Aloysius Diggory
Nazwisko matki: Diggory
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: asystent Laidan Avery
Wzrost: 183
Waga: 75
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: Zawsze chodzi ubrany w wyjściowe szaty. Lekki uśmieszek i blizna na łydce po jednej z dziecinnych zabaw.
Wawrzyn, pazur smoka, 10 cali, sztywna
Ravenclaw
gołąb
Kobieta, która mówi mu, że nosi jego dziecko
Zapach farb, płótna, pergaminu, damskich perfum i dym z cygara.
On sam u szczytu sławy, przez którą rozumie coraz większe sukcesy pani Avery i jej podopiecznych, bo tak naprawdę to on wszystkim koordynuje.
Malarstwo i rzeźbiarstwo
Sokoły z Heidbergu
Oprócz czytania książek i załatwiania formalności to nie robię nic, ale można się przy tym nabiegać.
Głównie poezja śpiewana, ballady i dobry rock, nie pogardzę jazz'em
Harry Lloyd
Tykanie zegara w salonie było nad wyraz denerwujące dla świeżo upieczonej matki. Pani Diggory wyszła ze szpitala kilka dni temu, a na rękach trzymała małe zawiniątko. Chłopiec, który znajdował się w tym niebieskim kocyku był spokojny. Spał jak aniołek przytulony do matczynej piersi, jakby doskonale wiedział, że na tym nędznym świecie ma tylko ją.
W takich okolicznościach na świecie pojawił się niesamowicie bystry dzieciak, Aloysius Diggory. Jedyny syn Irene. Krótko mówiąc był wpadką, niechcianym prezentem pod choinkę, chociaż patrząc na datę urodzenia, bliżej mu do świat wielkanocnych. Kobieta nie pierwszy, ale ostatni raz widziała ojca swojego dziecka, w noc, w którą ją zapłodnił. Trochę smutne, ale życie pisze scenariusze i nigdy nie wiesz co ci się może przytrafić. Nigdy nie podjęła się poszukiwań Thomasa Eliotta, który pewnie nawet nie był gotów na ojcostwo. Spotkali się rok po narodzinach Alo. Wtedy o wszystkim się dowiedział, wtedy też chłopiec pierwszy raz spotkał swojego ojca, o czym nie miał bladego pojęcia. Tak jak przypuszczała pani Diggory, mężczyzna nie był gotowy na ojcostwo, stchórzył, powiedział, że nie uzna Aloysiusa jako swojego syna. Nie miał zamiaru też brać ślubu z Irene. Mimo braku ojca Aloysius chował się dobrze. Już od najmłodszych lat wykazywał się ciekawością świata. Wkładał rączki tam, gdzie nie powinien. Wchodził tam, gdzie mama zabraniała. Wszystko to z ciekawości i chęci poznania otaczającego go świata. Z czasem, kiedy zaczął mówić był z nim jeszcze większy problem. Każde dziecko wpada w okres zadawania pytać o wszystko. Irene miała wyjątkowo trudne zadanie. Cechą charakterystyczną Aloysiusa była ogromna ciekawość otaczającego go świata. Była większa niż u większości dzieci w jego wieku. Szybko się uczył, zacząwszy od chodzenia i mówienia, na czytaniu kończąc. Nie mógł się doczekać, kiedy nadejdzie ten czas, w którym mama zaprowadzi go na peron dziewięć i trzy czwarte. Często chodził do sąsiadów, mieszkał tam o rok starszy chłopiec, najlepszy przyjaciel Aloysiusa. Jako, że ów chłopiec miał starszą siostrę, która już chodziła do Hogwartu chłopcy podkradali dziewczynie podręczniki, aby już teraz zgłębiać tajniki wiedzy przekazywanej w szkole, chociaż ledwo co zlepiali litery w sylaby, a sylaby w całe słowa. Nie wszystkie słowa były dla nich zrozumiałe, a to co było opisane na stronach książek było tajemnicą. Dlatego chłopcy nie mogli doczekać się podróży na peron.
Lata mijały, Alo z małego chłopczyka stał się jedenastoletnim, chuderlawym, drobnym chłopcem, który w kaszkiecie na głowie, z kufrem stanął na peronie obok dyszącej i strzelającej dymem lokomotywy. Chociaż mały Alo nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy, to pewien etap w jego życiu właśnie się skończył, a zaczynał się następny.
Dla każdego ucznia Hogwartu, moment, w którym nauczyciel zakłada na twoją głowę Tiarę Przedziału. Aloysius jako jeden z pierwszych został wyczytany. Z trudem przebił się przez tłum rówieśników, żeby usiąść na krześle. Mocno zaciskał palce na krańcach mebla. Sam nie wiedział gdzie chciałby trafić. Wierzył, że Tiara przydzieli go tam gdzie powinien się znaleźć. Pewnie każdy mugol uznałby, powierzanie swojej przyszłości to wariactwo. Głupi mugole. O dziwo Tiara nie zastanawiała się długo. Chwilę "posiedziała" na głowie przyszłego wychowanka Hogwartu, a później stwierdziła, że wybór jest przecież oczywisty.
-Ravenclaw!-krzyknęła. Wiwaty starszych Krukonów rozniosły się echem po wielkiej sali. Dumny Alo ominął tłum oczekujących rówieśników, aby podejść do stołu swojego domu. Od teraz dumnie miał wypinać pierś, na której będzie widniało godło domu Roweny Ravenclaw.
Aloysius był dobrym uczniem, zawsze przygotowanym do lekcji. Niektórzy nawet sądzili, że był przemądrzały. Może faktycznie? Chociaż on sam twierdził, że to reszta jest niedouczona, a on ratuje honor grupy. Przemądrzałym snobem był dla zdecydowanie większego grona hogwarckich uczniów. Wśród węższej grupy znajomych był naprawdę sympatycznym, pomocnym kolegą. Niestety, nie doceniali tego koledzy z innego domu. Nie trudno się domyślić, że niezbyt zamożny status, wątpliwa czystość krwi i spora wiedza nie były mile widziane wśród niektórych uczniów. Alo miał problemy z nawiązywaniem znajomości, szczególnie damsko-męskich. Dlatego niejedna Ślizgonka urządzała sobie z niego żarty, na przykład umawiając się z nim, żeby na końcu wystawić go dla jakiegoś przystojnego Krukona ze starszej klasy. Trzeba przyznać, że Alo nie miał powalającej urody, przynajmniej tak do czwartej klasy. Kiedy wrócił do Hogwartu po raz piąty uczniowie, uczennice i pracownicy szkoły nie zobaczyli tego niskiego, chuderlawego chłopca z Ravenclawu. Nie, coś stało się podczas wakacji. Diggory urósł, jego rysy twarzy stały się bardziej wyraźne, mniej dziewczęce. Jednakże największa zmiana jaka w nim zaszła to bijąca od niego pewność siebie. Charyzmatyczny uśmiech, zastąpił nieporadny wyraz twarzy. Przestał oglądać się za pannami, to one zaczęły oglądać się za nim. Powodem tej diametralnej zmiany była wakacyjna miłość Aloysiusa. Była nią młoda Francuzka, która przyjechała na wakacje do swojej ciotki, przyjaciółki pani Diggory. Śliczna nastolatka zwróciła na niego szczególną uwagę, dodała mu pewności siebie i sprawiła, że zaczął dostrzegać własną wartość. Krótko mówiąc z zakompleksionego chłopca stworzyła pewnego siebie, czarującego dupka. Tak w skrócie. Od piątej klasy, Alo zaczął się mścić za to jak wiele razy złamano mu serce. W tym czasie też w jego głowie zaczął kształtować się pomysł na siebie samego. Marzyła mu się kariera w Ministerstwie. Widział się na wysokich stanowiskach. W końcu mógł uwolnić się od przedmiotów, które zawsze go nudziły, jak zielarstwo czy astronomia. Chciał być kimś kogo się szanuje. Pragnął bogactwa, sławy. Do tego dążył. Po trupach czy nie, nieważne. Była jedynie garstka osób, które mogły poznać Alo z tej empatycznej strony. Do grona szczęśliwców dołączyła pewna pierwszoklasistka. Alo był wówczas w siódmej klasie. Został chwilę z tyłu, rozmawiając z jednym z rówieśników. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że matka rozmawia z kimś wzburzona. Był to mężczyzna, który trzymał za rękę małą, jedenastoletnią dziewczynkę.Do głowy by mu nie przyszło, że to jego ojciec i przyrodnia siostra. Mężczyzna wydawał się być zestresowany. Alo obiecał wtedy, że będzie miał oko na Alice. Tak też się stało. Zaniósł jej rzeczy do przedziału, zajmował się nią podczas pierwszych dni w Hogwarcie. Prawda wyszła podczas Świąt Bożego Narodzenia. Irene nie wytrzymała i wyznała prawdę. To był dla Aloysiusa szok. I pewnie nie tylko dla niego. Od tej chwili panienka Eliott musiała się użerać z nadopiekuńczym, przyrodnim, starszym braciszkiem, który dzielił swój czas, pomiędzy uczeniem się do końcowych egzaminów, a niańczeniem Alice. Siódmy rok w Hogwarcie minął szybko, nawet bardzo szybko. I tak oto, kolejny etap w życiu młodego mężczyzny dobiegł końca.
Po ukończeniu szkoły z całkiem wysokimi wynikami, Aloysius załapał się na staż w Ministerstwie Magii w wydziale stosunków międzynarodowych na stanowisku asystenta. Liczył na coś więcej, ale musiał wykazać się cierpliwością, której momentami brakowało mu, przynajmniej w przypadku innych spraw. Radził sobie naprawdę świetnie. Wszystko układało się tak, jak zaplanował sobie Aloysius. Diggory nie lubił niespodzianek w swoim życiu, oczywiście nie mówię tu o przyjęciach niespodziankach, czy tego typu sprawach, ale wolał mieć swoje życie pod kontrolą. Na początku tak było. Przez pierwszy rok. Złą passę rozpoczęła działalność Grindelwalda. Zarówno Alo i Irene nie byli szlachetnie urodzonymi czarodziejami. Wiadomo, że w takich chwilach człowiek bardzo się boi. Diggory miał mieszane uczucia co do poglądów czarnoksiężnika. Z jednej strony nigdy nie miał większych obiekcji co to czarodziejów swojego pokroju, czy tych, pochodzących z mugolskich rodzin, jednakże w ostatnich latach Hogwartu młodzieniec umówił sobie, że jest lepszy od innych, a przez innych można było też rozumieć tak zwane szlamy. W każdym razie był to trudny okres dla Aloysiusa jeszcze z jednego powodu. Jego matka zachorowała. Doprowadziło to do tego, że już w wieku dwudziestu dwóch lat musiał zapomnieć o ambicjach i karierze w wydziale stosunków międzynarodowych. Został zwolniony przez często brane urlopy z powodu choroby matki. Wtedy też w znikomym stopniu, ale zawsze, poznał magię leczniczą. Nie było go stać na zatrudnienie pomocy dla matki. Dlatego też sam "liznął" magii leczniczej. Od tamtego czasu łapał się każdej pracy, dosłownie każdej. Korzystając ze znajomości starożytnych run, które w Hogwarcie były jego ulubionym przedmiotem zajął się tłumaczeniem dzieł. Grał na fortepianie w jednej z mugolskich knajp, albo pomagał w pracach budowlanych. To okres jego kariery z którego nie był dumny. Jednakże czego nie robi się dla matki. Musiał zarobić jakoś na życie i leczenie kobiety. Egzystował tak dwa lata, brudził swoje ręce nieczystą pracą. Kiedy poznał panią Laidan Avery pracował na stanowisku fotografa dla Czarownicy. Jak się okazało, znana pani mecenas szukała asystenta. To było dla chłopaka jak szansa na lepsze jutro. Znowuż ze spokojnego młodego mężczyzny miał stać się dżentelmenem w garniturze. Zgłosił się do pani Avery. Na początku w istocie nie było łatwo. Pracodawczyni sprawdzała jego umiejętności, kompetencje i wytrzymałość na milion różnych sposób, ale zdeterminowany Diggory nie dał się zwieść i wykonywał wszystkie, nawet najbardziej karkołomne zadania powierzone mu przez kobietę. Po jakimś czasie zwolnił się z posady fotografa, aby w pełni oddać się pracy na rzecz pani mecenas. Na początku we znaki dał mu się jego wątpliwy status krwi, który po pewnym zdarzeniu nie miał znaczenia. Chodziło wtedy o pewną wystawę. Miał zorganizować w galerii wernisaż, na którym gościem specjalnym miał być jeden z zespołów muzycznych. Pani Avery uparła się na jeden z nich, czego kategorycznie odradzał jej Aloysius. Miał już do czynienia z ową grupą. Cena jaką wołali za uświetnienie była kosmiczna. Diggory nie licząc się z ognistą reakcją swojej pracodawczyni ściągnął z tej okazji dużo mniej znany, tak samo dobry, jak nie lepszy zespół, który okazał się kolejnym odkryciem artystycznym. Wszystkim wyszło to na dobre. Współpraca z panią mecenas była nadzwyczaj owocna. Coraz lepiej się dogadywali, mężczyzna nawet nie zauważył kiedy starsza od niego kobieta stała się obiektem jego sennych marzeń. Uczucie z pewnością nie pomagało mu w wykonywaniu zadań, ale też nie przeszkodziło. Starał się skupić swoją uwagę na chorej matce. Czuł się w tamtym okresie nad wyraz samotnie. Nigdy nie otaczał się grupą znajomych, dalsza rodzina, również nie była dla niego tak bliska, aby dzielić się z nimi problemami, a młodsza siostra wyjechała do Ameryki. Alo został sam z chorą matką. Pieniądze mnożyły się w skrytce Alo u Gringotta, dlatego przeniósł się z matką na przedmieścia Londynu do jednorodzinnego domku. Leczenie pomagało, kobieta czuła się już znacznie lepiej, ale niestety nie mogła wrócić do pracy. Jedynym jej zajęciem było siedzenie w domu. Ogród stał się jej nowym hobby, co niezmiernie cieszyło Aloysiusa.
Teraz? Alo nadal pracuje z panią mecenas. Mieszka na przedmieściach z matką, która nadal zmaga się z problemami z sercem. Ktoś mógłby pomyśleć, że zajęcie asystenta nie pasuje do Aloysiusa, ale wręcz przeciwnie. Wie, że każdy sukces pani Laidan, czy też jej podopiecznych jest jego sukcesem. I tego się trzyma.
5 | |
6 | |
3 | |
5 | |
1 | |
0 | |
3 |
różdżka, sowa, teleportacja, 5 pkt statystyki, Kluczyk z Gringotty
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Aloysius Diggory dnia 19.11.15 20:41, w całości zmieniany 2 razy
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.