chodźmy już - dodała cicho do pozostałych, prostując się, gładząc włosy Lisy i kierując się w stronę przeciwną do brzegu.

/ zt Cass, Lisa, Vitalij i Mila?




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.05.18 17:53
|04.08.1956r


Szła plażą z wiankiem w dłoniach. Całkiem ładnie jej w tym roku wyszedł, biały, przeplatany zielenią i dzikimi jagodami. Do torebki schowała swoje znalezisko, cenne znalezisko i jej głowę już teraz zaprzątała myśl o eliksirach trochę bardziej, niż festiwal. Mimo to starała się skupić na tym, co dzieje się dookoła. Szum fal był przyjemny, relaksował. Festowal to wspaniała tradycja, potrzebna szczególnie w chwilach takich jak ta. Julia cieszyła się, iż mimo wszystkich przeciwności losu, mimo wszystkiemu co złe działo się ostatnimi czasy, kolejny festiwal się odbywa. Miała w planach zakupy na jarmarku, zapewne chwilę także spędzi słuchając czyichś opowieści.
Wianki same w sobie też były całkiem miłym akcentem.
Zatrzymała się w końcu nad wodą i położyła splot kwiatów, traw i owoców na wodzie. Ta nie była szczególnie zimna, letnie słońce zdążyło ją już trochę nagrzać. Przez chwilę Julia stała i patrzyła, jak fale powoli przyjmują pchnięty przez nią wianek i odciągają go jeszcze nieznacznie. Sama w końcu cofnęła się i obserwowała, jak kolejne młode kobiety wypuszczają do wody swoje wianki. Po trosze też rozglądała się z ciekawości za młodzieńcami, którzy zdecydują się wejść do wody w celu wyłowienia, każdy jednego, tego który powinien mieć dla niego szczególną wartość.
Trochę też wypatrywała już nie tak młodego Ollivandera, ciekawa czy ten zdecyduje się wziąć udział w tej zabawie. Byłby to całkiem miły gest. Wydawało jej się, że zauważyła go wcześniej na festynie, nie rozglądała się jednak zbytnio, szła prosto na łąkę, chcąc rozpocząć obrządek by dopuścić do niego także inne młode kobiety.
Z drugiej strony... eh, czy istnieje czarodziej który odmówiłby sobie udziału w tym święcie? Nie, to nie możliwe, Ulysses Ollivander jeśli posiada duszę, znajduje się gdzieś na terenie festiwalu, pytanie jedynie czy weźmie udział w zabawie.
Przez chwilę jeszcze stała tak, przyglądając się temu, jak tafla wody powoli pokrywa się zręcznie uplecionymi wieńcami. Ładny widok.

zt


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Wybrzeże [odnośnik]22.05.18 17:29
Nieśpiesznie zawędrowałam trochę dalej, w kierunku lasu. Nigdzie na łące nie potrafiłam znaleźć kwiatków, które by mnie zadowalały – większość wydawała się mizerna i skutecznie przebrana przez panny, które wcześniej zabrały się za plecenie wianków. Wejście pomiędzy drzewa mogło skutkować zgubieniem orientacji, lecz nie było to coś tak złego, czego przyszły auror powinien się bać. Czasami zdarzało mi się zapominać, że wybrałam taką ścieżkę kariery – cóż, jednak zrujnowanie większości Ministerstwa Magii wraz z początkiem lata, sprawiło, że wszelkie zmiany odstawiłam w kąt. Plecenie wianków, nie było też najlepszym momentem do takich rozmyślań. Ruszyłam dalej ścieżką, wkrótce napotykając się na przedziwne stworzenie, szczęśliwie wcale nie agresywne. Witam się z nim uprzejmie, jakby kultura wobec zwierząt była czymś całkowicie zwyczajnym – może robię to pod wpływem spojrzenia jego paciorkowych oczu. Szpiczak swoją obecnością łapie mnie za serce, szczególnie że uparcie za mną drepta, dotrzymując towarzystwa. Jako dobry kompan, opowiadam mu o festiwalu lata, choć wydaje mi się, że stworzonko doskonale wie, co dzieje się na terenie rezerwatu – w końcu rzadko kiedy włości nawiedza taka ilość czarodziejów na raz! Ścieżka, choć nie wydeptana, wydaje się idealna do leśnych wędrówek – nie muszę przedzierać się przez kolczaste haszcze czy też przeciskać przez zbytnio zarośnięte przejścia. Promienie słoneczne bez problemów przedzierają się przez korony drzew, a w powietrzu unosi się zapach kwitnącej lipy, wymieszanej z aromatem iglaków. Przypadkiem daje się prowadzić małemu szpiczakowi, któremu kolorowej sierści wciąż nie potrafię się nadziwić. Doprawdy wyjątkowe, spotkać coś takiego podczas zwykłego zbierania kwiatków!
Szybko zmieniam zdanie – gdy trafiam na polanę upstszoną wielorakim kwieciem, głęboko się zastanawiam, czy aby ta część lasu nie jest zaklęta wraz ze wszystkimi zamieszkającymi ją stworzeniami. Już po zerwaniu kilku ładniejszych kwiatów z późno kwitnącej jabłoni, przyjmuję od rudzika i od wrony wyjątkowe podarunki. Skądże ten mały ptaszek, siłując się z imponującym kwiatem, mógł wiedzieć, że żółty to mój ulubiony kolor? Przez chwilę mogę poczuć się niczym ulubienica tych wszystkich stworzeń, niczym postać z baśni snutej dla mugolskich dzieci. Ociągam się z powrotem, naprawdę mogłabym zostać tutaj dłużej, lecz do pełni szczęścia zdecydowanie brakuje mi Alexandra. Cóż, obawiam się, że z nim nie mogłyby konkurować najwspanialsze szpiczaki magicznego świata.
Może moje wspomnienia gdzieś uleciały, jednak nie miałam problemu z umiejętnościami – bez problemu zaplotłam wianek składający się głównie z subtelnych kwiatów wiśni i jabłoni, a koronę kompozycji stanowił wspaniały żółty kwiat o szmaragdowych liściach. Podświadomie szukałam kwiatów pasujących do białej sukienki z całą konstelacją srebrzystych gwiazdek biegnących od tali w dół. Nie przyznałam się do tego otwarcie, ale chciałam zrobić na Selwynie bardzo dobre wrażenie, sprawić, by nie spojrzał na żadną inną pannę. Droga powrotna mija mi bez żadnych większych ekscesów, a uroczy szpiczak towarzyszy mi do samego wyjścia z lasu. W ramach podziękowania za towarzystwo obdarowuje go malinami, które rosną nieoopodal, a które stworzonko przyjmuje z widocznym zadowoleniem. Tak jak wcześniej, nie potrafiłam wyłapać osoby Alexandra z pośród tłumu, który znacząco się powiększył – część panien znalazła już towarzyszów na dzisiejszy wieczór. Puściłam wianek do wody, będąc pewną, że Selwyn nie pozwoli morskim falom go pochłonąć.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Wybrzeże [odnośnik]22.05.18 17:32
4 VIII 1956 r.
To było dość dziwne doświadczenie - znaleźć się wśród tylu ludzi naraz, odpowiadać na powitania osób, które widziałem pierwszy raz w życiu na oczy, a które powinienem znać; jeśli nie dobrze to chociaż z widzenia. Starałem się jednak o tym nie myśleć - w końcu z tego co dowiedziałem się o Festiwalu Lata i co przeczuwałem kiedy o nim usłyszałem - nie chodziło w nim o konfrontowanie się z brutalną rzeczywistością, a o coś zgoła innego. Zresztą, Archibald w swojej przemowie otwierającej Festiwal powiedział wszystko odpowiednio wyraźnie. Należało doceniać otaczające nas dobro, skupić się na świetle w swoim życiu i tych momentach które dodawały nam sił do dalszej walki. Do takich chwil zaliczał się właśnie Festiwal Lata w Dorset. Byłem właściwie dumny, że mogłem w tym wszystkim uczestniczyć, nie tylko jako uczestnik. List otrzymany od nestora Prewetta późnym czerwcem sprawił, że i ja miałem dołożyć swoje trzy knuty do tego cudownego przedsięwzięcia. Od kilku tygodni regularnie odwiedzałem na zmianę rodzinną wytwórnię fajerwerków i Weymouth, doglądając przygotowań do pokazu sztucznych ogni, który miał zwieńczyć tydzień zabaw i świętowania. Sam spędziłem wiele czasu tworząc kilka nowych mieszanek magicznego prochu, a efekty mojej pracy docelowo miały zadziwić wszystkich obecnych.
Dziś jednak nie skupiałem się na stronie organizacyjnej festiwalu. Wyszedłem na wybrzeże, czekając na moment, w którym z lasu wyłoni się Josephine i puści swój wianek na wodę. Większość czasu w ostatnich tygodniach, jeżeli nie byłem w pracy, spędzałem właśnie w jej towarzystwie. Razem przebijaliśmy się przez sterty starych wydań Proroka Codziennego, Horyzontów Zaklęć a nawet Czarownicy i Walczącego Maga - choć te dwie ostatnie pozycje przyswajaliśmy z bardzo dużym przymrużeniem oka. Robiliśmy także użytek z mojej myślodsiewni, oglądając wspomnienia, którymi dzielili się z nami nasi bliscy. Miało to dworaki skutek, poznawaliśmy bowiem nie swoje własne historie, ale także i te należące do drugiej osoby. Tylko my wzajemnie potrafiliśmy zrozumieć to, jak się czujemy w tej obcej, a jednak znanej nam rzeczywistości.
Buty zostawiłem gdzieś na skraju plaży, a nogawki beżowych spodni lekko podwinąłem - choć tak czy siak nie miało to uchronić materiału przed zmoczeniem morskimi falami. Podwinąłem również i rękawy białej, lnianej koszuli, nie przejmując się tym, że lewe przedramię straszy siatką najróżniejszych blizn. Wziąłem głęboki wdech, napawając się słoną wonią morza i ciepłego piasku, przymykając oczy i skupiając się na cieple promieni słonecznych na skórze. Kiedy otworzyłem oczy ujrzałem, jak Josie właśnie wchodzi na plażę. Serce zabiło mi odrobinę szybciej i nic nie mogłem poradzić na to, że na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Popołudniowe słońce sprawiało, że jej włosy lśniły złotem, zaś gwiazdki na jej sukience błyszczały srebrem. Nie patrzyłam na nią wcześniej tak, jak dzisiaj.
Była jedną z pierwszych, które wyszły na plażę. Zapatrzony z lekkim opóźnieniem zrozumiałem, że to już czas, abym wkroczył do akcji. Czy też raczej do wody. Raźnym krokiem ruszyłem do morza korzystając z faktu, że jeszcze nie tak wiele wianków unosiło się na słonej tafli wody, wzrokiem starając się znaleźć wianek panny Fenwick i pochwycić go, nim zniknie wśród morskiej toni.

+


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 16 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Wybrzeże [odnośnik]22.05.18 17:32
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością


'Wianki - M' :
Wybrzeże - Page 16 JXkwBg9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]22.05.18 22:18
— Bo wierzymy, że jednak ktoś da się nabrać na te imitacje wianków — zganiła ją od razu, piorunując wzrokiem. Chciała, by wianek pochwycił konkretny mężczyzna. Czarodziej, jej jedyna gwiazda quidditcha. Cóż to byłaby za miła niespodzianka, gdyby ujrzała go z wiankiem w dłoni zamiast znicza, jej wiankiem, żadnej innej. Wystarczyłoby jej chyba to, by obdarzył ją uśmiechem, by mogli zatańczyć, choć nie była w to najlepsza i spędzić miło wieczór. Tym razem nie rozmawiając o tym, co się dzieje wokół i nie szukając zaczepki w pogodzie. Ale nie miała złudzeń. Nie chciała być naiwna i głupia, liczyć na coś, co nigdy nie nastąpi i nie chciała tego popsuć, zaprzepaścić. Potrafiła cieszyć się z małych rzeczy, z każdego uśmiechu, słowa, z cudzej obecności. Nie potrzebowała więcej, dziś też nie liczyła na cuda. Byle tylko Joseph się pojawił i uratował całą sytuację.
Posłała im ostatni uśmiech, odwracając się przez ramię. Chciała znaleźć kwiaty we wszystkich kolorach, by jej wianek był duży, naturalny i kolorowy, by mienił się kolorami tęczy. Nie musiał zachwycać swoją okazałością, miał wpadać w oko i cieszyć je swoją różnorodnością, tak jak różnorodni byli ludzie, którzy ją otaczali. Szła przed siebie ostrożnie, wypatrując pod sobą kwiatów, których mogłaby użyć. Nie ruszyła śladem innych kobiet, wybrała inną, całkiem odosobnioną ścieżkę przez wysokie trawy, licząc, że właśnie tam, gdzie nie spotka żadnej czarownicy znajdzie okazałe kwiaty. Wiatr szumiał jej w uszach, rozdzielał rozpuszczone włosy i kołysał jasną, długą sukienkę, która unosiła się w zielonych źdźbłach. Nie czuła strachu, zapuszczając się w dalekie, nieznane rejony, ani obawy, że niczego nie znajdzie. Kwiaty w jej mniemaniu powinny rosnąć wszędzie. Zamiast do łąki pełnej kolorowych pąków wkroczyła do gaju pełnego małych, zielonych krzewów. Rozejrzała się dookoła. Krańce sukienki zahaczały się już o wystające gałązki, lecz nie to w tym wszystkim było najgorsze. Choć zaszła tak daleko w poszukiwaniu zdobyczy, wokół nie dojrzała nic, co nadawałoby się do zaplecenia, nawet kawałka bukszpanu, czy jałowca. Nie mogła w to uwierzyć. Przez chwilę kręciła się w kółko, rozglądając, ale wzrok jej nie mylił, gaik pozbawiony był kwiecistych roślin, a to znaczyło, że pokonała całą tę drogę na marne, a co gorsza, nie miała z czego zapleść wianka, który ktokolwiek zechciałby wyłowić. Nawet Joseph. Nawet on by nie pomyślał, że goły splot gałązek młodych krzewów mógłby wyjść spod jej całkiem zręcznych dłoni. Ruszyła przed siebie, podciągając wysoko poły sukienki, by jej nie podrzeć. Musiała iść dalej. Przedzierała się więc pomiędzy drzewami, które wyrosły jej jak spod ziemi, zastępując tym samym młode krzewy, które wzbudziły w niej taką panikę i irytację. Między nimi dojrzała jednak coś, co od razu przykuło jej uwagę. Jaśmin pachniał na tyle intensywnie, że nie mogła go przegapić. Zbliżyła się do niego od razu, delikatnie palcami zrywając gałązki. Miały śnieżnobiałe, przezroczyste płatki. Po chwili dostrzegła też głóg, który w pierwszej chwili pomyliła z kwitnącą wiśnią. Miała braki w zielarstwie, a kwiaty dla niej wyglądały podobnie, tylko drzewo znacząco się różniło. Zerwała całe gałązki pełne, coby łatwiej było je zapleść ze sobą. Dalej, świeżym i słodkim zapachem przygnał ją bez. Białe, drobniutkie pączuszki na twardych gałązkach z wielkimi liśćmi. Bez był piękną podstawą dla wianka. Niespodziewanie, sięgając po niego dłonią na ręce spadły błyszczące drobiny. Nie wiedziała czym były w pierwszej chwili. Przyjrzała im się uważniej, dopiero po czasie rozpoznając odłamki spadającej gwiazdy. Mieniły się pięknie, lecz nie ułożyła ich na wianku, schowała do drobnej kieszeni, za oplatającym ją w pasie sznurem, po czym zabrała się do pracy. To z bzu uformowała koronę, giętkie gałązki plotąc trwale ze sobą. Pomiędzy nie wsuwała zebrane wcześniej kwiaty. Różowawe płatki ślicznie komponowały się z jaśminem. Wianek nabierał kolorów - delikatnych odcieni pastelu.
Kiedy skończyła, ruszyła na wybrzeże, gdzie gromadziły się inne czarownice, które przed nią zdołały upleść wianki. Były piękne, okazałe, wielobarwne. Jej — dość skromny, błyszcząc naturalną bielą jaśminu i bzu, skąpany w zieleni liści i muśnięty różem płatków głogu. Nie zastanawiała się długo, nie miała nic do stracenia. Podeszła do wody, mocząc w niej kostki i puściła wianek, nie śledząc jego trasy i nie wypatrując pośród mężczyzn tego jedynego. Była pewna, że go nie było.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 16 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Wybrzeże [odnośnik]22.05.18 23:47
Fiołek dla miłości skrytej przed światem. Dojrzałe owoce pękają w ustach, lepką słodyczą rozlewając się na języku, swą cierpkością raczą podniebienie. Przywodzą na myśl słońce, upalne dni spędzane nad jeziorem, gdzie opuszki palców ledwie muskają chłodną taflę wody, a wzrok leniwie śledzi marsz miękkich obłoków po błękitnym niebie. Konwalie dla piękna niczym nieskrępowanego. Obracając w dłoni jeden z odnalezionych odłamków spadającej gwiazdy, bada fakturę, każde załamanie je znaczące. Jest w tym coś przedziwnie uspokajającego, pozwalającego odsunąć od siebie wszelakie rozterki dotąd zalegające w nie tak znowu płochliwym sercu. Po magicznych czarnych jagodach pozostała jedynie purpurowa plamka, starta zaraz kciukiem oraz smak sielskości, jakiej zaznać można tylko we wspomnieniach lat dziecięcych, których wszelkie cienie oraz doznane niegdyś niesnaski zatarł czas. Fioletowy bez dla pierwszego zauroczenia, niewinnością tchnącego. Kroczy boso, ostrożnie stawiając bose stopy na rozgrzanym piasku, między którego ziarnami zalegają pojedyncze kamyki. Choć obawa przed przypadkowym skaleczeniem jest silna, zaś niski wzrost wciąż jest powodem niepewności — nie potrafi zaryzykować uszkodzenia przepięknych czarnych szpilek o zaokrąglonych czubach, nie wspominając już o wielce prawdopodobnym skręceniu kostki. Porusza się więc boso, trzymając jakże cenne buty w drugiej ręce, wymijając nader zręcznie sylwetki tłoczące się na plaży. Aż wreszcie niezapominajki dla pamięci, wiecznej i wiernej ponad wszystko. Zatrzymała się tuż przy samym brzegu, instynktownie odsuwając się od fal sunących w jej stronę. Panny wymijają ją lekko zdziwione, acz nadchodzące minuty skutecznie odsuwają niepochlebne myśli, którymi mogłyby uraczyć stojące w bezruchu dziewczę. Fiołki, konwalie, bez oraz niezapominajki. Te właśnie kwiaty, jakże bogate w symbolikę miały ozdabiać wianek znajdujący się na głowie Rowan. Los zdawał się mieć jednak dla młodej uzdrowicielki zgoła inne plany, albowiem podczas poszukiwań najdoskonalszych okazów, postanowił zesłać ją na polanę, gdzie jeszcze niedawno odbywał się konkurs alchemiczny. To tam znalazła ukwiecony krzew wilczego łyka, w który wplotła wonną trawę oraz kilka ocalonych przed własnym łakomstwem jagód. I tam też ozdobiła swe dzieło kwitnącymi hortensjami, uśmiechając się nader gorzko, kiedy to przypomniała sobie ich znaczenie — zranione serce oraz obojętność. Czy powinna uznać to za znak? Czy wszechświat aż tak bardzo pragnął, by zdobyła nad nim władzę przy pomocy kugucharów walczących w jej imię na hipogryfim grzbiecie? Nie potrafiła się jednak zdobyć na wyrzucenie splecionego wianka oraz powrócenia do pierwotnego planu. Był ładny, zgrywał się kolorystycznie i...po prostu nie chciała go niszczyć. Był już jej. I tyle. Nic więcej.
Red wzdycha więc wreszcie, chowając swą spadającą gwiazdkę do kieszonki sprytnie ukrytej w spódnicy biało-żółtej sukienki i ostrożnie zsuwa kwiatową koronę. Rude włosy ułożone w miękkie loki nieskrępowane żadną misterną fryzurą, unoszą się pod wpływem gwałtowniejszego podmuchu wiatru, promienie słońca nań padające sprawiają, że te swoją barwą przypominają ogniste języki.
Jeżeli dopłyniesz na Madagaskar — zaczyna cicho, ledwie słyszalnie kierując zamyślony wzrok na złączone ze sobą rośliny — To zamawiam lemura — oświadczyła, bezwstydnie je antropomorfizując. Następnie to wykonała kilka kroków, zanurzając się po kostki w letniej wodzie, a potem puściła wianek, przez chwilę przyglądając się, jak odpływa od niej prędko. Przywdziewając na usta pogodny uśmiech, odwróciła się i ruszyła na plażę, mimowolnie zastanawiając się, w jaki sposób przyjdzie jej spędzić ten wieczór. I tylko kątem oka zerkała na zmagania mężczyzn, gotowa roześmiać się perliście na widok tego, kto wywinie co piękniejszego orła.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout

Strona 16 z 51 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 33 ... 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach