Wydarzenia


Ekipa forum
Octavius Sheridan
AutorWiadomość
Octavius Sheridan [odnośnik]18.11.15 17:15

Octavius Sheridan

Data urodzenia: 13 lutego 1931
Nazwisko matki: Marjoram
Miejsce zamieszkania: Londyn, ulica Śmiertelnego Nokturnu
Czystość krwi: Pół krwi (ojciec - czysta, matka - półkrwi)
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Oficjalnie barman w Białej Wywernie i Dziurawym Kotle. Po godzinach diler, krętacz i chłopiec od niemożliwego. Sprzedawca informacji.
Wzrost: 186 cm
Waga: 80 kg
Kolor włosów: Kruczoczarne
Kolor oczu: Zielone
Znaki szczególne: Kpiący uśmiech; jaskrawa apaszka zasłaniając poprzeczną bliznę na szyi; wozak czający się gdzieś w pobliżu


Ulica Śmiertelnego Nokturnu była jego domem odkąd tylko sięgał pamięcią. Dorastał bawiąc się pomiędzy obmierzłymi kamienicami, bosymi stopami burząc gładkie tafle kałuż pełnych podejrzanych cieczy niekoniecznie będących zwykłą deszczówką (niejednokrotnie podobne wybryki kończyły się niepokojącymi wysypkami i zmianami koloru skóry); dłubał patykiem w błotnistych poboczach w poszukiwaniu skarbów, urządzał polowania na zdziczałe koty częściej wracając z nich na tarczy niż z tarczą – ilość zadrapań i pogryzień równoważyła się z ilością szturchańców, które dostawał od rozgniewanej babci zaraz po powrocie do domu. Jego ubrania rzadko kiedy pozostawały czyste i niepodarte dłużej niż do obiadu, w czasie którego musiał wysłuchiwać kolejnych wyrzutów na temat swojego włóczęgowskiego trybu życia. Słowa wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Niecierpliwie czekał, aby móc ponownie wymknąć się na ulice, na których działa się… no cóż, magia. Nie potrafił długo usiedzieć w jednym miejscu, coś ciągle gnało go przed siebie. Wrodzona ciekawość kazała spenetrować każdy pobliski zakamarek, prześledzić trasę co bardziej dziwacznie wyglądającego czarodzieja zmierzającego do kolejnych sklepów i straganów – niejednokrotnie zostając za to wytarganym za ucho lub poczęstowanym siarczystym przekleństwem (cud, że nie klątwą). Był niesfornym dzieckiem, wciąż spragnionym zabawy i ciekawym świata. Babcia, będąca jego opiekunką, nie raz powtarzała, że każdy siwy włos na głowie zawdzięcza jego nieposłuszeństwu. A trzeba przyznać, że miała ich naprawdę sporo! Smuciło to Octaviusa, który gorliwie obiecywał poprawę. Nie był bowiem złym dzieckiem, szczerze kochał staruszkę i ostatnim czego pragnął było denerwowanie jej. Niestety jak nietrudno przewidzieć będąc magnesem na kłopoty długo nie udawało mu się wytrwać w postanowieniu bycia grzecznym i usłużnym, co bynajmniej nie oznacza iż nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia! One gdzieś tam wgłębi niego były stłumione przez zew nachodzącej przygody.



Pomiędzy mury Hogwartu wkroczył już jako sierota. Ojciec będący jedynym znanym mu rodzicem zmarł rok wcześniej, pozostawiając go na całkowitym utrzymaniu babki. Śmierć mężczyzny niespecjalnie zasmuciła Octaviusa, nie był on bowiem częstym gościem w jego niespełna dziesięcioletnim życiu.  Chłopiec odziedziczył po nim nazwisko, kruczoczarne jedwabiste włosy i ładne regularne rysy twarzy – ni mniej, ni więcej. Na Nakturnie nikt nigdy nie zwracał uwagi na jego pochodzenie. Nikomu nawet do głowy nie przyszłoby zainteresowanie się postacią chudego chłopczyka przemykającego wąskimi uliczkami, a co dopiero osądzenie ducha winnego dziecka. W Hogwarcie sprawy miały się zgoła odmiennie. Zdawać by się mogło, że tutaj każdy wiedział, o każdym wszystko. Nieprawe – cóż z tego, że uznane przez ojca? – pochodzenie Octaviusa niejednokrotnie było wyśmiewane, a on sam nie raz spychany poza margines szkolnego społeczeństwa. Nie rozumiał czemu ma płacić za błędy rodziców, częstokroć agresją odpłacając za szyderstwa i docinki kolegów. Niejedną godzinę spędził na odrabianiu szlabanu, od którego bardziej bolesna była doświadczana niesprawiedliwość. Oczywiście nie wszyscy traktowali go jak człowieka drugiej kategorii. Szczęśliwie dla siebie trafił do Gryffindoru, w którym bez większego trudu udało mu się znaleźć znajomych, nie patrzących na niego przez pryzmat wieści przekazywanych pocztą pantoflową. Pokój Wspólny stał się oazą, w której na powrót mógł stać się beztroskim dzieckiem cieszącym się zdobywaniem nowych doświadczeń. Był pojętnym uczniem, pełnym zaangażowania i ciekawości. Szybko stało się jasne, że ma niezwykłą wręcz jak na swój młody wiek smykałkę do zaklęć – bez większych trudności przyswajał materiał z roczników dwa, trzy lata wyższych. Wychowywany przez uzdrowicielkę wyprzedzał swoich rówieśników również w zielarstwie – omawiane na lekcjach magiczne rośliny znał z życia codziennego pomagając babci w porządkach w przydomowej małej lecznicy. Niestety na tym kończyły się talenty młodego Sheridana, pozostałe przedmioty niespecjalnie go interesowały; nie potrafiły przykuć jego rozbieganej uwagi.



Letnie miesiące były tymi najbardziej lubianymi przez Octaviusa. Bez zbytniego rozrzewnienia porzucał Hogwart na rzecz Nokturnu, w którego czarnomagicznej zatęchłej atmosferze czuł się niczym  druzgotek w mętnej wodnej otchłani.  Mimo to brudne interesy mieszkańców niespecjalnie go interesowały, nie ciągnęło go w ich stronę – wolał spędzać czas w ubogiej lecznicy babci, którą pewnego dnia miał dziedziczyć. Pomagał starszej kobiecie, a w zamian ta przekazywała mu gromadzoną latami wiedzę na temat magii leczniczej. To dzięki swojej opiekunce zapragnął zostać uzdrowicielem, obserwując ją przy pracy odkrył, że to właśnie oddziaływanie magii na ludzki organizm jest tym co go naprawdę interesuje. Bynajmniej nie kierowały nim altruistyczne pobudki, a wyłącznie czysta naukowa ciekawość. Po pewnym czasie ludzka anatomia nie miała przed nim tajemnic, właściwości lecznicze i trujące roślin również opanował zaskakująco szybko, a zaklęcia zapisywały się w jego pamięci naturalnie i bez problemowo.  Wtedy też uwaga Octaviusa przeniosła się w dalsze obszary, skupiając się na tym co powszechnie było określane czarną magią. Ograniczenia prawne nie były przeszkodą dla młodego Sheridana. Mieszkał na Nokturnie od przeszło szesnastu lat i niejedną znajomość zdążył w tym czasie rozwinąć. Bez większych trudności znalazł czarodzieja gotowego wprowadzić go w tę intrygującą dziedzinę magii. Niedługo jednak trwał jego zachwyt nad mroczną sztuką; niewiele czasu potrzebował by zrozumieć, że ma do czynienia z czymś co przerasta jego moralność (hahaha, jakże śmiesznie to teraz brzmi). Skupił się na białej magii, biorąc sobie za punkt honoru zdanie egzaminów pozwalających na podjęcie stażu w Św. Mungu.



Nieprzespane noce, godziny ślęczenia nad grubymi tomiszczami, zdrętwiałe mięśnie i nadwyrężony wzrok oraz praktycznie całkowity brak życia towarzyskiego były niewielką ceną za satysfakcję, którą odczuł odbierając wyniki owutemów. Znalazł się w dziesiątce najlepszych uczniów – on, biedny chłopak z Nokturnu wychowywany przez podstarzałą uzdrowicielkę. Zabrzmię trywialnie, gdy powiem, że świat stał przed nim otworem? Pewnie tak. Faktycznie jednak nic nie stało na przeszkodzie by zrealizował powzięty przed laty plan na siebie samego. Wystarczyło złożyć odpowiednie dokumenty do szpitalnej placówki. Wydawać się mogło, że nic już nie jest w stanie zniszczyć światłej przyszłości, którą miał przed sobą. No cóż, naiwność rzecz ludzka, czyż nie? 10 lipca 1951 roku zachował się w pamięci Octaviusa jako dzień,  w którym jego przyszłość została dosłownie pogrzebana w popiołach. Czy był to wybuch niedopilnowanego kociołka czy też źle rzucone zaklęcie? Nigdy tego nie wyjaśniono. Niezaprzeczalnym jednak pozostaje fakt, że z mieszkania i lecznicy babci Marjoram pozostały wyłącznie gruzy, cuchnący swąd i wyrwa w szarej kamienicy. Ciała kobiety nie odnaleziono, naoczni świadkowie zdarzenia zeznali jednak że bez wątpienia w czasie wybuchu znajdowała się ona w budynku. W wieku osiemnastu lat Sheridan został pozbawiony dosłownie wszystkiego, zaczynając od rodziny kończąc na majątku – jedyne co mu pozostało po babce to na wpół oswojony wozak, który w czasie tragedii zupełnie nieświadom tego, że jego dotychczasowy dom obrócił się w ruinę polował w pobliskich zaułkach.



Następne pół roku przeżył niczym we śnie. Jadł, pił, spał – kolejne dni zlewały się w jeden szary ciąg. Odkrył, że spożywanie nielegalnej złotej rybki prócz smrodu przynosi również ulgę, zamienia mroczne i ponure myśli w kojące obrazy pozwalające uciec od bolesnej rzeczywistości. Nic jednak nie brało się za darmo. Żeby zapracować na swoją egzystencję podjął się pracy w Białej Wywernie, w której tak się składało wynajmował również mały dość obskurny pokój. Dzielił go z plugawie przeklinającym wozakiem będącym jedyną pozostałością po dawnym życiu – zwierzę z czasem stało się dla niego irracjonalnie cennym towarzyszem. Praca za barem wbrew pozorom nie  była wcale taka najgorsza; polewanie alkoholu nokturnowemu towarzystwu oraz polerowanie (albo przynajmniej udawanie tegoż) szkła doskonale wpasowywało się w to co chciał w tej chwili w życiu robić, czyli nic. Każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo bezmyślnie, a po dociekliwym ambitnym młodym człowieku nie pozostał nawet ślad – posiadana wiedza była przezeń wykorzystywana co najwyżej do prostowania połamanych nosów i usuwania lim wykwitających pod oczami skorej do bójek klienteli. Wyróżniająca go od najmłodszych lat uroda powoli topniała pod wpływem coraz to nowych używek, a silny do tej pory organizm coraz częściej go zawodził. Zdarzały się dni w czasie, których osłabienie nie pozwalało podnieść mu się z łóżka, a co dopiero pracować – tolerowano to wyłącznie ze względu na jego umiejętności, dzięki którym klienci wychodzili z knajpy w jednym kawałku poskładani przez niedoszłego uzdrowiciela. Gdy wydawać się mogło, że sięgnął całkowitego dna pojawiła się Ona. Oczywiście wiedział z kim ma do czynienia. Już od jakiegoś czasu dość głośno było na Nokturnie o młodej czarownicy posiadającej naturalny talent do warzenia eliksirów wszelkiej maści. Kojarzył ją z widzenia, zdarzało mu się zamienić z nią parę słów, gdy odwiedzała Białą Wywernę, a on akurat stał za barem. Czy ją lubił? Nie, oczywiście, że nie (limit posiadanych sympatii wykorzystał przy oswojeniu wozaka). Nie wiedzieć jednak czemu panna Rita coraz częściej zjawiała się w obskurnym lokalu akurat kiedy to w jego udziale przypadała funkcja głównego polewacza alkoholu. Nie raz zdarzyło mu się przyłapać ją na tym jak uważnie mu się przygląda. Nie wzruszało go to specjalnie, przyzwyczajony był do okazywanego mu zainteresowania (słabnącego ostatnimi czasy, gdy nie mógł już szczycić się nienaganną aparycją), którego jednak nigdy nie odwzajemniał. Jakże jego przypuszczenia dalekie były od rzeczywistości!



Niedowierzenie. Złość. Żal. Te trzy uczucia na pewno nadeszły wraz z nowiną, że Rita jest jego przyrodnią starszą siostrą. Zaburzyła ład, który misternie budował za pomocą zobojętnienia. Wkroczyła w życie Octaviusa niczym taran i choć nie chciał jej znać nie dała się zbyć, męcząc swoją obecnością i skutecznie pokazując mu jakim zerem się stał. Weź się w garść, mała łajzo – były to słowa, które zapadły mu w pamięć. Wiele czasu i wysiłku kosztowało Ritę wyciągnięcie świeżo pozyskanego brata z bagna, w którym z własnej woli nurzał się i powoli podtapiał. Dzięki jej pomocy i wsparciu (tfu, nigdy nie przeszłoby to przez jego wargi) powoli wychodził na prostą. Ograniczył ćpanie w znacznym stopniu, a także zainteresował się tym co się wokół niego dzieje. Fala goryczy, która zalała go po uświadomieniu sobie jak bardzo skopał własne życie była jedną z najgorszych rzeczy, które do tej pory go spotkały. Niesmaku do siebie samego nie można było porównać z niczym innym. Pomimo namów Rity nie zamierzał jednak wracać do planów sprzed 10 lipca 1951 roku – nie było sensu udawać, że wciąż jest tą samą osobą sprzed roku. Nie rzucił pracy w Białej Wywernie uznając, że z miejsca, w którym się znajduje przy odrobinie wysiłku uda mu się poszerzyć swoje wpływy. Nie potrzebował wiele czasu, aby zorientować się w aktualnej sytuacji na czarnym rynku, a właścicielowi speluny nie przeszkadzał fakt, że jeden z jego barmanów rozpowszechnił pod ladą sprzedaż nielegalnych używek (o ile odpalał mu procent od zarobku, oczywiście). W sakiewce Sheridana nareszcie zaczęły pobrzękiwać nie tylko knuty, lecz także sykle i galeony. Pieniędzy wciąż nie miał szczególnie dużo, jednak wystarczyło ich na odnowienie garderoby i eliksiry wspomagające powrót do formy. Powoli odzyskiwał dawną urodę i energię. Coraz więcej czasu spędzał poza Wywerną odbudowując kontakty i zawierając nowe znajomości. Węszył po Nokturnie, wietrząc nowe okazje do wykorzystania. Szybko pojął, że informacje mają ogromną cenę – niekiedy ludzie gotowi byli poświęcić mały majątek żeby uzyskać dostęp do wiedzy, na której im zależało. Rola barmana doskonale sprawdzała się w pozyskiwaniu interesujących nowin. Dużym błędem popełnianym przez gości było ignorowanie obsługi w czasie załatwiania interesów czy też dzieleniu się między sobą plotkami z ich małego przestępczego światka. Octavius nalewał kolejne porcje alkoholu, słuchał, zapamiętywał i wycierał barową ladę ze zwykłym sobie znudzeniem wymalowanym na przystojnej twarzy.



Ogłoszenie zobaczone w czasie jednej z licznych przechadzek wydało się Sheridanowi kuszącą ofertą – w Dziurawym Kotle poszukiwano barmana mogącego podjąć się pracy na pół etatu. Dlaczego by nie spróbować poza Śmiertelnym Nokturnem? Pieniędzy nigdy dość, a jemu ostatnio zaczęła po głowie krążyć myśl o posiadaniu własnego kąta. Najwyższy czas zapewnić wozakowi Gajuszowi prawdziwy dom, zamiast tej klaustrofobicznej klitki, w której mieszkali do tej pory. Zgłosił swoją kandydaturę, dostając bardzo szybko pozytywną odpowiedź i zaczynając dzielić swój czas pomiędzy Białą Wywerną, a Dziurawym Kotłem. Z pewną dozą ekscytacji podjął się nowych obowiązków, nie mogąc doczekać się napływu informacji (bo przecież o to w tym wszystkim chodziło), którymi później z wprawą zamierzał żonglować w magicznym świecie. Cierpliwie wysłuchiwał pijackiego bełkotu, pilnował aby szklanki zawsze były pełne, a lada czysta i nie klejąca. Wciąż nastawiał złamane nosy i szczęki, łatał dziury w ciałach i usuwał krwiaki, niekiedy także zdarzało mu się pozbywać śladów klątwy rzuconej w pijackim gniewie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że obydwaj jego pracodawcy zaczynają uważać jego obecność za wielce pożądaną. Dbał by byli zadowoleni z niego, a oni odwdzięczali się stawką nieco wyższą niż przysługiwała przeciętnemu pracownikowi. Napływ pieniędzy był uzależniający dla wychowanego w biednej rodzinie Octaviusa, i mimo tego że w obecnie miał ich więcej niż przez całe swoje wcześniejsze życie wciąż było mu mało. Nie oszukujmy się, pensja (a nawet dwie) barmana nie była szczególnie wysoka nawet gdy dopełniała ją sprzedaż nielegalnych używek, której nie porzucił.

Gdyby ktoś powiedział mu, że niedługo oświadczy się i ożeni popukałby się w czoło i powiedział żeby delikwent przestał nadużywać absyntu i przerzucił się na lżejsze używki. Kobiety nie leżały w kręgu jego prywatnych zainteresowań, nie odczuwał względem nich pociągu właściwego mężczyznom, daleko mu było również do obdarzenia którejkolwiek z nich romantycznym uczuciem. Nigdy nie przeżywał tak zwanej pierwszej miłości, nie miał do czynienia z motylkami w brzuchu i złamanym sercem – na pewne sprawy po prostu pozostawał nieczuły, nie poświęcając im czasu. Dlatego też myśl o zawarciu małżeństwa była dla niego równie abstrakcyjna co porzucenie swoich brudnych interesów na rzecz bardziej statecznego życia. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy przy jego boku pojawiła się pani Sheridan… Była jego szansą na szybkie wzbogacenie się. Marlene Malkin znał jeszcze z czasów szkolnych, łączył ich wspólny dom i zamiłowanie do nauki zaklęć – ni mniej, ni więcej. Pojawiła się w Dziurawym Kotle w czasie jednej z jego wieczornych zmian. Od razu rozpoznała w nim swego dawnego znajomego z Hogwartu, specjalnie usiadła za barową ladą by zamienić z nim parę słów. W życiu każdego z nich wiele pozmieniało się w ciągu tych dwóch lat w czasie, których się nie widzieli. Octavius był dobrym słuchaczem, a ona najwidoczniej potrzebowała akurat kogoś kto by jej wysłuchał bez przerywania i wtrącania swoich złotych myśli. Skrupulatnie pilnował aby jej szklanka ciągle była pełna, zbywając przy tym próby zapłaty za zamawiany alkohol – wszystko na koszt firmy, koteczku. Już wtedy w jego głowie kiełkowała niepokojąca myśl brzydząca nawet jego. Od czasu ich pierwszego spotkania w Dziurawym Kotle Malkin stała się jego stałą bywalczynią. Najczęściej siadała niedaleko Sheridana, tak aby zawsze móc zamienić z nim chociażby kilka słów, które zazwyczaj przeradzały się w długą rozmowę. Starannie pielęgnował jej zainteresowanie swoją osobą - widział w niej idealną okazję dla siebie. Była młodą  ambitną projektantką mody, wiedział że niedawno otworzyła swój własny zakład, w którym z dnia na dzień przybywało klientów. Musiała mieć więc pieniądze, których jemu brakowało. Przez kilka niefortunnych decyzji popadł ostatnio w kłopoty finansowe, a Marlene miała być ich rozwiązaniem. Dwoił się i troił aby stać się istotnym elementem jej życia. Wykreował przed nią swój zupełnie nowy nieprawdziwy wizerunek – był ciężko pracującym barmanem, który po rodzinnej tragedii długo nie mógł dojść do siebie, zaprzepaszczając szansę na karierę w Mungu. Oczywiście z całego serca pragnął naprawić swoje błędy i wrócić do przyszłości szanowanego uzdrowiciela! Ani słowem nie napomknął o narkotykach, podejrzanych interesach z typami spod ciemnej gwiazdy, hazardzie i swoim własnym łajdactwie. Tak jak kiedyś z wypiekami na twarzy powodowany naukową ciekawością obserwował swoją babkę przy pracy tak teraz uważnie przyglądał się powoli tracącej dla niego głowę Malkin. Na Merlina, to było łatwiejsze niż z początku sądził! Niewiele czasu (za to sporo wysiłku) potrzebował aby rozkochać w sobie projektantkę. Pewnego wieczoru, gdy odprowadzał ją do domu, oświadczył się odmalowując przed kobietą romantyczną i piękną wizję ich wspólnej przyszłości, a ona tak jak przewidywał przyjęła go.

Ślub był cichy i skromny, niewielu było zaproszonych gości weselnych. Zamieszkali na Pokątnej niedaleko pracowni krawieckiej Marlene. Pierwsze spięcie między młodymi małżonkami pojawiło się zadziwiająco szybko i dotyczyło wozaka Gajusza, którego Octavius sprowadził do ich nowego mieszkania. Nietrudno dziwić się kobiecie, że do gustu nie przypadła jej obecność wulgarnego zwierzaka, którego zawsze wszędzie było pełno. Ustępliwy zazwyczaj Sherdian w tej kwestii jednakże pozostał nieprzejednany, a Marlene chcąc nie chcąc musiała pogodzić się z faktem, że niewielkie mieszkanie dzielić będzie musiała z istotą przeklinającą z częstotliwością rynsztokowego obdartusa. Wozak był jedyną pozostałością po Nokturnie, którą Octavius sprowadził pod ich wspólny dach. Starannie pilnował, by Marlene nie miała do czynienia z czarnomagiczną częścią Londynu – grubą linią oddzielił swoje dotychczasowe życie od małżonki. Była zbyt wrażliwa na spotkanie z rzeczywistością, która zrujnowałaby ich wspólne pożycie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie wybaczyłaby mu tych wszystkich kłamstw, którymi ją karmił. Nie pogodziłaby się z faktem, że związała się z człowiekiem balansującym na krawędzi prawa. Dbał, więc aby nigdy nie dowiedziała się prawdy. W domu był kochającym i oddanym mężem, poza nim uważnie doglądał „przedmałżeńskich” interesów. Pierwsze miesiące po ich ślubie śmiało można było nazwać miodowymi, dopiero po dłuższym czasie ich domek z kart zaczął się sypać. Czy można było stworzyć udane małżeństwo na fundamentach z kłamstwa i nieszczerych uczuć? Choć Octavius naprawdę starał aby zapewnić Marlene szczęśliwy związek zaczynało brakować mu cierpliwości i swobody, którą dotychczas cieszył się całe życie. Dość miał zwodzenia żony, jej narzekania i ciągłego dopytywania się kiedy porzuci dotychczasową pracę na rzecz stażu w Św. Mungu, o którym to tak gorliwie mówił jeszcze przed oświadczynami. Ona rozwijała się, wciąż parła do przodu. Jej wpływy w modowym świecie były coraz większe, a nazwisko (panieńskie, którego używała do kreowania marki) stawało się rozpoznawalne. Mąż wieczny-barman nie pasował ani do jej wizerunku ani do pragnień. Chciała kogoś kto mógłby tak jak ona poszczycić się odnoszonymi sukcesami, a on nie wpasowywał się w te ramy. Octavius popełnił znaczący błąd – pewny uczucia, którym darzyła go Malkin sądził, że ich sielanka będzie trwała wiecznie, a przynajmniej tak długo jak jemu było to na rękę. Nie przewidział, że życie pod jednym dachem tak znacząco ograniczy jego swobodę i zacznie kolidować z brudną robotą, którą wciąż odwalał na Nokturnie wmawiając żonie że napływające fundusze biorą się ze znacznych napiwków i premii przydzielanych w pracy. Teraz po kilku miesiącach kłamstw i zwodzenia musiał decydować co dalej, Marlene coraz natarczywiej żądała od niego spełnienia obietnic. Nie w smak mu to było, gorączkowo myślał jak kupić sobie jeszcze trochę czasu. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe. Iluzja, którą roztoczył przed Marlene pękła ukazując prawdziwą twarz Sheridana. Ich niewielkie mieszkanie zamieniło się w pole bitwy; przekleństwa rzucane przez Octaviusa splatały się z tymi wykrzykiwanymi przez Gajusza, zastawa stołowa niejednokrotnie musiała być naprawiana po tym jak uchylał się przed nią i roztrzaskiwała się z hukiem na ścianie, zjadliwe słowa kierowane do siebie nawzajem przez małżonków niejednokrotnie były bardziej bolesne od klątw, a czułe gesty zostały zastąpione przez lodowate spojrzenia. Doszło do tego, że większość nocy spędzał na Nokturnie pijąc i grając w karty, a gdy wracał do domu odkrywał, że nie ma w nim Marlene, która mając serdecznie dosyć jego osoby wynosiła się do swojej kuzynki Gwen. Octavius szczerze nie cierpiał panny Morgan, która od samego początku bezskutecznie ostrzegała Marlę przed jego osobą. Nieobecność żony działała na niego niczym płachta na byka, niecierpliwie czekał na jej powrót umożliwiający rozładowanie na niej szalejącej w nim wściekłości. Malkin nie pozostawała mu dłużna, wyrzucając pewnego dnia wszystkie jego rzeczy z mieszkania i wywrzaskując mu w twarz, by szedł do diabła i nigdy więcej nie pokazywał się jej na oczy. O dziwo, przyjął to nadzwyczaj spokojnie, jakby tylko na to właśnie czekał – był to koniec ich wspólnego życia, mimo że formalnie wciąż pozostawali małżeństwem. Ona pozostała na Pokątnej, on skupił się na Nokturnie. Starali się przy tym aby ich drogi się nie krzyżowały.

Patronus: Nie potrafi wyczarować; z końca różdżki przez kilka sekund wydobywa się rzadka srebrna chmura, która szybko rozpływa się w powietrzu










 
20
0
0
0
5
1
5


Wyposażenie

Różdżka, wozak, 12 pkt statystyk




[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Octavius Sheridan [odnośnik]13.12.15 16:19

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Miał być uzdrowicielem, zapewne najlepszym nie tylko w całym Londynie ale także Anglii, chlubą Świętego Munga. Miał wieść szczęśliwe życie w ukochanym zawodzie. Miał być świetnym przykładem na to, że nawet żyjąc na Nokturnie można osiągnąć więcej. Ale nie wyszło. Zamiast uzdrowiciela został barmanem i dilerem, zamiast chluby szpitala - krętaczem, który z premedytacją wykorzystał kobiecą miłość. Pozostaje tylko pytanie czy los za jego złe uczynki odpowiedział jeszcze przed ich popełnieniem, czy dopiero szykuje się do ostatecznego ciosu?

OSIĄGNIĘCIA
Barman z białym proszkiem
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:20
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:0
Eliksiry:0
Magia lecznicza:5
Czarna magia:1
Sprawność fizyczna:5
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
różdżka, wozak, piersiówka "Bezdna", Antidotum na niepowszechne trucizny
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[[13.12.15] 900 - 720 - 100 - 50 = 30
[28.05.16] Piersiówka "Bezdna" - 50 pkt
[28.06.16] Prezent od Rity

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Octavius Sheridan
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach