Eilis Sykes
Nazwisko matki: Burke
Miejsce zamieszkania: Westminister
Czystość krwi: czysta
Zawód: alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wzrost: 158 cm
Waga: 45 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: blizna na żebrach, zaciskanie dłoni w piąstki
leszczyna, błona druzgotka, 13 cali, giętka
Ravenclaw
nie potrafię wyczarować
skostniałe wszystkie stawy
świeże drewno, kokosanki, likier wiśniowy
opera, eliksiry
żadna
chodzenie do opery, parzenie eliksirów nie tylko tych legalnych (pozdrawiam Wujka i Perseus'a), pieczenie i gotowanie
operowej, klasycznej
Amanda Nosgaard
Piano.
"Muzyka powinna zapalać płomień w sercu mężczyzny i napełniać łzami oczy kobiety." - powtarzał mój ojciec tuż przed pierwszym aktem opery. Kurtyny jeszcze zasłaniały przepiękną scenografię na scenie, a on już uważał, że uczestniczył w jednym z najpiękniejszych wydarzeń w jego życiu. Wtedy dopiero czuł się szczęśliwy, nie ze mną, nie z moją mamą... Adrien Sykes nawet nie zdawał sobie sprawy, ile wyjątkowa blondynka z Burke musiała poświęcić, żeby być z nim. Nie doceniał tego, widział piękno tylko w Operze. Gdy rozsuwała się kurtyna, on nagle zaczynał żyć. Tylko podczas koncertów widziałam jego łzy. Muzyka stała się naszymi słowami, środkiem porozumienia między ojcem a córką. Nie służył mi dobrą radą, nie opowiadał, że chłopcy są źli i powinnam na siebie uważać w Hogwarcie. Podsuwał mi tylko nuty. Opuszką palca uderzał w framugę drzwi, wybijając rytm. I czekał, czekał aż wezmę skrzypce do rąk, i mu zagram. Nie potrafiłam zrozumieć tego rytuału ani dlaczego nuty zastępowały mu rozmowę z córką. Inne dzieci na piąte urodziny dostawali miotły, czekoladki, płyty, bilety na mecze Quidditcha, a ja w pudełku miałam tylko skrzypce. Żył ciągle w blasku sławy swojej siostry, Jocundy Sykes, która jako pierwsza pokonała Atlantyk na miotle. Wszyscy jak słyszeli moje nazwisko, myśleli, że to moja mama i to może tłumaczyłoby, dlaczego zawsze miałam dużo znajomych. Kto nie chciałby poznać Jocundy?
Forte.
Emilia moja mama wiele lat próbowała walczyć o to małżeństwo. Zrezygnowała z ożenku za jakiegoś szlachcica, bo pokochała Adriena. Myślałam, że ich historia miłosna jest po prostu idealna. Burke zgodzili się tylko na to małżeństwo, dzięki wyczynowi ciotki Jocundy. Chociaż mój ojciec nie mógł pochwalić się swoimi arystokratycznymi manierami, Sykes zawsze byli bogatą rodziną i dzięki ciotce zawsze będą mówili o nas w samych superlatywach. Szaleni, odważni, zmieniają dzieje świata... Mama go naprawdę kochała, ale nie potrafili ze sobą rozmawiać. Liczyły się dla niego tylko nuty. Nie grała na żadnym instrumencie, nie rozumiała muzyki, ale znała wiele języków i orientowała się w sztuce. To było za mało... Ojciec często się śmiał, że z kulturą trzeba być zaprzyjaźnionym, bo ona jest wieczna, a człowiek kiedyś przecież umrze. To mama dbała o to, żebym zawsze potrafiła się zachować. Na obiadach u dziadków, którzy bezgranicznie pokochali mojego ojca, zawsze miałam inną sukieneczkę kupioną w domu mody Parkinsonów. I zawsze, naprawdę zawsze grałam dla nich na skrzypcach. Czasami bardzo się wstydziłam, zwłaszcza wtedy, gdy przyjeżdżał mój wujek Anthony Burke i opowiadał o swoich wyprawach. Nie miałam odwagi prosić rodziców o wycieczkę, żeby poznać świat, zobaczyć kiedykolwiek inną operę, inny teatr, inne miasto. Odpowiedzieliby pewnie, że mogę pójść w ślady Jocundy, wziąć starą miotłę i spróbować nie wpaść do oceanu. Jednak nie o to mi chodziło. Wujek Anthony zawsze opowiadał o swoich podróżach jak o swoim skarbie i ja, chociaż nie mogłam nigdy z nim pojechać, za każdym razem gdy zamykałam oczy przed snem, wyobrażałam sobie, że spacerujemy ulicami miasta w Północnej Afryce albo Południowej Europie, a zapachy ulicznej kuchni otulają moje ciało. I pachnę najprawdziwszą laską cynamonu, wanilii, figą zerwaną prosto z drzewa i świeżo startą skórką pomarańczy. Bo ja świat zawsze wyobrażam sobie o słodkim zapachu.
Mezzo forte.
Ravenclaw okazało się moim przekleństwem. Nie wiem, dlaczego Tiara uznała, że to dom idealny dla mnie. Nie lubiłam się uczyć. Ciągle wychodziłam na dwór, nieważne czy upał czy mróz, i grałam w każdej wolnej chwili. Ludzie musieli mnie nienawidzić. Na pewno nie mogli spać przeze mnie po nocach, bo nie rozumiałam terminu "cisza nocna". Dostawałam bardzo często szlabany, nauczyciele nawet nie chcieli słuchać o moich marzeniach. Pragnęłam kiedyś wystąpić na scenę Magicznej Opery i żeby na widowni siedział mój ojciec. A muzyka wyrażałaby więcej niż tysiąc słów... Powiedziałabym jak go nienawidzę za nuty a nie rady, że nie pokazał mi, jak powinnam zachowywać się wśród swoich rówieśników i czy dobrze złamałam komuś nos. Nie był dla mnie ojcem, a nauczycielem muzyki. Nie zwracał uwagi na moje oceny, nie zachęcał w ogóle do nauki. Mama ciągle mi powtarzała, że z wiedzy nikt mnie nie okradnie, a skrzypce powinni być tylko pasją. Ale ja tak bardzo chciałam uznania taty... Każdego lata i na każde święta odwiedzałam Operę. Mając zaledwie 13 lat, dałam swój pierwszy koncert. Struny tak mocno zraniły moje opuszki, że nie mogłam po tym ani grać ani pisać przez tydzień. Ale dałam z siebie wszystko, a tato był najdumniejszym człowiekiem na ziemi.
Mezzo piano.
W czwartej klasie zaczęły się pierwsze schody. Nauczyciele coraz więcej wymagali, a ja nabrałam takiego rozpędu, że dogadywałam z szefem Magicznej Opery swój kontrakt. Oczywiście, nie było to nic wielkiego. Miałam grać na próbach jakieś szczątkowe partie, po nich sprzątać, ale w zamian za to miałabym lekcje z prawdziwym nauczycielem muzyki. Wkręciłam się w to jeszcze mocniej. Chciałam pokazać, że potrafię, że Hogwart to tylko jakiś niepotrzebny przystanek w mojej karierze. Na święta chciałam zaprezentować dziadkom bardzo trudny utwór. Pracowałam na nim już od października. Nasz opiekun domu zwracał mu uwagę, że niedługo czekają mnie SUMY i może zdecydowałabym się na jakiś przedmiot wiodący. Niestety muzyka nie mogła do niego należeć. Coraz częściej musiałam siedzieć w dzień z książkami, a w nocy grać. Wkrótce zaczęłam odczuwać niesamowite bóle stawów palców i nadgarstka. Cały czas tłumaczyłam, że to kwestia przemęczenia. Wyśpię się w sobotę, to na pewno lepiej się poczuje. Jednak nie miałam racji... Im dłużej przeciągałam powiedzenie rodzicom, tym bardziej się źle czułam. Palce przypominały o sobie nieubłaganie, a pielęgniarka ze Skrzydła Szpitalnego zagroziła mi, że jeszcze raz zobaczy mnie ze skrzypcami w nocy, to spali je na oczach całego Hogwartu. Poskarżyłam się mamie w liście, ale prosiła mnie jedynie o rozwagę i rozsądek. Mój występ w święta nie wypadł tak jak myślałam. Próbując trzymać smyczek w dłoni, czułam jak nie mogę zgiąć małego palca, a im dłużej ze sobą walczyłam, tym bardziej mnie bolało. Opuściłam skrzypce na podłogę i pobiegłam do starego pokoju wujka Anthony'ego. A tam płakałam, aż mama nie powiedziała, że czas wrócić do domu. Sylwestra spędziłam nad notatkami, nauczyciel od Eliksirów zadał nam okropnie długie wypracowanie (napisałam 5 rolek!). Do powrotu do szkoły nie byłam w stanie utrzymać smyczka w dłoniach.
Forte fortissimo.
Mama zabrała mi skrzypce i nie pozwoliła ich wziąć do Hogwartu. Uzdrowiciel kazał mi ćwiczyć, zginać i prostować palce, pić eliksiry. Całą listę wysłał naszej szkolnej pielęgniarce, ale ja nawet nie wiedziałam, co mi jest. Czy można przetrenować dłonie? Opiekun domu czekał na nasze deklaracje, często zapraszał mnie na prywatne konsultacje i próbował odkryć, który przedmiot mnie interesuje. Byłam tak zła na mamę, że nie pozwala mi się rozwijać muzycznie! Przechodziłam okres buntu. Coraz częściej obwiniałam świat za swoje palce. Ktoś zabrał mi moją muzykę, m o j ą pasję. Traciłam znajomych, już nawet moja ciotka Jocunda nie miała mi jak pomóc. Tak bardzo nie chciałam chodzić do szkoły. Hogwart stał się dla mnie torturą. Wszyscy cieszyli się nowymi zaklęciami, a ja zastanawiałam się, po co do cholery mi różdżka skoro mam w domu mój ukochany smyczek?
Piano.
Wtedy zaczęłam odkrywać Hogwart. Starałam się chodzić tam, gdzie przebywa najmniej ludzi. Najoczywistszym wyborem były lochy. Każdy nienawidził Ślizgonów, a Ślizgoni nienawidzi każdego. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeden z nich okaże mi jakieś miłosierdzie. Perseus Avery nienawidził jak przeszkadzałam mu się wyciszyć na błoniach. Musiałam grać, nie interesowało mnie zdanie żadnego Ślizgona. Przecież nie wchodziłam ze skrzypcami do jego dormitorium! Błonia były dla wszystkich. Powinien być bardziej wrażliwy na muzykę. Od jakiegoś czasu miał spokój, w zasadzie stałam się dla niego niewidzialna i może to pchnęło go do rozmowy ze mną. Nie wiem, dlaczego powiedziałam mu prawdę. Przedstawiłam mu swój świat, który runął, bo moje palce odwalają jakieś cyrki i niesamowicie bolą. Pokazałam mu swoje dłonie i opowiadałam, że tylko gdy trzymam je zaciśnięte w piąstkę nie bolą tak mocno. Napisanie każdego wypracowania było dla mnie torturą. Dużo rozmawiałam z Perseusem. Nie sądziłam, że złapię tak dobry kontakt ze Ślizgonem. Miałam wrażenie, że nasze światy wcale się tak wiele nie różnią. Chociaż on był szlachcicem, a ja zwykłą czarownicą, która nie doceniała magii, mieliśmy jedną wspólną rzecz: musieliśmy się przekwalifikować. Razem szukaliśmy czegoś, co może stać się dla mnie twórcze i równie kreatywne jak muzyka. Opowiadał mi o każdym przedmiocie, ale tylko jeden wydawał mi się ciekawy. Eliksiry. Dokładnie te eliksiry, na które pisałam kilkurolkowe wypracowania i siedziałam nad nimi całe święta. Uzdrowiciel zabronił mi kategorycznie grać na skrzypcach. Nie wiem, ile nocy przepłakałam. Moja księga eliksirów była cała we łzach, a i tak się uczyłam. Chociaż straciłam cztery lata swojej nauki w Hogwarcie, zaczęłam wszystko nadrabiać. Najbliższe wakacje spędziłam na uzupełnianiu notatek i poszerzeniu swoich wiadomości. Warzyłam eliksiry zlecone przez Perseusa, który sprawdzał ich poprawność. Znów wkręciłam się w coś tak mocno, że stało się to moim życiem. Z SUM'ów dostałam wybitny i wtedy zdecydowałam, że chciałabym być alchemikiem. Moja choroba niestety coraz bardziej postępowała, a ja uparłam się, że mogę wynaleźć na nią eliksir. Rozmawiałam znów z moim Opiekunem Roku, przepraszając za swoje poprzednie zachowania i prosząc o radę, ale także pokierowanie. Nie wiedziałam, od czego miałam zacząć, czy wystarczyło, że byłam dobra z Eliksirów? Wtedy zrozumiałam, dlaczego Tiara dopasowała mnie do Ravenclaw. Mogłam nie spać i nie jeść, jeśli uczyłam się czegoś, co naprawdę lubiłam. Wszyscy zauważyli moją zmianę. Część uczniów prosiła mnie podobnie jak Persueus o zrobienie jakiegoś eliksiru. W końcu zaczęłam brać za to pieniądze albo cukierki. Cieszyłam się cała sobą, że odnalazłam dawną życiową pasję. Wiele razy w ciągu czterech lat podważałam zdanie Tiary. Wydawało mi się, że wcale nie zostałam stworzona do nauki tylko do muzyki. Chciałam zawsze pokazać się z najlepszej strony, ale zrozumiałam, że nigdy nie byłam ciekawa świata poza muzyką. Tato zauważał mnie wtedy, gdy grałam, więc chciałam być najlepsza. Persues zaraził mnie pasją, pokazał, że pomimo grubych podręczników, które ledwo mam siłę trzymać w rękach, jest w nich coś interesującego. Upajałam się zapachem starych książek. Nigdy nie kupowałam nowych, zawsze wypożyczałam je z biblioteki albo brałam te od mamy. Nauka nagle stała się ciekawa. Wcześniej tego nie widziałam, uważałam, że jestem jakimś wyrzutkiem, bo nie chcę mieć wybitnej średniej i nie zaglądałam do notatek. Od połowy czwartej klasy to się zmieniło. Zaczęłam zadawać pytania nauczycielom i chodziłam do nich na dodatkowe zajęcia rozwijające po godzinach. Byłam aktywna w klubie Ślimaka. Nauka stała się czymś dla mnie, bez czego nie potrafiłam żyć. Nawet w wakacje nie chciałam zrezygnować z książek. Stałam się panną mądraliską, ale nie zwracałam innym uwagi, opowiadając, jakimi są bezczelnymi troglodytami, którzy ignorują naukę. Nie, tłumaczyłam im wszystko na spokojnie, bo chciałam tez innym pokazać, że takie Eliksiry też mogą być fajne. Podświadomie stałam się nauczycielem zbłąkanych i pragnęłam każdemu udowodnić, że nauka da się lubić. Tiara się wcale nie myliła. Byłam 100 % Krukonem.
Mezzo piano.
Niektórzy plotkowali, że ktoś rzucił na mnie klątwę przez bezczelne zachowanie cioci Jocundy. Nie dość, że udowodniła wszystkim, że można, to jeszcze skończyła czterdzieści lat bez męża i dzieci. Winili o to głównie mojego ojca, który jako jej brat powinien kategorycznie nakazać jej czarodzieja czystej krwi i zabronić tej kobiecej samodzielności. Klątwa to według mnie tylko plotki. Kto mógłby nienawidzić cioci Jocundy? Dokonała tak wiele! Jednak jeszcze wtedy nie zostałam zdiagnozowana. Często muszę pić paskudne eliksiry rozgrzewające stawy i brać gorące, długie kąpiele. Wtedy ból trochę daje o sobie zapomnieć. Po ukończeniu Hogwartu z najlepszymi ocenami z OWUTEM'ów potrzebnych do zawodu alchemika, zaczęłam coraz częściej odwiedzać swojego Uzdrowiciela z szpitalu Świętego Munga. Bardzo go polubiłam. Wypiliśmy tyle herbat razem! Mówi mi do dziś, że powinnam rzucić palenie. Ale ja... nie potrafię. Skoro w czasach młodości smyczek zajmował moje dłonie, to dlaczego teraz nie może robić tego papieros? Bardzo długo walczyłam o miejsce na stażu w Szpitalu Świętego Munga. Nie chciałam warzyć eliksirów dla Ministerstwa Magii. Pragnęłam odnaleźć lek na moją chorobę, którą dopiero trzy miesiące temu odważył nazwać się mój uzdrowiciel. Dotyk Meduzy. Dwa słowa, które przekreśliły już jedną moją karierę. Nie chciałam stać się posągiem. Pragnęłam zasłynąć z wielkich rzeczy jak moja ciocia Jocunda. Eilis Sykes wynalazca eliksiru na Dotyk Meduzy.
Mezzo forte.
Staż był trudnym momentem dla mnie w życiu. Chociaż utrzymywałam wciąż listowny kontakt z moim motywatorem Perseus'em Avery'm, miałam wiele chwil załamania. Dużo od nas wymagali, cały czas miałam głowę w kociołku i bałam się, że zaniedbam znowu swoich przyjaciół. Czasami miałam po prostu dość. Wujek Anthony wysyłał mi przeróżne, zagraniczne składniki eliksirów, żeby mnie zmotywować. Musiałam aż do tego zrobić specjalną szafę! Nigdy nie sądziłam, że ze strony wujka jak i Perseusa będę miała takie wsparcie... Chociaż nie powiedziałam rodzinie jeszcze o swojej chorobie, wciąż nie poddawałam się i szukałam specjalnego leku. Wierzyłam, że kiedyś mi się uda. Mama zaczęła zwracać mi uwagę na wiek idealny do zamążpójścia. A ja w głowie miałam tylko staż, który skończyłam raptem trzy miesiące temu i zaczęłam pracę w Szpitalu Świętego Munga. Mówiłam, że na miłość przyjdzie czas, ale teraz mam ważniejszą rzecz do zrobienia. Wynalezienie leku, żeby za pięć lat nie stać się idealną, posągową żoną.
Piano pianissimo.
2 | |
0 | |
0 | |
16 | |
5 | |
0 | |
0 |
różdżka (100), kociołek miedziany (300), 8 pkt statystyk (480)
Ostatnio zmieniony przez Eilis Sykes dnia 20.02.16 12:25, w całości zmieniany 5 razy
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
Witamy wśród Morsów
prządką