Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Na pełnym morzu
Strona 39 z 39 • 1 ... 21 ... 37, 38, 39
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Na pełnym morzu
Morze: raz ciche i spokojne, innym razem targają nim rozszalałe fale. To właśnie na nim postanowiono wznieść konstrukcje mogące służyć za boisko Quidditcha. Bardzo nieprofesjonalne, za to dość niebezpieczne, szczególnie dla tych, którzy nie są zawodowymi graczami. Obręcze wbite są na dużą głębokość w grząski grunt pod taflą wody. Ramę boiska stanowią metalowe konstrukcje przypominające trybuny. Nad nimi widnieje ogromna tablica, na której zapisywane są punkty dla poszczególnych drużyn. Całość wygląda niestabilnie i tak jest w rzeczywistości. Na szczęście woda jest głęboka, dlatego upadek w nią nie grozi poważniejszym kontuzjom - w przeciwieństwie do zetknięcia się z murawą. Nieco gorzej przedstawia się odległość boiska od brzegu - ta jest znacząca.
Tak dawno nie wychodziłem z Oazy, że już zdążyłem zapomnieć jak to jest spotykać się ze znajomymi. A już szczególnie z takimi, z którymi nie łączyły mnie żadne traumatycznie przeżycia. Nie pamiętam też kiedy ostatnio chodziłem po kraju jako ja. Ostatnimi czasy zawsze zasłaniałem twarz albo w ogóle całą swoją osobę, byle tylko nie dostać się w łapy skąpego człowieka, łasego na te pięć tysięcy galeonów, które rzekomo jestem wart. Nie wiem czy to dużo czy mało – można by było za te pieniądze wybudować pięć całkiem pokaźnych domów, ale wciąż nie byłem pewny, czy moje życie jest warte właśnie tyle. Czułem się trochę nieswojo, idąc przez Dorset ze swoją twarzą, ale spotkanie z Lavinią miało mi to wszystko zrekompensować. Jej zaraźliwa pogoda ducha szybko wywołała uśmiech na mojej twarzy, tak samo jak ta emocjonalna reakcja na mój widok. Odwzajemniłem uścisk, ciesząc się, że te długie miesiące rozłąki nie wpłynęły na naturalność naszej relacji. W zasadzie czułem się tak, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej tydzień.
– Uplotłaś sieć? No nieźle – złapałem za jej koniec, żeby przyjrzeć się z bliska węzłom. Nie wyglądała na misterną robotę, ale wydawała się wystarczająco wytrzymała, żebyśmy mogli spróbować złowić w nią kilka ryb. – Lavi, nie zapomnij o oddychaniu – zaśmiałem się, kiedy dziewczyna dostała niezrozumiałego słowotoku. – Przepraszam, Thalio. W zasadzie dlaczego właśnie to imię? – Podpytałem, chcąc nadrobić cały ten czas rozłąki, a geneza imienia wydawała mi się najważniejszym pytaniem. Gdybym postanowił przestać być Florianem, przekreśliłbym swoje dotychczasowe życie i stałbym się kimś zupełnie innym. Dlatego zmiana imienia była w moich oczach czymś przełomowym, deklaracją poważnej zmiany. – Nie, niezbyt dobrze znam Oliviera, zdecydowanie bardziej wolę twoją żeńską wersję – odparłem, i pewnie dodałbym coś jeszcze, gdyby nie krzyki dobiegające ze statku. Statek był... ogromny. Czułbym się niepewnie wchodząc nawet na niedużą drewnianą łódkę, co dopiero na coś takiego! Prawdopodobnie trochę zbladłem, choć sam nie miałem pewności czy przez ogrom tej pięknej jednostki pływającej, czy na widok takiej ilości nieznanych ludzi w jednym miejscu. Teoretycznie wspierali Zakon, ale przez swój rozwinięty instynkt samozachowawczy i tak czułem się nieswojo. Wszedłem na pokład za Thalią, witając się oszczędnym skinięciem głowy z tą częścią załogi, która zwróciła na mnie uwagę. – Jest... niesamowita – akurat co do tego nie miałem wątpliwości. Tak wiele czytałem w dzieciństwie o ekscytujących przygodach piratów, że ciężko było wyzbyć się odrobiny tego chłopięcego podekscytowania. Ale tylko odrobiny, bo mimo wszystko to był spory statek, a ja chyba jednak miałem lęk przestrzeni. Lęk wody? I chorobę morską. Chyba jeszcze bardziej zbladłem, kiedy pomagałem Thalii wciągnąć sieć pełną ryb – pewnie dlatego została ostatecznie porwana przez morską toń. – Wciąż ją posiadam, także mów o co chodzi. Masz nawiedzony statek? Wiesz, że w Londynie jest wrak Mary Celeste, na którym trwa niekończący się bal, bo ludzie nie zauważyli, że umarli? Wspaniałe miejsce, musimy się tam kiedyś udać – tym razem ja zacząłem mówić więcej niż przeciętnie, nieświadomie łapiąc się jakiejś drewnianej poręczy, żeby na pewno nie wpaść do wody. Przecież ja nawet nie umiałem pływać, i właśnie dosadnie sobie to uświadomiłem. A potem sobie uświadomiłem, że kurczowo trzymam się tej poręczy, więc jednak ją puściłem, żeby trzymać fason. Zamiast tego zarzuciłem wędkę, bo musiałem zająć czymś myśli i ręce. – Długo pływasz na tym statku? – Kolejne pytanie pada z moich ust, ale jestem pewny, że Thalia nie będzie miała nic przeciwko.
Rzut na sprawność: 33
Rzut na wędkarstwo (+5 szczęście)
– Uplotłaś sieć? No nieźle – złapałem za jej koniec, żeby przyjrzeć się z bliska węzłom. Nie wyglądała na misterną robotę, ale wydawała się wystarczająco wytrzymała, żebyśmy mogli spróbować złowić w nią kilka ryb. – Lavi, nie zapomnij o oddychaniu – zaśmiałem się, kiedy dziewczyna dostała niezrozumiałego słowotoku. – Przepraszam, Thalio. W zasadzie dlaczego właśnie to imię? – Podpytałem, chcąc nadrobić cały ten czas rozłąki, a geneza imienia wydawała mi się najważniejszym pytaniem. Gdybym postanowił przestać być Florianem, przekreśliłbym swoje dotychczasowe życie i stałbym się kimś zupełnie innym. Dlatego zmiana imienia była w moich oczach czymś przełomowym, deklaracją poważnej zmiany. – Nie, niezbyt dobrze znam Oliviera, zdecydowanie bardziej wolę twoją żeńską wersję – odparłem, i pewnie dodałbym coś jeszcze, gdyby nie krzyki dobiegające ze statku. Statek był... ogromny. Czułbym się niepewnie wchodząc nawet na niedużą drewnianą łódkę, co dopiero na coś takiego! Prawdopodobnie trochę zbladłem, choć sam nie miałem pewności czy przez ogrom tej pięknej jednostki pływającej, czy na widok takiej ilości nieznanych ludzi w jednym miejscu. Teoretycznie wspierali Zakon, ale przez swój rozwinięty instynkt samozachowawczy i tak czułem się nieswojo. Wszedłem na pokład za Thalią, witając się oszczędnym skinięciem głowy z tą częścią załogi, która zwróciła na mnie uwagę. – Jest... niesamowita – akurat co do tego nie miałem wątpliwości. Tak wiele czytałem w dzieciństwie o ekscytujących przygodach piratów, że ciężko było wyzbyć się odrobiny tego chłopięcego podekscytowania. Ale tylko odrobiny, bo mimo wszystko to był spory statek, a ja chyba jednak miałem lęk przestrzeni. Lęk wody? I chorobę morską. Chyba jeszcze bardziej zbladłem, kiedy pomagałem Thalii wciągnąć sieć pełną ryb – pewnie dlatego została ostatecznie porwana przez morską toń. – Wciąż ją posiadam, także mów o co chodzi. Masz nawiedzony statek? Wiesz, że w Londynie jest wrak Mary Celeste, na którym trwa niekończący się bal, bo ludzie nie zauważyli, że umarli? Wspaniałe miejsce, musimy się tam kiedyś udać – tym razem ja zacząłem mówić więcej niż przeciętnie, nieświadomie łapiąc się jakiejś drewnianej poręczy, żeby na pewno nie wpaść do wody. Przecież ja nawet nie umiałem pływać, i właśnie dosadnie sobie to uświadomiłem. A potem sobie uświadomiłem, że kurczowo trzymam się tej poręczy, więc jednak ją puściłem, żeby trzymać fason. Zamiast tego zarzuciłem wędkę, bo musiałem zająć czymś myśli i ręce. – Długo pływasz na tym statku? – Kolejne pytanie pada z moich ust, ale jestem pewny, że Thalia nie będzie miała nic przeciwko.
Rzut na sprawność: 33
Rzut na wędkarstwo (+5 szczęście)
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
W przeciwieństwie do Floreana, ona była ciągle w ruchy. Kolejne miejsce, kolejna podróż, następne spotkanie pod inną twarzą, oglądanie się przez ramię, czy nikt nie zauważa przemiany. Miała w tym względzie o wiele lepiej niż Fortescue, mogąc trafić na afisze pod cudzym nazwiskiem i obcą twarzą. Wiedziała jednak inną prawdę - była przestępcą dłużej od niego i pozostanie nim nawet wtedy, kiedy wojenna zawierucha opadnie i zwycięzcami okazałby się rząd Harolda Longbottoma. Nie sądziła, aby przez współpracę z rządem miała jakąkolwiek taryfę ulgową, zakładając jak najgorsze, dlatego nie mogła się łudzić, że być może przyjdzie jej zniknąć bez pożegnania. Znowu.
Floreana by jednak nie wydała za żadne pieniądze, nie ważne, ile dworków by sobie mogła za to kupić. Nawet kiedy wydawała się złośliwa, przekomarzająca czy pyskata, nawet jeżeli siedziała po uszy w nielegalnych interesach, miała swoje priorytety a byli nim ludzie. Dla niech zrobiłaby o wiele więcej niż dla samej siebie, a teraz robiła dla Florka wszystko, co mogła - zabierała go na chwilę na morze, aby chociaż w jeden dzień mógł wyrwać się i zobaczyć nieco świata.
Ucieszyła się na ten uścisk, widząc że przynajmniej część jego dawnego ja jakoś pozostała, samej też zaraz wyprostowując się z dumą, kiedy pochwalił jej dzieło. Może i nie była najpiękniejsza, ale hej, lata praktyki w wiązaniu węzłów przynajmniej się na coś przydały.
- Ja zawsze pamiętam o oddychaniu, ty nawet nie wiesz, ile ja w stanie jestem powiedzieć na jednym oddechu! Albo wiesz, bo przecież tyle ze sobą lat spędziliśmy w szkole, że pewnie wciąż słyszysz jak się przewracam ściągając na ziemię tego Ślizgona. A, no, ale jemu to się należało, żeby nie było. - Potarła się po bliźnie w kąciku ust, tej, której Florek widzieć jeszcze nie widział. Na pytanie o imię przechyliła lekko głowę, wzruszając ramionami. Nie była to wielka tajemnica, w zasadzie to żadna, dlatego nie widziała problemów, aby się nią podzielić - inna kwestia, że zawsze się zastanawiała, czy nie psuje przez to atmosfery wchodząc na smutne tony i skupiając się na tym, co nieciekawe. Tak w końcu widziała swoje dzieciństwo. - Nie wiem, tak wiesz, spodobało mi się. Wcześniej, znaczy przed pójściem do szkoły, to mówili do nas numerami zamiast imienia, więc byłam G28, nawet jeżeli wiedziałam, że moja mama dała na kartce imię. Ale go nie używali, nawet jak się kłóciłam. A potem byłam Lavinią. Tylko Lavinia to ktoś, kto nie miał wpływu na swoje życie. Thalia ma. A imię...było ładne. To wzięłam. Podobno to była jakaś nadobna dama, ale po arabsku chyba to znaczy "oddanie". I brzmienie ma też ładne...chyba, nie podoba ci się?
Nie, żeby miała się wielce przejąć, gdyby nagle okazało się, że Floreanowi się nie podoba, ale...miło by było, gdyby mu się jednak spodobało.
- Dziękuje, też wolę bardziej Thalię niż Oliviera. - Skomentowała to krótko bo i czas na wejście na pokład właśnie się okazał. Nie zwlekając, zebrała się wraz ze swoim towarzyszem, w przeciwieństwie do niego usilnie ignorując wszystkich dookoła i przechodząc w stronę miejsca gdzie mogła zaczepić sieć.
- Zgadzam się. Żałuję, że takie piękno nie jest bardziej widoczne, ale w tej linii zawodowej, przy obecnej sytuacji, to może to i lepiej. A jak masz rzygać to rzygaj, nie ma co tego trzymać w żołądku. - Przechyliła lekko głowę, skupiając się już na łowieniu, śmiejąc się jedynie kiedy zobaczyła, jak sieć wpada do wody. Powinna żałować tego bardziej i w sumie żałowała, bo oddałaby część przynajmniej Floreanowi, sądziła jednak, że mając wędkę na pewno zdoła coś jeszcze złapać.
- Jedenaście lat...Od dwóch...cóż, trzech w tym roku jako ja. wcześniej jako Olivier. - Wiedział o jej darze metamorfomagii i jej narwaniu, więc chyba nie powinno go dziwić, że zdobyła się na coś takiego. Łatwiej jej było odpowiedzieć na to pytanie, niż na to wcześniejsze. Skupiała się teraz na tym, jak zarzucił wędkę, sadzając się do niego bokiem, tak by mogła spokojnie zerkać, ale ewentualnie odwrócić też twarz.
- Wiesz, że z tobą to pójdę nawet na koncert gumochłonów. Ale nie o to pytam, statek...to w sumie tak? Nie? Nie wiem? Spotkałeś się kiedyś z sytuacją, aby jedna osoba widziała duchy, inni nie, a te duchy to nie przypominały takich w Hogwarcie?
Floreana by jednak nie wydała za żadne pieniądze, nie ważne, ile dworków by sobie mogła za to kupić. Nawet kiedy wydawała się złośliwa, przekomarzająca czy pyskata, nawet jeżeli siedziała po uszy w nielegalnych interesach, miała swoje priorytety a byli nim ludzie. Dla niech zrobiłaby o wiele więcej niż dla samej siebie, a teraz robiła dla Florka wszystko, co mogła - zabierała go na chwilę na morze, aby chociaż w jeden dzień mógł wyrwać się i zobaczyć nieco świata.
Ucieszyła się na ten uścisk, widząc że przynajmniej część jego dawnego ja jakoś pozostała, samej też zaraz wyprostowując się z dumą, kiedy pochwalił jej dzieło. Może i nie była najpiękniejsza, ale hej, lata praktyki w wiązaniu węzłów przynajmniej się na coś przydały.
- Ja zawsze pamiętam o oddychaniu, ty nawet nie wiesz, ile ja w stanie jestem powiedzieć na jednym oddechu! Albo wiesz, bo przecież tyle ze sobą lat spędziliśmy w szkole, że pewnie wciąż słyszysz jak się przewracam ściągając na ziemię tego Ślizgona. A, no, ale jemu to się należało, żeby nie było. - Potarła się po bliźnie w kąciku ust, tej, której Florek widzieć jeszcze nie widział. Na pytanie o imię przechyliła lekko głowę, wzruszając ramionami. Nie była to wielka tajemnica, w zasadzie to żadna, dlatego nie widziała problemów, aby się nią podzielić - inna kwestia, że zawsze się zastanawiała, czy nie psuje przez to atmosfery wchodząc na smutne tony i skupiając się na tym, co nieciekawe. Tak w końcu widziała swoje dzieciństwo. - Nie wiem, tak wiesz, spodobało mi się. Wcześniej, znaczy przed pójściem do szkoły, to mówili do nas numerami zamiast imienia, więc byłam G28, nawet jeżeli wiedziałam, że moja mama dała na kartce imię. Ale go nie używali, nawet jak się kłóciłam. A potem byłam Lavinią. Tylko Lavinia to ktoś, kto nie miał wpływu na swoje życie. Thalia ma. A imię...było ładne. To wzięłam. Podobno to była jakaś nadobna dama, ale po arabsku chyba to znaczy "oddanie". I brzmienie ma też ładne...chyba, nie podoba ci się?
Nie, żeby miała się wielce przejąć, gdyby nagle okazało się, że Floreanowi się nie podoba, ale...miło by było, gdyby mu się jednak spodobało.
- Dziękuje, też wolę bardziej Thalię niż Oliviera. - Skomentowała to krótko bo i czas na wejście na pokład właśnie się okazał. Nie zwlekając, zebrała się wraz ze swoim towarzyszem, w przeciwieństwie do niego usilnie ignorując wszystkich dookoła i przechodząc w stronę miejsca gdzie mogła zaczepić sieć.
- Zgadzam się. Żałuję, że takie piękno nie jest bardziej widoczne, ale w tej linii zawodowej, przy obecnej sytuacji, to może to i lepiej. A jak masz rzygać to rzygaj, nie ma co tego trzymać w żołądku. - Przechyliła lekko głowę, skupiając się już na łowieniu, śmiejąc się jedynie kiedy zobaczyła, jak sieć wpada do wody. Powinna żałować tego bardziej i w sumie żałowała, bo oddałaby część przynajmniej Floreanowi, sądziła jednak, że mając wędkę na pewno zdoła coś jeszcze złapać.
- Jedenaście lat...Od dwóch...cóż, trzech w tym roku jako ja. wcześniej jako Olivier. - Wiedział o jej darze metamorfomagii i jej narwaniu, więc chyba nie powinno go dziwić, że zdobyła się na coś takiego. Łatwiej jej było odpowiedzieć na to pytanie, niż na to wcześniejsze. Skupiała się teraz na tym, jak zarzucił wędkę, sadzając się do niego bokiem, tak by mogła spokojnie zerkać, ale ewentualnie odwrócić też twarz.
- Wiesz, że z tobą to pójdę nawet na koncert gumochłonów. Ale nie o to pytam, statek...to w sumie tak? Nie? Nie wiem? Spotkałeś się kiedyś z sytuacją, aby jedna osoba widziała duchy, inni nie, a te duchy to nie przypominały takich w Hogwarcie?
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Hogwart! Czasem mam wrażenie, że chodziłem do szkoły w poprzednim życiu. Wszystko wyglądało wtedy inaczej. Rodzice jeszcze żyli, a każde wolne chwile spędzałem w naszym domu na przedmieściach Londynu. Od śmierci rodziców minęło już ponad dziesięć lat, od sprzedaży domu niewiele mniej: zdążyłem już kilkukrotnie zmienić pracę, przebranżowić się, przeprowadzić, walczyć na wojnie – naprawdę stałem się innym człowiekiem, choć usilnie próbowałem sobie udowodnić, że wcale nie.
– Ten Ślizgon – powtórzyłem rozbawiony. – Nawet nie pamiętam jak się nazywał, ale wiem o kogo chodzi – to był ten typ człowieka, którego miałem nigdy nie zapomnieć, choć tak naprawdę nie odznaczył się w moim życiu niczym szczególnym.
Opowiadała historię, która stała za jej nowym imieniem, jakby nie było to nic szczególnego. Ja jednak nie mogłem zrozumieć jak można pozbawiać dziecko (czy kogokolwiek, tak naprawdę) własnego imienia i zastępować je numerem. To brzmiało na tyle strasznie, że już w głowie zarysowała mi się wizja tego miejsca: chłodnego, nieprzyjemnego, pozbawionego empatycznych wychowawców, zdecydowanie niebędącego odpowiednim miejscem do spędzania dzieciństwa. Powinienem być bardziej wdzięczny losowi, że przez pierwsze lata życia byłem otoczony miłością, zamiast skupiać się na tym, jak brutalnie mi ją później odebrano. – Podoba – odparłem, wzruszając lekko ramionami. – To też imię greckiej muzy – dodałem, uśmiechając się figlarnie; ciekawe, czy o tym też wiedziała. Wolałbym więcej czasu spędzić na pomoście i pogrążyć się w dalszej rozmowie zamiast wchodzić na pokład, dość szybko poczułem się na nim niekomfortowo.
- Gdzie...? Tak... Za burtę? - Mruknąłem pod nosem, bo wstydziłem się zadać to pytanie głośniej. Nie chciałem podpaść tym wszystkim marynarzom, którzy krążyli w pobliżu. Dlatego też nie zamierzałem wymiotować, choćbym miał całą podróż spędzić w pozycji embrionalnej gdzieś pomiędzy beczkami, ale... Nie zaszkodzi się upewnić. Tak na wszelki wypadek. Jednocześnie mocniej zaciskam dłonie na wędce, jakby to była moja lina ratunkowa. I właśnie w tym momencie czuję jak coś zaczyna brać. – Już? – Mówię zaskoczony, walcząc przez chwilę z rybą, aż w końcu wydobywam na powierzchnię... Sam nie wiem. Zdejmuję ją z haczyka, przyglądam się z bliska. – Łosoś? – Zgaduję, zerkając na Thalię. Wtedy czuję na swoim ramieniu silne uderzenie, a w uszach donośny śmiech. – Makrela, chłopie – uśmiecham się niepewnie, no tak, makrela. Parskam śmiechem. – Widzisz, wędkarz jest ze mnie przeciętny – kwituję, spoglądając jeszcze raz na makrelę, która usilnie próbuje wziąć głęboki wdech, ale bez wody nie jest w stanie. Po chwili decyduję się wypuścić ją z powrotem za burtę, przecież nie będę jej teraz trzymać przez najbliższe godziny. Poza tym nie czuję się najlepiej. Mam nadzieję, że uda mi się coś złowić w Oazie. Odsuwam się nieco od burty, odkładając wędkę na drewniany pokład. – Duchy potrafią przemknąć niezauważone. Jeżeli już ktoś je widzi, to zazwyczaj dlatego, że duch sam tego chce. Także tak, może widzieć je tylko jedna osoba – zaczynam, choć jeszcze nie wiem do czego Thalia dąży. – A w jakim sensie nie przypominały? – Dopytuję, spoglądając na nią podejrzliwie, bo opowiedziana przez nią sytuacja brzmiała dość niecodziennie.
Łowię makrelę
– Ten Ślizgon – powtórzyłem rozbawiony. – Nawet nie pamiętam jak się nazywał, ale wiem o kogo chodzi – to był ten typ człowieka, którego miałem nigdy nie zapomnieć, choć tak naprawdę nie odznaczył się w moim życiu niczym szczególnym.
Opowiadała historię, która stała za jej nowym imieniem, jakby nie było to nic szczególnego. Ja jednak nie mogłem zrozumieć jak można pozbawiać dziecko (czy kogokolwiek, tak naprawdę) własnego imienia i zastępować je numerem. To brzmiało na tyle strasznie, że już w głowie zarysowała mi się wizja tego miejsca: chłodnego, nieprzyjemnego, pozbawionego empatycznych wychowawców, zdecydowanie niebędącego odpowiednim miejscem do spędzania dzieciństwa. Powinienem być bardziej wdzięczny losowi, że przez pierwsze lata życia byłem otoczony miłością, zamiast skupiać się na tym, jak brutalnie mi ją później odebrano. – Podoba – odparłem, wzruszając lekko ramionami. – To też imię greckiej muzy – dodałem, uśmiechając się figlarnie; ciekawe, czy o tym też wiedziała. Wolałbym więcej czasu spędzić na pomoście i pogrążyć się w dalszej rozmowie zamiast wchodzić na pokład, dość szybko poczułem się na nim niekomfortowo.
- Gdzie...? Tak... Za burtę? - Mruknąłem pod nosem, bo wstydziłem się zadać to pytanie głośniej. Nie chciałem podpaść tym wszystkim marynarzom, którzy krążyli w pobliżu. Dlatego też nie zamierzałem wymiotować, choćbym miał całą podróż spędzić w pozycji embrionalnej gdzieś pomiędzy beczkami, ale... Nie zaszkodzi się upewnić. Tak na wszelki wypadek. Jednocześnie mocniej zaciskam dłonie na wędce, jakby to była moja lina ratunkowa. I właśnie w tym momencie czuję jak coś zaczyna brać. – Już? – Mówię zaskoczony, walcząc przez chwilę z rybą, aż w końcu wydobywam na powierzchnię... Sam nie wiem. Zdejmuję ją z haczyka, przyglądam się z bliska. – Łosoś? – Zgaduję, zerkając na Thalię. Wtedy czuję na swoim ramieniu silne uderzenie, a w uszach donośny śmiech. – Makrela, chłopie – uśmiecham się niepewnie, no tak, makrela. Parskam śmiechem. – Widzisz, wędkarz jest ze mnie przeciętny – kwituję, spoglądając jeszcze raz na makrelę, która usilnie próbuje wziąć głęboki wdech, ale bez wody nie jest w stanie. Po chwili decyduję się wypuścić ją z powrotem za burtę, przecież nie będę jej teraz trzymać przez najbliższe godziny. Poza tym nie czuję się najlepiej. Mam nadzieję, że uda mi się coś złowić w Oazie. Odsuwam się nieco od burty, odkładając wędkę na drewniany pokład. – Duchy potrafią przemknąć niezauważone. Jeżeli już ktoś je widzi, to zazwyczaj dlatego, że duch sam tego chce. Także tak, może widzieć je tylko jedna osoba – zaczynam, choć jeszcze nie wiem do czego Thalia dąży. – A w jakim sensie nie przypominały? – Dopytuję, spoglądając na nią podejrzliwie, bo opowiedziana przez nią sytuacja brzmiała dość niecodziennie.
Łowię makrelę
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystko wydawało się dziać w innym, mniej męczącym ale bardziej odległym życiu, tak jakby nawet teraz wszystkie jego ślady się zacierały. Mimo wszystko, czy w ogóle jej jakkolwiek wypadało mówić o normalności? Z jednej strony nie pływała nawet jako mężczyzna przez większość swojego czasu poza Anglią, z drugiej strony, w takich chwilach jak teraz była dość uprzywilejowana, zwłaszcza względem jej towarzysza – nie musiała unikać ludzi chcących złapać nagrodę za jej głowę, a metamorfomagia sprawiała, że nawet to nie byłoby problemem.
- W sumie szkoda, że to aż tak się wryło pamięć, ale pamiętaj, że w razie czego, jestem tutaj aby bić kogoś jak ty nie chcesz. – Przechyliła lekko głową, posyłając mu tym razem zdawkowany uśmiech. Chciała bronić, ale wciąż nie była w tym wystarczająco dobra.
Żyła wciąż w niej gorycz, złość i niechęć, ale co to dawało? Nikt nie rozumiał sytuacji, współczucia nie chciała, a niechęć w niej buzowała ciągle, tylko nie było na kogo ją kierować. Co więc miała robić poza przejściem nad tym do życia codziennego? Nie była wyjątkiem i taką codzienność miało tak wiele dzieci…tylko, że niestety, praktycznie nikt z jej późniejszego otoczenia.
- Rzymska księżniczka, grecka muza…nie ma co, celuję jak widać w ciekawe imiona. Thalia mi się po prostu podobało. Krótkie. Szybkie. Nie trzeba się męczyć. A od czego to muza i w sumie co ona robi i jaka była? – Skoro już wyciągał jakieś ciekawe fakty, to przynajmniej mógł to rozwinąć, nie trzyma się tak ludzi w niepewności. – A Florean? Kto to miał za imię? – No właśnie, swoim też się mógł pochwalić. Uważała to za całkiem miłe, że o czymś umie odpowiedzieć, ale jednocześnie frustrowała się że nie wie.
- No chyba nie na pokład! – Niemal obruszyła się, gdy zapytał ją o to, gdzie powinien zwrócić zawartość żołądka, nawet nie wpadając, że po prostu Florean pyta o to, co dla niego nie było naturalne. Nie, żeby częste wymioty były dla kogoś zdrowego czymś codziennym, po prostu chyba raczej nieczęsto bywał na statkach. Dopiero po chwili rozluźniła się, porzucając wizję sprzątania zaklęciem, ostatecznie mając wrażenie że i tak nie miałoby to znaczenia, a jej porywczość jak zawsze tylko psuła jej dzień. Jej i innym.
Przysiadła niedaleko Floreana, przyglądając się jego postawie, ostatecznie jednak parskając lekko kiedy dostrzegła jego postawę. Podnosząc się z miejsca, złapała razem z nim za wędkę, delikatnie poprawiając jego chwyt na wędce, na walce z rybą obserwując go jednak i dając mu chwilę samotnej walki – w końcu nie było nic większego od dumy z samodzielnie złowionej ryby. Jej już nie robiło to różnicy, może gdyby dostała wędkę, inaczej by się na to zapatrywała, ale przeważnie…łapanie w siec, patroszenie, sprzedaż, to było dla niej bardziej instynktowne.
- Wyrobisz się. Jakbym miała kogoś oceniać za niewiedzę, to musiałabym pogonić siebie w Hogwarcie! – Wywróciła jeszcze oczyma, na nowo siadając gdzieś, gdzie mogła swobodnie kołysać ciałem na jedną i drugą stronę. Czy też w sumie raczej nie musiała sama, bo wystarczyło, że robił to za nią statek. Słuchała w międzyczasie uważnie, co na temat duchów do powiedzenia miał Fortescue, wzdrygając się wewnętrznie kiedy wspomniała swój sen. Pamięć o tym, jak bezradna czuła się i jakim zażenowaniem było pozostanie na ziemi, tylko dlatego, że wiązało cię dużo głupich sekretów…niezręcznie jej było i chyba wolałaby nie pamiętać, o czym śniła.
- Hm, bo wiesz, jakby były takie, że wyglądają jak normalne duchy, ale się nie komunikowały ani nic? – Krążyła dookoła tematu jak żyłka dookoła szpuli, nie chciała jednak się zdradzać. Nie przypuszczała aby Florean przestał o niej myśleć, gdyby się dowiedział ale…nie znaczyło to, że mówiło się o tym swobodnie.
- W sumie szkoda, że to aż tak się wryło pamięć, ale pamiętaj, że w razie czego, jestem tutaj aby bić kogoś jak ty nie chcesz. – Przechyliła lekko głową, posyłając mu tym razem zdawkowany uśmiech. Chciała bronić, ale wciąż nie była w tym wystarczająco dobra.
Żyła wciąż w niej gorycz, złość i niechęć, ale co to dawało? Nikt nie rozumiał sytuacji, współczucia nie chciała, a niechęć w niej buzowała ciągle, tylko nie było na kogo ją kierować. Co więc miała robić poza przejściem nad tym do życia codziennego? Nie była wyjątkiem i taką codzienność miało tak wiele dzieci…tylko, że niestety, praktycznie nikt z jej późniejszego otoczenia.
- Rzymska księżniczka, grecka muza…nie ma co, celuję jak widać w ciekawe imiona. Thalia mi się po prostu podobało. Krótkie. Szybkie. Nie trzeba się męczyć. A od czego to muza i w sumie co ona robi i jaka była? – Skoro już wyciągał jakieś ciekawe fakty, to przynajmniej mógł to rozwinąć, nie trzyma się tak ludzi w niepewności. – A Florean? Kto to miał za imię? – No właśnie, swoim też się mógł pochwalić. Uważała to za całkiem miłe, że o czymś umie odpowiedzieć, ale jednocześnie frustrowała się że nie wie.
- No chyba nie na pokład! – Niemal obruszyła się, gdy zapytał ją o to, gdzie powinien zwrócić zawartość żołądka, nawet nie wpadając, że po prostu Florean pyta o to, co dla niego nie było naturalne. Nie, żeby częste wymioty były dla kogoś zdrowego czymś codziennym, po prostu chyba raczej nieczęsto bywał na statkach. Dopiero po chwili rozluźniła się, porzucając wizję sprzątania zaklęciem, ostatecznie mając wrażenie że i tak nie miałoby to znaczenia, a jej porywczość jak zawsze tylko psuła jej dzień. Jej i innym.
Przysiadła niedaleko Floreana, przyglądając się jego postawie, ostatecznie jednak parskając lekko kiedy dostrzegła jego postawę. Podnosząc się z miejsca, złapała razem z nim za wędkę, delikatnie poprawiając jego chwyt na wędce, na walce z rybą obserwując go jednak i dając mu chwilę samotnej walki – w końcu nie było nic większego od dumy z samodzielnie złowionej ryby. Jej już nie robiło to różnicy, może gdyby dostała wędkę, inaczej by się na to zapatrywała, ale przeważnie…łapanie w siec, patroszenie, sprzedaż, to było dla niej bardziej instynktowne.
- Wyrobisz się. Jakbym miała kogoś oceniać za niewiedzę, to musiałabym pogonić siebie w Hogwarcie! – Wywróciła jeszcze oczyma, na nowo siadając gdzieś, gdzie mogła swobodnie kołysać ciałem na jedną i drugą stronę. Czy też w sumie raczej nie musiała sama, bo wystarczyło, że robił to za nią statek. Słuchała w międzyczasie uważnie, co na temat duchów do powiedzenia miał Fortescue, wzdrygając się wewnętrznie kiedy wspomniała swój sen. Pamięć o tym, jak bezradna czuła się i jakim zażenowaniem było pozostanie na ziemi, tylko dlatego, że wiązało cię dużo głupich sekretów…niezręcznie jej było i chyba wolałaby nie pamiętać, o czym śniła.
- Hm, bo wiesz, jakby były takie, że wyglądają jak normalne duchy, ale się nie komunikowały ani nic? – Krążyła dookoła tematu jak żyłka dookoła szpuli, nie chciała jednak się zdradzać. Nie przypuszczała aby Florean przestał o niej myśleć, gdyby się dowiedział ale…nie znaczyło to, że mówiło się o tym swobodnie.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie będę ukrywał, wiele bym dał za dar metamorfomagii. Tak bardzo ułatwiłby mi życie. Nie musiałbym ciągle siedzieć w Oazie, ani bać się o własne życie za każdym razem, kiedy wyściubiam nos poza jej granice. Nie czułbym ciągle tego podskórnego strachu, który nie opuszczał mnie nawet teraz, choć przecież ufałem Thalii. Nie mogłem jednak w pełni zaufać jej załodze, pełnej nieznajomych twarzy, wśród których przecież mogła się znaleźć jedna łasa na te pięć tysięcy galeonów (pięć tysięcy!), które za mnie oferowali. Mógłbym dowolnie zmienić twarz i wtopić się w tłum. Marzenie.
– To była muza komedii, patronka rozkwitającej roślinności i uosobienie kobiecego wdzięku – być może opowiedziałbym o tym coś więcej i lepiej wykorzystałbym ten ciekawy fakt, żeby zabłysnąć przed Thalią wiedzą, ale coraz bardziej upewniałem się w przekonaniu, że mam chorobę morską. Nie mogłem się wychylić poza burtę, żeby obejrzeć w wodzie swoje odbicie, ale wręcz czułem, że zbladłem. Odsunięcie się od burty na niewiele się zdało, bo gdziekolwiek nie spojrzałem, tam widziałem wodę. I ciągle, ciągle bujało. – Florian... – zacząłem, ostatecznie spuszczając wzrok na drewniany pokład. – Prześladowany męczennik – odparłem w skrócie, i dopiero teraz do mnie dotarło, jak okrutnie przewrotny jest los. Bo czy bardzo się różniłem od prześladowanego męczennika, poza tym, że jeszcze żyłem? – Według mugoli ugasił całą wioskę jednym wiatrem wody, ale pewnie korzystał z balneo – wzruszyłem ramionami, unosząc na moment wzrok na Thalię. Jak ona mogła wytrzymać pół życia w takich warunkach? Kiedy świat ciągle się buja, nic nigdy nie jest równe, nie da się wyjść na dłuższy spacer. – Wybacz, ale zrobię to tam, gdzie zdążę. Postaram się jednak za burtę – wytłumaczyłem w żartobliwym tonie, choć to wcale nie był żart. Wziąłem głębszy wdech i zmusiłem się jeszcze na wyłowienie ryby z morskiej toni. – Hej, nie robię tego pierwszy raz – obruszyłem się, kiedy zaczęła bezceremonialnie poprawiać mój uchwyt na wędce, jakby było to coś trudnego, ale po jej poprawkach faktycznie całe osprzętowanie wydało się lżejsze. Kosztowało mnie to jednak sporo wysiłku, dlatego dałem sobie spokój po tej jednej makreli.
– Nie każdy duch się komunikuje z żywymi, wszystko zależy od jego widzimisię – zauważyłem, w zasadzie ciesząc się, że zeszliśmy na ten temat. Łatwiej było mi się na nim skupić. – Ale widzisz te duchy tylko na statku czy gdzie indziej też? Widzisz je tylko ty, tak? Nikt więcej z załogi? – Podpytałem, bo Thalia krążyła wokół tematu, a ja potrzebowałem więcej informacji, żeby jej pomóc. – Mogę spróbować z nimi porozmawiać – dodałem, odgarniając z oczu przydługie kosmyki włosów, rozwiewane przez wiatr.
– To była muza komedii, patronka rozkwitającej roślinności i uosobienie kobiecego wdzięku – być może opowiedziałbym o tym coś więcej i lepiej wykorzystałbym ten ciekawy fakt, żeby zabłysnąć przed Thalią wiedzą, ale coraz bardziej upewniałem się w przekonaniu, że mam chorobę morską. Nie mogłem się wychylić poza burtę, żeby obejrzeć w wodzie swoje odbicie, ale wręcz czułem, że zbladłem. Odsunięcie się od burty na niewiele się zdało, bo gdziekolwiek nie spojrzałem, tam widziałem wodę. I ciągle, ciągle bujało. – Florian... – zacząłem, ostatecznie spuszczając wzrok na drewniany pokład. – Prześladowany męczennik – odparłem w skrócie, i dopiero teraz do mnie dotarło, jak okrutnie przewrotny jest los. Bo czy bardzo się różniłem od prześladowanego męczennika, poza tym, że jeszcze żyłem? – Według mugoli ugasił całą wioskę jednym wiatrem wody, ale pewnie korzystał z balneo – wzruszyłem ramionami, unosząc na moment wzrok na Thalię. Jak ona mogła wytrzymać pół życia w takich warunkach? Kiedy świat ciągle się buja, nic nigdy nie jest równe, nie da się wyjść na dłuższy spacer. – Wybacz, ale zrobię to tam, gdzie zdążę. Postaram się jednak za burtę – wytłumaczyłem w żartobliwym tonie, choć to wcale nie był żart. Wziąłem głębszy wdech i zmusiłem się jeszcze na wyłowienie ryby z morskiej toni. – Hej, nie robię tego pierwszy raz – obruszyłem się, kiedy zaczęła bezceremonialnie poprawiać mój uchwyt na wędce, jakby było to coś trudnego, ale po jej poprawkach faktycznie całe osprzętowanie wydało się lżejsze. Kosztowało mnie to jednak sporo wysiłku, dlatego dałem sobie spokój po tej jednej makreli.
– Nie każdy duch się komunikuje z żywymi, wszystko zależy od jego widzimisię – zauważyłem, w zasadzie ciesząc się, że zeszliśmy na ten temat. Łatwiej było mi się na nim skupić. – Ale widzisz te duchy tylko na statku czy gdzie indziej też? Widzisz je tylko ty, tak? Nikt więcej z załogi? – Podpytałem, bo Thalia krążyła wokół tematu, a ja potrzebowałem więcej informacji, żeby jej pomóc. – Mogę spróbować z nimi porozmawiać – dodałem, odgarniając z oczu przydługie kosmyki włosów, rozwiewane przez wiatr.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Metamorfomagia przez wiele osób postrzegana była jako magiczne rozwiązanie, które dawało wielkie wybawienie, ale nikt nie patrzył na to, jakie niosła za sobą konsekwencje. A było ich wcale niemało, bo wystarczyło zacząć od faktu, że nieudolna przemiana mogła spowodować obrażenia, po czym przejść do faktu zagubienia siebie. To drugie wiele osób mogłoby pominąć, prawda jednak była taka, że dla niej był to problem. Zasługi i pochwały, podziękowania, ba, to na co po prostu pracowała sama z siebie przez osiem lat – to wszystko zniknęło jednego dnia, bo nie miała po prostu tego, co mężczyźni i nie płodziła bękartów sypiając na lewo i prawo.
Słuchając o muzie, o której opowiadał Florek, wywróciła lekko oczyma, kręcąc lekko głową. Wyglądała jednak bardziej na zasmuconą niż zdenerwowaną, spoglądając jeszcze na swojego towarzysza zanim potrząsnęła lekko głową.
- Cóż, obawiam się, że trochę się z nią mijam jeżeli o to chodzi. Ani we mnie kobiecego wdzięku, ani komedii, ani też z roślinami nie spędzam czasu, a z artystycznych przymiotów mogę mówić jedynie o szantach oraz dniach, kiedy uczyłam się tańczyć na Bliskim Wschodzie. Widziałeś kiedyś tańce orientalne, w odpowiednim stroju? – Nie wiedziała w sumie, gdzie poszukiwania historii zawiodły Floreana, dlatego w sumie z ciekawością rzuciła mu teraz spojrzenie. – Jeżeli nie, możesz sobie wyobrazić mnie w odsłaniającej kostki półprzezroczystej spódnicy oraz krótkiej bluzce, kończącej się za biustem, bransoletami na nadgarstkach i kostkach.
Naprawdę nie wiedziała, czy wiedział co miała na myśli, ale oczywiście wszystko dotyczyło tego co ona mogła zrobić. Miała też nadzieję, że nie przestraszy go tymi wyobrażeniami, bo uciec nie bardzo miał gdzie, a wyławiać go z wody naprawdę nie chciała. Spojrzała jeszcze raz na niego, tym razem z lekkim współczuciem i wyciągnęła dłoń, ściskając go za rękę aby jednak dodać mu jakoś otuchy. Nie musiał myśleć o takich przykrych sprawach, nie teraz.
- Weź, zlituj się aby mi oszczędzić sprzątania, błagam. – Potrząsnęła jeszcze lekko głową, a przynajmniej zanim nie rozejrzała się dookoła, starając się znaleźć miejsce, gdzie mogłaby usiąść, zaraz po tym kiedy narzekający na własne łowienie Florek zajmował się rybą. Wysupłała jeszcze ostrożnie nożyk, podając go samemu Florkowi i czekając aż zadziała cuda. Chyba, że chciał aby to ona się tym zajęła, co również nie było dla niej problemem.
Gdy zabrzmiał tak, jakby insynuował to, że ta sprawa dotyczy je, pochyliła się szybko w jego kierunku, łapiąc go za ramię mocniej niż by chciała.
- Jeżeli ktoś cię zapyta, nic nie wiesz o mnie, rozumiesz? Oni wszyscy myślą, że już mi to przeszło, jak będą wątpić i uznają mnie za szaloną, to stracę pracę! Nie jestem szalona! – Odchyliła się na spokojnie, tak aby nie zwracać uwagi na siebie czy Floreana. Spojrzała jeszcze po okolicy, ale nikt z załogi nie zerkał w ich kierunku, więc przynajmniej tyle. Rozmowę i tak kontynuowała przyciszonym głosem. – Widzę je wszędzie i zawsz i od dwóch lat jest tak samo, nie odzywają się wcale. Nie ma pojęcia, czym są, co się dzieje, nic z tego nie rozumiem….
Słuchając o muzie, o której opowiadał Florek, wywróciła lekko oczyma, kręcąc lekko głową. Wyglądała jednak bardziej na zasmuconą niż zdenerwowaną, spoglądając jeszcze na swojego towarzysza zanim potrząsnęła lekko głową.
- Cóż, obawiam się, że trochę się z nią mijam jeżeli o to chodzi. Ani we mnie kobiecego wdzięku, ani komedii, ani też z roślinami nie spędzam czasu, a z artystycznych przymiotów mogę mówić jedynie o szantach oraz dniach, kiedy uczyłam się tańczyć na Bliskim Wschodzie. Widziałeś kiedyś tańce orientalne, w odpowiednim stroju? – Nie wiedziała w sumie, gdzie poszukiwania historii zawiodły Floreana, dlatego w sumie z ciekawością rzuciła mu teraz spojrzenie. – Jeżeli nie, możesz sobie wyobrazić mnie w odsłaniającej kostki półprzezroczystej spódnicy oraz krótkiej bluzce, kończącej się za biustem, bransoletami na nadgarstkach i kostkach.
Naprawdę nie wiedziała, czy wiedział co miała na myśli, ale oczywiście wszystko dotyczyło tego co ona mogła zrobić. Miała też nadzieję, że nie przestraszy go tymi wyobrażeniami, bo uciec nie bardzo miał gdzie, a wyławiać go z wody naprawdę nie chciała. Spojrzała jeszcze raz na niego, tym razem z lekkim współczuciem i wyciągnęła dłoń, ściskając go za rękę aby jednak dodać mu jakoś otuchy. Nie musiał myśleć o takich przykrych sprawach, nie teraz.
- Weź, zlituj się aby mi oszczędzić sprzątania, błagam. – Potrząsnęła jeszcze lekko głową, a przynajmniej zanim nie rozejrzała się dookoła, starając się znaleźć miejsce, gdzie mogłaby usiąść, zaraz po tym kiedy narzekający na własne łowienie Florek zajmował się rybą. Wysupłała jeszcze ostrożnie nożyk, podając go samemu Florkowi i czekając aż zadziała cuda. Chyba, że chciał aby to ona się tym zajęła, co również nie było dla niej problemem.
Gdy zabrzmiał tak, jakby insynuował to, że ta sprawa dotyczy je, pochyliła się szybko w jego kierunku, łapiąc go za ramię mocniej niż by chciała.
- Jeżeli ktoś cię zapyta, nic nie wiesz o mnie, rozumiesz? Oni wszyscy myślą, że już mi to przeszło, jak będą wątpić i uznają mnie za szaloną, to stracę pracę! Nie jestem szalona! – Odchyliła się na spokojnie, tak aby nie zwracać uwagi na siebie czy Floreana. Spojrzała jeszcze po okolicy, ale nikt z załogi nie zerkał w ich kierunku, więc przynajmniej tyle. Rozmowę i tak kontynuowała przyciszonym głosem. – Widzę je wszędzie i zawsz i od dwóch lat jest tak samo, nie odzywają się wcale. Nie ma pojęcia, czym są, co się dzieje, nic z tego nie rozumiem….
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Gdybym się lepiej czuł, zapewne byłbym bardziej rozmowny i zadałbym Thalii setkę pytań na przeróżne tematy. Poczynając od tajników żeglarstwa, przez jej ciekawą przeszłość, na niezwykłości metamorfomagii kończąc. Nie mogłem jednak wyzbyć się z głowy myśli o tym, że buja. Lewo, prawo, lewo, prawo. Powoli, delikatnie, niby kołyska, a jednak nie przypominało mi to matczynego ciepła czy bliskości rodzinnego ogniska – powodowało tylko i wyłącznie mdłości. Naprawdę próbowałem je zignorować, ale to nie było możliwe. Mój organizm wszedł w prymitywny tryb przetrwania i myślał tylko o tym, że jest mu źle. Nie dało się go oszukać ani przekierować myśli na inne tory, choć cały czas próbowałem. Nic z tego, podświadomie marzyłem tylko o stałym lądzie.
– Przesadzasz – skwitowałem, kolorem zapewne przypominając już biel łamiących się fal. – C-co? – Zapytałem po chwili, podnosząc na nią zdezorientowany wzrok. – Nie, ale co ma jedno do... – zacząłem, dziwiąc się przy każdym kolejnym słowie, które padało z jej ust. Czy ona powinna tak...? Opowiadać ze szczegółami akurat mi? – Och... No... – zwlekam z odpowiedzią, bo nie wiem czy mi wypada jakkolwiek zareagować na te rewelacje skoro nie łączy nas żadna bliższa relacja. – Wyobraźnię mam bujną – Mówię w końcu, posyłając jej cień uśmiechu. Nie wiedziałem, że w swoich podróżach zawędrowała aż tak daleko! Mam ochotę bardziej ją pociągnąć za język w tym temacie, ale na wszelki wypadek nie otwieram ust zbyt często.
Spojrzałem na nią zaskoczony, kiedy tak mocno złapała mnie za ramię, a w jej oczach zauważyłem kipiącą złość. Trwała jednak dosłownie ułamek sekundy, wystarczyła mi jednak, by zrozumieć, że sytuacja jest poważna. I te duchy działają jej na nerwy. – Dobrze, przepraszam, będę uważał – Uspokajam ją, spoglądając na przechodzących obok marynarzy. Im więcej się o nich dowiadywałem, tym bardziej zaczynałem uważać, że życie w tej społeczności ma więcej minusów niż plusów. Potem zamiast złości widzę w niej desperację – dwa lata! To naprawdę długo. Wystarczająco długo, żeby faktycznie oszaleć.
W międzyczasie zawijamy do portu. Z wdzięcznością witam stały ląd, choć moje stopy wciąż mają wrażenie, że stoją na bujającym się statku. – Ja jednak jestem... szczurem lądowym – stwierdzam, głos mam jakby żywszy a postawę pewniejszą siebie. – Ale dziękuję za ten krótki rejs – dodaję, stając przed Thalią. Milknę na chwilę, przyglądając jej się w ciszy – zastanawiam się nad tym, co mi zdradziła. – Dobrze zrobiłaś, mówiąc mi o tych duchach. Załatwię to, nie musisz się tym więcej martwić – zapewniam. Jestem pewny, że akurat w tej kwestii mogę jej pomóc. I na swój sposób przynosi mi to ulgę. –Do zobaczenia, Thalio, nie Lavinio – uśmiecham się na pożegnanie i rozchodzimy się we własne strony.
zt x2
– Przesadzasz – skwitowałem, kolorem zapewne przypominając już biel łamiących się fal. – C-co? – Zapytałem po chwili, podnosząc na nią zdezorientowany wzrok. – Nie, ale co ma jedno do... – zacząłem, dziwiąc się przy każdym kolejnym słowie, które padało z jej ust. Czy ona powinna tak...? Opowiadać ze szczegółami akurat mi? – Och... No... – zwlekam z odpowiedzią, bo nie wiem czy mi wypada jakkolwiek zareagować na te rewelacje skoro nie łączy nas żadna bliższa relacja. – Wyobraźnię mam bujną – Mówię w końcu, posyłając jej cień uśmiechu. Nie wiedziałem, że w swoich podróżach zawędrowała aż tak daleko! Mam ochotę bardziej ją pociągnąć za język w tym temacie, ale na wszelki wypadek nie otwieram ust zbyt często.
Spojrzałem na nią zaskoczony, kiedy tak mocno złapała mnie za ramię, a w jej oczach zauważyłem kipiącą złość. Trwała jednak dosłownie ułamek sekundy, wystarczyła mi jednak, by zrozumieć, że sytuacja jest poważna. I te duchy działają jej na nerwy. – Dobrze, przepraszam, będę uważał – Uspokajam ją, spoglądając na przechodzących obok marynarzy. Im więcej się o nich dowiadywałem, tym bardziej zaczynałem uważać, że życie w tej społeczności ma więcej minusów niż plusów. Potem zamiast złości widzę w niej desperację – dwa lata! To naprawdę długo. Wystarczająco długo, żeby faktycznie oszaleć.
W międzyczasie zawijamy do portu. Z wdzięcznością witam stały ląd, choć moje stopy wciąż mają wrażenie, że stoją na bujającym się statku. – Ja jednak jestem... szczurem lądowym – stwierdzam, głos mam jakby żywszy a postawę pewniejszą siebie. – Ale dziękuję za ten krótki rejs – dodaję, stając przed Thalią. Milknę na chwilę, przyglądając jej się w ciszy – zastanawiam się nad tym, co mi zdradziła. – Dobrze zrobiłaś, mówiąc mi o tych duchach. Załatwię to, nie musisz się tym więcej martwić – zapewniam. Jestem pewny, że akurat w tej kwestii mogę jej pomóc. I na swój sposób przynosi mi to ulgę. –Do zobaczenia, Thalio, nie Lavinio – uśmiecham się na pożegnanie i rozchodzimy się we własne strony.
zt x2
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 39 z 39 • 1 ... 21 ... 37, 38, 39
Na pełnym morzu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset